Drodzy Czytelnicy!
Zdarzyło się Wam być na koszmarnym weselu, na które zostaliście zaproszeni jako osoba towarzysząca i nikogo nie znacie? Czujecie na sobie krytyczny wzrok starych ciotek, pijani wujkowie opowiadają suchary z taaaką brodą albo przystawiają się z niechcianymi awansami, muzyka jest do kitu, a w dodatku Wasz partner/partnerka zostawia Was samych, bo koniecznie musi akurat teraz pogadać z dawno niewidzianymi kuzynami. I nawet nie możecie się napić, bo akurat Wy kierujecie. Siedzicie, nudzicie się jak mops i marzycie tylko o tym, żeby uciec jak najdalej…
Dokładnie takie wesele przeżyła bohaterka dzisiejszej analizy – tylko gorzej, gdyż występowała na nim w charakterze panny młodej i naprawdę nie miała jak uciekać.
Jak się zapewne domyślacie – wracamy do przygód Laury Biel na Sycylii. Cieszycie się, prawda? (Mwahahahahahaha!)
Blanka Lipińska, Ten dzień
wyd. Edipresse Polska S.A., 2018
Analizują: Kura, Vaherem i Kazik.
Zaczynamy tak jak poprzednio, od prologu z punktu widzenia Massima – dostajemy w nim retrospekcję z Najważniejszego Dnia w Życiu Laury, to jest tego, w którym doszło do poczęcia massimowego dziedzica. (Gdybyście nie pamiętali: to było podczas wycieczki jachtem, kiedy to Laura najpierw, narąbana jak messerschmitt, wypadła za burtę i mało się nie utopiła, Massimo ją uratował, itd., itd.). Wycinamy większość, bo to wszystko już znamy, a punkt widzenia Massima nie jest aż tak ciekawy, żeby koniecznie go prezentować – ale rzućmy na chwilę okiem na jego mafijne biznesy…
(…)
Według doniesień Matosa, Flavio z przestrzelonymi łapami wrócił na wyspę, ale nic poza tym się nie wydarzyło. Jakby cała sytuacja z Nostro nie miała miejsca.
Nikt mi nie podskoczy! – nadął się dumą Massimo. – Mogę sobie strzelać do kogo chcę, rozstawiać po kątach kogo chcę!
Zdawkowe informacje, jakie przekazywał pomazaniec, nie zadowalały mnie, wysłałem więc tam swoich ludzi, którzy potwierdzali wszystko, czego się dowiadywałem.
Pomazaniec! Hohoho, wiedzieliśmy, że Massimo to najpotężniejszy z donów, ale żeby miał samego Mesjasza na swoje usługi?
(Ja rozumiem, że aŁtorka, ale żeby redakcja też nie odróżniała “pomazańca” od “posłańca”?)
W porze lunchu odbyłem telekonferencję z ludźmi ze Stanów Zjednoczonych.
Hm, jeśli rozmawiał ze wschodnim wybrzeżem, to zerwał ich z łóżek o szóstej rano; jeśli z zachodnim – o trzeciej w nocy.
Musiałem mieć pewność, że będą uczestniczyli w weneckim festiwalu filmowym. Potrzebowałem spotkania z nimi w cztery oczy; zamówienie kolejnej dostawy broni, którą miałem zamiar sprzedać na Bliskim Wschodzie, wymagało mojej obecności.
No. I po to jeździ się na festiwale filmowe, jakbyście nie wiedzieli. Ciekawe, jakie biznesy są ubijane na Oscarach…
Zamówioną broń chowano w pudełkach z popcornem.
Czekajcie, Massiu pobudził tych ludzi w środku nocy na telekonferencję tylko po to, by się upewnić, że spotkają się w Wenecji?
Jak pamiętamy, na jachcie Massimo i Laura ostatecznie skonsumowali swój związek. A cobyśmy nie zapomnieli, jakim Massimo jest chujem…
(…)
Był to doskonały dzień na poczęcie, jakby cały wszechświat chciał, by zaszła w ciążę. Ciała niebieskie zastygły w napięciu, Przedwieczni wstrzymali oddech, A’Tuin obgryzał płetwę ze zdenerwowania. Walczyła i odpychała mnie od siebie, ale była zbyt drobna na to, by przeciwstawić się mojej sile. Po chwili opadłem na nią gorący i spocony.
Czekam teraz na te wywiady, w których autorka będzie tłumaczyć “Nie, no co wy, to przecież wcale nie był gwałt, ależ skąd!”
(…)
– Kiedy pierwszy raz zobaczyłem twoją twarz, nie pragnąłem cię. Byłem raczej przerażony tą wizją. Z czasem jednak, gdy zacząłem wieszać twoje portrety, tak że były już wszędzie, zacząłem dostrzegać każdy szczegół twojej duszy.
W portrecie pamięciowym sporządzonym na podstawie opisu snu. Taaa, jasne.
Wpatrywał się w nie bardzo intensywnie.
Nie masz pojęcia, jak bardzo pokrywają się z oryginałem. Jesteś taka podobna do mnie, Lauro.
On też jest ćwierćinteligentem, który myśli tylko o tym, jak się narąbać i dostaje małpiego rozumu na widok kozaczków od Givenchy?
Jeśli byłem zdolny do miłości, to właśnie w tej sekundzie zakochałem się w kobiecie leżącej pode mną. Patrzyłem na nią i czułem nieomal fizycznie, jak coś się we mnie zmienia.
We mnie za to coś umiera, gdy czytam te wypociny. Długo i boleśnie.
Ja wiem, co mu się zmieniało. Kutas po stosunku mu flaczał.
I wracamy do punktu widzenia Laury:
Kilkanaście, może więcej dni później (nie wiem, przestałam liczyć)
Wracamy dokładnie do tego momentu, w którym urwała się (bo nie powiem, że zakończyła) poprzednia książka. Massimo na wieść, że będzie ojcem, ma łzy w oczach, Laura również, ślub oczywiście się odbędzie, bo przecież dziecko musi mieć rodzinę… Następnie Massimo i Laura kochają się długo i na różne sposoby. Rano przy śniadaniu spotykają się z Olgą i Domenikiem i ustalają dalszy plan dnia.
Massimo zajął fotel u szczytu stołu i zwrócił się w moją stronę.
– O której mamy wizytę u lekarza?
– Jak to: mamy?
– Jadę z tobą.
– No, nie wiem, czy tego chcę. – Skrzywiłam się na myśl o jego obecności u ginekologa. – Mój lekarz jest mężczyzną, chciałabym, żeby jeszcze pożył. Wiesz w ogóle, jak wygląda badanie?
– No raczej. Pacjentka najpierw tańczy na rurze, a potem rozkłada nogi przed ginekologiem. Konował już ma wziernik wepchnięty do gardła.
Pamiętamy jeszcze, że poprzedniego dnia ktoś próbował staranować samochód Laury? No to mamy wyjaśnienie:
– Widziałem się rano z moim człowiekiem z policji i oglądałem nagrania z autostrady. Okazało się, że w samochodzie, który w was uderzył, była tylko jedna osoba. Po tym, co się nagrało na taśmie, nie dało się jej zidentyfikować, dlatego udostępniono nam także materiały spod spa. Tam, co prawda, też nic nie było widać, bo człowiek był w czapce i kapturze. Ale to mi pozwoliło wykluczyć pewne osoby z kręgu podejrzanych ze względu na chaotyczny sposób działania. Miotał się po tym parkingu jak szatan. Po drugie, osoba, która próbowała was staranować, nie miała pojęcia, jak to zrobić, a gdyby to robił zawodowiec, raczej byście już tu nie siedziały. Więc albo to był przypadek, albo akcja zupełnie niezwiązana z rodziną.
– A, jak tak to ok, czuję się całkiem uspokojona. – Laura odetchnęła z ulgą.
No takie przypadki chodzą po ludziach. Mnie chcieli staranować trzy razy i to tylko w zeszłym tygodniu!
(…)
Laura poprzedniego dnia dowiedziała się, że Domenico jest przyrodnim bratem Massima. Teraz próbuje drążyć temat.
– No dobra, panowie – zaczęłam, odkładając widelec – to teraz opowiedzcie mi coś o waszym braterstwie. Fajnie było udawać relację szef–podwładny?
Kinky.
Popatrzyli na siebie, jakby chcieli ustalić, kto ma zacząć.
– Nie do końca jest to udawane – odparł Domenico. – Massimo, jako głowa rodziny, jest zasadniczo moim szefem, choć przede wszystkim bratem, bo rodzina jest najważniejsza, ale także donem, więc należy się mu także inny rodzaj szacunku, nie tylko taki, jaki okazuje się bliskim.
Brat, nie brat – swoje miejsce musi znać.
– Oparł się łokciami o stół i lekko pochylił. – Poza tym dowiedzieliśmy się o tym, że jesteśmy rodzeństwem, dopiero kilka lat temu, a dokładnie po śmierci ojca.
– Kiedy mnie postrzelono, potrzebowałem krwi – wtrącił Czarny. – No i badania wykazały u nas dość duże zbieżności genetyczne.
Od kiedy przy zwykłym przetaczaniu krwi wykonuje się badania genetyczne?
“Proszę przetaczanie delux, tak, ten najdroższy zestaw ze sprawdzaniem pokrewieństwa, wybraną mutacją i kompletem True Blood na DVD.”
Później, jak wydobrzałem, zaczęliśmy drążyć temat i się okazało, że jesteśmy przyrodnimi braćmi. Matka Domenica jest rodzoną siostrą mojej mamy, a ojca mamy wspólnego.
– Zaczekaj, bo nie rozumiem – przerwała Olga. – Więc twój ojciec bzykał siostry?
Obaj zmarszczyli się, przybierając podobny wyraz twarzy.
– Mówiąc bardzo kolokwialnie – wycedził Massimo – owszem. Właśnie tak było.
Przy stole zapadła wymowna cisza.
Mam dziwne wrażenie, że panowie trochę się obrazili za nazwanie rzeczy po imieniu.
Zaczynają się kłócić o wybór imienia dla dziecka. Następnie Laura wybiera się na wizytę u lekarza, pięknym, nowym bentleyem, którego właśnie dostała od Massima. W drodze powrotnej wraca kwestia imienia.
– Luca – powiedział nagle, patrząc na drogę. – Chciałbym, żeby nasz syn nazywał się jak mój dziadek. Był wielkim i mądrym Sycylijczykiem, spodobałby ci się. Niezwykle szarmancki i inteligentny człowiek, który myśleniem zdecydowanie wyprzedzał swoją epokę. Jakże pięknie opisał regułę podwójnego zapisu! To dzięki niemu ojciec wysłał mnie na studia i pozwolił kształcić się, zamiast biegać z bronią.
Massimo ma trzydzieści sześć lat, czyli urodził się gdzieś w latach 80. Czy naprawdę sycylijska mafia jest tak zacofana, że nawet pod koniec XX wieku wysłanie dziecka na studia było niezwykłym nowatorstwem, wyprzedzającym epokę?
Dobry Boże, przeta do machania giwerą i obliczania uciętych palców za zwlekanie z okupem nie trzeba studiów wyższych, głowę sobie tylko człowiek zaśmieca.
Obracając w głowie imię, które usłyszałam, pomyślałam, że właściwie nie mam nic przeciwko temu. Dla mnie liczyło się tylko to, by dziecko było zdrowe i normalnie dorastało.
Hehe. Hehehehe. He.
– To będzie dziewczynka, zobaczysz.
Usta Massimo złożyły się w nieśmiały uśmiech, a jego dłoń powędrowała na moje kolano.
– A więc Eleonora Klara, jak twoja i moja matka.
– Czy mam coś do powiedzenia?
– Nie, wpiszę to w akt urodzenia, kiedy będziesz dochodzić do siebie po porodzie.
– Ja nie żartuję, ja cię informuję – dodał na wypadek, gdyby nie zrozumiała.
Spojrzałam na niego i uderzyłam pięścią w jego bark.
– No co? – zaśmiał się. – To tradycja. – I zaczął gładzić miejsce, w które dostał cios. – Don decyduje o rodzinie, a ja zdecydowałem.
– A wiesz, jakie mamy tradycje w Polsce? Kastrujemy męża po pierwszym dziecku, żeby zdrada nie przyszła mu do głowy, skoro już spłodził potomka.
– No to z tego, co mówisz, wynika, że jeszcze chwilę będę korzystał ze swojego przyrodzenia, skoro pierwsza będzie dziewczynka.
Dobrze wiedzieć, że dziewczynka to nie potomek.
Rozdział 2
Wracają do domu (po drodze Laura, khę… umila podróż kierującemu samochodem Massimowi); tam czekają już Olga i Domenico. Olga jest niesłychanie napalona na Domenica i koniecznie chce go przelecieć; a póki co dziewczyny dowiadują się, że wieczorem popłyną gdzieś jachtem, wobec czego stroją się w szanele i dolczegabany. Widok jachtu rozbudza w Laurze wspomnienia…
– Wiesz, że to tu zaszłam w ciążę?
Milczał przez chwilę, wbijając we mnie poważny wzrok.
– Tak sądzę, a przynajmniej tego właśnie chciałem.
Przekręciłam się, patrząc w sufit. No tak, właściwie wszystko jest zawsze tak, jak on sobie tego życzy, nie powinno mnie więc dziwić, że to także stało się, bo tak chciał.
I rzekł Massimo: Niech się stanie ciąża! I stała się ciąża.
(…)
Młody Włoch wyciągnął małą torebeczkę ze spodni i rzucił na stół.
– Lauro, tobie nie proponuję, ale to wieczór kawalerski, więc…? Sama wiesz, bez naćpania się i robienia przykrości pannie młodej to żadna zabawa.
Popatrzyłam na plastikową torebkę z białym proszkiem i obróciłam oczy na Massima. Świetnie wiedziałam, co to, a zwłaszcza pamiętałam, co się wydarzyło ostatnim razem, gdy kokaina pojawiła się w naszym związku. Zdawałam sobie jednak sprawę, że zabranianie mu tego nic nie da, bo i tak zrobi to, na co będzie miał ochotę.
Produkt wychowania bezstresowego?
Domenico wstał od stołu i po chwili wrócił z małym lusterkiem, na które rozsypał zawartość woreczka, po czym zacząć ją dzielić na krótkie kreski. Pochyliłam się w stronę Czarnego i przyciągnęłam jego ucho do swoich ust.
– Pamiętaj, Massimo, że jeśli wybierzesz tę rozrywkę, nie będziesz mógł się ze mną kochać. I mówię to nie dlatego, że chcę cię zaszantażować, ale dlatego, że narkotyki razem ze spermą przenikną do mojego organizmu, a w nim dojrzewa twoje dziecko.
– Oj tam. To jak łyczek szampana na spróbowanie z okazji Sylwestra! Daj młodemu niuchnąć!
Po tych słowach ponownie wyprostowałam się i upiłam łyk bezalkoholowego wina, które nawiasem mówiąc, było doskonale i smakowało identycznie jak to z procentami.
Czarny zastanawiał się przez chwilę, jak zareagować, a gdy młody Włoch podał mu podzielony proszek, machnął tylko ręką, wzbudzając tym zdziwienie Domenica. Wymienili kilka zdań po włosku, a ja patrzyłam na beznamiętne spojrzenie Massima. Po ostatnim zdaniu obydwaj wybuchnęli śmiechem. Nie miałam pojęcia, co ich tak rozbawiło, ale najważniejsze, że Massimo odmówił. Olga natomiast nie była tak asertywna i zanim pochyliła się nad stołem, powiedziała:
– Ognia!, krzyknął Napoleon. – Po czym zgarnęła dwie kreski.
Oderwała się od lustra i potarłszy czubek nosa, z uznaniem pokiwała głową. Wiedziałam, że ta impreza już nie jest dla mnie i nie chcę oglądać tego, co stanie się później.
Towarzystwo je kolację na statku, ale Laura jest tak zafiksowana na seksie, że z chuci nie jest w stanie skupić się na rozmowach, kombinując, jak tu wyciągnąć Massimo na szybki numerek. Przez cały akapit mózg jej się przegrzewa, rozkminia scenariusze, że choroby nie będzie symulować bo luby dostanie histerii, nie wyjdzie bez słowa bo Olga za nią pobiegnie, no jakby tu tego Massimo od stołu odciągnąć, wszystkie szare komórki zaprzężono do rozwiązania tego problemu, gwiżdżą na najwyższych obrotach, aż w końcu JEST! EUREKA! Udaje się wymyślić szczwany plan:
Cóż, jest ryzyko, jest zabawa, pomyślałam.
– Massimo, czy możemy zamienić słowo? – zapytałam, wstając od stołu i kierując się w stronę schodów na dolny pokład.
– Massimo, czy możemy zamienić słowo? – zapytałam, wstając od stołu i kierując się w stronę schodów na dolny pokład.
(…)
– Nie nudzisz się ze mną? – zapytałam, gładząc jego klatkę. – Pewnie zanim się pojawiłam, twoje życie było o wiele ciekawsze.
Massimo milczał. Uniosłam głowę, by popatrzeć na niego. Mimo że w pokoju było już zupełnie ciemno, czułam, że się uśmiecha.
– Cóż… Nie nazwałbym tego znudzeniem, poza tym pamiętaj, że zrobiłem to absolutnie świadomie, Lauro. Zapomniałaś już, że jesteś porwana? – Pocałował mnie w czubek głowy i wplótł palce we włosy, mocno tuląc mnie do siebie. – Jeśli pytasz, czy chciałbym wrócić do życia, które miałem przed tobą, to odpowiedź brzmi: nie.
– Jedna kobieta na całe życie… Jesteś tego pewien?
– Nie no, nikt nie powiedział, że zrezygnuję z innych lasek. Nie mogę doczekać się naszego ślubu, przypadkowy seks jest znacznie lepszy, gdy się kogoś przy tym zdradza!
Czarny przekręcił się na bok i jeszcze mocniej przycisnął mnie do siebie.
Miło, że i w tej części autorka kontynuuję nazywanie Massima “czarnym”.
– Myślisz, że lepsze jest posuwanie kilku różnych lasek w nocy i budzenie się rano samemu w łóżku? Zarabianie pieniędzy już dawno przestało mnie bawić, zostało więc już tylko umacnianie rodziny. – Westchnął. – Tylko widzisz, robiłem to wszystko i żyłem tak, jakbym co dnia zaczynał od nowa, nie miałem dla kogo tego ciągnąć. Co noc inne dupy, czasem imprezy, narkotyki, później kac. To może się wydawać fajne, ale jak długo? A kiedy cię dopadają myśli, czy skończyć z tym, nasuwa się pytanie: po co to zmieniać, skoro nie wiesz, czy warto, albo nie masz dla kogo? – Ponownie westchnął. I otarł samotną łzę, ubolewając nad swym ciężkim życiem.
