67. Książka pod Durnym Tytułem, czyli antydepresyjne kozaczki (Kolejne 365 dni, 1/?)

Drodzy Czytelnicy!
Polski rynek wydawniczy jest fanatykiem Blanki Lipińskiej, wszystkie księgarnie zawalone jej dzieuami najgorsze, a średnio raz na kilka tygodni pojawia się ona i u nas. Tak więc wpadamy dziś niespodzianie jak Hiszpańska Inkwizycja, niosąc kolejny, trzeci, i borom dzięki  – ostatni tom przygód Laury Biel i Czarnego Massima. Ale ale! Wzmianka o Hiszpańskiej Inkwizycji jest nieprzypadkowa, bo w tej części ścieżki życiowe Laury coraz mocniej zaczynają się splatać ze ścieżkami pewnego ognistego Hiszpana. Co z tego wyniknie? Czy Massimo pójdzie w odstawkę? Zobaczymy!



Blanka Lipińska, Kolejne 365 dni, Warszawa 2019



Analizują: Kura, Vaherem i Jasza.
W analizie wykorzystaliśmy wersję dostępną na Legimi.


A przy okazji pozwólcie, że wyrażę swoje zdanie o wydającym obecnie Blankę Lipińską wydawnictwie Agora:





Jak pamiętamy, poprzednia część urwała się w dramatycznym momencie, kiedy to Massimo miał dokonać wyboru, czyje życie ratować – żony czy syna. Lecz ałtorblanka nie trzyma nas długo w niepewności! Akcja przenosi się kilka miesięcy do przodu i oto widzimy radosną Laurę, jak mknie w swym nowym samochodzie, wyśpiewując na cały głos piosenkę Ariany Grande.
–.. .- -… .. .— -.-. .. . / — -. .. . / .–. .-. — … –.. ..-.. / -. .. . / -.-. …. -.-. . / – . –. — / .- -. .- .-.. .. –.. — .– .- -.-.. / –.. — ..- … –.. .- .— .-.- / — -. .. . .-.-.- !!!



Młody chłopak, którego samochód zatrzymał się tuż obok, uśmiechał się zalotnie i rozbawiony moim zachowaniem uderzał o kierownicę w rytm piosenki. Zapewne oprócz muzyki i nietuzinkowego zachowania także mój strój przykuł jego uwagę, zbyt wiele dziś na sobie nie miałam.
Czarne bikini idealnie pasowało do mojego fioletowego plymoutha prowlera, do którego pasowało wszystko, bo był po prostu zajebisty.







Należało wspomnieć, że strój kąpielowy pasował do tapicerki – jeśli już coś do siebie miałoby pasować…
Sorry, ale po dwóch tomach tego cyklu te opisy bogactwa i luksusu nie wywołują już u mnie żadnej reakcji. Laura mogłaby się wozić pieprzonym batmobilem i nie wywołałoby to żadnej mojej reakcji. Żadnej. Nie uniósłbym nawet brwii.



Mój samochód, piękny i nietuzinkowy, był prezentem urodzinowym. Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że mój mężczyzna nie poprzestanie na tym, ale lubiłam się pocieszać, że to być może koniec podarunków.
Och tak, może wreszcie przestanie mnie nimi obsypywać, niczego tak nie pragnę!



Zaczęło się miesiąc temu: codziennie, z okazji urodzin, dostawałam coś nowego. Trzydzieste urodziny, a więc trzydzieści dni prezentów – tak to widział. Przewróciłam oczami na tę myśl i ruszyłam, kiedy światło zmieniło się na zielone.
Wyobrażacie sobie, co będzie, jak dożyje setki…?
Trzydzieste pierwsze urodziny? Trzydzieści jeden dni prezentów! I TAK CO ROKU.
Ale Dudusia Dursleya i tak nie przebije.



Laura dociera na plażę, gdzie jej ukochany robi jej prysznic z szampana, a następnie pada na kolana i… Zaraz, moment!



– Chciałbym… – jąkał się, a ja patrzyłam na niego z rozbawieniem. Wtedy wziął głęboki wdech i padł na kolano, wyciągając w moją stronę małe pudełeczko. – Wyjdź za mnie – powiedział Nacho, szczerząc do mnie swoje białe zęby.



…Nacho? Co tu się…?
Auu! Jeżu! Autorko, za co tak spoilerem prosto w ryj!?
Ale wiecie dlaczego to zaskakuje mimo wszystko? Bo aż do momentu “powiedział Nacho” jego zachowanie to typowy Massimo: góra prezentów, na które wydano górę forsy. Każdy ideał u Lipińskiej jest taki sam, zmienia się tylko imię.
(…)



ROZDZIAŁ  2



No cóż, okazuje się, że i plaża, i oświadczyny, i Nacho to tylko śpiączkowe majaki Laury, która właśnie budzi się w szpitalu, oplątana kilometrami rurek i podłączona do mnóstwa maszyn robiących PING.
Ale czy na pewno były to majaki? W końcu mówimy o świecie, w którym kolesiowi przyśniła się jego ukochana. Lipińska chciała pewnie podbić napięcie już od pierwszej sceny, ale bądźmy szczerzy: czy kogokolwiek obchodzi, z którym gangsterem i mordercą skończy Laura?



Kiedy otworzyłam oczy pierwszy raz po tym, jak zamknęłam je w rezydencji Fernando Matosa, zobaczyłam, że oplatają mnie kilometry rurek wbitych w moje ciało i otaczają dziesiątki ekranów pokazujących funkcje życiowe.
Dziesiątki? Chyba że na kilkunastu był wykres EEG próbujący namierzyć tę trzecią komórkę, dzięki której Laura nie żywi się przez fotosyntezę.
Autorka chciała pokazać, że Laura jest pod świetną opieką lekarską, tylko nie wiedziała jak, więc wstawiła jej do sali dziesiątki ekranów. Luksus i bogactwo!
Trochę jak w sklepie z telewizorami – ekrany od podłogi do sufitu i na wszystkich funkcje życiowe rozwielitki.



Wszystko pikało, szumiało. Chciałam przełknąć ślinę, ale okazało się, że w gardle mam jakiś przewód.
Co nie zmieściło się na stelażu, to wepchnęli do gardła.



Bałam się, że za chwilę zwymiotuję.
Kryć się! Będzie womitować rurami!
Zawołajcie egzorcystę!



Oczy zaszły mi mgłą i czułam, że wpadam w panikę. Wtedy jedna z maszyn zaczęła przeraźliwie piszczeć, drzwi się otworzyły i do pokoju jak taran wpadł zdyszany Massimo.
Jak taran? To znaczy czterech jego goryli trzymało go za ręce i nogi, waląc głową bossa w drzwi?



Usiadł obok i chwycił mnie za rękę.
Za tę biedną, omdlałą rękę.



– Kochanie – jego oczy się zaszkliły. – Dzięki Bogu!
Twarz Czarnego była zmęczona i zdawało mi się, że jest o połowę chudszy, niż go pamiętałam. Złapał głęboki oddech i zaczął gładzić mnie po policzku, a ja na jego widok zupełnie zapomniałam o duszącej mnie rurce.
To jest dobry moment na seks, Lauro. Łóżko jest, Czarny jest, a ty się ociągasz. Rura w gardle nie powinna być przeszkodą.


Z oczu zaczęły lecieć mi łzy, a on ścierał każdą, nie odrywając ust od mojej dłoni. Nagle do pokoju weszły pielęgniarki i uciszyły nieznośną maszynę.
Brawo! Jeśli maszyna monitorująca stan pacjenta zaczyna wyć, należy wyłączyć maszynę, bez zawracania sobie głowy czy pacjentowi coś może dolega.



Po nich w drzwiach pojawili się lekarze.
Którzy włączyli maszynę, którą wyłączyły pielęgniarki, a która natychmiast zaczęła wyć…



– Panie Torricelli, proszę wyjść. Zajmiemy się pańską żoną niech już nie wyje! – powiedział starszy mężczyzna w białym kitlu, a kiedy Don nie reagował, powtórzył polecenie głośniej.
Massimo wyprostował się i górując nad nim, zmienił oblicze na najzimniejsze, jak to tylko możliwe,


a potem rzucił przez zaciśnięte zęby:
– Moja żona pierwszy raz od dwóch tygodni otworzyła oczy [proszę, proszę – oto mamy śpiączkę opkową] i jeśli sądzi pan, że wyjdę, to jest pan w niewiarygodnym błędzie – warknął po angielsku, a lekarz machnął ręką.
Po tym, jak wyciągali mi z gardła rurę przypominającą tę od odkurzacza, uznałam, że faktycznie byłoby lepiej, gdyby Czarny tego nie oglądał.
A co dopiero będzie jak zobaczy woreczek z moczem dyndający u boku łóżka…
Woreczek na odchody może być takiej firmy, że tylko potentatów naftowych na to stać…



Ale cóż, stało się. Już chwilę później do mojego pokoju zaczęły ciągnąć wycieczki lekarzy najróżniejszych specjalizacji.
I z najróżniejszych krajów. Prym wiedli ci z Japonii, a każdy z wieloma aparatami fotograficznymi.
Przewodnicy wycieczek wymachiwali w górze stetoskopami. Dyrektor szpitala zacierał łapki, licząc przychody z biletów. Laryngolodzy, okuliści, dermatolodzy i ortopedzi – każdy znalazł w Laurze coś fascynującego.
A i pewnie ze dwóch weterynarzy też się tam kręciło.



A potem były badania, niekończące się badania.
Hmmm… w przypadku osoby leżącej z ranami postrzałowymi spodziewałabym się raczej jakiejś zmiany opatrunków, podawania leków itp.
To byłoby zbyt banalne.



Massimo nawet przez sekundę nie wyszedł i nawet na chwilę nie puścił mojej dłoni.
Bardzo romantic, ale jakby się tak dłużej zastanowić, to jednak bardzo irytujące.



Kilka razy wolałabym, żeby go nie było, ale nawet ja nie byłam w stanie go od siebie odgonić i przekonać, by przesunął się choć o centymetr, aby zrobić miejsce lekarzom.
Jebać to, że lekarze chcą ją zbadać, muszę trzymać ją za rękę! MIŁOŹDŹ!
Raczej broń palna w kaburze.



(…)
– Luca – wyszeptałam, widząc opatrunki na moim ciele. – Gdzie jest nasz syn?
(…)
– Nie żyje – wstał, łapiąc oddech, i obrócił się do okna. – Kula trafiła zbyt blisko…
(…)
– Pogładził mnie po głowie i otarł moje mokre policzki. – Będziemy mieć gromadę dzieci, obiecuje ci.
– A co tam, że straciłaś to jedno, zrobię ci następne. Dużo następnych!
Łatwo przyszło, łatwo poszło.



(…)
– Będę tu. – Massimo usiadł przy łóżku i chwycił moją dłoń. Zaczęłam odpływać. – Obiecuję, że będę tu, kiedy się obudzisz. – Był, kiedy otworzyłam oczy i za każdym kolejnym razem, kiedy zasypiałam i znów się budziłam. Nie odstępował mnie na krok. Czytał mi, przynosił filmy, czesał włosy, mył. Ku mojemu przerażeniu odkryłam, że tę ostatnią czynność wykonywał również wtedy, kiedy byłam nieprzytomna, nie pozwalał zbliżyć się do mnie pielęgniarkom.
Ale to nie dlatego że jest taki romantyczny. On jest po prostu patologicznie zazdrosny, zakład?
Nie, w końcu pielęgniarki to kobiety, do tej pory nie podejrzewał Laury o lesbijskie skłonności, więc… Ja tam obstawiam, że nie chce przepuścić żadnej okazji do macanki.



Zastanawiam się, jak zniósł fakt, że operujący mnie lekarze byli mężczyznami.
Pfff, wcześniej pewnie ich wykastrował.



Z tego, co dowiedziałam się z jego lakonicznych wypowiedzi, zostałam postrzelona w nerkę. Nie dało się jej uratować.
Mam nadzieję, że wyprawiono jej wspaniały pogrzeb.



Na szczęście człowiek ma dwie, a życie z jedną to nic strasznego – pod warunkiem że jest zdrowa. W trakcie operacji moje serce postanowiło odmówić współpracy.
Nawet poszczególne organy bohaterki stwierdziły, że mają dość uczestniczenia w tej fatalnej farsie jaką jest fabuła tych książek.



Specjalnie mnie to nie zdziwiło.
A co tam! Ono zawsze działało jak chciało.



Zaskoczył mnie natomiast fakt, że lekarzom udało się je naprawić. Coś udrożnili, coś wszyli, jeszcze coś wycieli i podobno miało działać.
Tja, coś jej wszyli. Pewnie budzik.
https://aholdencirm.files.wordpress.com/2016/04/ef5ef11dd961b3ae1504bde0c5cfbba1.jpg



Uhmm… Lauro, lepiej nie ściągaj kołdry. Jeden z doktorów się trochę zapędził z wycinaniem.


Jasssne. Podczas operacji usuwania kul z nerki tak przy okazji zrobili jej serce.
Domyślam się, że Massimo z bronią asystował przy operacji, chirurgowi zadrżały ręce… Aaaa, skoro już nam się tak chlasnęło na odlew, to czemu nie skorzystać?
A skoro już śpi, to zdejmiemy jeszcze kamień z zębów i obetniemy pazury.
Tylko nie pazury! Bo was pozwie o odszkodowanie!
(…)



Z Massimo rozmawialiśmy o wszystkim, otwierał się przede mną bardziej niż kiedykolwiek. Za nic nie chciał tylko poruszać tematu sylwestra.
Ale że co, nie chce powiedzieć, gdzie ją zabierze na bal?
I jaką kieckę jej kupi.



Coraz bardziej mnie to złościło. Dwa dni przed planowanym wyjściem ze szpitala nie wytrzymałam.
Czarny właśnie postawił przede mną tacę z jedzeniem i podciągnął rękawy.
– Nie zjem nawet grama – warknęłam, zaplatając ręce na kołdrze. – Rozmowa na ten temat cię nie minie. Nie możesz już wykręcać się moim stanem zdrowia, czuję się fenomenalnie. – Ostentacyjnie przewróciłam oczami. – Massimo, do cholery, mam prawo wiedzieć, co stało się w posiadłości Fernando Matosa!
My też! To było tak bez sensu, że nie dało rady ułożyć tego pucla.
Ach, mówiąc “sylwester” ma na myśli swoje porwanie, postrzelenie i tak dalej! No faktycznie, zabójcza impreza była.
Wystrzałowa. Ale jakby tak pomyśleć: dużo huku, mało fajerwerków.



Don upuścił łyżkę na talerz, złapał głęboki wdech i zirytowany wstał z miejsca.
– Czemu jesteś taka uparta? – Popatrzył na mnie gniewnym wzrokiem. – Jezu, Lauro. – Zakrył dłońmi twarz i przechylił się nieco do tyłu. – Dobrze. Do którego momentu pamiętasz to, co się działo? W jego głosie słychać było rezygnację.
Przekopywałam zakamarki swoich wspomnień i kiedy przed oczami stanął mi Nacho, moje serce zamarło. Przełknęłam głośno ślinę i powoli wypuściłam powietrze z płuc.
– Pamiętam, jak bił mnie ten skurwiel Flavio.
Szczęki Massimo zaczęły się rytmicznie zaciskać.
– Później pojawiłeś się ty.
Najpierw do pokoju wpadło kilkadziesiąt osób.



Zamknęłam oczy, sądząc, że to pomoże mi w odzyskiwaniu wspomnień.
– Potem było zamieszanie i wszyscy wyszli, zostawiając nas samych.
Potem był szybki numerek… a nie, sorry, to chyba nie tym razem.



