51. W murowanej piwnicy tańcowali… czyli o urokach zawodu kata (Klątwa przeznaczenia 6/8)



Drodzy Czytelnicy!
W poprzednim odcinku Mistrzowie i ich Miladies zażywali odpoczynku w luksusowym spa oraz obżerali się truskawkami i grali w greu. Ale wszystko co dobre szybko się kończy, oto nadszedł czas krwi i łez! Dowiemy się, czym grozi użycie przeterminowanego kremu, jakie są oznaki pożądania u Severa, a także czym może się skończyć ubieranie niezgodnie z panującą modą. Oprócz tego wszyscy w tym odcinku będą intensywnie myśleć, a do zilustrowania tych bolesnych procesów najlepiej nadają się gify ze strony sholim.com.
Indżojcie!



Analizują: Jasza, Kura, Vaherem i Kazik.




Czterech mężczyzn wkracza do pomieszczenia służącego im za sypialnię.
Podsypano im słomy w sieni, gdyż nie znaleziono żadnej sali, gdzie mogliby spać.



Śmieją się, ściągając zdobione Lwim Znakiem kaftany. Najmłodszy z nich, Hafran, dźwiga w rękach pokaźną drewnianą skrzynkę wypełnioną butelkami wina pochodzącego wprost z Cesarskich Winnic w Fenerii.
– O, Nemrodzie! Dobrze, że jesteś. – Xan, o twarzy zeszpeconej blizną, zwraca się do barda, który siedzi na najniższym poziomie jednej z piętrowych prycz umieszczonych pod wiszącymi u sufitu sztandarami z symbolem Mistrza Walk i wkłada właśnie na szczupłe nogi długie buty. – Sprawisz, że dzisiejszy wieczór będzie jeszcze milszy!
– A co to za okazja? – Młody grajek, wydając z siebie stęknięcie, z trudem wsuwa obcisłą cholewę na [niewątpliwie szczupłą] łydkę.



– Ha! W zasadzie to sami nie wiemy – stwierdza Aleksander, rzucając w kąt wierzchnie odzienie i rozpierając się na krześle stojącym przy prostym stole obok paleniska. – Nazwijmy to Świętem Dobrego Nastroju Surowego Gerharda z Podziemi – śmieje się, kładąc nogi na blacie.
– Fakt. Dawno już tak się nie ubawiłem, jak dziś przez Severa. Do teraz mam w pamięci jego komentarze przy egzekucjach albo jak torturowaliśmy tamtego esterwaldzkiego szpiega. Czego on z nim nie wyrabiał i czego mu nie mówił. Najlepsze były opisy, na jakie kawałki posieka jego bliskich, chłopaki, wyłem! Tamten aż sfajdał się ze strachu, a my płakaliśmy ze śmiechu
Ach, te niewinne rozrywki uroczych misiaczków.
Oto jak miłość zmienia ludzi, teraz Sevcio drwi sobie z gości, którym ścina głowy.



– parska Hafran, stawiając ciężką skrzynię na stole obok stóp Aleksandra, po czym poprawia wiązanie swych długich włosów.
– Szkoda, że nie masz takiej Milady jak nasz Mistrz. Już ona by coś poradziła na twoje pukle, ha, ha. – Xan, przechodząc obok najmłodszego Związkowca, mierzwi dłonią jego ułożoną dopiero co fryzurę, po czym zajmuje miejsce na krześle obok podoficera.



– O, myślę, że mając u swego boku taką kobietę – dodaje czwarty ze Związkowców, obcięty na łyso, lecz podobnie jak Aleksander mający wystrzyżonego na głowie Lwa
Takie coś, tylko z lwem:
Znaczy, ma na głowie coś, co wymaga wielkiej precyzji i częstego poprawiania. Jeśli taka moda jest powszechna wśród Związkowców, to zamkowy fryzjer musi mieć pełne ręce roboty.
Fryzjer to pewnie połowa miesięcznego budżetu. Kaftany ze znakiem lwa to za mało, jeszcze muszą mieć wystrzyżone włosy… Jakie to niepraktyczne. Już wygodniej byłoby zastosować znakowanie takie jak z milady: buzi buzi i na szyi podwładnego pojawia się znak lwa.
Powiedzmy, że na szyi… 😛



– dbałaby ona nie tylko o nasze włosy. Widzieliście chociażby jego ubiór? Severo już nie nosi wytartych, ubłoconych szat jak dotychczas, gdy mu nie zależało, bo, jak twierdził, Ravillon to przecież nie dwór. Jego odzienie teraz zawsze jest czyste, pachnące fiołkami.
Nie byle jacy to są koneserzy, jeśli potrafią odróżnić zapach fiołków od zapachu czegokolwiek innego. Nie to co Yennefer, która po smrodzie idącym od Wiedźmina potrafiła określić płeć i maść jego konia.
A gdy mu się skazaniec sfajda ze strachu i bólu, Severo zasłania twarz perfumowaną chusteczką.
Niedługo przed skazańcami będą sypać płatki kwiatów, a po każdej egzekucji dyby będą myte wodą różaną i spryskiwane perfumami.



