Drodzy Czytelnicy!
Aż trudno uwierzyć, ale nasze zmagania z Glątwą Przeznaczenia dobiegają końca. Na tych +/- stu pięćdziesięciu stronach do końca autorki próbują zmieścić całą akcję, na którą nie było miejsca wcześniej, a zatem wyprawę do krain Północy, spotkanie z nieumarłymi cieniami ze Schatten, nowe klątwy i przepowiednie, próby przejęcia władzy w Związku oraz – wreszcie! – odkrycie przez Severa tajemnicy Arienne. Eeee… właściwie to na pięćdziesięciu stronach, bo ostatnie sto zajmuje opis z dawna zapowiadanego balu. Będzie dużo częstochowskich rymów, dużo capslocka oraz standardowe ilości wodolejstwa. Oraz szkolne przedstawienie w wykonaniu skompletowanego w ostatniej chwili, a jednak bardzo fachowego zespołu.
Indżojcie!
Analizują: Kura, Vaherem i Kazik
Arienne i Taida trafiają do posiadłości hrabiny van Attur, gdzie szukają schronienia, co w sumie nie ma znaczenia dla fabuły – tyle że hrabina, chcąc się przekonać, czy Taida rzeczywiście jest szlachcianką (bo co do Arienne nie ma wątpliwości), robi jej egzamin ze znajomości panujących rodów i ich powiązań. Jak rozumiem, miało to wzbogacać świat przedstawiony – ale jest tylko wyliczanką osób, których nie znamy, i które nic czytelnika nie obchodzą.
Tymczasem Severo dotarł już do samej Tahitanii.
***
– Siedemnaście… Osiemnaście… – Severo mruży oczy. – To chyba wszyscy. Nie! Zaraz. Jeszcze jeden. No tak. Oczywiście. Niezastąpiony kapitan Vejmon. Jak mogłem zapomnieć o nieodłącznym druhu Randona? A więc dziewiętnastu wraz z dowódcą. Zmieniają się co… – mężczyzna odsuwa lunetę od oczu i patrzy na leżący w śniegu obok jego ramienia kieszonkowy zegarek ze srebra z wygrawerowanym Znakiem Mistrza Walk na zamykanym wieczku – co trzy godziny. Pełnią służbę po dziewięciu plus co sześć godzin mają musztrę przed swym pryncypałem. Rygor większy niż w Związku!
Znaczy, trzy godziny warty, trzy godziny odpoczynku, musztra, trzy godziny warty i tak w kółko, ani się wyspać, ani robić cokolwiek poza czekaniem na kolejną służbę. Po kilku dniach muszą chodzić jak zombie.
I cóż za imponująca liczba wartowników jak na gród liczący niespełna sto osób!
Sto osób???
Stolica Tahitanii liczy sobie wszystkiego stu mieszkańców? Rany koguta, przecież w porządnym pałacu, nawet nie królewskim, tyle to mogło być samej służby!
Może Sevcio zmylił drogę i trafił na plan “Korony królów”?
Ha, ha! – śmieje się sam do siebie. – Pewnie mają już dość obcych, którzy zakłócają ich spokój w związku z poszukiwaniami księżniczki Ariadny. Ale zapewniam cię, drogi Randonie – znów przykłada do twarzy lunetę – że to nie potrwa już długo, a ja będę ostatnim z intruzów na twej ziemi. Po mej wizycie nikt nie będzie zakłócał spokoju tahitańskich bezdroży i szukał twej córki w Trysil, gdyż ta za miesiąc będzie już żoną Saula i Cesarzową Fenian.
Mam rozumieć, że przez całe te długie miesiące nieobecności Ariadny szpiedzy cesarscy masowo zjeżdżali do Tahitanii i uparcie szukali jej na królewskim dworze, mając nadzieję, że może jednak ukrywa się w jakiejś piwnicy?
Nie było dnia, w którym do bram grodu nie pukał elektryk z doklejanym wąsem, którego ponoć wezwano do kontroli kabli w Tajnym Schronie Królewny.
Biedna dziewczyna, swoją drogą! Ale cóż. Jej szczęście za moje i Arienne. Ona jest jedna, nas dwoje. Przewaga liczebna jest decydująca – mruczy, kierując soczewkę ponownie na zamek.
A czytelnik już dawno wie, że Ariadna=Arienne i z każdym kolejnym wywodem zapatrzonego w swój geniusz mistrz walk, irytuje się coraz bardziej.
Stolica Tahitanii w zestawieniu z Fenis, jego przepychem i niedającym ogarnąć się wzrokiem ogromem, prezentuje się licho i żałośnie. Ot, maleńka twierdza wykuta w skale, która stanowi zarazem główny ośrodek życia, handlu, kultury i administracji dla tutejszych mieszkańców oraz siedzibę władców.
Hm, czyli cała stolica składa się z jednego zamku… Może faktycznie zamieszkuje go sto osób.
Imponujący to musi być ośrodek – instytucje kulturowe na poziomie remizy połączonej z WDK, administracja składająca się z pokoju bez ogrzewania i handel ograniczony do trzech bab rozłożonych z żołędziami na kilogram w głównym holu.
A jednak ta surowa, górska warownia umieszczona tuż nad skutym lodem Oceanem budzi w sercu Anturyjczyka sentyment i dużo cieplejsze uczucia niż Biały Dwór Saula z całym jego splendorem i bogactwem oraz smutną historią życia Gerharda i Almy.
Tak. Tahitania. Nie ma co dłużej się łamać i zastanawiać. Oboje ją kochają, dlatego właśnie to miejsce stanie się domem dla niego i Arienne, gdy już zdobędzie SWOJE cztery miliony.
Wyda je na najbardziej wypasione igloo po tej stronie koła podbiegunowego.
Północ idealnie nadaje się na kryjówkę, gdy już uciekną ze Związku. Niepotrzebnie obśmiewał wizje, które jego Milady roztaczała przed nim w Podziemiach, sugerując mu wspólną przyszłość w tym kraju. Choć ślub i biel szat Oblubieńca nadal go nie przekonują, doskonale jest w stanie wyobrazić sobie, jak razem z piękną czarodziejką przemierzają bezkresne pustynie lodu, kochają się spontanicznie w śnieżnych zaspach i cieszą sobą, wszechobecną ciszą i Zakazanym Uczuciem, które w tym miejscu nie jest zakazane, więc bezkarnie zwać je można miłością.
A najbardziej cieszą się zapaleniem pęcherza i korzonków.
Na razie wygląda na to, że Tahitania składa się z jednej twierdzy i pokrytych śniegiem dzikich terenów. Dobra kryjówka? Być może, o ile bohaterowie chcą żyć w spartańskich warunkach. Tylko po co im te 4 miliony fenów?
Nie mówiąc już, że na zadupiu, które liczy sobie może kilkuset mieszkańców, każdy obcy zostanie natychmiast zauważony.
– Król jest w swym gabinecie – kontynuuje swe obserwacje czarnowłosy. – Swoją drogą nad czym on tam pracuje, skoro mieszkańców jego państwa da się zliczyć na palcach u rąk? –
Stawia pasjansa całymi dniami.
śmieje się, patrząc na rozświetlone okna komnat władcy mieszczących się w górującej nad grodem siedzibie Tahitańczyka. Po chwili Severo przenosi spojrzenie ku rozległej zamkowej wieży zbudowanej na planie kwadratu.
Jeśli nic się nie zmieniło – a mężczyzna zakłada, że Tahitania jest krajem, któremu obce są reformy i transformacje – to właśnie tam nadal mieszczą się apartamenty królowej.
Obce im są nie tylko reformy i transformacje, lecz także remonty i przebudowy.
Doskonale pamięta rozkład jej buduaru.
Oraz przemeblowania.
Nie potrzebuje sięgać do swych notatek oraz sporządzonych planów zamku i okolicy, by wiedzieć, jak wygląda dom Amarylis. I to właśnie jest jego cel dzisiejszej nocy, ale i całej podróży na Północ, którą odbył dzięki magicznym portalom otwieranym dla niego przez współpracujących ze Związkiem magów oraz w czasie dwutygodniowego rejsu na wynajętym w jednym z tangelorskich portów statku, na którym podawał się za bogatego amatora polowań na foki, by obranym – tak niepopularnym – kierunkiem oraz sprzętem, który z sobą zabrał, nie wzbudzić niepotrzebnych domysłów wśród członków załogi.
– Nie wiesz, brachu, co tam się znowu zalęgło na Północy? – spytał jeden brodaty szyper drugiego szypra nad kuflem piwa w tawernie. – W życiu nie widziałem tylu łowców fok, co tego roku!
– Ja tam nie wiem, ale od początku roku podniosłem cenę za przewóz trzykrotnie, a ci frajerzy nadal płacą bez gadania!
Musi tylko dostać się do jej sypialni. Bogowie! To prawie tak, jak dwanaście lat temu, gdy wiedziony rozkazem swej pani lub własnym pożądaniem przemykał się do jej komnat, by się z nią zobaczyć i ją posiąść. Od razu czuje się młodszy, a w jego ciało wstępuje zapomniany wigor. W czasie tamtej misji poznał wszelkie tajemne przejścia i dojścia do zamku, a zwłaszcza do zajmowanej przez jego chlebodawczynię części rezydencji.
Może tym zajmuje się całymi dniami król: dochodzeniem, kto przerobił jego twierdzę na ser szwajcarski i gdzie by tu najtaniej kupić materiały na remont.
Wszelkie tajemne przejścia i dojścia? To ciekawe… widzicie w zamkach, właśnie w takich wieżach jak ta, w której miała mieszkać królowa, blisko sypialni umieszczano pomieszczenie zwane garderobe, czyli po prostu latrynę. Często budowano je w ten sposób, że taki kibelek miał szyb sięgający niemal do gruntu. Zdarzało się też, że atakujący dostawali się do wnętrza zamku właśnie przez ten szyb. Ciekawe, czy szturmując sypialnię królowej Severo zapoznał się i z tą drogą.
Ciekawe: jak zareaguje Amarylis, widząc swego kochanka sprzed lat? I jak obecnie wygląda? Czy czas był dla niej łaskawy? W końcu kobieta ma już trzydzieści trzy lata! Wówczas była pięknością, której nie umiał się oprzeć, a jak będzie dziś, po tak długiej rozłące?
Hahaha, i już wiemy, dlaczego Severo mógł przeżyć, natomiast Alma musiała umrzeć i odrodzić się na nowo. No przecież nasz piękny i młody Miszcz nie związałby się ze staruszką po trzydziestce!
Trzydzieści trzy lata! Pośpiesz się Sevciu, może zdążysz na pogrzeb!
(Swoją drogą, jak bardzo widać, że to było pisane w czasach licealnych, kiedy trzydziestolatkowie wydają się już starcami stojącymi nad grobem… Dziwię się tylko, że autorki, wydając książkę te naście lat później, tak bezrefleksyjnie przepisały te fragmenty.)
Nie miały czasu, musiały nawrzucać jeszcze te wszystkie podobieństwa do “Gry o tron”. Jakoś wątpię, żeby spotkały się z twórczością Martina w liceum, stawiałbym na to, że były pod wrażeniem serialu.
Oby, jak za tamtych dni, nadal była znudzona starym mężem oraz otaczającymi ją dworzanami, bo to ułatwi mu zadanie. Królowa, która zna przyrodzenia chyba wszystkich mężczyzn swego kraju – Severo parska śmiechem z własnej myśli – z otwartymi ramionami przyjmie powiew nowości w alkowie, jaki jej dostarczy, przybywając wraz ze swym Olbrzymem do Trysil. Będzie to takie orientalne urozmaicenie rutyny w jej życiu. W zamian za miły wieczór czarnowłosy zażąda od niej potrzebnej mu informacji.
Wygląda na to, że jeśli choć jeden obywatel Tahitanii złapie jakiegoś syfa, choroba rozniesie się na cały kraj. Huh.
Po co właściwie ona siedzi w tym zamku? Jej relacja z mężem i córką jest żadna, zdążyła wszystkich wyobracać po trzy razy i najwyraźniej nie ma nic do roboty w zarządzaniu krajem. Skoro i tak trwoni kasę na zbytki, to nie może jej przepuszczać w podróży, odwiedzając arystokratyczne przyjaciółki za granicą?
Nie, gdyż albowiem ponieważ…
(…)
Severo zostawia na polanie swego konia oraz wilka, który oczywiście towarzyszył mu przez całą drogę oraz przygotowuje sprzęt do wspinaczki, żeby za jego pomocą wspiąć się bezpośrednio do okien królowej.
Tymczasem królowa Tahitanii, Amarylis, odbywa wieczorną kąpiel, rozmawiając przy tym ze swymi dwórkami o tym, jak bardzo się nudzi i jak strasznie nudny jest jej małżonek, Randon, którego już od roku nie wpuszczała do swego łoża. Aż tu wtem! zza kotary wyskakuje przyczajony Severo, dwórki zostają odprawione, a Sevcio… przygotowuje grunt do zdobycia interesujących go informacji. 😉
– Wiesz, po co przybyłem – mówi, wodząc palcami po plecach brunetki. – Jednak w przeciwieństwie do innych naiwnych poszukiwaczy w pełni zdaję sobie sprawę, że Ariadny nie ma w Tahitanii, za to właśnie w jej domu znajduje się wskazówka, gdzie jej szukać. Chcę, byś mi pomogła ją wydobyć. Domyślam się, że nie masz pojęcia, gdzie jest twoja córka. Gdybyś wiedziała, od razu udzieliłabyś takiej informacji ludziom Cesarza, którzy przyjechali po nią do Trysil. Wiem, jak bardzo pragniesz tego małżeństwa, dlatego zwracam się z tym bezpośrednio do ciebie. Ja również działam w imieniu Saula. Ty chcesz powrócić na Południe, by żyć tam godnie, a nie tkwić tu, na odludziu, samotna i niespełniona.
Niedawno na forum dyskutowaliśmy o rodzicach Arienne i wyszła nam ciekawa sprzeczność. Władcą jest ojciec i to on rządzi krajem, lecz jest on Anturyjczykiem z południa i ma śniadą skórę, podobnie jak jego siostra Alma. O matce Arienne padały wzmianki, że pochodzi ze starego tahitańskiego rodu i dziwiło nas zachowanie królewskiej pary. Ojciec włóczy się po dziczy zupełnie jakby znał te tereny od urodzenia (i nie miał na głowie królestwa do rządzenia), matka zaś ziewając przebiera w nielicznych zastępach kochanków i tęskni za południem… bo stamtąd pochodzi. Jakim cudem ta dwójka wylądowała na tronie Tahitanii? Teoretycznie można by to wyjaśnić, że tron wpadł im w ręce dzięki łutowi szczęścia, ale mamy już teorię Kury z poprzedniej części – Tahitania to po prostu faktoria handlowa na zadupiu, której kierownik dumnie nazwał się królem.
Ok, na to akurat mamy wyjaśnienie w pominiętym wcześniej fragmencie o powiązaniach rodowych władców Kontynentu. Matka królowej Amarylis pochodziła z Tahitanii i została wydana za króla Hermana z Esterwaldu, któremu urodziła córkę i umarła w połogu. Więc rzeczywiście Amarylis mogła od dzieciństwa wychowywać się na południu i powrócić do nieznanej sobie ojczyzny matki dopiero jako żona Randona. Przyrodnią siostrą Amarylis jest Oktawia, królowa Salmansaru – córka Hermana z pierwszego małżeństwa. Co się stało z tahitańską dynastią królewską, że tron opustoszał i mógł zostać zajęty przez Anturyjczyka Randona – nie wiadomo.
W sumie jak to czytam, to wychodzi mi, że korona powinna przypaść Amarylis, a Randon powinien być księciem-małżonkiem… No i powinna być określana jako esterwalkda, skoro jest nią po ojcu i z kultury w której się wychowała.
Severo proponuje układ – informacje o Ariadnie w zamian za wygodne życie dla Amarylis na cesarskim dworze, gdy córka już zostanie cesarzową. Że też żaden z poprzednich szpiegów nie wpadł na ten pomysł!
(…)
– Sądziłam, że zaczekasz nieco dłużej z interesami, ale skoro tak ci się spieszy do owej nagrody, to coś ci pokażę. – Królowa powstaje leniwie z łoża i zaczyna zakładać przygotowaną na wieczerzę z Randonem
Mój mózg przekręca to imię na dwa sposoby: “Random” lub “Radom”.
Na wieczerzy podadzą zupę chińską.
szkarłatną suknię wprost na swe nagie, jeszcze rozgrzane miłością, ciało. – Znamy się zbyt dobrze, żebym ukrywała przed tobą podobne oczywistości i udawała kogoś, kim nie jestem. Masz rację, o niczym bardziej nie marzę niż o tym, by ktoś wreszcie znalazł moją córkę i dostarczył ją na dwór Saula. Mogłabym wówczas raz na zawsze wyrwać się z tego przeklętego, lodowego więzienia.
Najwidoczniej w tym świecie po wydaniu córki za mąż, matka wyjeżdża wraz z nią. Interesujące.
Królowa i Sev idą do komnaty Arienne.
Randon do tej pory nie chciał uchylić mi rąbka tajemnicy, gdzie wywieziono naszą córkę. A chyba sam wiesz, jak przekonująca potrafię być, gdy mi na czymś zależy. – Spogląda na czarnowłosego wymownie.
E tam, chyba jej aż tak nie zależało. Ariadny nie ma od kilku miesięcy, tymczasem królowa wcześniej sama się przyznała, że nie wpuszczała małżonka do łoża już od roku.
– On się jednak zaparł, by nikomu nie wyjawić miejsca jej pobytu.
A może po prostu sam nie wie?
Zabezpieczył tożsamość Ariadny na wszelkie możliwe sposoby. Nigdy nie sporządzono jej portretu, a nawet, gdyby ktoś zechciał ją zobaczyć, używając czaru, od razu napotka barierę magiczną, która skutecznie ją chroni. Ale służę ci wszelkimi informacjami, jakie mam na jej temat. Zresztą wejdźmy do środka. – Otwiera drzwi do komnaty. – Pokój mej jedynaczki dokładnie odzwierciedla jej charakter.
I po charakterze ją rozpoznasz!
Nagle Amarylis i Severo po wędrówce w ciemnościach wkraczają w krainę jasności. Kamienne mury przestronnego, prostokątnego pomieszczenia pomalowane zostały na kolor przywołujący na myśl klarowny błękit nieba w najbardziej mroźny dzień zimy. Niespotykany lazur przecinają cieniutkie wstążki, które nabierają kształtu przy bliższym obejrzeniu.
Ja i tak oczami duszy widzę pokój nastolatki z katalogu Ikei.
Mieniące się niczym promienie słońca nitki wyrysowane na wszystkich ścianach komnaty okazują się dziewczęcym pismem, które zawarło magiczne zaklęcia zapisane w przeróżnych językach Kontynentu.
Widząc, jak jej towarzysz z zainteresowaniem studiuje te niezwykłe, młodzieńcze notatki, Amarylis uśmiecha się krzywo.
– Teraz już wiesz, że moja córka obdarzona jest mocą. Jednak ta jej nieszczęsna fascynacja światem magii będzie już wkrótce całkiem bezużyteczna i bezsensowna, skoro zostanie Cesarzową Fenian. Zamiast studiować księgi z zaklęciami, do czego od dziecka zachęcał ją Randon, powinna moim zdaniem w pierwszej kolejności nauczyć się, jak właściwie wykorzystywać swą kobiecość.
W pierwszej kolejności od dziecka powinna się uczyć wykorzystywać kobiecość???
No, w świecie, gdzie szesnastolatka słyszy wypominki, że taka stara, a jeszcze sobie męża nie złapała…
Jest przecież bardzo ładna, a zupełnie nieobyta w relacjach damsko-męskich. Kompletna ignorantka! A w końcu na dworze w Fenis taka umiejętność przyda jej się dużo bardziej niż znajomość czarów.
A o urokach miłosnych królowa nie słyszała?
Czytaniu w myślach, tworzeniu iluzji, niewidzialności, wymazywaniu wspomnień? Jej Nimfomańskość tyle omija!
Anturyjczyk podchodzi bliżej do ściany naprzeciw białego łoża i nie może oderwać wzroku od napisanych złotą farbą znaków. Nie słyszy tego, co mówi Amarylis, gdyż właśnie poraziło go poczynione w tym momencie odkrycie. Od razu bowiem orientuje się, że litery, które ma przed sobą, nie są mu obce. Jest pewien, że zna ten charakter pisma. Zbyt wiele czasu spędził z Arienne w Archiwum, uzupełniając księgi i rejestry Związku, żeby nie wiedzieć, jak wyglądają zdania skreślone jej maleńką dłonią. Widział też wielokrotnie obłożony cielęcą skórą notes, w którym jego Milady zawsze spisuje nowe zaklęcia poznawane na zajęciach z Venem.
Pewnie od Moleskine. Łezka mi się w oku kręci… Biorące pod uwagę, jak starannie ukrywa się Arienne, to notes ma pewnie napis “made in Tahitania” i wytłoczony herb rodziny królewskiej.
Dreszcz przeszywa jego ciało. W takim razie dlaczego mu się nie przyznała? Czemu nie powiedziała, kim jest? Na początku ich relacji odpowiedź na to pytanie byłaby oczywista ze względu na rodzaj łączących ich stosunków i fakt, że ich znajomość zaczęła się w tak drastyczny sposób. Ale teraz? Teraz, gdy stali się sobie tak bliscy, a on gotów jest poświęcić wszystko, co ma, wybrana przez niego kobieta nie mówi czegoś tak istotnego, pozwalając mu jechać na bezsensowną, bezowocną misję i narażać się przed Cesarzem? Dlaczego to zataiła, skoro z całą pewnością domyśliła się, po co wzywa go Saulo?
Próbowała ci powiedzieć, ale byłeś zbyt podniecony swoją genialnością, by zwrócić uwagę.