– Po postrzale zmieniłem się. Jakbym dostał cel inny niż sama egzystencja.
Moim celem teraz stało się dotrzeć do tej wyśnionej kobiety i traktować ją tak samo jak te wszystkie panienki na jedną noc.
– Nie do końca rozumiem twój świat – wyszeptałam, całując go w ucho.
– Zdziwiłbym się, gdyby było inaczej, Mała – odparł. – Niestety, czy tego chcesz, czy nie, wszystko się z czasem zmieni. Będziesz coraz więcej wiedzieć o tym, co robię i jak działamy, ale na tyle mało, by ta wiedza ci nie zagrażała. I żeby aŁtorka nie musiała się trudzić z wymyślaniem czegoś więcej poza opisami naszego obrzydliwego bogactwa. – Jego palce gładziły moje plecy. – Poza tym nie będziesz mogła z nikim rozmawiać o niektórych sytuacjach, ale dla pewności powiem ci, o których.
Taaaa, Massimo już chyba przeczuwa, że raczej nie może liczyć na inteligencję Laury w tej kwestii.
Istnieje coś takiego jak omerta, nieformalne prawo sycylijskiej mafii zabraniające informowania o działalności i ludziach, którzy wykonują zlecenia.
– Aha, o wykonawcach nie można, ale o zleceniodawcy już tak? – kminiła Laura.
Póki będziemy się tego trzymać, rodzina będzie silna i nie do ruszenia.
– A kim jest Domenico?
Massimo zaśmiał się i przekręcił na plecy.
– Serio chcesz rozmawiać o tym w noc przed ślubem?
– A widzisz lepszy czas niż teraz? – burknęłam lekko zirytowana.
– No dobrze, kochanie. – Zadowolony wepchnął mnie sobie pod pachę. – Młody jest capo, czyli… Jak by to ująć…? – Urwał, zastanawiając się nad odpowiedzią. – Dowodzi grupą ludzi, którzy mają, powiedzmy, różne zadania…
– Na przykład ratowanie mnie…!?
Przede wszystkim!
– Na przykład. Mają także mniej rycerskie obowiązki, ale o tym nie będziesz wiedziała, jeśli nie będzie takiej potrzeby. Najogólniej można powiedzieć, że zarabia pieniądze i pilnuje klubów czy restauracji.
I ten capo przez cały poprzedni tom zajmował się dogadzaniem Laurze?
W dodatku sprawiając wrażenie, jakby absolutnie nic innego nie miał do roboty.
Ruch w interesie był kiepski.
Leżałam, myśląc nad tym, jak bardzo Domenico odbiega od opisu, który nakreślił mi Czarny. Dla mnie był kumplem, nieomal przyjacielem, który wspierał mnie i wybierał mi ubrania. Prędzej sądziłabym, że jest gejem niż niebezpiecznym przywódcą grupy.
– Czyli zasadniczo Domenico jest niedobry?
Przyznaję, że uroda tego pytania urzekła mnie.
– Czy Domenico robi bzydkim panom “śi”?
Massimo parsknął śmiechem i przez dłuższą chwilę nie mógł się uspokoić.
– Co jest? Niedobry? – wykrztusił wreszcie. – Kochanie, my jesteśmy sycylijską mafią i wszyscy jesteśmy niedobrzy. – Zaśmiał się. – Jeśli chodzi ci o to, czy jest niebezpieczny, to owszem, mój brat jest bardzo niebezpiecznym i nieobliczalnym człowiekiem. Potrafi być bezwzględny i stanowczy i dlatego właśnie sprawuje taką, a nie inną funkcję. W wielu sytuacjach powierzałem mu swoje życie, a teraz powierzam także twoje. Wiem, że zawsze wykonuje swoje zadania z najwyższym poświęceniem i absolutną starannością.
– A ja myślałam, że on jest gejem.
Pamiętajcie, bycie gejem oznacza, że nie możecie być przestępcą. Przynajmniej według pewnej Laury o bardzo małym rozumku.
(Na powyższym gifie Tom Hardy jako Ronnie Kray w “Legend”. Bracia Kray trzęśli Londynem w latach 60-tych. W rzeczywistości Ronnie był biseksualny.)
Czarny ponownie wybuchnął dzikim śmiechem i zapalił światło.
– Kochanie, przechodzisz dziś samą siebie. Uwielbiam cię, ale jeśli nie przestanę się śmiać, nigdy nie usnę.
Zapalenie światła też ci raczej nie pomoże.
– Opadł na poduszkę i wsadził głowę w dłonie. – Boże, Domenico gejem, chyba za dobrze udawał przed tobą grzecznego. I za mało przekonująco przyssał się do swojej dziewczyny, którą poznałaś pod koniec pierwszej części. Owszem, kocha modę i zna się na niej, ale większość Włochów ją uwielbia. Co też ci przyszło do głowy?
Skrzywiłam się i wydęłam dolną wargę.
– W Polsce niewielu facetów zna się na ciuchach. To znaczy mało heterofacetów.
Walnij jeszcze jakiś stereotyp, Lauro, za mało ich tu było do tej pory.
– Przekręciłam się i położyłam na jego klatce, wpatrując w czarne oczy. – Massimo, ale on nic nie zrobi Oldze?
Czarny przełknął ślinę i wbił we mnie spokojne, poważne spojrzenie, lekko marszcząc brwi.
– Mała, on jest niebezpieczny dla ludzi, którzy zagrażają rodzinie. Jeśli chodzi o kobiety, jak zdążyłaś zauważyć przez ostatnie tygodnie, raczej traktuje was jak skarb, który trzeba chronić, niż wrogów, których trzeba zniszczyć.
Przy słowie “raczej” zapaliłaby mi się lampka kontrolna.
– Wpatrywał się we mnie, szukając zrozumienia. – W najgorszym wypadku wydyma ją tak, że jutro się nie ruszy (bo będzie martwa?), to wszystko. A teraz zamknij oczy i śpij. – Pocałował mnie w czoło i zgasił światło.
(…)
A teraz, proszę państwa, krótka instrukcja, w jaki sposób przekazywać kontrowersyjne informacje, by uniknąć kłótni.
– Będziemy mieli wesele – wymamrotał, odrywając nieco usta ode mnie.
Z początku zupełnie nie zrozumiałam znaczenia jego słów, jednak po kilku sekundach dotarło do mnie, o czym mówił. Wściekła tym bardziej próbowałam się podnieść, ale złapał mnie mocno za uda i pchnął z powrotem na materac, jeszcze mocniej i szybciej pieszcząc językiem. Kiedy dołożył palce, wsuwając je w obie moje dziurki (nosa), niemal oszalałam i poddałam bez reszty temu, co robił. Po tym, jak doszłam, przesunął się w górę i wszedł we mnie, przytrzymując mnie mocno za nadgarstki.
– Na dwieście osób – szepnął, kiedy jego biodra zaczęły powoli falować. – Olga miała ci powiedzieć jutro, żebyś się tym nie denerwowała. To będzie bardziej biznesowe spotkanie niż wesele, ale musi się odbyć.
Lauro, czy zdajesz sobie sprawę, że wychodzisz za koszmarnego pracoholika?
(w dodatku takiego, który zabiera robotę do domu…)
Niezbyt się przejmowałam tym, co mówił, bo wciąż to do mnie nie docierało. Jego przesuwający się we mnie penis zdecydowanie nie pomagał mi w skupieniu.
Massimo, korzystaj z okazji – namów ją jeszcze na intercyzę, kontrakt uległej i wpisanie do systemu Absher.
– Będzie pięknie – ciągnął Czarny. – Olga wybrała większość rzeczy z Domenikiem. Twierdzi, że będziesz zadowolona.
Kiedy skończył zdanie, zastygł w bezruchu, przyglądając mi się badawczo. Nie chciało mi się z nim rozmawiać, a już na pewno nie teraz, dlatego mocno go złapałam za pośladki i przyciągnęłam ku sobie.
– Dobrze, że się zgadzasz. – Uśmiechnął się, gryząc delikatnie moją dolną wargę. – A teraz pozwól, że zerżnę cię, zamiast gadać.
Kwintesencja ich związku.
(…)
Rozdział 3
Rano przy śniadaniu Laura spotyka Olgę; mężczyźni jak zwykle gdzieś znikli. Olga wychwala umiejętności i rozmiary Domenica; po chwili pojawia się on sam, ze szczegółowym planem dnia.
Nagle przy stole pojawił się Domenico. Ubrany był zdecydowanie mniej oficjalnie niż zwykle, miał na sobie spodnie od dresu i czarną koszulkę. Włosy niedbale opadały mu na twarz, wyglądał, jakby wstał z łóżka trzy minuty temu. Nalał sobie kawy i włożył na nos okulary przeciwsłoneczne.
Pomocy, od czasu gdy przeczytałem ten opis, Domenico wizualizuje mi się jako Tommy Wiseau.
– O dwunastej macie fryzjera, później makijaż, a o piętnastej zabieram cię z posiadłości. Suknia wisi gotowa w twoim pokoju, Emi będzie o czternastej trzydzieści, żeby cię ubrać. A mnie zaraz kac rozerwie głowę, więc pozwólcie, że się reanimuję.
Po tych słowach wyciągnął plastikową torebeczkę i wysypał biały proszek na talerz, uformował dwie kreski i wciągnął. Odchylił się na krześle i splatając ręce za głową, powiedział:
– Lepiej mi.
No proszę, jak to nam się Domenico rozchochocił! Wczoraj kamerdyner-stylista “spakowałem sukienki, proszę pani, proszę wzywać w razie potrzeby”, dzisiaj “asienajebałem, dzień zaplanowany tak i tak, a teraz cicho, bo mnie łeb pęka”.
No już nie musi chłopak udawać, poczuł zew wolności! CO ZA BAD BOY.
Siedziałam, patrząc na nich, i zastanawiałam się, jak to możliwe, że są wobec siebie tacy obojętni, zupełnie jakby wczorajsza noc nie miała miejsca. Ona ponownie zajęta była telefonem, a on usiłował dojść do siebie.
– No dobrze, a kiedy chcieliście mi powiedzieć o weselu?
Olga przewróciła oczami i rozłożyła szeroko ręce, wypatrując ratunku od młodego Włocha, gdy tymczasem on wskazywał na nią palcem, jakby się przed nią broniąc.
– Olga miała ci powiedzieć. A to, że zwlekała, to już nie moja wina.
– A ty od kiedy wiedziałeś? – zaatakowałam go, obracając ku niemu twarz.
– Od dnia, kiedy się zgodziłaś wyjść za dona, ale…
Podniosłam rękę, dając znak, by zamilkł, i schowałam twarz w dłonie.
– Kochanie, będziesz zadowolona, zobaczysz – odezwała się Olo, głaszcząc mnie pieszczotliwie po głowie. – Wesele jak z bajki, kwiaty, gołębie, lampiony. Będzie tak, jak chciałaś.
– Mhm, i gangsterzy, broń, mafia i koks. Nie ma co, idealna ceremonia.
Widziały gały co brały!
W tym momencie Domenico wzniósł talerz w geście toastu i wciągnął kolejną kreskę.
– Nic się nie martw – powiedział, pocierając nos. – Nie będzie wszystkich w kościele, zjawią się tam tylko głowy rodzin i najbliżsi współpracownicy. Poza tym w kościele Madonna Della Rocca jest niewiele miejsca, tak że i tak mało kto się zmieści, nie masz się czym stresować. A teraz zjedz coś.
“Zjedz coś,” “zamknij oczy i śpij”, ciesz się swoim niezapowiedzianym weselem. Życie Laury zamienia się w ciąg rozkazów…
(…)
Laura ucieka do sypialni i rozmawia przez telefon z matką, z jakiegoś powodu starannie ukrywając przed nią fakt, że wychodzi za mąż. I że ten pomysł zdecydowanie przestał jej się podobać…
Dochodziła dwunasta, kiedy skończyłyśmy. Ledwo się rozłączyłam, do sypialni wkroczyła Olga.
– Nie żartuj, że nawet nie wzięłaś prysznica! – zawołała, wytrzeszczając oczy.
Trzymałam w rękach telefon i wybuchnęłam płaczem, opadając na kolana.
– Olo, ja nie chcę…! – rozszlochałam się na dobre. – Moja mama powinna tu być, tata miał mnie poprowadzić do ołtarza, a brat być świadkiem. Kurwa, to wszystko jest nie tak! – wrzasnęłam i złapałam ją za nogi. – Ucieknijmy, Olo! Weźmy auto i przynajmniej na trochę im znikniemy.
Olo stała jednak niewzruszona i unosząc ze zdziwieniem brwi, patrzyła z dezaprobatą, jak się wiję po podłodze.
– Weź nie pierdol i wstań – powiedziała twardo. – Masz napad paniki, oddychaj. I chodź, weźmiesz prysznic, bo zaraz tu będzie ta cała ekipa od przygotowań.
Nie reagowałam na jej polecenia i nadal w dzikiej histerii siedziałam uczepiona jej nogi.
– Lari – powiedziała łagodnie, siadając obok. – Kochasz go, a on ciebie, prawda? Ten ślub jest nieunikniony. Poza tym to tylko papier, trzeba to odhaczyć. Jak jutro się obudzisz, nie będzie żadnej różnicy. Przeżyjemy to razem. Normalnie pocieszyłabym cię meganajebką, ale w twoim stanie jest to niewskazane. Pociesz się tym, że napiję się za ciebie. Już się nastawiłam na fajne balety, więc nawet mi się nie waż tego zepsuć swoimi humorkami.
Mimo jej czułych słów, nadal leżałam, rycząc i w kółko powtarzając, że zaraz stąd ucieknę i nikt mi do tego nie jest potrzebny.
– Wkurwiasz mnie już, Laura! – zawołała, łapiąc mnie za nogę. Po czym chwyciła moją kostkę i zaczęła ciągnąć po podłodze do łazienki. Próbowałam się wyszarpnąć, ale była ode mnie silniejsza. Dociągnęła mnie do prysznica i nie zważając na moje ubranie, puściła zimną wodę.
Boże, strzeż mnie od przyjaciół, z wrogami poradzę sobie sam.
(Kardynał Richelieu)
Zerwałam się na równe nogi, pałając żądzą mordu.
– Skoro już stoisz, to weź się umyj, a ja tymczasem ci to bezalkoholowe gówno załatwię, może twój rozumek da się oszukać. – Machnęła ręką i wyszła z łazienki.
Mocne słowa jak na kogoś, czyj rozumek bez większych oporów dał się oszukać kolekcją kozaczków.
(…)
Było dobrze po czternastej, gdy wstałam z fotela. Nigdy jeszcze tak bardzo nie zmęczyłam się siedzeniem. Moja dość krótka fryzura zmieniła się w imponujący kok, misternie upięty z kilograma sztucznych włosów. Żeby różnica nie była taka dramatyczna, spoczywał u dołu głowy, przypominając zgrabną kulę, a reszta włosów, gładko zaczesana do tyłu, odsłaniała twarz. Fryzura była elegancka, skromna i stylowa. Idealna na tę okazję.
Co właściwie jest złego w krótkiej fryzurze na ślub? No ale Laura jak zwykle nie ma nic do gadania.
Domenico sprowadził mi świetnych wizażystów, pomyślałam. Odwalili kawał dobrej roboty. Oczy miałam mocno podkreślone, z przewagą brązu, i delikatnie zaznaczone usta w kolorze pudrowego różu. Wyglądałam świeżo i promiennie, całości dopełniały gęste sztuczne rzęsy. Moja twarz była idealnie wyprofilowana centymetrową warstwą podkładów, kamuflaży i różu, sprawiając, że kompletnie siebie nie przypominałam, a w każdym razie wyglądałam inaczej niż na co dzień.
Istnieje ryzyko, że Massimo w ostatniej chwili się rozmyśli, skoro Laura nagle przestała przypominać jego wyśnioną Panią.
Za plecami panny młodej wybrano sukienkę, fryzurę, makijaż, datę, będzie otoczona ludźmi, których nie zna, którzy właściwie przyjechali załatwiać interesy… Proponuję, żeby na miejsce Laury wskoczył Domenico i ją zastąpił. I tak sobie to ułożył pod swój gust i będzie lepiej się orientował w zabawianiu gości.
To jakaś klątwa imienia Laura? Laurze Pyziak też w ostatniej chwili cała koncepcja ślubu wywróciła się do góry nogami…
Byłam jednak zachwycona i nie mogłam napatrzeć się na siebie. Nigdy jeszcze nie wyglądałam tak niesamowicie jak w tej chwili.
Niestety, jeden uśmiech i centymetrowa warstwa podkładu zaczęła się kruszyć.
Nawet stylizacja na weneckim festiwalu filmowym nie mogła się z tym równać.
(…)
– Spakowałam ci rzeczy na noc poślubną. Torba stoi koło drzwi do łazienki. Masz w niej kosmetyki i bieliznę.
– Wrzuć mi tam jeszcze, proszę, tę różową saszetkę z szuflady koło łóżka.
Olo podeszła i wyciągnęła, o co prosiłam.
– Na chuj ci wibrator w noc poślubną? – palnęła rozbawiona. – Macie jakieś kłopoty?
Odwróciłam się do niej, unosząc brwi.
– Właśnie żadnych. Planuję małe atrakcje z okazji ślubu.
– Jesteś popieprzona i zboczona. I właśnie dlatego przyjaźnimy się od lat.
Jest popieprzona i zboczona, bo w czasie seksu z partnerem chce używać wibratora. Pfffff. Straaaaasznie kontrowersyjne. Czy wy też na samą myśl o czymś takim płoniecie ze wstydu?
No ba! Jak składowisko opon w Lubartowie!
(…)
Kościół Madonna Della Rocca położony był w niemal najwyższym miejscu Taorminy. Była to imponująca budowla z XII wieku, odrestaurowana w 1640 roku, która malowniczo wznosiła się nad miastem. Kilkadziesiąt metrów niżej znajdował się zabytkowy zamek. W dole połyskiwało szafirowe morze.
Kościółek zresztą istniejący naprawdę: strona diecezji
Aż dziwnie, że Massimo-mam-pińdziesiąt-różnych-aut-apartament-w-każdej stolicy zniża się do hajtania w takim skromnym szarzaczku, zamiast zarezerwować miejscówkę w Watykanie po znajomości z jej szefem.
Zaprosili tylu gości tylko po to, by ci nie zmieścili się w środku i czekali na zewnątrz, pocąc się w słońcu? Genialny ruch, Massimo, ludzie będą cię kochać. Może przynajmniej część z nich oleje ślub i pójdzie zwiedzić ten znajdujący się niedaleko zamek?