Bla, bla, Massimo opisuje Laurze przebieg wydarzeń, nie musimy tego czytać drugi raz. Laura ze wszystkich sił stara się ukryć, że bardzo interesuje ją los Nacho, tymczasem Massimo poprzysięga mu zemstę jako temu, który porwał jego żonę i doprowadził do śmierci jego syna.
Nieco później okazuje się, że w tym samym szpitalu leży Amelia, siostra Nacho – pod wpływem szoku przedwcześnie urodziła dziecko. Wbrew przypuszczeniom brata Amelia wcale nie była taka naiwna i doskonale się orientowała, że żyje w mafijnej rodzinie.
I Massimo z całym swym prywatnym wywiadem i pieniędzmi, nie dowiedział się tego?
Jak się zaraz okaże, kiedy tylko Imperatyw Narracyjny sobie tego zażyczy, Massimo ślepnie, głuchnie i przestaje reagować.



(…)



ROZDZIAŁ 3



– No kurwa mać – wrzasnęła Olga, kiedy wbiegła do mojej sypialni i zobaczyła, że wciąż leżę zakopana w pościeli. – Ile można na ciebie czekać, suko.
Och, Olga, subtelna jak zawsze. Tęskniliśmy za tobą.



Chciała mnie uściskać, ale w połowie drogi przypomniała sobie, że jestem rozpruta z każdej strony, i dała sobie spokój.
Ale jak to, to wypisali ją zanim rany się zagoiły?
Żeby Massimo miał co całować.



Klęknęła na łóżku a do jej oczu napłynął potok łez, który po chwili eksplodował.


(…)



– Jesteś taka chuda – jęknęła. – Dobrze się czujesz?
– Jeśli nie liczyć bólu po operacjach, faktu, że nie było mnie tu prawie miesiąc, i tego, że straciłam dziecko – wyśmienicie – westchnęłam. Musiała usłyszeć sarkazm w moim głosie, bo zamilkła i spuściła głowę. Przez chwilę myślała o czymś intensywnie czy to był sarkazm, czy tylko sarkanie, aż w końcu wzięła głęboki oddech.
– Massimo nic nie powiedział twoim rodzicom.



Okazuje się, że przez długie tygodnie mama Laury była karmiona kłamstwami, jak to Massimo zabrał Laurę na Dominikanę (“daleko i słaby zasięg”), a następnie jej telefon utopił się w oceanie, dlatego się nie kontaktowała. Laura dzwoni do mamy i opowiada jej półprawdę – jakoby straciła dziecko w wypadku samochodowym. Następnie schodzi do salonu, gdzie przy kominku siedzi Massimo. I chleje.



– Co się stało na Teneryfie?
W jego głosie słychać było oskarżenie i coś, czego jeszcze nigdy nie słyszałam.
– Czy ty jesteś pijany? – przekręciłam jego głowę w swoją stronę.
Patrzył na mnie z beznamiętnym wyrazem, a w jego oczach tliła się złość.
Och, naprawdę? Naprawdę nigdy nie widzieliśmy złości w oczach Massima, nigdy nie był podejrzliwy i zazdrosny (bo to pewnie było słychać w jego głosie)? Bullshit.
Beznamiętnie patrzył wściekłymi oczami?  Albo-albo. Razem się nie da.



– Nie odpowiedziałaś mi! – uniósł głos.
Przez głowę przebiegało mi tysiąc myśli na sekundę, to się nazywa gonitwa myśli i jest objawem poważnych dolegliwości a zwłaszcza jedna: czy wie. Zastanawiałam się, czy wie, co wydarzyło się w domku na plaży i czy jakimś cudem znał moją słabość do Nacho.
A co w sumie takiego doniosłego wydarzyło się w domku na plaży? Bo ja pamiętam tylko heheszki z gwałtów.



– Ty także mi nie odpowiedziałeś.
Wstałam z miejsca nieco zbyt szybko. Poczułam ból i złapałam się kanapy.
– Ale już nie musisz nic mówić. Jesteś nawalony, więc nie będę z tobą rozmawiać.
– Będziesz! – wrzasnął, zrywając się za moimi plecami. – Jesteś moją żoną, do cholery, i odpowiesz mi, kiedy pytam.
Cisnął szklanką o podłogę, a szkło posypało się dookoła.
:3:3:3 Jaki słodki foch!



Massimo jak zwykle zaciska pięści, patrzy lodowato, memla szczękami i wreszcie wychodzi, a Laura wspomina, jak to któregoś wieczoru uroczy Nacho posprzątał stłuczony talerz, żeby ona nie pokaleczyła sobie stóp. Oj, oj, chyba samiec alfa zaczyna spadać w rankingu…



(…)



Kolejne dni, a może tygodnie wyglądały właściwie tak samo. Leżałam w łóżku, płakałam, myślałam, wspominałam, później znowu płakałam. Massimo pracował, chociaż właściwie nie wiem, co robił, bo widywałam go bardzo sporadycznie.
Oj tam, zwykła rutynowa robota. Kogoś zastrzelił w swoim ogródku, kogoś innego w klubie, kogoś kazał utopić.



Zwykle wtedy, kiedy zjawiali się lekarze i miałam badania albo rehabilitację.
No tak, przecież to byli mężczyźni, musiał jej pilnować.



Nie spał ze mną, nawet nie wiedziałam, gdzie to robił, bo rezydencja była tak wielka i miała tyle sypialni, że nawet gdybym próbowała, nie znalazłabym go.
Czy my nadal jesteśmy na Sycylii, czy może akcja przeniosła się na Kretę, a projektant rezydencji nazywa się Dedal? I czy tylko mi całe to zachowanie wydaje się dziwne, po tym jak w szpitalu mieli ze sobą ciągle rozmawiać, a Massimo miał otwierać się przed Laurą jak nigdy wcześniej?
Co  było w szpitalu, zostaje w szpitalu!



– Lari, tak nie może być – stwierdziła Olo, siadając koło mnie na ławce w ogrodzie. – Jesteś już zdrowa, nic ci nie jest, a zachowujesz się, jakbyś była obłożnie chora.
Została postrzelona, straciła dziecko, można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że ma depresję. Ale w świecie Olgi coś takiego nie istnieje…
Do tego nie ma nerki, co też nie dodaje wigoru.



Uniosła ręce, zakrywając twarz.
– Mam dość! Massimo wścieka się i ciągle zabiera gdzieś Domenico. Ty ryczysz albo leżysz jak kukła. A ja?
Ty weź pierdolnij drzwiami i się po prostu wynieś z tego opka.



Obróciłam się i spojrzałam na nią. Siedziała z wbitym we mnie wyczekująco wzrokiem.
– Daj mi spokój, Olka – wymamrotałam.
– Nic z tego. – Poderwała się z miejsca i wyciągnęła do mnie rękę. – Ubieraj się, wychodzimy.
Na zakupy!
Kiedy zło ładuje się do kupy
Na zakupy!
Po kolejną brzydką kieckę
i paskudną torebeczkę
zróbmy sobie hen wycieczkę!
Na zakupy!


– Powiem to najbardziej eufemistycznie, jak to tylko możliwe: pierdol się.
Mój wzrok kolejny raz powędrował na spokojne morze. Czułam, jak Olka kipi ze złości, ciepło, jakie wydzielało jej ciało, niemal mnie parzyło.
– Ty cholerna egoistko.
Wstała i zasłoniła mi widok. Zaczęła na mnie wrzeszczeć.
– Sprowadziłaś mnie do tego kraju, pozwoliłaś się zakochać. Mało tego: zaręczyłam się. A teraz zostawiasz mnie samą.
No i? Jesteś całkiem nieźle ustawiona, zaręczona z bogatym kolesiem, stać Cię na wszystko wokół czego kręci się twój świat i zainteresowania (ciuchy, kosmetyki, alkohole), więc w czym problem? Ach, po prostu trochę ci się nudzi.



Jej ton był przejmujący, przeraźliwy i wywoływał we mnie głębokie wyrzuty sumienia.
Co z tego, że to ciebie spotkało nieszczęście! Zobacz, jak JA cierpię!



Nie wiem, jak to zrobiła, ale udało jej się zawlec mnie na górę i wcisnąć w dres.
Oj, to musiało być z nią naprawdę źle, skoro nie była to kreacja, której opis zajmowałby trzy strony.



Później załadowała mnie do samochodu.
Zatrzymałyśmy się pod małym sycylijskim domkiem w Taorminie. Kiedy wysiadała z auta, popatrzyłam na nią jak na kretynkę.
– Rusz dupę, klocu – warknęła, kiedy wciąż tkwiłam na siedzeniu. Ale w jej głosie nie było złości, raczej troska.
– Wyjaśnisz mi, co tu robimy? – zapytałam, kiedy ochroniarz zamykał za mną drzwi auta.
Zapamiętajmy, że z nimi był ochroniarz!
– Leczymy się. – Wskazała rękami na budynek. – Tu się leczą chore łby, Marco Garbi to podobno najlepszy terapeuta w okolicy.
Nie pojechały na zakupy? Naprawdę nie?!



Słysząc to, chwyciłam za klamkę, żeby ukryć się w samochodzie, ale odciągnęła mnie od niej.
– Możemy zrobić to same albo twój apodyktyczny mąż znajdzie ci jebniętego doktorka, który będzie raportował mu każdą twoją wizytę.
Mamy uwierzyć, że Marco Garbi nie siedzi u niego w kieszeni – albo że zachowa tajemnicę lekarską nawet pod spluwą?
Ochroniarza znaleziono na Dziedzińcu Cudów. Był ślepy, głuchy i chromy.
(…)



Lekarz okazał się bardzo nietuzinkowym facetem. Spodziewałam się stuletniego sycylijczyka [!], który będzie miał siwe włosy zaczesane na brylantynę, okulary i każe mi się położyć na freudowskiej kozetce. Marco był jednak starszy ode mnie ledwie z dziesięć lat, a cała rozmowa odbyła się przy blacie kuchennym.
Z parapetu zerkał znacząco garnek do gotowania szparagów.
Oh God why.



Nie wyglądał jak typowy terapeuta. Nosił poszarpane dżinsy, podkoszulki kilka? z rockowymi wstawkami i trampki. Miał długie, kręcone włosy związane w kucyk i zaczął od pytania, czy się napijemy.
Dawaj szampana!



Wydało mi się to mało profesjonalne, ale to on był specjalistą, nie ja.
Wybitnym specjalistą – rozgryzł ją na pierwszy rzut oka.



Kiedy wreszcie usiadł, podkreślił, że zdaje sobie sprawę, czyją jestem żoną. I dodał, jak bardzo go to nie obchodzi.
On już jest martwy.
Massimo go zastrzeli!



Zapewnił mnie, że Massimo nie ma żadnej mocy w jego domu i nigdy nie dowie się o naszych rozmowach.
Cała Sycylia została opanowana przez Torricellich… Cała? Nie! Jeden, jedyny dom terapeuty Marco wciąż stawia opór!
Goryl z uśmiechem robił notatki.



Później poprosił, bym ze szczegółami opowiedziała mu ostatni rok swojego życia, ale kiedy dotarłam do wypadku, zatrzymał mnie. Widział, że krztusiłam się od płaczu.
Wypadku? Ona tę strzelaninę nazywa wypadkiem? Chyba że jemu też nie mówi prawdy i wciska kit jak swojej matce.



Potem pytał: czego bym chciała, jakie miałam plany, zanim przyszedł sylwester, co mnie cieszy.



(…)
Po wizycie Laura raportuje Oldze:
– Bo z tej całej wizyty wywnioskowałam, że się nudzę i to jest mój największy problem. Chyba zasugerował, choć nie mam pewności, żebym na początek poszukała sobie jakiegoś zajęcia. Innego niż czekanie, aż stare życie wróci.
Wow, po ataku, postrzale ludzie nieraz całymi latami nie mogą psychicznie dojść do siebie, a ona… po prostu się nudzi? Wow.
Czy on jej po prostu powiedział, że ma “wyjść ze swojej strefy komfortu?”. Ile pan bierze za wizytę?
Czytał książkę tej blondyny o braniu się w garść i leczeniu depresji radością życia?



(…)
Wracają do domu, na podjeździe Laura widzi mnóstwo samochodów, z czego wnioskuje, że znów odbywa się u nich jakiś zlot mafijny (Mafiakon 2019). Nie ma ochoty w nim uczestniczyć, zamierza się z powrotem zakopać w pościeli, ale Olga nie odpuszcza, siłą ciągnie ją do garderoby i każe się wyszykować.
Najwidoczniej Olga słysząc, że Laura ma sobie znaleźć jakieś zajęcie, a nie tylko czekać na powrót starego życia, stwierdziła że trzeba już, już teraz zafundować Laurze powrót do przeszłości: czyli ciuszki, imprezki, alkohole, wizyty u kosmetyczki…



(…)
– Proszę cię – wyszeptała, padając na kolana obok mnie. – Tęsknię za tobą.
– Jestem tu! – wyszeptała Laura. – Tylko trochę smutniejsza, mam mniej ochoty na picie i imprezki, ale to dalej ja, nie poznajesz mnie?



To wystarczyło, żeby do oczu napłynęły mi łzy. Chwyciłam ją w ramiona i przytuliłam do siebie.
– No dobra, postaram się.
Kiedy podskoczyła z radości, uniosłam palec wskazujący.
– Ale pod warunkiem że nie będziesz oczekiwała ode mnie zbyt dużego entuzjazmu.
Ale nieduży entuzjazmik – proszę bardzo.  



Olo skakała i tańczyła, wykrzykując jakieś bzdury, po czym ruszyła w stronę półki z butami.
– Kozaki Givenchy – stwierdziła, unosząc beżowy but. – Póki jeszcze nie ma upału, stawiam na to, a ty wybieraj resztę.
Na potęgę Kozaków Givenchy – depresjo, ustępuj!
Chyba sam muszę sobie takie sprawić.
Wie co dobre na depresję.



Pokręciłam głową i wstałam, podchodząc do setek wieszaków.
Nie miałam weny, ale z drugiej strony to były moje ukochane buty. Poczułam, że nie mogę do nich dobrać byle czego.
Za obrazę bóstwa Givenchy niegodnym strojem grozi siedem lat łamania obcasów.



– Pójdziemy na łatwiznę – stwierdziłam, sięgając po krótką, trapezową sukienkę z długim rękawem. Miała identyczny kolor jak kozaki. Wyjęłam z szuflady bieliznę i poszłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem i pierwszy raz od wielu tygodni przyjrzałam się sobie. Wyglądałam okropnie. Byłam blada, potwornie chuda i miałam ciemny, wstrętny odrost.
Idź do fryzjera, od tego depresja zniknie jak ręką odjął.
I wiecie, u Laury to się sprawdza?



Laura wykonuje poranne czynności, stroi się, maluje, wreszcie po dwóch godzinach jest gotowa.



(…)
Kiedy weszłam do sypialni, Olo leżała na łóżku i oglądała telewizję.
– O kurwa, jaka ty ładna jesteś – stwierdziła, odkładając pilota. – Już prawie zapomniałam, że taka z ciebie petarda. Ale załóż kapelusz, błagam, bo wyglądasz jak te wieśniary, co noszą dres do białych kozaków i mają czarno-białe włosy.
Czyli ładna jesteś, tylko wcale nie.



Poza tym… ja nie wiem, ale czy białe kozaczki i fryzura “na borsuka” nie były modne jakieś dziesięć lat temu?



Olga zabiera Laurę na wszelkiego rodzaju zabiegi kosmetyczne i do fryzjera. Tam Laura wpada na kolejny rewolucyjny pomysł: blond włosy jej się znudziły, teraz życzy sobie mieć ciemne i długie (doczepiane).
Co za plot twist.