Czując mętlik w głowie, Severo odrywa dłoń, którą wodził po jednej z napisanych w języku tahitańskim inkantacji. Jakby mało mu było wrażeń, gdy dokładnie wczytuje się w cały napis, okazuje się, że zaklęcie jest złożonym z paru wersów wezwaniem. Jego słowa podświetlają się kolejno, gdy przesuwa po nich wzrokiem [karaoke!] a ich treść sprawia, że mężczyzna przez moment nie może oddychać swobodnie.
Strażniku Księgi przyzywam Cię
Rycerzu, w mym życiu pojaw się
Od Zła ochraniaj Boginię Swą
A pokieruję przyszłością Twą
Jam przez Przeznaczenie wskazana
Twą Oblubienicą pisana
Oj ta dana!
Nemrod był cienki, ale Arienne też nie ma talentu.
Zaprawdę powiadam wam, jeśli macie dość tej ichniej poezji…to nie czytajcie do końca.
– Arienne… – wyrywa się z jego ust szept i wszystko zaczyna się układać w całość.
Czyżby nadeszła ta wiekopomna chwila?
Ona jest Tahitanką. Wywodzi się ze szlachty. Ma wielką moc. Wierzy w Przeznaczenie i legendę o Księdze. Właśnie w Severze chciałaby widzieć Strażnika Bogini i łączy z nim swe plany na dalsze życie. I to już nie jego wyobraźnia ani tęsknota, lecz fakty. Bo ile może być podobnie utalentowanych, wykształconych, dobrze urodzonych Tahitanek w tak młodym wieku, które miałyby powody do tego, by opuścić rodzinny dom i skryć się w najbardziej niewiarygodnym z miejsc na Kontynencie? I to podobieństwo do królowej… To jednak nie przypadek.
Trzask! Po dłuuugich, dłuuugich poszukiwaniach dwa neurony w czaszce Sevcia wreszcie się spotkały!
Padły sobie w objęcia i po chwili nieopisanej radości zamarły. “Czy ja właśnie przeleciałem swoją teściową?”
Anturyjczyk nie potrzebuje już nawet pytać Randona o posiadane przez niego informacje, gdyż prawda staje się oczywista. W tym momencie czuje się jak skończony głupiec. Oszukany i zdradzony przez kobietę.
To nigdy nie jest wina Sevcia. Swoją drogą to jednak ciekawe, że Arienne łatwiej było wyznać, że “jest boginią przeznaczenia” niż to, że jest następczynią tronu północy etc.
Czarnowłosy Mistrz odchodzi od ściany. Ogarnięty przez niebezpieczną złość, zaczyna przechadzać się po pokoju, patrząc z coraz większą irytacją na znajdujące się w nim przedmioty. Wszystkie gustowne, dziewczęce meble utrzymane są w tonacji bieli i złota, a ich niewielkie gabaryty świadczą o tym, że ich właścicielka nie jest obdarzona słusznym wzrostem.
Ekskjuzmi, czy Arienne ma wzrost siedmioletniego dziecka, że aż specjalnie muszą dla niej robić mniejsze meble? Siedząc na normalnym krześle dynda nogami w powietrzu?
Pomylili drzwi i weszli do pokoiku przygotowanego dla hobbitów.
Severo przechodzi obok rozpalonego kominka, przed którym leży futro białego niedźwiedzia [futrzasty dywan przed rozpalonym kominkiem w niezamieszkałym pokoju – co może pójść nie tak?], zapewne upolowane dla tahitańskiej dziedziczki przez uwielbiającego ją ojca, który dotychczas był jedynym mężczyzną jej życia. Mija stojącą pod oknem złotą harfę, po której strunach przemyka długimi palcami, by w końcu zatrzymać się przed inkrustowaną kamieniami szlachetnymi toaletką znajdującą się we wnęce przy łożu. Przystaje przed nią i sięga po stojące na niej perfumy przelane do sporej wielkości flakonika wykonanego z cennego, tahitańskiego kryształu. Fiołki. A jakże.
Nie macie wrażenia, że jesteśmy w “Krainie Lodu”? Niby ubogie zadupie na końcu świata, gdzie tylko śnieg, mróz i białe niedźwiedzie, a tu proszę, całkiem przyjemny i bogato wyposażony pałacyk. I nikt nie docieka, skąd wzięły się na to pieniądze.
Spytaj te biedne foki.
A może król siedzi całymi dniami w gabinecie, pisząc listy z kolejnymi prośbami o pożyczki i pomoc? “Mam horom curke”…
http://images6.fanpop.com/image/photos/37200000/Queen-Elsa-s-Ice-Palace-Ice-Castle-frozen-37224044-500-351.jpg
Stwierdza, wąchając zawartość i czując, jak ogarnia go furia. Szklana buteleczka pęka w jego dłoni pod wpływem niekontrolowanej siły, z jaką ścisnął ją mężczyzna. Severo strzepuje szklane opiłki z pachnącej ręki [nie zwracając uwagi na krew kapiącą na białe futro], a unosząc głowę, w zwierciadle toaletki dostrzega swe oczy – płonące wściekłością, krwawe i złe.
Nie! Nie może pozwolić, by moc przejęła nad nim kontrolę! Nie tutaj, nie teraz i nie w związku z jego Milady. Musi stłumić jej wybuch, nim będzie za późno. Gdy tylko powróci do Ravillonu, wyjaśni to z Arienne, czy też Ariadną, jak chyba powinien ją od teraz zacząć nazywać w swych myślach. Być może dziewczyna wciąż się go boi? W końcu jeśli naprawdę jest córką Randona i tahitańską następczynią tronu, to potraktował ją strasznie. Poniżył, sprofanował, odebrał godność…
A gdyby nie była księżniczką, to ojtam?
To łatwiej olać konsekwencje – a tak to oj, bo to król będzie wołał na dywanik 😛
Ale przecież tego nie chciał. Pragnął jej od pierwszego spotkania, skąd jednak mógł wiedzieć, że przyjdzie mu wziąć na faworytę prawdziwą księżniczkę?! W głowie mu się nie mieści, by ktoś, w czyich żyłach płynie błękitna krew, trafił do Ravillonu. Choć przecież właśnie odkrył, że sam nosił koronę, więc może nie jest to coś aż tak wyjątkowego? Panie, tych cysorzy i królowych poukrywanych po plebsie tyle, że można koszami wynosić! Strach przed drzemiącą w nim okrutną mocą także może być przyczyną, dla której jego Milady nie wyznała mu prawdy. A może po prostu chciała go chronić? By nikt nie powiązał go z jej osobą? Przecież jest obecnie najcenniejszą z kobiet na Kontynencie, a szukający jej szpiedzy i najemnicy nie cofną się przed niczym, by uzyskać do niej dostęp.
Weźcie już przestańcie mnie rozśmieszać, bo zaraz się zasmarkam na śmierć.
Najbardziej poszukiwana kobieta kontynentu, o bardzo charakterystycznej urodzie, zamiast siedzieć w zamku jak mysz pod miotłą, jeździ sobie swobodnie a to do pobliskiego miasta (gdzie ponoć pół Anturii ściąga, by leczyć się u Vena), a to do spa (gdzie spotyka całe tłumy szlachty) i pies z kulawą nogą się tym nie interesuje!
Stanowczo musi z nią porozmawiać. Oby tylko nie trafił na dziecięcy opór z jej strony, bo wtedy nie ręczy za siebie.
Jak przełoży przez kolano!
(…) Karminowy płomień znika ze źrenic, a Severo, już spokojniejszy, dostrzega leżący na blacie toaletki złoty przedmiot. Maleńki zegarek z wygrawerowanym na kopercie monogramem zawierającym inicjały tahitańskiej dziedziczki – A. A. M. Mężczyzna błyskawicznym ruchem zgarnia błyszczący drobiazg, kryjąc go niepostrzeżenie w rękawie kurtki, po czym obraca się ku Amarylis, chcąc uzyskać ostateczne potwierdzenie dla swych przypuszczeń.
Ta zaś stała bez ruchu, zafascynowana plecami Sevca tak bardzo, że aż ślina kapała na podłogę. Serio, koleś zdusił w łapie szklany flakonik, a ta nawet nie zwróciła na to uwagi!
Ach nie, przepraszam, robi to później. O w taki sposób:
[…]
Amarylis przygląda się ciekawie potłuczonemu szkłu, po czym odsuwa się nieco dalej od miejsca, gdzie jej gość właśnie rozlał cały flakon perfum, których silny aromat unoszący się w powietrzu zatyka i dusi jej nozdrza.
– Ja też wolę inne zapachy. Chociażby czerwonej pomarańczy i mięty pieprzowej. Ale to nieważne.
Dokładnie, to jest nieważne… chwila. Czy ona myśli, że Sevcio zdusił w łapie flakonik perfum, bo nie spodobał mu się zapach?
Dostajemy też opis urody Arienne:
Tak, Ariadna wygląda dokładnie tak, jak ją opisałeś. Niska, drobnej budowy, nawet może nazbyt drobnej, jeśli chodzi o typowe gusta mężczyzn. Ma proste włosy, takie same jak moje. Choć ich barwę, długość i uczesanie mogła zmienić podczas swego wyjazdu, to na pewno kolor oczu pozostanie ten sam. A ten łatwo zapada w pamięć, gdyż niewiele Tahitanek może poszczycić się tak czystym błękitem. Całkiem zbliżonym do odcienia tych ścian. – Królowa na chwilę urywa zamyślona, po czym dodaje: – Jeśli to ci pomoże, wiedz, że z urody Ariadna bardziej niż mnie przypomina mą szwagierkę, Cesarzową Almę. Różni je jedynie karnacja, bo tamta w końcu była, tak jak i ty, Anturyjką.
A przecież miały wyglądać identycznie
A swoją drogą, Sevcio podjął tę daleką podróż, żeby dowiedzieć się, jak wygląda Ariadna… a przecież ma przy swoim boku dziewczynę z Tahitanii, szlachciankę, w tym samym wieku, co księżniczka, a że szlachty tam jest pewnie z pięć rodzin na krzyż, to zapewne jej towarzyszkę, mogącą mu ją dokładnie opisać. Nawet nie przyszło mu do głowy, żeby zapytać. *wzdech*
Arienne Nie Taka Jak Inne, odsłona MDMCXLVII.
– Co jeszcze mogę ci o niej powiedzieć? Oprócz mocy posiada umiejętność leczenia. Uwielbia muzykę. Jej śpiew, tak jak i doskonała gra na harfie, zapada w pamięć. Tańczy, niestety, lepiej ode mnie. – Kobieta uśmiecha się krzywo. – Za to, niczym wstydliwa gąska, często się rumieni. Jeżeli chodzi o potrawy, to ma mało wyrafinowany gust – lubi wszystko, co tahitańskie. Patriotka!
Na przykład kaczkę z ananasem w mleku kokosowym, narodową potrawę ludów Północy.
I nie zapominaj o truskawkach. Pewnie ojciec brał ją na te wielodniowe wyprawy w lodową dzicz, by nazbierać zapas.
Ale to wszystko przez Randona. W gruncie rzeczy to chyba określenie „córeczka tatusia” opisuje ją najlepiej. Nie jest dzieckiem, jakie zawsze chciałam mieć, z którym spędzałabym czas, rozmawiając o nowych trendach w feniskiej modzie czy planowanych w szlacheckich rodzinach mariażach [wieści o nich dostawałam z zaledwie półrocznym opóźnieniem], gdyż ona od zawsze wolała spędzać czas z ojcem i chłonąć bezkrytycznie jego arcynudne opowieści o zmaganiach wojennych z przeszłości, której nikt już nie pamięta. Niejednokrotnie wyjeżdżali razem na kilka dni, tygodni, a nawet zdarzyło im się na parę miesięcy opuścić Trysil.
Tobie imię króla kojarzy się z Radomiem, a mnie nazwa stolicy – z chorobą weneryczną. Biorąc pod uwagę tryb życia królowej, może to nie jest takie całkiem bezpodstawne skojarzenie…
I to nie po to, by podróżować po Kontynencie i jego dworach, ale żeby brodzić po pas w śniegu po tutejszych pustkowiach. Dwoje odmieńców!
A królestwem rządził wtedy najbardziej zaufany doradca króla, Olaf.
https://i.ytimg.com/vi/OBRsFOCufqA/hqdefault.jpg
Nigdy nie potrafiłam zrozumieć, co interesującego może być w technikach strategii, których Randon próbował ją nauczyć. Za to, kiedy ja chciałam ją wprowadzić w tajniki dużo ważniejszej dla niej, jako przyszłej Cesarzowej Imperium, sztuki kierowania mężem, ta odwracała się i uciekała albo do swych ksiąg, albo w ramiona tatusia. Ech, chyba muszę przyznać po prostu, że jako matka poniosłam porażkę. Nie udało mi się ukształtować tej upartej dziewczyny tak, jak planowałam – niechętnie przyznaje czarnowłosa władczyni (…)
– Wiem już wszystko, co jest mi potrzebne – zwraca się do królowej. – Bardzo mi pomogłaś. Powrót do Tahitanii, tak jak przewidziałem, okazał się owocny. Teraz cię opuszczę. Nie mogę dłużej tu zostać.
Zauważcie: królowa ani słowem nie wspomniała o Tamirze, która jakoby opiekowała się księżniczką od dzieciństwa. A przecież powinna skojarzyć, że obydwie znikły w tym samym czasie! Tyczasem Tamira żyje sobie spokojnie w Esterwaldzie, nikt jej o nic nie wypytuje, szpiedzy cesarscy nie pukają do jej drzwi…
Odwracają się na pięcie, widząc chytrze wywieszoną karteczkę “Przerwa na nieczynne, urlop z powodu inwentaryzacji nieposiadanych wskazówek”.
– O nie! Teraz na pewno nigdzie nie pójdziesz! – W drzwiach komnaty pojawia się wysoki, śniady mężczyzna ubrany zgodnie z tutejszą modą dworską w granatowy kaftan pozbawiony rękawów, spod którego wystaje idealnie biała koszula.
Dziwna moda jak na warunki panujące w tej części świata. No i ta “tutejsza moda dworska” w odniesieniu do zamku z setką mieszkańców…
W lewym skrzydle focze rękawiczki robiły furorę, a na parterze weszła nowa kolekcja strojów kąpielowych ze skór orek.
Jego czarne włosy są krótko ostrzyżone i lekko przyprószone siwizną. Nowo przybyły ściąga w gniewie brwi. – Jak szczur zakradasz się do mego domu i spiskujesz z moją żoną! Niech zgadnę, parszywy Związkowcu: to Cesarz cię przysłał, byś odnalazł mą córkę?! (…)
Król rzuca się na Severa z mieczem…
Mistrz Walk z łatwością paruje cios króla, jednak nie odpowiada na niego. Cofa się w stronę okna, choć królewski przeciwnik nie odstępuje, z zawzięciem starając się go dopaść. Zmusza czarnowłosego do uników i ustąpienia pola. Severo bowiem nie zamierza skrzywdzić króla. Nie chce z nim walczyć ani go atakować. Nie może podnieść na niego ręki. Wszak Randon jest ojcem Ariadny i bratem Almy. Wystarczy, że w swej nieświadomości dopiero co spędził wieczór w łożu z jego żoną. Ponad krzyżującymi się ze sobą klingami pospiesznie przygląda się władcy. Źle wygląda. Wychudł. Postarzał się. I ta siwizna! Czterdzieści trzy lata, tęsknota za córką i liczne zmartwienia całkiem zrujnowały tego przystojnego niegdyś mężczyznę.
Biedny Sevciu, jeszcze chwila, a i ty zdziadziejesz do reszty… Czterdziestka za pasem!
Król strąca na ziemię olbrzymi kandelabr ze świecami, od którego zajmuje się drewniana podłoga.
– Nie zamierzam skrzywdzić Ariadny! – Severo odskakuje, nim oręż władcy dosięga jego wamsu, po czym, widząc, że droga ucieczki przez balkon jest dla niego odcięta, gdyż cała posadzka stoi już w płomieniach, a drzwi tarasuje olbrzymi kandelabr, przechodzi do ofensywy.
A tego… lodowa magia? Nie mógłby zgasić płomieni jednym machnięciem ręką czy cuś?
Musi być ostrożny, by nie zranić tahitańskiego monarchy, jednak tylko dzięki pokonaniu go dotrze do drzwi. Naciera więc na króla z takim impetem, że mężczyzna po chwili zaciętej walki zostaje zepchnięty na zajęte już częściowo ogniem łoże.
A gdy udaje mu się odzyskać równowagę i zrywa się pospiesznie na nogi, by ponownie rzucić się na Mistrza Walk, ten odstępuje od niego, by podążyć ku wyjściu. Jednak w tym momencie pod wpływem pożaru (pod wpływem, znów to cholerne pod wpływem! No dobra, tu może akurat pasowałoby “pod wpływem temperatury”, ale nie pożaru, na litość boską!) oraz magicznej energii, która zaczyna szaleć w komnacie, podświetlając napisy na ścianach i wręcz namacalnie unosząc się w powietrzu, kilka olbrzymich belek podtrzymujących powałę odrywa się ze stropu, by następnie runąć z impetem na podłogę. Jedna z żagwi spada wprost na monarchę, powalając go i przygwożdżając do parkietu.
Czarnowłosy wojownik jest już na korytarzu, gdy dobiega go przepełniony bólem krzyk króla. I choć słyszy w oddali głosy nawołującej się służby i żołnierzy, natychmiast zawraca do alkowy Ariadny, by zobaczyć, co się stało. Widząc Randona przygniecionego olbrzymim, płonącym fragmentem sklepienia, bez namysłu rusza, by mu pomóc. Zapierając się całym sobą, zrzuca potężną żerdź z ciała oszołomionego władcy. Chwyta jęczącego z bólu mężczyznę w pasie i wlecze do wyjścia. W chwili gdy obaj znajdują się na zewnątrz, magiczna moc sprowokowana ich walką doszczętnie rozsadza komnatę. Severo unosi się znad Randona, którego osłonił własnym ciałem przed wybuchem. Z ulgą stwierdza, że mężczyzna żyje, lecz przez jakiś czas będzie zapewne przykuty do łoża, gdyż jego nogi wyglądają fatalnie – zmiażdżone i całe we krwi.
No, jakiś czas. Co to dla pseudośredniowiecznej medycyny.
Koleś stał, spadły na niego belki i ma poranione nogi? Jak dla mnie powinien dostać w głowę…
Jedyną drogą ucieczki dla Severa jest okno na końcu korytarza.
Gdy patrzy w dół, ze zgrozą stwierdza, że stoi na skraju przepaści. Pod jego stopami jest pustka, a gdzieś na jej zamglonym dnie znajduje się skuty wieczną zmarzliną Ocean Lodu.
Wieczna zmarzlina to zamarznięta ziemia, a nie woda.
To dla podkręcenia dramatyzmu! Swoja drogą autorki często używają słów, których znaczenia do końca chyba nie rozumieją, ale pasują im, bo odpowiednio brzmią.
– Nie masz dokąd uciec, głupcze! – śmieje się Vejmon, zbliżając ku oknu. Choć kapitan, wywodzący się jak sam władca Tahitanii z Anturii, jest rówieśnikiem króla, wygląda dużo młodziej od ojca Ariadny, a na jego czarnych, przyciętych blisko głowy lokach nie ma śladu siwizny.
A moment, w którym ściga i zaraz dopadnie Severa jest najlepszy na takie opisy.
– Złaź natychmiast! Jesteś aresztowany!
– Aby mnie złapać, musisz podążyć za mną! – Severo odwraca się na powrót w stronę skarpy, po czym wyszeptuje do siebie: – Jeśli naprawdę jesteś Boginią Przeznaczenia, a ja twoim Strażnikiem, spraw, bym przeżył to szaleństwo, które właśnie zamierzam uczynić, gdyż chcę cię jeszcze zobaczyć, najdroższa… – Po czym przymierza się i drąc się na całe gardło, skacze z parapetu w mroczną otchłań.
– GERONIMOOOOOOooooo!!!
Dziwni ludzie odziani w biel ratują tonącego Severa (oczywiście nie obyło się bez magicznej interwencji Arienne na odległość).
Arienne i Taida udają się do Esterwaldu, gdzie Taida znajduje schronienie na dworze Hermana, dziadka Arienne. W Esterwaldzie Arienne spotyka Tamirę.
– Znalazłam ją! Znalazłam Księgę! A wraz z nią wiadomość od mej poprzedniczki. A wszystko dzięki medalionowi, który mi podarowałaś. Okazało się jednak, że dotychczas był niepełny. Potrzebowałam do niego drugiej połowy i dopiero gdy skompletowałam mapę Cesarstwa, łącząc moją Anturię ze znalezioną przypadkiem Fenerią, wskazał mi drogę do Przeznaczenia. Tylko dlaczego mi nie powiedziałaś, że ostatnią Boginią przede mną była moja ciotka, Alma z rodu Merrettich?!
A bo wiesz, jak się rozstawałyśmy na początku książki, to pojęcia nie miałam o Boginiach Przeznaczenia i tych wszystkich mistycznych szujstwach!
– Och! – Tamira z przejęciem dotyka bezcennego pergaminu, którego nawet nie śmie otworzyć. Chyba rozwinąć? Zdając sobie sprawę z jego nadzwyczajnej mocy, szybko cofa dłoń. – Alma nie wspominała nic o drugiej połówce medalionu.
No jak nie, jak tak, przecież w liście skierowanym do Arienne wyraźnie pisze, że podarowała część medalionu. Ukrywałaby to przed Tamirą, wykonawczynią swej woli?
