88. Katastrofa w przestworzach, czyli wszyscy jesteśmy zmiennokształtni (Zaginiony świat koni 3/4)

 

Drodzy Czytelnicy!

Wracamy do naszych konisiów-tulisiów uciekających przed Strasznym Zagrożeniem. Tylko trzynastoletnia Milena jest w stanie ocalić Wszechświat przed zagładą! Poza tym dowiemy się, że dobro i zło są zapisane w genach, a odrobina zła jest niezbędna, aby dokonywać wielkich wynalazków.

Indżojcie!

Analizują: Kura i Vaherem

Tomasz Jarosz

Zaginiony świat koni

wyd. Novae Res, 2014

ROZDZIAŁ IX 

IRLANDIA

Milena i reszta towarzystwa po odnalezieniu w jaskiniach statku kosmicznego wracają do Irlandii. 

Z uwagi na lądowanie domy stawały się coraz większe, a chmury gdzieś zniknęły. 

Uwaga, uwaga! Lądujemy! Chmury, proszę natychmiast się rozwiać! Domy, proszę się powiększyć! 

Samolot nabrał mocnych rotacji, ale szczęśliwie wylądowali. 

Rotacji…?! O bogowie, katastrofa była o włos! 

Dzięki Mike’owi udało im się szybko wyjść z lotniska, które było w przebudowie. Budowany był zupełnie nowy gmach, który miał zaspokoić ludzką potrzebę latania. W zasadzie, jak stwierdził Mike, był już skończony, czekały go tylko małe poprawki.

— W Irlandii jest nas najwięcej — odezwała się Karo.

— Kogo? — zaciekawiona spytała Milena.

— No nas, Ermirów, uciekinierów z własnej planety. — Nagle lekko posmutniała. — Musieliśmy zostawić wszystko, co mieliśmy.

Wiemy. 

— Dlaczego akurat tutaj jest was najwięcej? — spytała ponownie Milena.

— To zielony kraj, same łąki. 

Dublin? Taka wioseczka, dwie ulice na krzyż, dalej łąki. 

Prawie każdy, kto nie mieszka w mieście, ma konia. Na wypadek strajku kolei, rozumiecie. Nie ma wielkiego przemysłu, a ludzie kochają i szanują konie. Poza tym jest ocean i dostęp do naszych statków, no i wyspa leży poza głównymi szlakami turystycznego i strategicznego zainteresowania.

No nie wiem… 

(…)

Kiedy dojeżdżają do domu, już czeka na nich Goodfellow – brudny, pijany i wyglądający jak żul.

— Witajcie w Irlandii! — krzyknął, aż ktoś pojawił się w oknie.

Domki z wypalonej cegły były sympatyczne, natomiast niewielkie ogródki przy każdym powodowały, że ludzi cały czas mogli siebie widzieć, kiedy spędzali czas na dworze.

Widzieli się tylko dzięki ogródkom, gdyby ot, tak po prostu wyszli na ulicę, nic by nie widzieli. 

(…)

Goodfellow wtajemnicza ich w dalszy plan:

— Dobrze, dobrze. A teraz słuchajcie! — Robin usiadł. — Musicie pojechać na klify Moheru, gdzie popłyniecie statkiem — bo jest tam jeszcze jeden bardzo ważny element, który przygotowałem. Ale nie powiem wam, co to, jak zobaczycie, sami rozpoznacie. Gdyby nie ukryty za Księżycem statek Kratów, nie byłoby problemu, ale niestety trzeba uważać, więc żadnych rozmów za pomocą myśli i tylko tradycyjne przemieszczanie się — inne sposoby nie wchodzą w grę.

Wiemy!

 Musicie pojechać samochodem…

— Żaden problem — powiedziała Karo. — Umiem już świetnie prowadzić. — Karo jako człowiek stała się bardzo pewna siebie.

— Niestety Karo, ty nie możesz jechać. Musisz polecieć do Hiszpanii i spotkać się z moim przyjacielem z dawnych wieków, który zna wszystkie tajniki broni, którą mamy, oraz statku kosmicznego. 

Czy ja dobrze pamiętam, ale czy pierwotny plan nie był taki, że spotkają się z mamą Karo i będą się uczyć magii? Bo te kolejne zmiany planów, wzięte z kapelusza (żeby nie powiedzieć, że z dupy) zaczynają być trochę męczące. Mam dziwne wrażenie, że autor dodawał dużo w trakcie pisania. 

Jak widzicie, mam przebłyski geniuszu, ale liczba wypitego na Ziemi alkoholu i jedzenie, które tutaj jem, spowodowały, że moja pamięć nie jest już w stu procentach ermirska, a zachowuję się raczej jak stary stuletni ziemianin.

— Gdzie go znajdę? — Karo była przerażona rozstaniem i gdzieś z niej uleciała jej pewność siebie. — I mam lecieć sama? — Spojrzała z powątpiewaniem na wszystkich dookoła.

— Nie wiem, nie jestem jakimś przywódcą — w zasadzie, co jest najbardziej śmieszne, nie mamy przywódcy. — Popatrzył na zebranych. — Jesteśmy bandą demokratycznych partyzantów, którzy działają intuicyjnie. — Głowa mu opadła.

A mi czoło. Na blat. 

— Polecisz sama — nagle twardo odezwała się Milena, mimo że zrobiło się jej strasznie smutno.— Musimy niwelować zagrożenia. I nie jesteśmy żadną bandą, Robinie. Jesteśmy unią ludzko-ermirską, powstałą przeciwko bandzie morderców, przeciwko wcielonemu złu, przeciwko kosmicznym potworom, którzy chcą stać się władcami wszechświata, bogami zła…

https://media2.giphy.com/media/bh5UZVQjB9ouQ/200.gif

— I pewnie ty zostaniesz przywódczynią? — drwiąco spytał się Robin.

— Sam mnie nią ustanowiłeś. — Milena popatrzyła na niego twardo. — Biorąc mnie do tej walki, ustanowiliście nowe standardy wszechświata, które nawet na ziemi prawie odeszły w niepamięć — zaangażowaliście do wojny dzieci…

I od tej pory mamy nowe prawo: przywódcą zawsze zostaje ten najmłodszy! 

— To brzmi jak wyrzut, szefowo — powiedział już poważnie, chyba po raz pierwszy, Robin.

— Jestem niezmiernie poważna, Panie Ermirze, ziemski goblinie. Już wiem, skąd się wzięły wszystkie legendy o różnych dziwnych tworach — w tym zwłaszcza o diabłach, niechciany Magu.

Znaczy, wszystkie legendy, z całego świata, były efektem działania jednego Robina? Pracowity cholernik… 

— U nas, na Ermirze, nie było bajek i legend. Wszystko było naukowo dowiedzione dzięki rozwojowi umysłu — wtrąciła Karo.

Mamusie czytały dzieciom do snu podręczniki do biologii molekularnej i fizyki kwantowej. 

Serio… to musiał być smutny świat. 

— Tak naprawdę nic to wam nie dało. Przegraliście walkę o dobro, potrzebowaliście pomocy dwunastoletniej dziewczynki, obdarzonej tym, czego nie macie — potwornie silną wolą i umiejętnością przeciwstawienia się pokusie zła. — W Milenie obudził się duch walki, pewien rodzaj jej mocy, który prawdopodobnie zadecydował o wyborze. O jej powołaniu i misji uratowania otaczającej rzeczywistości.

A czy ktoś uratuje moją rzeczywistość? Bo pochłania ją straszliwe bóstwo drzemki… 

Nagle dzwoni telefon Mileny. 

Milena jednak odebrała telefon i rozmawiała zaabsorbowana. Nikt nie wiedział jednak z kim. Na początku tylko słuchała, nie odzywała się prawie wcale.

— Yeees… przychodź, jesteśmy w pubie. Rozumiem, spotkamy się pojutrze… Jak najszybciej. Tak, czekam. Powiedz, że jesteśmy przyjaciółmi — słyszeli tylko słowa Mileny. — Wiem, że nie możemy kłamać, ale zdajesz sobie sprawę, że jest wojna i to światów.

— Wojna? — ktoś prawie krzyknął po drugiej stronie telefonu. — Aaaaaaaa… gwiezdne wojny! — Zaśmiał się. Połączenie się urwało.

— Kto to był? — Mike był zdziwiony. — Powiedz, kto może przyjść do stadniny? — nie dawał za wygraną.

— Nie, nie mogę ci powiedzieć. — Milena się uśmiechnęła. — Nie mogę, bo sama nie wiem… No prawie nie wiem.

Aha – czyli nie ma pojęcia, z kim rozmawia, ale to nie przeszkadza jej w zdradzaniu sekretów ich misji? 

To lepsze niż Poe Dameron rozpowiadający na prawo i lewo, że “w tym droidzie jest mapa prowadząca do Luke’a Skywalkera”!

Wszystkich otaczała pewna dziwna rzeczywistość. Kiedy czyta się o tych zdarzeniach, to wydaje się to wszystko nieprawdopodobne — ale dla nich wtedy, kiedy to się działo, było to czymś kompletnie naturalnym i pełnym wyraźnych, wręcz ostrych barw. Świat stanął na skraju zagłady i nie było możliwości żyć normalnie. Tylko że dla nich to, co się działo, stało się normalnością i musieli stawić czoła złu. A potwory były coraz bliżej…

No po prostu 2020 w całej krasie. 

***

— Czy wszystko gotowe? — wrzasnął Har.

— Tak, Panie — odpowiedział jeden z nieważnych poddanych.

— Niech tylko coś nie wyjdzie, to pozabijam od razu. Albo dla przyjemności trochę pomęczę. — Uśmiechnął się, bo dawno się nie bawił w torturowanie. — Na razie możecie odpocząć.

Pfff, też mi czarny charakter. Przecież praca to najgorsza tortura. Prawdziwie czarny charakter znalazłby im jakieś zajęcie, najlepiej na następne 12 godzin. 

Koniecznie nudne, upierdliwe i mało kreatywne, a wymagające skupienia. Jakieś wpisywanie danych do excela, adresów do pocztowej książki nadawczej (ręcznie!), paginowanie stron w dokumentach…

Poszedł do kapitana statku. Ten blondyn o mułowatej twarzy i niebieskich oczach wyraźnie go nienawidził, w stopniu większym niż normalnie nienawidzili się Kratowie, którzy — mimo regularnych rysów — mieli w twarzach tępotę, która wyzwalała konieczność posłuszeństwa i posługiwanie się szablonami. 

Jeżu, zabrakło mi inwencji na komentarz. 

Chęć niszczenia, jaką w sobie nosili, szła w parze z ograniczeniem rozwoju intelektualnego.

“Prochu to oni nie wymyślą”. 

Wśród nich wszyscy mężczyźni mieli równe nosy, niebieskie oczy, podobne jasne krótkie włosy. 

Hm, armia aryjskich klonów? 

Kobiety były długowłose — i nie mogły pokazywać swoich fryzur nikomu poza swoim panem. 

Brzmi jakby ich włosy miały genetycznie zakodowaną długość. 

Co dziwne, była to cecha, której nikt nigdy nie próbował zmienić. 

W sensie, że kobiety nigdy nie obcinały włosów? 

