95. Żyć do końca i ani dnia dłużej, czyli dwaj panowie S. (Żyć do końca, cz. ½)

Drodzy Czytelnicy!

Dziś czeka nas podróż w przeszłość i to o dobre ćwierć wieku. Otóż jedna z naszych czytelniczek wynorała dla nas kuriozalną książeczkę, polski odpowiednik harlequina, a ponieważ tekst nie był dostępny w żadnej formie elektronicznej, własnymi rękami przepisała całość, z zachowaniem oryginalnej ortografii i interpunkcji. Doceńmy jej poświęcenie!

*

A zatem: pi.asia i Joanna prezentują:

*

Książka „Żyć do końca” to debiut prozatorski Agnieszki Dembek. Ukazała się drukiem w 1997 roku, a więc wkrótce będzie obchodzić dwudziestopięciolecie. Wydano ją staraniem Specjalistycznego Zakładu Ogrodniczego „Vitroflora” w Łochowie, co jest swoistym kuriozum, gdyż w książce nie ma ani słowa o ogrodnictwie.

Zapewne był to selfpub a’la lata 90., w znajomej drukarni, która pewnie na co dzień drukowała jakieś katalogi tegoż Zakładu.

Drugim kuriozum jest okładka tego dzieła:

Sama w sobie całkiem do przyjęcia, tyle że nie ma absolutnie nic wspólnego z treścią: w książce nikt nie tańczy, nikt nie chodzi we fraku, nikt nie gra na fortepianie. Samego fortepianu też nie ma. A co jest?

Są wszystkie kanoniczne elementy rasowego opka. I to zgromadzone w sposób mistrzowski. Są też liczne błędy stylistyczne, gramatyczne, interpunkcyjne i inne, co mocno dziwi, bo książka miała i korektorkę, i dwoje redaktorów.

Korekta i redakcja albo padły na twarze przed tym arcydziełem, albo do głębi wzruszone jego treścią zapomniały o swoich podstawowych obowiązkach.

Swoją drogą, istnieje jeszcze inna książka autorstwa niejakiej Agnieszki Dembek: “Serce z ciała. Ponieważ jednak brak jakichkolwiek informacji o autorce zarówno jednej, jak i drugiej pozycji, a tematyka jest zupełnie inna, trudno powiedzieć, czy chodzi tu o tę samą osobę, czy o przypadkową zbieżność nazwisk.

*

Analizują: pi.asia, Joanna, Kura i Vaherem

*

Trzymajcie się mocno. Startujemy!

*

Bohaterów – Agnieszkę i Sławka – poznajemy podczas pierwszych odwiedzin Sławka w domu Agnieszki. Z dialogu wynika, że spotkali się na jakimś kółku (zainteresowań?), nie znali się wcześniej osobiście, a jedynie wymieniali listy i zdjęcia. Umawiają się na sobotę, na wspólne wyjście do kawiarni.

(…)

*

W sobotę Agnieszka właśnie wychodziła, gdy przyszedł Sławek.

– Cześć. Gdzieś wychodzisz? – spytał zdziwiony.

– Tak, przepraszam. Zupełnie zapomniałam o naszym spotkaniu – zarumieniła się dziewczyna.

Autorko – z zapisywania dialogów – dwója!!! Redakcjo – dwója do kwadratu!

*

– Może pójdziesz ze mną? Będzie mi raźniej.

– Jeśli nie przeszkodzę? Dokąd idziesz? – zapytał Sławek.

– Do znajomego. Zaprosił mnie, a ja nie miałam odwagi nie przyjąć jego zaproszenia.

bo wymorduje ci rodzinę?

*

Razem wyszli z domu. Po drodze Agnieszka opowiadała o sobie, o tym jak została obrażona przez nauczyciela. Sławek słuchał uważnie, co rusz spoglądając na nią.

– Teraz zaprosił mnie do siebie – zakończyła Agnieszka.

– I przyjęłaś zaproszenie? – zapytał.

– Już ci mówiłam. Nie mogłam odmówić. Powiedział, że nie chciał mnie nigdy urazić.

– Chce ciebie przeprosić?

– Tak. Coś w tym stylu. Uważam, że każdy powinien mieć prawo do poprawy.

– No, tak. Byle nie czyimś kosztem.

Przyjdź to mnie, to cię przeproszę”. Słabe.

*

– On nie jest tyranem. Każdy może popełnić błąd w życiu.

– Masz rację.

– A ty? Opowiedz coś o sobie.

Sławek zaczął opowiadać. Tak doszli do mieszkania nauczyciela Agnieszki.

Sławek najwyraźniej nie jest na tyle istotny dla opka, żebyśmy mieli się o nim czegokolwiek dowiedzieć.

Choć z drugiej strony, o Agnieszce też na razie nic nie wiemy…

*

– Może lepiej by było, gdybym sobie poszedł? – zapytał Sławek.

– Nie! – krzyknęła. – Może niepotrzebnie mówiłam o nim dobrze…. Może to wyda ci się śmieszne, ale… boję się go.

I dlatego do niego idę, żeby stanąć oko w oko ze swoim lękiem, a potem go pokonać. Szacun, panno Agnieszko, szacun.

*

– To nie jest śmieszne. Masz prawo się kogoś bać.

Agnieszka nacisnęła przycisk dzwonka. Po chwili stanął w drzwiach rozpromieniony mężczyzna o niebieskich oczach i blond włosach. Był przystojny i zdecydowany.

Czystej krwi Aryjczyk.

*

Tak, to był on. Jej miłość, życie i przekleństwo.

Łubudu! Z grubej rury! Przyznam, tego się nie spodziewałam!

*

Za każdym razem, gdy stawała przed nim, czuła się jak mała dziewczynka, jak zabawka w rękach dorosłego człowieka.

Biorąc pod uwagę, że ich romans zaczął się, gdy ona miała lat 15, a on 35-40, to miała prawo tak się czuć.

(Z dalszej treści opka wynika, że Stanisław uczył ją w poprzedniej szkole – a zatem zapewne podstawówce, ośmioklasowej, gdyż gimnazja wprowadzono w 1999. Ale! na chwilę obecną nie mamy wzmianki, że Stanisław jest jej byłym nauczycielem, przeciwnie, można wywnioskować, że wciąż ją uczy.)

*

Bała się odrzucenia. Drżała. Gdyby mogła chociaż raz nie czuć strachu będąc z nim.

Hmmm… I’ve got bad feelings about this…

*

Chciała mu tyle rzeczy powiedzieć. On był zawsze przy niej w myślach, w marzeniach. Wybaczyła by mu wszystko, obojętnie co by zrobił. Był dla niej jak narkotyk. Niszczył ją, ale ona pragnęła go coraz bardziej i bardziej. Był jej życiem, a więc jak mogła żyć bez życia, bez serca, bez nadziei na słońce?

Fakt, takie życie to do rzyci.

*

Kto mógłby zająć jego miejsce? Nikt!

Jeszcze się przekonamy.

*

Nikogo nie umiałaby tak kochać jak jego. To nie była taka zwykła miłość. To było coś więcej. Pełne uzależnienie od człowieka, który staje się częścią „drugiego ja” To była prawdziwa miłość.

Drugie ja cichutko kwiliło ze zgrozy, patrząc na swoje nowe części.

Le nope, to był syndrom sztokholmski.

*

Zastanawiała się dlaczego tak go kochała? Czemu ciągle jeszcze trwała przy nim?

Kiedy zobaczył Sławka jego uśmiech zniknął.

– Czekałem na ciebie, ale wydawało mi się, że zaprosiłem tylko jedną osobę – powiedział nauczyciel.

Kulturka!

*

– Tak, wiem, ale Sławek przyszedł i nie mogłam go zostawić – odpowiedziała trochę niepewnie Agnieszka.

Bo wymaga stałej, troskliwej opieki.

*

– No dobrze, jeśli już jesteś, to wejdź z tym… jak mu tam?

– Sławkiem…

Nauczyciel zamknął drzwi.

– Powinnam przedstawić was sobie – powiedziała Agnieszka wchodząc do pokoju.

– Sam się przedstawię. Stanisław jestem – powiedział.

– Sławomir – powiedział chłopak i podał rękę.

Ała, będą mi się mylić.

*

Stanisław nie miał zamiaru wyciągnąć swojej ręki, tylko zmierzył chłopaka pogardliwym wzrokiem.

Trudno się dziwić, przyłazi nieproszony i pierwszy wyciąga rękę.

(Wg zasad savoir-vivre to osoba ważniejsza, czyli starsza, wyższa stopniem lub stanowiskiem, podaje rękę osobie mniej ważnej).

Z drugiej strony, mierzenie pogardliwym wzrokiem nie należy do żadnych zasad savoir-vivre’u, więc Stanisław też zarabia minus.

*

Agnieszka usiadła na tapczanie.

– Mógłbym cię poprosić na chwilę do kuchni? Wybacz chłopcze, ale mamy ważną sprawę do omówienia – powiedział Stanisław.

– Dobrze – odpowiedziała i udała się za nim.

Kuchnia wyglądała jak każda: lodówka, piec, szafki i taboret. Nic szczególnego.

Jak to nic? Nie ma zlewozmywaka, stołu, kuchenki gazowej?

No wiesz, męskie gospodarstwo… Stanisław pewnie stołuje się na mieście, a szklanki myje w umywalce.

Uczyłam się w szkole, że trzeba robić opisy, ale w zasadzie nie wiem, jak i po co.”

*

Stanisław stanął przy oknie, patrząc przez chwilę na stojące na parkingu samochody. Po kilku minutach odwrócił się do niej.

Znaczy się – do kuchni?

*

– Mówiłem ci przecież, żebyś przyszła sama – powiedział wyraźnie rozdrażniony. – Myślałem, że się rozumiemy.

Facet rozmawia z kuchnią???

*

– Tak, ale naprawdę on przyszedł, kiedy wychodziłam. Co miałam zrobić? Znamy się od niedawna. Drugi raz się widzimy, nie chciałam być niegrzeczna – odpowiedziała.

Savoir-vivre w wydaniu hard – zawlec nowego znajomego do byłego kochanka. Sławek zapewne jest uszczęśliwiony i oczarowany taktem Agnieszki.

Sławek na razie nie ma pojęcia, co ich łączyło, ale dziwię się samej Agnieszce, że nie przyszło jej to do głowy.

*

– A chciałaś przyjść? – zapytał, uśmiechając się.

– Tak.

– To miło.

Zbliżył się do Agnieszki i przegarnął jej włosy.

– Myślę, że mogę ci to wybaczyć – powiedział ciepło. – Mam nadzieję, że coś z tego będę miał.

Zaprosił ją, żeby przeprosić, a teraz wspaniałomyślnie jej wybacza. Macchiavelli to przy nim szczeniak.

Wybaczam ci to, że cię obraziłem, ale nie myśl sobie, że moje wybaczenie przychodzi za darmo.

To nie żaden Machiavelli, to zwykły manipulujący gnojek.

*

Agnieszce serce waliło jak młot, nie wiedziała już czy to z miłości, czy z przerażenia. Powracała myślami do dni, kiedy zobaczyła go pierwszy raz. Wydawał się dziwnie obcy, zawsze zły. Nigdy nie pozwalał sobie na jakiś miły gest. Dopiero później, gdy poznali się bliżej, odkrył jej swoje prawdziwe oblicze.

I było jeszcze paskudniejsze.

*

Zresztą, czy było ono prawdziwe, tego naprawdę nie wiedziała. Wtedy nie przypuszczała, że pokocha go tak bardzo. Nie przypuszczała, że stanie się jej życiem. Z jej strony było to piękne, czyste uczucie. Nie skalane niczym.

Zapamiętajmy.

*

A może to tylko jej marzenia? Może jest kolejną jego zdobyczą? Miał przecież tyle innych kobiet.

I opowiadał o nich swojej uczennicy.

*

Ma również dom, żonę i dzieci.

A to ci zaskoczenie!

*

Co (czego) mógł chcieć więcej? Musiał przecież kiedyś kochać swoją żonę. Inaczej nie ożeniłby się z nią.

A jednak czegoś szukał. Inaczej nie miałby tylu kochanek. Może była kolejną? Nie, nie mogła tak myśleć! Musiał ją kochać! Po prostu musiał. Nie zależałoby mu przecież na tym, by tu przyszła.

Te niekochane bzykał gdzie popadnie, tylko kochaną zapraszał do domu.

*

Nie był potworem. Kiedyś tak ładnie się do niej uśmiechał. Był taki czuły…

Spotkanie nie skończyło się niczym.

A czym?

A co, chciała się seksić w kuchni ze Sławkiem za ścianą?

*

Nawet nie napili się herbaty. Agnieszka wolała wyjść.

Ten Sławek to ma pecha, nikt go niczym nie poczęstuje.

Bardzo bym chciał przeczytać wersję Sławka, żeby wiedzieć, co sobie myślał siedząc sam na tej kanapie. 😀

*

*

Zdecydowała się chodzić ze Sławkiem. Był dla niej cudowny, dobry i czuły.

Zapamiętajmy.

Prorokuję, że bycie cudownym, dobrym i czułym to za mało.

*

Nigdy nie pytał o Stanisława. Ona sama starała się unikać tego tematu. Bała się go spotkać kiedykolwiek. Bała się siebie, własnej reakcji. Jak się zachowa? Czy będzie w stanie oprzeć się jemu? Czy może jednak ulegnie? Czy znowu pozwoli się zranić? Te pytania ciągle ją dręczyły.

Los chciał, że przypadkowo spotkała Stanisława w mieście. Jechał swoim samochodem. Zatrąbił na nią i zatrzymał się koło niej. Otworzył drzwi. Podobała mu się ta dziewczyna w mini, z ładnymi długimi nogami i z tą swoją uległością.