A swoją drogą…
Jak pamiętacie, kiedy poznajemy Arienne, ma ona na sobie medalion – ale zupełnie inny, przedstawiający drzewo w okręgu. Potem, kiedy z rzadka pojawiają się wzmianki o “medalionie otrzymanym od Tamiry”, nic nie sugeruje, że to nie jest ten z drzewem. Tamten, który więzień przekazał Severowi, również nie został w żaden sposób opisany. Dopiero dobrze poza połową książki dowiadujemy się, że Arienne posiadała “medalion z mapą Anturii” – znaczy, kiedy autorki wpadły na ten pomysł, nie zadbały o to, by przeredagować wcześniejsze fragmenty.
Zero zdziwienia.
Wedle rozkazu Cesarzowej miałam jedynie dostarczyć następczyni jej mocy klucz prowadzący do ukrytej przez nią Księgi. Już w pierwszej chwili, gdy ujrzałam cię jako niemowlę, rozpoznałam w tobie moc Almy i wiedziałam, że to tobie należy się jej medalion. Zresztą to było oczywiste – dziewczynka z rodu Merrettich, urodzona w dniu śmierci poprzedniej Bogini, musiała być naznaczona piętnem Przeznaczenia. Spełniłam więc swą funkcję zgodnie z przyrzeczeniem złożonym przyjaciółce. Zaopiekowałam się tobą i nauczyłam, jak panować nad magiczną potęgą, którą cię obdarzono, oraz ukryłam przed wrogiem.
No właśnie, Tamira była opiekunką Arienne już od jej niemowlęctwa, tymczasem na dworze w Trysil nikt zdaje się jej nie pamiętać.
Więcej wskazówek nie otrzymałam. Alma nie dała mi na przechowanie Księgi, by nikt mi jej nie odebrał i za jej pomocą nie próbował, gdy byłaś jeszcze nieświadomym, niewinnym dzieckiem, wykorzystać twej niezwykłej mocy do niegodnych celów i zmiany Przeznaczenia. Niestety, Mitylena jakimś sposobem weszła w posiadanie najpilniej strzeżonego sekretu rodu Almy, w którym już od wieków przychodzą na świat kolejne wcielenia Bogini Przeznaczenia, i stąd po śmierci Cesarskiej Pary, gdy tylko na powrót zajęła tron w Fenis, powzięła plany twego mariażu ze swym wnukiem.
Jakimś sposobem… skoro od wieków Boginie (wkurza mnie to słowo, awatar czy wcielenie Bogini brzmiało lepiej) rodzą się w rodzie Merrettich, to i tak zakrawa na cud, że sekret wydał się dopiero teraz.
Biorąc pod uwagę, jak bardzo te boginie nic nie mogą, to w sumie się nie dziwię. Po czym ktokolwiek miał taką poznać, skoro w żaden sposób nie manifestowała swej mocy?
Dzięki waszemu małżeństwu ściągnęłaby cię na Południe, by sprawować pełną kontrolę nad Księgą i jej Panią.
Khęęęę… Skoro Mitylena od samego początku wiedziała, że Arienne jest kolejnym wcieleniem Bogini Przeznaczenia i chciała ją kontrolować, to nie prościej było wysłać jeden solidniejszy oddziałek do tej stuosobowej stolicy, której broni AŻ dziewiętnastu żołnierzy (i to wtedy, kiedy siły są wzmocnione) i porwać ją, póki była dzieckiem i nie władała swą mocą?
Nie mówiąc już o tym, że matka Arienne z pieśnią na ustach dopomogłaby w realizacji tych planów!
(Albo: ojciec Arienne jest bratem zamordowanej Almy, więc potencjalnym buntownikiem przeciwko obecnej cesarzowej. A jakby tak zapewnić sobie jego lojalność, biorąc na dwór zakładniczki w osobach żony i córki? Takie rozwiązanie było bardzo popularne wśród dawnych władców!)
Arienne entuzjastycznie wykrzykuje jeszcze hymn pochwalny na cześć Severa, który jest taki wspaniały, cudowny, ach, och i ojejku! Tamira nie wydaje się przekonana.
– I pozwoliłaś, aby ten ideał uczynił cię swoją faworytą – stwierdza, zakrywając z powrotem Znak gwieździstą materią. – Teraz żałuję, że cię tam zawiozłam. Trzeba było inaczej to rozegrać. Jak twój ojciec się o tym dowie…
Hej, Arienne, spoko by było gdybyś, no wiesz, nie wspomniała staremu, że to ja cię tam podwiozłam, nie? Powiedz, że sama wypożyczyłaś łódkę czy coś, no nie bądź taka, twój stary mnie zabije, jak się o wszystkim dowie!
Uśmiech natychmiast znika z mej twarzy.
– To będzie moment największego wstydu dla mnie – przyznaję ze spuszczoną głową. – Wiem. Jednak wówczas, gdy to się stało, moja moc okazała się bezskuteczna.
– Sądziłam, że Lew, którego ujrzałam w gwiazdach, będzie cię bronił, że znajdziesz w nim swoją ostoję, a nie kochanka. Na bogów, Ariadno! Przecież nigdy nie chciałaś upodobnić się do swojej matki!
TY GŁUPIA KROWO, przecież wiedziałaś, gdzie ją wywozisz i jak wygląda życie kobiet w Ravillonie (no nie wierzę, żeby mając kontakt z Caris tego nie wiedziała!). Zostawiłaś ją w miejscu, gdzie miała wybór tylko pomiędzy zostaniem czyjąś faworytą, a gwałceniem przez wszystkich pozostałych. A teraz masz pretensje?
– A tak w ogóle to dlaczego przebywasz teraz w Esterwaldzie? Moja ciotka znowu dała ci jakieś zlecenie?
– Jak zwykle misja czysto dyplomatyczna – śmieje się Tamira. – Swatam Jego Królewską Mość Hermana. Oktawia obmyśliła sobie, że jej ojcu przyda się kolejna żona i że najlepszą kandydatką do tej roli będzie córka władców Eldaru – Oliwia. Więc ja mu ją dyskretnie rekomenduję.
– Ależ ona ma dopiero czternaście lat! – wykrzykuję wstrząśnięta.
Czemu wstrząśnięta? Mieliśmy już wcześniej wzmianki, że to w tym świecie normalny wiek dla małżeństwa. Czternastoletnia córka hrabiny van Attur była już zamężna i w ciąży. Albo jesteśmy w pseudośredniowieczu, gdzie takie małżeństwa nikogo nie gorszą, albo we współczesności, gdzie to zakazane; nie w jednych i drugich czasach naraz.
– Doskonały wiek na małżeństwo. (No właśnie) Z pewnością jest już płodna, może więc dać mu upragnionego syna… w końcu do tej pory doczekał się samych córek. Ktoś musi przecież w przyszłości rządzić Esterwaldem, a tutejsze prawo zabrania kobietom zasiadać na tronie.
Arienne nadal próbuje przekonać Tamirę do Sevcia, zdradzając jej także tajemnicę, że jest on ukrywającym się Gerhardem.
***
Pod szeroką, okrągłą kopułą pradawnej budowli gromadzi się coraz więcej osób. Zwiewne, białowłose postaci bezszelestnie zdają się napływać przez dwa położone naprzeciw siebie wejścia. Świątynia zbudowana na planie okręgu mogłaby pomieścić kilka tysięcy ludzi, jednak kamienne mury obejmują prawie dwa razy więcej eterycznych zjaw. W pomieszczeniu nie ma okien, gdyż szyby, które niegdyś gościły we framugach, już dawno temu zostały powybijane. Pod ścianą leżały rozbite butelki po piwie, kamienne mury zdobiły rysunki męskich narządów rozrodczych i napisy typu “H.W.D.PIKINIEROM”. Przez strzeliste otwory w ścianach oraz przez pozbawiony częściowo dachu sufit widać rozgwieżdżone niebo, które jednak nie wskazuje żadnej konkretnej pory dnia, gdyż już wieki temu czas stanął tu w miejscu, czyniąc niemożliwym określenie właściwej godziny doby.
Pssst… Po gwiazdach też można!
Gdy wielki meteoryt uderzył w planetę, zmieniając jej ustawienie względem słońca i sprowadzając na ziemię antymagiczną materię zwaną księżycowym kamieniem, cała tutejsza kraina, przeżywająca największy w swej historii rozkwit, pogrążyła się w ciemności. Brak promieni słonecznych dał początek powolnemu procesowi upadku wysoko rozwiniętej cywilizacji. Rośliny, nie otrzymując odpowiedniej energii, zaczęły obumierać, potem zabrakło pożywienia dla zwierząt, aż w końcu głód i zarazy dosięgły ludzi. Wymęczony naród musiał więc szukać ucieczki i nowego domu. I przemierzył cały Kontynent tylko po to, by na koniec powrócić do Krainy Wiecznej Nocy. Na wieki.
Interesujący pomysł, ale skoro jesteśmy w magicznym świecie, to lepiej takie zjawiska tłumaczyć magią, serio.
Po pierwsze, uderzająca planetoida, żeby zmienić położenie osi planety, musiałaby być sporo większa niż ta, która spowodowała na Ziemi wymieranie kredowe [chlip, biedne dinusie, musiałaś mi przypominać?:(]. Szacuje się, że tamta miała ok. 10 km średnicy, w skali Ziemi to pyłek. Ergo, kataklizm też musiałby być o wiele większy, a jego skutki trwałyby znacznie dłużej. Podejrzewam, że doszłoby do całkowitego zniszczenia części kontynentów i wyparowania części mórz i wątpię, żeby przetrwało to cokolwiek żywego poza może najdrobniejszymi organizmami. Życie na planecie musiałoby startować od początku. W każdym razie z pewnością zmiana klimatu dotknęłaby całą planetę, nie tylko jeden rejon.
Po drugie, całoroczna noc polarna byłaby możliwa przy zachowaniu następujących warunków (wszystkich):
1. Kraina Nocy leży w pobliżu bieguna,
2. w bardzo głębokiej kotlinie otoczonej górami, które dodatkowo cały czas ją zacieniają,
3. oś planety ma bardzo niewielkie nachylenie.
Dwa pierwsze warunki można by spokojnie zachować i nie wpłynęłoby to na klimat, ale przy niewielkim nachyleniu osi na planecie nie występowałyby pory roku – a sami widzimy, że występują.
(za konsultację naukową dziękujemy Zaciekawionemu)
Po trzecie, wymarcie roślin i zwierząt oraz całkowite uniemożliwienie uprawy lub hodowli czegokolwiek na danym terenie spowodowałoby raczej błyskawiczny niż powolny upadek cywilizacji. Nie mówiąc już o wybuchającej panice i wojnie o dostęp do zapasów żywności.
Po czwarte, jeśli przetrwali świadkowie takiego kataklizmu, to powinien on teraz zajmować ważne miejsce w mitologii i religii tego świata, jak u nas opowieść o potopie. Ale ok, o religii i mitologii Klątwoversum nie wiemy praktycznie nic.
Aha, z dziwnych zjawisk astronomicznych – pamiętamy jeszcze trzy księżyce, które są widoczne wyłącznie nad Schatten? Siły grawitacji muszą dziwnie działać w tym świecie.
Serio, magia stanowiłaby prostsze rozwiązanie. Zwłaszcza że jak pamiętamy, szesnastolatka po półrocznym szkoleniu w magicznej akademii jest w stanie zatrzymać planetę w biegu i sprowadzić całodobową noc…
(…)
– POWSTAŃ, NAHESI! WZYWAMY CIĘ! – po wołaniu jednego z dwóch mężczyzn stojących na schodach wiodących ku podwyższeniu następuje kolejne dęcie rogu,
Mam brzydkie skojarzenia 😛
po którym nieprzytomny do tej pory czarnowłosy wojownik, wedle oczekiwań zebranych, przebudza się raptownie.
Na ten znak wszyscy padają na kolana i uginają się w pasie, dotykając czołami skutej lodem posadzki. I trwają tak w ciszy zmąconej jedynie szumem wiatru krążącego po Krainie Nieumarłych.
Całkowicie zdezorientowany Severo siada i rozgląda się wokoło, nie wiedząc zupełnie, co myśleć i uczynić w zaistniałej sytuacji.
Obwody logiczne mu przemarzły.
(…)
– Gdzie ja jestem? – Mimo iż mówi to cicho, ma wrażenie, że jego głos niesie się donośnym echem pod sklepieniem katedry.
– TU, GDZIE OD DAWNA CIEBIE WYCZEKUJĄ, NAJWYŻSZY – odpowiada mu zjawa, nie ośmieliwszy się nawet podnieść na niego spojrzenia swych białych oczu.
Severo ma wrażenie, że już kiedyś słyszał ten dziwny, ostro brzmiący dialekt. I co ciekawe, choć nie ma pojęcia, co to za język, musi nim biegle władać, skoro dokładnie rozumie słowa, które właśnie padły. Może uczył się tej mowy jeszcze w swym poprzednim życiu, jako Cesarz Fenian? Ale nie przychodzi mu do głowy żadne państwo Kontynentu – który przecież zjeździł wzdłuż i wszerz jako królewski (a nie cesarski, khę?) najemnik – które by się nią posługiwało.
A to dziwne, bo to akurat była wehikularna odmiana trollskiego, który można było usłyszeć na całym Kontynencie. Spośród innych języków tonalnych wyróżniał się charakterystycznym, bardzo wysokim tonem rejestrowym, tzw. kapslokiem.
Król czy cesarz, autorki sprawiają wrażenie, jakby im było wszystko jedno.
– Ale dlaczego? I czemu akurat na mnie czekaliście? Kim wy w ogóle jesteście?! – mówi głośniej, patrząc teraz po zebranych.
– DURAŃCZYKÓW NARÓD JUŻ OD WIEKÓW GOTÓW JEST CI SŁUŻYĆ, O NAHESI. JEDNO SŁOWO TWE, A TO, CO UJRZYSZ TERAZ, RZECZYWISTOŚCIĄ SIĘ STANIE!
Nagle wciąż klęczący z pochylonymi głowami mężczyźni bez podnoszenia się odsuwają się od ołtarza. Płynnymi ruchami na kolanach cofają się ku zamarzniętym ścianom świątyni, zostawiając wokół podwyższenia pustą przestrzeń. Jedynie dwóch z nich trwa przy schodach, wciąż na klęczkach, lecz z twarzami wzniesionymi ku swemu Władcy. Od tego momentu będą czytać jego myśli.
Severo, nie myśl o dupie Arienne, nie myśl o… Za późno.
Przed Severem pojawiają się przedstawiciele kolejnych krain Kontynentu, którzy następnie są zabijani na różne wymyślne sposoby.
– POKŁOŃ SIĘ, TAHITANIO, PRZED NADCHODZĄCYM MOCARZEM!
(…)
– UGNIJ, SALTIMARZE, SWE KOLANA PRZED NOWYM WŁADCĄ!
(…)
– STAŃ, O FENIAN, OTWOREM PRZED CESARZEM, KTÓRY DRUGI RAZ CIĘ POSIĄDZIE!
I NIE MIEJ GŁUPICH SKOJARZEŃ!
(…)
Severo nie może dłużej pozwolić na podobne barbarzyństwo. Początkowo siedzi dogłębnie zszokowany, nie mogąc się poruszyć.
Jego wrażliwe serduszko kata, najemnika i zabójcy nie może tego znieść.
Kolejna ofiara, odgrywająca salmansarską królową Oktawię, zostaje zaatakowana przez smoka.
(…)
– Zostaw ją, do cholery! – wycedza czarnowłosy, a w jego wzroku rozpala się karminowy blask. Czerwone światło otacza ciało Mistrza, a lód nową warstwą skuwa posadzkę pod jego stopami i rozchodzi się promieniście we wszystkich kierunkach katedry.
Co to jest “kierunek katedry”? To jakiś odpowiednik osiowego i krawędziowego z Dysku?
Severo pozwala odczuwanej wściekłości dać ujście na zewnątrz i tym razem nawet nie stara się tłumić swej żądnej krwi mocy. Chce zabijać i krzywdzić! Smok rzuca się na niego, lecz w chwili gdy ponownie próbuje pochwycić swój łup, od mężczyzny strzela w górę płomień porażający oczy swą szkarłatną barwą, a poparzony nim stwór odskakuje z sykiem. W tym momencie ziemia pod stopami zebranych zaczyna drżeć i pękać, a ze ścian znów osuwa się tynk. Anturyjczyk kieruje w stronę bestii płonącą ogniem dłoń, a kiedy ją unosi, smok poderwany magiczną siłą wznosi się ponad głowy białowłosych, rycząc i wijąc się w bezradności. A gdy Mistrz Walk rozwiera skierowaną na niego pięść, ciało potwora z hukiem eksploduje od środka, a na zebranych spada deszcz rubinowych iskier.
I lśniące sznury pereł w miejsce strzępów wnętrzności.
– Dość tego! Natychmiast przerwijcie to szaleństwo! – krzyczy Severo, tocząc rozsierdzonym, karminowym spojrzeniem po zbliżających się do niego tłumach. – Nie jestem waszym Władcą! Musieliście mnie z kimś pomylić!
Że co, że lodowa magia? Paaanie, u nas taką to włada co drugi chłop w każdej wiosce!
(…)
– NIECH GNIEW PANA NASZEGO WIELBIONY BĘDZIE AŻ PO KRES CZASU! – woła jeden ze stojących przy podwyższeniu mężczyzn, drugi zaś dodaje:
– GRZMIJ, NAHESI! I DO BOJU NAS PROWADŹ, BY ZEMSTĄ ODPŁACIĆ ZA WINY INNYCH!
WINCYJ TEGO CAPSA, WINCYJ KHHHHURWA!
Czarnowłosy Mistrz nie może pojąć tego, co słyszy. To jakieś totalne niedorzeczności. Do tego w głowie mu się nie mieści ta kolejna niemająca sensu egzekucja!
No przeca to dla twojej rozrywki, Cienie już wiedzą, że lubisz sobie robić heheszki ze skazanych.
Czy nacja Durańczyków składa się w tym momencie z samych przygłuchych dziadków, którzy muszą do siebie krzyczeć?
A może to jacyś pociotkowie Śmierci? Tacy, których się wyparł i wydziedziczył?
– Co tu się dzieje?! To jakiś absurd i brednie! – wykrzykuje ze złością. – Och, puśćcie mnie! Co wy wyprawiacie!
Boszzzz, nic mnie tak nie raduje w opkach jak ta nieumiejętność dobrania stylu i tonu do opisywanej sceny. Czy Wam też teraz Severo widzi się jako paniusia z torebką, oganiająca się od nachalnych dzieciaków?
Ciotka Paszczaka kontra Gryzilepki i nikt mi nie wmówi, że nie.
– Stara się wyrwać z rąk białowłosych czcicieli, którzy dotykają jego długiego do kolan, białego kaftana, butów, spodni i rubinowego pasa. Brutalnie odtrąca szarpiące go dłonie, które zaraz zastępują inne, i w tym momencie orientuje się, że zemdlona wcześniej salmansarska niewiasta, leżąca dotychczas u jego stóp, została porwana przez tłum, który dopełnia właśnie jej Losu, miażdżąc ją, tratując i rozrywając na kawałki.
To przelewa czarę goryczy. Mężczyzna, czując zalewającą go falę nienawiści i nieodpartą konieczność mordu, wznosi ponad głowy otaczających go niezliczonych zjaw swą płonącą lodowym ogniem rękę. Musi stąd uciec, utoruje więc sobie drogę za pomocą magii, idąc po trupach tych lubujących się w bieli dziwadeł. Karminowy ogień spływa z jego ciała i ogarnia kolejne rzędy klęczących wokół niego mężczyzn. Za chwilę lód spowije ich ciała, a on przebiegnie między nimi ku wyjściu.
https://media.giphy.com/media/9PpXE7ZA5TvPKgFwiW/giphy.gif
Jednak ku zdumieniu Anturyjczyka płomienie nie czynią krzywdy zebranym, którzy wydają się wręcz podnieceni możliwością skąpania się w jego blasku. Wyciągają przed siebie dłonie, pławiąc się w szkarłatnym ogniu, a ich włosy i szaty porywa magiczny podmuch. Severo rzuca kolejny czar. Zamrażając ściany katedry, tworzy na suficie tysiące potężnych sopli lodu, by następnie innym zaklęciem oderwać je od stropu. Kryształowe ostrza spadają na posadzkę, jednak żadne z nich nikogo nie trafia. Białowłosi znów wydają się pozytywnie poruszeni tym przejawem magii.
W tłumie rozlegają się pierwsze nieśmiałe brawka.
Po trzeciej próbie, gdy zmaterializowany w jego dłoniach miecz, stworzony z płomieni, znów nie wyrządza żadnej krzywdy otaczającym go wojownikom Mroku, mimo iż czarnowłosy wbija w nich karminową klingę, sieka na kawałki, ścina głowy i kończyny, a ci wciąż trwają bez żadnych obrażeń i ran, wpatrując się w niego z uwielbieniem, Mistrz Walk daje za wygraną. Odrzuca magiczną broń, którą natychmiast przechwytują zjawy, podając ją sobie z rąk do rąk i całując rękojeść, którą właśnie trzymały dłonie ich Pana, po czym bezradnie opada na klęczki między nimi.
– Nie da się walczyć z niezniszczalnym wrogiem – wyszeptuje. – Musicie być legendarnymi Cieniami z Schatten.
Cienie oferują mu zemstę na wrogach i władzę nad światem, ale Sevcio ma wątpliwości.
I czy chciałby tronu skąpanego w morzu niewinnej krwi? Czy to byłby jeszcze tron godny jego dobrej i szlachetnej Ariadny? Tak stawiając sobie pytanie, dochodzi do wniosku, że jeśli w ogóle kiedyś postanowi ponownie sięgnąć po dziedzictwo Arwernów, zrobi to sam. Własnymi rękoma. Siłą mięśni i intelektu.
Ojej, I have bad feelings about this…
Korzystając z własnego miecza, a nie wysługując się cudzym. Nikt mu wówczas nie zarzuci, że zwyciężył jak niegdyś Mitylena – jedynie dzięki niegodnemu władcy, jakim chciałby być, podstępowi.