Kapitan piął się mozolnie po drabinkach kariery (prawie dobrze, mówi się “po szczeblach kariery”) i w swoim uporze, donoszeniu, szantażowaniu, szpiegowaniu innych zgładził już wiele istnień, a tu, na jego wymarzonym statku kosmicznym, znalazł się jakiś dziwny twór. Nie widział go wcześniej, wiec oczywiście nie wiedział, że ten stwór był jednym z najbardziej zdegenerowanych (co w przypadku Kratów oznaczało najlepszym) żołnierzem Króla Wasiliewa. To, że jeszcze żył (ten stwór), zawdzięczał tylko temu, że Har miał misję do wykonania i nie miał czasu skupić się na przyjemnościach. Oznaczało to, że kiedy misja się skończy, kapitan zginie natychmiast.

Nie poczekają nawet na powrót do domu? 

— Przygotowałeś urządzenie? — spytał wprost.

— Tak, Panie — odparł usłużnie kapitan o imieniu Kir.

Kratowie nie lubili długich imion, tylko Król mógł sobie na to pozwolić. 

No i jeszcze doktor Mengele Mendele. 

Kir popatrzył z całą siłą własnego gniewu na Hara. Ten w ogóle nie zwrócił na niego uwagi. 

I to tyle, jeśli chodzi o siłę spojrzenia Kira. 

Podszedł do ekranu, który zajmował całą ścianę. Kula ziemska świeciła różnymi kolorami, ale w jednym miejscu zgromadziło się najwięcej czerwonego koloru. Ten kolor oznaczał ogromny pułap mocy umysłu, niespotykany w innym miejscu na Ziemi. Mimo że było to miejsce słabo zamieszkane przez ludzi. Wyspa, zielona wyspa…

Jakiś zjazd noblistów…? A, nie, to tylko nasza Milenka…

— Czy to pewne, że czerwony kolor nie mógł zgromadzić się w tym miejscu przypadkowo? — spytał.

— Tego do końca nie wiemy. Monitorujemy poziom intelektu przez telewizję, a często jest tak, że najbardziej wartościowe jednostki w ogóle jej nie oglądają. Jednak jeżeli ekran telewizora znajduje się w pomieszczeniu, w którym jest monitor, możemy mieć pewność, że fale przekażą nam jego moc. 

Czekajcie, łączę… W pomieszczeniu musi się znajdować telewizor i inny monitor, a wtedy fale przekażą im moc… tego monitora? Dobrze czytam? 

Ten czerwony kolor udało się uzyskać niedawno i to przez moment, ale może to coś oznaczać. Przekazaliśmy im niedawno sposób na wyprodukowanie większych monitorów, dzięki czemu mamy na nich coraz większy wpływ. Trzeba hodować morderców.

Ja, po przeczytaniu tego i uzmysłowieniu sobie, że od pewnego czasu mam nie tylko większy telewizor, ale i większy monitor od komputera…

https://preview.redd.it/2f0frl9pidm51.jpg?auto=webp&s=f01f946d044e47b6ec8c62af44ced31af992d766

Ten motyw nie byłby nawet taki zły, gdyby nie był anachroniczny… bo serio, jak zwracaliśmy uwagę w poprzedniej części – robienie z telewizji “tego złego” jest głupie i przestarzałe. Zamiast tego można było opisać jak Kratowie wykorzystują internet, by wypełnić go paskudnymi treściami, które destruktywnie wpływają na młode umysły. Nie twierdzę, że byłoby to dobre, ale na pewno pasowałoby lepiej. 

Po prostu – widać, że pisał to boomer. 

— To sam wiem, jednak interesuje mnie co innego… — Spojrzał z drwiną na Kira. — Czy możemy to sprawdzić? Zrobić zbliżenie na jednostki? — spytał.

— Tak, możemy, oczywiście, tyle że nie możemy przyporządkować czerwieni, jeżeli akurat nie jest włączony telewizor. Jeżeli jest włączony, wtedy nie ma problemu. 

Tak z ciekawości: a jak telewizor jest w drugim pokoju? A co jest skuteczniejsze, kablówka czy satelita? A komputer też tak działa? A konsola do gier? A czy Netflixa im wyświetla na tęczowo? 

— Kir zastanawiał się cały czas, dlaczego tak bardzo nienawidzi Hara. Przecież sporo osób wydawało mu rozkazy, kiedy piął się do stanowiska kapitana statku. Wielu z nich wykończył, szpiegując ich życie, a potem szantażując.

Hm, ciekawe czym…? 

“NATYHMIAST PSZEKAŻ MI DZIESIĘĆ TYSIENCY KRATODOLARUW ALBO KRUL SIE DOWIE ŻE PSZEPROWADZASZ STARÓSZKI PRZEZ JEZDNIĘ!!!”

Na jego planecie takie podłe działania były na porządku dziennym. Jednak gdy osiągnął już pewną pozycję, nienawiść zwiększała się z uwagi na posiadanie większej ilości władzy i, jak myślał, przez odmienny wygląd Hara.

Jeżu, kolejne zdanie z tych, co to każde słowo osobno rozumiem, ale całości… 

Har zamyślił się przez moment. Nagle w jego mózgu zaczęły się dziać dziwne rzeczy. 

Nieprzyzwyczajone neurony oszalały. 

Zobaczył niesamowity obraz, jakby połączenie z inną istotą, która była człowiekiem — jednak tak nie do końca. Co lub kto to może być?

Polska kobieta. 

— Dobrze, dawaj połączenie z tym miejscem, w którym było tak dużo czerwonego koloru — rozkazał, nie namyślając się za długo.

I dodzwonił się do Korei. 

„Trzeba przecież działać” — pomyślał. Wiedział, że niepowodzenie przysporzy mu wielu wrogów, a na dodatek najprawdopodobniej pozbawi go życia. Operacja, którą miał wykonać, była bardzo kosztowna i mogła ich ujawnić oraz przygotować Ermirów na odparcie ataku. Potem mogliby podjąć działania przeciwko nim. Wiele setek lat zajęła im próba ich pokonania, więc teraz, kiedy prawie ich mieli, nie mógł tego zepsuć. Nie mógł. Takie działanie, jakie miał zamiar przeprowadzić, mogło się więcej nie udać, jeśli Ermirowie się na to przygotują. Jeśli są na Ziemi. Bo jeśli nie…

***

Karo nagle doznaje dziwnej wizji:

Spojrzała na Milenę i nagle do jej głowy wkradł się czarny obraz ze strasznego miejsca, które było bardzo daleko. Nie wiedziała, skąd bierze się ta projekcja, wyglądało to tak, jakby inna rzeczywistość przeniknęła jej głowę. Milena również popatrzyła na nią i z przestrachem zauważyła, jak oczy Karo zasnuwa czarna mgła. 

https://media1.tenor.com/images/7c61bd5d9de9b7ba1314884a783024eb/tenor.gif?itemid=12628434

Wstała z krzesła i szybko do niej podeszła. Złapała ją za ramiona i mocno potrząsnęła.

— Karo, obudź się, Karo — wrzasnęła, aż wszyscy w pubie na nią spojrzeli.

Nie dawało to żadnego rezultatu. Jej zamglone oczy zniknęły praktycznie w niebycie. Milena również zamknęła oczy i wypuściła myśl z głowy. Myśl dotknęła głowy Karo i wskoczyła do środka. Napotkała tam jednak blokadę. Milena wiedziała, że ryzykuje, ale nie miała wyjścia. Robin Goodfellow bacznie je obserwował. Szarpnął Milenę za ramię, ta jednak odtrąciła jego dłoń. Poczuła, że znalazła się w dziwnym miejscu, w którym również była Karo. Stalowe, ciemne ściany i potworna nienawiść. Otaczali ją Kratowie, którzy byli znacznie mniejsi. Myśli jej i Karo się połączyły i udało im się wyrwać z wizji. Ocknęły się, jakby zbudzone niespodziewanie z głębokiego snu.

— Co to było? — Karo czuła się tak, jakby dostała mocno w głowę.

— A co czułyście? — spytał Robin.

— Jakbyśmy trafiło do innego miejsca, gdzieś w przestrzeni. To było bardzo dziwne, jakbyśmy weszły do innego ciała i obserwowały, co się dzieje.

Ten moment, gdy imperatyw narracyjny jest tak silny, że wyrywa bohaterkę z jej własnego ciała by połączyć ją z umysłem badboya, mimo dzielących ich 384 tysięcy kilometrów. I to nawet wtedy gdy jeszcze się nie poznali i nie wiedzą o swoim istnieniu. 

— Widziałyśmy mnóstwo Kratów i czułyśmy potworną nienawiść. To ciało, do którego trafiłyśmy, nie było jednak kracim ciałem. Wydaje mi się, że to był Ermir. Tyle że…

— Do diabła — zaklął Goodfellow. — To niemożliwe, skąd oni to umieją…? — powiedział ze złością staruszek. — Musimy się spieszyć, bo scenariusz końca naszego świata nabiera coraz bardziej realnych barw.

— To znaczy? — spytała Milena. — Co chcesz przez to powiedzieć? — dopytywała.

— Kiedyś, wiele setek lat temu, szukałem schronienia po wygnaniu. Pomyślałem, że najlepszym miejscem będzie dom Kratów, siedziba ich Króla — Mat. 

Król ma takie krótkie imię? Pewnie uzurpator. 

Wylądowałem na ich planecie statkiem kosmicznym, moim wynalazkiem, który znacie, bo go odnaleźliście. Kraci byli niezmiernie szczęśliwi z powodu mojej wizyty… — Zaśmiał się smutno. — Tak bardzo, że zamknęli mnie w małej klatce z setkami rurek i poddawali badaniom. Chcieli zabić wielkiego konia od razu, ale kasta, która tam rządzi, ma inteligencję psychopatów, więc postanowili wyciągnąć ode mnie wiedzę, którą miałem. Zrobili taki skaner mózgu, jednak potrafiłem zabezpieczyć wszystko moim umysłowym polem ochronnym.

A myślałam, że skoro celowo leci na planetę największych wrogów, to właśnie po to, by zdradzić wszystkie ermirskie sekrety…?

— Byłeś na planecie Kratów? — Milena mało nie spadła z krzesła.

— Postanowili w takim razie spróbować po dobroci — takiej w ich pojęciu. Nadali mi wysoki tytuł w najwyższej kaście, a potem dali jeden z największych pokoi na swojej planecie, który mają tylko najwięksi zbrodniarze lub naukowcy, którzy produkują broń — bez przerywania kontynuował Robin. 

Najwyższym rangą i tak przysługuje tylko jeden pokój? Reszta pewnie mieszka w szafach i schowkach na miotły. 

— Udawałem, że im pomogę dokonać przemiany Krata w Ermira, żeby mogli żyć wiecznie, i przekażę informacje z naszej planety. Byli też pewni, że nie mogę kłamać, ale mój umysł był zatruty. Więc ich okłamałem i sam przemieniłem się w Krata, a oni wyglądają jak ludzie — dlatego potem uciekłem na Ziemię. Kratów jest bardzo wielu, biliony w całym wszechświecie, ich siła polega na ilości, nienawiści i umiejętności kradzieży technologii z innych planet. Najniższe kasty robotników nie mają żadnych praw, dlatego produkcja broni i żołnierzy jest bardzo tania. 

Zwłaszcza produkcja żołnierzy, wystarczy dwoje dorosłych Kratów i sieć państwowych militarnych żłobków. 