(…)
Kilkadziesiąt minut później zatrzymałyśmy się pod tym samym hotelem, w którym byłyśmy zaraz po powrocie z mojego miesiąca miodowego. Pod tym samym, z którego uciekłam ochroniarzom, by zrobić mężowi niespodziankę i nakryłam jego bliźniaka dymającego na biurku Annę. Nie sądziłam, że kiedyś będę to wspominać z lekką tęsknotą i uśmiechem na ustach, ale właśnie tak było.
I ten jego pieprzyk na dupie! – westchnęła z rozmarzeniem.
Och, ciekawe czy jeszcze spotkamy Annę. Tęsknię za nią.



Gdzieś głęboko w środku wolałabym przeżyć to jeszcze raz niż czuć to, co czułam teraz – pustkę.
Cała akcja, która potem nastąpiła, wyglądała trochę jak w filmie, w którym odkopują zamarzniętego jaskiniowca, on ożywa, więc muszą doprowadzić go do ładu. Najpierw konsultacja z lekarzem medycyny estetycznej w sprawie redukcji blizn. Moje ciało nie było już tak nieskazitelne jak kiedyś i to także nie poprawiało mi humoru.
Mówiąc dosadniej – było powodem obniżonego nastroju, myśli samobójczych, łez i odrostów na ufarbowanych włosach.



A co do blizn po operacji nerek i serca:
Lekarz powiedział, że jeszcze jest zbyt wcześnie na radykalne metody, ale zaczniemy od delikatnych zabiegów i kosmetyków smarować kremem nivea, blizny po operacji same znikną , a z czasem wszystkie skazy zlikwidujemy laserem.
I tyle na temat postrzałowych i pooperacyjnych blizn Laury; przecież nic nie może psuć jej idealnej urody.
Gdy kupi sobie hektar ciuchów, to i nerka jej odrośnie.



(…)
Wracają do domu; Massimo na chwilę wychodzi z mafijnej konferencji, widzi swą żonę tak wypięknioną i nie może wytrzymać z pożądania; mało brakowało, a wziąłby ją po prostu na korytarzu. Niestety, ważny telefon przerywa im namiętne chwile; Massimo musi wracać do kontrahentów.



(…)
Drzwi się zamknęły, a ja wciąż stałam oparta o ścianę, nie do końca rozumiejąc, co się właśnie wydarzyło. Niby żadne święto, przecież seks z mężem jest raczej normą, ale po tylu tygodniach, a raczej miesiącach czułam, jakbym cofnęła się co najmniej do sierpnia, kiedy mnie porwał, więził, a ja w końcu uległam i go pokochałam.
A potem porwał mnie Nacho, a ja w końcu…



Kolejna myśl sprawiła, że skamieniałam.
Przecież już nie jestem w ciąży i w każdej chwili mogę w nią zajść.
Gorzej. Ukochany mąż obiecał całe stadko dzieci.



Przerażenie, jakie ogarnęło moje ciało, było wręcz paraliżujące. Potoki myśli i scenariusze przelewające mi się przez głowę sprawiały, że oddech grzązł w gardle, a do oczu napływały łzy. Nie mogłam do tego dopuścić, nie po raz kolejny, nie wtedy, gdy los wybrał za mnie inaczej. Byłam zdenerwowana, chwiałam się na nogach, ale wiedziałam, że tkwiąc tu, nic nie zdziałam. Ruszyłam więc w stronę sypialni.
Odpaliłam komputer i nerwowo stukając w klawisze, szukałam porady u wujka Google’a. Wyskoczyło tyle stron, że aż się zdziwiłam, jak dużo leków tego typu istnieje na rynku.
Ona ma już jakoś z 30 lat i dopiero teraz interesuje się antykoncepcją, dokonując tak “wstrząsających” odkryć?
Pewnie sądziła (jak jedna z aŁtoreczek daaawno zanalizowanego opka), że na zniknięcie niespodziewanej ciąży najskuteczniejszy jest seks.
Czym się zatrułeś, tym się lecz.



Poczytałam przez chwilę o ich działaniu i jak je zdobyć, a po chwili uspokojona łatwością, z jaką mogę je mieć, opadłam na łóżko.



(…)



ROZDZIAŁ 4



Laura i Olo jadą do miasta na kolację; po drodze Laura prosi przyjaciółkę o załatwienie najpierw tabletki dzień po, a następnie zwykłych środków antykoncepcyjnych. Ona sama oczywiście nie może, bo Massimo natychmiast by się dowiedział.



Zaraz po wejściu do restauracji zamówiłyśmy butelkę szampana. Niby nie było czego opijać, ale fakt, że nie ma okazji, również ją tworzył. (…)
Gdy wreszcie butelka pojawiła się na stole, poczułam niezdrową ekscytację. Pierwszy raz od wielu miesięcy miałam poczuć w ustach smak alkoholu.
Wycięcie nerki, operacja serca –  furda!



– Za nas – powiedziała Olo, biorąc do ręki kieliszek. – Za zakupy, wycieczki, za życie, za to, co mamy i co nas czeka.
Puściła do mnie oko i upiła łyk. Ja, kiedy tylko poczułam swój ukochany smak, jak prawdziwa chamka opróżniłam szkło jednym haustem.
Nareszcie! Woda życia z Fontanny Wiecznej Młodości! Nektar olimpijskich bogów!



Nagle dzwoni telefon Laury: to Nacho. Zamieniają raptem kilka słów, ale to kompletnie wytrąca Laurę z równowagi.



(…)
Usiadłam i od razu wychyliłam kieliszek lekko wygazowanego szampana.
Drugi. Pierwszy wypiła duszkiem do dna.



– Kto dzwonił?
Splecione ręce Olo wystukiwały palcami nerwowy rytm.
– Czarny – rzuciłam, nie patrząc na nią.
– Czemu kłamiesz?
– Bo prawda jest zbyt trudna – westchnęłam. – Poza tym nie wiem, co ci powiedzieć.
Och, jak rozkosznie przyznaje się, że jeszcze nie obmyśliła żadnych kłamstw… 🙂
I jednocześnie tekstem “prawda jest zbyt trudna” zachęca do ciągnięcia za język…



Wzięłam widelec i zaczęłam ładować do ust mule tak, aby się nimi zatkać i nie musieć odpowiadać na kolejne pytania.
Grzeczna dziewczynka. Wie, że się nie mówi z pełną buzią.
Nie wiem, czy tak dasz radę przez resztę życia, bo Olga nie odpuści.



– Co się stało na Kanarach? – dopytywała Olo, polewając nam obu i dając znać kelnerowi, by przyniósł następną butelkę.
Upije ją i będzie wyciągać zeznania?



Boże, jak ja nienawidziłam tego pytania.
(…)
– Jeszcze nie – wymamrotałam, pociągając kolejny potężny łyk. – I nie dziś. Dopiero zaczynam dochodzić do siebie, a ty zadajesz mi najgorsze z możliwych pytań.
– A komu chcesz o tym opowiedzieć, jeśli nie mnie? – pochyliła się nad stołem, zbliżając twarz do mojej.
Terapeucie?



– Mamie raczej się nie zwierzysz, a sądząc po tym, jak się zachowujesz, Massimo nigdy nie powinien się dowiedzieć, co się tam działo.
Mógłby się zirytować i wystrzelać tych, którzy przeżyli.



Ale kiedy widzę, jak się miotasz, jestem pewna, że najlepszym sposobem byłaby spowiedź. Wiesz, ja nie naciskam [WCALE, WCALE NIE NACISKAM]. Jeśli nie chcesz, nie mów.
Oparła się o krzesło, a ja milczałam przez chwilę, analizując to, co powiedziała. Czułam, jak wzbiera we mnie płacz.
– On był tak inny – westchnęłam, obracając nóżkę kieliszka. – Koleś, który mnie porwał. Marcelo Nacho Matos.
Przepraszam, ale imię tego kolesia zawsze wywołuje u mnie przynajmniej cichy chichot. Marcelo Nacho Matos. Niby każda część jest realna, ale zbite razem ciągle mnie śmieszą.
Marcelo Macho Nachos.  
Ja:



Na mojej twarzy pojawił się niekontrolowany uśmiech. Olga zbladła.
– Zapomnę o nim – próbowałam ją uspokoić. – Wiem to. Ale na razie nie jestem w stanie.
– O kurwa – wydusiła w końcu Olo. – Ty i on…
– Nic z tych rzeczy. Po prostu nie było mi tam tak źle, jak wszyscy sądzą.
Zamknęłam oczy, a przez moją głowę falami przetaczały się wspomnienia z Teneryfy. – Byłam wolna, prawie… A on dbał o mnie, opiekował się, heheszkował z gwałtu, uczył mnie, chronił…
O tak, chronił cię wprost wspaniale.



Wiedziałam, że mój rozmarzony ton był czymś bardzo niewłaściwym. Ale nie mogłam się powstrzymać.
– Ja pierdolę, ty się zakochałaś! – przerwała mi Olo, robiąc wielkie oczy.
Jak w każdym porywaczu.



Zawiesiłam się. Nie byłam w stanie zaprzeczyć od razu. Czy się zakochałam? Nie miałam pojęcia. Może się tylko zadurzyłam albo zauroczyłam? Przecież miałam męża, kochałam go, był cudowny. Najlepszy facet, jakiego mogłam sobie wymarzyć. Ale czy na pewno?
Tu Laura zmarszczyła brwi i popadła w głębokie zamyślenie. Nie na długo, bo nieprzyzwyczajony mózg zareagował ostrą migreną.



– Pieprzysz! – rzuciłam, patrząc na Olo z uśmiechem. Pokiwałam głową. – To tylko facet. Poza tym przez niego stało się tyle złego… – Wystawiłam wskazujący palec. – Straciłam dziecko. To po pierwsze. – Dołączyłam palec środkowy. – Po drugie leżałam w szpitalu kilka tygodni, a jeszcze dłużej w domu, dochodząc do siebie. – Jako trzeci dołączył kciuk. – Do tego mój mąż oddalił się ode mnie i traktuje mnie bardziej jak wroga niż żonę.
Bo, jak już ustaliliśmy przy poprzednich częściach, on ma tylko dwa tryby: albo eksplodująca namiętność, albo kamienna twarz, lodowaty wzrok, szczęka pracuje jakby gryzł orzechy razem ze skorupkami…



Uniosłam wyczekująco brwi, modląc się, by Olo uwierzyła w to, co przed chwilą powiedziałam. Ja sama też bardzo chciałam w to wierzyć.
– Oj, Lari – westchnęła Olga. – On nie może sobie tego wszystkiego wybaczyć. Ucieka od ciebie, bo czuje się winny tego, że straciliście dziecko. A jeszcze bardziej tego, że musiałaś przez to wszystko przejść. Pochyliła głowę. Wiesz, że on chciał cię odesłać do Polski tylko po to, by już nikt nigdy nie skrzywdził cię z jego powodu? Był gotów oddać to, co kocha najbardziej. Chciał, byś była bezpieczna.
I nie zrobił tego, bo..?



Olo pokręciła głową, popijając z kieliszka.
– Raz nocą zakradłam się do biblioteki i słyszałam, jak rozmawiał z Domenico – uczę się tego pierdolonego włoskiego, ale nic nie rozumiem.
Pozostań przy tym, co rozumiesz. I nawet nie będziesz musiała się uczyć, bo to przychodzi ci bez trudu.



Tylko że wtedy nie musiałam rozumieć, żeby wiedzieć, o co chodzi.
Podniosła oczy, w których kręciły się łzy.
– Laura, on płakał. Ale jak… To był dźwięk, jakby ktoś zarzynał zwierzę, dziki ryk.
Może ząb go bolał?



https://i.pinimg.com/originals/44/85/49/44854989a9b9bd07e7cf9b33299cbadf.jpg



– Kiedy to było? – zapytałam, łapiąc głęboki wdech.
– W nocy, zaraz po tym, jak wróciłaś na Sycylię – stwierdziła po dłuższym zastanowieniu. – Dobra, ale koniec tych tematów, napijmy się.
Właśnie, wracajcie do tego co najważniejsze!



Tasowałam w głowie wspomnienia tamtej nocy. To wtedy rozbił szklankę i to wtedy zaczęła się nasza samotność we dwoje. Ta noc zmieniła wszystko, a mój mąż oddalił się ode mnie.
W rozbitej szklance musiał siedzieć jakiś wyjątkowo złośliwy dżinn.



No i czas wyciągnąć z szafy przykurzony licznik wypitego alkoholu, bo Laura najwyraźniej zamierza z nawiązką odrobić cały ten czas, kiedy nie wzięła do ust ani kropli. Dziewczyny kończą drugą butelkę szampana i idą dalej się bawić w jakimś klubie.



Szampan wjechał na stół. Olo chwyciła kieliszek i zaczęła rytmicznie wić się na podeście obok sofy. Byłyśmy na antresoli, więc kiedy tańczyła oparta o balustradę, ludzie poniżej mieli zacny widok na jej majtki. Wzięłam szkło i stanęłam obok niej.
Byłam tak nawalona, że gdybym spróbowała tańczyć, zapewne skończyłoby się to upadkiem w tłum pod nami.
I tylko to powstrzymało ją przed publicznym gibaniem się w klubie.
Mieliśmy uwierzyć w to, że Laura ma: 1. depresję z dysforią 2. wyciętą nerkę 3. chore (a może nawet przeszczepione) serce.
Otóż nie damy się na to nabrać!



Obserwowałam ludzi, którzy bawili się w klubie, aż w pewnym momencie poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Widziałam niezbyt wyraźnie, bo wypity alkohol coraz  mocniej uderzał mi do głowy, zamknęłam więc jedno oko, żeby złapać ostrość. A wtedy…
…cel namierzony, odpalenie rakiet za 3…2…1…



Na końcu długiego baru, ze splecionymi rękami stał Marcelo Nacho Matos i patrzył na mnie.
Nabijałem się, że w śnie Laury Nacho zachowuje się jak Massimo, ale tutaj… zachowuje się naprawdę jak Czarny na początku pierwszej części, gdy gapił się z daleka na Laurę imprezującą ze znajomymi.



Niemal zwymiotowałam. Zamknęłam oczy, by po chwili raz jeszcze je otworzyć. Miejsce, w którym stał przed chwilą, było puste.
Po chwili spod kontuaru wysunęła się Wielka Biała Mysz.
Zniknął jak Batman!



(…)
– Od kiedy wychodzisz bez mojego pozwolenia?! – usłyszałam nagle. Głos Massimo wdarł się we mnie, zagłuszając muzykę, a zaraz potem potężna sylwetka męża zasłoniła mi świat.
Od kiedy odpiąłeś mi smycz, a co?



Podniosłam wzrok i zobaczyłam, jak góruje nade mną z zaciśniętymi mocno szczękami. Chciałam coś powiedzieć, ale jedyne, co udało mi się zrobić, to rzucić mu na szyję, żeby móc spojrzeć za jego plecy. Kolorowy chłopak zniknął, a ja przeraziłam się jeszcze bardziej.
Massimo to “Czarny”, a Nacho “Kolorowy”. Gratuluję autorce inwencji przy wymyślaniu tych synonimów!
Nacho jeszcze bywał Łysym. A inwencja autorki najpełniej objawiła się przy wymyślaniu tytułów książek.



Może łączenie leków, które wciąż brałam, i alkoholu to jednak nie był szczęśliwy pomysł?
To był bardzo szczęśliwy pomysł, szkoda tylko, że nieskuteczny.