Domyślam się, że uległość była tym, co podobało mu się najbardziej.

*

– Wsiadaj! – zakomenderował.

Zawahała się wreszcie wsiadła.

Zostawiając na chodniku przecinek, który nie zdążył wsiąść.

*

Pojazd ruszył ostro.

– Coś ostatnio unikasz mnie? – zapytał, spoglądając na jej kolana.

Kolana milczały, zaskoczone pytaniem.

*

– Nie – zaprzeczyła wystraszona.

– Boisz się mnie?

– Nie – skłamała.

– Więc?

– Chodzi o to, że… ja…. – jąkała się.

– Co ty?

– Ja… Nie umiem tego wyrazić.

– Czego? Nie martw się, nie potrzebujesz niczego wyrażać – powiedział Stanisław kładąc dłoń na jej kolanie.

Nie od gadania tutaj jesteś.

*

Chciał ją mieć. Wiedział, że jest na każde jego zawołanie. Miał ochotę to wykorzystać. Lubił takie dziewczyny, które pozwalały mu na sprawdzenie swojej męskości.

Dziewczyny, którym sprawdził męskość, też go lubiły.

Wiek!? Aha. Zwis w normie… a stolec był?”

*

Teraz zrozumiała, co było przyczyną jej ciągłego niepokoju. To był on, Stanisław. Jej były nauczyciel, którego kochała jak nikogo dotąd. Walczyła z tą miłością. Sama z sobą toczyła bitwę. Chciała rzucić mu się w ramiona. Jednak jej podświadomość, jej sumienie odrzucało go.

Instynkt Samozachowawczy też uważał, że rzucanie się w ramiona kogoś, kto kieruje ostro jadącym pojazdem, to nienajlepszy pomysł.

*

Stanisław mówił coś, co chwila kładąc rękę na jej kolanie, lecz ona niczego nie słyszała. Toczyła straszliwą bitwę z własną słabością. W myślach powtarzała ciągle: „Czemu ja go tak kocham?”

Za to, że jest człowiekiem? Przeciesz (korektorko, widzisz i nie reagujesz???) każdy nim jest. Za to, że ma wady i zalety? Każdy je ma. Za to, że jest taki, a nie inny. (każdy jest taki, a nie inny) Za każdy jego uśmiech, za każde jego słowo, za jego oczy, usta, ręce, za wszystko co posiada, za każdą część jego ciała (ślepą kiszkę, okrężnicę, wątrobę i nadnercza), za serce, duszę, rozum (że co proszę???), wszystko. Czemu? Czemu?”

No, z tym rozumem Stanisława to pojechała po bandzie.

Sama nie ma wcale, więc podziwia każde bele co.

*

Agnieszka w końcu decyduje się wysiąść, mówiąc, że Sławek na nią czeka.

(…)

*

Agnieszka siedziała właśnie nad lekcjami. Zadzwonił dzwonek. Była sama w domu. Z radością dobiegła do drzwi myśląc, że to Sławek. Otworzyła i już miała się rzucić w ramiona, gdy nagle stanęła jak wryta. Przed nią stał co prawda ukochany człowiek, ale był nim Stanisław.

– Cieszysz się? – zapytał z uśmiechem na twarzy.

Agnieszka spoglądała na niego nie mogąc wydusić z siebie ani jednego słowa, jakby nagle zapomniała mowy.

– No co? Zastanawiasz się pewno, jak znalazłem twój adres? Twoja znajoma mi dała – powiedział Stanisław. – Czy mogę wejść?

Jako jej nauczyciel miał dostęp do wszystkich danych osobowych, ale wolał wypytywać znajome. Mistrz konspiry po prostu.

To już podpada pod stalking.

*

– Tak – wykrztusiła wreszcie.

Stanisław wszedł do mieszkania i zamknął drzwi, po czym zbliżył się do Agnieszki. Zmierzył ją wzrokiem i przyciągnął do siebie. Ona położyła ręce na jego ramionach. Nie pojmowała tego, co robi. Czuła się tak, jakby coś w niej umierało.

To Lojalność i Konsekwencja popełniały zbiorowe seppuku na grobie Zdrowego Rozsądku.

*

Nie mogła już dłużej sprzeciwiać się Stanisławowi i swemu sercu. Kochała go. Poddała się sile jego ciała. Stanisław czekał na to. Zbliżył swoje usta do jej. Ona zaczęła delikatnie głaskać jego włosy.

Ten namiętny pocałunek przerwał dzwonek do drzwi.

Otworzyła. To był Sławek.

Kto by się spodziewał….

Ooooooh…

*

Widząc stojącego obok niej Stanisława pokiwał głową.

– Widzę, że przeszkadzam – wyjąkał skonsternowany.

Dawno nie miałem tak, że było mi naprawdę żal jakiejś postaci z analizy. Ostatni był chyba piesek z “Kolejnych 365 dni”.

W sumie – Agnieszki też mi szkoda. Smarkula, która wpadła w łapy dwa razy od niej starszego cynicznego manipulanta…

*

Agnieszka chciała zaprzeczyć (i zaprosić Sławka do trójkąta?), jednak Stanisław z szyderczym uśmiechem odpowiedział:

– Właśnie! Przeszkadzasz.

Sławek wycofał się i ze spuszczoną głową wyszedł.

https://media.giphy.com/media/3oEjI80DSa1grNPTDq/giphy.gif

*

Agnieszka zamknęła drzwi i oparła się o nie plecami. Stanisław przycisnął ją jeszcze bardziej i zaczął całować.

– Teraz już będziesz moja – wyszeptał.

Agnieszka zdjęła z niego kurtkę i zaczęła odwzajemniać gorące pocałunki, aż wreszcie oddała mu się cała.

Tym razem autorka przemilczała scenę miłosną, ale nic straconego, jeszcze napisze niejedną.

*

Dlaczego z taką łatwością ją zdobywał? Przecież po tym wszystkim, nie powinna…

Ale po czym, po czym, na litość???

*

A jednak… Czy jest możliwe, że istnieją na tym okrutnym świecie tak silne uczucia?

Kochała go i tylko to się liczyło. A czy to uczucie jest wielkie i czyste, czy to tylko pożądanie, o tym nie było sensu myśleć.

O, a dopiero co się zarzekała, że to było piękne, nieskalane niczym, czyste uczucie!

*

Gdyby teraz oświadczył się, to bez chwili wahania by się zgodziła. O tym jednak mogła tylko marzyć.

On był jak wiatr, przychodził i odchodził, kiedy chciał i jak wiatr były jego uczucia. Czasem słabsze, czasem tak silne, że porywały wszystko. Czyż mogła im się oprzeć?

On – wiatr, ona – chorągiewka.

*

*

Sławek szedł ulicą nie patrząc na pobliskie wystawy.

I słusznie, bo gdyby się gapił na boki, zamiast przed siebie, to by wlazł na latarnię.

*

Czuł się strasznie. Po raz kolejny oszukany i zdradzony.

Kolejny…?

Ta wstrząsająca historia zapewne mieściła się w tamtym “Sławek zaczął opowiadać. Tak doszli do mieszkania nauczyciela Agnieszki.”

*

Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Czy to jego wina, że dziewczyny uciekają od niego? Czy jest aż taki głupi, że nikt nie chce wiązać się z nim na dłużej? O co w tym wszystkim chodzi? Czy nie ma nikogo, kto by docenił jego miłość? Jeśli nie ma takiej osoby, to nie ma sensu żyć. Lepiej pozbawić się życia, by innym nie zawadzać.

Nagle przyszło mu do głowy, że może powinien siłą zdobywać dziewczyny. Może to właśnie lubią? Aroganckich sukinsynów, którzy ponad wszystko stawiają zaspokojenie swoich chuci.

Dochodzisz, chłopcze, do fascynujących wniosków.

Sławek myślał po incelsku zanim to było modne.

Młody, głupi i właśnie był świadkiem, że to działa…?

*

Zdobywając dziewczynę po dziewczynie udowadniają samym sobie męskość. Dobrze, on też taki będzie. Jeśli o to Agnieszce właśnie chodzi. Będzie walczył o nią. Nawet z takim babiarzem jak Stanisław.

Planuje zawody w zaliczaniu panienek? Bo nie kumam.

Tak, każda zaliczona panienka będzie wstawiała mu pieczątkę do kajeciku.

*

Postanowił więc wrócić do Agnieszki.

Zapewne poinformować ją o swym postanowieniu, że zaliczy każdą, która się napatoczy.

*

Nacisnął dzwonek.

Agnieszka leżała w łóżku, zmęczona burzliwą przygodą ze Stanisławem. Wstała i włożyła szlafrok na gołe ciało. Podeszła do drzwi. Dopiero, gdy otworzyła je, ocknęła się. Mogli przecież to być jej rodzice. Odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła Sławka.

Pewnie, z dwojga złego lepiej, że przyszedł twój chłopak, którego właśnie zdradziłaś, niż rodzice!

E tam, rodzice by nie dzwonili, mają chyba swoje klucze.

*

– Widzę, że ostro zabraliście się do roboty – powiedział Sławek, mierząc ją wzrokiem.

Widzę, że ostro zabrał się do walki o Agnieszkę.

*

– To ty? Co cię tu ponownie sprowadza? – zapytała.

Mmm, piękne, nienaturalne zdanie. Jak z kiepsko zdubbingowanego komputerowego rpga.

*

– Raczej kto? Ty! Widzę jednak, że przyszedłem za późno, już stałaś się jego dziwką.

Trzeba przyznać, że walczy bronią raczej niekonwencjonalną.

*

Stanisław przeciągnął się z satysfakcją i oparł na łokciach.

– Czy coś się stało kochanie? – zapytał, nie bardzo wiedząc co się dzieje.

– Nie – machinalnie odpowiedziała Agnieszka, wchodząc z chłopakiem do pokoju.

Ja pierdykam! (spada pod stół i tam cicho skomli)

Dobrze, autorko, pobawiliśmy się, pośmialiśmy się, ale teraz na serio – gdzie schowałaś mózg głównej bohaterki?

*

– Widzę, że już nie jesteś taka przerażona jego obecnością. Zniewolił cię całkowicie – wydusił Sławek.

– Wcale nie! Kocham go i nic na to nie poradzę.

– A ja?

Ty? Ty jesteś świeżym rekrutem w szeregach inceli.

*

Agnieszka spuściła głowę. Już nie wiedziała, co do niego czuje. Czy mieści się to w granicach miłości?

– Ciebie też kocham – wyszeptała po chwili.

Bardziej jej zależało na usłyszeniu tego niż jemu.

– Dwóch ludzi na raz?

– Tak. Zrozum mnie, proszę.

– O, nie!

– Nie! Rozumiesz? Nie!

Korektorka, wstrząśnięta nagłym zwrotem akcji, nie zauważyła poplątania zapisu dialogowego.

*

– Na dodatek zhańbił cię. Zdobył twoje ciało i może teraz odejść.

Przepraszam, w którym wieku dzieje się ta powieść?

A ona może teraz tylko umrzeć albo iść do klasztoru, zhańbiona na wieki.

*

Już niczego mu nie możesz dać. Niczego nowego czego jeszcze nie miał dotąd.

– Mogę. Mogę mu dać miłość.

– Nie rozśmieszaj mnie – uśmiechnął się szyderczo Sławek. – Dla niego miłość nie istnieje. On woli rozkoszować się ciałem i to tylko raz.

Taki z niego Maxi Kaaaaaz!

Te sceny były tak szokujące, że nawet wyszczekany Stanisław zapomniał języka w gębie.

*

– Nie! – krzyknęła Agnieszka. – Jesteś potworem! Zazdrosnym sukinsynem!

Trzasnęła drzwiami. Rozpłakała się. Stanisław wstał i podszedł do niej.

– Co się stało? – zapytał.

Nie wierzę! Nie wierzę, on przez cały czas leżał i słuchał jak Sławek ubliża jemu i Agnieszce? Nie wstał i nie dał mu w pysk?

No wiesz, może jedyny szlafrok miała na sobie Agnieszka, a Stanisław może nie był zbyt hojnie obdarzony i wstydził się wyleźć goły z łóżka.

*

– Staszek, przyrzeknij mi, że nigdy mnie nie opuścisz – błagała Agnieszka i rzuciła się w jego ramiona.

– Oczywiście, że cię nie opuszczę. Zaufaj mi – odpowiedział i przytulił ją do nagiego ciała.

Uf, uf.

*

Sławek postanowił utopić swoje smutki w kieliszku. Udał się w tym celu do pobliskiej knajpy. Tam poznał barmana Jana, który stał się jego towarzyszem.

Niezrównanej urody jest ten fragment.

Towarzyszu Janie, może byśmy tak machnęli jakąś małą rewolucję?

*

Bla, bla, Sławek się wypłakuje, Jan sypie mądrościami:

*

(…)

– Kobiety mają prawo wybierać sobie mężczyzn. To jest ich przywilej. Biologiczny. Dobór gatunkowy.

– Więc mogą nas również niszczyć?

– Nie wiem.

– Opuściła mnie dla człowieka, który właściwie mógłby być jej ojcem. Dlaczego kobiety są takie?

– Pociąga je siła, doświadczenie.

Sławek zaśmiał się.

– Jasne. Zwłaszcza, że dotyczy ono zaliczania dziwek i porzucania ich.

– Spokojnie. Na pewno wróci do ciebie. One w takich przypadkach wracają.

– Tak, ale nie ona. Już raz ją zdradził, a ona przebaczyła.

Skąd Sławek to wie? W tekście nie ma o tym żadnej wzmianki.