– Tu mężczyzna musi zrobić przerwę, by się wyśmiać i móc kontynuować. – Do tego nienaganna fryzura i zarost.
Ach, te ploteczki w męskiej szatni. Kto się jak ubrał, jak uczesał, jakich kosmetyków używa…



– Po prostu zrezygnował z usług Boriego, Natanie – śmieje się do towarzysza Xan.
Bori to miejscowy fryzjer i golibroda. Podobno fatalny (tak mówiła Taida, kiedy instruowała Arienne w kwestii obowiązków Milady – między innymi dbania o uwłosienie swojego Miszcza). No nie wiem, jeśli ktoś potrafi wystrzyc na głowie wizerunek lwa, to chyba nie jest taki ostatni?
Podejrzewam, że gdy pisano fragmenty o Borim żadna z autorek jeszcze nie wiedziała o lwach wystrzyżonych na obciętych na łyso głowach.
Albo pomocnicy Sevcia co parę dni płyną do fryzjera w miasteczku.



– To nie wszystko! – dodaje mężczyzna, sięgając po jedną z flaszek, by podważyć sztyletem jej korek. – Nie zauważyliście? Przestał przeklinać! Prawie mu się to nie zdarza! Co najwyżej wyrwie mu się jakaś “kurza twarz” albo “motyla noga”! Do tego nie wziął sobie żadnej innej kobiety do łoża od czasu pamiętnej uczty. No i od dwóch miesięcy nie ukarał żadnego z nas za nieposłuszeństwo. Możemy robić, co chcemy, huhuhuhu! No, może z wyjątkiem Amesa, ale temu się należało w całej rozciągłości. Choć i tak była to bardzo łagodna kara jak na Severa.
Dobra, wiemy że Sevcio nagle się zmienił, powtarzanie tego w kółko staje się nudne.
No, chyba że zmiany zajdą tak daleko, że mu pyta obkurczy się, uschnie i odpadnie.
Nigdy dość powtarzania, że zmienił się pod wpływem Arienne! Bo jeszcze ktoś nie zauważy!


– Ale ubaw i tak był spory, jak go golił niczym barana nawet w kroczu! – śmieje się Hafran, zbierając na powrót rozczochrane włosy w kucyk.
Tak z ciekawości: a na rękach, nogach i klacie? Czy Ames wyszedł z jego rąk gładziutki jak osesek?
Tak się zawziął, że nawet włosy w nosie się nie ostały.



– To była niezapomniana scena – dodaje rozbawiony Aleksander. – Ames ujeżdżał tę nieszczęsną dziewuchę tyle lat, kryjąc jej talent, a tu wystarczyło, żeby ta mała, Arienne, na nią wskazała, i co? Nasz Gerhard ma ucznia! Tfu, co mówię! Uczennicę!
Ciekawe, co by było, gdyby Arieśka wskazała na tamtego kapłana, który nigdy nie trzymał broni w ręku. Czy w nim Sevcio też dostrzegłby jakieś ukryte talenty?



– Od wczoraj już oficjalnie. – Xan podstawia kielich, który właśnie otrzymał od Hafrana, pod gwint otwartej właśnie przez Natana butelki. – Dostała Tatuaż!
– No, to musi być naprawdę niezła. Przeszła miesiąc jego treningów.
– Ale i tym razem zadziałał wpływ jego Milady, która wyraźnie uczy go szacunku dla niewiast – stwierdza ze znawstwem Natan.
Gdyby nie Arienne, Doris i tak mogłaby sobie wszystkie swoje umiejętności, wytrzymałość i siłę, a także “kobiecy intelekt” od razu w dupę wsadzić.
Oczy już mnie bolą od przewracania nimi, gdy czytam że coś tam coś tam dzięki cudownej Arienne.
Ewenement – wielki mistrz walki pojawiający się raz od wielkiego dzwonu na placu ćwiczeń bierze na ucznia tfu!kobietę. To jest temat, który mieszkańcy twierdzy mogliby wałkować przez pół roku. O czym się jednak plotkuje? O Ariennie Świętej Pannie Nad Pannami z Kości Słoniowej i perfumach Seva.   



– Mistrz nie uderzył tej całej Doris ani razu, nie wybatożył ani nie kazał jej, jak nam, biegać po murach i robić inne niedorzeczności. Tylko walczy z nią każdego poranka w różnych miejscach i różną bronią.
Może to skuteczniejsza forma treningu niż batożenie?
Ale gdyby nie Arieśka, w życiu by na to nie wpadł!
Auć.



Tymczasem bard Nemrod udaje się do komnaty Severa, który zamówił jego usługi na wieczór – ma swoją grą umilać kolację z okazji święta nadejścia zimy, bardzo czczonego w Tahitanii. Nemrod zauważa wszystkie zmiany na korzyść, jakie nastąpiły w otoczeniu Severa – porządek, dobry gust, a nawet pewien luksus.
A wszystko to dzięki… aaaaaauć! Moje oczy!
Coś się Wilbur w okradaniu Seva obija. Mógłby mu chociaż ten dżem truskawkowy zabrać dla przykładu, w końcu 28 fenów za słoik to luksus raczej nieprzystający do surowego życia zakonu 😛



To musi w istocie być jakaś znacząca okazja, sądząc po ubiorze Mistrza.
Długi za kolana, czarny kaftan o podwyższonym stanie jest pozbawiony rękawów i przetykany gdzieniegdzie srebrną nicią. Do tego wysokie, wypastowane na błysk buty, ginące pod materią wierzchniej szaty, i piękna – biała! – koszula, bogato obszyta misterną koronką przy szyi i mankietach.
Trubadur był nieźle obcykany w krawiectwie i modzie męskiej, skoro zauważył krój kurtki, koronki i inne takie.