Wysiadłam z samochodu i zobaczyłam biały dywan prowadzący do wejścia, a obok niego misterne dekoracje z kwiatów; całość zakłócali tylko rośli mężczyźni w czarnych garniturach strzegący wejścia.
Kościół był jedną z atrakcji miasta, którą tłumnie odwiedzali turyści na tyle wytrwali, by wdrapać się po setkach schodów wiodących na szczyt.
A Laura po tych schodach wjechała samochodem?
Najwyraźniej… O_o
Zgooglałem sprawę, to wina nieporadnego opisu autorki: jest tam normalna, choć wąska, asfaltowa droga. Za to nie widziałem wspomnianych schodów.
– Muszę iść do środka, tam będę na ciebie czekać. Kocham cię – wyszeptała Olo i mocno mnie przytuliła.
Stałam zdezorientowana na początku mojej dywanowej drogi i nie mogłam złapać tchu. Domenico podszedł do mnie i wsadził moją dłoń pod swoje ramię.
– Wiem, że nie ja powinienem tu stać, ale to dla mnie wielki zaszczyt, Lauro.
Tak właściwie to dlaczego nie ma rodziny Laury? Massimo potrafi zorganizować wszystko, tylko nie to?
Nie wiem… Z jakiegoś tajemniczego powodu Laura od samego początku okłamuje ich w sprawie swojego związku z Massimem i ślub też utrzymuje w tajemnicy. Nie mam pojęcia, dlaczego.
Dodajmy tylko, że Wielki Don ani słowem nie zasugerował, że wypadałoby ich zaprosić.
Bo Laura boi się przyznać, że jej chłop jest mafiozem poznanym w nielegalnych okolicznościach i zrobił jej potomka. Zresztą info o ślubie było starannie ukrywane przed samą panną młodą na dzień przed, więc o jakim spraszaniu jej rodziny my tu mówimy.
Och, w jego stylu byłoby zgarnąć ich wszystkich, wsadzić w samolot i przywieźć na ostatnią chwilę, żeby tylko zrobić jej niespodziankę. Jako Sycylijczyk powinien mieć jakie-takie pojęcie o wadze więzów rodzinnych. Ale jak widać nie uznał komfortu swojej żony za istotny.
Przebierałam nerwowo nogami i kiwałam się, jakbym miała chorobę sierocą.
– Na co czekamy? – rzuciłam zniecierpliwiona. Nagle wokół nas rozbrzmiała muzyka i jakiś niezwykle piękny kobiecy głos zaczął śpiewać Ave Maria.
– Na to. – Uniósł brwi i uśmiechnął się lekko. – Chodź.
Pociągnął mnie nieznacznie w stronę wejścia i zaczęliśmy iść, a mój niebotycznie długi tren ciągnął się za mną. Na schodach obstawionych przez ochronę stały dziesiątki przypadkowych gapiów, którzy oklaskami zareagowali na mój widok.
I ta ochrona, zamiast zabezpieczyć teren i nie dopuszczać nikogo zbyt blisko, ułatwia ewentualnemu mordercy wmieszanie się w tłum i znalezienie się w pobliżu dona, jego prawie żony i innych ważnych osobistości. Pełna profeska.
Już w pierwszej części widzieliśmy ich profesjonalizm. Mam wrażenie, że dla aŁtorki ochroniarze to tylko jedna więcej oznaka statusu, jak wypasione auto i ciuchy od najdroższych projektantów.
Byłam zdenerwowana i spokojna zarazem, szczęśliwa i spanikowana. Im bliżej było do wejścia, tym mocniej waliło mi serce.
To biedne, chore serce…? Ciekawe, jak długo wytrzyma.
W końcu przekroczyliśmy próg, a pieśń rozbrzmiała jeszcze głośniej, wdzierając się w każdą cząstkę mojego ciała.
Ludzie osuwali się na posadzkę, przyciskając dłońmi uszy. Spomiędzy ich palców ciekła krew.
Stojący w kościele ludzie aż zamarli,
– Don Vincento, widzisz ile ta kobieta ma podkładu na twarzy?
– Carlo, to najnowsza mafijna ślubna moda. Taki makijaż zatrzymuje pocisk wystrzelony z Beretty.
ale ja patrzyłam tylko w jedną stronę. Obok ołtarza, zwrócony do mnie z promiennym uśmiechem stał mój olśniewający przyszły mąż. Domenico podprowadził mnie do niego i zajął miejsce obok Olgi.
Gdy podeszłam, Massimo chwycił moją dłoń, delikatnie ją pocałował i mocno przycisnął, kiedy wzięłam go za ramię. Ksiądz zaczął, a ja próbowałam skupić się na czymkolwiek innym niż don. Był mój, a za parę minut mieliśmy przypieczętować to na zawsze. Ceremonia odbyła się bardzo szybko, a dla ułatwienia prowadzona była po angielsku. Czyjego ułatwienia? Panny młodej, która nie słucha i jej nikt nie słucha? Właściwie dobrze nie pamiętam wszystkiego, bo byłam tak zdenerwowana, że najgorliwiej modliłam się o jej zakończenie.
Po wszystkim poszliśmy do kaplicy podpisać dokumenty i dopiero idąc, rozejrzałam się po wnętrzu. Goście ledwo się mieścili w ławkach, a dominująca czerń sugerowała raczej pogrzeb niż ślub. Jeśli kiedykolwiek ktoś kazałby mi wyobrazić sobie mafijną ceremonię ślubną, miałabym dokładnie taki obraz w głowie. Mężczyźni z twarzami ewidentnie zdradzającymi ich charakter beznamiętnie spoglądali na nas, szepcząc coś do siebie, a ich znudzone, odpicowane partnerki przewracały niecierpliwie oczami, co sekundę zerkając na komórki.
Typuję, że to nie są ci prawdziwi goście weselni, tylko statyści. Zresztą miernie opłaceni.
Wszystkie formalności zajęły nam więcej czasu, niż się spodziewałam, tak że gdy wyszliśmy, ze zdziwieniem odkryłam, że nikogo już nie ma.
Wszyscy się zwinęli. Goście, ochrona, przypadkowi gapie. Szacun dla dona Massimo level 9000.
(…)
– To teraz czeka nas najtrudniejsze – powiedział, ruszając. – Lauro, chciałbym, żebyś ten jeden raz była grzeczna i nie podważała żadnej z moich decyzji ani tego, co zrobię lub powiem. Możesz tego jednego wieczoru zrobić to dla mnie?
Jednego wieczoru, tja. Ten jeden raz będzie trwał już do końca twojego życia, Laurusiu.
Patrzyłam na niego zdziwiona, nie mając pojęcia, o co mu chodzi.
– Sugerujesz, że nie umiem się zachować? – zapytałam zirytowana.
– Sugeruję, że nie umiesz się zachować w takim towarzystwie, a ja nie miałem czasu, by cię nauczyć. Bo koniecznie musiałem się ożenić teraz, zaraz, natychmiast, inaczej… nie wiem, wszechświat by eksplodował? Hajtać się, póki gorące! Kochanie, tu chodzi o interesy i postrzeganie rodziny, a nie o nas.
Pfff, gdyby faktycznie chodziło o interesy i postrzeganie rodziny, to Massimo grzecznie by się ożenił z córką czy siostrą innego dona, a Laurze pozostałaby rola kochanki trzymanej w ukryciu w jakiejś luksusowej garsonierze.
Wielu z donów to ortodoksyjni mafiosi, żyją w trochę innych realiach, jeśli chodzi o rolę kobiety. Możesz zupełnie nieświadomie ich urazić albo okazać mi brak szacunku i w ten sposób poderwać mój autorytet – powiedział uspokajająco, łapiąc mnie za kolano. – Plus jest taki, że większość z nich nie zna angielskiego, ale są piekielnie spostrzegawczy, więc uważaj na to, co robisz.
– Jesteśmy małżeństwem od dwudziestu minut, a ty już mnie tresujesz! – warknęłam oburzona.
Nie mów, że jesteś tym zdziwiona.
Massimo westchnął i uderzył ze złością rękami o kierownicę.
Lol, najwidoczniej nawet szofer się zwinął, gdy nasza parka podpisywała dokumenty.
– Właśnie o tym mówię! – krzyknął. – Ja słowo, a ty dziesięć.
Skomentował Massimo, którego monolog zawierał ponad 100 słów, a przerwany został dwoma komentarzami Laury, co to łącznie miały 15 wyrazów.
Siedziałam obrażona, wbijając wzrok w szybę i zastanawiając nad tym, co mówi. Już miałam dość imprezy, która się jeszcze nie zaczęła.
– Zgodzę się na rolę bransoletki, ale pod jednym warunkiem.
– Bransoletki? – Skrzywił się zdziwiony.
– Tak, Massimo, bransoletki. To taki, wiesz, nieistotny dodatek, który nosisz bez celu. Zasadniczo nie spełnia żadnej funkcji prócz tej, że dobrze wygląda i zdobi nadgarstek. Będę taką błyskotką, jeśli później na jeden dzień ty oddasz mi władzę.
Czarny oparł się o zagłówek fotela i beznamiętnie patrzył przed siebie.
– Gdybyś nie była w ciąży, zatrzymałbym się i kilka razy mocno uderzył cię w pośladki.
Najlepiej tak, żeby przejeżdżający obok goście widzieli.
O, patrzcie, kolejny zwolennik domowej dyscypliny?
A później zrobiłbym to, co już kiedyś raz zrobiłem z twoją małą dupką. – Obrócił się i rzucił mi gniewne spojrzenie. – Ale z uwagi na twój obecny stan, muszę ograniczyć się do negocjacji słownych, dam ci więc godzinę władzy.
Że też Massimo nie zdecydował się na surogatkę. Potomek by sobie rósł w spokoju, a Laurę można byłoby prać i brać pod wpływem koki kiedy by tylko naszła ochota.
– Dzień. – Nie odpuszczałam.
– Nie przeginaj, Mała. Godzina, i to nocą. Boję się tego, co wymyślisz w dzień.
A tak to zostanie ci tylko jedno pole aktywności! – Massimo był absolutnie spokojny, że Laurze nie przyjdzie do głowy np. zadzwonić do jego kontrahentów w Stanach i cokolwiek namieszać.
Zastanawiałam się przez chwilę, knując w głowie szatański plan.
Każę mu się przebrać w strój Pokraka i przez godzinę masować mi stopy!
– Dobrze, Massimo, godzinę nocą, ale nie masz prawa sprzeciwu.
Wiedział, że wykorzystam te sześćdziesiąt minut do maksimum, i widać było, że po namyśle nie chce mi dać nawet tego, ale było już za późno.
– A więc, bransoletko – warknął – bądź dziś grzeczna i słuchaj się męża.
Jesteście cudowną parką.
Po kilku minutach jazdy zatrzymaliśmy się pod zabytkowym hotelem, do którego wjazd blokowały dwa SUV-y oraz kilkunastu zwalistych mężczyzn ubranych w czarne garnitury.
– Co tu się dzieje? – zapytałam, rozglądając się na boki. Massimo zaśmiał się i zmarszczył brwi.
– Nasze wesele.
Oszołomiona widokiem poczułam, jak żołądek podchodzi mi do gardła: kilkudziesięciu uzbrojonych ludzi, samochody wyglądające jak małe czołgi
O taki?
i w tym wszystkim ja. Oparłam głowę o siedzenie i zamknęłam oczy, usiłując wyrównać oddech.
– Spokojnie – powiedział Massimo, chwytając mnie za nadgarstek, by zmierzyć mi tętno, i zerkając na zegarek. – Twoje serce szaleje, Mała, co się dzieje? Chcesz leki? Pokręciłam głową i zwróciłam twarz w jego stronę.
– Don, po co to wszystko?
Czarny, wciąż z poważną miną, wpatrywał się w zegarek, licząc uderzenia mojego serca.
– Są tu głowy praktycznie wszystkich sycylijskich rodzin, a dodatkowo moi kontrahenci z kontynentu i Ameryki.
A ponieważ podjąłem decyzję o ślubie dokładnie tydzień temu, patrz, jak posłusznie rzucili wszystko i przyjechali.
Kontrahenci z Ameryki i Europy, tak? Tajniakowi z policji stojącemu w tłumie “przypadkowych” gapiów przed kościołem aż grzał się aparat od trzaskanych zdjęć.
Zapewniam cię, że niejeden człowiek chciałby tu wejść i zrobić zdjęcia, nie mówiąc już o policji. Myślałem, że przywykłaś do ochrony?
Boże, jaki on jest głupi. A jego przekonanie o własnej inteligencji sprawia, że ta głupota jest jeszcze bardziej zabawna.
(…)
Kiedy weszliśmy na salę, rozległy się gromkie brawa i okrzyki. Massimo zatrzymał się i z kamienną twarzą pozdrowił gestem dłoni zgromadzonych gości.
Wysoko postawionemu mafiozo nie wolno się uśmiechać nawet w dniu własnego ślubu.
Może on też ma na sobie centymetrową warstwę podkładu?
(…)
Jak tylko usiadłam na swoim miejscu, podszedł do mnie Domenico i nachylając się wyszeptał:
– Twoje wino bezalkoholowe jest po prawej stronie, kelner wie, że tylko takie pijesz, więc możesz być spokojna.
– Będę spokojna, Domenico, jak położę się do łóżka, a ta szopka się skończy.
Olga przysunęła się do mnie i z nieukrywanym rozbawieniem zaczęła po polsku:
– Czy ty, kurwa, widzisz to co ja, Lari? Przecież to jakiś zlot mafiosów (mafiosi?? na ślubie dona???) i prostytutek. Nie namierzyłam nawet jednego normalnego gościa. Koleś z prawej ma chyba dwieście lat, a dupa, którą smyra po kolanie (wild anatomy attacks), jest chyba młodsza od nas. – Olo skrzywiła się zabawnie. – Nawet jak dla mnie to obleśne. A ten czarny dwa stoliki dalej…
A sądziłam, że sycylijska mafia jest taka tradycyjna i panowie przyjdą jednak ze swymi szanownymi małżonkami, w ten sposób okazując respekt dla Massima…?
One i ich córki są na konkurencyjnym weselu. Ze swoimi prostytutami.
Uwielbiałam Olo, to, jaka była, i to, z jaką łatwością potrafiła mnie uspokoić i rozbawić. Nie zwracając na nikogo uwagi, parsknęłam śmiechem. A na to Massimo powoli obrócił głowę w moją stronę i obrzucił mnie nieruchomym spojrzeniem pełnym reprymendy.
Pannie młodej też nie wolno się śmiać na własnym weselu?
Uśmiechnęłam się do niego najsztuczniej, jak to było możliwe, po czym ponownie zwróciłam się w stronę Olgi.
– Ale siedzi tam taka dupa na końcu – trajkotała – która wygląda jak aniołek od Victoria’s Secret. I wiesz, podoba mi się.
Z dziwnym niepokojem zerknęłam w stronę stolika, o którym mówiła. Na końcu sali, w cudownej czarnej sukni z koronki siedziała kobieta, która próbowała odebrać mi Massima, Anna.
– Co tu robi ta suka? – warknęłam, zaciskając pięści. – Pamiętasz, Olo, opowiadałam ci o tym, jak Massimo zniknął, kiedy byliśmy na Lido? – Olga pokiwała głową. – No, to jest właśnie ta kurwa, przez którą omal go nie zabili.
No właśnie, co ona tu robi? Minęło raptem kilkanaście dni od kiedy Massimo zastrzelił jej brata, don Emilia, nie za wcześnie na zabawę?
To naprawdę zabawne, że Anna, która chciała odstrzelić zarówno Massima jak i Laurę, dostała zaproszenie na ich wesele, a rodzina panny młodej nie.
Wślizgnęła się przez uchylony lufcik w damskiej łazience.
Kiedy to z siebie wyrzuciłam, poczułam, jak w moim ciele narasta fala wściekłości. Podniosłam się z krzesła i unosząc misterną konstrukcję sukni, ruszyłam w jej stronę. Nie życzyłam sobie, by ta dziwka tu była, ani nie interesowało mnie, skąd się wzięła.
Ale Don sobie najwidoczniej życzył, więc siadaj na dupie, bransoletko.
Gdybym miała teraz broń, zwyczajnie bym ją zastrzeliła. Wszystkie dni cierpienia, każda łza i zwątpienie w uczucia Czarnego były jej zasługą.
Massimo naprawdę ma uczucia swojej żony tak głęboko w dupie, że mu gardłem wychodzą.
Czułam na sobie wzrok wszystkich gości, ale nie obchodziło mnie to, bo był to mój dzień i moje wesele. Kiedy zbliżałam się już do stolika, pałając żądzą zemsty, poczułam, jak ktoś mocno łapie mnie za rękę i ciągnie dalej, wymijając ją. Odwróciłam głowę i zobaczyłam mojego męża, który prowadził mnie na parkiet.
Znaczy, przeszła przez całą salę od swojego stołu aż do stolika Anny, a Massimo dopiero wtedy zorientował się, że gdzieś mu znikła?
– Walc – wyszeptał i skinął do orkiestry, nim rozbrzmiały brawa.
Nie chciałam teraz tańczyć, bo roznosiła mnie chęć mordu, ale Massimo chwycił mnie tak mocno, że nie miałam szans ucieczki. Gdy rozbrzmiały pierwsze takty muzyki, moje stopy po prostu zaczęły tańczyć.
– Co ty wyprawiasz? – syknął Czarny, z gracją płynąc ze mną w ramionach.
Kolejny raz przykleiłam uśmiech do twarzy i poprawiłam pozycję.
– Co ja wyprawiam? – warknęłam. – Lepiej mi powiedz, co ta dziwka tu robi?
Atmosfera między nami tak zgęstniała i była tak pełna agresji, że można ją było nieomal kroić nożem. Zamiast walca powinniśmy byli tańczyć pasodoble albo tango.
Ciekawe, co sobie pomyśleli ci piekielnie spostrzegawczy donowie.
– Lauro, to interesy. Rozejm między naszymi rodzinami jest niezbędny, byś była bezpieczna, a rodzina funkcjonowała bez przeszkód. Mnie także nie cieszy jej widok, ale przypominam ci, że coś mi obiecałaś w samochodzie.
Więc… zaproszenie Anny miało być taką gałązką oliwną, serio? Chyba raczej upokorzeniem – po tym, jak ją rzucił góra miesiąc temu, po tym, jak zastrzelił jej brata, który stanął w obronie jej honoru…
Laura wraca do stołu, ale w pewnym momencie robi jej się niedobrze i musi w te pędy gnać do łazienki.
(…)
W rogu pięknej marmurowej łazienki stał wielki biały fotel. Usiadłam na nim, czekając na Olo. Po chwili drzwi się otworzyły i gdy podniosłam wzrok, zobaczyłam Annę.