Opowiadała mu, że ją obraził. Pewnie zdradził ją z żoną, szubrawiec jeden.

*

– Masz pecha, nie po tej stronie stoisz, co powinieneś.

Po tej stało ZOMO.

*

– Właśnie. Jeszcze teraz oddała mu swoje ciało i zostanie ponownie odepchnięta.

– Więc wróci.

– Nie.

– Czemu?

– Bo ja jej już nie chcę! – powiedział stanowczo Sławek.

Jeszcze zmieni zdanie. Oni w takich wypadkach zmieniają.

*

– Czemu?

– Nie chcę dziwki odepchniętej przez alfonsa.

Sławku, mam dla ciebie jedno przesłanie – spierdalaj.

Czy w tym opku pojawi się jakiś sympatyczny mężczyzna…?

*

– Nie za ostro?

– Nie.

– Spójrz – Jan wskazał na znajdujących się w spelunie gości. – Oni przychodzą tu z wielu powodów. A to dziewczyna rzuciła, a to nie ma z czego żyć… Więc pije na krechę. Tu jest cała śmietanka nędzy i smutku (???). Ty jesteś najmłodszy, czy chcesz sobie zmarnować życie jak oni?

– Może.

– Przed tobą całe życie.

– Nie chcę takiego życia! Sram na nie! Rozumiesz?! – krzyknął Sławek uderzając w blat. – Daj jeszcze raz to samo.

A kolega to już pełnoletni tak w ogóle? Ile właściwie lat mają bohaterowie? Wiemy, że Agnieszka jeszcze się uczy, ale on…?

*

Rozejrzał się dookoła.

– A ten? – pokazał na siedzącego w rogu sali mężczyznę. – On za co tu siedzi?

Chwila, to knajpa czy pierdel?

Oskarżony zostaje skazany na sześć kolejek whisky, wyrok nie podlega apelacji!”

Bez możliwości popitki!”

Obrona wnioskuje o zamianę rudej na czystą!”

*

– Stracił żonę przed tygodniem, ale zostaw go w spokoju.

– Czemu? Dlaczego mam nie pozawracać dupy wdowcowi w świeżej żałobie, kto mi zabroni?

*

– On nie lubi towarzystwa. Wyrzucił już jednego przez okno.

I jeszcze go wpuszczają do tego baru?

Może okno było akurat otwarte?

*

– A jednak spróbuję – powiedział Sławek i podszedł do mężczyzny.

– Czego?! – zapytał z agresją tamten.

– Mogę usiąść? – zapytał Sławek.

– Nie!

– Dlaczego? Mamy ten sam problem.

– Wątpię.

– Pozwól mi się przekonać.

– Dając ci w zęby.

– Spokojnie, chcę tylko byś mi opowiedział, jak to z tobą było.

Sławek usiadł.

– Co cię to interesuje?

– Moja rzuciła mnie dla nauczyciela.

– OK. Jak chcesz.

Mężczyzna, łyknąwszy jeden po drugim dwa kieliszki, zaczął opowiadać o swoim nieszczęściu.

Rany gorzkie, facet łyka kieliszki? A barman nie reaguje, że ktoś mu zżera zastawę?

Co robić, jak już wódka się skończyła…

*

Sławek poczuł się nieco lepiej.

Nio! Nic człowieka tak nie podnosi na duchu, jak świadomość, że ktoś ma gorzej!

*

*

– Nie, nie mogę dzisiaj – mówiła Agnieszka do słuchawki telefonu.

Rozmawiała właśnie ze Stanisławem.

– Kochasz mnie jeszcze? – zapytał głos w słuchawce.

– Oczywiście. Ale nie mogę teraz wyjść z domu. Nie wiem co stało się ze Sławkiem – odpowiedziała zmieszana.

Naubliżał ci i wyszedł trzaskając drzwiami. Już zapomniałaś?

A nie może przez to wyjść z domu, bo…?

*

– Agnieszko, czyżbyś nie tęskniła za mną?

Jeszzzz, jaki ten facet jest infantylny…

*

Przypomniała sobie ostatnie spotkani ze Stanisławem. Jego ciało wtopione w jej ciało. Przez chwilę byli jednością. Był jak tygrys, najpierw czaił się, by w końcu rzucić się i dopaść ofiarę. Wbić zęby w każdą część jej ciała. Ile miłości w tym było! Nie mogła i nie chciała tego zapomnieć.

Nic dziwnego, rany gryzione goją się bardzo powoli.

Agnieszka po nocy spędzonej ze Stanisławem:


*

Potrzebowała go. Jego siły, ciepła.

– Dobrze – powiedziała cichym głosem.

Nie umiała mu się oprzeć. On wiedział o tym i wykorzystywał to.

Zaczęła się ubierać. Gdy miała już wyjść, ktoś zadzwonił do drzwi. Przez chwilę wahała się, potem otworzyła. W drzwiach stał młody mężczyzna.

– Przepraszam, nie znasz mnie. Przyszedłem powiedzieć ci, że Sławek miał wypadek – oznajmił nieznajomy. Musisz natychmiast wypłacić wszystkie pieniądze, jakie masz i przekazać mnie…

*

– Gdzie jest? – Agnieszka poczuła mrowienie na całym ciele.

– W szpitalu, zawiozę cię – odpowiedział mężczyzna.

Gdy byli na miejscu, wiedziała już wszystko. Czuła się winna. Gdyby go wtedy nie opuściła….

Halo, koleżanko! To on opuścił ciebie!

Ale po tym, jak ona go zdradziła, więc wyrzuty sumienia są jak najbardziej zasadne.

*

Sławek leżał na intensywnej terapii.

Po zatruciu alkoholem, czy po tym, jak został jednak wyrzucony przez tym razem zamknięte okno?

Zapewne tuż po wypadku podał adres Agnieszki pierwszemu przypadkowemu facetowi i poprosił by ją zawiadomić. Oczywiście w chwilę później stracił przytomność.

A przypadkowy facet spełnił jego prośbę w podskokach.

*

Siedziała na ławce w korytarzu szpitala. Nie umiała płakać. Patrzyła na białą ścianę. Myślała o tym, co się stało. Kochała ich obu. Stanisława, bo był przystojny, uroczy i miał poczucie humoru.

*rozgląda się niepewnie* Widział ktoś ten urok i poczucie humoru?

*

Sławka, bo był czuły, wrażliwy i opiekuńczy.

*rozgląda się jeszcze bardziej niepewnie*

*

Kogo miała wybrać?

Rzuć monetą!

Patrząc na tych typów… dziewczyno, jeśli już jest 1997 rok, to kup komputer i Diablo I.

*

Agnieszka dzwoni do Stanisława z automatu w szpitalu, informując go, że Sławek miał wypadek, a ona czeka na informacje. Reakcja Stanisława:

*

(…)

– Boję się – Agnieszka zaczęła płakać.

– Słuchaj. To nie mój interes! Albo przychodzisz, albo z nami koniec! – krzyknął Stanisław i rzucił słuchawkę.

Agnieszka wróciła na swoje miejsce i zaniosła się szlochem.

E, no, to przecież taki żarcik, Stanisław słynie ze swego poczucia humoru!

*

– Ma małe szanse. Trzeba czekać – powiedział lekarz stojąc nad dziewczyną.

Aha. Już widzę lekarza, który ugania się po korytarzu za znajomymi pacjenta, żeby udzielać im informacji.

W tej książce szpitale w ogóle są dziwne, a szkoły jeszcze dziwniejsze. Ale nie uprzedzajmy wypadków.

Pomóc mu może jedynie pocałunek prawdziwej miłości!

Tak właściwie to wiadomo, co to za wypadek, czy to po prostu kolejny straszny opkowy wypadek, o którym nic konkretnego się nie dowiemy?

To drugie.

*

Agnieszka spoglądała przez chwilę na niego. Już nie miała sił płakać. Myślała tylko o jednym: stracę ich obu.

Wtedy spojrzała na schody, po których właśnie wspinał się Stanisław.

Miał linę, czekan i raki, a za nim wlokła się asekuracja.

*

Stanął. Agnieszka rzuciła mu się na szyję.

– Stanisław, tak się boję – wydusiła z siebie.

– Już dobrze. Przepraszam za to co powiedziałem przez telefon. Kocham cię i chcę, byś była szczęśliwa – powiedział.

Lekarz podszedł do nich.

W tym szpitalu jest przerost zatrudnienia, lekarze snują się po korytarzach i zaczepiają rodziny pacjentów.

*

– Niech pan zabierze tą (tę) panią. Nic tu po niej. Przyjdźcie państwo jutro, a pan niech zostawi swój telefon.

A w życiu! To jest nowy alkatel łan tacz izy i ja wam go nie oddam.

*

Nauczyciel napisał na karteczce numer i zabrał Agnieszkę.

Jeżu, serio, lekarz będzie podawał informacje jakimś przypadkowym osobom, nawet nie zapyta, czy to ktoś z rodziny…?

Ja? Jestem jego dziewczyną… w sumie byłą…

A ja jej kochankiem!

*

*

Usiedli na tapczanie. Oparł jej głowę o swoje ramię. Przez chwilę spoglądała w przestrzeń. W pewnym momencie pocałowała go w zimny policzek i chciała wstać.

Spotkała się jednak z oporem. Stanisław trzymał ją za nadgarstek, po czym przyciągnął do siebie. Usiadła mu na kolanach. On gorącymi ustami przywarł do jej ust. Wtopił się w jej wargi. Położył ją delikatnie na tapczanie.

Gorące pocałunki wprawiły ją w ekstazę. Pragnęła go. Dotyku rąk, które odważnie błądziły po jej ciele. Odpięły spodnie i doprowadzały ją do obłędu. Poczuła jak wkładał jej delikatne szczupłe nogi pod swoje ciężkie ciało.

Wkładał jej nogi pod swoje ciało. Nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić.

Najpierw prawą, potem lewą, potem złapać kadłubek, który w międzyczasie odtoczył się i spadł z tapczanu…

*

Wszedł w nią. Westchnęła z rozkoszy. Stawał się coraz bardziej agresywny, aż nagle, nieoczekiwanie opadł koło niej ciężko oddychając.

To była scena pt. „Jak mała Agusia wyobraża sobie seks”.

E, coś ty, jaki seks??? Facet „nieoczekiwanie opadł”. I tyle w temacie.

Niestety, akcja ksiopka toczy się najpóźniej w roku 1997, cudowne niebieskie pigułki wejdą do masowej produkcji dopiero rok później.

*

Agnieszka nie opierała się. Chciała, by o nic nie pytał. Po ostatnich przeżyciach pragnęła silnego męskiego ciała, które przywróciłoby jej wiarę w życie. Czuła się przy Stanisławie bezpiecznie i to było teraz najważniejsze. Spoglądając w łazience w lustro czuła do siebie pogardę. Dlaczego? Nie umiała sobie na to pytanie odpowiedzieć.

Ja wiem dlaczego: otóż po napisaniu zdania „czuła się bezpiecznie” autorka zrobiła sobie dwa dni przerwy. W tym czasie wpadła na pomysł wprowadzenia pogardy, a że to się razem kupy nie trzyma, to pikuś.

*

Nagle usłyszała dźwięk telefonu. Stanisław podniósł słuchawkę.

– Halo, słucham.

Agnieszka zakręciła wodę i poczuła jak krew pulsuje jej w głowie.

– Tak, jest tutaj. To straszne…. Nie… Dobrze… Dziękuję. Do widzenia.

Agnieszka jak oszalała zaczęła rozglądać się po łazience. Znalazła wreszcie żyletkę. Zamknęła drzwi na klucz. Usiadła na rogu wanny i skierowała do niej lewą rękę. Zamknąwszy oczy podcięła żyłę! Robiło jej się coraz bardziej mdło, bardziej… Teraz chciała umrzeć. Po co ma żyć? Dla kogo? Stanisław dostał to, co chciał i wkrótce ją rzuci, a Sławek umiera. Może już umarł. Może ten telefon był od lekarza. Nie ma już dla kogo żyć. Woli umrzeć ze Sławkiem. Nie wytrzyma tego dłużej.

Stoczyła się na ziemię.

A ja pod stół.

Ale mamy klasyczną opkową próbę samobójczą!

Jeżu, ale… Co, jak, dlaczego?! Przecież nawet nie wie, kto dzwonił i z jakimi dokładnie wieściami…

*

*

Obudził ją lekki powiew wiatru i zapach szpitalnego łóżka.

Nie zmieniali pościeli, tylko wietrzyli sale. Nowatorski sposób.

*

Ostrożnie otworzyła oczy jakby bała się zobaczyć na nowo świat. Na suficie wisiała lampa. Dziiiiiwne… Dopiero teraz usłyszała piski maszyny, która jakby złośliwie utrzymywała ją przy życiu. Stała po jej prawej ręce.

Była to raczej aparatura monitorująca jej stan, a nie utrzymująca ją przy życiu.

To była maszyna robiąca PING!

PING!

Ale co ta maszyna robiła, tak na serio? Pompowała w nią krew, która ciągle ciekła z przeciętej żyły, którą nie mógł się zająć żaden lekarz?

*

Tam też stała kroplówka. Zrobiło jej się niedobrze na widok tej całej aparatury. Chciała na nią splunąć, jakby to była jej wina, że jeszcze żyje. Poczuła jednak suchość w gardle. Pić, tylko to przyszło jej do głowy.

– Pić, pić – wydusiła wreszcie.

Poczuła jak ktoś podnosi jej głowę. Zobaczyła rękę, która podała jej szklankę z wodą. Napiła się, bała się jednak sprawdzić kto to. Męskie perfumy sprawiły, że znów zamknęła oczy. Chciała się w nich zanurzyć. Zasnęła.