(…)



– Cieszę się, że wstałaś z łóżka – powiedział, przykładając wargi do mojego ucha. – Chodź.
Chwycił mój nadgarstek i pociągnął tam, skąd właśnie przyszłam. Raz jeszcze się obróciłam, by spojrzeć za siebie, ale w rogu sali nie było nikogo.
Kiedy dotarłam do loży, zobaczyłam Domenico i Olgę w miłosnym, a raczej seksualnym starciu. On siedział oparty, ona na nim okrakiem, a ich języki były szybsze niż rytm piosenki dobiegającej z głośników.
Dobra, dobra
zjedli przecież
pasztet z bobra.



(…)
Sięgnęłam po swój kieliszek. Muzyka dudniła wokół nas, a Domenico i Olga zajęci sobą już niemal kopulowali.
Wyjdźcie z loży i dajcie im się pobawić ze sobą.



Massimo pochylił się i zdjął pokrywę ze srebrnej tacy. Jęknęłam na widok białych kresek równiutko usypanych na lustrzanej powierzchni.
Czegóż to nie przygotowują w kuchni!



Don wyjął z kieszeni banknot, zwinął go w rolkę, po czym wciągnął i odetchnął z ulgą.
Czy narkotyk zadziałałby słabiej, gdyby użyć biletu?
No, gdyby to był bilet na najlepsze miejsca na Super Bowl, to pewnie nawet mocniej.  



Byłam nieszczególnie zachwycona tym, co widziałam, ale mój mąż nic sobie z tego nie robił. Popijał ze szklanki i gapił się na mnie, co jakiś czas mrużąc oczy. Mój świetny humor mnie opuścił. Zastanawiałam się, czy robi to specjalnie, czy po prostu jest narkomanem.
Niii. Z całą pewnością niii…



Po kilkudziesięciu minutach wszyscy troje opróżniali tacę, śmiejąc się i pijąc. W pewnym momencie nie wytrzymałam. Chwyciłam banknot, który leżał na stole, pochyliłam się i wciągnęłam proszek do nosa.
Taca była już opróżniona, został jej tylko kurz, ale i to wciągnęła.



Czarny złapał moje ręce i pociągnął w swoją stronę. Spojrzał gniewnie.
– Wszyscy walicie to gówno, więc i ja mogę – wrzasnęłam.
Chwilę później poczułam obrzydliwie gorzki smak ściekający po tylnej ścianie gardła. Miałam wrażenie, że język staje mi kołkiem w gardle, a ślina robi się nienaturalnie gęsta.
– Nie szanujesz swojego nowego serca, Lauro – warknął przez zęby Massimo.
O proszę, przeszczep serca też był.
Nie żeby szanowała stare, c’nie.



Nie interesowało mnie, co miał mi do powiedzenia, byłam zbyt zajęta robieniem mu na złość.
Och, jacy oni są słodcy. Wyobrażam ich sobie za kilkadziesiąt lat jako uroczych staruszków – walących się nawzajem po głowach łyżeczkami podczas jedzenia porannego jajka na miękko.



Laura gdzieś idzie, sama nie wie gdzie, ale wtem! Massimo łapie ją i wciąga do jakiegoś Tajemniczego Pomieszczenia.  



(…)
– Wypuść mnie! – powiedziałam cicho, niemal szeptem.
Massimo pokręcił głową i pochylił się w moją stronę. Jego oczy były zupełnie obce, zdawało mi się, że jest zupełnie nieobecny. Chwycił mnie za gardło i obrócił plecami do zamkniętych drzwi. (…)
– Co wydarzyło się na Teneryfie?
Zaciśnięte szczęki Dona Johnsona nadawały mu jeszcze surowszy wyraz.
Kiedy właściwie słówko “don” awansowało na drugie imię Massima?



Milczałam, byłam tak pijana, że nie miałam siły na kłótnię. Ale on wciąż stał i czekał, co jakiś czas wzmacniając uścisk na mojej szyi. Kiedy cisza się przeciągała, po prostu mnie puścił.
Nie poczekał, aż zacznie melodyjnie charczeć? Mięczak.



Ściągnął marynarkę i podszedł do fotela. Chwyciłam za klamkę, ale drzwi były zamknięte. Zrezygnowana oparłam czoło o ścianę.
– Zatańczysz dla mnie – powiedział. Usłyszałam, jak wrzuca lód do szklanki. – A później obciągniesz mi.
To jest takie pornoopko, gdzie ślub był wcześniej.
To po co właściwie czytać…?



Obróciłam się i zobaczyłam, że siedzi w fotelu i rozpina koszulę.
– A po tym, jak już spuszczę ci się w usta, zerżnę cię – dokończył, upijając łyk.
Och, jakże mnie wzrusza ta jego miłość do żony cudem wyrwanej ze szponów śmierci!



Stałam, wpatrując się w niego, a po chwili dotarło do mnie, że jestem już prawie trzeźwa. Łapałam głębokie wdechy, a w moim wnętrzu budziło się uczucie, którego nie znałam. Nie rozumiałam dlaczego, ale było mi dobrze. Byłam wyluzowana, zadowolona, wręcz szczęśliwa. To było uczucie tylko nieco inne niż stan silnego zakochania. Czy tak właśnie działała kokaina? – pomyślałam. Wtedy przestało być dla mnie zagadką, dlaczego Czarny tak ją lubił.
Tak tylko przypomnę, że jeszcze parę miesięcy temu Laura miała Straszną Trałmę w związku z kokainą… Ale najwyraźniej zapomiała o niej równie szybko, jak o swojej depresji.
Laura ma tylko jeden slot na traumę. Kokainowa została zastąpiona tą związaną z wydarzeniami na Teneryfie.



Bla, bla, numerek, a po numerku Massimo zdobywa się na komplement:



– W tych włosach wyglądasz jak rasowa dziwka.
Wstał i zapiął spodnie. – Moja dziwka. – Założył koszulę, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Takich romantyków już się nie spotyka.



(…)



Tej prowokacji nie był w stanie zignorować. Chwycił moje biodra i nim zdążyłam złapać powietrze, poczułam, jak zanurza się we mnie. Nie był delikatny, robił to brutalnie i szybko, szarpiąc mnie za ciemne włosy. Pierwszy orgazm przyszedł po chwili, ale pijany Massimo pod wpływem narkotyków był jak karabin maszynowy.
Cały czas krzyczał TRATATATATATATA, a jego lufa rozgrzewała się do czerwoności?
Blitzkrieg mit dem Fleischgewehr!



Szczytowałam kolejny raz i następny, a on nadal z niesłabnącym tempem nabijał mnie na siebie. Po godzinie i kilkunastu zmianach pozycji wreszcie doszedł kolejny raz i wlał się we mnie.
Cały się wlał, aż po kilku sekundach po Massimie został jedynie wilgotny ślad na pościeli.
Spracowany Benvenuto stwierdził: strajkuję, nie wstaję przez tydzień!



…po godzinie…? Godzinie samego rein raus?
Jutro trzeba będzie odwiedzić ten nowy butik… – myślała Laura. – A w Messynie widziałam takie cudne… AAAAOOOOOAAAAACH MASSIMO! …torebki od Prady… I przydałyby się nowe szpil… ACH, ACH, MOCNIEJ, MASSIMO, MOCNIEJ! …ciekawe, czy już mają letnią kolekcję Versace… ała, kurwa, gdzie on mi tę nogę zadziera, zwariował? TAK, TAK, MASSIMO, JESZCZE!!!



(…)
– Massimo – krzyknęłam, a on się zatrzymał i obrócił. – Powiedziałeś wczoraj, że nie szanuję swojego nowego serca. O co ci chodziło?
Stał, wpatrując się we mnie lodowato, by po chwili rzucić bez emocji:
– Miałaś przeszczep, Lauro.
Szkoda, że nie mózgu.



Czy przeszczepione serce może kochać?



Powiedział to tak, jakby zamawiał kanapkę z szynką, i zniknął.
I Laura nic o tym nie wiedziała, nikt – nawet lekarze – nie raczyli jej poinformować. Super. Rozumiem, że leków przeciw odrzuceniu przeszczepu też nie brała. Brawo, to durnota z najwyższej ałtoreczkowej ligi. Brawo Lipińska. Choć nie, wcześniej wspomina że ciągle brała jakieś leki. W takim razie nie sprawdziła w ogóle na co one są. Też pięknie.



Jak widać – zażywała opkoidynę.
(…)



Gdzieś tam po drodze jest jeszcze jeden numerek, ale tym razem mimo szczerych chęci Laura już nie daje rady. Następnego ranka leczy kaca i zwierza się Oldze.



– Żyjesz? – zapytała Olga, siadając na brzegu łóżka i wkładając mi w dłonie kubek herbaty z mlekiem.
– Absolutnie jestem martwa, a za chwilę dodatkowo się obrzygam – stwierdziłam, wygrzebując głowę spod kołdry. – Picie – jęknęłam. – Czarny zajebał (ukradł?) superfocha. – Upiłam łyk.
– Wyjechali razem z Domenico jakąś godzinę temu, ale nie pytaj gdzie, bo nie mam pojęcia.
Kiedy to usłyszałam, zrobiło mi się przykro. Przecież wczoraj wszystko zaczęło się układać, a ja musiałam to zjebać jednym bezsensownym wyskokiem.
– Czemu się obraził? – zapytała Olo, wciskając nogi pod kołdrę i pilotem zasłaniając rolety.
– Bo nie doszłam.
I męsko-macho duma Massima, delikatna jak kwiatek ze szkła, pękła z rozdzierającym trzaskiem!



Pokręciłam głową, sama nie wierząc w to, co mówię.
– Łeb mnie boli, chce mi się rzygać, a jemu zebrało się na amory. Robił, robił, a jak nie zrobił, to strzelił focha i poszedł.
– Aha – skwitowała Olo i włączyła telewizor.



(…)
ROZDZIAŁ 5
Następnego dnia obudziłam się przed południem i z ulgą odkryłam, że nie muszę absolutnie nic robić i mogę powrócić do rytuału użalania się nad sobą w piżamie. Leżałam zakopana w pościeli i oglądałam telewizję, aż mnie olśniło – nie miałam zupełnie żadnych powodów, by popadać w depresję.
Wobec czego wzięłam się w garść i natychmiast przeszła.
Depresja? Wystarczy jej nie mieć!



Z utratą dziecka już się prawie pogodziłam, oczywiście nadal czułam ból, gdy pomyślałam o moim synu, ale był on coraz odleglejszy, jak echo. Stan mojego zdrowia był coraz lepszy, już niemal zupełnie nie odczuwałam skutków operacji. Na Sycylii zaczynała się wiosna. Było ciepło i świeciło słońce, a ja przecież wciąż byłam obrzydliwie bogatą i znudzoną żoną swojego męża.
Przypomnę, że terapeuta zabronił ci się nudzić.
Weź się więc Lauro za coś, co nie przerasta twoich umiejętności intelektualnych.
Natchniona tą myślą Laura radośnie biegnie malować się i stroić.



(…)
Przypomniałam sobie o wspaniałym prezencie, jaki dostałam od Massimo na Boże Narodzenie. O własnej firmie. Teraz trzeba było ją rozkręcić, więc załadowałam swoją czarną torebkę Phantom od Celine, założyłam krótkie poncho ze stójką La Mania w tym samym kolorze i poszłam szukać kompanki do realizacji mojego niecnego planu.



– Dlaczego wciąż jesteś w łóżku? – zapytałam Olgę, wchodząc do jej sypialni.
Jej wzrok był wart wszystkich pieniędzy. Gapiła się na mnie, a jej oczy były wielkości satelity okrążającego ziemię. Wciąż miała otwarte usta, a ja nonszalancko oparta o framugę drzwi czekałam, aż się otrząśnie.
– Ja pierdolę – zaczęła z wdziękiem. – Wyglądasz jak rasowa suka. Dokąd się wybieramy?
Na wystawę psów!



Bla, bla, dziewczyny jadą do atelier Emi (eksi Domenica i projektantki mody), aby z nią omówić rozkręcenie nowej marki modowej.
Jak można sądzić, Emi o niczym tak nie marzy jak o tym, żeby narzeczonej eksa i jej kumpeli pomóc w rozkręceniu firmy, która będzie konkurencyjna dla niej.



Po kilku godzinach rozmów, lunchu i wypiciu trzech butelek wina musującego (to jest po butelce na łebka) Emi rozparła się w pluszowym fotelu i zaczęła masować skronie.
– Wybrałaś projektantów z akademii sztuk pięknych, z którymi chcesz pracować – powiedziała – ale wciąż pozostaje sprawa castingu. Wiesz, nie z każdym musi dobrze ci się tworzyć. Myślę, że najlepszym zadaniem dla nich będzie projekt czegoś, co ma symbolizować twoją markę.
Złote kozaczki wysadzane diamentami!



Zanotowała coś na zabazgranej kartce.
– Kolejni na liście są ci od butów. Ale wiem, że masz już wizję, jak ich testować.
Ich to najchętniej w łóżku, a ich wyroby – gdzie się da!



Emi uśmiechnęła się i pokiwała głową. Dobrze znała moją wielką miłość do butów.
– Ze szwalniami spotkamy się w tym tygodniu i zacznę uczyć cię, o co tam chodzi, jak patrzeć na szwy i bla bla bla. Będzie trzeba też polecieć na kontynent, żeby spotkać się z producentami tkanin.
Wow, przyspieszony kurs projektowania, kroju, szycia i materiałoznawstwa w tydzień.



(…)
Kolejne tygodnie były najbardziej intensywnym czasem mojego życia. Faktycznie mój terapeuta miał rację, mówiąc, że wcześniej się po prostu nudziłam. Mimo że po objawach depresji nie było już śladu, nadal chodziłam do niego dwa razy w tygodniu. Tak dla pewności, żeby pogadać.
Poświęciłam się pracy. Nie sądziłam, że branża, na której prawie zupełnie się nie znałam, może dać mi tyle satysfakcji. Moda to było jedno, a tworzenie firmy, która miała przynosić zyski, to zupełnie co innego. Ogromnym plusem całej sytuacji był fakt, że za sprawą działalności mojego męża byłam obrzydliwie bogata.
Taaa. “Obrzydliwie” jest tu zdecydowanie najbardziej odpowiednim słowem.
Na całe szczęście Massimo przestał przynosić robotę do domu, więc Laurze łatwo przyszło zapomnieć o niewygodnych szczegółach.



Dzięki temu mogłam wszystko rozwijać bardzo szybko, zatrudniać kolejne osoby w Pakistanie i nie zastanawiać się nad kosztami.
Pierwsze kolorowe magazyny już się zgłaszały po opowieść, jak to doszłam do wszystkiego sama i nikt mi w niczym nie pomagał.



Massimo też wszystko to bardzo pasowało. Zwłaszcza że nienawidził mojego gderania, kiedy kolejne kreski kokainy przenikały do jego organizmu. Już nawet nie próbował się z tym kryć. Pił, ćpał i sporadycznie mnie zaspokajał. Nie znałam go z tej strony, choć z opowieści, które kiedyś słyszałam, wynikało, że po prostu wrócił do starych nawyków.
Obstawiam, że zwyczajnie znudziło mu się życie małżeńskie, a jego wyśniona Pani… okazała się bardzo rozczarowująca w porównaniu z ideałem, jaki sobie przez lata hodował.  



Bla, bla, Laura wybiera się na spotkanie biznesowe, dwie strony opisu stroju i makijażu…



Wcisnęłam się w sukienkę i stanęłam przed lustrem. Właśnie tak miałam wyglądać.
Byłam już odrobinę opalona, wróciłam do ćwiczeń, więc moje ciało znowu wyglądało zdrowo, a po bliznach operacyjnych niemal nie było śladu. Laser może nie był najprzyjemniejszym zabiegiem, natomiast nie dało mu się odmówić skuteczności.
To nie laser, to magiczna różdżka!