Co oczywiste – grajek z trudem powstrzymuje chichot – całości dopełnia sławetna wstążka wpleciona w czarne loki, o której do dziś mówi się w kuluarach Ravillonu, a głównym tematem spekulacji jest zawarty na niej napis w nieznanym nikomu języku.
Arienne co prawda wyhaftowała go czarną nicią na czarnym tle, ale tak, żeby cały zamek zauważył, że COŚ tam jest.
I że to COŚ ma jakiekolwiek znaczenie.
Oj, czepiacie się. Pewnie Sevcio coś napomknął o tym Tessiemu, więc następnego dnia wiedział już cały zamek.
(…)



Anturyjczyk wzdycha, patrząc na pogodę za oknem. Niestety nadszedł Midwoch (czyli środa), a wraz z nim pierwszy dzień zimy.
Ja wiem, że dla niektórych po niemiecku nawet wyznanie miłości brzmi jak rozkaz rozstrzelania, ale trochę mnie rozwala to używanie niemieckiego (tu: dialekt bawarski) w charakterze Bardzo Mrocznego Języka.
Mnie rozwala, bo uważam niemiecki za bardzo puchaty w wymowie język. Glątwowe próby wykorzystania go jako mrocznego rekwizytu tylko mnie rozczulają. :3c



(…)
Przez całe swoje życie w Związku nie czuł się tak szczęśliwy, jak obecnie. Przez szesnaście długich, wypełnionych tęsknotą i cierpieniem lat. I nagle wszystko się zmieniło, nawet te okropne mury, miejsce, w którym doświadczył tylu cierpień i poniżeń, nieoczekiwanie zobaczył zupełnie na nowo, w całkowicie innym świetle.
Zrozumiał, że to wszystko było wyłącznie dla jego dobra?



Jakże piękne mogą być widoki z dachów i wież Ravillonu, jak ciekawe wydają się maleńkie jaskinie znajdujące się w skale, na której wybudowano Twierdzę, jak przyjemne są kąpiele w ukrytych w ich wnętrzach ciepłych źródełkach! Wszystko wokół – każda sala, komnata, dziedziniec czy aula – nabiera innego wymiaru, jeśli nie jest się samemu, lecz we dwoje.
Jakże radośnie uśmiechają się wisielcy na zewnętrznych murach, jak melodyjnie brzmi krakanie rozdziobujących zwłoki wron, kiedy słucha się go we dwoje!
Jakże pięknie krew bryzga na posadzkę i kamienne dyby, gdy myślą wyrywam się ku mej Arienne!
I tylko ramionami objąć kolumnę i chłodzić o kamień rozpalone policzki.
(…)



Anturyjczyk nie mógł się pogodzić z odejściem Starego Porządku, który mu wpojono i który uważał za jedyny słuszny. Kobiety w Ravillonie sprawiały bowiem głównie kłopoty, odciągając Mistrzów od ich zajęć. Swą wulgarnością przekreślały światłe ideały, jakim miała służyć Święta Organizacja,
Khę, no tak, wszystkie (poza Arienne) bohaterki wyglądają i zachowują się jakby się prosto spod czerwonej latarni urwały – ale Miszczowie wcale nie lepsi…
Jaki popyt, taka podaż.
Ale nie, to one są te wulgarne, a oni – pełni światłych ideałów. Pffff…



której Bracia powinni skupiać się jedynie na swych misjach, pomocy władcom, poszerzaniu majątku Związku i przekazywaniu swej niecodziennej wiedzy młodszym pokoleniom.
Myślę, że taki Tarlen miałby sporo do przekazania w dziedzinie łowiectwa, a Tessi… o, Tessi będzie doskonałym wzorem jak zachowywać konieczną w zawodzie szpiega dyskrecję.



Tymczasem, gdy nastał czas niewiast, wszystko się zmieniło. Nowi Mistrzowie zgnuśnieli i zamiast osobiście pełnić swe funkcje, zaczęli cedować je na swych podwładnych, coraz rzadziej bywając na zajęciach swej Domeny, a wszelka ich aktywność zaczęła ograniczać się do zaspokajania własnych próżnych potrzeb.
TE BABY WSZYSTKO ZEPSUŁY.
Zaraz, zaraz… czy przypadkiem Sevcio, który tak rzadko bywał w Ravillonie, też nie miał czasu na prowadzenie zajęć?



Nawet jego ulubieniec, Mistrz Szpiegostwa, po tym, gdy wziął sobie Taidę na Milady, zaczął wybierać tylko te zlecenia, które były blisko Twierdzy, najlepiej w Anturii, a jeszcze lepiej – w samym Fos lub Flur. Byle nie trzeba było na długo rozstawać się ze swą kochanką.
Oj, Mistrz Szpiegostwa zamiast wyprawiać się (albo swoich ludzi) do oddalonych krain, sam penetruje najbliższą okolicę…
Niewątpliwie był najlepiej zorientowany w małomiasteczkowych plotkach, tylko jaki z tego pożytek dla Związku czy Cesarstwa?
Wiedza, po ile są truskawki?
Dzięki temu mógł zabawiać Taidę najnowszymi plotkami.