Odkąd to osobie leżącej podaje się szklankę z wodą? Chyba raczej poi się przez słomkę.

*

*

Po raz drugi obudził ją lekki powiew wiatru.

Straszne przeciągi tam mają, skoro „powiew” wyrywa ze snu półżywą dziewczynę.

Zakładam, że autorka po prostu uznała tę frazę za romantyczną.

Miejsca na sali nie było, wynieśli ją na dach.

*

Tym razem wiedziała, że to był przeciąg. Ktoś wszedł lub wyszedł z izolatki. Ciągle jednak bała się sprawdzić kto to. Salowa z basenem. Chciałaby teraz zobaczyć Sławka, wiedziała jednak, że to niemożliwe. Poczuła nagle jak ktoś chwyta ją za rękę, podnosi ją i całuje. Poczuła wielką pustkę w głowie. Wreszcie odważyła się i otworzyła oczy. Odwróciła głowę. Stanisław siedział wpatrzony w nią jak w obraz.

Rodzice – jak to w opku – rozmyli się w niebycie. Nawet nie zostawili karty kredytowej.

*

Stanisław” to imię wywoływało w niej zawsze dreszczyk emocji. Teraz jednak wydało jej się najmilszym z wszystkich słów na świecie. Delikatnym i czułym, tak opiekuńczym jak wymarzony ojciec, którego tak naprawdę nigdy nie miała.

Opiekuńcze słowo… hmmm

Chrzanić opiekuńcze słowa! Mamy kolejne punkty kanonu: szpital i Wielką Tajemnicę Rodzinną!

*

– Stanisław – wyszeptała.

Zauważyła maleńką łzę na policzku.

Jes, jes, jes!!! (zrywa się z miejsca i zaczyna biegać w kółeczko )

*

Z trudem podniosła rękę i wytarła ją. Człowiek, do którego należała, nigdy nie płakał, nie wiedziała czemu teraz nagle on płacze. Wreszcie usłyszała jego głos. Był tak jedwabny, ciepły, a zarazem stanowczy.

Po prostu – Kamienny Jedwab!

*

Właśnie takim go kochała.

– Agnieszka, czemu to zrobiłaś? – zapytał – Czy to przeze mnie?

– Sławek. On nie żyje? – zapytała Agnieszka.

– Skądże znowu.

– A telefon?

– Musieli zrobić kolejną operację.

Zaiste, kuriozalny szpital. Lekarz przed operacją zawiadamia o tym fakcie osobę kompletnie obcą dla pacjenta.

*

– On żyje? – Agnieszka patrzyła na Stanisława jakby pochodził nie z tego świata.

– Żyje. I nawet czuje się lepiej.

– A ja myślałam….

Nie pochlebiaj sobie, panienko.

*

Stanisław usiadł na jej łóżku.

– Nie ufasz mi? – zapytał.

– Przepraszam. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie i Sławka.

Pytanie tylko, czy dwaj panowie S. wyobrażają sobie życie w trójkącie. Takie rzeczy to się uzgadnia z wszystkimi zainteresowanymi stronami.

Muszą ustalić jakiś grafik.

*

Stanisław głaskał delikatnie jej policzek.

– Więc dlaczego to zrobiłaś?

– Nie wiem. Po tym wszystkim nie mogłam spojrzeć sobie w oczy. A na dodatek jeszcze ten telefon, podsłuchałam rozmowę, poczułam się winna.

– Wiesz, jak ja się czułem? Zachowałem się jak dureń, jak ostatnia świnia. Wykorzystałem sytuację, że byłaś załamana i potrzebowałaś wsparcia.

– Przepraszam.

On się kaja, a ona przeprasza. Czego nie rozumiem?

Ona przeprasza, bo załamując się stworzyła sytuację, którą mógł wykorzystać?

*

– W porządku, teraz przytul się do mnie – przyciągnął ją do siebie.

*

*

Wreszcie nadeszły wakacje.

Dzwonek gwałtownie zaterkotał. Agnieszka na wpół śpiąca podeszła do telefonu znajdującego się w przedpokoju. Podniosła słuchawkę, w której usłyszała znajomy głos. To był Sławek, który – jak się okazało – tydzień wcześniej wyszedł ze szpitala.

Agnieszka ciężko westchnęła. Miała nadzieję, że to jednak Stanisław.

Eh, to co, lepiej by było, gdyby Sławek jednak wyzionął ducha?

Jeden dylemat mniej.

*

Chciała go usłyszeć. Dwa tygodnie już go nie widziała. Ani nie dzwonił, ani nie przychodził. Nie wiedziała co się dzieje, co się stało, że nie chce się z nią zobaczyć.

Kończył się rok szkolny. Nauczyciel miał zapewne sporo pracy z tym związanej, ale na to Agnieszka nie wpadła.

Nie wpadła też na to, żeby sama zadzwonić.

*

Sławek dzwoni, żeby zaprosić ją do siebie na działkę; umawiają się na dziewiątą następnego dnia.

*

(…)

Tak bardzo by chciała, aby to zaproponował Stanisław. Jeszcze miała nadzieję, że przyjedzie po nią. Znów wróciło to ogromne zagubienie. Kochała go, tak bardzo chciała być teraz w jego ramionach. Całować jego usta.

Nie wiadomo skąd brała się u niej ta nadzieja, że jeszcze wszystko będzie dobrze. Właśnie ta nadzieja kazała jej do niego iść.

Kiedy stanęła przed jego drzwiami, poczuła strach taki jak zawsze, gdy uświadamiała sobie, że zaraz go zobaczy. Nogi miała jak z waty, serce zaczęło walić jak opętane, a w gardle zrobiło się jak na pustyni.

Z wrzaskiem przemknęło stado Beduinów na wielbłądach.

*

Drżącą ręką nacisnęła dzwonek. Znajome kroki zbliżały się szybko do drzwi, które po chwili otworzyły się. Stanął w nich Stanisław w samym szlafroku z mokrą głową.

– Agnieszka, co ty tu robisz? – zapytał nie bez zdziwienia.

Pewnie czekał na inną kochankę.

*

– Przyszłam… Chciałam cię zobaczyć – odpowiedziała niepewnie.

– Świetnie.

Błyskawicznie złapał ją za rękę i wyciągnął do środka.

Do środka to się raczej wciąga.

*

Weszła do dużego pokoju i usiadła na otwartym tapczanie. Stanisław uśmiechnął się do niej i usiadł obok. Przegarnął jej włosy i zbliżył swoje usta do jej szyi. Delikatnie całował ją, najpierw szyję, potem twarz. Prawą ręką głaskał jej włosy, lewą położył na jej kolanie. Chwila rozkoszy, jaka ogarnęła Agnieszkę, wystarczyła, by poddać mu się całkowicie.

Ona musi mieć na tym kolanie dodatkowy punkt G, skoro tak reaguje.

Boję się pytać, gdzie ma łechtaczkę.

*

Położył ją na tapczanie nie przestając całować. Zaczął zdejmować jej ubranie. Najpierw bluzkę, potem spódnicę i stanik. Wówczas zrzucił swój szlafrok. Kochała to jego męskie ciało.

Zdjął jej majtki i zaczął powoli, z wyczuciem, wchodzić w nią. Poczuła ogromną rozkosz. Chciała, by to trwało wiecznie. Stanisław ciężko oddychał, fedrując w pocie czoła, wreszcie usłyszał jej krzyk. Zmęczony opadł na tapczan.

Znowu opadł? Oj, ktoś tu chyba powinien iść do lekarza…

Serce chłopu wysiada.

*

Agnieszka zaczęła płakać. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, co się stało. Stanisław odwrócił się do niej.

– Co się stało? – zapytał, głaskając (głaszcząc) ją po policzku.

– Nie przyszłam tu po to, by… – nie skończyła.

– Wiem, wiem, ale ja to uwielbiam, zwłaszcza z tobą – odpowiedział i z nów zaczął ją całować. Aż do pełni.

Ona odwzajemniała jego pocałunki. Jednak była szczęśliwa.

To mi wygląda na chorobę afektywną dwubiegunową o ostrym przebiegu i mocno skróconych fazach.

A mnie na gniazdko elektryczne; wetknąć wtyczkę, to się cieszy.

*

*

Obudził ją hałas z przedpokoju. Jakaś ostra rozmowa, uderzenie i trzask drzwi. Gdy Stanisław wrócił do pokoju, miał zaczerwieniony policzek. Agnieszka wiedziała, że to była kobieta.

Czyli naprawdę czekał na inną kochankę!

No ale skoro już przyszła Agnieszka, to przecież nie wolno marnować okazji.

*

– Kto to był? – zapytała.

– Nikt – mruknął groźnie.

– Nikt? W takim razie dlaczego powietrze uderzyło cię w twarz?

– Jesteś spostrzegawcza i zbyt ciekawa – zasyczał.

Stanisław zaczął się ubierać. Agnieszka usiadła na tapczanie.

– Martwię się o ciebie – powiedziała.

– Naprawdę? Powinnaś raczej martwić się o siebie.

O, udało mu się powiedzieć coś naprawdę rozsądnego!

*

– Dlaczego? – była zdziwiona tym tonem.

– Ubieraj się, Sławek na ciebie czeka. Chyba nie chcesz się spóźnić.

Już nic nie rozumiała.

– Sławek?

– Tak! Dzwonił tutaj. Pytał o ciebie. Podobno wyjeżdżasz z nim.

Zaraz, bo mi się to czasowo nie zgadza. Sławek zadzwonił do Agnieszki i umówił się z nią na następny dzień. Natychmiast po tym telefonie Agnieszka poszła do Stanisława. A teraz dowiadujemy się, że Sławek w tej właśnie chwili na nią czeka. Czyżby Agnieszka spędziła ze Stanisławem całą noc? A żona i dzieci?

Stanisław ma chyba jakąś garsonierę, skoro nigdy nie obawia się nagłego powrotu małżonki.

No a Sławek to totalny desperat, skoro szuka swojej dziewczyny u jej kochanka.

A może to nie inna kochanka, tylko Sławek dał mu w ryj?

https://static.tumblr.com/067596a3dbfe151fac3d7c39fb460e95/qvpohqs/gPyp2dbke/tumblr_static_tumblr_static_bpjdeuzwtjscc4sgcg88k8wws_focused_v3.jpg

*

– Jeśli chcesz, to zostanę.

Agnieszka czuła, że traci grunt pod nogami.

– Nie, dlaczego? Przecież ja jestem tylko na chwilę (już ze dwa lata). Dorosły, doświadczony, dobry w łóżku (CO???) i tylko do tego się nadający – powiedział z wyraźną ironią Stanisław.

– Jesteś zły?

– A jak myślisz? Chciałem cię zabrać nad jezioro (tylko nic ci o tym nie mówiłem), a tu nagle okazuje się, że przyszłaś tylko by się ze mną przespać, a jutro jedziesz z innym. Ciekaw jestem tylko czy z nim też będziesz spać. A może już spałaś?

Guzik cię to obchodzi, lowelasie. Ty sypiasz z wieloma i jest dobrze?

Kali ukraść krowy to dobrze, Kalemu ukraść – źle.

*

– Nie – Agnieszka była przerażona. – Nie spałam z nim. Jestem wierna.

Jakaś nowa definicja wierności.

*

– Tak? Komu? Mnie czy jemu? Nie wierzę już tobie.

– Proszę. Chcę z tobą jechać.

– Nie. Ubieraj się i zjeżdżaj.

Agnieszka już bez słowa ubrała się i z płaczem wybiegła na ulicę. Nie spodziewała się, że tak to się skończy.

Jak to leciało? Kochała go, bo był uroczy?

*

*

Musi wreszcie z tym skończyć i zdecydować się na jednego. Musi zerwać ze Sławkiem. Tak dłużej nie może być. Nie może okłamywać ani ich, ani siebie.

Przebłysk zdrowego rozsądku?

Nie chwal dnia przed zachodem słońca…

*

Tylko jak teraz zerwać ze Sławkiem, by nie poczuć się winną? Może po prostu zniknąć i zostawić tylko list: „Drogi Sławku, wybacz, ale dłużej nie mogę.”

Jakiż bogaty w treść jest ten list. I jak wiele wyjaśnia.

(Silne skojarzenia z “Zatrutym piórem” Agathy Christie)

*

Tak też zrobiła. Rano zostawiła list do Sławka (gdzie? w tajnej skrytce pod trzecią ławką w parku) i wyszła na miasto. Tam jej na pewno nie znajdzie.

Spacerowała różnymi ulicami. Nie patrzyła na wystawy.

Jak widać, niepatrzenie na wystawy jest w tym opku oznaką głębokich rozterek moralnych.

*

Szła wpatrzona we własne buty. Chciałaby być teraz ze Stanisławem. Oddałaby cały świat za jedną chwilę szczęścia z nim, za jedno czułe słowo, gest. Boże! Dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe.

Nie wiedziała co się z nią dzieje. Była jakby piłką, którą podają sobie siatkarze z ręki do ręki.

O, to jest dobre porównanie, bo Agnieszka wykazuje się zadziwiającą biernością; zgadza się na wszystko co jej powie jeden albo drugi.

*

Jakby była dziwką, a przecież kochała tylko jednego. Właśnie. Uganiała się za Stanisławem jak mała smarkula, dziwka. „Dziwka, dziwka” – powtarzała w myślach.

Jeżu, niech ktoś poważnie porozmawia z tą biedną dziewczyną.

*

Uprzytomniła sobie, że nie umie już kochać nikogo oprócz Stanisława. On był motorem jej wszystkich działań.