Najważniejsze jednak było to, że znowu byłam sobą. A nawet więcej, byłam lepszą wersją siebie.
Laura 2.0, z mocniejszym procesorem i dizajnerską obudową.



(…)
Przyszedł maj, na Sycylii było już bardzo ciepło. Niestety albo na szczęście nie miałam czasu delektować się pogodą, bo prawie nie wychodziłam z biura. Podeszłam do Olo, oparłam się o krzesło, na którym siedziała, i spojrzałam na ekran komputera.
– Co tam jest takiego ważnego? – zapytałam, czytając pierwsze zdania. – O cholera! – krzyknęłam, przepychając ją i siadając na jej miejscu. To było zaproszenie na targi mody w Portugalskim Lagos.
Lagos to miasto na południu Portugalii liczące trochę ponad 30 tysięcy mieszkańców. Trochę mało jak na “targi”, ale znalazłem informację o “fashion week” w Lagos… ale chodziło o Lagos w Nigerii. Idę o zakład, że te książkowe targi odbywają się w Lagos, bo to po prostu miejsce które autorka zna ze swojego urlopu.
Taka mała, ale dokuczliwa zemsta żmijowatej Emi.
(…)



W trakcie mojej przygody ze światem mody okazało się, że ja też potrafię coś zaprojektować. Nie było jednak mowy o uszyciu.
Strasznie się dekoncentrowała przy nawlekaniu igły.
Najlepiej wychodziła mi bielizna i właśnie stroje kąpielowe.
Ale takie bez żadnych szwów.
Zaopatrzona w kilkadziesiąt kompletów domknęłam ostatnią torbę.



(…)
– Boli mnie dupa – wymamrotała Olga między łykami.
– Od fotela w samolocie? – zdziwiłam się. – Przecież ma regulację.
– Od dymania. Domenico chyba chciał, żebym miała dosyć na cały tydzień.
Ta informacja niemal zupełnie mnie otrzeźwiła. Podniosłam się, jakby mnie ktoś poderwał z fotela.
– To oni byli w rezydencji?
Wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia.
– No byli, cały dzień. Ale później gdzieś pojechali. – Olga się skrzywiła. – Co, nie przyszedł do ciebie?
– Nie – pokręciłam przecząco głową. – Mam już tego dość. Przez połowę naszego małżeństwa on zachowuje się, jakby mnie nienawidził. Znika na wiele dni, ja nie wiem, co robi, odbiera telefon albo i nie.
Laurze chyba ostatnio kiepsko idą rzuty na inicjatywę, bo jak w poprzednich częściach nie miała problemu nawet z wyciąganiem Massima z zebrań w celach wiadomych, tak tutaj tylko siedzi biernie i czeka, aż Pan Małżonek przyjdzie zawiesić czerwone latarnie nad jej drzwiami.



Popatrzyłam na nią.
– Wiesz co, to chyba już się nie naprawi – szepnęłam. Do oczu napłynęły mi łzy.
– A możemy o tym pogadać, pijąc drinki na plaży?
Pokiwałam głową i wytarłam banknotami pierwszą kroplę płynącą po moim policzku.



ROZDZIAŁ 6



(…)



Spodziewałam się, że będziemy najlepiej ubranymi osobami na targach, jednak przeliczyłam się. Niemal wszystkie kobiety zrobiły tego poranka dokładnie to samo co my. I wszystkie wyglądały jak wycięte z „Vogue’a”. Wymyślne fryzury, przedziwne stroje i makijaże.
No nie, no kto by się tego spodziewał na targach mody?! Szok!
Jak one mogły!



Dziewczyna, która zaprosiła mnie na tę imprezę, oprowadzała nas i przedstawiała kolejnym osobom, z którymi wymieniałam uwagi i wizytówki. Zwłaszcza na Włochach moje nazwisko robiło ogromne wrażenie. Ale mnie mocno ciążyło, bo zdawałam sobie sprawę, że ich głupkowate uśmieszki mówią: to dupa tego gangstera.
Ta, i nikomu nie przyszło do głowy, że przez te głupawe uśmieszki Massimo może ich powystrzelać, bo Laura mu się poskarży? WTF, gdzie się podział prestiż nazwiska Torricelli, na dźwięk którego wszyscy zwykli śmiertelnicy bili czołem o posadzkę?



Olewałam ich. Nie mogłam zaprzeczyć, że start zawdzięczam mężowi, ale teraz pięłam się w górę wyłącznie dzięki swojej determinacji. Ta myśl trochę dodawała mi sił.
Nad swoim stoiskiem rozwiń transparent z napisem “TO WCALE NIE ZA KASĘ MĘŻA”:
(…)



Dziewczyny idą na plażę, gdzie odbywają się akurat zawody surferskie… i ZGADNIJCIE KOGO tam spotykają. Laura jest przerażona, chce uciekać, Olga domaga się opowiedzenia całej historii. A ponieważ to jest historia z gatunku biez wodki nie razbieriosz, dziewczyny kończą narąbane jak messerschmitty, a humor perli się w nich jak bąbelki w szampanie.



– Powiem tak – wybełkotała, klepiąc mnie po ramieniu. – Ja jestem najebana, ale ty masz przejebane, Lari.
Pokiwała głową, a alkohol wykrzywiał jej twarz.
– Z deszczu pod rynnę. Jak nie sycylijski amant, to wytatuowany Hiszpan.
(…)
– Bawimy się jak damy, jak nie damy, to się nie bawimy.



(…)



Kiedy wreszcie resztką sił wpełzają do hotelowego apartamentu, Laura ma zwidy, że przy jej łóżku siedzi Nacho.
(…)
– Ale mam zajebiste alkoholowe halucynacje – stwierdziłam rozbawiona. – Choć raczej już śpię i śnisz mi się, a to oznacza, że zaraz będziemy się kochać.



(…)
– Jeszcze nie dziś, dziewczynko. – Pocałował mnie w czoło. – Ale już niedługo.
Westchnęłam rozczarowana i wcisnęłam głowę między miękkie poduszki. Uwielbiałam te sny.



(…)
Cały ranek dziewczyny walczą z kacem. Laura dostaje sms-a, z którego wynika, że obecność Nacho nie była halucynacją…(SZOK I NIEDOWIERZANIE) Wieczorem wybierają się na przyjęcie.



Dwie godziny później znałam już chyba wszystkich, których warto było znać. Producentów tkanin, właścicieli szwalni, projektantów, kilka gwiazd z Karlem Lagerfeldem na czele, który z aprobatą pokiwał głową, widząc moją suknię.
Pojawienie się Karla Lagerfelda wzbudziło niejaką sensację. Zmarły przed trzema miesiącami projektant specjalnie wstał z grobu, aby skomplementować suknię Laury.
Zombie, ale jaki szarmancki!



(W “365 dniach” mamy podany rok urodzenia i aktualny wiek Massima, z czego wynika, że akcja toczy się w roku wydania książki, 2018. A zatem w tym momencie jest maj roku 2019).  



Myślałam, że padnę albo będę skakała, piszcząc jak nastolatka, jednak zachowałam resztki klasy i jedynie skinęłam głową.
Karl zachichotał złowieszczo i znikł w smudze dymu.



(…)
Olga upija się w cztery dupy, więc Laura każe ochronie zawieźć ją do hotelu i wrócić później po nią. W ten sposób zostaje na bankiecie sama… i kogo spotyka? Amelię i Nacho!
Świat jest mały!



(…)
– Wyspałaś się? – spytał, kiedy minęła wreszcie kolejna minuta ciszy.
(…)
– Już nie mam chorego serca – wydyszałam. – To jeden z plusów pobytu na Teneryfie. Tamtejsze powietrze każdego uzdrowi! Dostałam nowe.
– Wiem – rzucił krótko, patrząc na zegarek.
– Jak to, wiesz?
Byłam naprawdę zaskoczona. Wyrwałam mu rękę, ale on ponownie ją chwycił i skarcił mnie wzrokiem.
– Rozmawiałaś o tym z mężem? – zapytał, puszczając mnie. Sam teraz oparł się pośladkami o barierkę.
O czym? O tym, że ma nowe serce? Jakby Massimo nie rzucił łaskawie półgębkiem trzech słów, to by nawet nie wiedziała.



(…)
– Wiem bo… załatwiłem ci to serce.
Czytelnicy! Jeśli spodziewacie się azteckiej transplantologii, to nie jesteście sami.



Patrzył na mnie, a moje oczy rozszerzały się ze zdziwienia.
– A sądząc po tym, jaki masz teraz wyraz twarzy, nie miałaś o tym pojęcia. Moi lekarze nie dawali ci większych szans na przeżycie bez nowego narządu, dlatego…
Zawiesił głos, jakby chciał coś przede mną ukryć.
– Dlatego teraz masz nowe – dokończył, wciąż się nie uśmiechając.
Ciekawe, kto miał taką zgodność tkankową. Może Anna?
E tam… pierwszy lepszy przechodzień. Nie będziemy drążyć tematu.



– Powinnam poznać sposób, w jaki to serce trafiło do mnie? – zapytałam niepewnie, podnosząc mu podbródek, tak by spojrzał mi prosto w oczy.
Khę… lepiej nie. Tak tylko przypomnę, że Nacho, oprócz tego, że przystojnym surferem i wrażliwym romantykiem, jest też zawodowym zabójcą na zlecenie.
Musiał tylko pamiętać, aby zabić strzelając w głowę, a nie jak zwykle w serce.



Bla bla, Nacho rzewnie wyznaje, że tęsknił… a potem proponuje jej odwiezienie do hotelu. Ochrona zajęta jest łapaniem pijanej Olgi, więc nikt nie pilnuje Laury.  W samochodzie całują się.
(…)
– Kupiłem dom na Sycylii, by być bliżej ciebie – wyszeptał. – Cały czas cię pilnuję, bo widzę, co się dzieje, dziewczynko.
Etna coś ostatnio niespokojna.



Podniósł nieco głowę i pocałował mnie w czoło.
– Kiedy zadzwoniłem pierwszy raz, siedziałem w tej samej restauracji co ty. W klubie też nie spuszczałem z ciebie wzroku, zwłaszcza że byłaś potwornie pijana.
Zachowanie typowego stalkera, ale w blankoversum to romantyczny anioł stróż.
Nie tylko tam.



Usta Nacho przesuwały się po moim policzku. – Wiem, kiedy zamawiasz lunch do firmy i jak mało jadasz. Wiem, kiedy chodzisz do terapeuty i że od tygodni z Torricellim nie układa ci się najlepiej.
Aaaaaha, czyli już wiemy, w czyjej kieszeni siedzi terapeuta.



(…)
– Chyba się w tobie zakochałem – rzucił od niechcenia, odwracając się i ruszając w stronę auta. – Chodź.
(…)
Wie, że z mężem się jej nie układa, bo leżał pod jej łóżkiem?



ROZDZIAŁ 7



Nacho, zamiast do hotelu, zawozi Laurę do jakiejś rezydencji.
(…)



Czekał, aż wysiądę, ale ja wciąż tkwiłam w samochodzie.
– Do najbliższego domu jest jakieś siedem kilometrów – zaśmiał się. – Kolejny raz porwałem cię, moja droga, więc zapraszam.
Nacho wie, jak trafić do serca Laury!



(…)
Na myśl o tym, co może stać się dzisiejszej nocy, w moim brzuchu zaczęło krążyć stado motyli. To było przerażenie wymieszane z ulgą i pragnieniem, które od wielu miesięcy paliło moje ciało.
– Boże, daj mi siłę – szeptałam, wychodząc z samochodu i idąc w stronę wejścia.
Ale nie tak od razu, niech najpierw trochę ulegnę pokusie…



(…) (opis domu Nacho, oczywiście przepięknego i wypasionego) (ziew)



– Muszę czasem pracować – wyszeptał Nacho, a ja poczułam na szyi ciepło jego oddechu. – Niestety, po śmierci ojca zostałem szefem.
I mam na głowie tyle problemów, że nie dasz wiary.



Przed moją twarzą pojawił się kieliszek czerwonego wina.
– Lubię, a raczej lubiłem swoją pracę – opowiadał.
A patrzcie, w poprzednim tomie narzekał jak to musi być zabójcą, bo tatuś go zmusza. Krętacz i kłamca.



Wciąż stał za mną, a ja upajałam się bliskością i łagodnym brzmieniem jego głosu.
– Lubiłem desenie rozbryźniętej krwi na ścianie… – ciągnął Nacho rozmarzonym tonem. – A wiesz, że jak trafisz pod odpowiednim kątem, plama przypomina orchideę?
Artysta! – wzruszyła się Laura.



– Do wszystkiego można się przyzwyczaić, zwłaszcza kiedy traktujesz to jak sport.
– Zabijanie i porywanie ludzi to dla ciebie sport? – spytałam, wciąż stojąc w progu i gapiąc się na wielkie, czarne biurko.
– Uwielbiam, kiedy ludzie drżą na dźwięk mojego nazwiska.
Marcelo Macho Nachos.
*drży próbując powstrzymać śmiech*



Jego cichy głos i słowa, które wypowiedział, sprawiły, że po mojej skórze wędrowały dreszcze.
– A teraz zamiast leżeć z karabinkiem na dachu albo strzelać komuś w głowę, stojąc przed nim twarzą w twarz, siedzę za biurkiem i zarządzam imperium ojca.
– Niestety, trzeba było wydorośleć! – westchnął smutno.
Jak nie faktury jakieś, to VATy, PITy, a księgowy głowę zawraca, że nie daje rady z podwójną księgowością, bo ma dwa razy więcej roboty.  
I dlatego Macho-Nacho przestał lubić swoją pracę.



Westchnął i objął mnie w pasie.
– Ale ty nigdy się mnie nie bałaś…
(…)
Bla, bla, Nacho snuje romantyczne wizje tego, co będą robić razem…



– Możesz uciekać przede mną – powiedział, siadając obok. – Ale oboje wiemy, że nie uciekniesz przed tym, co masz w głowie.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Z jednej strony miał rację, z drugiej absolutnie nie chciałam zmian. Nie teraz, nie w momencie, kiedy moje życie wreszcie nabierało kształtu.
Kiedy wreszcie osiągnęłam upragnioną małą stabilizację – znudzonej żony u boku obojętnego męża…



Pomyślałam o Massimo i doznałam tragicznego olśnienia.
– Boże, mój telefon – jęknęłam przerażona. – Jego ludzie zaraz tu będą, mam wbudowany lokalizator i nawet jeśli telefon jest rozładowany, on wie, gdzie jestem.
– Nie tutaj – odpowiedział spokojnie, podczas gdy ja zrywałam się z miejsca. – Dom ma systemy zagłuszające wszelkie urządzenia namierzające, podsłuchy i całe to gówno.
Jaki przezorny. Ale i tak, jeśli rejestrują jej przemieszczanie się, odkryją, że zniknęła im w konkretnej okolicy, a nie wątpię, że Massimo jest w stanie w pięć minut zdobyć informacje, kto tam mieszka.



(…)
– Nacho, potrzebuję czasu – szepnęłam.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
– Ja już teraz ci powiem, do jakich dojdziesz wniosków, tylko owiń mnie mocno [moimi] udami.
Zdziwiłam się, ale wykonałam jego prośbę.
– Tak dobrze? – zapytała, zaplątując z tyłu kostki na supełek.