– Ale masz tupet – warknęłam, patrząc na nią. Stanęła przed lustrem, zupełnie mnie ignorując. – Najpierw mnie straszysz, potem próbujesz zabić mojego męża, a teraz wymuszasz zaproszenie na nasz ślub. Przestań się poniżać.
Podniosłam się z miejsca i ruszyłam w jej stronę. Stała w bezruchu, wbijając beznamiętnie wzrok w moje odbicie.
Byłam spokojna i opanowana, tak jak sobie tego życzył Massimo. Zachowywałam resztki klasy, choć w głębi duszy miałam ochotę walnąć jej głową o umywalkę.
– Myślisz, że wygrałaś? – zapytała.
Zaśmiałam się i w tym samym momencie w drzwiach stanęła Olga.
– Nie wygrałam, bo nie było z kim ani w czym. A ty, mam nadzieję, najadłaś się już, więc żegnam.
Brakuje mi jeszcze tylko “nie pozdrawiam”.
Nieuszanowanko!
Olo otworzyła drzwi i szerokim gestem wskazała jej kierunek.
– Jeszcze się zobaczymy – powiedziała, zamykając torebkę i idąc w kierunku holu.
– Mam nadzieję, że najwcześniej na twoim pogrzebie, szmato! – zawołałam, unosząc brodę. Bardzo spostrzegawczy donowie z rodziny Anki zastrzygli uszami.
Obróciła się i rzuciła mi lodowate spojrzenie, po czym zniknęła na korytarzu.
Kiedy wyszła, opadłam na krzesło i schowałam twarz w dłoniach.
O proszę, wielki biały fotel zamienił się w krzesło. Pewnia to wina tej suki Anny.
Olo podeszła do mnie i poklepując mnie po plecach, powiedziała:
– Oho, widzę, że nabierasz ich gangsterskich nawyków. To „najwcześniej na twoim pogrzebie” dobre było.
– Jej się trzeba bać, Olo. Ja wiem, że ona jeszcze coś odpierdoli, zobaczysz – westchnęłam. – Wspomnisz moje słowa.
W tym samym momencie drzwi do łazienki otworzyły się z impetem i do środka wpadł Domenico z ochroniarzem.
Skąd Massimo wytrzasnął tych ochroniarzy? Wiecznie nawalają, wiecznie się spóźniają, nigdy ich nie ma gdy są naprawdę potrzebni. To mój ulubiony element komiczny w tych książkach.
Z agencji pracy tymczasowej, po 50 centów za godzinę. Brutto.
Z nieukrywanym zdziwieniem popatrzyłyśmy w ich stronę.
– A tobie, Sycylijczyku, drzwi się pojebały? – zapytała Ola, unosząc brew.
Po minach obu mężczyzn widać było, że są przejęci, i najwyraźniej biegli, na co wskazywały ich przyspieszone oddechy. Rozejrzeli się nerwowo po wnętrzu, a nie znalazłszy nic ciekawego, skinęli przepraszająco głowami i wyszli.
Objęłam się dłońmi i pochyliłam głowę.
– A może ja prócz nadajników mam też wmontowaną gdzieś kamerę?
Tak, i zestaw mikrofonów. W taką bogato zdobioną suknię można całkiem sporo wszyć.
Pokręciłam głową, nie mogąc uwierzyć w parasol kontroli, jaki rozciągnął nade mną Massimo. No coś ty! Zastanawiałam się, czy wpadli tu ratować mnie, czy ją, i skąd, do cholery, wiedzieli, że sytuacja może wymagać interwencji. Po chwili, nie mogąc znaleźć logicznego wytłumaczenia, stanęłam koło przyjaciółki i zaczęłam poprawiać makijaż. Chciałam znów wyglądać promiennie i świeżo.
Poza tym od myślenia robią się zmarszczki na czole.
Wróciłam na salę i usiadłam obok męża.
– Wszystko dobrze, Mała?
– Dziecku chyba nie smakuje wino bez alkoholu – odparłam bez związku.
– Jeśli czujesz się lepiej, chciałbym cię przedstawić kilku osobom. Chodź.
Lawirowaliśmy między stolikami, witając kolejnych smutnych panów.
Mafiozi nie potrafią się bawić.
Rosół zimny, wino ciepłe, didżej taki se.
Tak nazwałyśmy z Olgą facetów, po których gębach widać było, że są z mafii. Zdradzały ich szramy, blizny, a czasem po prostu puste, zimne spojrzenie. Poza tym nietrudno było ich rozpoznać, bo niemal koło każdego za plecami stał jeden lub dwóch ludzi.
To już jest komiczne. Hotel jest odcięty od świata, a ci i tak mają przy sobie ochroniarzy.
Uzbrojonych. Totalnie widzę, jak jeden don krzywo spogląda na drugiego albo mówi mu dwa słowa za dużo… i nagle z wesela Massima robią się Krwawe Gody.
Wdzięczyłam się i byłam słodka ponad miarę, dokładnie tak, jak życzył sobie tego Czarny. Oni natomiast ostentacyjnie pokazywali, jak bardzo mają mnie w dupie.
Chyba pozycja Massima nie jest jednak tak wysoka, jak mu się wydaje, skoro goście mogą sobie pozwolić na ostentacyjną pogardę wobec jego świeżo poślubionej żony…
Nie lubiłam tego rodzaju ignorancji (!!!), wiedziałam, że jestem inteligentniejsza od siedemdziesięciu procent z nich, co udowodniła przeprowadzona przed drugim daniem niezależna ankieta. Mogłam spokojnie pokonać ich wiedzą i obyciem.
Ojojoj, tylko się nie zachłyśnij własną doskonałością.
Laura dostała zaproszenie do Mensy jeszcze nim lekarz zdążył wystawić jej ocenę w skali Apgar.
Z coraz większym podziwem patrzyłam za to na Massima, który odstawał od nich wyraźnie i mimo że był sporo młodszy od większości z nich, górował nad nimi siłą i intelektem. Widać było, że go szanują, słuchają i oczekują jego atencji.
To są faktycznie Mafiozi o Bardzo Małych Rozumkach; myślałby kto, że najlepsza droga do wkradnięcia się w łaski Massima, to być miłym dla jego żony i komplementować jego wybór, a nie…
W pewnym momencie poczułam, jak ktoś łapie mnie w pasie i obraca, mocno całując w usta. Odepchnęłam człowieka, który ośmielił się mnie tknąć, i zamachnęłam się, by wymierzyć mu policzek. Kiedy się odsunął, moja ręka zawisła w górze, a serce na chwilę stanęło.
– Cześć, szwagierko! O, faktycznie jesteś śliczna. – Przede mną stał człowiek do złudzenia przypominający Massima. Cofnęłam się i oparłam o klatkę Czarnego.
– Co się tu, kurwa, dzieje? – jęknęłam przerażona.
Klon mojego męża jednak nie znikał. Ku mojej rozpaczy miał niemal identyczną twarz, budowę ciała, ba, nawet włosy mieli podobnie obcięte. Kompletnie zdezorientowana, nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa.
– Lauro, poznajcie się, to mój brat Adriano – powiedział Massimo.
Mężczyzna wyciągnął ku mnie dłoń, na co cofnęłam się, jeszcze mocniej wciskając plecy w męża.
– Bliźniak. O kurwa… – wyszeptałam.
Zły brat bliźniak. Bingo, po prostu bingo.
A żeby było śmieszniej, ten ograny motyw mógłby namieszać w książce, gdyby… to Laura miała zaginioną siostrę bliźniaczkę, którą z Massimem poznają po ślubie. Tylko wyobraźcie sobie miotającego się dona, zastanawiającego się która z nich to jego wyśniona pani…
Adriano wybuchnął śmiechem i ujął moją dłoń, delikatnie całując.
– Nie da się ukryć.
Obróciłam się w stronę Czarnego i w przerażeniu przyglądałam się jego twarzy, porównując ją z twarzą Adriana. Byli niemal nie do rozróżnienia. A kiedy tamten się odezwał, nawet dźwięk ich głosów brzmiał identycznie.
– Słabo mi – oznajmiłam, chwiejąc się lekko.
Don powiedział po włosku dwa zdania do brata i poprowadził mnie w stronę drzwi znajdujących się na końcu sali. Przeszliśmy przez nie do pomieszczenia z balkonem, które przypominało nieco biuro. Były tam półki z książkami, dębowe stare biurko i wielka kanapa. Opadłam na miękkie poduszki, a on klęknął przede mną.
– To przerażające – warknęłam. – To jest kurewsko przerażające, Massimo. Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć, że masz brata bliźniaka?
A jakoś tak, w przerwie między jednym a drugim dymankiem, kiedy będziesz zbyt rozkojarzona, żeby w ogóle zrozumieć, co mówię.
Pamiętacie z poprzedniej części taką scenę, kiedy to Laura i Massimo przegadali całą noc, a on jej opowiadał o swojej rodzinie i dzieciństwie? (Oraz o tym, co jada Etna). Po tej nocy właśnie Laura poczuła, że naprawdę się w nim zakochała, bo tak się przed nią otworzył, pokazał inne oblicze, takie porozumienie dusz się między nimi nawiązało…
…a tu cały czas kłamał, skurczyflak.
Czarny skrzywił się i przegarnął włosy ręką.
– Nie sądziłem, że się zjawi. Dawno nie było go na Sycylii, mieszka w Anglii.
I to dobry powód, żeby o nim wcale nie wspominać. Co za granicą, to tak jakby w ogóle nie istniało.
Jak rodzina Laury?
– Nie odpowiedziałeś mi na pytanie. Wyszłam za ciebie za mąż i jestem twoją żoną, do cholery! – krzyknęłam, podnosząc się z miejsca. – Urodzę ci dziecko, a ciebie nawet w takiej sprawie nie stać na szczerość?
W pokoju rozległ się dźwięk zamykanych drzwi.
– Dziecko? – usłyszałam znajomy głos. – Mój brat zostanie ojcem. Brawo!
Uśmiechając się spokojnie, od drzwi szedł ku nam Adriano. Znów zrobiło mi się słabo na jego widok – wyglądał jak Czarny i poruszał się jak Czarny, zdecydowanie i władczo sunąc w naszą stronę. Podszedł do brata, który zdążył podnieść się z kolan, i ucałował go w głowę.
– A więc, Massimo, stało się wszystko to, czego chciałeś – powiedział, nalewając sobie bursztynowego płynu stojącego na stoliku przy kanapie. – Zdobyłeś ją i spłodziłeś potomka. Ojciec przewraca się w grobie.
Jego ostatnim życzeniem było, żeby nasz ród wyginął!
Czarny odwrócił się w jego stronę i z wściekłością wyrzucał z siebie słowa, których nie rozumiałam.
– Braciszku z tego, co wiem, Laura nie zna włoskiego – powiedział Adriano. – Więc zapewnijmy jej komfort i mówmy po angielsku.
Chyba jednak zna, skoro mamy narrację pisaną z punktu widzenia Laury, a wszystkie kwestie po włosku są zrozumiałe.
Nie, chyba dopiero teraz Massimo przeszedł na włoski, a Adriano mówił cały czas po angielsku.
Massimo aż kipiał ze złości, a jego szczęki rytmicznie się zaciskały.
– Widzisz, droga szwagierko, w naszej kulturze nie jest dobrze widziane małżeństwo z kimś spoza Sycylii. Ojciec miał inne plany wobec swojego ulubieńca.
– Dość! – wrzasnął Czarny, stając naprzeciw brata. – Uszanuj moją żonę i ten dzień.
No tak. Adriano najwyraźniej jest na tym weselu persona non grata – a mimo to wszedł swobodnie, kręci się tu i tam, i nikt nie robi mu żadnych przeszkód. Zastanawiam się, jak właściwie wyglądała organizacja tej imprezy – zapraszanie gości, potwierdzanie przybycia, potem ich weryfikacja przy wejściu, żeby nikt obcy nie wepchnął się na krzywy ryj… Nie było czasu na wysyłanie zaproszeń pocztą, więc załatwiono to – telefonicznie? mailowo? (a wysoko postawieni donowie, tradycjonaliści, “żyjący jak w innej epoce”, nie uznali takiego sposobu za oznakę lekceważenia?). A potem każdy po prostu przychodził i mówił “Nazywam się Don Taki i Śmaki, i zostałem zaproszony na wesele”, a ochrona grzecznie go wpuszczała? W sumie o kompetencjach tej ochrony to już mamy dawno wyrobione zdanie…
Tja, obstawiam, że Adriano powiedział coś w stylu “ej, pana młodego nie wpuścicie, przecież to ja, Massimo!”, a Anka podała kartkę z napisem “Jestem totalnie zaproszona i z pewnością znajduję się na liście gości. PS. Nie sprawdzajcie tego.”
Albo… Massimo co prawda oznajmił Laurze swoje zamiary na tydzień przed (“Wyjdziesz za mnie w przyszły weekend, Lauro. Nie za parę miesięcy czy lat, ale za siedem dni.”), ale planować zaczął już w chwili, kiedy zobaczył ją na lotnisku w Katanii.
Adriano podniósł ręce w geście kapitulacji i cofając się w stronę drzwi, obdarował mnie anielskim uśmiechem.
– Przepraszam, donie – odpowiedział z ironią, pochylając ostentacyjnie głowę. – Do zobaczenia Lauro. – Pożegnał się i wyszedł.
Kiedy zniknął, wyszłam na taras i oparłam dłonie o barierkę. Po chwili obok mnie wyrósł rozwścieczony Massimo.
– Kiedy byliśmy mali, Adriano ubzdurał sobie, że ojciec mnie faworyzuje. Zaczął ze mną rywalizować, zabiegając o jego względy. Różnica między nami była taka, że ja nie chciałem być głową rodziny, a on owszem. Dla niego była to priorytetowa sprawa. Po śmierci ojca to jednak ja zostałem wybrany na dona, a on nie może mi tego darować. Mario, mój consigliere, był także prawą ręką ojca i to on uznał, że powinienem stanąć na czele rodziny. To wtedy Adriano opuścił wyspę, zapowiadając, że już nigdy tu nie wróci. Nie było go wiele lat, dlatego uznałem za bezcelowe opowiadanie ci o nim.
A w ogóle to ostro lobbowałem za brexitem, licząc na zamknięcie granic, ale ci politycy do wszystkiego zabierają się w tempie chorego żółwia.
– A więc co tu robi? – zdziwiłam się.
– Tego właśnie chcę się dowiedzieć.
Aha, znaczy, że on go nie zapraszał. Ciekawe, kto mu podłożył świnię. Domenico? Consigliere Mario?
Uznałam, że nie ma sensu wyżywać się dziś na nim ani dłużej ciągnąć tej rozmowy.
– Chodźmy do gości – powiedziałam, łapiąc go za rękę.
Czarny uniósł moją dłoń i delikatnie pocałował, prowadząc w stronę wyjścia. Kiedy usiadłam przy stole, Massimo nachylił się, muskając wargami moje ucho.
– Muszę teraz spotkać się z kilkoma osobami. Zostawiam cię z Olgą, gdyby coś się działo, daj znać Domenicowi.
Nie zapominaj, że to jest przede wszystkim spotkanie biznesowe; ty tu jesteś tylko ładnym, acz niekoniecznym dodatkiem.
Po tych słowach oddalił się, a kilku mężczyzn, wstając od stolików, ruszyło za nim. Znów targnął mną niepokój. Myślałam o Adrianie, Massimie, dziecku, Annie brylującej wśród gości. Z bezsensownej gonitwy myśli wyrwał mnie głos przyjaciółki.
– Chciało mi się bzykać, więc zabrałam na górę Domenica – oznajmiła Olo, siadając obok. – No i zgarnęliśmy dwie, może trzy kreski koksu, ale Włosi chyba go z czymś mieszają, bo jak wracałam, miałam zwidę stulecia. Wydawało mi się, że widzę Massima, a za chwilę wpadłam na niego. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale miał na sobie garnitur, a kilka sekund wcześniej – granatowy smoking. – Rozłożyła się na oparciu krzesła i upiła łyk wina. – Nie chcę już chyba więcej ćpać.
– To nie była zwida – mruknęłam ponuro. – Ich jest dwóch.
Olo skrzywiła się i nachyliła ku mnie, jakby nie dosłyszała.
– Co jest?
– To bliźniacy – wyjaśniłam, wbijając wzrok w Adriana zbliżającego się w naszą stronę. – Ten, który idzie, to nie Massimo, tylko jego brat.
Olga nie kryła szoku i z otwartą buzią wpatrywała się w przystojnego Włocha.
Czy teraz Adriano będzie stale nazywany “przystojnym Włochem” w odróżnieniu od Domenica – “młodego Włocha”?
(…)
A ponieważ Massimo jest najpiękniejszy i najwspanialszy, i bije na głowę wszelkich Domeniców, to na widok jego bliźniaka Olga ma tylko jedno w głowie:
– Mogę go bzyknąć? – zapytała z rozbrajającą szczerością, wciąż się uśmiechając.
Nie wierzyłam w to, co usłyszałam, aczkolwiek wcale jej się nie dziwiłam, że chciała go przelecieć. Podniosłam się z miejsca i chwyciłam brzeg sukienki, unosząc ją w górę. Miałam dość.
– Oszaleję za chwilę, przysięgam. Muszę się zresetować – rzuciłam, odchodząc w stronę wyjścia.
Cały czas czytam “zestresować” i zastanawiam się, czy jeszcze jej mało…
Przeszłam przez drzwi i skręciłam w prawo, po czym rozejrzałam się i spostrzegłam małą bramę. Skręciwszy w jej stronę, minęłam ją i weszłam do ogrodu z zachwycającym widokiem na morze. Był wieczór, a słońce oświetlało Sycylię ledwo widocznym już blaskiem.
Usiadłam na ławce, łaknąc samotności, i zastanawiałam się, jak wielu rzeczy jeszcze nie wiem i jak bardzo zdziwią mnie lub zranią, kiedy zostaną ujawnione.
No, ja bym się wcale nie zdziwiła, jakby nagle skądś wyskoczyła poprzednia żona Massima, z którą ten w dodatku wcale się nie rozwiódł, uznawszy, że oddalenie jej sprzed swego oblicza (na przykład poprzez wysłanie za granicę) załatwia sprawę.
A za nią stadko wydziedziczonych bękartów.
Chciałam zadzwonić do mamy, a nade wszystko marzyłam o tym, by tu ze mną była. Obroniłaby mnie przed tymi wszystkimi ludźmi i całym światem.
Taaaa, o ile nie zaśliniłaby się na śmierć na widok bogactwa Massima.
Spoiler: mama Laury już trenuje ślinianki przed tym maratonem przepychu.
Do oczu napłynęły mi łzy, myśl o tym, jak rodzice przeżyją informację o moim wyjściu za mąż, dobijała mnie. Siedziałam, spoglądając przed siebie niewidzącymi oczyma, aż zrobiło się zupełnie ciemno, a w ogrodzie rozbłysły małe latarnie.