Nagle zderzyła się z kimś. Z mężczyzną. Zmierzyła go z dołu do góry.

Metr osiemdziesiąt trzy.

*

Miał brudne buty, białe spodnie i koszulę z krawatem oraz zieloną kurtkę. Był dość potężny. Uśmiechnął się do niej. Z ogromnym wysiłkiem przełknęła ślinę.

Czyżby w zderzeniu brało udział to kolano wyposażone w punkt G, skoro ona już traci przytomność?

*

Jego woda kolońska była tak kojąca, że pozwoliła sobie na głęboki oddech.

Nie rozumiem, piła tę wodę czy co?

Narkotyzowała się wziewnie.

*

Mężczyzna trzymał w lewej ręce czarną aktówkę, a prawą podtrzymywał ją za ramię.

– Rozumiem, że masz nowe buty, ale może tak będziesz zachwycać się nimi w domu – powiedział.

Wow, miszcz tekstów na podryw.

Muszę sobie ten tekst zapisać i wypróbować.

*

Jego głos zabrzmiał tak ciepło, że Agnieszka uśmiechnęła się.

– Dobrze – zdołała tylko tyle wydusić.

Mężczyzna wciąż się uśmiechał. Podobała mu się ta młoda dziewczyna w obcisłych spodniach, nie zapiętej do końca bluzce, spod której wyglądało młode ciało. Patrzył na nią przeszywającym wzrokiem, tak jakby chciał ją całą posiąść, w tej właśnie chwili, w tym miejscu.

Borze, nie mogę, następny swędzichujek.

*

– Czy coś się stało? – zapytała przerażona tym spojrzeniem.

– Nie, wręcz przeciwnie. Czy mogę chociaż wiedzieć, kto wpadł mi w ramiona?

Agnieszka przedstawiła się, od odpłacił tym samym.

Dzień dobry, jestem Tadeusz, gadam bez sensu do kobiet spotkanych przypadkiem na ulicy.

*

– Wydaje mi się, że coś ci leży na sercu – powiedział Tadeusz próbując ją w ten sposób zatrzymać.

– Tak, ma pan rację – nie wiedziała, dlaczego to powiedziała.

A dziad wiedział, nie powiedział, a to było tak.

*

Chciała mu się zwierzyć. Tadeusz to wyczuł. Wiedział, że jest to jedyna okazja by ją zdobyć. Musiał to wykorzystać.

Borze. Czy naprawdę na widok Agnieszki każdemu mężczyźnie w przedziale wiekowym 15-85 odpalał się protokół “zdobyć ją natychmiast”?

*

– Dobrze. To może porozmawiamy w jakiejś kawiarence? – zaproponował.

– Chętnie.

Poszli do pobliskiej kawiarni. Postawił jej kawę. Siedzieli w końcu sali. W cichym miejscu, gdzie nikt nie zwracał na nich uwagi.

– Więc? – zaczął Tadeusz.

Agnieszka podniosła wzrok na niego. Przez chwilę milczała, po czym zaczęła opowiadać wszystko od początku.

No tak, opowiedziała Sławkowi, opowiedziała Tadeuszowi, tylko czytelnik wciąż nie wie o co kaman.

*

– To przykre – powiedział, gdy zakończyła swoje opowiadanie.

Co za konstruktywny komentarz!

Wiesz, jaka historia, taki komentarz.

*

Przez chwilę milczeli. Agnieszka mieszała łyżeczką kawę. Tadeusz przyglądał się jej. Żądza posiadania jej wciąż narastała.

Gryfon wyrywał się na wolność.

*

– Co chcesz zrobić? – zapytał.

Wzruszyła ramionami.

– Nie wiem – odpowiedziała. Chciałabym rzucić to wszystko, wyjechać w Bieszczady, rozpocząć nowe życie, zmienić środowisko.

– To je zmień.

– Jak?

– Choćby poznając mnie.

– Pana? – spojrzała na niego.

– Tak!

Mężczyźni na “S” się nie sprawdzili, spróbuj z mężczyzną na “T”! A jeśli i z nim nie wyjdzie… kurde, jakie są męskie imiona na “U”?

URBAN!

*

Był pewny tego, co robi. Wiedział dokładnie co chce osiągnąć. Uważał, że to nie był przypadek, że spotkał Agnieszkę. W tym tkwiło coś więcej, przeznaczenie.

No, ba. Od czasów pierwszej komedii romantycznej wiadomo, że jeśli dwoje ludzi wpadnie na siebie na ulicy lub korytarzu, muszą skończyć w łóżku.

*

Podobała mu się. Chciał ją zdobyć.

WIEMY!!!

*

Agnieszka czuła to samo, jakaś siła kazała jej być przy nim, opowiedzieć mu o wszystkim, zaufać.

– Nie chciałabyś na te parę godzin zapomnieć o świecie i wybrać się ze mną nad jezioro? Pooddychać świeżym powietrzem? – zapytał wreszcie.

– Czemu nie. Zgoda.

. Nie minęła godzina, a byli już w lesie nad jeziorem.

Mam złe przeczucia. Ile jezior jest w tej okolicy?

*

Zdążyli przez ten czas poznać się lepiej. Wręcz biblijnie. Położyli się oboje na trawie między drzewami (zwłaszcza on w tych białych spodniach), na wprost nich było jezioro. Tadeusz leżał na boku wpatrując się w Agnieszkę. Dłużej już nie mógł. To było silniejsze od niego. Spodnie trzeszczały w szwach. Miał przed sobą młodą ładną dziewczynę, której pożądał.

Nic to, że jest biały dzień i miejsce publiczne.

*

– Wiesz, podobasz mi się – powiedział gładząc ją po policzku.

– On zawsze umiał mnie wykorzystać, gdy sama nie wiedziałam, co zrobić. Próbował pocieszyć seksem. A przecież nie o to chodzi w tym wszystkim, prawda?

A ona w kółko nadaje swoje…

Wydaje mi się, że między „wykorzystać” a „próbować pocieszyć” jest spora różnica.

*

– Nie, nie o to – odpowiedział Tadeusz. – Trzeba tego chcieć razem.

– Właśnie.

Niebieskie oczy Tadeusza przypomniały jej Stanisława i nagle zapragnęła ich.

Dyskretnie wyjęła z kieszeni nóż sprężynowy, położyła Tadeuszowi dłoń na czole i syknęła „Nie ruszaj się, masz coś, czego bardzo pragnę”

*

– Tadeusz – powiedziała i na chwilę zawahała się.

– Tak?

– Pocałuj mnie – powiedziała wreszcie.

– Na pewno tego chcesz?

Nie rozumiał, czemu się jeszcze pyta.

Żeby uspokoić sumienie przed wykorzystaniem/pocieszeniem (właściwe podkreślić) niedojrzałej umysłowo i emocjonalnie dziewczyny?

*

– Tak.

Tadeusz przywarł wargami do jej ust. Agnieszka przycisnęła go mocno do siebie. On powoli ściągnął z niej ubranie. Ej, ale ona chciała tylko pocałunku! Po chwili była już gotowa. Z wyczuciem wszedł w nią. Jej jęk spowodował, że stawał się coraz bardziej agresywny, by wreszcie opaść przy niej na trawie.

Taki opis seksu (wszedł, był coraz bardziej agresywny, opadł) potrafi totalnie zniechęcić do tej dziedziny życia.

Wyobrażam sobie, jak te białe spodnie Tadeusza wyglądają po seksie na trawie…

*

– Kocham cię, Agnieszko, od pierwszego momentu kiedy cię zobaczyłem – powiedział ciężko oddychając.

– Nikt nigdy dotąd mi tego nie powiedział w taki sposób, w jaki ty to powiedziałeś. Dziękuję ci za to – wyszeptała i pocałowała go.

W taki sposób” czyli jak? W dwie godziny po poznaniu się i w dwie minuty po marnym seksie na trawie?

W taki sposób, czyli dysząc.

*

Spotkała się z nim jeszcze kilka razy. Zawsze był szarmancki i bardzo czuły. Był zupełnym przeciwieństwem Stanisława. Rozmowy z nim nie kończyły się w łóżku.

No ba, jest tyle możliwości! Trawnik, ławka w parku, błotnista ścieżka po deszczu…

*

Miała nadzieję, że związek ten pozwoli jej zapomnieć o przeszłości.

Porzućcie wszelką nadzieję…

Jaki związek? Kilka spotkań i trochę pseudoseksu?

*

*

Pewnego dnia spacerowali po parku.

(uprzedzając wypadki – facet ma rodzinę, a wyraźnie afiszuje się z małolatą)

Są wakacje, może rodzina wyjechała. A zresztą zawsze może powiedzieć, że to uczennica, której daje korepetycje.

*

– Agnieszka, dlaczego zerwałaś kontakty ze Sławkiem? – zapytał Tadeusz.

– Nie wiem. Tak naprawdę nie lubię, kiedy rządzi mną mężczyzna – odpowiedziała.

A to… Sławek nią rządził? Kiedy, jak, w jaki sposób?

*

– A Stanisław? Przecież to on dotychczas był szefem w waszym związku?

– To co innego. Jemu wolno, a ty nic nie rozumiesz, foch.

Tadeusz zatrzymał się na chwilę.

– Jak to, co innego? To samo. Czy kochałaś kiedyś Sławka?

– Oczywiście, że tak – powiedziała.

Była oburzona tym pytaniem. Patrzyła z wyrzutem na Tadeusza.

– Nie wierzysz mi? – zapytała.

– Nie mogę. Nie stoję po stronie Sławka, ale potraktowałaś go jak przedmiot, rzecz.

MAM TEORIĘ: Tadeusz jest jakimś krewnym Sławka i w ten pokrętny sposób chce pomścić jego krzywdy.

Tadeusz to ten wdowiec z baru, zakład!?

*

Agnieszka popatrzyła przez chwilę na niego, po czym odwróciła się i poszła dalej aleją. Tadeusz dobiegł do niej i chwycił za ramię. Przystanęła.

– Nie bądź zła na mnie. Po prostu wyrażam swoje myśli.

– To bądź łaskaw wyrażać je nie przy mnie.

Coraz bardziej denerwował ją.

– Nie masz pojęcia o tym, co się stało – mówiła dalej. – Nie wiesz ile dla mnie znaczył Sławek.

My też nie wiemy. Raczej niewiele, skoro, umówiwszy się z nim na wyjazd, od razu pognała do Stanisława.

Och, tam z pewnością kłębiły się całe burze namiętności, tyle że autorka jakoś zapomniała je opisać.

*

– Nie wiem. Masz rację, ale i tak ci nie wierzę. Nie traktuje się tak ludzi. Osobiście uważam, że jesteś zaślepiona miłością do Stanisława.

Trafna diagnoza, aczkolwiek użycie słowa „miłość” to chyba jednak nadinterpretacja.

Raczej „fatalne zauroczenie”.

*

– Najlepiej o tym nie rozmawiajmy – zadecydowała.

– Masz rację. Nie rozmawiajmy.

Rodzina Borejków dyskretnie przyklasnęła z oddali.

*

Wiedziała doskonale, że Tadeusz ma rację (kolejny przebłysk rozsądku?). Nie powinna tak postąpić ze Sławkiem. Była zaślepiona miłością do Stanisława. Widziała tylko jego. Oszukiwała samą siebie, ale nie umiała inaczej żyć. Tak było dobrze, bezpieczniej. Łatwiej było żyć ze świadomością, że kocha się człowieka, który odwzajemnia uczucia, nawet jeśli miałoby to okazać się kłamstwem. A może właśnie trudniej byłoby jej, gdyby naprawdę te uczucia były odwzajemnione i to właśnie w taki sposób, o jakim marzy każda dziewczyna. (co?) Wówczas by się okazały zbyt nudne, by je zachować i pielęgnować (CO?). Jak z dobrego Harlekina”. (Harlequina). Poznają się, on adoruje ją, kłócą się i na końcu godzą i żyją długo i szczęśliwie. Zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Zbyt popularne, by mogła się tym zachwycać.

Aha, panienka potrzebuje EMOCJI, bo normalne szczęście jest nudne.

Jeszcze trochę, jeszcze chwila, i będzie miała tych emocji ile dusza zapragnie (złowieszczo zaciera łapki).

*

Chociaż miała taką samą nadzieję na dobre zakończenie, jak te inne. Więc po co to wszystko? Nawet nie starała się poszukać odpowiedzi na wszystkie swoje pytania. Co by jej to dało?

Nic. Bo nawet jakby znalazła, to i tak by nie zrozumiała.

*

*

Uwaga, przenosimy się do szkoły. Jest to szkoła zaiste przedziwna, ale nie uprzedzajmy wypadków…

*

Kolejny rok w szkole. Nic ciekawego. Zwykły szary dzień po dniu. Jednak lubiła te dni. Kochała swoją klasę. Teraz, kiedy po raz kolejny patrzyła na nich, siedzących w ławkach, powracała myślami do pierwszej klasy. Pamiętała, jak tu przyszła.

Ostatnie zdanie sugeruje, że teraz będą wspomnienia z początku roku w nowej szkole. Kolejne zdanie przenosi nas jednak w teraźniejszość, do klasy prawdopodobnie drugiej.

Czy tylko mi wydawało się, że Agnieszka jest już starsza i zna Stanisława już od dawna? Jeszcze bardziej dziwi brak rodziców w tym opku.

*

Pierwszy dzień – jak zwykle rutyna, przywitanie, uściski, opowiadanie o wakacjach.

Byłam w miłosnym trójkącie, zaliczyłam próbę samobójczą, a potem poznałam kolejnego (nie)dojrzałego typa, a co tam u ciebie?