Podniósł się ze mną i usiadł, a moje najwrażliwsze miejsce znalazło się dokładnie na jego buzującej erekcji.
– W pewnym momencie dotrze do ciebie, że twój mąż nie jest już człowiekiem, którego poznałaś, a tylko imitacją faceta, którego chciałaś w nim widzieć. Kiedy w końcu uniezależnisz się od niego, zostawisz go, bo moim zdaniem nie spełnia twoich podstawowych potrzeb.
Uniezależnić od Massima pewnie się da. Gorzej z tym jak zareaguje na to sam don.
Oj nie wiem, Nacho, czy będzie cię stać na spełnianie podstawowych potrzeb Laury…



– Ach tak?
Skrzyżowałam ręce na piersiach, tak żeby stworzyć dystans między nami. W tym momencie Nacho lekko uniósł biodra do góry. Jęknęłam cicho, kiedy otarł się o moją łechtaczkę twardym wybrzuszeniem.
– Ach tak! – potwierdził, szczerząc zęby.
Kolejny raz objął mnie w pasie jedną ręką, a drugą chwycił za kark. Przycisnął do siebie moje ciało i uniósł biodra jeszcze wyżej, żeby dać mi mocniej poczuć, co dzieje się między jego nogami.
– Pragniesz mnie, dziewczynko, ale nie dlatego, że mam kolorowe tatuaże i jestem bogaty.
Kolejny raz wykonał pchnięcie, a ja mimowolnie odchyliłam głowę.
Czy tylko dla mnie to “dziewczynko” brzmi irytująco i trochę rakowo?
Nie wiem, osobiście wolę to niż “mała” Massima.
No tak. Massimo ustępuje Kolorowemu na każdym polu.



– Pragniesz mnie, ponieważ jesteś we mnie zakochana, tak samo jak ja jestem zakochany w tobie. Biodra Nacho były bezlitosne. Już po chwili moje dłonie powędrowały na jego szorstką od zarostu twarz i zaczęły ją głaskać.
– Nie chcę cię pieprzyć, tak jak to robi twój mąż. Nie chcę posiadać twojego ciała.
Jego usta zaczęły delikatnie głaskać moje wargi.
– Chcę, żebyś sama przyszła po to, by być blisko mnie. Chcę, żebyś pragnęła poczuć mnie w sobie, bo nie jesteśmy w stanie być ze sobą bliżej i bardziej.
No, chyba żeby jedno zasymilowało drugie.



Całował mnie subtelnie, a ja pozwalałam mu na wszystko, co robił.
– Będę cię wielbił, każdy kawałek twojej duszy będzie dla mnie święty, uwolnię cię od wszystkiego, co zabiera ci spokój.
Czy on proponuje Laurze odstrzelenie Massima?


(…)
– Co my wyprawiamy? – powiedziałam, przytomniejąc nieco. Jego biodra przestały się poruszać, a usta zniknęły z moich.
– Niszczymy ci sukienkę.
Jego poczucie humoru było zaraźliwe.
– Mam teraz ogromny problem, bo moje spodnie też nadają się już tylko do prania.
Zsunęłam się z niego i popatrzyłam na ciemną plamę na jego jasnych spodniach.
*flashbacki z “Dziewczyny Wilkołaka”*



On również doszedł. To było nieprawdopodobne, wręcz mistyczne, doszedł razem ze mną, chociaż nawet się nie kochaliśmy.
I w ten sposób Nacho mistycznie zapaskudził spodnie, zapewne ektoplazmą.
A ponieważ dla Laury seks liczy się tylko wtedy, kiedy jest pełna penetracja, więc z czystym sumieniem może twierdzić, że do niczego nie doszło.



(…)
Przebrana w lekko opadający na pupie szary dres, białą koszulkę na ramiączka [a nie “na krótki rękaw”!] i różowe air maxy stałam przed domem, czekając na Nacho. Żadne argumenty do niego nie docierały, chociaż przekonywałam, że nie może mnie odwieźć, bo nie wiadomo, kto obserwuje miejsce, w którym mieszkam. Stanęło na tym, że zatrzyma się kilkadziesiąt metrów od hotelu i dalej pójdę piechotą.
A ponieważ za jej ochronę nadal robią emeryci i renciści za trzydzieści centów na godzinę, nikt nie zwróci uwagi, że pojechała na przyjęcie w pięknej sukni, a wraca piechotą, w dresie i z zupełnie innej strony.



(…)
Podeszłam do komody, wyjęłam z kieszeni telefon i podłączyłam go do ładowarki.
– Gdzie byłaś? – warknął znany mi głos i zapaliła się niewielka lampka przy łóżku. –
Więc… siedział tak w ciemnościach, czekając aż wróci Laura, by wywrzeć na niej to piorunujące wrażenie? Prawdziwa drama queen.



Odpowiedz mi, do cholery! – wrzasnął Massimo, unosząc się z fotela.
(…)
– Gdzie byłaś Lauro?
Jego wzrok płonął gniewem, źrenice się rozszerzały [powinny się kurczyć, ale Massimo potrafi nie takie rzeczy. Chyba, że ma padaczkę lub starczy zanik mózgu], a rytmicznie zaciskające szczęki powodowały, że kości rozsadzały mu policzki.
Bruksizm jak nic, i to na jawie. Zbieraj dupę w troki Massimo i jazda do dentysty.
I do neurologa.
Był wściekły, tak rozjuszonego jeszcze go nie widziałam.
Nah, ciągle to słyszymy od początku cyklu. Zaraz mu przejdzie.



– Musiałam pomyśleć
W jej wypadku jest to proces tak doniosły i rzadki, że potrzebuje do tego osobnego miejsca, dużo czasu i wygodnego ubrania.



– stwierdziłam, patrząc mu w oczy. – Poza tym od kiedy tak cię interesuje, co robię?
Wyrwałam się z jego uścisku.
– Czy ja cię pytam, z kim i dokąd jeździsz, kiedy znikasz na wiele dni? Ostatni raz widziałam cię przez chwilę nocą, kilkanaście dni temu, kiedy postanowiłeś wsadzić we mnie swojego kutasa.
Rozdarłam się i poczułam, jak fala gniewu wzbiera we mnie, by za chwilę przepełnić mnie całą.
– Dość mam ciebie i tego, jaki jesteś od prawie pół roku! To ja straciłam dziecko i to ja musiałam dochodzić do siebie po operacjach.
Uderzyłam go w twarz.
– A ty mnie zostawiłeś, pierdolony egoisto!
Nie żeby nie miała trochę racji, ale jak pięknie odwraca jego uwagę od rzeczy, które chce ukryć, przechodząc do ataku!



Massimo stał z zaciśniętymi ustami, a ja niemal słyszałam, jak łomocze mu serce.
Daj mu spokój kobieto, bo zaraz będziemy tu potrzebować kolejnego przeszczepu!



– Jeśli myślisz, że ode mnie odejdziesz, to się mylisz.
(…)



Massimo wiąże Laurę i brutalnie ją gwałci.
Niech każdy, kto jest zdziwiony, podniesie rękę… nikt? Tak myślałem.



A rano…



Westchnęłam i otwierając zaspane oczy, popatrzyłam za siebie. Napotkałam wzrok męża.
– Dzień dobry – powiedział uśmiechnięty, a mnie zachciało się rzygać.
– Ile wczoraj wypiłeś? – warknęłam, a z jego oczu znikła wesołość. – I co ćpałeś, do cholery?
Podniosłam się i usiadłam, a jego wzrok skamieniał, kiedy patrzył na moje nagie, posiniaczone ciało. Nadgarstki były fioletowe od pasa, którym byłam związana aż do rana, a nogi i brzuch nosiły ślady jego palców.
– Chryste – szepnął i zaczął mnie nerwowo oglądać.
Znaczy – Massimo dopiero teraz odkrywa, co nawyprawiał w nocy? A pasek krępujący ręce Laury gdzie się podział? Sam się rozplątał i odpełzł, posykując ze wstydem?
O, a skąd masz taką bliznę? I tu też?



(…)
– Przestanę pić i nigdy więcej nie wezmę narkotyków – powiedział stanowczym głosem, wyciągając ku mnie dłoń.
– Bzdura – prychnęłam z kpiną. – Jeśli spotkasz mnie w takim stanie, w jakim byłeś wczoraj, zrobisz to kolejny raz.
Zerwał się z łóżka, okrążył je i padł przede mną na kolana, przyciągając moją dłoń do ust i ją całując.
– Przepraszam – szeptał. – Przepraszam…
– Muszę pojechać do Polski – wycedziłam przez zęby, a on podniósł na mnie przerażone oczy. – Albo odejdę od ciebie, albo dasz mi przestrzeń, bym mogła pomyśleć.
Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale uniosłam dłoń.
– Massimo, jestem o krok od prośby o rozwód, nasz związek umarł razem z naszym dzieckiem. Ja próbuję wszystko sobie poukładać, a ty robisz mi wyłącznie pod górę.
I sikasz pod wiatr.
O tak, układasz sobie życie korzystając z jego kasy, tak btw.



Twoja żałoba też musi się skończyć.
Jakiej znów żałoby? O ile dobrze pamiętamy, to dość lekko przyjął wiadomość o poronieniu. Mówił coś w stylu nie martw się, narobię ci wiele innych dzieci.



Wstałam z łóżka, minęłam go i sięgnęłam po szlafrok.
– Albo pójdziesz na terapię, przestaniesz pić i wrócisz do mnie takim, jakiego poznałam cię niemal rok temu, albo koniec z nami.
Ale… on zawsze taki był? I nie widzę tu pragnienia Laury, by Massimo się zmienił, raczej dość perfidny pomysł, by zająć mu czymś ręce i głowę, podczas gdy ona będzie romansowała z innym gangsterem.



Podeszłam do niego i wyciągnęłam palec wskazujący, grożąc mu.
– A jeśli w Polsce zechcesz mnie kontrolować albo wyślesz za mną swoich goryli, lub co gorsza sam przylecisz, to przysięgam, że rozwiodę się z tobą i nigdy więcej mnie nie zobaczysz.
A potem któregoś dnia ubzdryngolisz się bardziej niż zwykle i wtem! ockniesz się w apartamencie na Sycylii. Tylko tym razem zamknięta na klucz.



Obróciłam się i zniknęłam w łazience. Stałam przed lustrem i gapiłam się na swoją twarz, nie mogąc uwierzyć, że to wszystko przeszło mi przez gardło. Moja siła przerażała mnie, a stanowczość, o której istnieniu zapomniałam, zaskakiwała. W głębi duszy wiedziałam, jakie są powody i co daje mi siłę, ale ta kwestia także była zbyt bolesna, bym w tej chwili i po tym, co stało się nocą, dała radę ją rozpatrywać.
No, ta kwestia jest tu kluczowa. Nie każda maltretowana kobieta ma ten komfort, żeby umknąć w ramiona równie bogatego i potężnego kochanka.


– Nie zostawisz mnie, nie pozwolę.
Podniosłam wzrok i w lustrze zobaczyłam Massimo, który stał za mną. Jego głos był stanowczy i nieznoszący sprzeciwu, a oczy udawały obojętność.
Chwyciłam poły szlafroka i pozwoliłam, by upadł na podłogę, a ja, naga i posiniaczona stanęłam przed nim, obracając ku niemu twarz. Przełknął głośno ślinę i ciężko westchnął. Wbił wzrok w swoje stopy.
– Patrz na mnie – powiedziałam, a on nie zareagował. – Patrz, do cholery, Massimo! Możesz mnie więzić i gwałcić, możesz kolejny raz zmienić moje życie [hurrra! Może dalej ją gwałcić, bić i nią pomiatać! Właściwie to o nic więcej mu w tym związku nie chodzi], ale wiesz co… Mojego serca i głowy mieć nie będziesz.
Serce jest cudze, bo przeszczepione, a głowa niestety pusta jak grzechotka.



(…)
– Samolot jest do twojej dyspozycji, a ja obiecuję, że nie zjawię się w twoim kraju.



(…)



Laura wychodzi na spacer,  żeby jeszcze sobie wszystko przemyśleć; oczywiście spotyka Nacho, który na widok jej siniaków odgraża się, że zabije Massimo, ale na prośbę Laury obiecuje się wycofać, póki ona sama sobie wszystkiego nie poukłada. Laura wraca do hotelu pożegnać się z mężem.



– Czego chciałaś, mała? – zapytał raz jeszcze, a ja pewnie wyglądałam, jakbym usnęła na stojąco.
– Pożegnać się – wydukałam, otwierając oczy. Zobaczyłam, że pochyla się nade mną.
– Nie, proszę – szepnęłam, kiedy jego usta zastygły jakiś centymetr od moich. Aż się skuliłam.
– Boisz się mnie.
Cisnął butelką o ścianę.
– Jezu, Lauro, jak możesz…
Właśnie dlatego, że napierdalasz butelkami po ścianach?



W tym momencie podniosłam rękaw zasłaniający sine ślady, a on zamilkł.
– Nie chodzi o to, że mnie pieprzyłeś – powiedziałam spokojnie. – Chodzi o to, że zrobiłeś to wbrew mojej woli.
– Chryste, robiłem to setki razy wbrew twojej woli. Na tym polegała zabawa.
Ubaw miałem po pachy!
Po pachwiny!



Chwycił moją twarz w dłonie.
– Ile razy pieprzyłem cię, kiedy mówiłaś, bym przestał, bo nie jesteś umyta, bo pogniotę ci sukienkę czy zniszczę włosy… Ale później błagałaś, bym nie przestawał.
– A ile razy powiedziałam wczoraj, żebyś nie przestawał?
Zęby Czarnego zagryzły dolną wargę, a on odsunął się nieco.
Od tych samorządnych i niezależnych zębów. Bał się że i jego pokąsają.



– Właśnie! Nawet nie pamiętasz, co robiłeś, nie pamiętasz, jak po policzkach lały mi się łzy bólu, nie pamiętasz, jak błagałam, byś już przestał.
Poczułam, jak eksploduje we mnie złość.
– Zgwałciłeś mnie.
Wreszcie to powiedziałam, a na dźwięk tych słów zrobiło mi się niedobrze.
A ja mam teorię, dlaczego tym razem Laura jednak ma świadomość, że to był gwałt, a nie “mocny dotyk” czy wyraz niepohamowanej namiętności. Otóż dlatego, że tym razem Massimo był brutalny i ją posiniaczył. Póki nie doświadczyła bezpośredniej, niekwestionowanej przemocy – nie widziała nic złego w łamaniu jej oporu, przekraczaniu kolejnych granic i robieniu różnych rzeczy wbrew jej woli.   



Massimo stał jak kołek, łapiąc hausty powietrza, był wściekły, zrezygnowany i zrozpaczony.
– Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie – wydusił, stojąc przede mną. – Chcę, byś wiedziała, że dziś rozmawiałem z terapeutą.
Pewnie z Garbi. I to nie o swoich problemach.



Sądzę, że w tym momencie moja twarz przybrała jakiś przedziwny wyraz.
– Kiedy tylko wrócę na Sycylię, zaczynam terapię – ciągnął Don. – Zaszyję się i nigdy więcej nie dotknę tego białego główna [!], zobaczysz. Zrobię wszystko, byś znowu nie bała się mojego dotyku.
O Boże. Wyobraźcie sobie co będzie, kiedy po tych wszystkich wyrzeczeniach, odwyku i terapii, Massimo dowie się, że jego żona przez cały czas wesoło sobie romansowała. Koleś wpadnie w taki szał, że powystrzela całą rodzinę Laury, wykopie pozostałości po jej przodkach do siódmego pokolenia, zrobi im betonowe buciki i wyrzuci do najbliższej rzeki. Albo będzie tak załamany, że kupi od terrorystów kilka atomówek i popełni samobójstwo zabierając ze sobą pół Sycylii.