Przypomniał mi się wieczór, w który zostałam porwana. Boże, pomyślałam, to przecież było nie tak dawno, a tyle się przez ten czas zmieniło.
Eeee… co konkretnie? Oprócz ciąży.
Pogoda. Zawartość szafy. Osobowość Domenico.
– Przeziębisz się – powiedział Domenico, okrywając mnie marynarką i siadając obok. – Co się dzieje?
Westchnęłam, obracając ku niemu głowę.
– Czemu mi nie powiedziałeś, że on ma brata? I to bliźniaka w dodatku.
Ale Domenico wzruszył tylko ramionami i wyciągnął białą paczuszkę z kieszeni. Wysypał odrobinę jej zawartości na dłoń i wciągnął najpierw jedną, a później drugą dziurką.
Kokaina zwiększa pewność siebie, zwłaszcza w kontaktach międzyludzkich. Domenico musi mieć z tym problemy, skoro wciąga ją co chwilę. Przy okazji, uboczne skutki zażywania kokainy to (za wikipedią): zaburzenia osobowości, depresja z próbami samobójczymi, psychoza pokokainowa – zaburzenia funkcjonowania społecznego i urojenia (w tym urojenia prześladowcze), krwawienie z nosa, zniszczenie błony śluzowej, przedziurawienie przegrody nosowej, aseptyczna martwica przegrody nosowej, kaszel, chrypka, duszność.
Nie mogę się doczekać co z tego wylosują Domenico i Massimo.
(…)
Domenico poprowadził mnie przez korytarze, aż na samą górę, tam, gdzie nie odbywało się przyjęcie. Stanął przed dwustronnie otwieranymi drzwiami i pchnął obydwie strony. Ciężkie drewniane wrota otworzyły się i moim oczom ukazał się wielki, niemal okrągły stół i siedzący u jego szczytu Massimo. Zabawa w środku nie ustała, kiedy przeszłam przez próg, jedynie Czarny podniósł wzrok i wbił we mnie zimne, martwe spojrzenie.
Kurde, facet, ale z ciebie szczęśliwy pan młody.
Massimo z westchnieniem poprawił koszulkę z napisem “Just Married: GAME OVER”. Laura od początku małżeństwa zawracała mu głowę, teraz na przykład przerywając dziubanie widelcem figurki z tortu weselnego przedstawiającej pana młodego ciągniętego na siłę do ołtarza.
Rozejrzałam się dokoła. Kilku mężczyzn obłapiało parę półnagich młodych kobiet, a reszta wciągała ze stołu biały proszek.
Jezu, serio? Tak wygląda wielkie włoskie wesele wielkiego dona?
O, czasy, o, obyczaje!
Powoli mijałam wszystkich, dumnie i z klasą krocząc w stronę męża. Ciągnął się za mną tren, czyniąc mnie jeszcze bardziej wyniosłą, niż byłam w rzeczywistości. Obeszłam wszystkich i stanęłam za plecami Massima, kładąc mu ręce na ramionach. Mój mężczyzna wyprostował się i chwycił mój palec, na którym spoczywała obrączka. Wyszukał na niej przycisk. KLIK! I już, nadajnik znów działał.
– Signora Torricelli – zwrócił się do mnie jeden z gości. – Przyłączy się pani?
Zamiast kroić tort weselny niech porozdziela kreski.
Wskazał na stół podzielony niemal jak pasy na jezdni. Przez chwilę zastanawiałam się nad odpowiedzią, wybierając jedyną właściwą. – A chętnie, chętnie! – Minutkę później Laura wciągała kokę z uda życzliwie podsuniętej kurtyzany.
– Don Massimo zabrania mi tego rodzaju rozrywek, a ja szanuję zdanie męża.
Tu złożyła buzię w ciup i rączki w małdrzyk, i przysiadła na brzeżku krzesła, skromnie spuszczając oczęta.
Ręka, którą Czarny trzymał moją dłoń, zacisnęła się. Wiedziałam, że odpowiedź, której udzieliłam, była prawidłowa.
Niestety, to było dopiero pytanie za 500 zł, do miliona jeszcze daleko.
– Ale mam nadzieję, że panowie dobrze się bawicie. – Skinęłam głową i uśmiechnęłam się czarująco.
Człowiek z ochrony podstawił mi krzesło i usiadłam obok dona, beznamiętnie obserwując otoczenie. To jednak były pozory, bo w środku aż trzęsło mną na widok wszystkiego, co działo się w pokoju. Obleśni starcy obmacujący kobiety, ćpający i rozprawiający o rzeczach, o których nie miałam pojęcia. Po co, do cholery, chciał, bym tu była?
A Massimo różni się od nich tylko tym, że jeszcze jest młody.
Ta myśl uparcie mnie dręczyła. Może chciał w ten sposób im pokazać moją lojalność wobec niego albo zaznajamiał mnie z tym światem? Nijak nie miało się to do tego, co widziałam w Ojcu Chrzestnym; tam obowiązywały zasady, jakiś kodeks albo zwyczajnie klasa. A tu nie było żadnej z tych rzeczy.
Ale Ojciec Chrzestny nie kupował swoim kobietom kozaczków od Givenchy! – pocieszyła się po chwili.
Po kilku minutach kelner przyniósł mi wino, Massimo wezwał go gestem i zapytał o coś tak, że nie usłyszałam, po czym skinął głową, pozwalając mi się napić. W tej chwili naprawdę czułam się jak bransoletka, niepotrzebna i wyłącznie po to, by zdobić.
Bransoletką to była redakcja przy tej książce…
(Tak, wiem, że są autorzy, którzy dumnie odrzucają wszelkie poprawki, bo jak napisali, tak ma być i koniec – ale nie wierzę, żeby aŁtorka, która sama radośnie nazywa się grafomanką i szczerze przyznaje, że pisać nie umie, odrzucała nawet proste poprawki w konstrukcji zdań).
Laura opuszcza wesele i idzie do swego apartamentu, gdzie przez ponad dwie godziny siedzi jedynie w towarzystwie Olgi oraz Moniki (znamy ją z pierwszej części, to żona polskiego pełnomocnika Massima, Karola). Nikomu najwyraźniej nie brakuje panny młodej…
W pewnym momencie drzwi pokoju otworzyły się i stanął w nich Massimo. Był bez marynarki i miał rozpiętą przy szyi koszulę. Oświetlony jedynie bladym blaskiem świec, które ustawiłyśmy w pokoju, wyglądał magicznie.
– Czy mogę panie na chwilę przeprosić? – zapytał, wskazując korytarz.
Obie lekko zdezorientowane podniosły się i krzywiąc się już za jego plecami, opuściły pokój. Czarny zamknął za nimi, kiedy wyszły, i powoli podszedł do mnie, po czym usiadł naprzeciwko. Wyciągnął dłoń i dotknął palcami moich ust, a następnie przesunął je na policzek i zsunął, aż dotknęły koronki mojej sukni. Obserwowałam jego twarz, kiedy dłonią błądził po moim ciele.
– Adriano, co ty wyprawiasz, do cholery? – rzuciłam z wściekłością, odsuwając się od niego, aż moje plecy dotknęły ściany.
– Skąd wiedziałaś, że to ja?
– Twój brat ma inny wyraz twarzy, kiedy mnie dotyka.
O, taki:
– A tak, zapomniałem, że kręci go niewinność koronek. Ale na początku i tak nieźle mi szło.
Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi i gdy spojrzałam w stronę wejścia, wiedziałam, że do pokoju wszedł mój mąż. Włączył światło, a widząc całą sytuację, skamieniał.
Przed chwilą, w świetle świec, nie widział nic.
Po chwili jego oczy zapłonęły gniewem. Spoglądał na przemian to na mnie, to na Adriana, zaciskając pięści.
No, ciekawe, które pierwsze oberwie po ryju…
Podniosłam się i stanęłam, splatając ręce na piersiach.
– Panowie, mam do was prośbę – wydusiłam najspokojniej, jak umiałam. – Przestańcie grać ze mną w grę pod tytułem, czy rozpoznam bliźniaka, bo widzę wyraźną różnicę między wami dopiero, kiedy stoicie obok siebie. Nic na to nie poradzę, że nie jestem tak bystra, jak powinnam.
Wściekła ruszyłam w stronę drzwi i już miałam złapać za klamkę, kiedy dłonie Massima chwyciły mnie w pasie i przytrzymały w miejscu.
– Zostań – powiedział, puszczając mnie po chwili. – Adriano, chcę z tobą porozmawiać rano, a teraz pozwól, że zajmę się żoną.
Przystojny klon ruszył w stronę wyjścia, ale zanim opuścił pokój, ucałował mnie w czoło. Wbiłam gniewny wzrok w Massima, zastanawiając się nad tym, po czym ich rozróżniać.
Nie wiem, może oznacz ich jakimś markerem. Albo ustalcie sobie z Massimem hasła.
(Choć jest ryzyko, że na hasło “kozaczki” odzew byłby “bierz mnie”, niezależnie od tego, kto by to hasło wypowiedział…)
Czarny podszedł do stolika i nalał do szklanki płyn z karafki stojącej na stole, upił łyk i zdjął marynarkę.
– Myślę, że z czasem zaczniesz widzieć różnicę nie tylko, gdy będziemy razem.
– Kurwa, Massimo, a jeśli się pomylę? Twój brat ewidentnie na to liczy i sprawdza, na ile cię znam.
Pociągnął kolejny łyk i wpatrywał się we mnie.
– To bardzo w jego stylu – pokiwał głową – ale nie sądzę, by posunął się dalej, niż mu wolno. Pocieszę cię, że nie tylko ty masz z tym problem. Jedyną osobą, która bez problemu nas rozróżniała, była matka. Owszem, kiedy stoimy obok siebie, jest to prostsze, ale z czasem zauważysz, że jesteśmy inni.
Mam lepszy pomysł: niech jakiś “przypadkowy” typek rozbije Adriankowi szklanę na czolę. Blizna doda mu trochę męskości i szacunku na dzielni, a i łatwiej będzie was odróżnić. W sumie aż się dziwię, że takiemu dupkowi nikt jeszcze porządnie nie przywalił.
– Obawiam się, że dopiero nago byłabym w stu procentach pewna. Znam każdą bliznę na twoim ciele.
Mówiąc to, podeszłam do niego. Pogładziłam go po piersi i zsunęłam ręce aż do rozporka, czekając na reakcję, ale przeliczyłam się. Zirytowana mocniej złapałam go za krocze, ale przygryzł tylko wargi i nadal stał z kamienną twarzą, wbijając we mnie martwy wzrok.
I wtedy Laura zrozumiała, że stoi przed nią trzeci brat, który – o, zgrozo – jest aseksualny.
Z jednej strony jego reakcja była niezwykle denerwująca, z drugiej jednak wiedziałam, że to pozory, a on prowokuje mnie do podjęcia wyzwania.
Zrobiłem pewien risercz na temat kokainy i seksualnych zdolności facetów i wychodzi na to, że seks po kokainie jest odjazdowy i full wypas, ale na początku można mieć problem z erekcją. Chyba, że przesadzi się z ilością koksu. Wtedy flak.
Czyżby to był ten drugi przypadek?
No dobrze, skoro tak, pomyślałam. Wyjęłam szklankę z jego dłoni i odstawiłam na stolik. Opierając rękę o jego tors, delikatnie popchnęłam go do tyłu, aż plecami oparł się o ścianę. Uklękłam przed nim i nie odrywając wzroku od jego oczu, zaczęłam rozpinać rozporek.
– Czy byłam dziś grzeczna, don Massimo?
– Owszem – odparł, a jego wyraz twarzy zaczął zmieniać się z lodowatego w rozpalony pożądaniem.
Jak zwykle Massimo funkcjonuje tylko w tych dwóch trybach.
– A więc należy mi się moja nagroda?
Z lekkim rozbawieniem pokiwał głową, gładząc moje policzki.
Podciągnęłam mankiet jego koszuli i popatrzyłam na zegarek. Było wpół do drugiej.
– A więc czas start, o wpół do trzeciej będziesz wolny – wyszeptałam, jednym ruchem ściągając rozpięte wcześniej spodnie.
Uśmiech zniknął z jego twarzy, a zastąpiła go ciekawość i coś w rodzaju przerażenia, które próbował zamaskować.
– Jutro musimy wcześnie wstać, wyjeżdżamy. (Taaaak? Dobrze, że teraz mi mówisz, Massimo!) Jesteś pewna, że teraz chcesz egzekwować umowę?
Zaśmiałam się złowrogo i ściągnęłam bokserki, a jego piękny kutas zawisł wprost przed moimi ustami. Oblizałam się i trąciłam go nosem.
A potem wyszczerzyłam ostre, białe ząbki…
– Nigdy w życiu nie byłam niczego bardziej pewna. Chciałabym ustalić tylko pewne zasady, nim zaczniemy… – urwałam, całując jego rosnącą męskość. – Przez godzinę mogę zrobić wszystko, co chcę? Jeśli nie zagraża to mojemu ani twojemu życiu, tak?
Stał lekko otumaniony tym, co robiłam, i obserwował mnie zza półprzymkniętych oczu.
Półprzymknięte oczy wisiały przed nim w powietrzu.
– Mam się zacząć bać, Lauro?
– Możesz, jeśli chcesz. A więc tak czy nie?
– Rób wszystko, na co masz ochotę, ale pamiętaj, że ta godzina skończy się po sześćdziesięciu minutach, a konsekwencje czynu pozostaną.
To znaczy? Massimo obawia się, że Laura naprawdę go wykastruje, skoro już spłodził potomka?
Pierwszy akt – Laura wiąże męża i każe mu patrzeć, jak zaspokaja się za pomocą wibratora. Massimowi nieszczególnie podoba się ten występ.
– Rozwiąż mnie.
Zeszłam i pochylając się nieco, spojrzałam na godzinę.
– Za trzydzieści dwie minuty, kochanie.
– W tej chwili, Lauro!
Popatrzyłam na niego z kpiącym uśmiechem i parsknęłam, ignorując jego złość.
Massimo szarpnął ręką, aż jedna z poręczy fotela, do której był przywiązany, głośno zatrzeszczała, sugerując, że za chwilę się złamie. Przestraszyła mnie jego gwałtowna reakcja, więc zrobiłam, co kazał.
No i tyle z obiecanej godziny. Ciekawe, czy będzie miała szansę odebrać sobie jeszcze te 32 minuty, czy przepadły bezpowrotnie.
Kiedy obie jego dłonie były wolne, energicznie podniósł się z miejsca i złapał mnie za szyję, kładąc znów na blacie.
– Nie drażnij się ze mną nigdy więcej – powiedział i mocno wszedł w mój mokry środek.
Borze, co za frajer. Umawia się z partnerką na godzinę władzy dla niej i nie wytrzymuje nawet połowy tego czasu, bo ona bawiła się wibratorem, a on mógł jedynie patrzeć? Borze. Co. Za. Frajer.
Przesunął mnie aż na krawędź i szeroko rozłożył nogi na boki, po czym chwycił moje biodra i zaczął rżnąć. Widziałam, jaki jest wściekły, i podniecało mnie to. Podniosłam rękę i uderzyłam go w twarz, a wtedy kolejny orgazm zalał moje ciało. Wygięłam się w łuk rzymski, wbijając dłonie w drewno.
– Mocniej! – krzyknęłam, dochodząc.
(…)
Schylił się i podniósł pończochę, którą wcześniej był związany. Oplótł ją wokół moich rąk, a gdy skończył, ukląkł za mną i rozchylając mi pośladki, zaczął lizać drugą dziurkę.
– Nie chcę – wyszeptałam z twarzą na stole, usiłując się oswobodzić, choć oczywiście była to jedynie gra zachęcająca go do tego, by wziął mnie analnie.
– Oskarżony! Dlaczego zabil pan ofiarę, zadając jej dwanaście ciosów nożem?
– Ależ Wysoki Sądzie, sama tego chciała! Co prawda wołała “Nie, nie rób tego”, ale przecież to była jedynie gra, mająca mnie zachęcić! Wiem, że kiedy kobieta mówi “nie”, to myśli “tak” – skoro kobiety same tak piszą w bestsellerowych powieściach, to chyba wiedzą, co piszą?
O ile jestem w stanie zrozumieć takie “gierki”, to jednak byłoby mądrze umówić się na jakieś słowo bezpieczeństwa? Ale czego ja wymagam od Laury i Massima…
(…)
Uwielbiałam, kiedy był radosny, rzadko widziałam, by tak się zachowywał, a przy osobach trzecich nigdy sobie na to nie pozwalał.
Z drugiej strony kochałam jego powściągliwość i nonszalancję, imponował mi jego wewnętrzny spokój i to, jak potrafił się kontrolować.
O, tak, widzieliśmy jego powściągliwość i opanowanie. Niejednokrotnie.
Mieszkały w nim dwie dusze, jedna, którą znałam ja – ciepłego anioła (tja, takiego bardziej w stylu ifryta), opiekuna i obrońcy.
Ja tu raczej widzę tego anioła:
https://asset-manager.bbcchannels.com/i/2fcce1uo0wv1000
I druga, której bali się ludzie – zimnego, bezwzględnego mafiosa, dla którego ludzka śmierć nie była niczym przerażającym. Leżąc wtulona w niego, przypominałam sobie, co działo się przez te trzy miesiące. Teraz z perspektywy czasu cała ta historia wydawała mi się niewiarygodnie ekscytującą przygodą, której kolejne wątki będę odkrywać, kto wie, czy nie przez następne pięćdziesiąt lat.
Aaaaaaa!!! Czy to zapowiedź następnych pięćdziesięciu części serii??? To jest groźba karalna!!!
Już zapomniałam, jak się czułam więziona przez niego i jakim lękiem napawał mnie ten niezwykle pociągający mężczyzna. Typowy syndrom sztokholmski, pomyślałam.
No paczciepaństwo, zna to pojęcie. Szkoda, że jej bardziej nie dało do myślenia.
Z uroczego górskiego kościółka pozdrawiają goście weselni: don Vaherem, signora Kazik i policyjny tajniak Kura,
a Maskotek przyczepia sznur blaszanych puszek do limuzyny z napisem “Just Married”.
"Luca – powiedział nagle, patrząc na drogę. – Chciałbym, żeby nasz syn nazywał się jak mój dziadek. Był wielkim i mądrym Sycylijczykiem, spodobałby ci się. Niezwykle szarmancki i inteligentny człowiek, który myśleniem zdecydowanie wyprzedzał swoją epokę"
Ekhm… Luca… Flashback z Raulem de Lucą is coming, strzeżcie się wrogowie ksioopek!