*

Przyszedł drugi dzień. Matematyka ze starym dobrym belfrem, który od roku opowiada im o II Wojnie Światowej, potem następna lekcja z kimś nowym.

Belfer był tak stary, że nie pamiętał nawet czy jest nauczycielem historii, czy matematyki.

Ci, którzy go zatrudniali, już nie żyją, a młodsi nie wiedzą, czego miał uczyć, więc nie ingerują.

Tak naprawdę to już dawno umarł i lekcje prowadził jego duch.

*

Agnieszka siedziała w pierwszej ławce ze swoją najlepszą koleżanką (o której dotąd nic nie słyszeliśmy), przed nimi stało biurko nauczyciela. Szum, który do tej pory panował, nagle umilkł.

Umilkł?

Tak. Innymi słowy – zamknął gębę. Ten szum zamknął gębę.

*

Aż tu WTEM!

Drzwi otworzyły się. Do klasy wszedł mężczyzna. Agnieszka dopiero gdy wstała odwróciła głowę w kierunku drzwi. Ujrzała Tadeusza, który na równi z nią był zdziwiony tym spotkaniem. Stał jak wryty, wpatrując się w nią.

Bo oczywiście przez całe lato żadne z nich nie zadało pytania, czym się zajmuje to drugie.

A co bystrzejsi obserwatorzy w klasie już zdołali się zorientować, że coś się dzieje.

*

Wreszcie odzyskał równowagę umysłu i podszedł do biurka.

– Siadajcie – powiedział do klasy, która od kilku chwil już siedziała – Jestem, jestem…

Tadeusz nie mógł pojąć tego co widział. Niedawno przecież kochał się z tą dziewczyną, uznał (wyznał) jej miłość, teraz miał ją traktować jak uczennicę.

– Jestem waszym nauczycielem – tyle zdołał powiedzieć.

Bo sami na to nie wpadli…

Po takim zachowaniu większość uczniów była już pewna, że coś tu się dzieje.

*

Napisał swoje nazwisko na tablicy, po czym usiadł za biurkiem.

Na przerwie, gdy wszyscy wyszli z klasy, Agnieszka podeszła do Tadeusza.

– Musimy coś postanowić – powiedziała.

– Niby co? Przecież już wszystko za nas postanowiono? Musisz się uczyć.

– Nie rozmawiaj ze mną jak z uczennicą, pamiętaj co między nami zaszło – oburzyła się Agnieszka.

– Dobrze, dobrze – Tadeusz wstał. – Nie mam zamiaru traktować cię jak uczennicę. Moje uczucia nie zmieniają się tak szybko.

Jesteś zwolniona z klasówek, odpytywania i prac domowych!

*

Wziął jej głowę w swoje ręce.

(z nadzieją) I urwał?!

– Agnieszko, kocham cię nadal i chcę być z tobą. Wierz mi.

– Wierzę.

Obdarzył ją długim i czułym pocałunkiem, po czym przygarnął do siebie.

I to wszystko w klasie, do której w każdej chwili mógł ktoś wejść. Odważny facet.

*

Wiedział, że ta miłość się kiedyś skończy. Nie mógł ryzykować swojej pozycji zawodowej dla zachcianki. Jednak musiał czekać na dogodny moment.

Dla Agnieszki Tadeusz był zastępstwem Stanisława. Był trochę podobny do niego. Tyle, że nim mogła kierować (aha, na pewno). Ten związek dawał jej władzę. Chyba tylko dlatego chciała z nim być.

Władzę w sensie…? Jak mi się coś nie spodoba, to nakabluję do dyrektora, że uwodzisz nieletnią?

Czy ta laska potrafi wejść w związek, który nie byłby patologiczny?

*

No i jeszcze odegrać się na Stanisławie. Coś w tym było. Móc poczuć satysfakcję z zazdrości jej ukochanego nauczyciela, gdy zobaczy ją z innym. Nie przewidziała jednak jednego…

Nie przewidziała bardzo wielu rzeczy. W ogóle z przewidywaniem jest u niej wyjątkowo marnie.

*

*

A teraz będzie ZAKOŃCZENIE ZWIĄZKU AGNIESZKI Z TADEUSZEM, PODEJŚCIE PIERWSZE.

Agnieszka pakowała się długo. Wszyscy już wyszli, więc została sama z Tadeuszem. Podeszła do niego. Siedział za dużym biurkiem, tyłem do tablicy.

No raczej! Gdyby siedział przodem do tablicy, byłby tyłem do klasy!

To byłby trydencki ryt nauczania.

*

– Musimy porozmawiać – zaczęła Agnieszka.

– Przecież powiedzieliśmy sobie…

– Wiem, ale to nie może czekać.

– Słucham.

Tadeusz wstał i zbliżył się do niej, przytulając do siebie (i absolutnie nie ryzykując swojej pozycji zawodowej). Ona jednak odepchnęła go.

– Tak nie może być – powiedziała.

– Jak?

– Nie wiedziałam, że będziesz mnie uczył.

– Wiem, ale co z tego? Przecież się kochamy.

Borze szumiący, on jest jeszcze bardziej infantylny niż ona!

*

Tadeusz zbliżył swoje usta do jej. Pocałunek był jednak krótki, krótszy niż się spodziewał.

– O co chodzi? – zapytał. – Czy nie jestem dla ciebie dobry?

– Nie, nie o to chodzi.

– Więc?

– Zrozum, nie mogę przychodzić do szkoły i bać się, żebym się nie wydała, że coś nas łączy. Męczy mnie to. Nie lubię stwarzać pozorów. Ja muszę żyć realnie, w realnym świecie, bez kłamstw i oszustwa.

O, coś nowego.

Prawdomówna się znalazła.

*

Tadeusz obszedł biurko i znów stanął przed nią.

– Powiedz lepiej, że kogoś masz – powiedział wyraźnie oburzony.

Skąd mu to przyszło do głowy?

*

– Nie, nie o to chodzi. Wiesz dobrze.

– Wiem? Nie, nie Agnieszko. Naprawdę już nie wiem.

My w sumie też nie wiemy.

*

Chyba był bardziej wściekły na to, że to ona chce z nim zerwać, niż na to, co właśnie mówiła. Na jej inicjatywę nie pozwalała mu męska duma.

Czy ktoś z tej durnej rozmowy wyciągnął wniosek, że ona zamierza z nim zerwać? Przecież równie dobrze mogło chodzić o to, że Agnieszka chce zmienić szkołę, albo przejść do równoległej klasy, która nie ma z nim lekcji.

*

– Tadeusz, zrozum.

– Nie! – teraz już krzyczał. – Myślisz, że możesz kierować wszystkimi ludźmi, ale nie jest tak! Rozumiesz!? Wierzyłem w każde twoje słowo! A ty?!

– Nie krzycz na mnie, proszę. (bo pół klasy stoi pod drzwiami i podsłuchuje)

– Koniec z nami! Proszę bardzo! Ale nie licz na to, że w czymkolwiek ci pomogę!

Tadeusz wziął swoje rzeczy i wyszedł trzaskając drzwiami.

A wtedy nawet najmniej pojętni uczniowie zorientowali się wreszcie, co jest na rzeczy.

*

Wszedł do pokoju nauczycielskiego. Zaczął przygotowywać się do następnej lekcji próbując w ten sposób zapomnieć o incydencie, który przed chwilą miał miejsce. Podeszła do niego jedna z nauczycielek.

– Już pan słyszał o tej jednej uczennicy? – zapytała.

– Nie – odpowiedział.

Słyszałem o tej drugiej, a i o trzeciej coś mi się o uszy obiło.

*

Czuł, że wszyscy obserwują go ukradkiem.

– Podobno jest w ciąży z jakimś nauczycielem.

Tadeusz nagle przestał przygotowywać się.

– Co takiego? – zapytał.

– No, tak. Ta Agnieszka… Wie pan jaka, uczy pan ją. Ona jest w ciąży.

Grono jasnowidzów. Dziewczyna jest w drugim miesiącu, a nauczyciele wiedzą nie tylko o ciąży, ale nawet typują sprawcę. I plotkują ile wlezie, zamiast się zainteresować siedemnastolatką, która ewidentnie ma problem.

*

Tadeusz usiadł. Dopiero teraz dotarło do niego to w ciąży”. Poczuł dreszcze.

A ci z nauczycieli, którzy mieli jeszcze jakiekolwiek wątpliwości co do roli Tadeusza w aferze, teraz zyskali pewność.

*

Wiedział, że wszyscy czekają na jego odpowiedź, reakcję. Poczuł się tak, jakby każdy wiedział o nim i Agnieszce. „Agnieszka. Jezu!” Może właśnie dlatego nie chce ze mną być?” – pomyślał.

Drań z niego i cham. Musi ją teraz znaleźć, a może to nie on jest ojcem. Może tym razem nie przytrafi mu się to samo co przed kilku laty.

O, czyli Tadeusz regularnie podrywa i zapładnia uczennice?

Może kolega biolog by mu wytłumaczył wreszcie, skąd się biorą dzieci i co zrobić, żeby ich nie było?

*

A może to jest sposób, żeby odejść od niej. Teraz musiał to zrobić.

Kilka minut wcześniej powiedział jej, cytuję „koniec z nami”. Już zapomniał?

Teraz chce potwierdzić, że naprawdę koniec.

*

ZAKOŃCZENIE ZWIĄZKU AGNIESZKI Z TADEUSZEM, PODEJŚCIE DRUGIE.

*

Wyszedł z pokoju i zaczął szukać Agnieszki po korytarzach.

A wystarczyło sprawdzić na grafiku, gdzie ma zajęcia IIa, zamiast ganiać po całej szkole.

*

Wreszcie ją znalazł. Stała razem z klasą przed salą.

– Agnieszka, mogę cię prosić na chwilę? – zapytał.

Była zdziwiona jego zachowaniem. Najpierw krzyczał na nią, teraz prosi o rozmowę?

– Po co? – zapytała.

– To ważne – odpowiedział.

– Wyobraź sobie, że to co ja ci chciałam powiedzieć też było ważne.

– Przepraszam.

– To wszystko? To wszystko na co cię stać? Myślisz że to załatwi sprawę?

– Wiem, ale musisz mnie wysłuchać.

– Nie – odpowiedziała stanowczo.

– Chodzi mi o ciążę – wydusił już innym tonem.

Tymczasem klasa:

https://img.buzzfeed.com/buzzfeed-static/static/2016-11/21/10/asset/buzzfeed-prod-fastlane03/anigif_sub-buzz-25972-1479741401-2.gif?output-quality=auto&output-format=auto&downsize=360:*

*

Agnieszka spojrzała na niego z wyraźnym wyrzutem: „Dlaczego to powiedział”. Wzięła go za ramię i pociągnęła za sobą. Stanęli w rogu, gdzie nikogo nie było.

Do tej pory rozmawiali przy świadkach?

No tak, przecież „stała razem z klasą przed salą”.

I przy tym całym tłumie nastolatków on mówi “Musisz mnie wysłuchać, chodzi o ciążę”. Jak ja to widzę, to wy nawet nie.

*

– Czy jesteś w ciąży? – zapytał Tadeusz, obserwując uważnie dziewczynę. Milczała. Bała się cokolwiek powiedzieć. Tadeusz powtórzył swoje pytanie.

– Czy jesteś w ciąży?

Agnieszka spojrzała mu prosto w oczy. Pragnęła, by teraz przytulił ją do siebie i o nic nie pytał. Wiedziała jednak, że musi odpowiedzieć na to pytanie. Przecież chciała to zrobić. Właśnie o tym miała z nim rozmawiać.

A że z jej wstępu do rozmowy mogło wynikać wszystko, tylko nie zawiadomienie o ciąży, to drobiazg.

Agnieszka widocznie jest z tych, co do każdego zdania z informacją muszą dodawać siedem zdań wprowadzających.

*

– Tak – odpowiedziała półgłosem.

– Z kim? – zapytał Tadeusz.

Zależało mu wyłącznie na jednej odpowiedzi.

– Co to za różnica?

No dosyć istotna, kretynko!

*

– Czy?… – teraz już bał się zapytać. – Czy ze mną?

– Nie wiem. – Agnieszka spuściła głową.

Chciała zapaść się pod ziemię.

– Nie wiesz? Jak to? Przecież musisz wiedzieć, z kim spałaś i kiedy? – nalegał Tadeusz.

– No, tak. Jest jednak kłopot. Jak ciebie spotkałam to przedtem byłam ze Stanisławem. To był ten sam dzień.

Tadeusz patrzył na nią z wyrzutem.

– Nie uważałaś z nim?

Poziom debilizmu zawarty w tym pytaniu przekracza wszystkie normy. To nastolatka ma „uważać” a nie –dziestoletni żonaty facet? I co to za zarzut ze strony Tadeusza, który sam beztrosko chędożył Agnieszkę, nie przejmując się konsekwencjami?

*

– Nie, to wszystko było tak szybko. Nie tym razem.

Aha, czyli wcześniej „uważała”.

Niedługo dowiemy się, że jednak wcale nie.

*

– Jeny, że ja też o tym nie pomyślałem!

No właśnie, zresztą nie pierwszy raz.

*

– Tadeusz, proszę, przytul mnie – Agnieszka przylgnęła do niego. – Powiedz, że nie opuścisz mnie z tego powodu.

Nie wiedział co robić. Nie mógł pokazać teraz, że coś go wiąże z Agnieszką. Musiał myśleć o swojej przyszłości. Nie było w niej miejsca dla niej i dziecka. To by zniszczyło jego karierę.

Ach, ta kariera nauczyciela w ogólniaku…

Martwi się o karierę, natomiast rodzina zapewne ochoczo i radośnie przyjęłaby nastoletnią kochankę pana domu wraz z przychówkiem.