Zło, jakie w sobie mają, pomnożone przez ich ilość tworzy najpotężniejszą siłę we wszechświecie — tym, który znamy. Stąd też ukryłem wszystko na tej małej planecie, która leży poza szlakami kosmicznymi. Ale teraz tutaj rozgrywa się wojna światów — przyszła do mnie, co oznacza, że historia zatoczyła wielkie koło. Ogromny zbieg okoliczności.

— Niesamowite — powiedział Mike, który wiedział już mniej więcej, o co chodzi.

— No to prawda, ale obawiam się, że przemiana im się udała. Tak się składa, że przepoczwarzanie ciała powoduje również zmiany w umyśle. Ciało jest ściśle połączone z umysłem poprzez DNA. Nie można zmienić ciała, nie zmieniając też w ogóle umysłu. To niemożliwe. Tak więc, moja Karo, nabierasz pewnych ludzkich cech. Nie wiem, to czy dobrze, czy źle, ale czasem tworzy to piorunującą mieszankę. Coś takiego jak ja.

Hmmm, dobro lub zło moralne ściśle powiązane z biologią i genetyką…? Przerabialiśmy już takie teorie i nic dobrego z nich nie wynikło. 

(…)

Har pokręcił dłońmi w przestrzeni. Nie lubił wirtualnego sterowania, ale w zasadzie wszystkie przyrządy już tak funkcjonowały. Skierował zagęszczacze powietrza w stronę wyspy. Umiejscowił wielki krater. Fale zbierały się kilka mikrosekund, a następnie uderzyły bezgłośnie. Krater wybuchł wielką falą pyłu. Stało się piekło. Har uśmiechnął się z zadowoleniem. Drobinki małych zwiadowców pofrunęły w stronę czerwonych skupisk. Szukały natomiast tylko jednego, najważniejszego czerwonego punktu — Mileny. Kir patrzył na jego uśmiech z coraz większą nienawiścią.

Nie zapominajmy, że Har ma teraz postać konia. Jego uśmiech mógł być naprawdę przerażający. 

(…)

Karo wyrusza samolotem do Hiszpanii.

 Samolot nabrał pełnej wysokości i wtedy zobaczyła za oknem szary pył, który zbliżał się z ogromną prędkością. Nigdy nie słyszała, żeby coś takiego występowało na Ziemi. Chmura rosła, pęczniała, wyglądała trochę jak wielki potwór, który pożera wszystko. Przypomniała sobie atak Kratów na jej planetę. Zrobiło się jej dziwnie, jakby przeżywała to kolejny raz.

— Szanowni Państwo, to, co widzą Państwo za oknem, to pył wulkaniczny — odezwał się głos z głośników umieszczonych w ścianach samolotu. — Mamy informację, że pył nie jest groźny, ale na wszelki wypadek prosimy założyć maski.

(…)

Nagle w jej głowie pojawiła się obca myśl. W takiej formie, której jeszcze nie znała. Przypominała trochę to, co wydarzyło się w pubie, jednak to było coś innego — nieznane jej dotychczas połączenie z obcym przesłaniem, jakby ktoś do niej zadzwonił, ale w głowie, właściwie jakby wysłał jej SMS-a. Następnie informacja się otworzyła i była ostrzeżeniem, prawdopodobnie ratunkowym:

— Nie nawiązuj połączenia, nie nawiązuj, Karo…

Dzwonię do ciebie, żeby ci powiedzieć “Nie odbieraj”!

Szary pył wpadł do samolotu. Jego macki obejmowały po kolei wszystkich. Wyglądało to, jakby czegoś szukały. Karo wyłączyła swój umysł, odcięła się mentalnie od rzeczywistości, ale było za późno. Ramiona powstałe z drobinek otoczyły ją. Przykleiły się do każdej części jej ciała i nastąpiła dematerializacja materii. Szary pył zniknął, a wraz z nim Karo. W samolocie pozostało jedno puste miejsce. Silniki umilkły. Samolot zaczął pikować.

Teraz się zastanawiam czy kiedykolwiek dowiemy się co takiego znajdowało się w Hiszpanii, czy był to tylko pretekst do tego by Karo odłączyła się od unii ludzko-emirskiej. 

Hmmm, to miał być ten genialny sposób na porwanie, którego nikt nie zauważy i się nie zorientuje…? 

***

Robin, Milena, Mike i Miłosz szykują się do wyjazdu na Klify Moheru, gdy wtem!

I wtedy Robin to poczuł. Uderzenie prosto w jego umysł, pochodzące od postaci podobnej do niego. Szukającej wybranki. Zrozumiał od razu, że chodziło o Milenę. Nadciągały szare chmury. Myśl już dawno przestała być bezpieczna, ale Robin nie miał wyjścia. Była tylko jedna osoba we wszechświecie, która przypominała Milenę. Do tego, by nią być, zabrakło jej niewiele. Nie była wybraną, ale mogła uratować wybrankę. Poprzez cierpienie.

(…)

ROZDZIAŁ X

MARTWE MORZE

Karo budzi się na statku kosmicznym Kratów. Pojawia się Har; Karo początkowo cieszy się, uznając go za swojego i kogoś, kto jej pomoże, ale… 

I nagle zrozumiała, że coś jest nie w porządku. Poczuła jednocześnie, że koń próbował wejść do jej myśli, mimo że się na to nie zgadzała. Żaden z Ermirów nigdy nie próbował na siłę wedrzeć się do cudzego umysłu. 

Nie? A czytaliśmy, że standardowym postępowaniem Ermirów wobec innych cywilizacji było przemienianie ich umysłów… Oczywiście tylko dla ich dobra! 

I te oczy, zimne jak stal, pełne nienawiści…

— Co dlaczego? — spytała, nie wierząc jeszcze do końca w to, co widzi.

— Dlaczego się cieszysz, ludzki pomiocie…? — Na jego pięknej końskiej twarzy zagościła wściekłość.

— Jak ty możesz tak do mnie mówić, jesteśmy Ermirami! — prawie krzyknęła, nagle zdając sobie sprawę, że niepotrzebnie to powiedziała.

— Jak to Ermirami? — Wściekłość ustąpiła miejsca zdumieniu. Popatrzył uważnie na Karo. — Ile masz lat? — zapytał.

– Sto osiemdziesiąt, a co? 

Jednocześnie zastanawiał się, kim jest ta kobieta. Miała mu wpaść w ręce obdarzona ogromną mocą dziewczynka, a dostał tutaj dorosłą kobietę. Tyle zachodu na nic. Wykorzystał potężne ilości energii na wywołanie wybuchu wulkanu, a potem pyłu, który otoczył samolot, i nie ma żadnych efektów. Z żalem pomyślał o prostszych metodach porwania, jak np. podstawiona taksówka… Należy ją usunąć i postarać się, żeby wieść o niepowodzeniu nie dotarła dalej. Wzdrygnął się na samą myśl. Nic mu nie pomoże. Niepowodzenia najczęściej karane były śmiercią. Zmarnował energię, która mogła zasilić całą eskadrę statków kosmicznych. Zakrył oczy rękoma…

Oh my sweet summer child, widać, że nigdy nie organizowałeś np. wyborów w Polsce. 

Skupił się mocno. Odkąd został Ermirem, poczuł, że może wejść do innych umysłów. Było to trochę nieczytelne, ale sens przesłania tego, co znajdowało się w głowie osoby, którą penetrował, był do odczytania. Skupił się na tej dziewczynie, ale ze zdumieniem stwierdził, że nie może się tam dostać. To było dziwne, bo wcześniej ilekroć próbował, to mu się to udawało. Stąd też wiedział, że Kir go strasznie nienawidzi. I odkrył to dopiero, kiedy przybrał postać Ermira? Ale skąd ona mogła wiedzieć, że jest Ermirem? Jak mogła się ucieszyć na widok konia? Powinna przecież się przestraszyć…

Właściwie… po co on przybierał postać Ermira? To miałoby sens, gdyby chciał dostać się bezpośrednio na ich planetę i tam szpiegować, ale teraz cała akcja skupia się na Ziemi, gdzie takie stwory nie występują, więc…? 

A może urządzenie się nie pomyliło? Przecież czerwony kolor musiał oznaczać potężną dawkę inteligencji…

Har myślał intensywnie… 

https://thumbs.gfycat.com/ColdBasicArkshell-small.gif

— Kim jesteś, dziewczyno? — transmiter mowy bezbłędnie tłumaczył jego słowa.

Mowa Kratów przypominała trochę szczekanie ziemskiego psa, była gardłowa i niska, brzmiała za każdym razem jak groźba. W ich języku nie było zdrobnień, prawie w ogóle przymiotników. Zdawać się mogło, że kiedy mówili, wyzywali się wzajemnie, chociaż rozmawiali o bardzo zwyczajnych sprawach.

Ach, mamy ten język u nas na Ziemi! 

https://i1.wp.com/callmejanebond.com/wp-content/uploads/2020/05/accent-german-min-1.gif?resize=480%2C360&ssl=1 

— Kim jesteś, mów! — powtórzył.

— Lepiej powiedz, kim ty jesteś i gdzie ja jestem? — odparła hardo.

Popatrzyła się w jego oczy i zrozumiała, że nie będzie lekko. Otulił ją jednak złoty pył i dodał otuchy. Była jej bardzo potrzebna.

https://media1.tenor.com/images/714ff7e39852a8d2688c0bc3ac4e3b67/tenor.gif?itemid=16133402

(…)

Na Dublin spada wielka chmura wulkanicznego pyłu, który uszkadza wszystkie pojazdy mechaniczne; przestają działać również telefony komórkowe. Bohaterowie nie mają jak dostać się do celu… na szczęście okazuje się, że Robin posiada w okolicy stadninę i mogą pojechać konno. Do stadniny trzeba dotrzeć na piechotę przez zasypane pyłem miasto. Na miejscu okazuje się, że Goodfellow jest posiadaczem czterech pięknych koni. 

— No dobrze, więc krótka prezentacja i mała zmiana ról — zadecydował Goodfellow. —Poznajcie się — dodał. — Moja ulubiona siwa klacz to Corrida. Klacz chodząca, konkursy klasy N. Posiada niezwykle łagodny charakter. Doskonała dla dzieci. Świetny rodowód z matki Calypso i ojca Destyniona, proponuję go dla Miłosza… — Zaśmiał się złośliwie.

— Nigdy! — Miłosz się naburmuszył. — Biorę ogiera.

Ale tego największego i najdzikszego! Nieposkromionego! Albo nie! Nie macie tam smoka? Dajcie mi smoka! Jechać na łagodnej klaczy byłoby takie niemęskie…!!!

A jak nie ma smoka, to może być koń. Ale tylko ten: 

(Każdy z koni zostaje dokładnie przedstawiony ze swego rodowodu i umiejętności, nie wiem, może to jakiś wewnętrzny żart autora…)

Kiedy wyjechali ze stadniny i kłusowali zwykłą asfaltową ulicą, ludzie patrzyli na nich trochę zdziwieni, ale jednak ze zrozumieniem. Na ulicach pojawiło się bardzo dużo rowerów, a samochody stały jak opuszczone muszle ślimaków.

Świat zwolnił. Zrozumiała to Milena, kiedy jechała spokojnie na koniu. Ludzie w zasadzie byli jeszcze w szoku, nie mieli żadnych informacji. Zanim elektrownie ponownie miały zacząć swoją pracę, miało minąć kilka dni. Irlandia cofnęła się nagle o ponad 100 lat.