Takie zachowanie Mistrzów po tym, gdy Arcymistrz obłożnie zachorował, dawało przewagę Wilburowi, który mógł sprawować niepodzielne rządy nad Organizacją i bezkarnie ją okradać.
Z CZEGO, skoro oprócz Sevcia nikt tu nie zarabia?



Tylko Severo i Ven, wywodzący się jeszcze z czasów poprzedniego składu Wielkiego Zgromadzenia Związku i przez nie wybrani,
…zaraz. Czy to znaczy, że najlepszy fumfel Severa, Tessi, też jest Mistrzem Nowego Porządku?



wykazywali się niezłomną pracowitością, która doprowadzała Eminencję do furii, gdyż pozbawiała go wpływu na ich czyny.
Zapierdalali tak, że nie mieli czasu słuchać jego rozkazów?



Niestety, w końcu i czarodziej, podczas jednego ze zjazdów abiturientów [absolwentów, nożeż fak! No, chyba że żaden z nich nie podszedł do końcowych egzaminów. Abiturient brzmi bardziej skomplikowanie, tak jak na uczelni “magister” brzmi dostojniej niż “profesor” znany z liceum] salmansarskiej Akademii, wziął sobie pod patronat głupią jak but Blankę, której jedynym atutem były ładne piersi [ona też nie miała dyplomu], i choć nadal ciężko pracował, to i tak stracił w oczach Severa, który przestał go uważać za Mistrza Starego Porządku.
I tak oto Sevcio został jedynym tru Mistrzem Starego Porządku. Ostatni, niezłomny jak obrona Częstochowy.



(…)
Rozpad Związku, rozwiązłość i lenistwo, które się szerzyły, doprowadzały go do szału. Sprowadzano do Ravillonu kobiety głównie pod pretekstem brania ich na swe uczennice.
A fuj, jakie zakłamanie!



Nowe adeptki zaś – co było dla Severa początkowo nie do zaakceptowania, by uczniowie rekrutowali się nie z Podziemi, lecz zwykłych egzaminów, które i tak z reguły były pod nich ustawiane i niczego nie dowodziły – uganiały się i za nim.
I to już był w stanie zaakceptować.



Czyniły to ze względu na jego wygląd, sławę, bogactwo oraz fakt, że nie miał stałej kochanki.
Pustaki jedne.



Skutecznie więc zaczął je odstraszać. Te, które brał do łoża, poniżał i porzucał jedna po drugiej. Nawet nie silił się na delikatność i nie uważał podczas stosunków na potężną siłę i lodową moc, jakimi dysponował. W końcu, osobiście podsycając plotki o sobie, stał się postrachem wszystkich kobiet przybywających do Twierdzy. Było mu to na rękę i zgadzało się z jego poglądem na męską niezależność i wolność. Uchodząc za brutala i potwora, nie musiał się martwić, że infantylne miłostki odwrócą jego uwagę od pracy, misji i uczniów.
No widzicie, on tylko tak udawał!
W głębi był słodkim, dobrodusznym misiaczkiem.
“Może… może wystarczyłoby ignorować niechciane zaloty?”, szepnęło coś w Sevciu delikatnie niczym kaszel mrówki. “NIE, GWAŁT I OKALECZANIE TO JEDYNA METODA, ŻEBY SIĘ TA BABY ODCZEPIŁY!”, zadecydowało Sevowe jestestwo.



Wystarczały mu sporadyczne spotkania z kochankami Gavina, poza tym nadal zaspokajał się poza murami Bractwa.
Wyjeżdżał na te swoje wyprawy, z których wracał z sakwami ciężkimi od pieniędzy i nikt mu nie zarzucił, że ma lepkie ręce!
(…)



Żeby podreperować finanse, zgodnie z zapowiedzią Severo wyjechał ostatnio na kilka dni. Na tydzień zaledwie, a miał wrażenie, jakby nie było go całymi miesiącami. Pierwszy raz mu się zdarzyło, że już od samego początku podróży chciał być z powrotem w Ravillonie. By szybciej powrócić do swej Milady, choć nie czynił tego już od lat, poszukał zleceń wśród lokalnej szlachty, zwłaszcza tej zamieszkałej we Flur – najbliższym wielkim mieście Anturii.
Hm, kto to parę zdań wcześniej wypominał Tessiemu szukanie zleceń tylko w najbliższej okolicy?
Ale to tylko teraz, jeden jedyny raz, to się nie liczy!



Zniżył się nawet do tego, że będąc tam, przyjmował zadania również od przedstawicieli niższych stanów. Jeśli dobrze płacili, było mu obojętne, dla kogo i co robi, byleby jego sakwa odzyskała dawne wymiary.
A co, teraz nosi malutką sakwę z gumy i nie wie jak ją wypchać do “dawnych rozmiarów”?



Sama praca okazała się banalna. Głównie morderstwa. Wiarołomnych żon, niewiernych mężów [ważne aby się nie pomylić], rodzeństwa, które ze względu na swe starszeństwo zyskiwało najwięcej w procesie dziedziczenia, oraz rodziców dla czekającego po nich spadku i tytułów.
Severo przeszedł przez Flur jak huragan śmierci, zostawiając za sobą stosy okrwawionych trupów.
Nawet gdy się pomylił, nie miało to większego znaczenia.
Zapłatę brał z góry.
Kto by pomyślał, że do mordów będzie taka cierpliwa kolejka! Lokalny asasyn poszedł na macierzyński? Tanie dranie były zbyt zajęte zakładaniem myszy w torcie?