No tak, póki mógł chędożyć bez konsekwencji, wszystko było w porządku. Gdzie moja patelnia, zaraz mu przydzwonię…

*

– Puść mnie – powiedział odpychając ją.

– No jasne! Teraz wiesz, co się dzieje, to lepiej żebyś trzymał się z daleka! Bo tak lepiej! Żeby tylko nikt się nie dowiedział! Pewno tak myślisz, co?! Gnojek z ciebie! – Agnieszka była oburzona.

Tłumek na korytarzu gęstniał coraz bardziej.

*

– Musimy coś pomyśleć.

– A co tu jest do myślenia! Zjeżdżaj, nie chcę cię widzieć! – odwróciła się na pięcie i poszła do klasy.

Starała się nie myśleć o niepokoju jaki odczuwała. Chciała, aby to dziecko było Stanisława. Pragnęła tego, ale coś ją niepokoiło. Bała się, że w ten sposób utraci wszystko.

Pytanie – ile trwała ta cała scena? Najpierw rozmowa i kłótnia w klasie, potem scenka w pokoju nauczycielskim, potem Tadeusz gania po korytarzach, a na koniec dość długa rozmowa w rogu, gdzie nikogo nie było. Wychodzi mi, że nawet z pół godziny. W jakiej szkole są takie długie przerwy?

W moim liceum była (i pewnie nadal jest) dwudziestominutowa przerwa śniadaniowa o godzinie 10.00.

*

*

Stała przed drzwiami Stanisława. Długo wahała się, czy zadzwonić. Jednak on musiał o tym wiedzieć. Jeśli to było jego dziecko, powinien o tym wiedzieć.

Zadzwoniła. Niepokój wzbierał w niej jeszcze bardziej, gdy pomyślała o ostatnim spotkaniu ze Stanisławem. Wreszcie otworzyły się drzwi. Stanął w nich Stanisław.

– Agnieszka? – był zdziwiony.

– Jesteś sam? – spytała z lekkim niepokojem.

– Tak, wejdź – odpowiedział.

Była zaskoczona jego zachowaniem.

A co w tym dziwnego? Otworzył drzwi, powiedział „wejdź” – no doprawdy zaskakujące!

Spodziewała się, że z miejsca wyrzuci ją na zbity pysk…?

Nie, nie rozumiecie. Była zdziwiona, że nie ma u niego żadnej kochanki.

*

Ostatni raz był taki, gdy leżała w szpitalu.

Weszła do środka. W mieszkaniu nic się nie zmieniło, te same meble, stół, to samo łóżko, na którym tak wspaniale się kochali. Stała na środku pokoju przypominając sobie to wszystko.

– Usiądź – zaproponował Stanisław.

Była naprawdę mile zaskoczona. Myślała, że będzie krzyczał na nią, albo od razu zaciągnie do łóżka.

Minęły dopiero dwie minuty, jeszcze wszystko przed nią.

*

– Stanisław, stało się coś strasznego – zaczęła.

– Usiądź i opowiadaj. Może chcesz herbaty?

– Tak, z chęcią.

O, to jest nowość w zachowaniu Stanisława!

*

(…)

– Jestem… – zaczęła Agnieszka. – Byłam u lekarza. Myślałam, że jestem chora, bo od kilku dni wymiotowałam i nie mogłam nic jeść. Lekarz powiedział, że…

Agnieszka przerwała. Stanisław obserwował ją błękitnymi oczyma, które tak kochała. Wzięła głęboki wdech.

– Jestem w ciąży – powiedziała wreszcie.

Stanisław przez chwilę milczał jakby w ogóle to go nie dotyczyło. Dopiero po chwili uświadomił to sobie.

– W ciąży? – zapytał.

– Tak.

– Jak długo?

– Drugi miesiąc – odpowiedziała.

Stanisław przez chwilę myślał.

– Ze mną? – powiedział wreszcie cicho, niezbyt pewnie.

– Nie wiem – ciężko westchnęła. – Ale myślę, że tak.

Teraz to on ciężko westchnął.

– W porządku. Jak się czujesz?

Była zdziwiona tym pytaniem. Nie myślała, że on tak spokojnie to przyjmie. To nie był ten sam facet.

– Nie wiem – odpowiedziała.

Usiadł obok niej. Przytulił.

– Nie martw się. Jeśli to moje dziecko, to zaopiekuję się nim i tobą.

No to przez najbliższe siedem miesięcy dziewczyna ma azyl i spokój. A potem, jak badania wykażą, że ojcem jest ktoś inny, to fora ze dwora.

*

Teraz już wiedziała, dlaczego za każdym razem ulegała mu. Teraz też by mogła, naprawdę pragnęła go. Nie chciała jednak zniszczyć tej wspaniałej atmosfery.

Bo nic tak nie niszczy wspaniałej atmosfery, jak seks dwojga kochających się ludzi.

*

– Co chcesz, żebym zrobił? – zapytał Stanisław.

– Nie wiem. Chciałabym… – zawahała się przez chwilę – Chciałabym, żebyś ze mną został na zawsze.

– Zostanę, jeśli to moje dziecko. Za tydzień biorę rozwód z moją żoną. Wszystko jest już gotowe. Tylko podpisać papiery.

Jakie to proste!

Totalnie widzę jak facet w typie Stanisława bezpośrednio po rozwodzie pcha się w nowy związek z dzieckiem w drodze.

*

– To będzie twoje dziecko.

– W takim razie wyjdziesz za mnie i tyle. Powinienem cię przeprosić za ostatni raz. Podobno nie pojechałaś ze Sławkiem?

– Tak – nie wierzyła w to co słyszała.

Pojechałam za to z kimś innym i się z nim przespałam.

*

To zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.

– Kocham cię, Agnieszko i chcę być z tobą, na dobre i na złe.

– Ja też – odpowiedziała przytulając się do niego.

I w tym momencie książka mogłaby się skończyć. Jest Tróloff, jest dziecko, jest happy end. Cytując bohaterkę – „nudny jak w Harlekinie. Ale nie, autorka zaczyna MYŚLEĆ, więc wiadomo, że za chwilę wszystko się totalnie popieprzy.

*

A jeśli to nie było dziecko Stanisława? Czy tą samą opieką obdarzy ją Tadeusz? (któremu kazała zjeżdżać) Po co w ogóle mówiła o tym, że nie wie, czyje to dziecko? Mogłaby teraz przygotowywać się do ślubu z ukochanym.

Tak od razu? Jeszcze nie było rozwodu!

No wiesz, brzuszek rośnie, nie ma na co czekać.

*

Jednak chciała być szczera, chciała by ją kochał za prawdę.

A jeśli ta prawda będzie ją kosztować Stanisława? Co wtedy zrobi? Znów ma go stracić? Co tak naprawdę widział w niej Stanisław (o to to to!!!) Miał przecież wiele kobiet. Było w nim coś, co sprawiało, że każda mu ulegała. Ani się obejrzała, jak znów go uwielbiała. Oddałaby za niego życie. Był mężczyzną, o którym kobiety śnią dniami i nocami.

O, doprawdy.

*

Z przytulnej garsoniery w bliżej nieokreślonym mieście pozdrawiają Analizatorzy,

a Maskotek odpalił Diablo I i ma w nosie wszelkie miłosne perypetie.

27 komentarzy do posta “95. Żyć do końca i ani dnia dłużej, czyli dwaj panowie S. (Żyć do końca, cz. ½)

  1. Nudne, nieciekawe. Po co wyciągać opko wydane w kilku nakładach ćwierć wieku temu? Nie ma żadnych aktualnych książek do analizy? Tu nawet pośmiać się nie ma z czego 🙁

  2. Same. Ucieszyłam się na widok analizy po tak długiej przerwie ale odechciało mi się po paru akapitach. Może dokończycie Panienkę z dworku albo weźmiecie na warsztat Michalak? Już poprzedni materiał był nudny, a ten… :/

  3. „Autorko – z zapisywania dialogów – dwója!!! Redakcjo – dwója do kwadratu!”

    Kurczę, ale może wyjaśniajcie, dlaczego? Bo na moje oko ten dialog jest całkowicie poprawnie zapisany, a jeżeli jest pauza zamiast półpauzy (nie w każdej czcionce umiem to odróżnić), to sorry, ale się czepiacie.

    • Wybacz, komentarz wszedł o jedną linijkę za wcześnie. Ten zapis dialogowy w oryginale wyglądał tak:

      „– Cześć. Gdzieś wychodzisz? – spytał zdziwiony.
      – Tak, przepraszam. Zupełnie zapomniałam o naszym spotkaniu – zarumieniła się dziewczyna.
      – Może pójdziesz ze mną? Będzie mi raźniej.
      – Jeśli nie przeszkodzę.”

      Z tego zapisu wynika, że to Sławek proponuje wspólne pójście, żeby było mu raźniej 😉

      • Mnie by w ogóle nie zdziwiło, gdyby nagle to Sławek zapragnął pójść do Staszka i potrzebował towarzystwa, żeby mu było raźniej. Tu się dzieje tyle niezrozumiałych i nie wiadomo skąd wziętych rzeczy, że jedno dziwne spotkanie nie robi różnicy 😉

  4. I agree, mało ciekawe. Ja nadal forsuję „Króla Kier”.

    I dlatego do niego idę, żeby stanąć oko w oko ze swoim lękiem, a potem go pokonać. Szacun, panno Agnieszko, szacun.
    Raczej ma asertywność na poziomie doniczki dla kwiatów.

    „– Tak, wiem, ale Sławek przyszedł i nie mogłam go zostawić – odpowiedziała trochę niepewnie Agnieszka.”
    Jakim cudem ona przetrwała okres dzieciństwa? A może dopiero niedawno uwolniono ją z czyjejś piwnicy?

    (Wg zasad savoir-vivre to osoba ważniejsza, czyli starsza, wyższa stopniem lub stanowiskiem, podaje rękę osobie mniej ważnej).
    A jeśli Sławek to syn jakiejś szychy? Czy gospodarz to ta osoba ważniejsza?

    „– Tak, ale naprawdę on przyszedł, kiedy wychodziłam. Co miałam zrobić? Znamy się od niedawna. Drugi raz się widzimy, nie chciałam być niegrzeczna – odpowiedziała.”
    Na pewno nie wychodziła na plac zabaw bez przyzwoitki, tylko dlatego jeszcze żyje. No i za bardzo przywykła do towarzystwa.

    „Musiał przecież kiedyś kochać swoją żonę. Inaczej nie ożeniłby się z nią.”
    A kasa? A może zaszła? Albo jakiś inny powód „z rozsądku”?

    Dobrze, autorko, pobawiliśmy się, pośmialiśmy się, ale teraz na serio – gdzie schowałaś mózg głównej bohaterki?
    Pewnie w tej piwnicy, z której ją odratowali.

    „– Nie chcę dziwki odepchniętej przez alfonsa.”
    Jakiego alfonsa? Coś przegapiliśmy?

    Miał linę, czekan i raki, a za nim wlokła się asekuracja.
    I ślimak jaskiniowy z analizy o himalajskich Aztekach.

    Rodzice – jak to w opku – rozmyli się w niebycie. Nawet nie zostawili karty kredytowej.
    Może w ogóle nie istnieli? Przecież ani ona, ani Stanisław nie pomyśleli nawet przez chwilę, co będzie, jak rodzice zobaczą w łóżku córki jej nagiego nauczyciela.

    Mamy kolejne punkty kanonu: szpital i Wielką Tajemnicę Rodzinną!
    Do odhaczenia jeszcze schodzenie na śniadanie, poranne czynności i stan garderoby.

    „Zauważyła maleńką łzę na policzku.”
    Jes, jes, jes!!! (zrywa się z miejsca i zaczyna biegać w kółeczko )

    Nie mów hop, przecież nie napisała, że kryształowa.

    Z wrzaskiem przemknęło stado Beduinów na wielbłądach.
    I krzak, nie zapomnij o krzaku!

    „Agnieszka wiedziała, że to była kobieta.”
    Stanisław? Pokój? Policzek?

    No a Sławek to totalny desperat, skoro szuka swojej dziewczyny u jej kochanka.
    Po prostu wiedział, że to Stanisław jest jej ośrodkiem decyzyjnym.

    A może to nie inna kochanka, tylko Sławek dał mu w ryj?
    Sławek była kobietą!

    Borze, nie mogę, następny swędzichujek.
    Może niech ona faktycznie zarabia jako dziwka, będzie miała na tę terapię.

    Borze. Czy naprawdę na widok Agnieszki każdemu mężczyźnie w przedziale wiekowym 15-85 odpalał się protokół “zdobyć ją natychmiast”?
    Wy już mieliście coś w tym stylu, „Warianty Ciemnego” czy jakoś tak. Może to pierwowzór?

    Belfer był tak stary, że nie pamiętał nawet czy jest nauczycielem historii, czy matematyki.
    Nie, to taka metoda była – oblicz, ile pocisków wystrzelił karabin w x sekund, i ile z nich miało szansę trafić we wroga, ile w drzewo, a ile w kolegę z plutonu.

    A co bystrzejsi obserwatorzy w klasie już zdołali się zorientować, że coś się dzieje.
    Właśnie, o Agnieszce muszą straszne plotki chodzić! Dziwne, że jeszcze ma tę przyjaciółkę, i że za nią nie szepczą.

    I to wszystko w klasie, do której w każdej chwili mógł ktoś wejść. Odważny facet.
    Na korytarzach i w uczniowskich toaletach huczało od domysłów, woźne biegły z nowinami do warzywniaków i fryzjera, w pokoju nauczycielskim już się zastanawiano, jak przekazać to kuratorium…

    No tak, póki mógł chędożyć bez konsekwencji, wszystko było w porządku. Gdzie moja patelnia, zaraz mu przydzwonię…
    Pożyczyłam do naleśników. Chcesz w zamian Combi Stick?