***

— Kim jesteś? — spytał po raz kolejny.

— Niczego się ode mnie nie dowiesz. Możecie mnie torturować, tylko nie wiem, dlaczego ty, Ermirze, taki jesteś?! Co dali ci Kratowie, że przeszedłeś na ich stronę? — Karo spojrzała na niego z pogardą.

Skoro zna historię Robina, spaczonego Ermira, to mogłaby wpaść na pomysł, że ten tutaj też został tak spaczony. 

— Skąd wiesz, że jestem Ermirem? Skąd wiesz o Kratach? — Har myślał intensywnie nad tym, co się mogło stać, kim jest tak kobieta.

A ten tutaj mógłby wpaść na to, że skoro on, Krat, mógł zostać przemieniony w Ermira, to może Ermirowie też mogą zostać przemienieni. 

 Na początku był załamany i czuł, że jego kariera się sypie, że myśli o rządzeniu wszechświatem to mrzonki, że niedługo skończy się jego żywot, ewentualnie zostanie zamrożony. W najlepszym przypadku skończy jako niewolnik.

Har zamachnął się ręką, chcąc uderzyć Karo w twarz. Ona jednak złapała wielką ermirską dłoń i pchnęła Hara z ogromną siłą. Zobaczyła zaskoczenie na jego twarzy. Przeleciał kilka metrów i uderzył w ścianę, aż przeszło przez nią drżenie. Rozległ się huk, koń odbił się od ściany, spadł na ziemię już bez świadomości.

Zadziwiająco łatwo poszło. Nawet nie chcę myśleć jak załamany będzie Har gdy odzyska przytomność. 

Karo podbiegła do ściany, przez którą wszedł Har. Drzwi rozsunęły się bezszelestnie. Biegnąc przed siebie, pomyślała, że jest pierwszym Ermirem, który kiedykolwiek kogoś uderzył. Ale czy była jeszcze Ermirem? A może stała się już człowiekiem? „Co za myśli, co mi się kołacze?”.

Har ocknął się po kilku sekundach i otworzył z niedowierzania buzię. 

Buzię. 

BUZIĘ.

Wielki, zły, pełen nienawiści Krat o sylwetce olbrzymiego konia ma BUZIĘ. 

Nozdrza rozdęły się, a grzywa zafalowała.

— To niemożliwe — szepnął cicho, leżąc na podłodze. — Nie ma takich silnych ludzi, nie ma.

Kir, który podglądał tę scenę (uwielbiał przecież szpiegować, żeby potem szantażować lub donosić), zaśmiał się.

„Jaki on słaby… — pomyślał. — Jak nie daje rady o wiele mniejszej od siebie ziemiance. A wydawał się taki wielki i silny…”.

Ciekawe czy Kir jest przez kogoś szpiegowany. I czy ten ktoś jest szpiegowany przez kogoś innego… i czy ten ktoś inny jest… no sami wiecie. 

On wie, że wiem, ja wiem, że on wie, on wie, że ja wiem, że on wie”. 

Korytarz, w który wbiegła Milena, był zimny i szary. 

Milena?! A ona tutaj skąd?

Stalowe ściany jarzyły się słabym światłem. To była odmiana świecącego metalu znanego z planety Stilla, przypomniała sobie Karo z lekcji, biegnąc najszybciej, jak mogła. 

Brawo, nie ma to jak powtórka ze szkoły w momencie, gdy walczysz o życie. 

Kolejna ściana otworzyła się i wpadła do niewielkiego pomieszczenia (ta ściana), w którym na drodze stanęło jej trzech Kratów. W ułamku sekundy zobaczyła ich twarze pozbawione uczuć i przypomniały się jej potwory atakujące planetę Ermir, których atak odparli za jej pośrednictwem. Wiedziała już, że jest bardzo szybka i silna, więc skoczyła i nie zastanawiając się za wiele — uderzyła.

Ninja atak!

Żaden z nich nie zdążył nawet zareagować. Każdy otrzymał błyskawiczny cios dłonią powodujący utratę przytomności. Jeden próbował ją uderzyć, ale uchyliła się bardzo szybko. Zachowywała się tak, jakby robiła to wiele razy w życiu, bez chwili wahania. Precyzyjne ciosy sprawiały, że osunęli się po ścianie, nie wydając dźwięku. 

Czy to ten moment, w którym powinniśmy sobie odpalić motyw muzyczny z “Matrixa”? 

(…)

Bla, bla, Karo ucieka, ale w końcu wpada na Hara i oddział z ogłuszaczami, i po ptokach. 

Krat w ermirskiej skórze podniósł Karo jak piórko. „Jest bardzo silna, skoro mnie tak łatwo powaliła. Nawet silniejsza ode mnie. 

W sumie – dlaczego? Har ma posturę wielkiego konia, Karo – przeciętnej młodej dziewczyny. 

Pewnie magia. 

Nie mam pewnie jeszcze ich mocy. I co dziwne, nie zabiłem tego śmiecia. Przez to, że zostałem Ermirem, staję się łagodniejszy — pomyślał nagle. 

A to nie chodziło o to, że martwej byś nie przesłuchał? 

— Co to za dziwaczne przemyślenia?” — przyszła kolejna myśl. Dotychczas myślał tylko o zabijaniu i władzy. Teraz zaczynał mieć rozterki. Przeraziło go to… Pierwszy raz w życiu coś go przestraszyło. Myśli, bał się własnych myśli — to przecież niemożliwe. Niósł tę biedną istotę i chciało mu się wyć. Chciał krzyczeć. W jego głowie zagościły demony dobra i nie mógł sobie z tym poradzić. 

Tt… tto naprawdę straszne! 

Zaczął biec, coraz szybciej, aż wpadł do swojej kabiny. Rzucił na łóżko nieprzytomną kobietę i wtedy zobaczył, że jest piękna.

*Zakłada foliową czapeczkę* Wiedziałem. Wiedziałem! 

 Na ich planecie i na wszystkich innych, które podbili, kobiety nie miały żadnych praw, nie mogły pokazywać się publicznie, chyba że całe osłonięte specjalnymi substancjami, które czyniły je prawie niewidocznymi. 

Pokryte powłoką antyradarową? 

Nie mogły odzywać się w towarzystwie innych Kratów, nie mogły rozmawiać z nikim poza ich panem. Były jak ziemskie kameleony, wtapiały się w tło, żeby przypadkiem żaden mężczyzna poza mężem, nie patrzył na nie. Ich zadaniem było służyć, a nie się podobać.

No tak. Pierwszy raz w życiu zobaczył kobietę bez tych wszystkich maskujących materiałów i zgłupiał. 

Odegnał te wszystkie dziwne myśli. Musi się dowiedzieć, gdzie jest dziecko z potężną bronią. To jest najważniejsze. Nad resztą zastanowi się później.

Podszedł do konsoli. Było to urządzenie, które pozwalało na dostęp do wszystkich rodzajów broni, tortur, szantażu i każdego zła, jakie mogło powstać w kosmosie. 

No dobrze, ale to był xbox czy playstation? A może nintendo switch? 

Har założył hełm transmitera obrazów i zanurzył się w sposobach dręczenia innych. Mimo że przeszedł wieloletnie szkolenie w tym zakresie, potrzebował inspiracji.

Oho, wypalenie zawodowe go dopadło

Co tam miał? Całą kolekcję “Piły”? 

Otoczyły go najwymyślniejsze konstrukcje wynajdujące słabości poszczególnych osób i potrafiące wzbudzić u nich jak największy ból — psychiczny i fizyczny. 

Gdzieś tam jestem ja i czytanie tego ksiopka. 

Transmisja była bardzo realna, mógł na wszystko popatrzeć z bliska, znalazł się w wirtualnej przestrzeni, która pozwoliła mu sprawdzić funkcje danego urządzenia. Intuicyjnie czuł, że bólem fizycznym nic nie zdziała. Podpowiadała mu to cząstka, którą dostał wraz z ciałem Ermira, gdzie, zmieniając się, przeszedł potworne męczarnie. Ból towarzyszył mu stale, ale wiedział, że gorsze są męczarnie psychiczne. Uświadomił sobie nagle, że znalazł sposób na to, by wyciągnąć kompletne informacje, na których mu zależało.

Wtedy drzwi się otworzyły i wszedł Kir. Spojrzał niby na Hara, ale zerkał cały czas na nieprzytomną Księżniczkę.

— Wynoś się stąd — wprost powiedział Har. — Albo cię zabiję.

— Tylko że przez twoją akcję nie mamy podglądu na całą wyspę. Nie wiemy, czy jest dziewczynka, gdzie jest, i nie ma szans jej złapać. Nie działa żaden telewizor i straciliśmy kontrolę na ich umysłami w 100%, więc… Król się dowie na pewno, od kogoś…

To przez ten pył wulkaniczny? Bo takiego efektu spodziewałbym się po mega silnym rozbłysku słonecznym… 

Har przyskoczył do niego, wielki i wściekły, z falującą grzywą włosów. Pod sierścią drgały mu mięśnie, a nozdrza rozszerzyły się mocno. Złapał go i podniósł jak piórko.

— Nie będziesz mnie, śmieciu, szantażował! Nikt nie będzie. — Zacisnął powoli rękę na jego szyi.

— Jeśli zrobisz mi krzywdę… — charcząc, wyszeptał Kir — wiadomość pójdzie… — Wyciągnął rękę z czerwonym przekaźnikiem, który mógł uruchomić transmiter informacji.

Amator. Trzeba było wejść od razu z działającym podsłuchem. A podobno zjadł zęby na szantażowaniu innych…

— Nie odważysz się, bo wiesz, że zginiesz ze mną! — Wściekłość Hara spowodowała, że z ust leciała mu piana. Ból pulsujący w jego głowie nasilił się.

— Ale ty też zginiesz… — Uśmiechnął się w obrzydliwy sposób, co zauważył nawet Har. — A tak… Zabiorę cię ze sobą, dziwaku…

Miejmy nadzieję, że ma przynajmniej granat. 

Har zawahał się, chyba po raz pierwszy w życiu. Napięte mięśnie lekko się rozluźniły. Spojrzał na tępą twarz Kira. Jego gęba wyrażała zadowolenie, że mógł kogoś zaszantażować, upodlić się, żeby osiągnąć swoje żałosne cele.

— Czego chcesz, śmieciu…? — Har wiedział, że skończy, co ma skończyć, później. — Daję ci minutę…

***

Dziwnie jechało się na koniach po ulicach. Poza tym było tylu ludzi, że nie można było za szybko jechać. Wszyscy wyglądali na zszokowanych, a z treści rozmów, jakie usłyszeli, okazało się, że pył zablokował urządzenia w elektrowniach, z których na dodatek został jakby wyssany prąd. 

Spoko, kilka godzin po wybuchu, który – między innymi – zablokował telefony i wszelkie media, wszyscy na pewno doskonale się orientują, co dokładnie zaszło. 

Jednak statkami z Anglii już płynęła pomoc, nowe urządzenia, akumulatory. Na miejscu działo trochę małych elektrowni wodnych, wiatraki oraz baterie słoneczne. Wszystkie naturalne źródła energii nie zawiodły.

— Ile tam możemy jechać konno? Pewnie ze dwa dni — głośno zastanawiała się Milena.

Khę, mają do przejechania całą Irlandię w poprzek. W dwa dni to zamęczą te biedne konie. 