Lya
Jakież ta kobieta dyrdymały wypisuje! Niby każdemu wolno, ale żeby to od razu wydawać?
"Trąciłam go nosem. Rozkołysany walnął mnie w skroń, dzięki czemu odpadł mi z twarzy centymetrowy makijaż i nastawiły się w końcu klepki i w tej, jakże brzemiennej! chwili pojęłam, jak marna jest ta moja porno-grafomania i zawstydziłam się i…"
Serdecznie, po staropolsku skomentuję to tylko soczystym: o ya pyerdollę.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
O kurła, o kurła. Pomijając już rzygogenny obraz związku, ale ten ślub i wesele jak z przygód lalki Barbie!
Ja rozumiem, że mafiozo w tym ksioopku pstryka palcami i załatwia wszystko, ale ślub kościelny instant był śmieszny nawet w tej części Jeżycjady, której tytuł wyparłam z pamięci (Czarna Polewka?), a w realiach międzynarodowych jest jeszcze śmieszniejszy. A można było dopchnąć choćby dla pozoru jakiegoś usłużnego mafii biskupa, który od ręki sprokurował wszystkie dokumenty.
Nie wątpię także, że ci wszyscy usługodawcy od cateringu, muzyki, kwiatów i reszty bajzlu zostali zmuszeni do zmiany kalendarza lufą przystawioną do skroni, bo nikt nie jest w stanie machnąć tak wystawnej imprezy w kilka dni.
W tej sytuacji, gdy Massimo musiał przekupić lub sterroryzować całą okolicę, aby ten ślub z imprezą doszedł do skutku w tak rekordowym tempie, przywiezienie polskiej rodziny prywatnym odrzutowcem to byłby już naprawdę mały Miki. Ale nie.
Najzabawniejsze, że to wszystko brzmi jak opis dresiarskiej imprezy lokalnego gangu w klubie w Mielnie, ale autorka usilnie wmawia czytelnikom, że to haj lajf, bo akcja dzieje się we Włoszech i gonzo ma dużo pieniędzy.
Przystojny klon 😀 Kocham te określenia bohaterów, naprawdę.
Ta kontynuacja zapowiada się tak fatalnie i niedobrze, jak część pierwsza. Aż boję się, co będzie dalej…
To ma być ślub i wesele na Sycylii? Bez tańców, bez śpiewów, bez starszych dam wystrojonych jak księżne, bez tłumów biegających dzieci, bez opisów jedzenia? Czy autorka była choć raz w życiu na Sycylii? POZA jakimś smętnym hotelem dla turystów?
Napiszę krótko, bo nie zamierzam kląć w publicznym komentarzu, a cisną mi się na klawiaturę głównie słowa niezbyt cenzuralne.
Najpierw Ałtorkasia i jej patologie. Potem Glątwa, w której zwyrodnialec i gwałcona przez niego nastolatka są opisywani jako "para kochanków". Teraz to…coś.
Co jest, kuźwa, nie tak z dzisiejszą literaturą kobiecą.
Jak tak czytam te wypociny, to mam wrażenie, że autorka kompletnie nie była we Włoszech i jedyne, co jej się z nią wiąże to mafia oraz moda, przy kompletnej nieznajomości tychże tematów.
Jakoś tak mi się przykro zrobiło,gdy to czytałam. Współczuję Laurze,tak sama tego chciała,kiecki od Gucci i gacie VS przesłoniły jej oczy,ale co to za życie w które teraz weszła?
Jak to czytam, to mam wrażenie, że to opowieść raczej pod tytułem "Byłam żoną mafioza, który się nade mną znęcał i traktował przedmiotowo – biografia donny Laury". A zdanie później Laura szczebiocze o tym, jaki to ma sexi makijaż. Przecież ona na przemian jest przerażona i wniebowzięta bez żadnych stanów pośrednich.
I ten ślub instant… Ksiądz skonszachtowany z mafią to chyba jedyna opcja
Generalnie obie panie, jak i panowie zachowują się tak, jakby myśleli nie tą stroną i jeśli faktycznie 70% gości było od nich głupszych to najinteligentniejszym uczestnikiem imprezy był zapewne komar latający gdzieś pod lampą.
Ale komentarze trafne 🙂
Tak, przyjaciółka musztrująca bohaterkę, że ma się nie mazgaić tylko brać ten poroniony ślub, bo ona chce się nawalić i popodrywać Włochów… yyy.. mam jakieś inne rozumienie przyjaźni chyba.
Kompletny brak dzieci jak na RODZINĘ mafijną też zastanawiający 😀 Widocznie składa się ona tylko ze starych facetów, młodych facetów i ich kochanek. Spoko, można i tak.
Oddajcie mi moich asasynów!!!!! I wozy z sianem!!To miało tyle sensu!!
Chomik
Spodziewałam się, że zechcecie przeanalizować dalszy ciąg (seksualnych) przygód Laury i jej Czarnego Mafiosa. A autorka, pani Lipińska jak zwykle nie zawodzi w dostarczaniu nam kolejnych dawek głupoty i wkurzenia xD
„– Czyli zasadniczo Domenico jest niedobry?
Massimo parsknął śmiechem i przez dłuższą chwilę nie mógł się uspokoić.”
Ja się nie dziwię, że Massimo tak rechocze. Jak tu się nie śmiać z powalającej naiwności Laury.
„Nie lubiłam tego rodzaju ignorancji, wiedziałam, że jestem inteligentniejsza od siedemdziesięciu procent z nich. Mogłam spokojnie pokonać ich wiedzą i obyciem.”
Wolę nie wiedzieć ile wynosi iloraz inteligencji tych siedemdziesięciu procent mafiosów, skoro nawet Laura może być od nich mądrzejsza.
„Leżąc wtulona w niego, przypominałam sobie, co działo się przez te trzy miesiące. Teraz z perspektywy czasu cała ta historia wydawała mi się niewiarygodnie ekscytującą przygodą, której kolejne wątki będę odkrywać, kto wie, czy nie przez następne pięćdziesiąt lat.”
Jasne, że tak. „Ten dzień” to nie tylko erotyk, co spisane na książkach kobiece marzenie w stylu ”Dałabym się porwać jakiemuś przystojnemu arabskiemu szejkowi. W swoim pałacu obsypywałby mnie złotem i traktował jak księżniczkę. To dopiero byłaby przygoda życia.”
Ja przeczytałam "mogłam spokojnie pokonać ich wiedzą i odbyciem". Chyba pasowało mi bardziej do całości.
zapytałam, gładząc jego klatkę
Jeszcze się nie hajtnęli, a już ją zamknął w celi? Ale jak potulnie: kupił, to jego klatka.
Ooo, trochę mi pomogło na doła, który mnie dręczy od chwili, kiedy dowiedziałam się, że te "dzieła" będą ekranizowane…
Kiedy myślałam, że nie mogę brzydzić się Edipresse już bardziej… "powieści" to chyba dla mnie za wiele, poprzestanę na opkach, których naiwność jest pocieszna, a nie przerażająca.
Serio?! Ktoś chce to zekranizować?
Przewidywałabym nominację do Węży. Przecież takiego gniota nie da się porządnie zekranizować.
https://natemat.pl/264661,kiedy-film-365-dni-powiesc-blanki-lipinskiej-doczeka-sie-ekranizacji
Chyba wszyscy wiemy co się stało z postacią Domenica. AŁtorka poczytała opinie, może nawet Waszą analizę i zorientowała się, że stworzyła całkiem sympatyczną, wiarygodną postać. I wszyscy uważają ją za geja, nawet jeśli nie jest obraźliwym stereotypem. I postanowiła to "naprawić".
Ciekawe, kto zagra Massima – Karolak czy Adamczyk?
Słyszałam, że Jakubik wraca do grania, wiec może Jakubik…?
No jak to kto? Ten gościu z okładki pierwszego tomu, już się gdzieś tym chwalił.
A mnie zastanawia czy ktoś czyta tą "powieść" na serio…
Zerknęłam na okładkę "365 dni", ale kompletnie nie kojarzę typa. Zresztą w ogóle mi nie pasuje do roli Massima, zbyt cukierkowy. Co za tym idzie, rolę Laury powinna zagrać sama aŁtorka, skoro już wepchnęła swoją gębę na okładkę. Tylko jeśli jej umiejętności aktorskie są takie same jak pisarskie, to czarno to widzę.
Agatha00 – niestety, spotkałam się z pisanymi zupełnie serio opiniami, że to jedna z najlepszych książek ostatnich lat, że świetnie opisuje świat mafii, a erotyka jest na najwyższym poziomie. Wygląda więc na to, że ktoś te żenujące wypociny traktuje jako literaturę najwyższych lotów. O tempora, o mores.
Matko Borsko…co to ma być? W sensie, nie mogę się nadziwić, że ktoś uznał to to opko (bo ksiunżką tego nie nazwę) za godne wydania.
W czyjej głowie zrodziła się myśl „Jakie to cudowne! Trzeba to opublikować”? Jestem realistką i wiem, że takie zdanie pewnie nawet nie padło. Czemu? Bo to skok na kasę. Skoro ksiunżka o „majfjii” aułtorstwa Kasi Michalak się sprzedała, to i tania podróba tez się spodoba. W erze 50 twarzy Grija i innych równie códownych tworów, nie dziwota, że don Maassimuś się podoba. Znaczy, khem… nie żeby coś, każdemu jego porno, ale niech to będzie chociaż dobrze napisane. Niech postaci mają spójną i złożoną osobowość, a nie takie papierowe kukiełki, które mają jedną cechę charakteru – mocno przejaskrawioną, a tak poza tym to są płascy jak Ziemia według płaskoziemców. I nie ma, że to proste czytadło, bo i taka książkę można napisać ciekawie. Prawda? Ano prawda, ale do tego potrzeba chociaż zalążka talentu, którego u ałtorki nie widać. Takiego steku bzdur, idiotyzmów, patologii… naprawdę dawno nie widziałam. A jak usłyszałam plotki o ekranizacji tego „dzieuła” to pomyślałam „Super, aułtorka będzie mogła zagrać sama siebie” będzie kolejna szmira w stylu „50 ryjców” przykre, że tak marne książki doczekały się ekranizacji.
"– Czyli zasadniczo Domenico jest niedobry?"
Powiem więcej, jest brzydki i niegrzeczny!
@Anonimowy
"Zresztą w ogóle mi nie pasuje do roli Massima, zbyt cukierkowy"
Jasne, że za bardzo cukierkowy. Dla mnie idealnym Massimem byłby Bobby Cannavale. W ostateczności może być Więckiewicz.
Mądrzejsza niż 70% mafiozów na weselu? Jeśli Laura bierze pod uwagę tylko wiedzę modową (w co dość łatwo mi uwierzyć) to tak, będzie tam najmądrzejsza.
Mądrość, to nie to samo, co inteligencja. Laura może się na czymś znać… na wydawaniu pieniędzy albo eee, no na modzie. Dobra, kogo ja oszukuję. Z tego fragmentu o „70%” wynika ni mniej, ni wiecej ze mafiozi zbyt mądrzy nie są. Ale wiecie co? To ma sens! To dlatego zachowują się tak głupio. A cała ta groźna „mufiaaaa” bardziej przypomina zabawę w piaskownicy. W ogóle tę książkę można podsumować jednym zdaniem—> „Jak mała Blaneczka wyobraża sobie mafiozów ”.
Massima powinien zagrać Karolak.
Eh, ciekawa jestem jakie koneksje ma autorka, bo musi mieć, skoro napisała taki gniot i zdobył on dużą popularność. Bo nie czarujmy sie, popularność nie wynika z tego, że książka jest o seksie i mafii, bo obstawiam, że takich jest wiele. Chodzi o możliwości reklamy i sprzedania tego barachła. Kolejna powieść pisana przez kobietę dla kobiet, w której jeśli gwałci przystojny i bogaty facet, to nie jest to gwałt. Na przedstawianie takich wzorców powinien być paragraf.
Rozwalił nnie naiwny pomysł z bliźniakami. Oczywiście facet, który wrócił po latach ma identyczną fryzurę i zarost jak brat. Oczywiście, z upływem lat nie nabył żadnych cech charakterystycznych w wyglądzie. Chociażby blizny, czy złotego zęba.
Nie lubię tak oceniać ale wygląda na to, że jest to powieść kierowana do pustaków. Bo może spodoba się kobietom dla których celem życia są kosmetyki, ciuchy i bogaty sponsor.
Rozwaliło mnie również to, że głowna bohaterka (jak mniemam też autorka) ma się za mądrzejszą od 75% społeczeństwa. Szkoda słów.
Eva
@Eva
Obstawiam, że wydawnictwo postanowiło postawić na tę serię ze względu na osobę autorki, która sama jest najlepszą "reklamą" tego dzieła. Rzadko trafia się osoba, która nie tylko uwielbia być na świeczniku (to całkiem częste) ale też gotowa jest iść w zaparte i nie tylko podpisywać się pod każdą bzdurą, ale też oficjalnie twierdzić, że to prawda objawiona…
"Nie lubiłam tego rodzaju ignorancji, wiedziałam, że jestem inteligentniejsza od siedemdziesięciu procent z nich. Mogłam spokojnie pokonać ich wiedzą i obyciem."
Zwłaszcza tym obyciem, kiedy np. podczas wlasnego ślubu i w obecności ważnych mafijnych rodzin rzuca "k*rwami" 🙂 Nie wiem czy w zamyśle autorki Laura przeklina po polsku czy po angielsku, ale tak czy inaczej byłaby zrozumiana, bo jak wiadomo obcokrajowcy często znają dzieki turystom z Polski słowo na "k". Dodajmy do tego wyzywanie byłych massima od "szmat" w toalecie. No klasa.
Ale szkoda troche tej Laury, najpierw jej byly mial ja gdzies, teraz ten jej mafiozo. Akurat te typy osobowosciowe autorka uchwycila raczej dobrze, co jest smutne (zna to z doswiadczenia moze?)
Aha, i myslalam ze bohaterka uzyje tego nieszczesnego wibratora na massimo 😀 ale jego duma i 'menskosc' by chyba tego i przezyla i musialby popelnic rytualne seppuku czy cos. Albo chociaz zabic dla podratowania imidżu jakies 100 szczeniaczkow
A poza tym swietnie sie Was czyta jak zawsze ^^
W sumie teraz to trochę mi przykro, że moja najlepsza przyjaciółka jara się tym jak Shaggy na widok Scooby chrupek.
Nawet nie jestem w stanie dodać sensownego komentarza, bo wręcz kurwicy dostaję, jak czytam ten tfur.
A najgorzej boli mnie to, że ma wyjść trzecia część i powstać film.
*oddala się cicho do kącika pograć w Hirołsy, bo tylko to się źle nie kojarzy*
Pomazaniec, pierwsze skojarzenie.
@Frikey Slender
Skoro mowa o Shaggym, szkoda i to wielka że nie może on pojawić się tam nagle i unicestwić całej tej książki i wszystkich jej bohaterów swoją ogromną potęgą. Są oni tak żałośni że nie musiałby on używać nawet 0,000001% swojej mocy by skasować ten twór ze wszystkich uniwersów.
Zmartwię was, bo wiem, że po tego gniota sięgają nawet bardzo ogarnięci ludzie. Co prawda cześć z nich stwierdza, że ta książka to dno. Ale niestety wciąż pokutuje to durne POLULARNOŚĆ= JAKOŚĆ. Jeszcze zrozumiem, że ktoś siega po to na zasadzie „Ok, ludzie różnie to ocaniaja. Ale ja wyrobie sobie własną opinie” to nawet pochwalam. Ale jeśli ktoś bezkrytycznie stwierdza „Ooooo! Wszyscy to czytają, to ja tez muszę” a potem stwierdza „Łioooooo, jakie to było dobre”, to nie wiem czy się śmiać czy płakać. To już nawet nie chodzi o gusta. Bo pies trącał, czy ktoś lubi romanse i inne blabla książki, ale kurde niech to ma jakaś jakość.
Medża
Kiedyś miałam taką opinię na temat książek – jeśli ktos wydał książkę, to musi być dobra. A jesli ktoś wydał książkę i jest ona popularna, to musi być bardzo dobra. W końcu wydawcy i czytelnicy muszą się znać.
Kiedy myślałam w taki sposób miałam jakieś 10 lat.
I nie jestem inteligentniejsza, od większości społeczeństwa xd Zwykły średniak ze mnie.
Eva
@Eva
Dasz wiarę, że osoby po czterdziestce (serio) uznają popularność za wyznacznik jakości? Zazwyczaj takie myślenie przechodzi z wiekiem. Ale niektorym to nigdy nie minie. Osoby podatne na sugestie, czy takie które chcą iść za stadem – będą wolały zgodzić się z opinią innych. Tak jest łatwiej.
Pola
Według doniesień Matosa, Flavio z przestrzelonymi łapami wrócił na wyspę, ale nic poza tym się nie wydarzyło. Jakby cała sytuacja z Nostro nie miała miejsca.
Z czym? Z Cosa Nostrą?! Nie no, rzeczywiście, nic się nie stało! Nic! Strzelaliśmy się z obcymi jak wariaci, wywołaliśmy wojnę, ale nie – nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało! 😀
Zdawkowe informacje, jakie przekazywał pomazaniec
Księga Daniela mówiła, że po 62 tygodniach pomazaniec będzie zgładzony. No cóż…
Musiałem mieć pewność, że będą uczestniczyli w weneckim festiwalu filmowym. Potrzebowałem spotkania z nimi w cztery oczy; zamówienie kolejnej dostawy broni, którą miałem zamiar sprzedać na Bliskim Wschodzie, wymagało mojej obecności.
Consigliere Alberti machnął ręką, wysłuchał bełkotu Massima, a następnie, westchnąwszy ciężko, powrócił do rozgrywania interesującej obrony sycylijskiej z towarzyszącą mu w podróży brunetką imieniem Giulietta. Od dawna podejrzewał, że ten cały Toriccelli, czy jak go tam nazywali, jest kompletnie niespełna rozumu! Budzić dona Matteo o tak barbarzyńskiej porze! "Ci nowi mafiosi stanowczo zbyt się rozzuchwalili, żeby traktować naszych jak zbiorowisko dziadków z Alzheimerem…W sumie ostatnio szef wspominał coś o dostawie ryb" – pomyślał, przestawiając pionek ku rozbawieniu swej wdzięcznej przeciwniczki.
"– Nie do końca jest to udawane – odparł Domenico. – Massimo, jako głowa rodziny, jest zasadniczo moim szefem, choć przede wszystkim bratem, bo rodzina jest najważniejsza, ale także donem, więc należy się mu także inny rodzaj szacunku, nie tylko taki, jaki okazuje się bliskim."
D: Cokolwiek chciałaś powiedzieć.