Była też jedna większa kradzież i porwanie córki pewnego markiza dla urzeczonego jej wdziękami księcia, który chciał ją – bez zbędnych zobowiązań – do woli poobracać we własnym łożu.
Sevcio nie tracił czasu na jakieś tam przygotowania, rozpoznanie terenu i inne bzdury, po prostu wchodził razem z drzwiami, brał pod jedną pachę worek złota, pod drugą wrzeszczącą dziewczynę i uciekał.



Prostackie zadania, tak inne od tych, z którymi Anturyjczyk spotykał się na królewskich dworach i do których się przyzwyczaił.
Nie ma porównania z aborcją u księżniczki!



Chciał wykonać je jak najszybciej, tak spieszno mu było z powrotem do domu.
Co prawda w zamieszaniu zamiast córki markiza porwał córkę zamkowej kucharki, ale co tam, każda ma między nogami to samo! Dziewka sztuk jedna dostarczona – pokwitować i do kasy, spieszy mi się!
Telefony ze skargami nie milkły w gabinecie Wilbura.



Swoją drogą, ileż zleceń on mógł przyjąć przez ten tydzień? I w jaki sposób ich szukał? Chodził po rynku, wykrzykując: “Morderstwa, porwania, kradzieże na zlecenie, tanio!”?
Postawił kramik na rynku, opłacił kilkoro dzieciaków, coby biegały i robiły reklamę (“mistrz Severo, morderca niezrównany, dla pierwszych stu osób zniżka dziesięć procent”), potem opracował najbardziej optymalną trasę po mieście i ruszył na żniwa.


Do domu? Nie. Tego nie pomyślał. Jak mógłby nazywać Ravillon swym domem? To nieodrzeczne! W każdym razie pragnął jak najszybciej znaleźć się w Czarnej Twierdzy z Arienne u boku.
(…)
Severo wspomina jeszcze, jak to nabył dla Arienne futro z białego niedźwiedzia, zgodnie z pewnym tahitańskim zwyczajem…



Te z Tahitanek, które otrzymały od swych partnerów futro upolowanego przez nich zwierzęcia, czekało wielkie szczęście, które miało przydarzyć się im aż do następnej zimy.
Miało się przydarzyć następnej zimy? Miało trwać do następnej zimy? Co autorki miały na myśli i za co wzięli pieniądze państwo Paulina Zyszczak podpisana jako redaktorka i Bartłomiej Kuczkowski podpisany jako korektor? (tak, to też jest na papierze)
Może im też “szczęście przydarzyło się aż do następnej zimy”, bo dostali grubą książkę, przy której palcem nie kiwnęli, pomijając składanie podpisu na umowie.
No nie, poprawili parę razy “źrenice” na “oczy” lub “powieki”.



Kupne futro nie przyniesie szczęścia Arienne, bo te przynosi tylko te z niedźwiedzia, którego sam upolowałeś, Sevciu. No przecież samodzielnie upolował na promocji. 😉 Zresztą, skoro już wiemy jak łatwo kupcy podpuszczają mistrza walk, to obstawiam, że to jest co najwyżej futro wyrośniętego barana.



Arienne spóźnia się na umówione spotkanie. Severo jest mocno zaniepokojony i, przekonany, że stało się coś złego, biegiem rusza do jej komnaty.



***
Tymczasem Arienne szykuje się do randki, jednocześnie słuchając plotek swojej służki.



Minęły już chyba z trzy tygodnie, odkąd Severo zadecydował, że będę mieć osobistą pomoc. Na początku protestowałam, gdyż wydawało mi się to zbytkiem i w dodatku kosztownym. Nie potrzebowałam, aby ktoś pomagał mi w toalecie.
Jako córka królewska byłam przyzwyczajona, że zawsze wszystko wokół siebie robię sama.
Dla niej posiadanie służby było ideą klasowo obcą.



Poza tym żadna inna Milady nie ma swej prywatnej służki wyłącznie dla własnych potrzeb.
Zapamiętajmy.
Wszystkie one miały wspólną służącą? Pomijam kwestię chaosu, gdy kilka pań jednocześnie zapragnie coś koło siebie ogarnąć, ale jedna służąca w tak rozplotkowanym miejscu?



(…)
– Ale Milady zapomniała chyba, że dzisiaj było Wielkie Zgromadzenie. Przyjęli adeptów, z których Mistrz Harold wziął sobie nową Milady! – Dumna z wagi przekazanej wieści służka dolewa kilka kropel fiołkowej oliwki do wanny.
– O! A co wobec tego z Milady Letizią?
– Zdjął z niej Znak! Gdyż ponoć nie spełniała jego wymagań. A to znaczy, że będzie musiała udać się do Podziemi, gdzie…
– Nie kończ nawet, proszę! Nie chcę teraz myśleć, jaki Los i z czyjej ręki spotka zdegradowaną kochankę czarodzieja.
Och, jestem taka wrażliwa, nie zniosę tego!