(…)

Kiedy wyjechali z miasta, rozpoczęli galop. Konie szły naprawdę wspaniale. Jechali zielonymi polami, czasami przeskakując przez otaczające je niewielkie płoty. Nie zważali na własność prywatną, na to, że przejeżdżali przez cudzy teren. W tej chwili przestało to być ważne. Wiatr gwizdał im dookoła głów, zieleń zlewała się z błękitem. Ten pęd przeradzał się czasem w cwał i Milenie wydawało się, że leci. Była jednym organizmem z koniem, stanowili cudowną całość. 

A potem koń wdepnął w kretowisko, złamał nogę i skończyło się rumakowanie. 

Czas spędzony na szkoleniu jazdy, wielu ćwiczeniach, czasami męczących, nareszcie procentował. Jednak po kilku godzinach wszyscy zaczynali czuć zmęczenie. Najbardziej marudził Miłosz, który praktycznie cały czas narzekał.

— Mam dosyć, naprawdę — wrzasnął w końcu. — Musimy się zatrzymać…

Był cały obolały, a wiedział, że jutro będzie znacznie gorzej. Obiecał sobie, że nie da się wciągnąć na konia. To byłoby dla niego nie do wytrzymania.

Będzie leciał za nimi na piechotę? 

— Miłosz, jeszcze trochę, musimy znaleźć nocleg — powiedziała Milena.

(…)

— Teraz będziemy jaskiniowcami bez prądu, samochodów, telefonów, komputerów… — Nie będzie głupich seriali i ludzie zaczną znowu czytać książki — z jakby rozmarzeniem powiedział Mike.

To powiedział Mike? Nastoletni chłopak? Czy to jakiś krewny Borejków? 

— Nie będzie transmisji z meczów, fajnych fur i samolotów — odparł mu bardzo zmęczony Miłosz. — Dziewczyny przestaną się malować (paaaanie, malowały się już w starożytnym Egipcie, gdy o prądzie nikt nie słyszał), a na wczasy nie pojedziemy już za granicę, bo sam dojazd będzie trwał dwa tygodnie… To koszmar…

(…)

Pod wieczór docierają do jakiegoś samotnego domku, gdzie proszą o nocleg. Tymczasem Karo budzi się w obcym miejscu, nad brzegiem morza, na plaży otoczonej pionowymi, żółtymi skałami. Panuje tam straszliwy upał, a morska woda jest martwa i gęsta od soli. Karo próbuje się wydostać z pułapki, wspinając na skałę. 

***

— Chcę władzy, oczywiście, Wielce Szanowny Ermirze. — Tępą twarz Kira wykrzywił grymas nie wiadomo czego. — A drogą do niej jest nasz więzień, jak podejrzewam. Ty wiesz więcej, niż mówisz.

Har odwrócił się. Urządzenia tworzące sztuczną rzeczywistość wymagały precyzji i skupienia. Czuł, że chwyta już rąbek tajemnicy, jest blisko rozwikłania zagadki tej dziwnej ziemianki. A teraz ten oślizgły tępak próbuje znowu wejść mu w drogę.

Nie odezwał się słowem. Skoncentrował się i wdarł nagle do umysłu Kira. Napotkał tam czystą nienawiść, brak jakichkolwiek odruchów dobra, chciwość, podłość, służalczość połączoną z pogardą dla innych czy niżej urodzonych, zapiekły fanatyzm…

Czyli, według Kratów, zestaw cech przykładnego obywatela, brawo! 

Jego potężna złość i nie mniejsza nienawiść uderzyły w myśli Kira. Ten zatoczył się, a jego oczy z przerażeniem popatrzyły na Hara. Zaczął się dusić i przeraźliwie łapał powietrze rękoma.

— Jeszcze raz się odezwij bez mojej zgody, a zginiesz… — Har popatrzył na niego bez jakichkolwiek uczuć. — Jesteś chodzącym zlepkiem podłości — co mógłbym ci wybaczyć, bo wszyscy tacy jesteśmy. Ale wchodzisz mi w drogę, bo jestem inny, a tego nie zniosę. Wynoś się!

Ledwo żywy Krat padł na kolana. 

Mam flashbacki ze Star Warsów. 

Powoli wydostał się z pomieszczenia. Zrozumiał, że musi zastosować jakieś bardziej wynaturzone metody, bardziej podstępne i zgniłe. 

Wtedy zwycięży i władza nad statkiem znowu będzie jego. A tę ziemiankę uwięzi na zawsze…

Har usłyszał tę myśl. Zaśmiał się. Tę pułapkę, którą zastosował wobec Karo, wymyślił ten śmieć Mendele. Wytwarzała koszmary senne, w których można było zostać na zawsze. Maszyna czarnych snów wytwarzała w głowie horror, a potem więziła w nich tego, który śnił. Dusza, która znalazła się w tej matni, mogła zostać w niej na zawsze — nawet jeśli ciało miałoby umrzeć. 

To się nazywa przedawkowanie wirtualnej rzeczywistości. 

Urządzenie było bardzo precyzyjne, dlatego można było go użyć tylko wobec jednej osoby. 

Co za marnowanie zasobów. 

Pochłaniało mnóstwo energii, a ta była deficytowa. Kraci wyczyścili już wiele planet w poszukiwaniu surowców dla ich wszystkopochłaniających maszyn śmierci, dla ich pożądania na niszczenie.

Czy pozostałe maszyny śmierci też działały na zasadzie “jeden strzał i do wyrzucenia”? 

Widać było, że Karo bardzo walczy w swoim śnie. Har czuł się coraz bardziej potężny. Umiał już czytać myśli, a powoli spływała na niego wiedza Ermirów. Tylko jedna rzecz zaczęła go niepokoić. Spojrzał jeszcze raz na umęczoną Karo i zrobiło mu się smutno i żal tej dziewczyny. Nigdy wcześniej nie miał takiego odczucia. Trochę zagubiony popatrzył przez ekran i odrzucił te myśli. Musi zacząć rządzić wszechświatem!

***

Milena i reszta towarzystwa nocują u niejakiej pani Agnes. Gospodyni nagle wychodzi i wraca z…

Wtedy otworzyły się drzwi. Weszła pani Agnes, a za nią, schylając głowę, Wielki Mag i Balejaż. Kiedy stanęli, prawie dotknęli głową sufitu. Mike i Miłosz otworzyli usta ze zdumienia. Mika złapał się za głowę i wyszeptał.

— To niemożliwe…

To, co widział wcześniej, mieściło się w jego głowie — statek kosmiczny, przygody, które przeżył w Anglii z dziewczynami, to wszystko było jakieś takie normalne. 

Statek kosmiczny sterowany myślą, ukryty w jaskiniach pod starożytną rzeźbą, no w sumie, dzień jak co dzień… 

Teraz wiedział już, że dotyka czegoś nieprawdopodobnego. Stały przed nim dwa wielkie konie w dziwnych szatach, pełne dumy, z rękoma zamiast kopyt. Jeden czarny, z długą posiwiałą grzywą — drugi biały, rozpromieniony, z taką dobrocią i wiarą w oczach…

To niemożliwe! Istnieją starożytne cywilizacje i zaawansowane technologie, ale kosmitów o końskich kształtach nie ma, po prostu nie ma i już! 

— Witajcie — pierwszy odezwał się po angielsku Erdmunda. — Jestem magiem z planety Ermir. Obok mnie to Królowa Balejaż…

— Dobry wieczór, Mileno, nie poznaliśmy się jeszcze… — Balejaż spojrzała na nią swoim delikatnym wzrokiem. — Dlatego mam nadzieję, że poznamy się bliżej… Witam was i Ciebie, Robinie Goodfellowie. Z tego, co zdążyłam się dowiedzieć, na Ermirze nosiłeś imię Bucephalus. Uważam, że pasuje ono do ciebie bardzo dobrze. 

Chodzi o jego znaczenie – “byczogłowy” – czy o cząstkę “buc”? 

Tylko ciekawe, jak zostałeś ujarzmiony?

— Nikt mnie nie ujarzmił. — Robin podniósł dumnie głowę. — Jestem teraz człowiekiem, więc nie jestem już dobrym Ermirem — dodał ze złością.

— Nigdy nie byłeś dobrym Ermirem… — Erdmunda odrzucił grzywę i podniósł ręce. — Bucephalusie, mój przyjacielu, pozdrawiam cię — użył jednak ermirskiego powitania.

Co za dupek. Czaicie, ktoś wam mówi “nigdy nie byłeś dobrym człowiekiem”, a potem “mój przyjacielu, pozdrawiam cię”. I jeszcze zadziera nosa jakim to on nie jest cudownym kosmicznym koniem, co za zakłamany typ. 

— Nie witaj się ze mną jak z Ermirem. Zostałem wygnany z tej planety, mimo że miałem rację! — Podniósł się zagniewany. — Teraz trochę za późno na pojednanie.

— Każdy robi błędy. — Balejaż po raz kolejny popatrzyła łagodnie na Robina. — Nie musisz utrudniać sytuacji jeszcze bardziej. Wystarczy to, co zrobiłeś teraz. Poza tym nieważne, jak kto wygląda, nasz wygląd, jak wiemy, można kształtować, czego my i ty daliśmy dowód. Czemu dała też dowód Karo… — głos Balejaż się załamał. — Gdzie ona jest? — spytała, wiedząc, że dzieje się coś niedobrego.

— Nie wiemy… — Milena spuściła głowę. — Pojechała z misją. Do Hiszpanii.

— Gdzie? Robinie, to twoja sprawka. — Balejaż spojrzała gniewnie na Robina. Nigdy nie okazywała gniewu, ale ziemskie pożywienie i powietrze trochę ją zmieniły. — Przecież my nigdy nie poruszamy się sami, potrafimy żyć tylko razem z innymi Ermirami.

Och, nie zesrajcie się z tym ermirskim ajm so speszial. 

Wiadomo, konie żyją w stadach, a pozbawione stada natychmiast umierają z tęsknoty. Ale… przecież od początku misji Karo działa sama, otoczona tylko ludźmi, bez towarzystwa innych Ermirów, więc coś późno się jej matka obudziła. 

— Wiem, że nie możemy teraz używać myśli, więc pewnie nie słyszałaś, co się stało. Ar Schir mógł w sumie do ciebie zadzwonić… — Robin popatrzył drwiąco na stojące przed nim wielkie konie. — Ale pewnie się nie domyślił, ten wielki koński Król, stojący w starej stajni nad niewielkim jeziorem.

No cóż, gdyby stał w stajni u dubajskiego miliardera, to nawet mogłabym uwierzyć, że miał w boksie telefon. 

— Przestań, Robinie! — Milena przerwała jego słowa. — Nie masz prawa tak mówić, oni wszyscy próbują walczyć z Kratami, nie tylko ty! To, że udało ci się wyprodukować broń, spowodowane jest tylko ich trucizną, gdyby nie ona, nie miałbyś takich umiejętności. 

Nie wyobrażaj sobie, że jesteś nie wiadomo kim, udało ci się stworzyć skuteczną broń, tylko dlatego, że jesteś zarażony ich złem!

W sumie… to ciekawy problem. Czy po odparciu ataku Kratów Ermirowie nadal będą takimi niewinnymi, pacyfistycznymi istotami, dla których niemożliwa jest nawet myśl o przemocy? Czy jednak się zmienią? A w takim razie… czy to oznacza, że Kraci jednak w pewnym sensie wygrają? 