No jakbym nie czytała, wychodzi, że Mitylena zwyciężyła dzięki niegodnemu władcy.
– Pozwólcie mi odejść – zwraca się cicho do białowłosych, opuszczając głowę, by patrząc na nich, znów nie ulec nęcącej pokusie zemsty.
(…)
Kocha Arienne!
Kocha to dziecko, które trafiło w jego ręce i które tak okropnie skrzywdził.
PEDOFIL ALERT. Nah, serio, autorki mogły sobie darować określenie “dziecko”.
I wie, że musi to naprawić. Musi zmyć ciążącą na nich obojgu hańbę. Teraz. Już. Natychmiast. I nie ma znaczenia, że Ariadna zataiła przed nim swą tożsamość. To błahostka. Pragnie z nią być i pokazać, że jest jej godzien.
– Chcę… – Severo powoli podnosi się z klęczek i staje wyprostowany naprzeciw białych postaci, z wyższością patrząc im w oczy. – Chcę pozostać sobą. Niestraszne mi cierpienia, głód, choroby czy inne ludzkie przywary. I nie potrzebuję do tego, by zaznać spokoju i szczęścia, podboju Świata. Jestem gotowy zaakceptować swoją przeszłość bez szukania sposobności do zemsty i rewanżu na wrogach w przyszłości. Dlatego jeszcze raz zwracam się do was. Jeśli nie chcecie mnie zgładzić, a jak twierdzicie, służycie mi lojalnie, puśćcie mnie wolno!
A będę cichy, łagodny jak baranek i pokój niosący!
Białowłosi przywódcy spoglądają na siebie w milczeniu. W końcu podjąwszy decyzję, wyższy z nich oznajmia:
– TWA WOLA, NAHESI, USZANOWANĄ ZOSTANIE. ODEJDZIESZ TERAZ.
Po tych słowach dwie zjawy podchodzą jednocześnie ku swemu Władcy i wyciągając przed siebie delikatne dłonie, wzniecają wokół Anturyjczyka śnieżną zadymkę. A gdy ta opada, Severo osuwa się nieprzytomny wprost w ramiona klęczących, którzy natychmiast pojawiają się przy nim i przekazują sobie jego ciało z rąk do rąk, całując jego bezwładne członki i poły szat.
Zimnym, bezemocjonalnym tonem jeden z przywódców zwraca się do drugiego:
– WŁADZA NAHESIEGO NIE POCIĄGA JAK NIEGDYŚ. ALE JEST PEWNA POKUSA, KTÓREJ TEN ŚMIERTELNIK SIĘ OPRZEĆ NIE POTRAFI, I TO JĄ WYKORZYSTAĆ NAM TRZEBA!
***
Severo budzi się na jakiejś polanie w górach, obok niego czekają koń i wilk. Zauważa, że szaty i wszystkie należące do niego przedmioty zmieniły kolor na biały. Przez chwilę ma wątpliwości czy wszystko, od momentu pozostawienia zwierząt na polanie, by wspiąć się do zamku króla Randona, nie było snem, ale znajduje w kieszeni zegarek Arienne. Postanawia wrócić, zabrać ją z Ravillonu i uciec. Następnie widzimy jak Sevcio na jakimś statku pije z kapitanem, usypia go jakąś miksturą i buszuje w kajucie szukając czegoś.
***
Mężczyzna prawie biegnie przez spowite w wieczornym mroku korytarze. Podążający za swym panem dworzanie nie mogą za nim nadążyć. Wszystkim dała się we znaki podróż w ciągłym, nieustającym deszczu. Do tego przeprawa morska do Ravillonu okazała się nie lada wyzwaniem ze względu na szalejącą nawałnicę i sztorm. (…)
Od wielu lat zastanawiano się, czy nie można by tej studniówki urządzić w jakimś przyjemniejszym miejscu i NA LĄDZIE – ot, choćby w pałacyku w Fos – ale frakcja konserwatywna wśród Mistrzów zawsze torpedowała te pomysły, wrzeszcząc, że TRADYCJA!!!
Tyle lat czekał na ten dzień! Tyle nocy nie przespał, obmyślając zemstę, pławiąc się w jej wizji, mimo ciężkiej choroby kurczowo utrzymując się przy życiu, wyłącznie po to, by jej dopełnić i dać zadość zmarłym. Chce brodzić we krwi Mityleny, tarzać się w niej i mieszać ją ze łzami, gdy wreszcie pokona swego największego wroga, a jednocześnie pomści najukochańszą siostrę, która od tej pory będzie już mogła spoczywać w spokoju.
Mimo iż solidnie się do tego przygotował, wciąż brakowało mu jednego do realizacji swego celu. Króla-mściciela. Prawowitego Cesarza. Monarchy reprezentującego utracone ideały, za którym wszyscy zgnębieni mieszkańcy Fenian, a zwłaszcza Anturyjczycy, gotowi będą pójść po zwycięstwo, które być może przyjdzie im okupić śmiercią. Damon cierpliwie czekał na niego. Kolejne dni, miesiące i lata.
Hm, właściwie – po co? Miał siły i środki, poparcie swojego ludu, był bratem zamordowanej cesarzowej, co też mogło mu dawać jakieś prawa do tronu. Jednak wolał czekać aż Sevcio się ocknie, a przez ten czas Mitylena sprzedawała jego rodaków handlarzom niewolników…
Miał go w zasięgu ręki. Wiedział, że przebywa w Ravillonie, na jego własnej ziemi. Nieświadomy swego pochodzenia ani roli, jaką przyjdzie mu odegrać w przyszłych Losach Kontynentu. Aby go więc nie narażać, a jednocześnie nie wystawiać własnej ciekawości na tak ciężką próbę, Wielki Książę Anturii starał się nie korzystać z usług Związku. Nie bywał też na organizowanych w Czarnej Twierdzy uroczystościach. Starał się nie utrzymywać kontaktów z Frygillem, choć ten był niegdyś bliskim jego sercu przyjacielem i bardzo długo, jeszcze jako Mistrz Walk, przebywał na dworze w Durevaldzie, ochraniając jego rodzeństwo – Randona i Almę.
Ach ten stary porządek. Mam kontrakt, więc co tam obowiązki mistrza i szkolenie uczniów, co tam kanon o mieszkaniu w Ravillonie. Frygill mógł sobie wygodnie przez lata żyć na królewskim dworze.
Jednak tym razem po raz pierwszy od siedemnastu lat Damon stawił się w Ravillonie w odpowiedzi na ponaglające go wezwanie starego opiekuna. Nic więc dziwnego, że ogarnęło go tak młodzieńcze podniecenie, gdy pod pretekstem uczestnictwa w wielkim zamykającym rok balu ruszył do głównej siedziby Związku.
I to, że ruszył tam tyłek pierwszy raz od lat, nie zwróci niczyjej uwagi. Na pewno.
(…)
Brat Almy zasiada w fotelu stojącym u wezgłowia łoża Najwyższego Związkowca i z trudem tłumi cisnące mu się do oczu łzy wzruszenia. Frygill również stanowi cząstkę przeszłości, w której jego piękna siostra żyła. Alma była ulubienicą Damona, jego życiem, jego powietrzem. Kochał ją całym sercem, gdyż to na nią przelał całą miłość, jaką czuł do matki, Wielkiej Księżnej Eleonory, która odeszła w dniu narodzin córki, czyniąc z niej następczynię swej – uważanej za boską – mocy i zostawiając w jej rękach wszechwładną Księgę Przeznaczenia. Damon miał dwanaście lat, gdy to się stało, i był najstarszym z trójki rodzeństwa. I nagle z następcy tronu został władcą. Eleonora umarła w połogu, a ich ojciec, Wielki Książę Filip, nie mogąc żyć bez swego kochania, odebrał sobie życie.
Bardzo odpowiedzialnie, drogi książę, bardzo.
Dwanaście lat to już staruch. Byli tacy, co zostali królem jeszcze w łonie matki.
Strażnik Przeznaczenia podążył za swą Boginią. Dzieci nie były dla niego tak ważne jak żona.
A może taki już los Strażnika? Skoro Bogini zawsze rodzi się w jednej rodzinie, istniało spore prawdopodobieństwo, że byliby spokrewnieni… i tak Severo znów jest bardziej tru, bo miał w życiu dwie Boginie.
No dobra, nie lubił bachorów, ale państwo? Zostawić wszystko w rękach dwunastolatka?
Normalnie dzieciak miałby pewnie regenta i całą masę innych urzędników. Ale przy tym ksiopku mam wątpliwości.
Zostawił je pod opieką swego odwiecznego przyjaciela – Mistrza ze Związku, Frygilla – po czym przy pomocy Zakazanej Broni zza Morza zadał sobie śmierć.
Bardziej dramatycznie się nie dało.
Ciekawe, co to za Zakazana Broń. Może muszkiety sprowadzone przez Achaję?
Damon do dziś pamięta, jak stojąc nad kołyską, w której płakała osamotniona, maleńka Alma, poprzysiągł, że będzie jej chronić i ofiaruje całą miłość, jakiej dziewczynce niedane będzie zaznać ze względu na tak nagłą śmierć ich rodziców. Pragnął być jej Strażnikiem. Strażnikiem Przeznaczenia. Strażnikiem Bogini, jak Filip dla Eleonory. Jednak Los okazał się przewrotnym i już wkrótce wielka miłość połączyła anturyjską księżniczkę z feneryjskim dziedzicem tronu – osieroconym chłopcem, którym zaopiekował się Damon, chroniąc go przed śmiercią z rąk macochy, królowej Mityleny.
Ok, więc wreszcie wyjaśniły się relacje Gerharda/Severa z Mityleną. Fajnie, że te informacje podawane są pod sam koniec i tak, że właściwie można je przegapić.
I tak jego Anturia, jak zwał pieszczotliwie swą siostrę, związała się z Fenerią, jak później przezywał Gerharda, a Cesarstwo Fenian zaczęło istnieć jeszcze na długo, zanim unia personalna połączyła dwa zwaśnione ludy i rody.
Rozumiem, że w momencie połączenia się Anturii i Fenerii przez ślub Gerharda i Almy Damon zachował władzę w Anturii i został kimś w rodzaju księcia Witolda przy Jagielle, ale…
Gerhard miał niespełna sześć lat, gdy trafił pod protekcję Damona, Alma zaś była dwuipółrocznym dzieckiem.
…ale dlaczego właściwie Gerhard trafił pod jego protekcję i wychowywał się na jego dworze? Został wygnany przez macochę? Jak w takim razie wrócił na tron – czyżby przy pomocy anturyjskich wojsk?
Hm, mogło być tak, że Mitylena rządziła jako regentka na czas małoletności Gerharda, który został wywieziony przez politycznych przeciwników cesarzowej do Anturii. Tym samym Mitylena nie miała możliwości pozbycia się dzieciaka i zdobycia tronu dla własnej córki, a między dwoma państwami zapanowała zimna wojna. Gdy Gerhard dorósł do samodzielnych rządów, mając poparcie Damona i swych zwolenników w Fenerii, zmusił Mitylenę do ustąpienia. Obstawiam jednak, że wybranie takiego rozwiązania przez autorki wynosi zero procent.
(Może przyszedł jak Killmonger do T’Challi, mówiąc “hej joł, jestem krewniakiem z prawem do tronu, urządźcie mi tu zaraz rytualny pojedynek!”)
Od tamtej pory jednak stali się nierozłączni. Zawsze i wszędzie razem. Białowłosy chłopiec, młodzieniec, a później mężczyzna i czarnowłosa dziewczynka, podlotek i kobieta. Przyjaźń z dzieciństwa zmieniła się w fascynację i głębokie uczucie w wieku dorosłym.
I wszystko powinno być dobrze. Ich związek trwałby aż po dziś dzień, a zrodzony z niego syn, który zapewne byłby ukochanym siostrzeńcem Wielkiego Księcia, miałby prawie siedemnaście lat i byłby już rycerzem, gdyby nie Mitylena!
Podła do cna, zawistna kobieta, która nigdy nie zaakceptowała faktu, że to nie jej córka, Krystina,
Krystina. Dobrze, że nie Dżesika.
miała zostać w przyszłości władczynią Fenerii. Całym swym sercem nienawidziła Gerharda, który, jako pierworodne dziecko jej męża Ferdynanda i jedyny potomek płci męskiej z dynastii Arwernów, w pierwszej kolejności dziedziczył po nim tron.
No cóż. Nie wiem, gdzie Mitylena uczyła się historii, ale chyba przespała opowieści o truciu niewygodnych krewnych.
Knowania podstępnej macochy i kolejne wojny, którymi wyniszczyła świeżo utworzone Fenian, doprowadziły do śmierci Almy i ukrycia Gerharda w Czarnej Twierdzy, gdzie został skazany na haniebne życie najemnika.
(…)
– On jest Mistrzem?! – wykrzykuje Damon, a ślepy, niemogący mówić starzec kładzie wolną rękę na okrywającej jego wychudzone ciało narzucie i drżącym palcem wskazuje jeden z symboli wchodzących w skład jego Znaku. – Lew? – pyta Książę. – A więc musi być Mistrzem Walk, jak niegdyś ty byłeś, czcigodny Frygillu.
– Tak. Lew jest Znakiem Domeny Walk, choć wszyscy trzej doskonale wiemy, że to także, i przede wszystkim w jego wypadku, symbol Cesarza.
Konspiracja, mać ich gamratka…
Podejrzewam, że oparta na “tak oczywiste, że musi być zbiegiem okoliczności”. Coś jak całe biuro śmiejące się z kolegi Clarka, że wygląda jak Superman i chodzi na lunch akurat wtedy, gdy trzeba ratować zakładników.
– W takim razie musi być tym najsławniejszym członkiem Czarnego Bractwa – zwraca się bardziej do siebie zamyślony Anturyjczyk. – Większość władców korzysta z jego usług, by rozwiązywać własne problemy, nie brudząc przy tym swych rąk. Jest znany ze skuteczności, męstwa, dyskrecji, ale i bezwzględności. Ponoć zawsze można na niego liczyć i wysłać go tam, gdzie inni zawiedli. Sam nieraz zastanawiałem się, czy nie zawezwać go do pomocy w walce z Mityleną. To straszne – stwierdza, gdy dociera do niego prawda. – On jest mordercą! Mój Gerhard…
Oj tam, oj tam. Większość władców jest mordercami, używają po prostu innych ludzi jako narzędzi.
– A czego się spodziewałeś po najemniku, Damonie? – pyta go Filon. – Severo, bo takie nosi teraz imię, jest przecież Związkowcem. A nam nieobce są zbrodnie za pieniądze. Na tym polega nasza praca. Tak zarabiamy na utrzymanie Świętej Organizacji.
– No dobrze, a nie mogłeś go przydzielić, nie wiem, do mistrzowania w etykiecie? Słyszałem, że macie tu gościa, który całymi dniami symuluje łowienie ryb i nikt nie każe mu nikogo mordować, może dałoby się i coś załatwić dla mojego Gerhardzika?…
Książę opuszcza głowę zdruzgotany (no nie spodziewał się tego, wcale a wcale!), a Filon kładzie mu dłoń na ramieniu, ściskając je nieznacznie.
– Ale oprócz tego jest wojownikiem. Niezłomnym i nieustraszonym. Zna się na broni jak nikt inny. Sztuki walki opanował do perfekcji. To już nie jest rycerz, którego znałeś, lecz potężny mężczyzna, któremu posturą i muskulaturą daleko do smukłego, delikatnego młodzieńca, którym był niegdyś. Wykonaliśmy nasze zadanie bezbłędnie. Nikt go nie rozpozna, chyba że odkryje znamię na jego nadgarstku i będzie wiedział, kto i dlaczego je nosi.
Znaczy, całkowicie zmieniliśmy wygląd Sevcia, ale dla lepszej konspiracji zachowaliśmy rodowe znamię.
Więc Związek zrobił z Gerharda podręcznikowego wojownika na piątkę z plusem, fajnie. Czy jednocześnie zatroszczyli się o edukację w strategii (poza wieczornymi planszówkami) i innych takich pomagających kierowaniem rebelii, a potem państwem? Czy założyli, że Sev w pojedynkę zasiecze cesarską armię, a potem będzie rządził opierając się na doświadczeniu nabytym przy ochrzanianiu pięciu podwładnych z lochów?
A po co, przecież już ustaliliśmy, że do rządzenia wystarczy największe przyrodzenie.
Damonowi nie podoba się też, że Severo nawiązał romans z Ariadną/Arienne – jego zdaniem powinien skupić się wyłącznie na zemście, a związek z kobietą może go od tego odciągnąć.
– Przemawia przez ciebie zazdrość, Damonie – z pobłażliwym uśmiechem zwraca się do szpakowatego mężczyzny Filon. – Nic nie poradzisz na to, co zostało zawarte w Księdze. Wszak doskonale wiesz, że to dłoń Almy napisała ich spotkanie, sprzyjała mu i je zaplanowała. Bogini Przeznaczenia i jej Strażnik są razem, czy tego chcesz, czy nie. Zamiast więc koncentrować się na przeszłości, której już nie wrócisz, lepiej pomyśl, jak dobrze wykorzystać obecność twej bratanicy u boku Gerharda, gdyż jej wpływ na niego z każdym dniem rośnie. I choć ona wciąż jeszcze jest dzieckiem (no chyba jednak nie, pomyślmy o tych czternastoletnich żonach), już teraz jest władna przekonać go praktycznie do wszystkiego i jako jedyna, odkąd nałożone na niego przez Arcymistrza bariery są już praktycznie nieaktywne, może okiełznać niszczycielską moc prawowitego Cesarza, którą z pewnością doskonale pamiętasz, gdyż nieraz jej doświadczyłeś, gdy mieszkał pod twym dachem.
Uhm, więc lodowe moce nie są indywidualną właściwością Severa, lecz stanowią atrybut prawowitych cesarzy? I nikt przez te wszystkie lata nie zwrócił na to uwagi?
O Arienne:
(…) Od razu ją rozpoznasz, choć i ona przebywa w Ravillonie pod zmienioną tożsamością.
Tak, zmieniła sobie cztery literki w imieniu i to wystarczyło, żeby absolutnie nikt się nie zorientował.
***
Nastał czterdziesty dzień Estrafu, a Severo wciąż nie dotarł do Ravillonu. Ubrana w przywiezioną z Esterwaldu zielono-złotą dworską suknię wyglądam przez okno naszej komnaty i stwierdzam, że żadna łódź nie płynie w stronę Twierdzy. Coroczny bal Związku, na którym obecność jest obowiązkowa, już się rozpoczął, a mego ukochanego wciąż nie ma. Nie tylko więc tęsknota za tak długo nieobecnym boli, ale również świadomość, że zapewne Wilbur i wrodzy memu ukochanemu Mistrzowie każą mu znowu słono zapłacić za złamanie zasad Świętej Organizacji, zwłaszcza jeśli na dodatek któryś z nich zobaczy go w bieli, którą Severo nosił na statku.
To znaczy, że ona tak sobie po prostu wróciła do Ravillonu i nikt jej złego słowa nie powiedział, choć oddalając się samowolnie złamała wszystkie zasady?! Powinna czekać teraz na Severa – ale w lochach! Nie wierzę, żeby Wilbur pominął taką okazję do dokopania Severowi!
Najwidoczniej Wilbur ciągle jeszcze słabuje po ostatnim ataku Sevcia.
(…)
Ven instruuje Arienne, że na początku balu to ona, jako najmłodsza i najzdolniejsza uczennica, będzie musiała zabawić gości odrobiną magii. Arienne, na sali pogrążonej w mroku (takie zabezpieczenie, żeby krewni jej nie dostrzegli) wyczarowuje dla każdego z gości lustro, które okazuje się odpowiednikiem zwierciadła Ain Eingarp – każdy widzi w nim spełnienie swoich marzeń (ha, zgadnijcie, co widzi Gritton…). Pod koniec pokazu na sali zjawia się także Severo.
Tymczasem ludzie Eminencji przetrząsają komnatę Frygilla w poszukiwaniu testamentu.
Pięciu mężczyzn odzianych w paradne, czarne stroje ze złotymi emblematami Skropiona (hihihi) na plecach, poszukując cennego dokumentu, doszczętnie demoluje apartament Najwyższego Związkowca. Zrywają tapety ze ścian, przewracają meble, które wcześniej dokładnie przeglądnęli, wyrzucają na środek komnaty szuflady komód, by przetrząsnąć całą ich zawartość, niczego nie pomijając, a nawet, w geście ostatecznej desperacji, rozbijają płyty posadzki, szukając pod nimi ukrytej skrytki.
(…) Rozkazy Jego Eminencji są wyraźne. Mamy znaleźć Testament i jeszcze przed końcem uroczystości mu go dostarczyć. To jedyny moment do tego sposobny, bo wszyscy są zajęci zabawianiem władców, którzy zjechali do Ravillonu.
– A co z ciałami zabitych wartowników i całym tym burdelem? – Podoficer wskazuje ruinę panującą w sypialni Najwyższego Związkowca.
– Nie zaprzątaj sobie tym teraz głowy, Shun. Skup się lepiej na powierzonym ci zadaniu. Już Mistrz Wilbur sobie z tym poradzi.
Wzruszy ramionami i powie “oj tam, oj tam”, “takie rzeczy się zdarzają” lub “no ale o co robić aferę”.
“Zabici to zabici, na chuj drążyć temat?”
Od czego w końcu ma moc? – Spasiony dowódca uśmiecha się brzydko.
Tak, biedny Wilbur musi jeszcze sprzątać bałagan po kolesiach od mokrej roboty. Na pewno będzie zadowolony. Totalnie widzę, jak wyciera mopem podłogę i mruczy sam do siebie “wszystko na mojej głowie, ehh, jak chcesz mieć coś zrobione dobrze, to zrób to sam”.
“Nikt mi w tym domu nie pomaga!”