    W moim liceum była (i pewnie nadal jest) dwudziestominutowa przerwa śniadaniowa o godzinie 10.00.
    U mnie była taka w gimnazjum, o 12.20.

    I nagle stało się jasne, czemu wydała to firma od katalogów ogrodniczych – to się na nawóz co najwyżej nadaje.

  5. Klisza goni kliszę. Ja tę ciążę widziałam na milę, chociaż wyszła tak z dupy – zanim nauczycielka nie wspomniała czegoś Tadeuszowi, nie było ani zdania zwiastującego, że dziewczę czuje się jakoś dziwnie i podejrzewa, że jest w ciąży. Wręcz przeciwnie – jasno daje nam się do zrozumienia, że rozmowa z Tadeuszem ma na celu zerwanie, a nie poinformowanie o stanie błogosławionym.

  6. Ta analiza była borska! Zawirowania uczuciowe jak w starych dobrych opkach. Tak samo zresztą jest z ekhm… archetypami postaci. Coś pomiędzy KaŁlicami a Menską Menżczyzną u MichalaG.

  7. W dziele tym MUSI gdzieś być marcelowa futryna – bohaterom cechy charakteru zmieniają się z akapitu na akapit, jak nic przeszli przez futrynę!
    Dzieło nie jest może nudne (chociaż to też kwestia osobistych preferencji, wiadomo), ale jest na pewno specyficzne, stąd może wielu osobom jego analiza nie przypaść do gustu. Jest to niby poziom typowych opek, a wiele osób wolało opka od książek drukowanych, więc te osoby powinny być ukontentowane, ALE. Ale zwykle, gdy mieliśmy opkowego autora, niepanującego nad językiem polskim, to jednak jakoś broniła się historia. Może była głupia, może śmieszna, może dziwna, ale czytający myślał „No, jakby tak poprawić to, to i to, to nawet by coś z tego było”. Tutaj historia tak się rozłazi w szwach, że totalnie nie wiadomo, do czego ma nas doprowadzić. Nie wiemy ani kto ma tym truloffem się okazać na końcu, ani jaki ma z tego morał wyniknąć, ani jaka ogólna myśl, ogólna idea, przyświeca całości. Mamy zlepek przypadkowych wydarzeń, który w mocno umownej kupie trzyma mocno umowna główna bohaterka. Niby mamy konfigurację ona + trzech mężczyzn, a człowiek się czuje tak, jakby ich tam się tabun przewinął – co dialog, to każdy nagle zmienia osobowość o 180 stopni. Realia świata przedstawionego są prosto z fantasy: (chyba) nieletnia bohaterka mieszka sama, jeździ do kogo chce, sypia u kogo chce, robi co chce (w sumie na dosyć wyemancypowaną wychodzi…), żonaty i dzieciaty mężczyzna ma dowolną nieruchomość dla siebie na wyłączność, otoczenie prezentuje zaskakującą ślepotę i głuchotę na działania tych dwóch postaci, które akurat prowadzą dialog (klasa nie słyszy, jak nauczyciel rozmawia z uczennicą o ciąży, Stanisław ślepnie i głuchnie na Sławka ubliżającego odzianej w szlafrok jedynie Agnieszce…), czas i przestrzeń mają swoje zasady, szpital i szkoła są jak nie z tego świata… Bardzo się rzuca w oczy brak jakichkolwiek opisów, a dialogi nie zawierają żadnej ekspozycji – czytelnik od razu rzucany jest w środek jakichś wydarzeń, o których nie wie nic. Dawno nie widziałam czegoś tak mocno pozbawionego sensu przyczynowo-skutkowego, nawet jak się do szuflady pisało, to się jakiś tam „kręgosłup” opowieści się zachowywało, ustalone były jakieś wstępne założenia. A tu po prostu płynie jakiś wolny strumień świadomości, który rozumie (chyba) tylko osoba pisząca. Z tego powodu jest to naprawdę dosyć fascynujące w swoim nieskoordynowaniu, niekonsekwencji i totalnym rozgardiaszu opko, dziw nad dziwy. Czy naprawdę ktoś, oprócz autorki, która z różnych przyczyn mogła uznać to za wybitne dzieło, to czytał? Przecież musiałby zapytać „Ale o co chodzi?!”. Ta redakcja to może od tych ogrodników była, sprawdzała tylko, czy z roślinami nie palnięto jakiegoś głupstwa. Czekam na następny odcinek, by zobaczyć, dokąd to w ogóle zmierza, na razie nie przychodzi mi do głowy żadne sensowne zakończenie, poza „A potem na miasto spadł wielki meteoryt i wszystko szlag trafił”.

  8. Może i było trochę sucho, ale ja tu widzę taką… próbę bardziej etycznego powrotu do klasycznych analiz? Książka ma w sobie wiele cech opka, co umożliwia analizę w starym stylu, ale jednocześnie jest tekstem, który ktoś wybrał, obrobił i wypuścił, co pozwala czytelnikowi oczekiwać więcej niż od autorynki piszącej stricte dla przyjemności i publikującej w celu sprawienia przyjemności innym fankom ulubionego biszonena czy pairingu, a nie zebrania splendoru należnego wielkiej pisarce. Do tego w samej analizie widać ewolucję poglądów analizatorek (i męskich analizatorek) – w starszych analizach na pewno pojawiłby się komentarz odnośnie tego, że bohaterka jest miętką grochową pipą, tu jednak widać, że jej słaby charakter jest traktowany w kategoriach wady konstrukcyjnej, a nie wady charakteru, którą trzeba napiętnować. Good.

    Long story short: może i nie jest idealnie, ale mam nadzieję, że pojawi się więcej analiz idących w tym kierunku.

  9. Urocze, głupiutkie opeczko! Przyjemnie się czytało i fajnie, ze jest nowa analiza.

    Najpierw prawą, potem lewą, potem złapać kadłubek, który w międzyczasie odtoczył się i spadł z tapczanu…
    Reszta kadłuba była w ciemno!

    Nic to, że jest biały dzień i miejsce publiczne.
    A kto w analizie pisał:Nic to, ze pogrzeb, nic to, ze kaplica…

    Chomik stęskniony

  10. Gdyby chociaż w książce pojawiały się motywy ogrodnicze, można by przypuszczać, że jest to swoisty odpowiednik „Pokuty Aweryli”, z roślinami zamiast proszku do pieczenia.
    Autorka próbuje opisywać skomplikowane emocje, ale jej bohaterowie to wydmuszki. W efekcie zamiast powieści mamy coś w rodzaju nędznego serialu produkcji TVP.
    Nef ma rację – taki sposób wytykania wad konstrukcyjnych jest bardziej czytelny i nie wzbudza wątpliwości do do intencji analizatorów.

  11. Odnosnie do przepraszania, zeby mi nie ucieklo – na tyle, na ile poki co widzialam patologicznego sukinsyna, ktorego kreci uzaleznianie od siebie i manipulowanie poslusznych nastek… To tak, reakcja „przepraszam” jako reakcja stresowa, ze sam pan ideal czuje sie zle i ma to cos wspolnego z nia jest mozliwa. Sama sie nabawilam przepraszania za wszystko wlacznie z chwaleniem przez takiego typa. Klasyczny tok rozumowania – „chcialam sie zabic, przez to on twierdzi, ze mu zle, czyli to moja wina, ze przeprasza i nie powinnam probowac, bo go postawilam w zlym swietle”. Oraz reakcja obronna, zeby przeprosic jeszcze zanim on wytknie.
    A teraz wracam czytac.

  12. Mnie to fascynuje. Bo z jednej strony jest to klasyczny poziom twórczości uczennicy ostatnich klas podstawówki, bez specjalnych zdolności literackich – ten poziom języka, ten poziom konstrukcji fabuły sklejonej z różnych romantycznych scenek zobaczonych czy przeczytanych to tu to tam, bez wkładania wysiłku w połączenie ich w jakąś spójną całość, wszystko okraszone wyobrażeniami na temat „dorosłego życia”. Tylko że… taki rodzaj autorki raczej nie miał możliwości publikacji. To dzieło wydała gościnnie jakaś firma niezajmująca się na co dzień działalnością wydawniczą. Rodzina? Niech już będzie, że zachwycona rodzina nie dostrzega poziomu literackiego, ale z drugiej strony trudno mi sobie wyobrazić rodziców czy innych krewnych (ani teraz, ani tym bardziej wtedy), którzy z takim entuzjazmem publikują wynurzenia swojej pociechy o takiej akurat tematyce…
    Zagadka.

    • Książeczkę wydano, gdy autorka miała 22 lata, dzieckiem więc już nie była, choć pewnych aspektów dorosłego życia mogła jeszcze nie znać. Być może faktycznie pisała to wiele lat wcześniej, ale przed wydaniem tego drukiem powinna chyba przeczytać swoje dzieło i albo natychmiast wyrzucić, albo przynajmniej poprawić.
      Być może wydała to nie rodzina, tylko jakaś zachwycona koleżanka, pracująca w firmie ogrodniczej i mająca dojścia w drukarni.

  13. Witam analizatorów! Macie jakiegoś maila czy coś żeby przesyłać wam propozycje książek do analizy? Nie mogę go nigdzie znaleźć i nie mam konta na facebooku, więc przez niego też kontakt odpada ’:D

    Całe to opowiadanie przypomina bardziej jakiś szkic albo zarys tego co autorka dopiero chce napisać, a nie gotową historię. Szanuję chociaż jakąś chęć wprowadzania jakiejś bardziej skomplikowanej, toksycznej relacji i pokazania jej nie jako romantycznego marzenia jak Lipińska, tylko faktycznie jako straszną i ciężką sytuację, ale jak mówię, trudno się w to wczuć jak to jest napisane na zasadzie „Poszłam do A. Tam czekał na mnie B. Porozmawialiśmy o C. B wkurzył się i rzucił szklanką.”

  14. A mnie się podobało. Przypominało mi te wszystkie uroczo-naiwno-toksyczne opka z Tokio Hotel, gdzie mc-merysójka lawirowała pomiędzy jednym a drugim bratem. A to ksioopko to właśnie takie opka – początek. Jedyne co bym zasugerowała, to by w dalszych analizach bardziej podkreślać czym (i dlaczego) te książkowe są gorsze/śmieszniejsze.
    Szkoda trochu, że przez „zmianę polityki” nie będzie już kontynuacji analizy tej pseudowiktoriańskiej opowiastki, ale rozumiem i szanuję za decyzje.

    A co do materiałów do dalszej analizy – nadal jestem za dokończeniem analizy Achai oraz tego raviliońskiego koszmarka.
    A z takich rzeczy nieanalizowanych jeszcze na blogu, to miałam nieprzyjemność zapoznać się ostatnio z (Bez)”Nadzieją” ałtorkasi. I oh my god, to jest wszystko to, co w ałtorce najgorsze (takiego stężenia spoilerowatego narratora jeszcze u niej nie widziałam; klasycznie edgy emo merysójka; przystojny tróóloff, cionża i dzieciontko lekiem na wszystko, w tym na zaawansowane stadium rzekomego raka XD) z paroma nowościami (jej opis wsi to jakiś koszmar; merysójka wpycha trólowa w najgorsze świństwa; rasizm to już akurat prawie standard; żenujące opisy na męskie i żeńskie narządy płciowe. I mój faworyt – trólof głupi idiota, co poświęca wszystko i zawsze dla mersujki i wyjątkowo, ałtorkasia zrobiła z niego tego złego XD).

  15. Droga Armado i inni jej czytelnicy, chciałabym wam podziękować za udział w ankietach. Stay tuned, bo w artykułach ogłaszających wyniki (ale to jeszcze nie teraz) na pewno pojawią się nawiązania do waszej estetyki i twórczości.
    Dziękuję jeszcze raz,
    BeBeBess/Ela TBG

  16. Proponuje Wam wzięcie na warsztat „Niewidzialnego zycia Addie LaRue”. W zamysle swietny pomysl zwalony od Fausta, w rzeczywistosci ksiazka tal nudna i glupia ze az szkoda. Moge podeslac pdf 🙂

  17. Mnie się bardziej podobało. Faktycznie jest mniej kabaretowo, a bardziej analitycznie, ale też to drugie jest i zawsze było zdecydowanie bliższe mojego wyobrażenia funkcji tej, nomen omen, analizatorni. Materiał wyjściowy jest jak rejsowe bingo – nuda, nic się nie dzieje, dialogi niedobre są, w ogóle brak akcji jest, ale Wasze komentarze sprawiły, że czytanie tego nie było stratą czasu.

  18. Bea – „nieletnia bohaterka mieszka sama, jeździ do kogo chce, sypia u kogo chce, robi co chce (w sumie na dosyć wyemancypowaną wychodzi…)” sama nie mieszka, ale z drugiej strony ma już 17 lat i to są lata 90 jednak. Mną w tym wieku, w początkach lat 2000, już mało kto się interesował, a miałam znajomych co mieli jeszcze więcej wolności. Ba, koleżanka w wieku lat 17 zamieszkała ze starszym od siebie facetem i nikogo to nie ruszało. Nie mówię, że to dobrze, tylko że akurat ten aspekt jest tu w miarę realistyczny, jak na lata, w których odbywa się akcja opka.
    Co do samego opka – jak to jednak dobrze, że jest internet, przynajmniej ałtoreczki papieru nie marnują w dzisiejszych czasach na takie tfory.

Napisz komentarz