Ujęłam jego dłoń. Chciałam dodać mu otuchy i pokazać, że wspieram go w tej decyzji.
– A później zrobimy sobie córkę, żebym mógł postradać zmysły już do reszty – dodał ze śmiechem, a ja uderzyłam go w bok.
Był tak cudowny w tym momencie, uśmiechnięty i niemal wyluzowany, choć ja wiedziałam, że to tylko poza.
A tam, poza. Już zapomniał o sprawie – przecież przeprosił, obiecał poprawę, o co tu jeszcze się fochać? Niech no tylko siniaki się zagoją, będzie się można zabrać do robienia córki.



– Co będzie później, to zobaczymy – powiedziałam, odwracając się od niego.
No to na pewno doda mu otuchy i sprawi, że będzie czuł twoje wsparcie.
Laura z pewnością już w myślach układa listę prezentów na przeprosiny.
Chwycił mnie za rękę, ale zrobił to delikatniej niż zwykle i z większym uczuciem. Oparł mnie plecami o ścianę i zatrzymał twarz tuż przed moją, jakby czekał na pozwolenie.
– Chcę wsunąć język w twoje usta i poczuć mój ulubiony smak – wyszeptał, a mi na dźwięk jego wibrującego głosu zrobiło się gorąco.
– Pozwól mi cię pocałować, Lauro, a obiecuję, że nie przyjadę do Polski i dam ci tyle swobody, ile będziesz potrzebować.
Ten też – nic za darmo.



Przełknęłam głośno ślinę i złapałam głęboki wdech. Największy problem w tej chwili polegał na tym, że mój mąż wyglądał jak Bóg, któremu ciężko się było oprzeć.
– Bądź… – jęknęłam, a on, nie czekając na koniec zdania, wdarł się w moje usta.
Oj, nie wychodzi mu to czekanie na pozwolenie, nie wychodzi…



Był jednak zadziwiająco delikatny i czuły, postępował ze mną, jakbym była ze szkła, a każdy dotyk mógłby mnie ukruszyć. Pomału błądził językiem po moim, badając każdy milimetr moich ust.
Po półgodzinie Laura zaczęła się dusić, a tymczasem Massimo nie dotarł nawet do podniebienia miękkiego.



– Kocham cię – wyszeptał na koniec i złożył pocałunek na moim czole.




Ze szpitala w Leśnej Górze pozdrawia grupa chirurgów-amatorów, wykonująca pierwszy na świecie eksperymentalny przeszczep zegara z kukułką w miejsce serca,

a Maskotek wpieprza garściami nachosy jak prawdziwy macho.

70 komentarzy do posta “67. Książka pod Durnym Tytułem, czyli antydepresyjne kozaczki (Kolejne 365 dni, 1/?)

  1. Nie jestem gotowa na tę analizę po ostatnich wydarzeniach D:
    Kilka dni temu skomentowałam post pani Lipińskiej podsumowujący jej "hejterów". O dziwo ulubiona pisarka całej Polski mi odpowiedziała i wywiązała się między nami dyskusja. Niestety, pani Lipińska była odporna na wszelkie argumenty. No, do momentu kiedy sama przyznała że Laurze wydaje się że jej sytuacja jest dobra a ja zauważyłam, że właśnie w tym rzecz, że jej się wydaje a tak naprawdę jest zastraszona i zmanipulowana. Wówczas autorka zamilkła.
    A nie, przepraszam, zdążyła jeszcze wyjaśnić mojej przyjaciółce, która chwilę wcześniej dołączyła do rozmowy, że jeżeli ta przeczytała dwie na trzy z jej książek to nie ma o nich pojęcia 😀

  2. Ech… Byłam od początku pewna, że coś z tym dzieckiem się stanie, albo poronienie, albo coś podobnego, w każdym razie coś się stanie z tą ciążą. No ale co tu się spodziewać jakiegokolwiek napięcia i nieprzewidywalności po tym czymś.
    Cóż, wracam czytać resztę, mimo że mam obawy, że i ja czymś zwomituję (mam nadzieję, że chociaż nie rurami).

    Nigdy nie ogarnę tej kuwety, jaką jest propagowanie złych, ohydnych książek przez rzekomo "postępowe" media. Rysunkowy komentarz Kury bardzo na miejscu.

  3. Ej, ale z perspektywy całej, ekhm, serii, to ta część nie jest aż tak… Zła? Nie wiem, może Naczos wzbudza we mnie jakieś bardziej pozytywne uczucia, bo mimo bycia stalkerem, jest taki, no, miły? Znaczy no nie jest człowiekiem-Bucem z wiecznym fochem, którego tylko siusiak swędzi. A jak na standardy tego dzieła jest to ewenement. Ba, powiem nawet, że chwilami to jest mi go szkoda, że kocha Laurę, meh.

  4. Wydaje mi się, że zawód Naczoska to takie trochę "jak piętnastolatka wyobraża sobie płatnych morderców". Jest romantycznie, jest nielegalnie, jest z dreszczykiem, a myśl o zabitych ludziach jakoś umyka. Ot, kartonowe drzewko.

  5. Przedstawione tu życie Laury jest w gruncie rzeczy strasznie smutne i nadawałoby się na depresyjny dramat psychologiczny i wydaje mi się, że autorka dostrzegła to właśnie w trzecim tomie i teraz próbuje pisać tak, jakby wiedziała to od początku. I robi z Laury Silną Kobietę TM, co w porównaniu z dwoma poprzednimi tomami i w jej wykonaniu jakoś niespecjalnie wychodzi…
    Eksterytorialnysyndrombobra

  6. Mistrz Lagerfeld przewraca się w grobie zapewne.
    Wszystko jest dokładnie tak, jak to czytałem – koszmar, po prostu tragicznie napisany koszmar, gdzie nie ma właściwie nic: ani logiki, ani sensu, ani stylu, ani smaku.
    "To było zaproszenie na targi mody w Portugalskim Lagos."
    O Jezu, niemiecka gramatyka!
    Intubacja, sryliony rurek, o jakież to dramatyczne…tyle że nie. Nawet mnie to nie ruszyło. I mam wątpliwości, bo nie jestem pewien, czy w ogóle byłby sens stosować tą intubację…chyba że mienie rurki w gardle inaczej się fachowo nazywa? Medycy! Czy są na sali medycy? Czy ktoś może się odnieść do tego fragmentu?
    "Dziewczyna, która zaprosiła mnie na tę imprezę, oprowadzała nas i przedstawiała kolejnym osobom, z którymi wymieniałam uwagi i wizytówki. Zwłaszcza na Włochach moje nazwisko robiło ogromne wrażenie. Ale mnie mocno ciążyło, bo zdawałam sobie sprawę, że ich głupkowate uśmieszki mówią: to dupa tego gangstera."
    "Ta, i nikomu nie przyszło do głowy, że przez te głupawe uśmieszki Massimo może ich powystrzelać, bo Laura mu się poskarży? WTF, gdzie się podział prestiż nazwiska Torricelli, na dźwięk którego wszyscy zwykli śmiertelnicy bili czołem o posadzkę?"
    Vahu, postaram się odpowiedzieć na to pytanie. W mojej opinii po prostu rozniosły się już szeroko wieści o ekscesach Massima i jego ślubnej, a wobec takich wieści i niehonorowych zachowań bossa (zwłaszcza po historii z Anną) ludzie ze środowiska i nie tylko po prostu przestali brać Massia na poważnie. Kto by się przejmował jakimś nabzdyczonym ćpunem, chlorem i jebaką? Zwłaszcza że wpływy tego chlora i jebaki od dawna może mieć w garści Mario, który rzeczywiście rządzi rodziną (tzn. utrzymuje wszystko jako tako, żeby ród Torricellich, pogrążony w degrengoladzie po śmierci starego capo – bo żaden z synów, ani Adriano, ani Massimo, ani Domenico, nie ma wystarczającej charyzmy i rzeczywistych zdolności, by rządzić rodziną – jakkolwiek przetrwał).
    W rzeczywistości wszyscy po prostu już dawno śmieją się z Torricellich, których sława i poważanie już dawno gniją w błocie, a prawdziwi gracze pokazują ich synom i wnukom jako przykład, do czego prowadzi złe zarządzanie i odstępstwo od tradycji mafii – "patrz, synku. Patrz, i nigdy nie idź tą drogą!"

    • Nie wątpię, że Lagerfeld miał swoje wątpliwe łamane na idiotyczne momenty, ale "mistrza" użyłem w kontekście tego cudownego zmartwychwstania, trzy miesiące po śmierci. 😀

  7. @Starred Shinra,
    jeśli była w śpiączce dwa tygodnie to po tygodniu powinna mieć tracheotomię. Czyli rurkę z gardła przenosi się bezpośrednio do tchawicy omijając gardło i ktrań. Oczywiście to nie ta sama rurka, bo różnią się między innymi średnicą i giętkością. Tak długa intubacja może przynieść więcej szkody niż pożytku, bo wzrasta ryzyko odleżynowych powikłań.
    Sama tracheotomia wiąże się potem z blizną dosłownie na środku szyi, ale Laura nie wspomina nic o jej usuwaniu, więc najwidoczniej autorka swoją wizję oparła na telewizyjnym zaintubowaniu nie wdając się w szczegóły. Wydaje mi się też, że nie ma podobnego do "zaintubowany" przymiotnika opisującego posiadanie rurki tracheotomijnej w tchawicy. Ale nie pracowałam na intensywnej terapii, więc nie mam pewności :).

    Pudełko

  8. Momencik, tego jest więcej? Moje leczenie się po części pierwszej właśnie poszło na nic. Dlaczego to tak bardzo przypomina nastoletnią pisaninę? Laura Biel, to mi się kojarzy z bohaterami książek z Wattpada, którzy zawsze mają na nazwisko White, Black albo Brown.

  9. A swoją drogą, ciekawe, dlaczego autorce nagle odmieniła się wizja ostatecznego Tru Loffa?

    *oczyma duszy widzi ankietę rodem z onetowych blogasków: "Drodzy komciujący, z kim powinna być Hermi? a) z Draco b) z Harrym c) z Voldziem" *

  10. Dlaczego właściwie Nacho nosi nazwisko Matos, skoro jego szwagier, mąż jego siostry Amelii, nazywa się Fernando Matos? Innych nazwisk im zabrało na tej Teneryfie?

  11. "A pasek krępujący ręce Laury gdzie się podział? Sam się rozplątał i odpełzł, posykując ze wstydem?"

    Laura najwidoczniej postanowiła wziąć przykład z widzianej na filmie żony mafioza, by móc rzucić mężowi w twarz taką parafrazą: "Sama się nie związałam i sama się rozwiązałam!"

    Swoją drogą, po opisach "przeżywania żałoby" przez Laurę nabrałam przekonania, że zmieniając image bohaterka resetuje swoją osobowość i po części ciało. Dlatego znikają jej blizny, zapomina właściwie o wszystkim co było przed fryzjerem i zakupami, nie dochodzi do żadnych wniosków, nie ewoluuje jako postać. Ot, kolejny cud medycyny opkowej.

    Ejżja

    • Claire Sterling opisuje w "Mafii", że dopóki szefem FBI był Edgar Hoover, w ogóle nie wolno było mówić o mafii. Mafia nie istniała, niczego nie było, nic. Zero. Null. Jeszcze gorzej zdaniem autorki było na Sycylii: tam pewna kobieta idąca za pogrzebem w mieście Corleone podczas wojen mafii, cała we łzach, została zapytana o ten pogrzeb. Odpowiedziała "A co, czy ktoś umarł?".
      Ludzie przeciwni mafii byli niesamowicie osamotnieni. Generał Dalla Chiesa nie mógł zrobić właściwie nic, bo ludzie tak bardzo bali się mafii…
      Dopiero trzeba było jego zabójstwa, żeby się Włochy obudziły, a rząd jakoś zareagował.

    • Być może w Interpolu było podobnie – mafii nie ma, nic, null, zero…Ale zaraz, mamy 2019, a nie 1986. No to ja też nie rozumiem. To nie są czasy Hoovera, gdzie ludzie upierają się przy nieistnieniu mafii jak niemiecki teoretyk Hess, są już realne dowody na takie rzeczy. Czyżby w Interpolu działali przyjaciele przyjaciół? 😀

  12. Jak dla mnie wszystkie te "małe" i "dziewczynki" są tak samo obrzydliwe, tylko przy tym drugim dodatkowo mam wrażenie, że mówiący zwraca się do pięciolatki :/

    Sztan

  13. Arielka do spółki z Caritasem była opkiem po prostu słabym. Ot, taka infantylna, nielogiczna, nastoletnia pisanina z merysujką jako główną bohatyrką. Nic szkodliwego.

    Za to to ksioopko jest złe. I szkodliwe. I nie mam tu na myśli tylko wątpliwych wartości warszatu literackiego.
    To coś utrwala i rozpowszechnia złe i szkodliwe stereotypy. Że depresja to nic takiego, przechodzi po 3 dniach i można to wyleczyć zakupami. Że poronienie to nic takiego. Że gwałt jest dopiero jak cię pobije, a koka to taki proszek na poprawę humoru. Że "terapełta" na traumę i depresję zaleca "znajdz se zajęcie" i mnóstwo innych "że…".
    Sama postać Laury też te stereotypy powiela. Kobieta, która jest w pełni zależna od faceta (zarówno emocjonalnie, prawnie, fizycznie i ekonomicznie. Nasza Lałurka nie ma przecież żadnych własnych pieniędzy ani oszczędności. Nawet istnienie tej jej firemki zależne jest od widzimisię Massia) i nie robi NIC w tym kierunku aby to zmienić, ba, cieszy się nawet z tego (" Nie muszę nic robić, bo on mi daje hajs i kozaczki. <3333")
    Dalej – trwanie w toksycznych związkach (helloł, i massiu i nasze naczosy są porwały i znęcali się nad nią, ograniczali jej wolność) i pokazywanie tego jako coś dobrego ("bo on mnie kocha takmotzno i ja jego!!!!") razem z chorobliwą zazdrością (chęć mordu lekarzy-facetów) jako coś "uroczego".
    W ogóle, Laura ma jakiś syndrom sztokholmski. Najpierw massiu, teraz naczos.
    I ostatnie, lecz równie ważne. W tym ksioopku WSZYSTKIE kobiety są przedstawione w bardzo przedmiotowy sposób. Jako rzeczy do kupienia względnie zabrania czy porwania jak zabawki. Kobiety, dla których liczą się tylko zakupy, ciuchy i seks, bez ambicji czy zainteresowań.

    I smutne, że tak zły, szkodliwy i płytki obraz facetów, związków damsko-męskich i samych kobiet, innym kobietom (bo to one, nie oszukujmy się, są głównym targetem) serwuje inna kobieta.

    • No nie oszukujmy się,jest to książka dla niezbyt rozgarniętych pań…one nie widzą psychicznego Massia i przemocy domowej,gwałty i molestowanie to dla nich kamasutra i romantyczność. Najbardziej podniecają się tym bogactwem i zakupami.
      Tego dzieua nawet nie można poczytać w kategorii "dla beki". Okropność.

    • Tym bardziej jest to przykre, że istnieją kobiety, dla których to zachowanie, ta przemoc jest nie tylko "normalna" ale i "atrakcyjna", bo hajs i bogactwo. ;-;

  14. Ona ma podpisane jakieś umowy z firmami,że robi takie lokowanie produktów? Ubrałam się w różową sukienkę od X kozaczki od Y i majtki firmy Z. Jakby to miało jakiś wpływ na lody bohaterów.

    • Wątpię, żeby takie drogie i znane marki uważały kiepską książkę z Polski za dobrą reklamę.