– Dobra. Zostawiam to jemu. Ale staruch wciąż dycha. – Młody mężczyzna wskazuje głową na spoczywającego na łożu wśród rozrzuconej i porozrywanej pościeli Arcymistrza.
– Ja się nim zajmę. – Navin wybucha okrutnym śmiechem. – I tak już zbyt długo przeklęty darmozjad żyje na nasz koszt! – Rusza ku łożnicy i staje obok jej wezgłowia, patrząc z obrzydzeniem na śmierdzące rozkładem, wyniszczone chorobą ciało Frygilla. – Lepiej się prezentowałeś, gdy widziałem cię ostatni raz, dwa lata temu – zwraca się do starca, którego oczy pozostają zamknięte, lecz wychudzona pierś odziana w czarną koszulę unosi się co chwila nieznacznie pod wpływem słabego oddechu. – Wcześniej, choć chory, przynajmniej wspierałeś Ravillon swą magią. Teraz tylko leżysz niekreatywnie.
Leżysz niekreatywnie. Co za obelga.
Absolutnie najlepsza 😀 Mnie by w pięty poszło.
Nadszedł więc czas rozstać się nareszcie z tym padołem, Mistrzu. To ci się już raczej nie przyda tam, gdzie za chwilę się udasz!
Bardziej przedramatyzowanej gadki nie dało się wymyślić?
– Pochyla się nad mężczyzną, by zerwać z jego szyi medalion, który zgodnie z instrukcjami zamierza przekazać Wilburowi, lecz gdy to czyni, szczupła dłoń Arcymistrza zaciska się z niezwykłą siłą na jego nadgarstku.
Opamiętaj się, głupcze, albowiem złemu Mistrzowi posłuch dajesz! Zmiany. Czas przemian. To się właśnie zaczęło! Dziś wybija godzina Przeznaczenia dla Związku, ale i Kontynentu. Wszystkich czeka klęska i śmierć w męczarniach, jeśli nie opowiedzą się po stronie powracającej Nadziei! Nie jesteś zatem w tej chwili bardziej żyw ode mnie, Bracie, chyba że oddasz cześć prawowitemu Panu i jemu służyć przyrzekniesz! – przekazuje dowódcy gorączkową myśl Najwyższy Związkowiec.
Dzięki za kolejny spoiler.
– Zostaw mnie, ty pokręcony staruchu! – Navin z wściekłością wyswobadza rękę z uścisku Frygilla. – To przedśmiertne brednie. Kolejnym Arcymistrzem będzie Jego Eminencja, a on nie dopuści do tego, by coś się stało ze Świętą Organizacją! I z tą świadomością ruszaj do Krainy Białej Damy! – Gwałtownie wyrywa poduszkę spod głowy starca i przyciska z całych sił do jego twarzy. Przez dłuższą chwilę trwa w jednej pozycji, wpółleżąc na łożu i dusząc mężczyznę.
Ja wiem, że mordowanie schorowanego władcy poduszką to już tradycja (pozdro, Tyberiuszu), ale helloł, macie tu trupy strażników. Na pewno wszyscy uwierzą w śmierć arcymistrza z powodów naturalnych.
– Gdy zakryto jego twarz poduszką, już nie żył – poinformował porucznika Ven, wyciągając ciało z komory chłodniczej. – Chwilę wcześniej ofiara została zaględzona na śmierć.
Porucznik wzdrygnął się. Kto mógłby użyć tak topornego stylu wobec bezbronnego starca?
Zebrani w komnacie Związkowcy odrywają się od swej pracy i z niekrytym przestrachem obserwują, jak przełożony morduje na ich oczach Arcymistrza. A gdy Najwyższy Związkowiec zamiera w bezruchu i tłusty oficer Eminencji ściąga poduszkę z jego wykrzywionego śmiertelnym grymasem oblicza, dostrzega pod siwymi włosami starca czarną teczkę opatrzoną Znakiem Lwa. Sięga po nią, wyrywając ją spod głowy zmarłego.
*głosem Obi-Wana* To nie jest ta teczka, której szukacie!
Drogi Navinie, nie pomyślałeś, że testament Arcymistrza powinien być opatrzony znakiem Hybrydy Związku, a nie Lwa?
– Idioci! Szukaliście wszędzie, tylko nie tam, gdzie trzeba! Dlaczego nie przeszukaliście tego ramola?! Miał dokumenty pod poduszką! – wrzeszczy na swych ludzi.
Biedny Frygill, tyle lat odgniatać sobie potylicę o tajne dokumenty Sevcia…
Mnie to w sumie zaskoczyło, byłem pewien, że te dokumenty zostały po prostu zniszczone.
– Bo… Bo to przecież Arcymistrz… Nie śmieliśmy go ruszać – zwraca się do niego jeden z klęczących Związkowców, pochylony nad porozrzucanymi po komnacie drobiazgami z szuflad.
Jacy delikatni. Pewnie na przeszukanie wpadli z bukietem i ręcznie robioną laurką “szybkiego powrotu do zdrowia! :)”. Cichutko przewracali meble, ostrożnie zrywali tapety i upewniali się, czy arcymistrzowi aby na pewno niczego nie trzeba, może poduszkę poprawić, albo herbatkę z sokiem zaparzyć?
Navin podchodzi ku niemu i policzkuje z całych sił, po czym pospiesznie rusza do wyjścia. Jego Mistrz będzie zadowolony, gdy otrzyma to, czego tak pragnął. Mężczyzna przyciska teczkę do grubego brzucha i uśmiecha się bezwiednie. Kto wie. Może będąc już Arcymistrzem, Wilbur odwdzięczy mu się za jego trud i mianuje kolejnym Strażnikiem?
Prędzej zadba o to, żeby przydarzył ci się przykry wypadek. Jeszcze byś wypaplał, że Arcymistrz został zamordowany. Skoro Wilbur sam ma posprzątać po trupach strażników, to dlaczego nie miałby dorzucić do tego sprzątania paru niekompetentnych najemników znających wielką tajemnicę?
***
Severo zabiera Arienne z balu, ustalają, że muszą natychmiast uciekać, bo…
– To nie jest wyłącznie pragnienie, ale także konieczność, bo… – Severo z zamyśleniem gładzi piękne, błyszczące granatem włosy kobiety, puszczone luźno spod wysokiego upięcia złotymi spinkami. Zbiera się w sobie, by wreszcie poinformować ukochaną o swym odkryciu. – Bo skoro ja bez problemów wszedłem w posiadanie twej tajemnicy, inni również w końcu się domyślą. Za dużo zbieżności i podobieństw istnieje między tahitańską dziedziczką tronu a ravillońską Arienne. Jeśli więc nie ja, znajdzie się ktoś inny, kto wyjawi Saulowi prawdę.
Spokojnie, Sevciu, przez prawie rok nikt się nie domyślił, nawet w Salmansarze.
Nie chcę czekać na ten moment. Ariadno! Jeśli więc nie Zakazane Uczucie, to twoja tożsamość nas zgubi. Cesarz zaoferował mi za ciebie fortunę, która skusi niejednego śmiałka. Mogę oszukać wszystkich, nawet jego, ale na pewno nie będzie to długotrwałe kłamstwo. Jednak… Jednak taka ucieczka ze mną oznacza hańbę, rozumiesz? Dla ciebie, jako spadkobierczyni rodu Merrettich. Wiążesz się z człowiekiem niegodnym, którym twój ojciec gardzi. To mezalians. Dlatego tak naciskam, byś to przemyślała. Królewno! – Jego surowe oblicze rozjaśnia na chwilę uśmiech, gdy wypowiada ostatnie słowo.
Bla, bla, omawiają dość długo kwestię gwałtu, od którego zaczęła się ich znajomość, Severo prosi o wybaczenie, następnie prosi Arienne, żeby się poważnie zastanowiła, bo ich związek zawsze będzie mezaliansem – wobec czego Arienne sugeruje, że zna jego prawdziwą tożsamość. Severo oświadcza, że pragnie ją chronić i chce, aby Arienne pasowała go na swego rycerza, co też ona czyni. I wydaje się, że wszystko zostało już postanowione i nic nie powstrzyma ich przed ucieczką, gdy wtem…
– Jestem zdruzgotany! Co powinienem zrobić w tej sytuacji? – dobiega od progu płaczliwy ton Mistrza Etykiety.
– Zastąp ich kimś i po sprawie! – odpowiada mu podążający u jego boku Ven.
– Ale to nierealne! Do przedstawienia został jedynie kwadrans, a ja nie mam głównych aktorów! Gdzie w tak krótkim czasie mam znaleźć godnych odtwórców roli Agenora i Alanis? – Moru załamuje szczupłe dłonie, pamiętając jednak, by uczynić to z gracją i przy okazji niepostrzeżenie poprawić balowy, złoty łańcuch ze Znakiem Łabędzia, który w jego mniemaniu przekrzywił się nieco zbyt na prawo.
Też widzicie ten wielki neon nad nim? Taki w tęczowych barwach, z wielką strzałką, układający się w napis “GEEEEEEEEEEEEEEEJ!”?
– Zdaje się, Mistrzu – wtrąca się do rozmowy kroczący obok mężczyzn Nemrod, odziany w czarną zbroję i wykutą z żelaza, najeżoną ostrymi krawędziami koronę – że odpowiedź na to pytanie sama do ciebie przyszła – i pochylając się w lekkim ukłonie, z chytrym uśmieszkiem błąkającym się po twarzy wskazuje na stojącą na środku pomieszczenia i trzymającą się za dłonie parę.
– Severo! Oczywiście! – wykrzykuje Moru. – Że też na to od razu nie wpadłem! (…)
– Co się stało? – zwraca się czarnowłosy do szczupłego Mistrza.
– Ojtam, nic takiego! – powiedział gruby Mistrz do Mistrza średniego wzrostu.
Nie jest zadowolony z takiego obrotu sprawy, gdyż w realizacji planu ucieczki każda minuta może być cenna, a z drugiej strony to jego przyjaciele. Najbliżsi mu w Ravillonie ludzie, z którymi wiążą go tysiące wspomnień. Traktował ich jak braci, a wyjazd najprawdopodobniej oznacza rozstanie z nimi już na zawsze. Nigdy więcej ich nie zobaczy. Lubieżnego, prostego w manierach olbrzyma, Gavina. Dziwacznego, lecz poczciwego, amatora mężczyzn i dobrego smaku, Moru.
Do skrótu LGBTQ trzeba będzie dodać jeszcze litery DS.
Tessiego. Swojego ulubieńca, który, jeśli nie poznał jeszcze prawdy o Losie ukochanej, pewnie nadal jest na niego wściekły i nienawidzi go całym sobą. No i Vena. Ech. Ven… Niegdyś przegrał walkę z Tessim o serce Severa.
Jak widzę takie teksty i przypominam sobie myśli księcia Damona o Gerhardzie, mam dziwne wrażenie, że wszyscy oni byli w Sevciu zakochani.
A pamiętasz tę scenę z drugiej części analizy, kiedy Tessi eksponował przed Severem swój nagi, wypięty tyłek?
(…)
– Wraz z uczniami wszystkich Domen przygotowałem na rozkaz Jego Eminencji inscenizację znanej wszystkim legendy o Agenorze z dynastii Arwernów, którego czyny, jak wiemy, przyczyniły się do zjednoczenia Kontynentu w obronie przeciw nieczystej mocy z Północy.
Cóż to byłoby za opko o szkole, gdyby nie było przedstawienia!
Mocy z Północy, parara, mocy z Północy…
(…)
– I co dalej z tym przedstawieniem?
– Nic. Bo aktorzy, którzy mieli przybyć z Cesarskiego Teatru w Fenis, Leonard Brujen, Asa Stanfeld i Klaudia Vesconti, ulubieńcy większości obecnych dziś w Ravillonie władców, nie dotarli na czas. Panuje sztorm, więc zapewne utknęli na drugim brzegu, nie mając jak przeprawić się do Czarnej Twierdzy.
Ale wszystkim możnowładcom się udało? Ach, te zbiegi okoliczności!
A ja mam już wszystko przygotowane. Kostiumy, dekoracje, pozostałych uczestników sztuki… Brak mi tylko głównych bohaterów. Bo na szczęście odtwórcę roli Władcy Schatten mam od dawna. – Wskazuje dłonią na barda, który uśmiecha się szeroko do swego Mistrza.
Jego szczęście, że są w opku, a przed sobą ma Maryśkę i Garyśka Sujków, bo w prawdziwym świecie takie pomysły kończą się zwykle spektakularną katastrofą.
(…)
Severo i Arienne próbują się wykręcić od zaszczytu, lecz jak na złość całą grupkę nakrywa Wilbur. Eminencja już-już zamierza ich ukarać za nieobecność na balu, lecz Moru szybko tłumaczy mu, że właśnie trwa próba generalna do przedstawienia.
Rozpoczyna się przedstawienie; kiedy na scenę wkraczają Severo i Arienne jako cesarz Agenor i cesarzowa Alanis, na sali zapanowuje niejakie poruszenie, ponieważ krewni rozpoznają Arienne. Ach, już widzę tych gońców rwących z kopyta na cesarski dwór, te zażarte walki o dwa miliony fenów!
A teraz rozsiądźcie się wygodnie i rozkoszujcie ravillońską sztuką poetycką!
Muzo Melodii, Agenor przed Tobą
Lira w mych dłoniach będzie twą ozdobą
Śpiew mój Alanis pięknej dedykuję
Z niebios natchnienia tęskno wyczekuję
Zaczarujcie dziś struny pieśnią mą
Tę, którą oczy miłować me chcą
Dane mi której widzieć nie będzie
Obraz jej ze mną podąży wszędzie
I podziwiajcie zdolności Sevcia i Arienne, którzy nie tylko w godzinę opanowali tekst sztuki, ale jeszcze są w stanie to zaśpiewać.
Kończąc zwrotkę, przenosi roziskrzone spojrzenie ku Tahitance i kontynuuje, nie mogąc się doczekać momentu, w którym po raz pierwszy usłyszy, jak śpiewa jego ukochana. W końcu Amarylis twierdziła, że jej córka ma niespotykany głos.
Żegnaj, o miła! Dni szczęścia skończone
– Żegnaj, mój miły! Łzy me niezliczone
Żegnaj, moje miłe! Ucho zakrwawione…
Vincent, idź stąd, to nie twoja bajka!
(…)
Odchodzę, luba, by dać ci schronienie
– Więcej mieć pragnę niż tylko wspomnienie
Serce me, Królestwo – twe pozostaną
– Odejście twe dla mnie krwawiącą raną
Po czym, nadając twarzy błagalnego wyrazu [nadać co: błagalny wyraz], kontynuuję sama:
– Ach, zostań, ach, zostań, kochany mój
Wędrówki w toń Mroku czeka cię znój
Walka z Cieniami z Lodu Krainy
Nie masz litości dla mnie choć krztyny?
Widownia jest zachwycona do najwyższego stopnia, wszyscy komentują urodę aktorów i kunszt wykonania pieśni, serca widzów zostały dogłębnie poruszone… i nie tylko serca, gdyż np. Tarlen daje wyraz swemu entuzjazmowi wyciągając na korytarz swoją Milady, by tuż za drzwiami auli rozładować emocje szybkim numerkiem.
(…)
Co my jeszcze robimy w tej Auli?! Właśnie wyznałam miłość ukochanemu. Czy on zdaje sobie sprawę, że tak właśnie go miłuję? Jak Alanis swego Agenora? Czy usłyszał moje „kocham”, czy tylko tekst pradawnej królowej? Och, gdyby nie cała ta widownia tutaj, wpadłabym w jego ramiona i trwała już w nich na wieki!
Jedno marzenie podarunku noszę
Gdy Severo odpowiada w ten sposób, zaniepokojony Laniger zwraca się do ciotki:
– Nie wydaje ci się to zbyt prawdziwe? Jak na niewinne dziewczę, które nigdy nie brało udziału w podobnych przedstawieniach, bardzo przekonująco odgrywa swą rolę!
Oktawia wzdycha ciężko.
– Może więc być, że uległa Severowi, w końcu wszyscy wiemy, jak on działa na kobiety.
– Hańba! – wycedza młody książę przez zęby. – Rozmówię się z nią po zakończeniu tej farsy.
A może po prostu ma zdolności aktorskie?
– Nie, razem z nią porozmawiamy. Nie chcę, abyś wpędził ją w jeszcze większe tarapaty. Nie wyciągaj pochopnych wniosków, najpierw posłuchaj, co ona ma na swoje usprawiedliwienie. Choć, niestety, chyba potrafię sobie to wyobrazić. – Królowa już nie kończy, tylko spogląda zrezygnowana na przystojnego Mistrza Walk. Nie miała co prawda okazji poznać go osobiście, ale przecież wie, jak wyglądają rycerze na dworze jej siostry, Amarylis. Spośród tych pięciu wyróżnionych Tahitańczyków żaden nie mógł nigdy poszczycić się podobną sylwetką i urodą. Nic więc dziwnego, że niedoświadczona Ariadna uległa temu pociągającemu Związkowcowi. Och, lepiej, żeby miała coś jeszcze na swą obronę niż tylko uczucia, bo inaczej ciężko może być pohamować gniew Lanigera.
Jaki gniew? Czy wy jesteście jacyś powaleni? Wysłaliście ją do Ravillonu, wiedząc czym jest a teraz strzelacie jakieś fochy przez sztukę w której grają?
Nieno, krewni jej nie wysyłali, to był pomysł Tamiry.
Myślałem, że skoro byli w Salmansarze, to przynajmniej jej ciotka wie.
Władczyni Salmansaru przysłuchuje się, jak aktorzy odgrywający parę mitycznych władców kontynuują swój miłosny dialog, w którym jako pierwszy odzywa się Anturyjczyk:
Pocałunku słodyczy skosztować
– Pocałunek ci pragnę darować
Odpowiada jej siostrzenica, po czym na koniec śpiewa ponownie razem z Mistrzem Walk:
Usta na ustach obietnicą są
Serca przeciwności Losu zniosą
Przedziwna jest rytmika tego wersu.
Po odłożeniu przez Severa lutni i powstaniu z taboretu rozemocjonowani kochankowie stoją naprzeciw siebie, trzymając się za dłonie. Wpatrują się w siebie z miłością, a zewsząd dochodzą do ich uszu głośne aplauzy.
– Brawo!
– Piękna para!
– Doskonała gra!
– Parne piękno grywalnej doskonałości!
– Ależ oni jeszcze nie skończyli! Wszak tę pieśń wieńczy pocałunek, a nasi aktorzy chyba zapomnieli, że ich rola nadal trwa, bo zamiast przystąpić do dzieła, gapią się na siebie jak cielęta! – Sędziwy Klemens śmieje się na całe gardło. – No dalejże, pocałujcie się jak należy! W Związku chyba nie ma cnotek?!
Nie, ale są kanony.
– Och, tak! – Rozentuzjazmowana Matylda przyklaskuje pomysłowi władcy Ranzenchornu. – To będzie takie romantyczne! Chcemy pocałunku!
Gorzko! Gorzko! Gorzko!
– Słusznie! – Dijon powstaje ze swego fotela i bijąc brawo, dołącza do okrzyków innych władców. – Agenorze! Pocałuj Alanis! Wszakże ją miłujesz!
Nawet król Musztarda zgłupiał na koniec ksiopka.
W ślad za Panem na Wyspach idzie jego siostra oraz lenmarski monarcha. Shainée natomiast nie jest przekonana co do tego finału. Sama od lat chciała skosztować ust Severa, lecz nigdy nie było jej to dane, gdyż jej opiekun (??? a może sponsor???) zawsze zasłaniał się regułą Związku. Jeśli więc teraz zrobi to – czego oczekują inni królowie i co sam sobie właśnie wyśpiewał w zakończeniu swej pieśni – z tą dziewczynką, uchybi tym samym majestatu Cesarskiej Siostrze.
Co to znaczy “uchybić majestatu”?
Nie trafić ostrzem gilotyny w królewski kark.
Tak jak i autorki co chwila trafiają jakoś obok znaczenia używanych słów albo konstrukcji frazeologizmów.
Lecz czy to możliwe, by jej kochanek uległ presji i rzeczywiście pocałował to pozbawione jakichkolwiek krągłości dziecko, które, jak jej potwierdzono, jest właśnie tą jego osławioną Milady?
Nigdy nie myślałem, że będę na serio myślał o tym, by podczas analizy strzelić sobie w łeb.
(…)
– Chcemy pocałunku! – a po nich ten sam okrzyk wznoszą pozostali i już po chwili, ku zgrozie księcia Lanigera, cała Wielka Aula skanduje jeden wyraz:
– Pocałunek! Po-ca-łunek! I sto-sunek! Chcemy widowiska!
Severo zaś pochyla się nad Ariadną, chcąc musnąć jej czoło ustami, by dać zadość oczekiwaniom publiczności. Jednak w ostatniej chwili zmienia zdanie. W końcu za chwilę i tak ich tu nie będzie, więc żaden z Członków Wielkiego Zgromadzenia nie zdąży zarzucić im złamania Kanonu z Kodeksu Świętej Organizacji.
Za chwilę i w tej chwili to jednak sporo różnica. Widzisz, Sevciu, teraz jesteś w Ravillonie. A twoi wrogowie mogą cię aresztować. Albo aresztować zaraz po tym jak zejdziesz ze sceny.
Poza tym sam ma tak nieodpartą ochotę to zrobić, że teraz nic go już nie zatrzyma. Żadne złe spojrzenie, wizja kary czy groźba mieczem. Tęskni. Pragnie. Już nie myśli.
O, jakie “już”? Z tym to on miał problemy od początku.
Czyni.
Chwyta twarz kobiety w swe dłonie i łączy się wargami z jej ustami. I trwa tak, nie mogąc się oderwać. Całując swą Ariadnę, Alanis, Arienne, która właśnie wyznała mu w pieśni, że go kocha, a przecież i on czuje to samo…
A ja przymykam oczy i odwzajemniam słodką pieszczotę Severa, niepomna na to, co pomyślą moi krewni, ani na mogące nam grozić konsekwencje. Nic się już nie liczy oprócz nas i naszych uczuć. W końcu możemy dać ujścia tęsknocie i nagromadzonym w trakcie śpiewu emocjom. Zarzucam ramiona na szyję ukochanego, gdy ten bierze mnie w objęcia, i wciąż całując, wynosi na rękach ze sceny.