Tak bardzo zbliżyłam się ostatnio do Severa, że nie mam najmniejszego zamiaru psuć mego błogostanu wizją ciążących na nim obowiązków.
Tam zaraz ciążących, on to lubi i wykonuje z przyjemnością!
Niekiedy robi takie sztuczki, że rozśmiesza chłopaków do łez.
A jakie ładne kokardki wiąże z flaków skazańców!



Najpierw spędzaliśmy tylko dwa popołudnia ze sobą w Archiwum, które jednak w ostatnim miesiącu stopniowo wydłużały się aż do obecnych sześciu. Z radością przyjęłam decyzję mego Mistrza, że mam mu częściej pomagać z dokumentami, gdyż to oznaczało dla mnie przyspieszenie tempa moich własnych poszukiwań. Ale po ostatnich dwóch tygodniach nie mogę już przecież się łudzić. Zdołałam pobieżnie przejrzeć całą zawartość Archiwum oraz Wielkiej Biblioteki i zdaję sobie sprawę, że Księgi tam nie ma.  
Już Arcymistrz mówił ci, że jej tam nie ma, i co?
Co? Kto? Kiedy? Naprawdę liczysz, że Arienne cokolwiek zapamiętała?



I choć świadomość braku pomysłu na dalsze poszukiwania każe mi poważnie zastanowić się nad sensem mego pobytu w Ravillonie, to przecież nie mogę nad tym rozmyślać, gdyż tak bardzo polubiłam towarzystwo Anturyjczyka, że nie chciałabym jeszcze się z nim rozstawać. W tej chwili więc tym bardziej nie życzę sobie, aby ktoś podsuwał mi informacje, które zburzyłyby mój wizerunek czarnowłosego.
Taaaa… Nie widzieć zła, nie słyszeć zła… Z jednej strony wcale się nie dziwię, że zakochana smarkula idealizuje swojego lubego, biorąc urodę za piękno wewnętrzne, a fakt, że jest dla niej miły, za szlachetność. Ale kurczę, to jest kolejny zmarnowany potencjał tej powieści.
Sens twojego pobytu w Ravillonie jest taki, że ukrywasz się tu przed cesarzem, który chce się z tobą ohajtać. I… chwila. Po co Saulo ma się żenić z Arienne? Jakie korzyści przyniesie mu ożenek z dziedziczką tronu syfiastego królestwa na końcu świata?
No jakiś sens w tym jest, rodzice Arienne są spokrewnieni z kilkorgiem spośród władców ościennych królestw, może babka Saula chciała w ten sposób zapewnić wnukowi sojuszników.
Podejrzewałbym, że przy takiej niezbyt dużej ilości państw wszyscy władcy są w jakiś sposób spokrewnieni ze sobą. Cóż, być może Arienne to jedyna panna na wydaniu w odpowiednim wieku. No i bohaterka ksiopka.



(…) Z kolei Milady Dafne przekuła sobie język (na sztylet) i teraz nosi w nim kolczyk.
Tak, w wersji papierowej, ponoć poprawionej, też mamy “przekuła”.



– Na bogów, Fiono, jeżeli cała służba zna takie szczegóły, to aż zaczynam się bać, co mówicie o mnie i mym Mistrzu – odpowiadam ze śmiechem.
– Nie miej złudzeń, Milady. – Dziewczyna odwdzięcza się swym szczerym, prostym (plebs to nawet spojrzenie ma proste, tfu, te pospólstwo!) spojrzeniem zielonych oczu. – O was mówi się najwięcej. Większość ravillońskich plotek skupia się na tym, że Mistrz Walk nie widzi świata poza tobą, a ty, pani, nie pozostajesz obojętna na jego starania!
A poza tym Pudelek Ravillon edition donosi także w co się ubierają, co zamawiają do jedzenia i które pozycje z Mistrza Penna ostatnio przerobili. No i nie zapominajmy o rozpalającej wyobraźnię wszystkich kwestii tajemniczego napisu na wstążce.
TAJEMNICZA WSTĄŻKA MISTRZA SEVERA NA EGZEKUCJI [FOTO].



Zdumiona otwartością Anturyjki aż nie wiem, co powiedzieć. To aż tak widoczne?! Choć czy ostatnio rzeczywiście nie przestałam mu się już prawie w niczym opierać?
Podwójne zaprzeczenie – robisz to źle. “Przestałam się prawie w niczym opierać” = “zaczęłam się opierać prawie we wszystkim”.



(…)
– Ale to jeszcze nie wszystko, Milady. Najlepsze pozostawiłam dla ciebie na koniec. Gilly, sprzątając komnaty, widziała, jak Mistrz Szpiegostwa całował swoją Milady w usta!
– Fiono! Jeśli tak było naprawdę, nie wolno wam tego nikomu powtarzać, rozumiesz? To bardzo niebezpieczne!
Kurwa mać, Tessi, ty miszczu wszystkiego…
Zero zdziwienia.
(…)



A swoją drogą – Tessi kilka lat temu przywiózł sobie z którejś szpiegowskiej (khę) wyprawy młodziutką, też wówczas szesnastoletnią arystokratkę i od tej pory świata za nią nie widzi. A jednak nikt w Ravillonie nie daje faka za ich Zakazane Uczucie, dopiero związek Arieśki z Severem staje się sensacją.