      Obstawiam, że autorka śledzi trendy w sieci i po prostu ubiera swoją bohaterkę w niebotycznie drogie ciuchy, które sama chciałaby mieć

      Eva

  15. Mnie najbardziej smuci to że ktoś faktycznie musi kupować te książki i czytać je na serio. Tylko nie wiem po co. Opisy seksów są nudne jak flaki z olejem, przepych i zakupy już dawno się znudziły, a główny kochanek jest zazdrosnym imbecylem… Jestem w stanie zrozumieć nastolatki jarające sie merysujkowymi opkami (jak tym ostatnim), ale dorosłych kobiet czytających tak szkodliwą książkę już nie

  16. Boże, jak ja nienawidzę tej książki i głównej bohaterki…
    Pocieszające jest tylko to, że nawet kobiety, które chwaliły dwie pierwsze części, są niezadowolone.
    Wszyscy wiedzą, że Massimo to gwałciciel, przestępca i okropnie traktową Laurę od samego początku, co nawet sam przyznaje. Przetrzymywanie kobiety, aż wykształci syndrom sztokholmski to dno, ale skoro Laura sama się do niego śliniła od samego początku, a dodatkowo jest głupia jak but, to ciężko się dziwić, że Massimo traktował ją jak seks-lalkę.
    Ale kurde… autorka przez dwa tomy buduje obraz złego mafioza, który pod wpływem kobiety się zmienia i jest dobry dla Laury i w ogóle i nagle zostaje zastąpiony przez innego gangstera, który jest właściwie dokładnie taki sam.
    Nienawidzę Laury. Nienawidzę za pusty łeb, za alkoholizm i lecenie tylko na hajs, a potem wmawianie, jaka to nie jest samodzielna i niezależna…
    I nienawidzę sposobu, w jaki autorka przedstawia depresję i mówienia, że przyjaciółka Laury miała prawo być na nią zła, bo JEJ SIĘ NUDZI NA TEJ SYCYLII, CO MA SAMA CHODZIĆ PO SKLEPACH?! A LAURA TYLKO SIĘ OBIJA W ŁÓŻKU Z DEPRESJĄ!
    I nienawidzę hipokryzji autorki, bo Laura nagle stwierdza, że jednak woli czułego, delikatnego faceta, który będzie, się o nią troszczył.
    A wiecie, kto był pierwszym takim typem?
    Były chłopak Laury. Tak, ten sam, który był ideałem, ale był nudny i nie dawał jej zwierzęcego seksu. Ten, którego rzuciła i nie chciała go znać, bo, jak się okazało, został wrobiony przez Massima. Mimo tego, że kochał ją całym sercem i chciał dla niej jak najlepiej, to trafił na boczny plan.
    Nie warto sie oszukiwać – Laura to alkoholiczka i pieprzona materialistka. Podnieca ją każdy przystojny facet, o ile ma wille i dość kasy, by sponsorować jej drogie buty. I bez względu na to, jak wspaniale nie opisywalaby Massima i Nacho, liczy się dla niej tylko to, ile na nią wydadzą hajsu i jaki dadzą jej seks.
    Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę.
    *dźwięki wściekłego tuptania do krainy byledalejodtejchujozy i mamrotanie pod nosem*

    • "Bo łobuz kocha najmocniej!!!!1!11 <3" W ogóle, co się stało z tym pierwszym facetem Laury? Massiu go sprzątnął, że nie ma o nim choćby jakiejś wzmianki?

      Co do Laury – jest pusta i tępa. Ona nie ma żadnych zainteresowań poza ciuchami i seksem. Mając tyle kasy ma praktycznie nieograniczone możliwości rozwoju. Ale i tak jedyne co robi na Sycylli to się nudzi, seksi i robi zakupy. Czy ałtorka opisała w Sycylli coś innego niż bieda wesele, dwie wille i maaa(…)aasę sklepów?

  17. Piękna analiza, jak zawsze! 🙂

    Mimo przyzwyczajenia do zastosowania opkoidyny i traktowania przez autorkę omdleń jako zręcznego wyjścia z niezręcznej sytuacji, pozostaję pod wielkim wrażeniem całego wątku przeszczepu serca. Lepiej opisaną medycynę widywałam w mylogowych tforach ca. 2007. Jeśli w ciągu dalszym nie okaże się, że to był kolejny zmyślny myk Massieńka, jak z magicznym implantotrackerem… cóż. Pozostaje czekać z zapartym tchem. Dzięki wielkie!

    amie

  18. Czytam i czytam i coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu,że raczej nie wytrzymałabym psychicznie tej całej "przygody".
    Porywa cię jakiś świr który praktycznie na twoich oczach zabija człowieka,wisi nad tobą wizja gwałtu,cały czas jesteś śledzona…ile warte tak naprawdę są przy tym kozaczki czy inne torebki?

  19. Nacho to nie jest pełnoprawne imię, to zdrobnienie od Ignacia. Nacho więc tak naprawdę nazywa się Marcelo Ignacio, ale kto by tam sprawdzał takie detale…

  20. Jakie nowatorskie metody leczenia uzależnienia XD Żaden sensowny terapeuta nie poleci wszywek, bo działania terapeutyczne jest zerowe. Nie bez przyczyny przez prawie 10 lat nie były dostępne na rynku. Ale czego się spodziewać po tym opku.

  21. Autoressa błędnie zakłada że we Wloszech kobiety przyjmują po ślubie nazwisko męża. Chodzi mi o scenę gdzie nazwisko Laury I Massia budzi ogólną wesołość na pokazie mody.Otóż we Wloszech kobiety nie przyjmują nazwiska męża pozostając przy swoim. Dzieci dostają nazwisko ojca. Chyba że jest on nieznany wtedy mają nazwisko matki.

    • Można to zawsze wybronić dumą Massia i jego żądzą dominacji. Chociaż dla mnie osobiście to lekki szok,gdyby kobiety wychodzace za członków mafii zostawały przy panieńskim nazwisku.

    • W mafii i ogólnie we Włoszech bardzo dziwne byłoby przekazywanie nazwiska żonie. Po prostu nigdy nie było takiego zwyczaju. Większy nacisk kładzie się na potomstwo i przekazanie nawiska potomstwu.Nie spotyka się też we Włoszech nazwisk dwuczłonowych jak np w Polsce gdy kobieta zachowuje panieńskie nazwisko ale przejmuje również nazwisko męża.
      Ogólnie kobieta mafioza jest zwykle nieświadoma działalności męża bo im mniej wie tym lepiej. A nie posiadając nazwiska męża nie jest łączona z profesją męża. Duma i chęć dominacji męża też nie ma tu większego znaczenia. Nazwisko jest czymś co należy przekazać potomstwu tak by rodzina rosła w siłę i przybierała na znaczeniu a nie żonie.

    • Do usług. Cieszę się że mogę rozwiać wątpliwości dotyczące niektórych aspektów włoskiej kultury i obyczajów panujących we Włoszech

  22. Omg wasz obrazek o Agorze dokładnie pokrywa się z tym, co sama o tym pomyślałam. Wizerunkowy strzał w stopę u stałych czytelników. W ogóle to wkurza mnie niemiłosiernie traktowanie przez ałtorkę samej siebie jako nowej Wislockiej i wszelkiego guru życia seksualnego Polaków.

    • Słyszałem, że zrezygnowały z powodów osobistych, ale chyba najlepiej w tym temacie poinformowani są Analizatorzy bądź stali czytelnicy PLUSa – ja jedynie mam mgliste skojarzenia i mogę nieświadomie wprowadzać w błąd.

    • Chodzi o analizatornię Przyczajona Logika, Ukryty Słownik i o analizatorki Pigmejkę oraz Kalevatar – z tego, co pamiętam, obie panie współpracowały z Armadą przy analizach bodaj z Sakurcią i Sasusiem piratem.

  23. @Starred Shinra

    Nie wiem czy będę w stanie pomóc w konsultacjach, ale mogę spróbować.
    Tylko nie wiem przez jakie konkretnie medium chcesz się kontaktować 🙂

    Pudełko

  24. Masakra ale padaka. Facet gwałci główną bohaterkę, ale nie jest to gwałt, bo jest bogaty i kupi jej drogie buty. Aż tu nagle plot twist i gwałt zostaje nazwany po imieniu, bo pojawił się inny kandydat do kupowania ciuchów.

    I takie coś jest nazywane książką piszą przez kobietę dla kobiet…
    Czekam na powieści, w której bohaterka będzie pochodziła z małej miejscowości, nie będzie miała szczególnych talentów ale swoją DETERMINACJĄ I PRACĄ dojdzie do sukcesu. Coraz więcej jest powieści pokazujących, że samoocena kobiety zależy od zasobności portfela faceta.

    I wiecie co? Dziewczyny z mojej pracy to czytają (przynajmniej dwie, o których wiem) Wykształcone i wydaje się fajne babki w stałych związkach. Czy one też marzą o bogatym gwałcicielu?

    Jeśli ktoś zamierza w najbliższym czasie bronić się z nauk społecznych może przeanalizować to zjawisko. Bo właściwie dlaczego takie marne książki stają się popularne i mają tyłu fanów?

    Eva

  25. Po tym kawałku nabrała przekonania, że pani Lipińska wzięła sobie do serca różne zarzuty i teraz próbuje naprawić część koszmarków,które stworzyła. Problem w tym, że ona najwidoczniej nie bardzo rozumie, o co w tych zarzutach chodziło ("słyszy że dzwonią, ale nie wie, w którym kościele"), więc i naprawianie wychodzi takie nietrafione i sztuczne. Nie tylko w kwestiach gwałtu i przemocy, ale też na przykład postaci – Massimo to buc bez zainteresowań, talentów i charakteru, to zróbmy z Nacho jego przeciwieństwo.

    Być może autorka miała jednak nadzieję, że pisząc coś w jej mniemaniu obrazoburczego (dałabym jej do poczytania trylogię o (nie)Śpiącej Królewnie Anne Rice ;-), zostanie uznana za drugą Masłowską i zaakceptowana przez "poważnych" artystów. A tu klops, pozostała celebrytką od kiepsko napisanych pornoli… I zaczyna żałować.

  26. Mój terapeuta ma podarte dżinsy i kolorowe koszule 😉 i jest ode mnie tylko trochę starszy. Nie wiedziałam, że wygląd gra w tym zawodzie tak istotną rolę 😀
    Od razu widać, co autorka zna z eutanazji (gale mma, koks, zakupy), a co tylko z telewizji (zakładanie firmy, leczenie blizn, depresja), bo realizm opisów bardzo się różni. To aż zabawne.
    Czy tylko ja nie kumam, o co chodzi Massimu z tymi fochami o Tenereyfę? W sensie: serio, skąd jego podejrzenia o romans, skoro jest tylko w głowie Laury, świadków jej pobytu na wyspie nie ma, a na końcu została ranna – Massimo może chcieć zemsty na porywaczu, ale o co ma pretensje do żony tak właściwie? Widział już wcześniej okładkę książki i przeczuwa, że spada z pozycji truloffa?
    Bo MY to wiemy, ale bohater absolutnie nie!

  27. Donno Kuro, czy wolno mi będzie pożyczyć ten obrazek do notki (z zastrzeżeniem wszelkiego autorstwa i linkiem do analizy)? Wydaje mi się doskonale pasować do tekstu, który właśnie jest na ukończeniu.
    "pijany Massimo pod wpływem narkotyków był jak karabin maszynowy…"
    Pytanie do Współczytających: czy ktoś z Was zna Sniper Elite III: Afrika? 😀 W tej części gry strzelec Fairburne (Fairborne?), główny bohater, ma do czynienia z wysadzaniem wyrzutni rakiet Nebelwerfer (polecam to znaleźć w letsplayach Sarge the Player, tam będzie dokładnie pokazane – wielki, masywny sprzęt walący niemal bez przerwy)…dokładnie tak widzę Massima – z wiecznie strzelającym Benvenutem, który wybuchnie dopiero, gdy Laurka/Interpol zaatakują.:D
    "Już nie mam chorego serca – wydyszałam. – To jeden z plusów pobytu na Teneryfie.
    Tamtejsze powietrze każdego uzdrowi!"
    Mojej siostrze i mnie skojarzyło się to z legendarnym oberleutenantem von Nogayem i z wizytacją generała… 😀
    "- Panie generale, melduję, że komendant jest nieobecny! Dałem mu trzy dni urlopu, a jego zastępca…
    – Aaa! Urlop. Udał się zapewne do wód?" 😀
    Mój mózg udał się tam na pewno po ponownym przeczytaniu tego raka. I po powrocie do ałtorkasi.

  28. Mnie do dzisiaj zastanawia jak miałoby wygladac ratowanie płodu kosztem życia matki…? Mieli tam tylko jeden jedyny respirator i musieli szybciutko zdecydować czy wentylowac Laure czy wcześniaka wydobytego z macicy? Albo jednego stazystę na dyżurze, który się przecież nie rozdwoi i albo będzie na cito przeszczepiał serce albo taśmował krwotok lozyskowy?

  29. Chcę tylko szybko poradzić każdemu, kto ma trudności w jego związku z kontaktem z Dr.Agbazara, ponieważ jest on jedyną osobą zdolną do przywrócenia zerwanych związków lub zerwanych małżeństw w terminie 48 godzin. ze swoimi duchowymi mocami. Możesz skontaktować się z Dr.Agbazara, pisząc go przez e-mail na adres ( agbazara@gmail.com ) LUB zadzwoń / WhatsApp mu na +2348104102662, w każdej sytuacji życia znajdziesz siebie.

  30. Chcę tylko szybko poradzić każdemu, kto ma trudności w jego związku z kontaktem z Dr.Agbazara, ponieważ jest on jedyną osobą zdolną do przywrócenia zerwanych związków lub zerwanych małżeństw w terminie 48 godzin. ze swoimi duchowymi mocami. Możesz skontaktować się z Dr.Agbazara, pisząc go przez e-mail na adres ( agbazara@gmail.com ) LUB zadzwoń / WhatsApp mu na +2348104102662, w każdej sytuacji życia znajdziesz siebie.

  31. Bardzo trafne wnioski, często podszyte złośliwością. Czasem niepotrzebną. Przecież wszyscy wiem o co chodzi z: "jak taran", ale analizator(ka) musiał(a) przekazać jak wyglądało to w jej/jego wyobraźni. (W mojej Massimo po prostu wszedł przez drzwi.) Myślę, że nie wszystko powinno być traktowane tak dosłownie. Cieszę się, że u Lipińskiej składnia i ortografia nie nawalają. Generalnie szanuję za wytykanie błędów medycznych,psychologicznych i logicznych. Zwracanie uwagi na przemoc oraz płytkość opisów. Postacie mogą być sobie sobie nudne, niszowe i stereotypowe. Niestety taka rzeczywistość. I nic na to nie poradzimy. Jeżeli pani Lipińska chciała odzwierciedlić swoją rzeczywistość tak płytkimi bohaterami to możemy jej tylko współczuć, że się takimi ludźmi otacza lub, że jedynie takie etykietki ma w swej ubogiej wyobraźni.:(

  32. Dr Аgbazara-świetny człowiek, ten lekarz pomoże mi odzyskać mojego kochanka Jenny Williams, który zerwał ze mną 2 lata temu z jego potężnym zaklęciem, i dzisiaj wróciła do mnie, więc jeśli potrzebujesz pomocy, skontaktuj się z nim przez e-mail: ( agbazara@gmail.com ) lub zadzwoń / WhatsApp +2348104102662. I rozwiąż swój problem jak ja.

Skomentuj Anonimowy Anuluj pisanie odpowiedzi