— Jej niebieskie oczy wpatrywały się intensywnie w starca. Biła z nich szczerość i przekonanie o własnej racji.

Jak to u nastolatki. 

— Wiesz, co to znaczy być wygnanym z własnej planety? Kiedy jeszcze na dodatek zdajesz sobie sprawę, że masz rację? Kiedy te dobre, najlepsze istoty we wszechświecie, z ich Królem, który wszystkich kocha, wyrzucają mnie z planety, bo nie jestem godzien tam mieszkać?! — Robin podniósł się i prawie krzyczał. Z ust na wszystkie strony leciała mu ślina. Jak niekontrolowane emocje, pryskała wszędzie. Jego oczy błyszczały, tracąc kontakt z rzeczywistością.

Argumenty nie działają na oponenta? Zapluj go. 

— Co się stało z Karo? — spytała z rozpaczą Balejaż, co nigdy się jej nie zdarzało, przerywając wrzask Goodfellowa.

— Nie wiemy. Leciała samolotem i… — to wtrąciła się Milena. — Nie wiemy, co się działo, nie mamy pojęcia… w zasadzie…

— Nie ma łączności — dodał Mike i wstał od stołu. Nie mógł za długo usiedzieć w jednym miejscu.

— Jak to w samolocie? — Balejaż nie mogła zrozumieć. — Przecież ona jest koniem, wygląda szokująco dla ludzi, tak jak my w swojej normalnej postaci!

Balejaż, słonko… Trzy minuty temu sama mówiłaś: “Nasz wygląd, jak wiemy, można kształtować, czego my i ty daliśmy dowód”. 

— Karo nie jest koniem…— ponuro odezwał się Robin. — Nie jest Ermirem w czystej postaci, została przemieniona w człowieka. Zrobił to twój mąż, Wielki Król Ar Schir — powiedział nieco z kpiną. — Nawet ci o tym nie powiedział.

Aj waj, wyczuwam pierwszy w historii Ermirów pozew rozwodowy. 

— Nie, nieeee… — Balejaż poczuła, że coś się w jej środku załamuje. — Przecież nie mogło się jej nic stać…

— Osoby giną, niestety, nawet młodzi. Wiem, że wy tego dotychczas nie znaliście, ale ludzie wiedzą o tym od początku. Mieszkam tu już setki lat i widziałem straszne rzeczy. Jeżeli ktoś może zatrzymać zło złem — to tylko człowiek. 

I wszystkie nauki, że “zło dobrem zwyciężaj” poszły fpissss… 

Jeśli samo dobro nie dało rady — musimy połączyć nasze siły z Mileną. 

W trzynastolatce kryje się wystarczająco dużo zła, żeby pokonać całą armię kosmicznych wojowników, od dzieciństwa szkolonych do podboju innych planet. 

Kiedy ja stworzyłem tę broń, nie wiedziałem, co z nią zrobić. Ta dziewczyna za pierwszym razem zniszczyła ich wielki pancerny statek kosmiczny! Ja potrafiłem to stworzyć, ale nie bardzo wiedziałem, jaki jest tego cel… 

Zaraz… Ta potężna broń to jest ten bacik, który Milena przypadkowo znalazła w pobliżu swego domu? 

*wraca do opisu zniszczenia statku* No, wychodzi na to, że tak: “Wtedy, nie zastanawiając się, dziewczyna machnęła bacikiem i strumień potężnej fali uderzeniowej został skierowany na statek.”

A ona to nosiła w kieszeni!

— Spojrzenie pełne błyskawic ocierało się o szaleństwo.

— Słuchajcie! Koniec tej kłótni — odezwał się Wielki Mag Erdmunda. — Musimy szybko jechać i poszukać pozostałej części układanki, twojej układanki, Robinie.

Po drodzę znajdzie jeszcze moją motywacje do dalszego czytania. 

Proooooszę! 

(…)

Karo nigdy w życiu tak nie cierpiała. Ból, słońce, brak wody, potworne gorąco, brak innych Ermirów czy ludzi, samotność — wszystko to sprawiało, że była bliska szaleństwa. Byłaby pierwszym Ermirem, który zwariował. 

Znowu pominięto biednego Robina. 

Minęło już wiele godzin, które spędziła na pustyni. Jej wydawało się, że są to dni, wiele dni, bez jedzenia i picia.

Złapała ostatni załom skalny i wspięła się na swoich silnych rękach. Wtedy jej oczom ukazał się bezkresna skalista pustynia, którą oblewało to dziwne martwe morze. Wspięła się na szczyt, a znalazła się w jeszcze gorszym miejscu, które było czymś, gdzie nie miała żadnego oparcia. Złoty pył otoczył jej głowę i ubrał jej myśli w nadzieję. Położyła się na gorącym podłożu. Zebrała w sobie i spróbowała pomyśleć. „Przecież nie ma takich miejsc, to nierealne…”. 

Sahara, Gobi i Kara-Kum solidarnie strzeliły focha. 

No dobra, ona jest z obcej planety, może tam nie mieli pustyń. 

Jej zmysły, myśli zaczęły szukać rozwiązania tego paradoksu, w którym się znalazła. Objęła całą rzeczywistość, w której teraz była, i zrozumiała, że każda rzecz tutaj jest sztuczna. Umysł, jej najlepszy drogowskaz, podpowiedział jej, że nie może się poddać. Powstała na nogi. Spróbowała wyjść myślą poza obszar, w którym się znalazła… I nagle poczuła powiew wiatru, chłodny, przyjemny powiew od morza. Spojrzała na kamienie, a one zaczęły się zamieniać w chleb Ermirów — sprasowane trawy, a pomiędzy tymi przysmakami zaczęły płynąć małe strumyki wody.

https://media1.tenor.com/images/c598358b3917d2475eb425e7ab63a07d/tenor.gif?itemid=14744864

Har patrzył zdumiony na to, co się dzieje. Nie mógł uwierzyć, że urządzenia zaczynają wariować i tworzy się zupełnie inna rzeczywistość niż ta, którą zaplanował. Nie może sobie tutaj pozwolić na pomyłkę, bo to oznaczałoby jego pewną śmierć. 

Już tyle razy słyszeliśmy o tej pewnej śmierci, że kompletnie przestało to robić wrażenie. 

Z drugiej strony czuł jakąś dziwną satysfakcję, że ta dziwna osoba ma taką moc. Na razie jej wielka siła woli powstrzymała urządzenie, ale przecież ma jeszcze więcej napędu do generatora cierpień…

— Potrzebuję więcej energii, partacze — odezwał się do centrum zarządzania.

Wyobraziłem sobie pozostałych Kratów, umieszczonych w wielkich kółkach dla chomików, gdzie bieganiem wytwarzają energię… 

Kir spojrzał na niego jadowicie. W jego oczach była czysta nienawiść, nietknięta innym uczuciem.

— Nie możemy zużyć więcej mocy. Poszedł jej cały zapas. Jeżeli stracimy więcej, będziemy potrzebować dostawy, a to może oznaczać kłopoty… — Teraz oprócz nienawiści w jego oczach pojawił się strach.

Najpierw dla schwytania jednej osoby tracą kontrolę nad całą wyspą, potem dla jej przesłuchania zużywają energię całego statku… Strasznie rozrzutni ci Kraci. 

— Ruszaj się natychmiast — póki jeszcze żyjesz — ja tutaj rozkazuję! — wrzasnął. — Mam tam przyjść do ciebie i wydusić tę energię?!

— Zrobię to tylko dlatego, że Mendele tak kazał. To mój statek i tylko mój. Nigdy jeszcze nie zabrakło mi paliwa. Zawsze tankuję zanim zaświeci się rezerwa. Przez ciebie w najlepszym wypadku zostaniemy służbą albo niewolnikami. Uratuje nas tylko wielki sukces. Więc zabieraj się do roboty, wielki Ermirze… — jego twarz wykrzywiła tym razem wściekłość. Nie było już nic więcej, co mógłby mu powiedzieć. W zasadzie chciał już tylko zabić Hara… Pamiętał jednak, że tamten wdarł mu się do głowy i wszystkiego się dowiedział. Musi zatem uważać. A potem zemsta!

– Słyszę cię! – powiedział Har. 

Har czekał na mocniejsze uderzenie cierpienia dla swojego więźnia. Musiał zwiększyć realność świata, w którym więził Karo, bo nigdy się nie dowie, kim ona jest. 

Odpal ray tracing i tekstury na ultra. Tylko nie spal karty graficznej! 

Jeśli dziewczyna zwariuje, on wejdzie do jej głowy i złamie barierę, przez którą nie chciała go przepuścić. Kiedy uczył się do walki z Ermirami, słyszał, że oni atakują umysły, ale nie wiedział, że może być też blokada mentalna. 

Siadaj, pała z oklumencji. 

Z kolei z krótkiego raportu o tych nędznych ziemianach słyszał, że w ogóle nie znają sposobów przenikania myśli, tak jak i oni — Kratowie. Byli podobni, to prawda, ale ziemianie byli o wiele słabsi i mniej liczebni.

Hm… Siedem miliardów Ziemian… To ile jest tych Kratów?! I na wszystkich jedna Milenka?! 

Przesunął dłońmi po czarnych kryształach. Zawirowały w jego rękach bardzo szybko i na chwilę od takiego uderzania mocy ściany jego pomieszczenia zadrżały. 

A fe, brzydki Krat! Nie bij mocy! 

Spojrzał nieco nerwowo w błyszczące regulatory i zrozumiał, że może nie mieć drugiej szansy. A przecież chciał rządzić, chciał, żeby każde jego słowo było dla innych święte, żeby się go bali jak nikogo wcześniej. To, że można rozkazywać innym bez względu na konsekwencje, było dla niego najważniejsze.

W sumie – typowy polityk. 

*

Karo poczuła, że świat, w którym się znalazła, zaczął drżeć. Wiatr, ten przyjemny przyjaciel, nagle ucichł. Niebo nagle stało się ciężkie i ołowiane od gorąca. Zrozumiała, że jest sama na świecie, jedyna. Nikogo więcej nie ma i nie będzie.

— Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee! — krzyknęła. — To niemożliwe!

*Flashbacki z Achai intensifies* 

Złoty pył, który nosiła w sobie, zaczął się w niej topić. 

I taki był koniec Karo.

https://i.pinimg.com/originals/96/1d/c4/961dc4a9ed61f91b67b483e585574293.jpg

Była bliżej szaleństwa niż ktokolwiek i kiedykolwiek z jej planety. Powietrze drżące od gorąca zaczęło ją parzyć. Chciałaby zemdleć, ale nie mogła. Zrozumiała, że to cierpienie może się przeciągać i nie skończyć…

— Dlaczego ja, jestem tylko małą dziewczynką…? — jej wyschnięte usta szeptały słowa, które zaraz zapominała. — Jestem przecież Księżniczką, małą, młodą Księżniczką…

Szła coraz wolniej i w końcu upadła. Nie chciała już walczyć, nie miała siły. Powietrze ją naciskało, słońce wierciło w każdym porze skóry mantrę, żeby to skończyć, 

Przyznam, że patrzę na to zdanie z pewnym podziwem. 

skały otoczyły ją twardym objęciem, aż każdy skrawek mięśni ją bolał, a do jej nóg dopłynęła martwa woda, która zaczęła parzyć stopy. Te siły przyrody zawsze takie przyjazne — teraz jej nienawidziły. Nie miała nikogo na świecie. Nie mogła już z siebie nic wykrzesać. Cierpienie rozsadzało jej głowę, a potwory w niej krzyczały, żeby przestała już się ruszać i umarła.