Proszę przetaczanie delux, tak, ten najdroższy zestaw ze sprawdzaniem pokrewieństwa, wybraną mutacją i kompletem True Blood na DVD."
Umarłem. XD
"– Czyli zasadniczo Domenico jest niedobry?"
…ale tego to ja się nie spodziewałem. D:
W tym gniocie najbardziej idiotyczna jest ta scena z oznajmieniem o ślubie. Zaraz po weselu, zresztą. Ja bym w tym momencie, będąc Laurą, chyba rozszarpał przyszłego małżonka na strzępy – to jest ślub czy transakcja na targu?
– Don Vincento, widzisz ile ta kobieta ma podkładu na twarzy?
– Carlo, to najnowsza mafijna ślubna moda. Taki makijaż zatrzymuje pocisk wystrzelony z Beretty.
😀
"(…) i postrzeganie rodziny"
Postrzeganie rodziny to już leży w gruzach po tym, jak Massiu potraktował Annę i zakatrupił Emilia. Totalnie widzę tych przywiązanych do tradycji Sycylijczyków, te rodziny, jak zaczynają WTEM! głęboko poważać wariata, który zamiast jak każdy przyzwoity boss ożenić się z córką dona Giglio Nero albo z którąś z kuzynek bossa Cavallone, to wziął sobie jakąś dziunię nie wiedzieć skąd…
Zdobyłeś ją i spłodziłeś potomka. Ojciec przewraca się w grobie.
Nic dziwnego, wyczuwa, jakie z tego stadła będzie potomstwo…i do jakiego upodlenia Massiu doprowadzi tą rodzinę.
Oni natomiast ostentacyjnie pokazywali, jak bardzo mają mnie w dupie.
Szczerze mówiąc, to na miejscu tych donów też bym gardził Laurą – w końcu dla tych wszystkich bossów, którzy od pokoleń trzęsą danym regionem i mają wpływy, wytapetowana pannica bez znajomości włoskiego i choćby krztyny ogłady, wzięta do tego Bóg wie skąd, jest nikim. Sam Massiu powinien być już przecież skompromitowany w oczach rodzin tym, jak prowadzi interesy (vide historia z Anną i ogólny całokształt tego, co wyprawia). Nie rozumiem jednak powodu, czemu oni w ogóle przyszli na wesele do tego buca. Na darmową wyżerkę liczyli, czy jak? Ja na ich miejscu *próbuje myśleć jak Sycylijczyk* właśnie bym ignorował takiego bossinę, niech sobie nie myśli gówniarz, że jest coś wart. Umiem sobie wyobrazić takie oto rozmowy bossa z bossem:
– …a przy okazji, don Rafaele, dostał pan może zaproszenie do tego tam Toriccellego?
– Owszem, dostałem.
– Wybiera się pan?
– Wie pan, drogi Simeone, że nie. Zdecydowanie wolę wybrać się do Attavantich na karty, a potem do opery.
– Kiedy tak sobie przypominam, to rzeczywiście przychodzi mi na myśl, że i mnie zaproszono na ten sam spektakl. Niech zgadnę, "Traviata"?
– Owszem, "Traviata" w La Fenice.
– Czytałem, że w dawnej operze wiele ról wykonywali kastraci. Wydaje mi się, że wiemy obaj, kto mógłby zaśpiewać taką rolę…
Ija Ijewna – ta…To całe wesele wypada idiotycznie w zestawieniu ze scenami otwierającymi "Ojca chrzestnego" 😀 Te tłumy krewnych, kuzynek, przyjaciółek, kuzynów entego stopnia, to mnóstwo petentów do dona, który w dniu swojego ślubu nie może niczego odmówić proszącym – a nie, przepraszam. Ten zwyczaj tylko na ślubie córki, chyba? 😀
Tu w ogóle zgwałcono wszystkie tradycje weselne: Massiu i Laura widzieli się przed ślubem, do ołtarza prowadzi ją brat męża, nie ma w ogóle rodziny panny młodej, il ricevimento – kolacja, poczęstunek dla gości – to ordynarne chlanie i ćpanie, kompletnie nie rozplanowane przez parę młodą
("Samo il ricevimento, cóż, to bardzo uroczysta kolacja, złożona z przystawek często podanych na stojąco, w formie bufetu, po zjedzeniu których, goście zapraszani są do stołów. Na Sycylii panuje zwyczaj, że rozkład stołów i miejsc przy nich, skrupulatnie planowany jest przez młodych.")
źródło
Także no. Starzy donowie na ten widok po prostu sobie to odpuścili…
@Starred Shinra
"Nostro" nie odnosi się do Cosa Nostry, tylko jest nazwą klubu w Rzymie, gdzie Massimo załatwiał jakieś swoje biznesy, a pijana Laura tańczyła na rurze, ale kiedy jakiś koleś próbował ją pomacać, Massimo przestrzelił mu ręce. Tak, też przypuszczałam, że po tym będzie miał szacun na dzielni, że hoho.
A co do tego, jak wygląda wesele… fakt, można by pomyśleć, że zamiast potężnych donów przyjechali ich niskiej rangi pracownicy, tacy od mokrej roboty. Cóż, przypuszczam, że aŁtorka po prostu nie jest w stanie w inny sposób pokazać, że mafia jest zła, jak tylko przez te ostentacyjnie bucowate zachowania.
O, mam teorię. Massimo nie jest żadnym szefem, jest smętnym smarkaczem bez wyrobienia i bez najmniejszego rispetto ze strony prawdziwej władzy mafijnej. Dostał z łaski jedno miasteczko, żeby się nauczyć czegokolwiek (bo prawdziwi donowie szanują pamięć jego dziadka), ale radzi sobie z nim jak Jeoffrey z Westeros. I na jego wesele nie przyszedł nikt ważny, tylko rzeczywiście jakieś płotki i popłuczyny bez manier i znaczenia. W ten sposób i mafia ma spokój i Massimo jest przekonany, że ma Władzę.
Jak zacznie zanadto kicać, to Donna Olenna Tirelli (z domu Vinirossi) załatwi kulturalnie sprawę. 😀
Książka dla pustych, ograniczonych karyn, wiec nic dziwnego, ze wesele wygląda jak impra sebixów z osiedlowej siłki. Wbrew twierdzeniom autorki – grafomanki, jej wypociny nie obrazują żadnych tam romantycznych marzeń o silnym maężczyźnie, tylko marzenia leniwej pustogłowej pindy o byciu utrzymanką, bo (uwaga, cytat!)lepsze dawanie dupy niż zapier… na kasie.
Głupia sprawa, bo sam początek książki ma potencjał (mówię o 365 dniach). Bez problemu wymyśliłam trzy różne historie, które są zdecydowanie bardziej znośne niż oryginalna fabuła. Tylko, że moje pomysły to bardziej thrillery. Jednak podejrzewam, że jakby zabrała się za to osoba, która lubi romanse, to dałaby radę wymyślić coś fajnego.
Kalia
Kuro – dzięki za objaśnienia, chyba mi to umknęło. Co do samego wesela: jestem skłonny tam widzieć, jak rzekli Przedmówcy, Sebixów, Karyny i Januszy z Polszy, zaproszonych z doskoku na ślub do rodaczki, bo…Naprawdę nie umiem sobie wyobrazić mafiosów sycylijskich, niechby już nawet i najmusów typu Virgila Sollozzo albo sgarristas od brudnej roboty, zachowujących się w ten sposób. D:
@Ija Ijewna – wizja Donny Olenny jest ciekawa, choć kompletnie nie ogarniam kanonu GOTa poza smokami i Danką o/
@Ija Ijewna
Twoja teoria ma sens. Podejrzewam, że wielcy gracze śmieją się z Massima. Ale pozory, pozory. A niech sobie chłopaczyna myśli, że jest ważny, a za jego placami i tak prawdziwy boss pociąga za sznurki. Jeśli prawdzi mafiosi mają do niego taki stosunek, to nie dziwota, że na ślub wysłano jeno plotki. A że Massiu jest głupi, to nawet nie zauważył, że wszyscy mają go w dupie.
Moki
Swoją drogą, chciałabym zobaczyć reakcję Michaela Corleone, gdyby mafiozi "ostentacyjnie pokazywali, jak bardzo mają w dupie" Kay Adams jako jego żonę. Mogli uważać ją za obcą, mogli potępiać ten związek, ale nieokazanie szacunku Kay było nieokazaniem szacunku Michealowi. Coś takiego świadczyłoby, że Corleone uważany jest za słabeusza, z którym nikt się nie liczy.
O tak, Maruto – też bym chciał to zobaczyć! Widok byłby naprawdę…fascynujący 😀
Mówcie co chcecie, ale tak btw Michałeg to dla mnie jeden z Najgorszych Mężów w historii filmu. Nawet baron Blixen w "Pożegnaniu z Afryką" go nie przebije. No, może Esteban Trueba był jeszcze gorszy, ale IMHO "Dom dusz" nie był tak popularny jak Godfather czy Out of Africa, więc nie wiem, czy kojarzycie. Sorry, że się wepchnęłam offtopowo, ale w sumie wiadomo, że Massimo jest jeszcze gorszy od Michaela.
@EluTBG – nie, nie znałem "Domu dusz", "Out of Africa" znam tylko z nazwy. Nic się nie stało, przynajmniej masz jeszcze lepsze punkty odniesienia :p
Z innej beczki: ciekawe, co o Massimo powiedziałby profiler, bo mam wrażenie, że ten dupek ma wiele cech seryjnego mordercy na tle seksualnym.
@Bylejak Bylejak
Massimo na pewno ma problemy z agresją. Podejrzewam, że to osobowość bardzo narcystyczna. Wszystkie kłótnie, problemy – to wina kobiety, bo nie chce się podporządkować jego "samczej" władzy. Te wszystkie "jesteś moją panią" to tylko manipulacja. Gościu ewidentne ma tendencje do wikłania kobiet w toksyczne relacje. Nikt mi nie wmówi, że związek z Laura jest zdrowy, cudowny itp. Ciekawe czy aułtorka wie, jak mocno patologiczna postacią jest tru lover głównej bohaterki. Coś mi mówi, że miał być macho i w ogóle. Ale wyszło trochę… Karykaturalnie. Prawdziwy men nie musi traktować kobiety, jak swoją własność. Przy tym warczec, wierzgajać i powtarzać "nie denerwuj mnie! Ja tu rządze!" Jeśli tyle razy musi o tym przypominać, to coś tu mocno nie gra. Związek to partnerstwo, prawda? Massimo jednak, nie daje "swojej pani" równych praw. Przykre to.
Moki
A dalej będzie jeszcze gorzej.
O tak. Cała historia Estebana Trueby była mocno chora. Aż dziwne, że o nim zapomniałam.
Może to jakaś południowoamerykańska rodzina 😉
Znacit' Massima?:)
Tak sobie jeszcze pomyślałam – ten ślub po angielsku ni z dupy ni z karety. Serio, SERIO do wszystkich tych fajerwerków załatwionych dzień wcześniej nie dało się docisnąć tłumacza przysięgłego? A może sobie ałtorka wyobraża, że tak jest śfiatowo? A wszyscy ci wielcy mafiozi słuchają tej ceremonii w obcym języku jak świnia grzmotu? 😀
I są po prostu zachwyceni tym brakiem szacunku dla rodzimych dialektów sycylijskich i ogólnie języka włoskiego! 😀 Też to widzę…
Nie wiem, jak jest we Włoszech, ale w Polsce nie można ohajtać się z obcokrajowcem bez tłumacza przysięgłego lub certyfikatu znajomości j. polskiego przez ww. obcokrajowca. Co, nawiasem, przypomina mi, że po trzech miesiącach tego "związku" Laura powinna kojarzyć co najmniej kilka zwrotów po włosku – szczególnie, że przez wzgląd na swój były zawód musi chociaż trochę umieć w języki. Tymczasem za każdym razem, gdy inni wokół niej mówią po włosku, Laura przejawia totalny niezrozum, zupełnie jakby porozumiewali się okrzykami orangutanów, a nie jednym z w sumie bardziej ogarnialnych języków europejskich. No ale czego ja się spodziewam.
Poza tym, wiecie co, naprawdę nie miałabym nic przeciwko temu, żeby ktoś napisał taką książkę – gwałty, wielki piniondz itd. – gdyby ów ktoś jednocześnie szczerze przyznawał, że no tak, czasami fajnie sobie pofantazjować i w ogóle fap fap fap, ale wszyscy dobrze wiemy, że w realu i na poważnie byłoby to co najmniej naganne. Prawdziwa szkodliwość leży w tym, jak rozmaite E.L. Jamesy i inne Blanki usiłują wmówić nam, że to przecież takie słit i romantik. Bo znajdą się takie osoby, które to kupią. I dlatego mi się nóż w kieszeni otwiera.
Ale okej, przyjmijmy, że ałtorka ma tak popaprane widzenie świata – i tak nie jestem w stanie uwierzyć, że nie wiedziała, co pisze, w tych fragmentach o gejach. To jest tak otwarcie, bezwstydnie homofobiczne, że aż mnie zaskoczyło. Tak, nawet w tej książce.
Kolejną rzeczą, która również mnie zaskakuje (choć wiem, że nie powinno, patrz pruderia "50 Grejców"), jest brak fantazji erotycznej. Myślałby kto, że tym właśnie powinna stać taka książka, a oni ciągle nic, tylko penis-cipa-oral, penis-cipa-oral i czasami może anal. Też liczyłam na to, że wibrator Laury zostanie użyty w celu sprawiania rozkoszy Massimowi, no ale czego ja się spodziewam (2). Ałtorka, której wydaje się, że homoseksualni mężczyźni rodzą się z wiotkimi nadgarstkami i zapewne nie potrafią utrzymać broni (a w ogóle krew jest taka fuj), najprawdopodobniej sądzi również, że jak się facetowi włoży coś w tyłek, to mu, nie wiem, bicepsy sczezną i odpadną. Yyyyyyyyyyhhhhhhh.
Masza
Wiecie, co? Dzisiaj odświeżyłam sobie analizę o Marlence – Milence i naszła mnie naprawdę straszliwa refleksja.Książka Blanki L. przypomina to straszne opko o ”bardzo prywatnej pokojówce”. Serio, serio. Różnice owszem są, ale stężenie ”ostrego seksu” podobne. Przemoc też odhaczona. Naiwoność co do ślubu również. Toksyczny związek -check. A najgorsze jest to, że o Milence pisała nastolatka, a ”Ten dzień” i ”365 dni” – popełniła dorosła kobieta.
Tak nawiasem, bo co go ogółu wielu już się wypowiadało:
„Mario, mój consigliere, był także prawą ręką ojca i to on uznał, że powinienem stanąć na czele rodziny. To wtedy Adriano opuścił wyspę, zapowiadając, że już nigdy tu nie wróci.” – OMG, czyli to jednak Massimo jest tą bransoletką, skoro consigliere sprawuje realną władzę i musi uznać następcę.
„– Chciało mi się bzykać, więc zabrałam na górę Domenica – oznajmiła Olo, siadając obok. – No i zgarnęliśmy dwie, może trzy kreski koksu, ale Włosi chyba go z czymś mieszają, bo jak wracałam, miałam zwidę stulecia. Wydawało mi się, że widzę Massima, a za chwilę wpadłam na niego. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale miał na sobie garnitur, a kilka sekund wcześniej – granatowy smoking. – Rozłożyła się na oparciu krzesła i upiła łyk wina. – Nie chcę już chyba więcej ćpać.”
Matko, jakie to jest fabularnie i stylistycznie nieporadne.
„Stanął przed dwustronnie otwieranymi drzwiami i pchnął obydwie strony.” I przeleciał przez nie, jak postać z kreskówek. Drzwi dwustronne, a drzwi dwuskrzydłowe to całkiem co innego (zwłaszcza jeśli chcemy sprawiać wrażenie bogactwa i przepychu).
http://www.pomyslodawcy.pl/img/9269/dwustronne-drzwi-proste-i-wygodne-rozwiazanie-do-twojego-domu-/
Shir.
Dogłębny research, który zajął mi 20 sekund w Google i jest dostępny po angielsku, wykazuje, że do ślubu we Włoszech potrzebne są dokumenty takie jak:
– paszport (no dobra, Massimo mógł go zajumać ukochanej)
– aktu urodzenia
– dokument stwierdzający brak przeszkód do zawarcia małżeństwa (atto notorio, w jego wystawieniu pośredniczy konsulat)
– notarialne oświadczenie woli podpisane przez obie strony
– deklaracja intencji podpisana przez obie strony, która idzie do USC – musi być po włosku lub przetłumaczona przez tłumacza przysięgłego
Załatwienie tylko cywilnej dokumentacji to co najmniej 2 tygodnie – rozumiem, że mafiozo może przystawić urzędasom pistolet do głowy i wymóc szybką ścieżkę, ale wciąż wymaga to minimalnego choćby udziału Laury. I tłumacza.
W przypadku papierów kościelnych jest mowa nawet o 7 tygodniach.
Ponadto dodatkowe papiery do ślubu kościelnego, takie jak zaświadczenie o naukach przedmałżeńskich, akty chrztu z wypisem sakramentów, wreszcie zezwolenie ordynariusza miejsca na ślub za granicą dla Laury.
Tu by się naprawdę przydał zaprzyjaźniony mafijny ksiądz, który obleci tę papierkówę, na dodatek załatwi tłumaczenia 😉
https://transferwise.com/gb/blog/getting-married-in-italy-guide
A może ten ślub to ściema, tak w całości? Nie za droga szopka wymyślona, żeby mocniej uwiązać Laurę?
Bo skoro nie ma odpowiednich dokumentów, skoro nie ma zgody ordynariusza – to ślub jest nieważny. A na "wesele" przyszedł byle kto, bo to nie jest wesele i nie był to ślub, na który się zaprasza ważne osoby. ;-P
Aj, dlaczego ja w tym szukam sensu…
Ija Ijewna – TAK!!! Tak bardzo to pasuje, to jest tak logiczne!
Bo zwróćmy uwagę na to, jak wygląda kwestia religii w Godfatherze, którego ałtorka trzyma się chyba jak pijana płotu i puszcza w odpowiednich momentach: Carmela i Kay chodzą do kościoła jako żony donów, by modlić się za swoich mężów. Dzieci Michaela są chrzczone normalnie (w II części czy III jest scena chrztu wnuka dona Vito), sam Michael – o czym już pisałem – spowiada się z bratobójstwa przed kardynałem, Connie prócz tradycyjnego wesela zapewne ma też tradycyjny ślub kościelny, żeby się wszystko zgadzało (oczywiście ODKŁADAJĄC NA BOK to, jak bardzo ta religijność pasuje do rzeczywistego obrazu mafii, i trzymając się tego, co też pisałem, o przywiązaniu Sycylijczyków do wiary katolickiej).