W końcu wychodzę z wody, wycieram się z pomocą służki i zaczynam nakładać na ramiona i dekolt krem sprawiający, że skóra robi się aksamitna w dotyku – tak, jak lubi mój Mistrz – a gdy dochodząc do brzucha, dostrzegam, że balsam się kończy, biorę z toaletki kolejny. Turkusowa zawartość słoiczka przypomina mi o jednym z pierwszych dni mego pobytu tutaj, gdy przyjmowałam dary od wszystkich Milady, a ten chyba był od Karli. (…)
Dum dum dum dum! *groźny motyw muzyczny*



Przeglądając przyniesioną przez Fionę szkatułkę, na chwilę biorę do ręki srebrny medalion, który otrzymałam niegdyś od Tamiry. Wyrysowana na nim mapa Anturii każe mi uśmiechnąć się na moment. Ciekawe, czy moja przyjaciółka przeczuwała, że to właśnie Anturyjczyk zawładnie całym moim światem? Ale nie, ta skromna ozdoba, którą ze względu na jej znaczenie dla poszukiwań Księgi noszę przy sobie podczas prac w Archiwum, nie pasuje do zwiewnej kreacji na romantyczny wieczór.
Więc do poszukiwania księgi jest potrzebny medalion z mapą Anturii. Miło, że wspominasz o nim dopiero teraz (strona 448, nieco poza połową książki). W ogóle najpierw Arienne skierowało tu przeznaczenie, potem okazało się, że szuka jakiejś księgi, a teraz że potrzebuje do tego medalionu gdyż albowiem ponieważ.
Demon Narracyjny, straszny Bo-Tak maczał w tym palce.
(…)
Odwracam się od lustra, zakładam długi szlafrok, po czym zmierzam w kierunku drzwi. Nie uchodzę jednak kilku kroków, gdy nagle nogi odmawiają mi posłuszeństwa i upadam na posadzkę.
Robi mi się okropnie duszno, a serce wali w mej piersi jak oszalałe. Nie rozumiejąc tego, co się dzieje, próbuję wstać i ku swemu przerażeniu stwierdzam, że nie mogę.
– Moje nogi… – wyszeptuję w trwodze, gdy uświadamiam sobie, że ich nie czuję.
– Milady?! – Fiona podbiega i chwyta swą panią pod ramię, aby pomóc jej stanąć, lecz na próżno. Kończyny kobiety zdają się martwe.
I wtedy dostrzegam, że na jasnej koszuli pojawiają się delikatne, różowawe plamy.
Nie wiadomo dlaczego różowe, ale niech będzie.
No przeca czerwone byłyby takie wulgarne.



Pospiesznie unoszę krawędź sukni i zamieram. Nie dość, że straciłam czucie nóg, to wygląd skóry ud i łydek napawa mnie przerażeniem.
Toczeń?
Na bank.



– Milady! Jesteś poparzona! Ale jak to się stało?! Przecież woda w wannie nie była wrzątkiem, a po kąpieli wyglądałaś przepięknie. Nie było tych ran.
– Chyba bym zauważyła, nie…? – dodała służka niepewnym tonem.



W tym momencie w pełni uświadamiam sobie, co zaszło. Ten krem… Wszak mam go od Karli! A do tego moje dłonie, które także miały styczność z balsamem, pieką i palą. Po chwili zaczynam tracić czucie i w nich.
Spoko. Karla wręczyła jej ten krem na oczach wszystkich pozostałych Miladies, podczas przyjęcia na cześć nowo wybranej. INTRYGA TAKA SUBTELNA.



Arienne wysyła Fionę, by sprowadziła na pomoc Vena.



A gdy dziewczyna opuszcza komnatę, wszystkimi znanymi mi zaklęciami próbuję cofnąć czar zamknięty w turkusowej substancji. Jednak bezskutecznie.
Supermoce się wyłączyły? O, jakże mi przykro.
Nie odnowiła subskrypcji.



Mija kilka minut i do sypialni pospiesznie wkracza czarodziej wprowadzony przez zaniepokojoną służkę. On również jest w szlafroku. Fiona wyrwała go z ramion oburzonej Blanki, która rozwścieczona podążyła za nim aż do drzwi ich sypialni, starając się go zatrzymać i krzycząc, że Mistrz Magii zdradza ją z Milady Severa.
Oczywiście, bo tylko o to może chodzić, kiedy w środku nocy wzywa się lekarza.



Ven, widząc czarodziejkę na podłodze, podbiega i przyklęka u jej boku.
– Pokaż mi to! – Chwyta jej dłoń i ogląda krwawe wybroczyny wciąż narastające na białej skórze. Marszczy czoło. – Gdy twoja służka powiedziała mi o tym poparzeniu, myślałem, że to sprawka… – Nie kończy jednak, gdyż obecność Fiony nie pozwala mu na szczerość.
Jasnym jest jednak, że ma na myśli Anturyjczyka. – Teraz jednak widzę, że to nie jego magia. Co się stało? – Mężczyzna swą mocą stara się stłumić rozszerzanie się poparzenia na ciele kobiety.
– Fiono, możesz już odejść. Później, gdy cię wezwę, przyjdziesz posprzątać po kąpieli.
Nic to, że jest sparaliżowana, że ma rozlewające się rany, że jakaś magia wisi w powietrzu. Ona jest w stanie wytwornie przemawiać do służącej, odprawiając ją na chwilę z komnaty.