Nagle usłyszała głos. Potężny, dający nadzieję.

— Chodź ze mną! — dudniło jej w głowie. — Powiedz mi tylko, kim jesteś, tylko parę zdań, a dostaniesz ode mnie wszystko, co tylko chcesz…

— Nie kłam — zaczęła mówić za pomocą myśli, chociaż jeszcze pamiętała o blokadzie. — Nie kłam — powtórzyła. — Nic nie powiem.

Nagle głos zmaterializował się i zamienił w wielkiego konia, który przed nią stanął. Spojrzał i wyciągnął rękę. Dłoń uniosła się do góry i zakreśliła koło. W tym miejscu zapłonęło niebo i w kręgu ognia — jak na ekranie kinowym — zobaczyła zielone łąki, rzeki, wodę.

A potem z portalu wyszedł T’Challa i Avengersi. 

— Cóż to jest, to moja planeta — szeptała bezgłośnie. — Ja chcę tam wrócić, do mojego ojca, on tam musi być, czeka na mnie z moją mamą…

Ermir popatrzył na nią czarnymi, złymi oczyma.

— Powiedz mi tylko, kim jesteś i gdzie jest ziemska dziewczyna o wielkiej mocy, a znajdziesz się u siebie na planecie — powiedział przymilnie.

— Mieszkam w Kunicach, jestem stamtąd. Żyję tam.

No nie! Sprzedała Milenę?! 

— Możesz tam wrócić, możesz mieć wszystko. Będziesz tam Księżniczką, ludzie będą cię kochać, ubóstwiać…

Karo w swoim umęczeniu zdumiała się… Jak można być Księżniczką w Kunicach? Kim on jest i co opowiada? Czuła, że traci zmysły i zrozumiała, że ma ostatnią szansę, żeby nie zwariować… Jako człowiek może stracić na zawsze świadomość. Odpływała od realnego świata. W otchłań szaleństwa wciągały ją macki człowieczeństwa.

Człowiek nie czuje, jak mu się rymuje. 

Nagle jej ciało zaczęło się dziwnie zmieniać, postać rozmyła się i zaczęła puchnąć, wyginając się w różne strony. Powiększała się coraz bardziej w każdym atomie ciała… 

Ermirskie atomy są większe od tych ziemskich. 

Jej włosy zmieniały gęstość i stan skupienia, a skóra zaczęła się pokrywać krótką sierścią. Nogi, ręce — wszystko rosło w szybkim tempie, pokrywając się włosami. Nie wiedziała, nie czuła już tego, że traci ludzki kształt. Że wraca do swojej naturalnej, końskiej postaci. Nie mogła tego powstrzymać, bo inaczej już by jej nie było. Pozostałaby na pustyni jako warzywo będące tylko ciałem bez mózgu. 

Ale marchewka, pietruszka, czy seler? 

Ermir nie mógł zwariować. Był za dobry… 

Znaczy, tylko źli ludzie wariują…? *powoli sięga po The Topór*

Przemiana obejmowała ją w swoje władanie. Obrazy zmieniały się i powracały — a ona widziała cały swój świat, wychowanie, tradycję. 

Tradycja miała postać starszej, zrzędliwej damy, która siedzi na kanapie i ma za złe. 

Z umysłu wypłynęły obrazy i zmazały pustynię, brak powietrza, wody i nadziei. Wizja przesłoniła wykreowaną przez Kratów rzeczywistość, która pękła jak bańka mydlana. I nie pozostało po niej nic…

Leżała na podłodze w brzuchatym potworze, jakim był wojenny statek kosmiczny Kratów. Szaty, które miała przed przemianą, również się na niej zmaterializowały. 

Jak spodnie Hulka. Nie będziemy przecież gorszyć nieletnich czytelników! 

Har patrzył na nią jak zahipnotyzowany. Nie wiedział jeszcze, kim ona jest, ale poznał, że to jeszcze dziecko. Ermirskie dziecko. „Więc to nie była dziewczyna z Ziemi, tylko z Ermira…” — pomyślał, a w jego głowie było tylko zaskoczenie.

— Obudź się — powiedział rozkazująco. Nie wiedział jednak, że stracił moc wydawania rozkazów. Że nie otrząśnie się z tego widoku.

Kiedy tak patrzył na to końskie dziecko, zrozumiał, że oto widzi istotę bez nienawiści, bez złości, zawiści, zazdrości, szaleństwa, bez zła. Leżało przed nim samo dobro, niezdolne do zadawaniu bólu, szantażowania, dręczenia, mordowania i torturowania…

Wzruszył się, zapłakał i od tej pory stał się dobry, a na śniadanie jadł tylko owsiankę. 

Pierwszy raz widział Ermira na żywo. Słyszał, że jakiś był na ich głównej planecie, ale nie znał go ani nigdy nie widział. Podobno było to setki lat temu, a Kratowie żyli średnio około 50 ziemskich lat. 

Znaczy… przeciętne ermirskie dziecko jest starsze od przeciętnego Krata? 

Ginęli bardzo często, zwłaszcza że sami się notorycznie zabijali. 

Grasował wśród nich seryjny samobójca. 

Ermirska dziewczyna otworzyła oczy. Kiedy spotkał jej dziecięce spojrzenie, zrozumiał, że nigdy nie pomyślał o tym, by mieć dziecko, a teraz już za późno, andropauza i te sprawy, w ogóle nie pamiętał, że dzieci istnieją. I że nie chce już zabijać.

Zapomniał, że nie chce już zabijać, i ruszył w morderczym szale. 

W głowie zapaliło mu się czerwone światło. Ten alarm wył coraz głośniej. Musi przed nim uciec. Nie może się zmienić, nie teraz… Kiedy jest tak blisko zdobycia tajemnicy nieśmiertelności. I tajemnicy potęgi Ermirów.

— Kim jesteś? — zapytał, ale jego agresja zmalała.

— Jestem Ermirem. Jak ty — powiedziała dumnie bez cienia strachu.

— Nie nauczyłaś się bać, prawda? — spytał z drwiną. — Jesteśmy bardzo źli, a ja nie jestem Ermirem, tylko Kratem.

— Byłeś Kratem, jeszcze przed chwilą — popatrzyła na niego i zrozumiał, że ma rację. — Teraz razem ze mną przemieniłeś się w Ermira. Kiedy ja się zmieniałam, moja aura cię dotknęła i spowodowała, że twoje zło zniknęło. Oczywiście mała cząstka została, ale czułam, jak uchodzi z ciebie ta budowana od milionów lat nienawiść, zgromadzona na setkach tysięcy planet tobie podobnych. 

Eeeeej, seeeerio?! Hurr durr, straszni, źli Kraci, nie ma ucieczki przed ich nienawiścią, czeka nas zagłada! Nie ma ratunku! A tu puff! jedno dotknięcie aury i już zamiast wstrętnego Krata mamy miłego konisia-tulisia?

NO TO DALEJ DO ROBOTY, BANDO LENIWYCH CHABET, AUROWAĆ ICH TAM, AUROWAĆ! A NAWET AUROROWAĆ!

CZARODZIEJE ERMIRÓW I PRZYWÓDCY KRATÓW JEJ NIENAWIDZĄ. Księżniczka Karo (180 l.) odkryła sekret przemiany Kratów w misie-tulisie. 

Rozpełzliście się po całym kosmosie, jesteście prawie wszędzie, ale nie tutaj. Nie w twojej głowie i sercu, drogi Harze, nowo narodzony Ermirze.

Kratus obiit, hic natus est Ermirus. 

— Jesteś dzieckiem, nie możesz tego wiedzieć — powiedział bez przekonania.

— Jestem też Księżniczką Eclipse [dlaczego używa imienia które nadano jej w stajni na Ziemi?] z ojca Ar Schira (“z matki Balejaż” nie brzmi już tak poważnie) — i nie boję się ci tego powiedzieć. Bo wiem, że mnie nie zdradzisz…

Wtedy dotarło do niego, że ona ma rację. Ból, który cały czas pulsował mu w głowie, nagle zniknął. Świat przed nim zawirował. Stalowe ściany statku stały się nagle duszące i zimne. Poczuł się jak w więzieniu i zrozumiał, że musi się stąd wydostać. I to nie sam.

I tak po raz kolejny moc miłości Imperatywu Narracyjnego zwyciężyła zło Kratów! 

Z wirtualnej rzeczywistości pozdrawiają uchetani jak konie dorożkarskie Analizatorzy,

a Maskotek dla zabawy wybucha wulkany.

20 komentarzy do posta “88. Katastrofa w przestworzach, czyli wszyscy jesteśmy zmiennokształtni (Zaginiony świat koni 3/4)

  1. "Samolot nabrał mocnych rotacji, ale szczęśliwie wylądowali."
    Rotacji…?! O bogowie, katastrofa była o włos!
    Drugiego dnia powodzi skarg od pasażerów linie lotnicze doszły do wniosku, że zatrudnianie byłego pilota z latającego cyrku nie było najmądrzejszym posunięciem.

    "Domki z wypalonej cegły były sympatyczne, natomiast niewielkie ogródki przy każdym powodowały, że ludzi cały czas mogli siebie widzieć, kiedy spędzali czas na dworze."
    Widzieli się tylko dzięki ogródkom, gdyby ot, tak po prostu wyszli na ulicę, nic by nie widzieli.
    Albo mają tam latarnie uliczne o jasności supernowej, albo całodobowe mgły punktowe.

    "— Dobrze, dobrze. A teraz słuchajcie! — Robin usiadł. — Musicie pojechać na klify Moheru, gdzie popłyniecie statkiem — bo jest tam jeszcze jeden bardzo ważny element, który przygotowałem."
    Ale nie powiem wam, co to, jak zobaczycie, sami rozpoznacie.
    Przy subtelności tych koniołaków twój żart może się ziścić, Kuro.

    Pfff, też mi czarny charakter. Przecież praca to najgorsza tortura. Prawdziwie czarny charakter znalazłby im jakieś zajęcie, najlepiej na następne 12 godzin.
    Koniecznie nudne, upierdliwe i mało kreatywne, a wymagające skupienia. Jakieś wpisywanie danych do excela, adresów do pocztowej książki nadawczej (ręcznie!), paginowanie stron w dokumentach…
    Dopasowanie dat kalendarza gregoriańskiego do Długiej Rachuby (wszystkich 1.874.877 dni do dziś).

    "Kratowie, którzy — mimo regularnych rysów — mieli w twarzach tępotę, która wyzwalała konieczność posłuszeństwa i posługiwanie się szablonami."
    Jeżu, zabrakło mi inwencji na komentarz.
    A mnie do głowy przychodzą tylko Afrykanerzy – pamięta ktoś jeszcze antagonistów z „Zabójczej Broni 2”? Szczególnie lotni się nie wydawali.

    "Chęć niszczenia, jaką w sobie nosili, szła w parze z ograniczeniem rozwoju intelektualnego."
    To jak oni opanowali loty w kosmos? Pierwszy statek podpieprzyli pechowcom, którzy wylądowali na ich ojczystej planecie, resztę budowali mieszkańcy podbitych cywilizacji?