– Skandal!
– Zbezczeszczenie odwiecznych praw Związku!
– Jawny pokaz Zakazanego Uczucia!
Do Argusa i Eminencji zwracają się kolejni rozwścieczeni Mistrzowie, wygrażając im pięściami:
– Jeśli wy tego nie ukrócicie – krzyczy do najwyżej postawionych Związkowców Eston, grożąc im pozbawioną palca lewą dłonią – sami się tym zajmiemy!
– On musi znów stanąć przed sądem, a ją trzeba natychmiast zesłać do Podziemi! – wtóruje mu Gritton.
– Eminencjo, Kanclerzu. Przymkniecie oko na złamanie pradawnych i najważniejszych(!!!) reguł naszej Organizacji? – pyta Tarlen, który szybko zaspokoiwszy własną potrzebę – w zasadzie nigdy nie był długodystansowcem w alkowie (Przerywamy fabułę, by przekazać ten niezwykle ważny komunikat! Szczegóły w specjalnym wydaniu wieczornego dziennika!) – powrócił na Aulę akurat w momencie finału pieśni.
– Prawda! – stwierdza Harold, w którego sercu po tym niezwykłym pokazie na powrót odżyła fascynacja Arienne. Z chęcią więc znów uderzyłby do niej w konkury, oczywiście pozbywszy się wcześniej własnej Milady, gdyż Diana już zaczęła go mierzić i nudzić. – Wszak Mistrz Walk właśnie wykonał Zakazany Pocałunek i wszystko wskazuje na to, że nie był on pierwszym w jego życiu. Zrobił to z niezwykłą wprawą jak na kogoś, kto nigdy nie miał do czynienia z podobną czułością!
No tak, dotknęli się ustami, co za wprawa w pocałunku! Harold pewnie by jej pociągnął z baśki…
– Czcigodni Członkowie Wielkiego Zgromadzenia! – Zacietrzewionym mężczyznom przerywa rozbawionym głosem Pan na Wyspach, który podchodzi do ich stołu i wspiera białe dłonie na blacie tuż przed Kanclerzem i Wilburem.
– Wasza Wysokość? – Argus, szurając swym fotelem, podobnie do pozostałych powstaje, by oddać honory młodemu monarsze.
– Ten występ niezwykle przypadł do gustu mej królewskiej siostrze oraz mnie. – Dijon przesuwa złocistym spojrzeniem po twarzach Mistrzów, wciąż jeszcze wykrzywionych wściekłością i zawiścią, sam uśmiechając się promiennie. – Dlatego w nadchodzącym nowym roku jestem gotów przeznaczyć milion fenów na rozwój Domeny Walk. Co oczywiste… ale wolę to zaznaczyć, żeby nie było niedomówień i niepotrzebnych niejasności… uczniowie mają trenować pod okiem Mistrza Severa, gdyż myślę, że nikt z tu obecnych nie zakwestionuje jego talentu
Ach, Sevcio będzie musiał utworzyć klasę z profilem aktorskim.
– dodaje, z jeszcze większą wesołością przyjmując zdumienie zebranych. – A za rok ja i moja rodzina liczymy na kolejny popis jego umiejętności aktorskich. Oczywiście wespół z piękną Milady Arienne. Tym razem jednak obrałbym na bohatera inscenizacji innego przedstawiciela rodu Arwernów, skoro już przy tej dynastii jesteśmy. Z chęcią obejrzę Lorda Severa w roli Cesarza Gerharda.
Młodzieniec odchodzi, pozostawiając za sobą trwających w głębokim szoku, nadal milczących Członków Wielkiego Zgromadzenia. No. To załatwione. Po tej deklaracji z jego strony żaden z wrogów nie ośmieli się skrzywdzić Mistrza Walk oraz księżniczki Ariadny – bo przecież to ona we własnej osobie, co – odkąd ją tylko ujrzał – cały czas podszeptują mu Duchy. Tuż po nim do Eminencji podchodzi przedstawiciel Fregenordu, po nim zaś Lenmaru i Tangeloru, gdyż władcy tych państw, idąc za przykładem Pana na Wyspach, postanowili skorzystać z usług Severa i uczniów jego Domeny w nadchodzącym roku.
– Oczywiście, wasza miłość – skłonił się Wilbur, starając się nie okazywać nadmiernego entuzjazmu na myśl o sporym zastrzyku gotówki. – Proszę mi wybaczyć śmiałość, ale czy mogę zapytać, do jakich zadań zostaną przydzieleni uczniowie Mistrza Walk?
– No raczej, że do roli żigolaków! Jeżeli całują z takim zaangażowaniem, jak ich szef na scenie, to życzę sobie po dwóch na tydzień!
(…)
Moru przypomina Severowi, że czeka go odegranie jeszcze jednej sceny – Agenora zwyciężającego wojowników Schatten.
W tym momencie za kulisy wchodzi szczupły Związkowiec z emblematem Skorpiona na plecach, zwracając się bezpośrednio do Anturyjczyka:
– Jego Wysokość, książę Eckhartu, wzywa pilnie na posłuchanie Milady Mistrza Walk – odzywa się donośnym głosem.
– Dobrze, już dobrze – Severo z westchnieniem rezygnacji zwraca się do Mistrza Etykiety, odstawiając Tahitankę na podłogę. – Niech będzie. Poddaję się. Ale potem… – przenosi wymowne spojrzenie na ukochaną – potem wieczór należy wyłącznie do nas. – Przytula kobietę jeszcze na moment do siebie. – Idź do kuzyna, skoro tak mu pilno do spotkania z tobą – wyszeptuje jej po tahitańsku do ucha. – Po spektaklu widzimy się w naszej sypialni.
Tak? A nie mieliście przypadkiem uciekać, co koń wyskoczy?
(…)
Kochana rodzinka wierci dziurę w brzuchu Arienne, wypominając jej prowadzenie się – aż wreszcie ta stanowczo wszystkich spławia i odchodzi.
Tak z ciekawości – czy Tamira, wysyłając Arienne do najbezpieczniejszego miejsca na świecie, gdzie absolutnie nikt nigdy jej nie znajdzie, wiedziała, że co roku zjeżdża się tam cała arystokracja Kontynentu, w tym również wszyscy krewni księżniczki?
Pewnie nie, podobnie jak nie wiedziały o tym jeszcze autorki…
(…)
– Wiem, Mistrzu, że szykujesz się do odegrania kolejnej wspaniałej sceny. Zajmę ci jednak tylko chwilę. – Wielki Książę Anturii odciąga na stronę odzianego w biel mężczyznę, nie mogąc nadziwić się jego wyglądowi.
Gerhard też był rycerzem, lecz w zbroi nigdy nie prezentował się tak, jak odtwórca roli Agenora. Miał słuszny wzrost i był dobrze zbudowany, ale nie był tak potężnym, szerokim w piersi i barkach wojownikiem, którego wielka dłoń wydaje się stworzona wyłącznie do miecza.
W ramach zmieniania Gerharda, Frygil przez kilka tygodni rozjeżdżał go walcem w podziemiach, aż powstał Severo:
Gdzie się podziała delikatność i subtelność sylwetki władcy? Abstrahując od różnicy rasowej, innego koloru skóry czy włosów, Severo w najmniejszym stopniu nie przypomina męża Almy. Jego oblicze jest surowe, brwi ściągnięte, a troska i cierpienie nie wydają się mu obce. A przecież Gerhard taki nie był. Cieszył się życiem, umiał je docenić mimo własnych problemów, zawsze odsuwał zmartwienia od siebie i innych.
Gerhard miał dwadzieścia lat, kiedy “zginął”. Czy Damon wyobraża sobie, że przez całe życie wyglądałby tak jak wtedy?
Nie było w nim także szorstkości wyraźnie cechującej Mistrza ze Związku, którym się stał. Jedynie jego wzrok – węgielna czerń obdarzona magiczną głębią – zdaje się zaświadczać na poczet jego pochodzenia.
I znowu obok…
Severo składa ukłon przed Damonem, także taksując go wzrokiem. Schorowany, wyniszczony Anturyjczyk o pięknych oczach w niezwykłym odcieniu źrenic Ariadny i, co ujrzał w Zwierciadle Przeznaczenia, także Cesarzowej Almy. Wymizerowana twarz, siwiejące włosy, problem z poruszaniem się. Och. Gdyby mógł sobie go przypomnieć z przeszłości! Brat jego żony siedemnaście lat temu na pewno nie prezentował się jak obecny tu starzec. To tylko potwierdza jego tezę, że po trzydziestej wiośnie człowiek z każdym rokiem staje się coraz starszy i bardziej niedołężny.
Drżę na myśl, że już niedługo i mnie dopadnie ten wiek starczy…
Nic nie mów… *skrzypi wiekiem od trumny*
Damon zaprasza Severa na swój dwór w Durevaldzie, sugerując przy tym, że zna jego tożsamość. Daje mu także swój pierścień.
(…)
***
Feneryjskiego Agenora bohaterem zwą
Północ okiełznał męstwem oraz walecznością swą
Lecz czyny wielkie za chwałę mu poczytywane
Siłą Prawdy o przeszłości legną zdruzgotane
Mistrz Walk, podobnie jak publiczność, zamiera, gdy odgrywający rolę Władcy Krainy Ciemności, zakuty w czarną zbroję Nemrod, nieoczekiwanie odśpiewuje wersety stojące w całkowitej sprzeczności z ideą przedstawienia, które miało być hołdem złożonym legendarnemu herosowi. Odgrywając swą rolę, Anturyjczyk podróżował po zniszczonym Kontynencie, pomagał podnieść się z gruzów kolejnym królestwom, walczył z dziwacznymi potworami z Talirii, by w końcu dotrzeć do Schatten, gdzie miało na niego czekać triumfalne zwycięstwo. Po pokonaniu rycerzy Mroku, odgrywanych przez kilkunastu uczniów, wreszcie stanął przeciw ich Panu.
Pokonał minionki i dotarł do bossa.
(…)
Nemrod, odśpiewawszy zwrotkę, sięga po miecz i błyskawicznie rzuca się na czarnowłosego rycerza. Ich broń krzyżuje się z taką mocą, że aż spod kling lecą karminowe skry. Severo jest zszokowany siłą, z jaką uderza niepozorny z wyglądu grajek.
– Co ty wyprawiasz? – syczy do barda, odpowiadając na jego kolejny, potężny cios. – Chcesz zginąć? Mieliśmy tylko symulować walkę!
– PYTAŁEŚ, DLACZEGO WŁAŚNIE CIEBIE NASZYM PANEM ZWIEMY – odpowiada szarowłosy młodzieniec w języku Krainy Ciemności, którego ostre i przerażające w brzmieniu słowa rozumie tylko Mistrz Walk. – ZA CHWILĘ DAM CI ODPOWIEDŹ. ARWERNIE!
-Nie, pyta– PYTAŁEM, CZY CHCESZ ZGINĄĆ!
-CO CHCĘ WYJĄĆ? PYTĘ???
Severo czuje narastającą złość. O co w tym wszystkim chodzi? To nie może być żart ani farsa. Nemrod jest jednym z Nich? Należy do Mroku? Nawet tutaj, w Ravillonie, białowłosi mają swych szpiegów? Otaczają go? Ale dlaczego?!
Ojejku! Nic nie rozumiem!
Ciosy grajka spadają błyskawicznie, podobnie jak parady Anturyjczyka. Klingi obu broni rozświetla magiczny płomień, a źrenice Severa rozpalają się karminem. Jednak jego wściekłość osiąga zenit dopiero w chwili, gdy bard nieoczekiwanie używa przeciw niemu Zakazanej Magii. Wypowiadając zaklęcia, Rycerz Mroku wznieca potężną burzę śnieżną, która uderza w jego przeciwnika z siłą, która każe czarnowłosemu Mistrzowi skulić się pod naporem wichru i zamieci. Wykorzystując moment, gdy mężczyzna zmaga się z żywiołem i chroni twarz przed uderzeniami zimna, Nemrod dopada do Severa i tnie go z całej siły od prawej piersi aż po lewy bok. Biała zbroja pęka, jakby nie była z żelaza i nie stanowiła żadnego zabezpieczenia dla ciała wojownika, który krzyczy bardziej ze złości niż bólu, gdy na jego białym kaftanie pojawia się krew.
A co w tym czasie robi publiczność? Zamarła całkowicie z wrażenia?
– Ty cholerny Cieniu! – Anturyjczyk dotyka rozdartych szat i patrzy na swe dłonie ociekające posoką, lecz w tym momencie bard atakuje ponownie, a on zmuszony jest do natychmiastowej reakcji. Rozjuszony do granic tą nieoczekiwaną agresją, nie zważając na ranę, rzuca się na młodzieńca z zaciekłością, czując, jak moc wyrywa się z jego ciała. Pod jej wpływem niezwykły chłód spowija scenę, rozchodząc się po Wielkiej Auli, w której zapada całkowita ciemność. Po chwili kolejne kandelabry rozświetla rubinowy płomień, a lód spowija posadzkę, podchodząc aż pod stopy zachwyconych widowiskiem monarchów siedzących w fotelach w rzędzie pod sceną. Dwóch wojowników zaś, nie bacząc na zmiany w otoczeniu, kontynuuje brutalną potyczkę, tnąc wzajemnie swe zbroje i odzienie, raniąc dotkliwie przeciwnika i rozwalając przy tym elementy dekoracji.
Bardzo mi się podoba to cięcie zbroi, zupełnie jakby były z kartonu, a oni walczyli na noże do cięcia papieru.
Severo z rozświetlonymi lodową mocą oczyma dopada do Nemroda, który właśnie zamierzał zrzucić na niego jeden z olbrzymich świeczników. Czyni to z takim impetem, że aż spycha grajka ze sceny. Bard pod wpływem ataku (grrrrrh) ze strony Mistrza, cofając się przed jego naporem, w końcu wpada na opuszczony wcześniej przez Shainée tron. Gdy stara się powstać z fotela, czarnowłosy bez cienia wahania wbija miecz w jego pierś. Czarna zbroja ulega pod ostrzem, a Nemrod opada na oparcie przygwożdżony do niego bronią Anturyjczyka, która przeszywa jego ciało na wylot. Czarna ciecz, niepodobna do szkarłatnej posoki, broczącej z ran Anturyjczyka, zalewa jego szaty. Śmiejąc się okrutnie, muzyk wznosi pobladłe oblicze na stojącego nad nim, skrwawionego i dyszącego z wściekłości wojownika, przy czym zwraca się do niego śpiewnie, jakby ich walka była zaplanowanym elementem przedstawienia, a on faktycznie miał przed sobą Agenora:
Gwałtem wdarłeś się do durańskiego domu mego
Rzeź wśród poddanych czyniąc, dziedzica jedynego
Porywając pod pozorem pokoju zawarcia
Gdy przybyłem bezbronny, rezygnując ze starcia
Do obozu twego, dziecię życia pozbawiłeś
Rozpaczą oraz cierpieniem ojca się bawiłeś
Odbierasz magię moją, lecz nim serce ustanie
Niech me przekleństwo wypowiedziane tu zostanie!
No, rzeczywiście jak w porządnej operze, gdzie bohater ze sztyletem wbitym w pierś jeszcze przez piętnaście minut śpiewa o tym, że umiera.
(…)
Agenorze! Przeklinam ciebie i dzieci twoje
Na Arwernów spadną same męczarnie i znoje
Niech cierpienia udziałem waszym od teraz będą
Dopóki potomkowie hańby się nie pozbędą
Wilczym Piętnem naznaczam pierworodnych dziedziców
Zrodzonych z Alanis i ciebie jako rodziców
Anturyjczyk na te słowa opamiętuje się i cofa o krok, gdy widzi, co uczynił w swym szale. Znamię na prawym nadgarstku pali go piekącym bólem, który każe przełożyć mu oręż do drugiej ręki.
Ach, chyba już wiem jak wygląda to znamię.
Białe włosy zawsze będą wam przypominały
Ludzi, których posoką twe dłonie się zbrukały
Tych, co przeżyli z Białych Ludów Północy rodu
Zakujesz za murem z nieprzeniknionego lodu
I będą wieki całe we śnie bolesnym trwali
Przyjścia swego Mrocznego Władcy oczekiwali
Póki nie urodzi się Arwern, który korony
Jak ja, Nahesi Duran, zostanie pozbawiony
I gdy po raz wtóry na swe skronie ją nałoży
Do mej przepowiedni i zemsty rękę przyłoży
Wiedziony niszczycielskiej magii mocą przebudzi
Śpiących w lodowym więzieniu nieśmiertelnych ludzi
Severo słucha tych słów z narastającym przerażeniem ściskającym go coraz mocniej za gardło. Arwern, który został pozbawiony tronu. Gerhard… Jeśli stanie ponownie do walki o swą schedę, jednocześnie zapewni zwycięstwo Cieniom i spełni straszną przepowiednię.
Hm, właściwie w takim razie jeden prosty sposób, aby uniknąć spełnienia się klątwy – nie stawać do walki o schedę i już!
Niezwykła moc, którą włada, już przywabiła w jego otocznie przedstawicieli Schatten, którzy, jak wynika ze słów barda i wydarzeń, które miały miejsce w Tahitanii, upatrują w nim swego króla, wyznaczonego przez przekleństwo ich ostatniego przywódcy zabitego w podstępny, niecny sposób przez jego przodka.
Iksińska do tablicy! Proszę rozrysować schemat tego zdania!
Jako Władca Ciemności do chwały ich powiedzie
Ku monarchów Kontynentu rozpaczy i biedzie
Ziemie ich napadnie i Cieniom podporządkuje
Wszystkie królestwa Świata sobie zaanektuje
Tak zemsta moja na Agenorze się dopełni
Me marzenie podboju Kontynentu się spełni
Zaklęte w lodzie ludy ożyją wywyższone
Nad krajami, które legną przez nie wyniszczone
I choć znów śmiertelność wśród Durańczyków nastanie
Wszechwładne między śmiertelnymi ich panowanie
Ty zaś, chory i od przejętej mocy szalony
Powrócisz do Fenis, lecz już nie w ramiona żony
Ona w ziemi martwa leży, bo ratować chciała
Wasze dziecię i jego ród, więc w Księgę wpisała
Zmianę Przeznaczenia i planu odwetu mego
Lecz to i tak nie uratuje dziedzictwa twego
Arwern Tron Cesarski po raz wtóry wywalczy
I to do ziszczenia klątwy zupełnie wystarczy
Wiecie co? I to jest nawet ciekawe, doceniam ten plot twist – gdyby tylko nie został wyrażony takimi częstochowskimi rymami!
Nemrod jeszcze raz, tym razem prozą (i capslockiem) wyjaśnia Severowi to, co powiedział przed chwilą.
Po tych słowach Nemrod staje w płomieniach, które pochłaniają go całkowicie, by następnie gwałtownie wygasnąć. Bard dematerializuje się, a wraz z nim znikają rany na ciele Anturyjczyka, a także posoka, którą ociekał tron oraz posadzka wokół obu mężczyzn. (…)
– Ha, ha, ha. – Sędziwy Klemens dusi się kaszlem ze śmiechu. – A to ci historia! Przemarzłem do szpiku kości! Ale nawet, jak przyjdzie mi umrzeć od kolejnego parszywego choróbska, skonam w dobrym humorze! Ha, ha, ha. Wielki Zwycięzca Agenor okazał się zwykłym mordercą. W dodatku dzieciobójcą! Jednak warto było tu przyjechać, żeby obejrzeć taką wariację na temat historii!
I tak Ravillon stał się znany w świecie sztuki jako siedziba eksperymentalnego teatru.
(…)
Księżniczka Shainee wypytuje Severa o jego misję odnalezienia narzeczonej cesarza.
– Odnalazłem ją. Utonęła wraz z Perłą Alistarów, okrętem, który zaginął rok temu na morzach Północy. Straszny widok. Rozbili się o górę lodową niedaleko Zatoki Lwa. To była niewyobrażalna katastrofa. Ciała załogi i podróżnych zamarzły na kamień wraz z chwilą zetknięcia z wodami Oceanu Lodu, a wrak dzięki mrozowi zachował się w całkiem niezłym stanie. Podążyłem za historiami okolicznych kłusowników i rybaków i natrafiłem na niego na jednej z bezludnych wysp blisko zasłony z czarnej mgły. Mogłem tam sobie dokładnie oglądnąć statek, ale i jego pasażerów. Tahitańska księżniczka była wśród nich. Miała przy sobie zegarek – pozytywkę oznaczoną jej inicjałami i herbem rodowym. Kosztowne cacuszko, wykonane dłonią Mykhena, nadwornego jubilera króla Randona.
Dobrze wiedzieć, że zamek z setką mieszkańców ma własnego nadwornego jubilera. Pewnie wszyscy tam mają takie ładne i wyszukane tytuły.
(…)
Tymczasem Dijonowi ukazuje się zjawa Karli, która wyznaje, że przeklęła Severa i Arienne, ale teraz cierpi, nie mogąc zaznać spokoju. Dijon stwierdza, że aby uzyskać spokój po śmierci musi przebaczyć im i cofnąć klątwę.
– Jeśli to jedyny sposób i innego nie ma, przebaczę im, lecz nie obędzie się bez ich ukorzenia. Nie ma, że tak za darmo! Chodź więc ze mną, mój piękny, a pokażę ci, czego pragnę od Severa i jego wybranki, by czar Zakazanej Magii na nich nałożony ustąpił. Spiesz się jednak, gdyż oni jeszcze dziś opuszczą Ravillon, a wraz z ich odejściem klątwa ostatecznie się spełni! – Mara unosi dłoń, by chwycić mężczyznę za brodę, ale jej eteryczne palce znowu nie są w stanie dotknąć skóry Wyspiarza. Zniechęcona odwraca się od niego i unosząc w powietrzu, podąża w głąb korytarza, wiodąc swego towarzysza wprost do Laboratorium Mistrza Magii.