"Mężczyźni z twarzami ewidentnie zdradzającymi ich charakter beznamiętnie spoglądali na nas, szepcząc coś do siebie, a ich znudzone, odpicowane partnerki przewracały niecierpliwie oczami, co sekundę zerkając na komórki."
:D. Tak bardzo: 😀
Naprawdę widzę tych groźnych, straszliwych mafiosów plotkujących podczas mszy – która nawet w największym skrócie musi potrwać z pół godziny (a z komunią, kazaniem etc. to nawet z godzinę, półtorej, zwłaszcza jak ksiądz rozkręci się na kazaniu i po mszy będzie jeszcze składać życzenia parze młodej) – jak stare Haliny z bazaru. Naprawdę to widzę. I naprawdę widzę też KRÓTKĄ mszę ślubną, zwłaszcza taką tradycyjną, odprawianą dla wielkiego bossa, na użytek jego żony – niechby i po angielsku, ale jednak ślubną…
Ja nie wiem czemu ten ślub jest tak na łapu – capu. Ze niby Massimo taki wyrywny, żeby się żenić i to ma być niby romantyczne? Poprawcie mnie jeśli się mylę, ale marzeniem każdej romantyczki są: piękny i zaplanowany ślub oraz huczne wesele. Ale miało być prowokacyjnie. BUM! – Ślub z dupy! Kwestia papierów, formalności to coś oczywistego, no ale Massimo jest taki zajebisty, że wszystko załatwi!
Chcecie przepis na złą ksiurzke? Wrzucacie do kociołka: true love, toksyczne związki, dużo „męskiego ego“, narkotyki, pijaństwo, cały worek nużących i złych seksów, do tego szczyptę czegoś na kształt ”majfiii” i ”Włoch”. Na koniec wbijamy pustogłowie i materializm. Teraz mieszamy to wszystko – różowym (musi być różowy!) wibratorem. I tadam! Mamy książki Blanki Lipińskiej!
Karotka
"„Mario, mój consigliere, był także prawą ręką ojca i to on uznał, że powinienem stanąć na czele rodziny. To wtedy Adriano opuścił wyspę, zapowiadając, że już nigdy tu nie wróci.” – OMG, czyli to jednak Massimo jest tą bransoletką, skoro consigliere sprawuje realną władzę i musi uznać następcę…"
Shirenie, strzał w punkt! Jakimś cudem sam wyparłem ten absurd, ale teraz co do samego znaczenia i pojmowania consiglierich, to:
"Consigliere (wł. doradca) – stworzona przez Lucky’ego Luciano pozycja w strukturze mafijnej, bez szerokiej władzy wykonawczej (bieżącymi operacjami realnie zarządza zastępca głowy rodziny). W mediach i filmach całkowicie mylnie opisywana jako „prawa ręka”, „główny doradca” szefa mafijnej rodziny, lub „mózg” rodzinnych operacji, w rzeczywistości jest na tyle nieistotna, że organizacje rozpracowujące struktury mafijne często nawet nie wiedzą, kto pełni funkcję consigliere w strukturze rodziny[1].
W rzeczywistości consigliere mieli być rodzajem neutralnych pośredników, wewnątrzrodzinnych mediatorów, których zadaniem byłoby łagodzenie problemów np. między szeregowymi żołnierzami mafii, którzy uważali, że są źle traktowani przez szefów itp. Consigliere mieli też negocjować kwestie sporne między mafijnymi rodzinami" (za Wikipedią i "Encyklopedią mafii" Sifakisa).
Czyli consigliere to jedynie mało istotny doradca, negocjator, a nie prawa ręka szefa, nie stanowi wielkiej wartości w szeregach mafii…Ale dobra, trzymajmy się tego, co przedstawiono w Ojcu Chrzestnym i tych realiów, skoro ałtorka tak je lubi.
"Mario, mój consigliere, był także prawą ręką ojca i to on uznał, że powinienem stanąć na czele rodziny."
Niby można by było się uprzeć, że Mario po śmierci starego bossa tymczasowo prowadził interesy famiglii do czasu, aż któryś z następców zmarłego będzie uznany za godnego władzy, ale to za cholerę nie pasuje do wizji mafii jako organizacji pełnej walk o wpływy. I co, nikt nie sprzeciwiał się tej władzy? Nikt nie zazdrościł staremu consigliere kontroli nad przyszłymi przywódcami rodziny? Nikt nigdy nie chciał jej przejąć? 😀
No i coś jeszcze: kiedy Lucky Luciano tworzył strukturę mafii amerykańskiej w 1931 roku, zakładał, że struktura ma wyglądać tak:
"szef wszystkich szefów (Capo di Tutti Capi), przewodniczący „Komisji”;
szef rodziny (Capo Famiglia, boss, Don), łącznie 24 reprezentantów rodzin z całego USA;
doradca (Consiglieri) – najczęściej prawnik, tradycyjnie rdzenny Sycylijczyk;
wiceszef (Underboss) – osobę sprawująca pieczę nad „ulicznymi” interesami Rodziny;
kapitan, dowódcy ekipy (caporegime);
żołnierz (soldati)."
I tu znowu mamy casus z filmu: Tom Hagen, choć ma pochodzenie niemieckie, zostaje consigliere, ale nigdy nie był uważany za prawdziwego członka rodziny, zmaga się z nieprzyjemnościami ze strony członków rodziny i nie tylko, "(…)Jednakże nie będąc Sycylijczykiem, jego postępowanie, rady oraz decyzję jakie podejmował doprowadziły w istocie do jego usunięcia z tego stanowiska przez dona Michaela Corleone. Michael jako pierwszy dostrzegł, iż wiedza prawnicza i mądrość Toma to za mało, aby być consigliere. Tom był mężczyzną zbyt miękkim, nie potrafił, jak prawdziwy Sycylijczyk, zaryzykować wszystkiego dla honoru i zemsty" (znowu wikipedia)
I teraz pytanie: jakim cudem nikt nie postanowił przywrócić Adriana do rodziny albo osadzić na stanowisku bossa kogoś ze swoich, widząc, co się wyrabia, albo że Mario – wkuropatwiony głupotą synów bossa – nie postanowił rzeczywiście przejąć rodziny, usuwając jej dziedziców sensu stricte? 😀 Nie wierzę, że przy tym, co odstawia Massimo, nie powstała ani jedna frakcja Young Turks (w latach trzydziestych nazywano tak młodych gangsterów, niezadowolonych z władzy Joe Masserii i Salvatore Maranzano, tzw. Wąsatych Piotrków – należał do nich też Szczęściarz Luciano!) Tym bardziej, że jeżeli to tradycyjna mafia i Mario jest prawnikiem, to bez problemu by dał radę przeprowadzić operację "wywalamy Massima i wstawiamy nowego bossa".
Przy tym: jeśli Domenico nie ma charakteru jak Fredo Corleone, który płakał na ulicy, mając kogoś zabić, i do swojej śmierci nie miał większego znaczenia dla brata Michaela i rodziny (do tego stopnia, że Michael potem spowiadał się z zabójstwa brata przed późniejszym papieżem Janem Pawłem I), to też powinien uknuć jakiś plan, żeby się pozbyć Massima upokarzającego regularnie i z furią rodzinę. Mógłby w tym celu podstawić bratu zwykłą kobitkę pasującą do roli Pani, a gdy ten zajmie się swoją Panią i jej dziecięciem, zrobić to, co żołnierz pod łóżkiem: posprzątać. Laura jest zwykłą laską znikąd, jej rodzina nawet nie jest z mafii, jej dzieciak nawet mimo ślubu z donem niespecjalnie by się pewnie liczył do władzy (Wikipedia podaje, że Kay Adams "(…)jako Amerykanka, nie mająca włoskich korzeni, była też skazana na alienację ze strony krewnych oraz przyjaciół rodziny Corleone." Rodzina może by i musiała okazywać jej szacunek, bo pozory i tradycja, ale naprawdę nie widzę tego, że Laura po ślubie z bossem nagle jakimś cudem zyskuje uznanie od ogółu – vide właśnie to "mienie w dupie" przez gości weselnych. Więc no…
Ach, i co do LGBT w rodzinie mafijnej…Fredo Corleone w późniejszych filmach okazuje się biseksualny. Także no, gej Domenico nawet by mnie nie zdziwił – rodzina mogłaby na to wzruszać ramionami, "a niech już się bawi, Adriano i Massimo są normalni, jeden nie zaszkodzi rodzinie", ale zgodnie z tradycjami Domenico wtedy nie obejmowałby żadnych znaczących stanowisk w famiglii i rzeczywiście mógłby być popychadłem brata, zajmującym stanowisko bez znaczenia. Więc albo ta władza Domenica nad klubami to rzeczywiście taka synekura, jak u Freda Corleone stanowisko sottocapo, albo braciszek był tak tępy, że radośnie rzucił traktowanemu jak pokojówka Domenico ochłap władzy – i tym samym dał mu dużo możliwości do wykorzystania przeciwko sobie.
Generalnie cała ta książka jest tak bez sensu, tak idiotycznie napisana, jest tak tragiczną wizją mafii, że ręce opadają. Tyle tu rzeczy można było rozegrać inaczej…
@Kura z biura
Ma pani rację, donno Kuro – rzeczywiście zapominam, że mówimy o ałtoreczce! 😀 Odważyłbym się nawet stwierdzić: o małej blankasi, która mafię widziała chyba tylko na plakatach filmwebu.
Jeszcze tak pozwolę sobie dodać, że chyba ta mafia ma cierpliwość godną buddystów. Jakieś "omójbuddo, wino, ferrari, zeeeen!!!" chyba słychać w tych domach, bo inaczej sobie tego spokoju środowiska nie umiem wytłumaczyć wobec tego, co Massiu wyczynia i wobec tego gwałcenia obyczajów…No naprawdę, "gdzie ci mafiosi, prawdziwi tacy, orły, sokoły, herosy!" 😀
Co mi jeszcze przyszło na myśl w kwestii tego zachowania w kościele: cała scena robi się jeszcze koszmarniej bzdurna, gdy zamiast zwykłej mafii podstawimy, dajmy na to, n'dranghetę – tą samą n'dranghetę, gdzie vangelistas i santistas (wyżsi rangą członkowie organizacji) przysięgają na Pismo Święte, a zjazdy rodzin od wieków odbywają się w sanktuarium Matki Bożej z Polsi (źródło). A teraz spróbujmy wyobrazić sobie tych samych ndranghetisti, wychowywanych do służby rodzinie i do życia w mafii, którzy mają w sumie wywalone na omertę, na zasady, ba, łamią najpodstawowszą wręcz zasadę żenienia się tylko z członkiniami innych rodzin… 😀 Ci consiglieri to chyba masowo apteki odwiedzali w celu nabycia kropli do oczu i chusteczek dla bossów, gdy owi pół popołudnia płakali ze śmiechu nad samym pomysłem choćby uściśnięcia dłoni Czarnego. Ewentualnie wachlowali starszych przedstawicieli generacji, oburzonych taką obelgą…
Jejku, jejku. Komentarze pod analizami to istna skarbnica wiedzy! Czego tu nie ma: próby wyjaśnienia durnej fabuły, propozycje zmiany fabuły, rys psychologiczny Massima, szczegółowe i ciekawe informacje o mafii, informacje dot. ślubu z obcokrajowcem. I jak tu nie kochać waszych komentarzy? Podejrzewam, że gdybyście się zabrali za pisanie, to wyszłaby wam fajna książka. Na pewno poszłoby wam 100% lepiej nic aułtorce. Smutne jest to, że mafii użyła tylko po to, żeby trulaffer MarySue był taki groźny i w ogóle – tru samczy. Umówmy się – gdyby Massimo był brzydki, stary, gruby i bez pracy – to nie był by tej historii. Bo sory, ale zero zakupów, rozbijanie się drogimi autami, drogich kiecek, kozaczków, drinków, jachtów i innego badziewia. A sama Laura chciałaby uciec! A porywacz zostałby uznany za oblecha, który przetrzymuje biedna Laurusie wbrew jej woli. Niebyły true love, ciunży, ślubu… jak to ładna morda i kasa wszystko załatwiają. To tylko pokazuje jak płytka i durna jest ta „książka”.
Polly
A pomyśl tylko, Polly, że jedna z ksionżek Lipińskiej była nominowana do jakiejś tam kategorii w gali Empiku…o tempora! O mores! *wzdycha ciężko*
Ja osobiście uważam, że mi by pisanie nie wyszło 😉 A że po prostu poszperałem w temacie, to inna sprawa. Jest naprawdę sporo rzeczy, które poruszają tematy mafii, w tym gry, gdyby się rozejrzeć i poszperać w pamięci, to któś cóś słyszał nawet i w wiadomościach (np. sprawa Toto Riiny relacjonowana przez TVN, zabójstwo sędziego Falcone – może to zbyt znane nie było, ale coś ktoś w TV czy gazetach mógł zasłyszeć). Przedmówczyni od ślubów w 20 sekund znalazła swoje informacje, ja w niewiele więcej wygrzebałem pdf książki Reynoldsa o mafii, artykuły z Wikipedii – no ale to jest wiedza zakazana. Tajemna, prosto z Azkabanu. Czekam tylko, aż przyjdą po mnie dementorzy – i po innych Czytających, a risercz robiących, też. :V
Gdyby ktoś był ciekawy, to jest film o sędzi Falcone i jego przyjacielu, sędzi Paolo Borsellino (obaj walczyli z mafią i obaj zapłacili za to życiem; Falcone zginął w zamachu razem z żoną Francescą, również sędziną, Borsellino został zastrzelony dwa miesiące po zamachu): link na filmwebie, jest też chyba na CDA.
"Falcone" jest też w razie czego dostępny na HBO GO. A na Allegro itp. można czasem dostać książkę "Życie codzienne mafii od roku 1950 do naszych dni", wydaną gdzieś chyba w latach 90.
O, o HBO GO nie wiedziałem, dziękuję o/
@Starred Shinra i mieiamcia668
Dzięki za info! Będę miała co oglądać. Aropos wydawania książki… No nie każdy chce. Może i mam pomysły, ale ochoty brak. Niby coś tam stworzyć mogę, ale potem uznam, że jednak trzeba poprawić. W skrajnych przypadkach bywa i tak – wszystko trzeba poprawić. Albo mam napad myśli w stylu „jakie to złe” i wywalam całość do kosza.
Moki
*miriamcia668
Wybacz poplątanie nicka. Smartphony są złe!
Moki
Okazuje się, że I wydanie książki F. Calviego o mafii to 1993 rok i że, proszę Państwa, jest PDF!
PDF z mxdoc.com
Udostępniam dla zainteresowanych.
Artykuł o sędzi Falcone z włoską bibliografią
Artykuł o rytuałach w mafii – czymś, co ałtoreczka też w sumie olała, ale weź nie pytaj, weź ją Czytelniku przytul ><
Inny artykuł – wspomina min. o Maksiprocesie, w którym Falcone sądził rekordową liczbę mafiosów w historii Włoch i z którego powodu min. został zamordowany
Biografia Franceski Falcone, używającej nazwiska panieńskiego Morvillo
Mam nadzieję, że się komuś przydadzą te linki, by od ałtorblanki nie zwariować. Ja osobiście w nich odnajduję ratunek…choć i tak biurko poszło do wymiany! X.X
Załamałam się, kiedy zobaczyłam na „lubię czytać” komentarze takiego typu: „Cudowna książka, czyta się ją łatwo i przyjemnie „ – że łatwo ok, ale przyjemnie? Borze. I dalej : „Nie rozumiem skąd ta fala krytyki. Książka jest super i polecam ją każdemu”, „W 356 dniach […], ale tu jest mniej seksu i więcej akcji.”
Proszę państwa, mam pytanie – czy ktoś tym ludziom płaci za takie opinie, czy naprawdę ta ksiunżkam się komuś podoba?
Podobają się. Moja ex-przyjaciółka doradziła kumplowi, któremu sie nie układało w związku, by podsunął swojej dziewczynie Lipińską w charakterze seksporadnika.
Hasz
@Hasz
Niezłe. Wątpię, żeby taka książka mogła polepszyć relacje w związku. Przecież to zwykle porno – ubrane w coś na kształt „fabuły”. To już lepiej wejść na stronkę dla dorosłych, tam niczego nie udają – no ok, może udają, ale nie wciskają kitu, że to coś więcej niż ryćkanie.
Anonim z 12:24
Ai zapomniałam dopisać, że stronki xxx w większości są darmowe!
Hasz, czy to dlatego stala sie eks przyjaciolka? 😀
@Hasz
Skoro seksporadnikiem na kłopoty w związku miała być Lipińska to mam koszmarne podejrzenie, że wspomniane "kłopoty" dotyczyły przemocy ("silny dotyk" czy jakoś tak) oraz traktowania partnerki jak lalki z sex-shopu, która ma być zawsze chętna i gotowa…
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Informacje z Nowego Jorku nt. mafii, świeże!
Gdyby ktoś był ciekawy, o co chodzi z rodzinami wspomnianymi w artykule – w Nowym Jorku (chyba pisałem o tym pod poprzednimi analizami o tematyce mafijnej) funkcjonuje Pięć Wielkich Rodzin, które powstały jeszcze w 1931 roku zgodnie z propozycją Salvatore Maranzano. Jak podaje artykuł: "W drugiej połowie ubiegłego wieku "Pięć Rodzin", Gambino, Bonanno, Colombo, Genovese i Lucchese, zdominowało świat przestępczy w Nowym Jorku. Policja złamała ich potęgę na początku lat 90., czego symbolem było aresztowanie i skazanie na dożywocie Johna Gottiego, który zmarł za kratami na raka w 2002 r."
Wyszła trzecie część wspaniałej książki pod tytułem kolejne 365 dni. Liczę na równie soczystą recenzję tego dzieła.
Dla mnie Massimo to koszmar, a nie samiec alfa. Już lepiej być samemu, niż być z kimś takim jak on. Jak Adriano jest złym bratem bliźniakiem to Massimo jest super zły, bo dobry to napewno nie. Słyszałam, że seks w tej książce ma szokować i ciekawa jestem co to miało być to, że kobieta używa wibratora czy, że kochankowie wkładają sobie palce w swoje otwory? Jak dla mnie to nie jest wcale szokujące.
"Dobrze wiedzieć, że dziewczynka to nie potomek."
No, myślę, że znajdą się tacy, którzy będą się spierać, że potomek to chłopiec, dziewczynka to potomkini. Ale tam jest użyte słowo "dziecko" ("kastrujemy męża po pierwszym dziecku"), więc wg Massia dziewczynka to nie dziecko, tylko no…ee, coś innego. To już nawet nie jest punkt widzenia a'la samiec alfa, to już jakaś, nie przymierzając, indyjska głęboka prowincja ಠ_ಠ