    Po prostu – widać, że pisał to boomer.
    Zanim sprawdziłam, co oznacza słowo „boomer”, wzięłam je za slangowe określenie Australijczyka (i wiele się nie pomyliłam – w tamtejszej gwarze to samiec kangura), albo za określenie kogoś ociężałego umysłowo. W sumie, patrząc na poziom tego ksiopka…

    BTW demonizowania telewizorów – facet chyba ma do nich wonty, ciekawe, czy w każdym mijanym sklepie z AGD wrzeszczy na asortyment. A o internecie najwyraźniej nie słyszał, patrząc na poziom riserdżu.

    "Milena również popatrzyła na nią i z przestrachem zauważyła, jak oczy Karo zasnuwa czarna mgła."
    Czarny glut – reaktywacja! Zmieniam zdanie, to jednak Purity (https://x-files.fandom.com/wiki/Purity) z „Z Archiwum X”; Konisie lub Kraci to tak naprawdę Koloniści (https://x-files.fandom.com/wiki/Colonist), a pod Irlandią była siostrzana jednostka tej z Wybrzeża Kości Słoniowej.
    Spojrzała w otchłań, no to ta odspojrzała. Logiczne.

    "Milena również zamknęła oczy i wypuściła myśl z głowy."
    No nie mogę, cały czas kojarzy mi się to ze zjadliwcem kanapowym 😀

    "— Mamy informację, że pył nie jest groźny, ale na wszelki wypadek prosimy założyć maski."
    Powiedz to silnikom, geniuszu.

    Hmmm, to miał być ten genialny sposób na porwanie, którego nikt nie zauważy i się nie zorientuje…?
    Wszyscy świadkowie zginą w katastrofie lotniczej. Kto by tam zauważył jedno ciało mniej?

    No tak. Pierwszy raz w życiu zobaczył kobietę bez tych wszystkich maskujących materiałów i zgłupiał.
    Kuro, ty coś wspominałaś o seksedukacji dla badassów…?

    No dobra, ona jest z obcej planety, może tam nie mieli pustyń.
    Na żadnej z odwiedzonych przez jej gatunek planet też nie było takiego cuda.

    Najpierw dla schwytania jednej osoby tracą kontrolę nad całą wyspą, potem dla jej przesłuchania zużywają energię całego statku… Strasznie rozrzutni ci Kraci.
    Zaczynam myśleć, że podbili te poprzednie światy, bo lokalsi padali na ich widok ze śmiechu.

  2. Złoty pył *ma flashbacki z “Mistrza” *
    Nie mówię, że analiza nie była kwikaśna, bo była. Ale jednak trochę mi tęskno za Panną Wiktorią Co Za Chłopa Została Wydana, i mam nadzieję, że kiedyś do niej wrócicie.

  3. Autorka dostała szału?

    No to teraz mamy lukę między analizami 398 i 400.

    BTW luk – obrazki w niektórych analizach, np. tych o Zoranie (197-199) były znikły.

  4. Jak dla mnie to "dzieło" jest kompletnie nieczytable. Głupie, infantylne i przede wszystkim wybitnie nudne. Dziecko w przedszkolu wymyśliłoby ciekawszą intrygę. Zgadzam się, że są głupie i infantylne (ksi)opka, które mimo wszystko zapewniają mnóstwo morderczej uciechy, ale to coś tutaj zdecydowanie się do nich nie zalicza. Osobiście nadal mam maleńką nadzieję na analizę jakiegoś arcydzieła ałtorkasi :).

    Smok Miluś

  5. W tym odcinku wybitnie widać, jak głupie i nieprzemyślane jest złolstwo Kratów. Mam wrażenie, że autor wymyślając ich po prostu spisał na kartce wszystko, co kojarzyło mu się ze słowem "Złol" (bo nawet nie "zły") i po wrzucił całą listę w Kratów. Bo jak się tak zastanowić, to niby czemu Kratki (xd) są takie bezbronne i dają sobie włazić na głowy, skoro podobno CAŁA Rasa jest nikczemna, niegodziwa, okrutna, bezwzględna, agresywna i żądna władzy? Czy nie powinno być tak, że ta Płeć jest represjonowana, której przedstawiciel akurat lokalnie nie dorwie się do najwyższego stopnia wojskowego (o właśnie, dlaczego zawsze wojsko? Dlaczego nie np policja?)? Albo w ogóle żadna, bo każdy każdego równo podgryza i uciska? Ale nie, pewnie autorowi skojarzyło się coś, że Opowieść Podręcznej, że tam złole, więc tu też to wrzuci! To samo z tym bardzo specyficznym wyglądem… Mało melaniny to zło w duszy! I czemu właściwie taki sam Wygląd ma być evil? I zapuszczanie włosów przez kobiety jest evil? (bo tradycja, a jak wiadomo, tradycja to złoooo). Dlaczego evil jest wyglądanie tak samo? Wyróżnianie się z tłumu, jak się tak zastanowić, wcale nie jest obiektywnie moralnie lepsze niż nie wyróżnianie się. A jeśli chodzi o to, że zuy Overlord tak chciał, to historycznie zwykle jednak klasa rządząca im bardziej czuła się ponad resztą tym bardziej chciała się od niej odróżniać… No ale wiadomo, jednakowość evil. I w końcu co jest obiektywnie nikczemnego w posłuszeństwie? Nawet ślepe posłuszeństwo dopiero prowadzi do zła, nie jest, wbrew pozorom, złem samym w sobie. Myślenie "nie wolno się trzymać instrukcji, myślenie poza schenatami zawsze jest lepsze" wyśmiewają już nawet filmy animowane… (w zasadzie jeden film animowany, ale zawsze). Wręcz powiedziałabym, że posłuszeństwo wymaga pewnej dozy cech takich jak lojalność, zaufanie i umiejętność współpracy, do czego Kraci teoretycznie nie powinni być zdolni. I skąd pomysł, że kreatywność i inteligencja wymaga bycia dobrym? Taki Ted Bundy był ponoć bardzo inteligentny i całkiem pomysłowy, sęk w tym, do czego tej inteligencji i pomysłowości używał.
    Słowem, Kraci to zlepek nieprzemyślanych cech złoli typu "no-zupełnie-nie-Hitler".

  6. Ja nadal odnoszę wrażenie, że Pisakowi chodziło głównie o wieszanie psów na telewizji, a metodą już się nie przejmował. Są siły zła? Są! I co z tego, że subtelnością przegrywają w przedbiegach nawet z disneyowskimi antagonistami, czytelnicy najwyraźniej mają zdolność spostrzegawczą chryzantem, trzeba ich naprowadzić, która strona jest która.

  7. Kobiety były długowłose — i nie mogły pokazywać swoich fryzur nikomu poza swoim panem.
    Brzmi jakby ich włosy miały genetycznie zakodowaną długość.

    Właściwie czemu nie? Długość włosa jest uwarunkowana genetycznie np. u psów. Możliwości co do Kratowego uwłosienia jest kilka, m. in.:
    – allel długiego włosa jest dominujący, ale potrzebuje odpowiedniego poziomu żeńskich hormonów płciowych,
    – przeciwnie – allel krótkiego włosa jest dominujący, ale do ekspresji potrzebuje odpowiedniego poziomu testosteronu,
    – allel długiego włosa jest dominujący, ale na chromosomie Y znajduje się gen, który go blokuje,
    – występuje wyłącznie allel krótkiego włosa, ale jest on zlokalizowany na Y,
    – aŁtorowi nie chciało się zastanawiać się nad genami Kratów, więc napisał, co pierwsze przyszło mu do głowy?

    Ograniczenie intelektualne Kratów nie ma jakiegokolwiek sensu (okej, to opko w ogóle nie ma go zbyt wiele, ale tutaj jakoś wyjątkowo rzuca się to w oczy). Niby jest zUa rasa z zaawansowaną techniką, podbjiająca inne światy – ale skoro Kratowie z zamierzenia aŁtora są głupi (i nudni, i niemili, i śmierdzą, i lecą im smarki z nosa), znaczyłoby to tyle, że inne rasy są prawdopodobnie jeszcze głupsze?

    Pomysł z wykorzystaniem mediów do inwigilacji i kontrolowania społeczeństwa sam w sobie szczególnie odkrywczy nie jest, ale przy odrobinie wysiłku dałoby się na nim oprzeć intrygę z kosmicznymi najeźdźcami w roli głównej… Ale bez Merysujek. Bez gadających koni (czemu akurat konie?). Bez magicznych bacików. I bez powtarzania co pięć minut, jacy to Kraci są ŻLI.

    Ksiopko tak przerażająco nudne i infantylne, że momentami nawet analiza nie czyni go zdatnym do czytania.

    Kżyżak

  8. @Lily, napisz na niezatapialna.armada[at]gmail.com z tego adresu, z którego rejestrowałaś się na forum, a dostaniesz dalsze wskazówki 🙂

  9. "Dalsze wskazówki"? Na czym właściwie polega NAKW-owa weryfikacja? Pierwsze, co przychodzi do głowy, to test z poprawności językowej 🙂

    Na marginesie – czy Kura mogłaby zamieścić informację o tym alternatywnym, mailowym sposobie weryfikacji w poście na forum? Ułatwiłoby to rejestrację innym jednostkom bez FB, które przecież aż tak rzadkie nie są.

    Kżyżak

  10. Zamieszczę 🙂

    NAKW-owa weryfikacja służy przede wszystkim sprawdzeniu, czy mamy do czynienia z istniejącą osobą, czy też z kolejną macką naszego trolla, rejestrującą się z konta założonego minutę temu.
    Poprawność językowa jest oczywiście mile widziana 🙂

  11. Balejaż…
    Już wiele na kolonasie widziałam, ale Balejaż jako imię kogokolwiek nawet konia (francuskiego?).
    Milenka niestety mi się kojarzy. I to źle.

  12. Analiza jak zwykle świetna.

    "W sumie… to ciekawy problem. Czy po odparciu ataku Kratów Ermirowie nadal będą takimi niewinnymi, pacyfistycznymi istotami, dla których niemożliwa jest nawet myśl o przemocy? Czy jednak się zmienią? A w takim razie… czy to oznacza, że Kraci jednak w pewnym sensie wygrają?"
    Gdyby ta ekhem…"książka" opierała się przynajmniej po części na tym dylemacie, mogłaby być naprawdę ciekawa (i gdyby była trochę mniej infantylna i bardziej przemyślana, oczywiście).

    I takie przemyślenienia, co do tej całej walki ze złem za pomocą zła. W sumie gdyby Ermirowie (też idealnie dobrzy, niezdolni do zła, tylko w trochę bardziej sensowny sposób) żeby pokonać Kratów byli zmuszeni do współpracy z najgorszymi ziemskimi degeneratami i zbrodniarzami, a nie wszechpotężną trzynastolatką, ta książka byłaby dużo bardziej interesująca. I jeszcze jakby tutaj ukazać przemianę jaka zachodzi w Ermirach, na skutek wojny, a książkę zakończyć upadkiem Kratów, przy jednoczesnej przemianie doskonałych konisów-tulisiów w istoty praktycznie tak samo złe jak tamci… Może nie byłoby to niezwykle nowatorskie, ale to już bym chętnie czytała.

Skomentuj Anonimowy Anuluj pisanie odpowiedzi