***
(…)
Severo niszczy Zwierciadlo Przeznaczenia, aby nikt za jego pomocą nie odkrył tożsamości jego lub Arienne. Następnie wraz ze swą Milady buszują w spiżarni, przygotowując prowiant na drogę – co kończy się szybką minetką pośród półek z zapasami.
(…)
– Kocham cię!
(…)
– Ja też cię kocham, Ariadno. Moja maleńka. I aby dać temu wyraz i móc ostatecznie pożegnać naszą niechlubną przeszłość, czas pozostawić Mistrza Walk i jego Milady na wieki w Czarnej Twierdzy, gdzie jest ich miejsce.
Po tym wyznaniu pochyla się nad długą szyją księżniczki, wyczuwa na jej skórze lekkie zgrubienie i całuje je, mówiąc:
– Jam jest Severo, Mistrz Walk. Na swą Milady Arienne z Salmansaru wybrałem i Lwem naznaczyłem. Ją to właśnie, nie żadną inną. Tyś zaś jest Ariadna z Tahitanii, z rodu Merrettich zrodzona. Dlatego z ciała twego mój Znak zdejmuję, gdyż nie ciebie nim napiętnować zamierzałem.
Zwracam ci też dziewictwo, bo nie ciebie zamierzałem zgwałcić.
Czynem tym swej przynależności do Świętej Organizacji się wypieram i tytułu swego zrzekam. Nie żonę mą ci zastępować przystoi, lecz nią zgodnie z obrządkiem zostać winnaś. Jako dzieci swe już nie uczniów traktować będę, albowiem własnych potomków z tobą oczekiwać pragnę. Nie do Podziemi więc, lecz w świat ze mną pójdziesz, gdyż oboje do Związku od tej chwili należeć przestajemy, a ja za jedyną świętość ciebie traktować zamierzam.
Oni tam mieli przygotowaną drętwą formułkę na każdą okazję, czy Severo oprócz języka Cieni zna też biegle język Mistrza Yody?
-Wilbur, mówię ci, Sev z Aryśką coś kombinują, weź wyślij tam chłopaków.
-Spokooooojnie, na bank przy tym monologują. Mogę strażników i za trzy dni wysłać, a te gołąbki nie będą nawet w połowie wcielania jakiegokolwiek planu w życie.
***
Dzwon bije już od kwadransa, obwieszczając całej Czarnej Twierdzy straszliwą wieść. Mistrzowie kolejno wkraczają do apartamentu, nieświadomi, że jeszcze niedawno był on ruiną. Nic nie zdradza też zbrodni, której się w nim dopuszczono. Wszystko wygląda normalnie. Zwykła, naturalna kolej rzeczy. Śmierć ze starości i schorowania. (…)
Wilbur pośpiesznie zdejmował rękawiczki, jednocześnie upychając nogą wiadro z zakrwawionym mopem do schowka i psikając odświeżaczem, coby zamaskować woń wybielacza.
Na miejscu zebrali się wszyscy Mistrzowie oprócz Severa. Wilbur przemawia:
– Odszedł czcigodny, przez nas wszystkich kochany i szanowany przywódca Wielkiego Związku. Niespisaną, gdyż zgodną z Kodeksem, wolą zmarłego było, aby jego następcą pozostał ten, który zajmował pierwsze po nim stanowisko w Świętej Organizacji. Wielokrotnie odmawiałem Arcymistrzowi przyjęcia tej funkcji, czując się niegodnym piastowania podobnego zaszczytu, jednak on za każdym razem przekonywał mnie, że jedynie ja, najlepiej znający sprawy Bractwa i od czasu niedyspozycji Jego Świątobliwości sprawujący pieczę nad Związkiem, będę najlepszym kandydatem na to stanowisko. W obliczu faktu więc, że Arcymistrz nie pozostawił po sobie innego Testamentu, przyjmuję na swe barki odpowiedzialność zarządzania Ravillonem i Wielkim Zgromadzeniem Mistrzów. Przyklęknijcie!
Ven czuje, jak jego szlachetne serce zalewa fala goryczy i zawodu. Słowa Wilbura, kłamliwe i oszukańcze, świadczą o tym, że zdobył oryginał ostatniej woli Frygilla i zniszczył go, wierząc, że jest on jedynym egzemplarzem. Mógł to uczynić tylko w jeden sposób. Pozbywając się Filona.
A przepraszam bardzo, co ten szlachetny kołek w płocie zrobił do tej pory? Przecież było oczywiste, że Wilbur dąży do przejęcia władzy, a stary, schorowany Filon nie będzie stanowił dla niego żadnej przeszkody. Dlaczego nie wtajemniczył innych Mistrzów wrogich Wilburowi, dlaczego nie zawiązali jakiegoś kontrspisku?
A mnie zastanawia co innego. Dotąd myślałem, że arcymistrz jest wybierany przez mistrzów (coś a’la konklawe) albo przez wszystkich członków Świętej Organizacji (jak mniej więcej w Nocnej Straży w Grze o tron). Skoro jednak następcę wybiera sobie sam arcymistrz, to dlaczego nie wskazał na Severa podczas jakiejś oficjalnej uroczystości? Po co bawić się w testamenty i ich sekretne kopie, skoro można ukrócić wszelkie spekulacje od razu?
Gdyż cesarzowa Mitylena wdrożyła na całym terenie cesarstwa program “Jak przeprowadzać sukcesję, by ułatwić objęcie władzy uzurpatorom” i zobowiązała do jego przestrzegania wszystkie instytucje.
Ale nic, weźcie piwo i patrzcie, jak Ven zabiera się za wypełnienie ostatniej woli Frygilla.
– Zmarły Arcymistrz był zbyt mądry, by powierzać rządy nad Świętą Organizacją… – Ven ledwo powstrzymuje się, by nie powiedzieć: mordercy – …człowiekowi, który nigdy nie doświadczył żadnego ze stopni wtajemniczenia w którąkolwiek z Domen. Zdaje się więc, że nie był aż tak kochany i szanowany, jak to przedstawiasz, Eminencjo, skoro… – znów ciśnie mu się na usta: zabiłeś z zimną krwią Frygilla i Filona oraz zniszczyłeś Testament Arcymistrza, by teraz kłamać w żywe oczy, że go nie sporządzono! – …skoro dajesz wiarę plotkom. Ostatnia wola Jego Świątobliwości istnieje. Została spisana jego ręką i ja jestem w jej posiadaniu! – Wyciąga spod kaftana zwinięty pergamin, zalakowany pieczęciami z symbolem Hybrydy Związku. – Oto on. Mam go odczytać czy też wolisz to uczynić osobiście, Wilburze? – Uśmiecha się z triumfem, patrząc w zjadliwie zielone, zwężone nienawiścią oczy czarodzieja.
Ty tak nie triumfuj, bo…
(…)
– Oczywiście, że przeczytam. – Z wściekłością wyrywa z ręki czarodzieja zwój, jednak nie otwiera go. – Nie muszę jednak tego robić, aby wiedzieć, co tam zapisałeś, Mistrzu.
Wilbur oskarża Vena o sfałszowanie dokumentu, aby uczynić Arcymistrzem życzliwego mu Severa (tu długa lista zarzutów w stronę Vena: a to robi jakieś magiczne eksperymenty, a to leczy ludzi za darmo, no jak tak można), a następnie…
(…)
– Tak, jak przypuszczałem: Ostatnim pragnieniem mym jest, aby następcy memu, Mistrzowi Walk, Lordowi Severowi, wszyscy w dniu śmierci mej hołd należny nowemu Arcymistrzowi oddali. Pięknie spreparowane, jednak nie ma w tym ani krzty prawdy! – Z uśmiechem zwycięstwa na ustach czarodziej na oczach zebranych drze dokument na strzępy.
NO WŁAŚNIE.
– Dziwnym trafem od razu wskazałeś na Mistrza Walk, Wilburze – odpowiada Ven, czując, jak po chwili pierwszego szoku na te niesprawiedliwe, wyssane z palca oskarżenia ponownie narasta w nim sprzeciw i bunt.
Oh, my sweet summer child…
(…)
– Właśnie! – wykrzykuje Mistrz Szpiegostwa, kierując w stronę szpakowatego maga klingę swego miecza, którą pospiesznie wyciąga z pochwy.
Klingę wyciąga z pochwy, a rękojeść z kieszeni.
I gada, gada, GADA…
– To potwarz sugerować Mistrzowi Magii oszustwo. Ven nigdy nie kłamie. Brzydzi się tym. Każdy, kto go zna, to potwierdzi! Po co zresztą miałby to robić? Twoje argumenty przemawiające za tym są żałosne i irracjonalne. Eksperymenty magiczne zawsze były na porządku dziennym w Ravillonie, nawet za czasów Starego Porządku, a darmowa pomoc potrzebującym powinna spotkać się jedynie z szacunkiem i uznaniem. To chwalebne! A wizerunek Związku na tym nie ucierpi. Przeciwnie! Święta Organizacja zyska, gdy nasi królewscy zleceniodawcy zobaczą, że jeszcze zdarzają się między nami szlachetni ludzie, do których można się zwrócić o pomoc w potrzebie, a nie tylko chciwi i zachłanni mordercy. I jeszcze! Czemu Ven nie wskazał na samego siebie, skoro według twych plugawych słów spreparował Testament? Wówczas byłby Arcymistrzem, nie musiałby nikomu służyć. Sam byłby panem. Tylko że to twoje pragnienie, Wilburze! Wszyscy tu zgromadzeni doskonale o tym wiemy. Od lat o tym marzysz! Podobnie jak o pozbyciu się Severa. Nienawidzisz go od czasu tamtego pojedynku, gdy wykazał ci wyższość Starego Porządku nad Nowym i udowodnił, że ma moc większą od twojej.
Wilbur padł, zaględzony.
Tessi, Gavin i Moru popierają Vena, w dodatku Moru zadaje niewygodne pytanie – A gdzie jest Filon, który z pewnością zna wolę Arcymistrza?
– Możecie wszyscy do niego dołączyć i osobiście go zapytać o wolę zmarłego! Ale wtedy już nie wrócicie z tą wiedzą do Ravillonu!
Ani do świata żywych!
Po tej myśli Wilbura jego medalion rozbłyska zielonym światłem, a drzwi i okna w komnacie znikają, uniemożliwiając przyjaciołom Severa ucieczkę.
***
Arienne i Severo pakują się i uciekają podziemnym przejściem.
Znak Mistrza Walk wyhaftowany na materiałach szat obojga przemieniła w nowy symbol, który – jak to określiła z rozbrajającą czarnowłosego powagą – od tej pory reprezentować będzie „ich przyszłą rodzinę”. Różdżka przecinająca miecz, nad nimi korona oznaczająca wysokie urodzenie, a wokół masa detali, na które mało kto zwróci uwagę lub uzna za przejaw wybujałej wyobraźni ich twórcy, choć przecież dla zakochanej pary każdy ma oczywisty przekaz i znaczenie. Jak na przykład ten krzaczek truskawek w lewym dolnym rogu herbu… Jakież to kobiece i w stylu Ariadny!
Chciałbym zobaczyć ten herb. Ot, taka masochistyczna zachcianka. Jak bardzo musi być nieczytelny z tymi wszystkimi detalami… Btw, ciekawe, czy znalazło się miejsce dla lodowego giganta.
Aż tu wtem! spotykają magicznego skorpiona, który kąsa Arienne w szyję.
SKÓRPIÓN!
(…) Odporny na czary, zupełnie jakby powstał przy użyciu Zakazanej Magii – przebiega mi jeszcze przez myśl, nim ogromny ból w okolicy szyi odbiera mi umiejętność analizowania.
Ach, zrobił ci dokładnie to, co niemal to opko zrobiło mnie.
(…) – Ariadno! Ariadno! Kochanie, mów do mnie… Obudź się… Ariadno, maleńka… Błagam cię, zaklinam…
Brak reakcji ze strony kochanki, jej rozszerzone, zachodzące mgłą źrenice, spowalniający [zwalniający] oddech i zanikający rytm serca każą zrozpaczonemu mężczyźnie pochylić się nad szyją księżniczki i przyłożywszy wargi do poczerniałego miejsca po ukąszeniu, które jeszcze niedawno szpecił Znak Lwa,
To miejsce od samego początku było Miejscem Po Ukąszeniu, tylko wcześniej nikt nie wiedział.
ssać je i wypluwać na zamarzającą posadzkę truciznę zgormadzoną pod skórą.
– Nie… Nie! To niemożliwe! Kocham cię… przecież ci to wyznałem… Kocham! Chcę być już na zawsze z tobą! Nasza wspólna rodzina… Tahitański obrzęd… Wszystko, o czym mi mówiłaś w Podziemiach! Po to uciekamy, pamiętasz?! Nie możesz teraz… To nie może się tak skończyć! Nie zostawiaj mnie samego! Nie teraz, kiedy poznałem, co to miłość! Ariadno! Ariadno! Ariadnooooo!
– Nie! Nie umieraj, głupia dziewczyno! Nie możesz! Nie, nie, nie! – wtóruje mężczyźnie bezdźwięczny głos zjawy, która usłyszawszy wołanie rozpaczy, porzuca Pana na Wyspach i momentalnie pojawia się przy kochankach. – Zaprzepaścisz moją szansę na spokój! Podnoś się, ale już! Natychmiast! Ty musisz żyć! Jeszcze nie czas, byś odeszła, jeszcze musisz mi pomóc! – Karla bezskutecznie próbuje szarpać leżącą nieruchomo kobietę, jednak ani jej brutalne, acz nierealne w swym zamierzeniu, działania, ani czułość słów i dotyku ukochanego nie poruszają księżniczki, której Duch wstępuje już do Krainy Białej Damy.
Chciałbym, żeby to była prawda, ale…
CDN.
Nienawidzę mieć racji.
Z lodowego pałacu na stu mieszkańców pozdrawiają MÓWIĄCA CAPSLOCKIEM KURA, leżący niekreatywnie Vah i uchybiająca monarsze Kazik,
A Maskotek wylazł na scenę i śpiewa sprośne piosenki ku uciesze gawiedzi.
Borze liściasty, w końcu finał.
Doceniam wysiłek, analiza ocieka hektolitrami potu. Oby następne było coś milenkopodobnego albo jakieś popularne gunwo z Empiku.
Nowy wpiiis! Kawka jest, kocyk jest, kotek może raczy przyjść. Lecę czytać, zrobiliście mi dzień.
Jesteście cudowni, jak zwykle, ale jak raz analizowany materiał bije Was na głowę. Szczególnie zabiła mnie wizualizacja tego fragmentu:
Płynnymi ruchami na kolanach cofają się ku zamarzniętym ścianom świątyni (…)
SZUR SZUR SZUR
No i to tyż jest urocze:
Wielki Książę Filip, nie mogąc żyć bez swego kochania, odebrał sobie życie
Serio, nie dało się napisać "bez ukochanej", "swej miłości", cokolwiek?
A "leżenie niekreatywne" niniejszym podpierdalam i używać zamierzam, bo miodne jest szalenie.
Natomiast już od pierwszych stron tego szajsu najbardziej wnerwiały mnie kwestie, że tak powiem, rozmiarowe. Po pierwsze, jeśli Sevcio ma najwielgachniejszą kuśkę świata, to raczej nie powinien być marzeniem większości kobiet, bo dla statystycznie przeciętnej baby bzykanko z nim byłoby po prostu zajebiście bolesne… Ja wiem, że ałtorki se tego Olbrzyma wymyśliły w liceum, ale jedna jest już nawet chyba dzieciata i raczej wie, że wielkim rzeczom w pochwach mówimy nie, więc…
Dobra, nic nie mówiłam. Zdałam sobie sprawę, że bez opisów pytonga książka byłaby o jedną trzecią krótsza, a przeca powieść fantazy grubom knigom musi być, no.
A po drugie, to nieustanne podkreślanie "maleńkości" Arieśki jest nieco… obrzydliwe. Rozumiem raz, niech będzie, chociaż i tak uznałabym to za niekoniecznie szczęśliwy dobór słowa. Rozumiem też, że muszczyzna musi być wielki i barczysty, a panna przy nim jako ten wróbelek, ale jeżu, mało to słów, które nie kojarzyłyby się aż tak bardzo z dzieckiem?! Arieśka mogła być przecież smukła, wiotka, krucha, niczym róży kurwa pąk i nikogo by na tę okoliczność nie mdliło. No a potem doszłam do fragmentu, gdzie walimy już prosto z mostu, że ona jest dzieckiem i ma dziecięcy bodaj upór i w ogóle obleśność lvl max. Wiem, że się powtarzam, ale: SERIO, panie ałtorki?! To ma być seksi wedle dorosłych kobiet?!
Bleee, tyle tylko mogę powiedzieć.
PS Ale za ciotkę Paszczaka to Kazik ma u mnie flaszkę, spłakałam się z tego kwiku.
ogromny ból w okolicy szyi odbiera mi umiejętność analizowania.
Ach, zrobił ci dokładnie to, co niemal to opko zrobiło mnie.
Pozostaje jeszcze możliwość syntezowania.
A może to był właśnie Skorpion Syntezator 😉
"Wielki Książę Filip, nie mogąc żyć bez swego kochania, odebrał sobie życie
Serio, nie dało się napisać "bez ukochanej", "swej miłości", cokolwiek?"
Hihi, to i tak dobrze, że nie użyły słowa "ukochaństwo", jak w "Kawalerskim życiu na obczyźnie".
Czy to CDN na końcu analizy oznacza, że jednak będzie ciung dalszy tego arcydzieUa?Dobrze mi się wydaje, że to miała być trylogia, czy coś pokręciłam?
Smok Miluś
Chciałam tylko powiedzieć że wizja Sevcia rozjeżdżanego walcem w podziemiach mnie umarła a nie sądziłam że po szóstej części tej analizy to będzie jeszcze możliwe:)
Mam masochistyczną ochotę na drugą część tej szmiry, proszę, zanalizujcie to, jeśli się kiedyś ukaże!
Mnie chyba najbardziej zabił ten mHroczny rytuał.
— JESTEŚ NASZYM PANEM!
— Nie jestem!
— JESTEŚ!
— No, dobrze, może jestem. Ale… ale… Nie chcę być!
— Eee… To wporzo, do zobaczenia!
Ja sobie dosłownie nie moge przetłumaczyć w żaden sposób jak on sypianie z Matka Ukochanej tak totalnie olał. Żadnych wyrzutów sumienia? Żadnego wstydu? Zaliczyłem Mamusie Areśki, ale spoko bo to byl ostatni raz.
A tak oprócz tego. Analizy są mega, szczegolnie tego… daruje sobie nazywanie. Dzieki Wam człowiek naprawde, nie tylko łapie lepszy humor, ale i uczy się jak pisać.
Zaraz, czyli Arienne ma tahitańską urodę – białą cerę i niebieskie oczy, ale jej wujek jest Anturyjczykiem i ma błękitne oczy?
taka_jedna
Severo to hipokryta. Niby wielka miełoźdź do Arienne' a z jej matką się chędożył. I żadnej refleksji, czegokolwiek.
Amarylis ma starego męża, starszego o dziesięć lat. Podczas gdy młodszy od niego o siedem lat Severo i starszy od partnerki o dwadzieścia nie jest już dla Arienne za stary. Seems perfectly logical.
Jestem na etapie licbazy i nie postrzegam trzydziestolatków jako starców. Dziiiwneee..
Ela TBG
Ten komentarz został usunięty przez autora.
A ja kombinuję ze swoimi dynastiami tak aby to się kupy trzymało, a tu proszę. Pierdyknijmy byle co a ludzie i tak to czytają.
Ta "poezja" boli… Czy ktoś ma siłę i odwagę tłumaczyć autorkom czemu rymy gramatyczne to odpowiednik białych kozaczków w modzie?
A może król siedzi całymi dniami w gabinecie, pisząc listy z kolejnymi prośbami o pożyczki i pomoc? “Mam horom curke”…
A może mamusia dostaje prezenty za puszczanie się?
Ten co pisał te wierszyki może się powinien zająć haftowaniem.Albo hodowla szynszyli.
Chcemy pocałunku!
Skro to tylko gra,o co te histerie potem?
a te gołąbki nie będą nawet w połowie wcielania jakiegokolwiek planu w życie.
Oni jak te ślimaki w dowcipie o anemicznym naukowcu :a one myk myk i pouciekały…
To ja kto już koniec ? I ja się nigdy dowiem jak to się skończyło?
Ja paznokcie pogryzłam!
Achaja to przy tym arcydzieło było!
Chomik
"Severo strzepuje szklane opiłki " – ktoś tu piłował szkło, że powstały opiłki?
Przy kaczce z ananasem parskłem śmiechem.
"Biorąc pod uwagę, jak bardzo te boginie nic nie mogą, to w sumie się nie dziwię. Po czym ktokolwiek miał taką poznać, skoro w żaden sposób nie manifestowała swej mocy?" – może po tych świecących napisach w pokoju?
Pieśń o muzie melodii załatwia wszystko
Thx za analizę. Z ciekawości: ile czasu zajmuje wam analizowanie jednej częsci (tak mniej więcej)? 😉
Jak już pisalam bardzo słaba książka. Dziwię się, że ma dużo dobrych opinii. Rozwalilo mnie początkowe obdarzenie bohaterki ogromnymi mocami, ktore są używane tylko wtedy jak autorką pasowalo w fabule…xd
Eva
Czy ja dobrze zrozumiałem, że Lodowy Gigant – w ciągu tych całych stu pięćdziesięciu stron – nie zdołał znaleźć czasu, by poinformować swojej lubej 'ej, uczyniłem ci ojca kaleką, ale nie ma sprawy, nie?'
Nie znalazł też czasu na "Ej, przeleciałem twoją matkę, między nami wszystko w porządku, nie?"
"Zrywają tapety ze ścian, przewracają meble, które wcześniej dokładnie przeglądnęli, (..)"
Może się czepiam, ale czy w takim zamku mogły być tapety? Na ścianach nie powinny raczej wisieć jakieś kobierce?
"Teraz tylko leżysz niekreatywnie."
"Nadszedł więc czas rozstać się nareszcie z tym padołem, Mistrzu."
Tak, na pewno typ od mokrej roboty tak by mówił 😀
I to ciągłe nazywanie Arienne "dzieckiem", zwłaszcza przez Sevcia, jest zdecydowanie nie na miejscu. Już mniejsza o to, czy coś gdzieś było o czternastoletnich żonach. Fakt, że Severo uprawia seks z kimś, kogo nazywa dzieckiem stawia go w jeszcze gorszym świetle. To już nie wiem, czy nie lepsze jest Michalakowe: odbędziesz stosunek -> jesteś kobietą.
A co do trzydziestka=starość, to ile lat mają autorki? Bo mi do trzydziestki brakuje jeszcze ładnych kilka lat, ale już (:D) nie uważam tego za starość. Zatem autorki musiałyby być co najwyżej nastolatkami. A z tego co zrozumiałam, to nie są. Co prawda zostaje jeszcze opcja, że wtedy to napisały i nie poprawiły (jak wielu innych rzeczy). Choć raczej spodziewałabym się, że określeń mniej więcej swojego (jak podejrzewam) wieku za starczy by się pozbyły. Chyba że w ogóle tego ponownie nie czytały, co wciąż jest możliwe…
No cóż, nawet jako taki cliffhanger wyszedł autorkom (nie, żebyśmy nie wiedzieli, jak to się skończy :D)
A poza tym analiza świetna 🙂 Jadąc pociągiem musiałam powstrzymywać się od wybuchów śmiechu, żeby ludzie się na mnie dziwnie nie patrzyli 😀
Pati
PS.A co powiedzielibyście na zanalizowanie "Gry o Ferrin" Katarzyny Michalak? Ostatnio czytałam Wasze analizy innych jej książek i naprawdę dobrze się bawiłam. A "Gra" była pierwszą (i jedyną) jej książką, którą przeczytałam w całości (na polecenie koleżanki…). Uwielbiam fantasy, z opisu brzmiało nieźle, ale czytając cały czas nie mogłam zrozumieć, co się tam właściwie dzieje i pomyślałam, że może Wasza analiza mogłaby to trochę rozjaśnić 😀
Zdaje się, że "Gra o Ferrin" jest już na Przyczajonej Logice, ale jestem za! Analiz nigdy nie za wiele 😀
Na swój sposób będzie mi brakować "Sagi o dupie Arienne". Się tak jakoś człowiek masochistycznie przywiązał do NSZZ "Ravillon", wyrafinowanej poezji, tytułowej innej niż wszystkie (maleńkiej) dupy oraz skontrastowanej z nią superkuśki Snejpa po tuningu walcem (przez chwilę hatifnata), Losu, Przeznaczenia oraz Mistrzów Niczego. Oby kolejne analizowane dzieło okazało się równie wspaniałe, coby zapełnić tę pustkę.
Quay
W punkt! Lepiej bym tego nie ujęła. Też brak analizy poczyni wielkie pustki w moim sercu.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Miszcz Moru niszczy mój mózg.
„Hej Severo, mój współpracowniku w organizacji, która nie dopuszcza pocałunków, czy mógłbyś zagrać w moim przedstawieniu, w którym będziesz musiał się pocałować z kobietą?”
Mnie ciekawi jeszcze jedno, jeśli chodzi o imiona. Wiele z nich brzmi dość anglosasko (Wilbur, Gavin, Arienne) i prawdopodobnie tak są wymawiane. Jak więc wymawiać imię króla Musztardy – tak jak należy, czyli z francuska – Diżą, tak jak jest napisane, czyli Dijon, czy może też z anglosaska – Didżyn?:D Ergo – znowu mści się niekonsekwencja w nomenklaturze. Moim zdaniem, bohaterowie osadzeni w fikcyjnym świecie low fantasy powinni mieć stosowne imiona, w miarę możności wymyślone od podstaw, a nie na zasadzie: tu weźmiemy parę imion angielskich, tam jakąś nazwę miasta (Mitylena), tu coś z kuchni (Dijon) i już mamy piękny zestaw bez żadnego wysiłku. No niestety, tak to nie działa i efekt jaki jest, każdy widzi – nazwy kompletnie od czapy. Oczywiście nie mówię, że to mają być z kolei przegięte twory z milionem apostrofów i dwoma milionami podwojonych spółgłosek/samogłosek, ale jestem zdania, że dopracowanie takich rzeczy nie jest zadaniem ponad siły.
Smok Miluś
Arienne to francuska wersja Ariadny, Ariadna to imię greckie. Gavin, szkockie (Gabhainn pisownia oryginalna). Tylko Wilbur jest anglosaskie. Ale rozumiem, że chyba chodziło Ci o anglosaski/ angielski krąg kulturowy? Znaczy, wiem, że rzadko kto bywa filologicznym geeokiem, ale tak tylko chciałam zaznaczyć, że to są imiona z trzech różnych języków.
Obstawiam, że Dijon czyta się Dijon��. Właśnie w imię ałtoreczkowych niekonsekwencji.
Wymyślanie imion od podstaw bywa ciężkie, znam z autopsji:). Wolę już, jak autor używa ziemskich imion z rozmysłem, np dopasowuje poszczególne kręgi językowe do danych kultur czy państw. W Glątwie tego nie ma. W Grze o tron też, ale tam wszystko inne jest dobrze zrobione.
Ela TBG
Właśnie tak, chodziło mi nie tyle o pochodzenie, co o to, że te imiona w podanych w Gluntwie formach funkcjonują w anglosaskim kręgu kulturowym i są czytane z angielska. A tu obok wyskakują jakieś Dijony, Mityleny i inne nie pasujące do całości cuda. Moim zdaniem (jako domorosłej opkopisarki), konsekwencja w nazewnictwie jest istotna, bo potem robi się bałagan.
Smok Miluś
@Camilla Sunny – tam jest tylko początek "Gry o Ferrin", a dalej robi się znacznie ciekawiej (albo niezrozumiale – jak kto woli 😀 )
Pati
O esu, ostatnia część masakrycznie się dłużyła i prawie zasnęłam. Co ta ksiunżka robi z człowiekiem. Komentarze jak zawsze trafne i piękne, ale teraz to chyba wolałabym zobaczyć jakąś bardziej lajtową analizę bez dupy maryny (albo i arieśki).
Jak na razie:
Stara się wyrwać z rąk białowłosych czcicieli, którzy dotykają jego długiego do kolan, białego kaftana
-DOKTORZE, PACJENT ZNÓW ATAK PANIKI MA! -mówi jeden z nich -CZY ELEKTROWSTRZĄSY ZASTOSOWAĆ, CZYLI TEŻ KAFTAN BEZPIECZEŃSTWA ZACIEŚNIĆ, O PSYCHIATRO HABILITOWANY?!
Wycięliśmy większość fragmentów o powiązaniach rodowych arystokracji z Klątwowersum, ale jeśli chodzi o imiona i nazwiska władców, to mamy:
Saula Sinistera i jego siostrę Shainee
Mitylenę de la Cler
ród Merretti, z którego pochodzi Arienne (Randon, Damon, Alma)
Rafaela Hamiltona, jego brata Pascala i ich ojca Heliodora,
Dijona (nazwisko nieznane) i jego siostrę Eilen,
Matyldę Ramhoff
Oktawię
Klemensa
Hermana Velliadora
Lanigera Mortona
Warlę Alistar
Więc faktycznie pomieszanie z poplątaniem i każde imię i nazwisko z innej bajki.
A właśnie! Ten skorpion to pewnie zesłany przez Wilbura?
Skoro tak, to czy każdy mistrz mógł nasłać na wroga swoje zwierzę?
To musiałoby wyglądać szczególnie zabawnie w przypadku np Grittona (sroka?) Vena (kot?) lub Moru (na pewno paw) albo Womara, gdyby rekin miał kogoś dopaść np w jego komnacie. Nie umiem sobie wyobrazić, jak miałby wyglądać atak hybrydy związku, ale jestem pewna, że jej ulubioną taktyką jest doprowadzenie do sytuacji, w której ofiara umiera ze śmiechu.
Czym się różni Filon od Frygilla i który jest który?
Meh, przy całej głupocie tego ksiopka nie czepiałabym się akurat imion. W Wiedźminie też wszyscy nazywali się od Sasa do lasa (Vilgefortz? Angouleme? ktoś bez znajomości fabuły odróżni po brzmieniu nazwisk czarodziejki z Północy od tych z Nilfgaardu?) i nie przypominam sobie, żeby ktoś na to narzekał.
Tekst o leżeniu niekreatywnie brzmi jak coś, co mogłoby paść z ust kołcza, pasuje do czarnego charakteru 😀
Wszystkie analizy wspaniałe, mam wrażenie, że najlepsze od jakiegoś czasu. No i dziękuję Kazikowi za Ciotkę Paszczaka i gryzilepki <3
Kocham Wiedźmina,ale ten misz masz imionowy okropnie mnie raził. Tutaj jest to samo.Ech….cholernie czepialska jestem.
O co to, to ja przepraszam ale nie. Po pierwsze primo owszem, odróżniam wiedźmińskie rodziny językowe i co za tym idzie, dźwięk imion i nazwisk (rzecz jasna z wyjątkami, ale raczej zamierzonymi przez autora)(plus pomocne są odniesienia). Po drugie primo, w naszych realiach drużynę mogliby tworzyć Azuleos, Joaozinho, Fonzell i Zbigniew, a to tylko z jednego kontynentu. Miszmasz jest chyba jak najbardziej na miejscu.
Pierwszy raz tutaj komentuję, ale wyjątkowo chciałam się czymś podzielić. Do tej pory czytałam tylko kilka analiz fików, ale szybko przerzuciłam się na analizy książek, bo czyta się je dużo lepiej. Nie wchodziłam tutaj odkąd przeczytałam je wszystkie i teraz bardzo cieszę się widząc, że skończyliście analizować kolejną. Wezmę się za nią wkrótce.
Nie czytam wszystkich analiz, bo czasem temat mnie nie bawi, ale przyznaję, że na kolejne części tej aż czekałam i bardzo się cieszę, że miała aż tyle części. Ta książka była przecudnej urody, Wasze komentarze bardzo zabawne, a całość dość pouczająca. Dziękuję, że się wymęczyliście z tą bandą odpychających kretynów. Aczkolwiek króla Musztardy trochę szkoda, bo wydał mi się całkiem sympatyczny, chociaż może jedynie na tle reszty.
"Wielki Książę Filip, nie mogąc żyć bez swego kochania, odebrał sobie życie"
*nuci*
Kocham cię ach kochaaanie moje, to rozstania i powroty, i nagle dzwony dzwonią i ciało mi płooonie, kocham cię…
Ło matko cóż to było za dzieło O.o
Szczerze mówiąc nie dotarło do mnie, że tu była planowana jakaś kontynuacja i myślałam że tam jeszcze więcej głupot będzie upchnięte 😀
No i Saul Sinister – Saul Złowrogi!Ależ mhrock, ależ ghroza!
Smok Miluś
Albo to De la Cler…mamo,mój mózg przeniesion został do krainy Białej Damy….De la Cler,szkoda,że nie De la Dupą lub De La Dolce(kurwa) Vitamina.
Proszę natychmiast przestać się śmiać! Ja też dzisiaj cały dzień leżałam niekreatywnie, więc to określenie ma sens!
Chyba jako jedyna nie miałam skojarzeń z musztardą, ale to pewnie dlatego, że po prostu nie lubię musztardy i nie orientuję się w jej markach dostępnych na rynku. No i chyba pisałam już poprzednio, że imiona postaci w zasadzie nigdy mi nie przeszkadzają, bo wbrew pozorom trudno wymyślić w tej kwestii coś dobrego (zawsze z imionami mam największy problem, a nazwisk postaciom nie nadaję praktycznie nigdy).
Podziwiam, że ekipa Armady jakoś przebrnęła przez ten… przez to coś. Bardzo podziwiam. Chociaż w sumie przebrnęliście już przez o wiele gorsze twory. Ale i ten był bardzo zły.
Andżej
Nareszcie się skończyło! Powiem, że dawno się tak nie uśmiałam jak z zakończenia tego cudnego dzieUa. Jest genialnie kiczowate, a reakcja Karli po prostu mnie rozbroiła.
Zirytowało mnie natomiast to, że aŁtorki nie mogły się zdecydować, w którym czasie piszą: przeszłym czy teraźniejszym. Nie można pisać raz tak, raz śmak.
Ale cała analiza, nie tylko ta część, była cudowna.
Książka od kobiet dla kobiet. Ta zua — puszcza się i nie kocha nikogo, zależy jej tylko na seksie. Ta dobra – dziewica, broni swojego gwałc… znaczy, ukochanego za wszelką cenę, piękna, delikatna, urocza, dziewczęca, drobna, łagodna, bla bla bla. Ten dobry — zdradza, morduje, gwałci, ALE JEST TAKI MĘSKI I MA LODOWEGO OLBRZYMA.
Spoko, fajnie tam mają.
Matko kochana, nareszcie!
Wybaczcie, ale ja kocham to zakończenie – jest tak pięknie kiczowate, z takim cudownym nieprawdopodobnym zbiegiem okoliczności!
Ale analiza piękna! Wszystkie części, które radośnie czytam w trakcie wykładów, w związku z czym wykładowca już chyba zauważył się uśmiecham jak głupia i podśmiechuję.
Źle chwalić Michalak, ale jej gnioty przynajmniej nie kończą się tak chamskimi cliffhangerami… :/
Mówcie co chcecie, ale autorki ewidentnie wzięły pomysł lodowej mocy którą trudno kontrolować z Krainy Lodu! Przy poprzednich częściach miałam jeszcze wątpliwości, ale teraz, gdy wiadomo że Sever- khem, znaczy Gerhard, miał wybuchy mocy jako mały (*wink*białowłosy*wink) chłopiec, nic już nie trzeba dodawać. Swoją drogą, są tu też rzeczy zerżnięte z Wiedźmina: Hrabina van Attur=Rosa var Attre, Frygill=Fringilla Vigo, i najbardziej chamska zrzynka: Esterwald=Erlenwald. Nie ładnie, autorki. -_- Ja się pytam, po co zabierać się za pisanie książki, skoro nie ma się nawet pomysłu na głupie nazwiska i miasta?
O boze nie kaz mi tego czytac jako fanfik Ciri/Geralt, bede rzygac
A mnie się imię Dijon kojarzy li i jedynie z Cassis de Dijon a tym likierem porzeczkowym, oraz formułą Cassis de Dijon I i II z prawa materialnego Unii Europejskiej.
Ciężkie to było i dziękuję z całego serca, że opisaliście to z tak werwą, energią i humorem. Swojego czasu byłam to gotowa kupić i sama przeczytać dla zobaczenia jak kiepskie to jest.
Jestem bardzo ciekawa co macie następnego w planach i życze ogromu sił na to!
Przyznam, że były takie analizy, które czytałam na raty, załamywałam się poziomem tekstu źródłowego lub myślałam o porzuceniu dalszego czytania. I to był właśnie ten ostatni przypadek. Ale stwierdziłam, że skoro Wy daliście radę to i ja dam!
Z jednej strony materiał jest idealny do analizy(kilka razy myślałam, że to Wy coś dopisaliście), ale przyznam, że przy trzeciej analizie trochę mnie to zmeczyło. Brakuje mi jednak jakiegoś lekkiego blogaska w ramach przerwy(stare analizy znam, więc to już nie to samo).
Cieszę się, że to na razie koniec analizy tej ksiunzki.
Pozdrawiam!
Jako rozwiązanie tego cliffhangera proponuję, by Severo uleczył Ariadne wsadzając jej Lodowego Olbrzyma w odpowiednie miejsce. To byłoby bardzo w stylu tego popieprzonego ksiopka. I w sumie nawet by mnie nie zdziwiło.
Nie było mnie tu latami, ale postanowiłam wejść i niezmiernie się cieszę, że ten przybytek wciąż funkcjonuje. Tyle tu wspomnień. Armada jest zaiste niezatapialna.
"– STAŃ, O FENIAN, OTWOREM PRZED CESARZEM, KTÓRY DRUGI RAZ CIĘ POSIĄDZIE!
I NIE MIEJ GŁUPICH SKOJARZEŃ!"
Cudności!
"Stara się wyrwać z rąk białowłosych czcicieli, którzy dotykają jego długiego do kolan"
Pewnie nie zgadniecie, jakie słowo spodziewałam się zobaczyć dalej (i że nie było to "kaftana").
"Co to jest “kierunek katedry”?"
"Kierunek" to potoczna nazwa dyscypliny studiów, a katedra to jednostka organizacyjna uczelni, zespół pracowników naukowo-dydaktycznych. Czyli, dla przykładu, Sevcio jest kierownikiem katedry katów w Ravillonie na kierunku "rozwałka i pochędóżka". Co struktura organizacyjna jego uczelni ma wspólnego z tymi dziadkami mrozami to, szczerze mówiąc, nie wiem.
"Niestraszne mi cierpienia, głód, choroby czy inne ludzkie przywary. I nie potrzebuję do tego, by zaznać spokoju i szczęścia, podboju Świata."
Strasznie pokraczne te zdania ("głód, cierpienia i inne przywary"? Ałtorki chyba nie za bardzo wiedzą, co znaczy to słowo). Poza tym za pierwszym razem zabrzmiało to tak, jakby Sevcio mówił, że nie potrzebuje podoboju Świata, żeby zaznać głodu.
Delikatne przeszkuwanie komnaty arcymistrza przerywane dopytywaniem o zdrowie i propozycjami parzenia herbaty to mój absolutny faworyt.
"Gdzie w tak krótkim czasie mam znaleźć godnych odtwórców roli Agenora i Alanis?"
I w ten sposób Ariadna z rodu Merrettich zagra rolę Alanis (zapewne z rodu Morisettich)?
" – Co się stało? – zwraca się czarnowłosy do szczupłego Mistrza.
– Ojtam, nic takiego! – powiedział gruby Mistrz do Mistrza średniego wzrostu."
*brawa*
" -Nie, pyta– PYTAŁEM, CZY CHCESZ ZGINĄĆ!
-CO CHCĘ WYJĄĆ? PYTĘ???"
"Glątwa" w pigułce. Jak to powiedziała Milva u Sapkowskiego: "Zawdy mądrze zaczynają, a na dupie kończą".
Dziękuję Wam wszystkim za tę analizę, to chyba najlepszy kawał dobrze wykonanej roboty, jaki zagościł na analizatorni od czasu "Achai". Pozwólcie, że wyślę Wam wirtualny kontener najlepszych alkoholi zmieszanych z wybielaczem do mózgu, drugi tych samych alkoholi bez wybielacza i trzeci pełen e-czekolady, e-tortu szwarcwaldzkiego i Waszych ulubionych przysmaków.
pewnie nikt juz nie czyta komciow, ale musze powiedziec, ze pomijajac te oblesna seksualizacje WSZYSTKIEGO, najbardziej przeszkadzaly mi imiona, ktore no nijak do siebie nie pasowaly. w poprzednim odcinku ktos o tym wspomnial w kontekscie Krola Musztardy – jak juz chcecie oryginalne imiona, to przerabiajcie istniejace, ale na bogow, wybierzcie sobie kraj pochodzenia i sie go trzymajcie, bo wam wyjdzie taki miszmasz bez polotu jak tutaj.
i w ogole wiem, ze Schatten to z niemieckiego cien, ale ja i tak czytam to z angielska i wychodzi piekne Srałen.
podziwiam wasz upor i atlasowy wysilek. ksiazek nie powinno sie palic, ale te powinno.
DK
O rety, jak ja sie nameczylam, czytając to. Oczywiście wasza analiza byla przecudna, ale… Tekst miedzy waszymi wypowiedziami to byl horror. Nie mogłam znieść Areski tak bardzo, ze ciagle odkladalam skończenie analizy na potem.
WSZYSTKO w tej książce jest tragiczne – miłość oparta na wielkiej miłości, pokazanie tej miłości, ciagle opisy zajebistosci młodej pary, szczególnie urody Areśki i kuśki Severa. Nosz kurde, serio nie można napisac tego raz? Przy każdej pieprzonej okazji autorki muszą sie masturbowac do zajebistosci swoich postaci?
Uch, tak beznadziejnej pary bohaterów nie spotkałam jeszcze nigdy. Współczuje i Podziwiam, ze mieliscie sile brnac przez ten chlam.
Mam nadzieje, ze nie bedzie dalszej części, Areska umrze, a Severo… Z rozpaczy nabije sie na swój pal i zginie.
Nie wiedzieć czemu, mimo że ta książka zawiera masę wkuropatwiających fragmentów dziwi mnie niekonsekwencja w imionach i nazwach, często aż śmieszna. Oprócz tych całkiem ładnych, wymyślonych, mamy Tahitanię, Loretanię, Ariadnę, Dijon, Harolda (tu wyobrażam sobie tego dziwnego pana z memów), Rudolfa, Leilę (może jeszcze Majnun do kompletu?), Wilbura, brakuje tylko żeby Severo był Severusem. Przecież aby ogarnąć jakieś oryginalne fantasy nazwy własne, zwłaszcza w świecie, w którym istnieje wiele różnych języków, wystarczy choćby walnąć w klawiaturę i ewentualnie dostawić samogłoski. Uniknęłoby się durnot w stylu Króla Musztardy i skutego lodem Tahiti.