– Milady życzy sobie, żebym poinformowała Mistrza Walk o jej stanie? – Służka niepewnie przygląda się gościowi swej pani.
– Nie, mam nadzieję, że to nie będzie konieczne.
Podziwiam jej spokój.
Jęzora jej nie poparzyło.



Gdy dziewczyna posłusznie opuszcza komnatę, przenoszę spojrzenie na Vena, a potem na swoją dłoń dotkniętą poparzeniem. Odzywam się z przejęciem:
– Jest gorzej, niż sądziłam. Myślałam, że tylko moja magia jest nieskuteczna w tym przypadku, ale po twych czarach, Mistrzu, dzieje się dokładnie to samo, co po moich. Rana zamyka się tylko na chwilę, a w momencie, gdy przestaje się wypowiadać zaklęcia, skóra pęka ponownie, a poparzenie postępuje.
On to widzi, nie musisz mu tego mówić.



W ogóle ich nie czuję… Ani dłoni, ani nóg. Mogę poruszyć ramionami, ale dłonie pozostają zupełnie bezwładne… Przez ten paraliż nie czuję nawet bólu… – Urywam i wskazuję Venowi głową toaletkę. – Tam, ten turkusowy krem. To po nim. Może jeśli uda się rozszyfrować jego skład, to wtedy…
To nie powinno być trudne, prawda? Pamiętamy scenę, kiedy Arienne rozdzieliła mikstury Vena na czynniki pierwsze, a on określił to jako prostą magię drugiego stopnia wtajemniczenia?
Uwieszona na Venie Blanka łypała złowrogo. Co za dziwna gra wstępna! Jaka cudaczna wariacja zabawy w lekarza i pacjentkę! “Turkusowy krem” to jakiś nowy lubrykant na rynku?



– Jednak nie kończę zdania, gdyż czuję, jak fala żalu zalewa moje serce. Daję za wygraną i wybucham płaczem. – Nie rozumiem, dlaczego… Przecież nic jej nie zrobiłam, a ona tak mnie skrzywdziła. – Łzy napływają do mych oczu. – Jak ja będę mogła dalej żyć? Bez możliwości poruszania się? I co teraz pocznie ze mną mój Mistrz?
Och, nie będziesz miała najmniejszego problemu z życiem bez możliwości poruszania się, bo Mistrz po prostu zetnie ci głowę i już.
Oferta dwa w jednym, bo głową też nie będzie ruszać.



Ven powstaje i szybko dopada do mebla. Chwyta za pudełeczko i uważnie przygląda się jego zawartości, po czym wącha magiczną substancję.
– Mamy problem, Arienne. Tylko osoba, która to przygotowała, może zdjąć czar lub wskazać nam formułę antidotum, które cofnie działanie kremu.
Rozpoznał to dzięki węchowi?



Użyto tu Zakazanej Magii. Moja i twoja Sztuka nie wkracza na grunt Ciemności, dlatego jesteśmy bezsilni.
W cesarskich akademiach nie uczy się Obrony Przed Czarną Magią? Wow. A potem spotka taki Maggus jakiegoś wroga i co, będzie liczył, że ten użyje w walce wyłącznie dozwolonych zaklęć?
Wtedy użyje wyłącznie protego, a i tak niechętnie.



Musimy zwrócić się do twórcy tego artefaktu. Swoją wypowiedzią sugerujesz, że to kobieta. A jedyna, która w związku z tym przychodzi mi do głowy, to…
Jeżu kolczysty, autorki, jak wy kompletnie nie czujecie sytuacji. Alarm w środku nocy, Arienne przerażona, poraniona, czary Vena nie skutkują, czarna magia wisi w powietrzu… a tu wszyscy wyrażają się pięknymi, okrągłymi, spokojnymi zdaniami. Nożeż.



– Ven?! – Severo, który gwałtownie otwiera drzwi, zamiera na progu. – Co ty tu robisz o takiej porze? I w dodatku w samym szlafroku!
Nożeż kuźwa, co może robić, ryćka twoją kobietę! *wywraca oczami* Czy ja za dużo wymagam, chcąc, żeby choć raz choć jedna osoba w tym całym burdelu miała skojarzenia inne niż seksualne?
Przecież w uniwersum kręcącym się wokół zada odstąpienie od bezustannych skojarzeń byłoby jak zignorowanie grawitacji.



– Mruży czarne źrenice podejrzliwie,
Mrużenie źrenic – wyczyn godny wiedźmina. W wersji papierowej mamy “mrużenie powiek”, co imho brzmi równie niezręcznie, choć nie jest błędne.



lecz w tym momencie jego wzrok pada na wpółleżącą na posadzce przed kominkiem Tahitankę. – Arienne! Kochanie? Płaczesz? – Nie czekając na odpowiedź czarodzieja, rzuca się ku kobiecie i pada na klęczki obok niej. Chwyta jej dłonie w swoje i już ma zapytać, co się stało, gdy czuje bezwładność rąk, które trzyma, a jego wzrok pada na rany wyżarte magiczną substancją.
Bo do tej pory nie było ich widać.
Zauważył tylko to co chciał widzieć – Arienne i Vena na podłodze przed kominkiem.



Severo dowiaduje się, że to sprawka Karli i wściekły (karminowy płomień w oczach, lodowate ciało, te sprawy) wybiega aby ją schwytać i wymusić cofnięcie zaklęcia.



***



Karla czuje się jak triumfatorka. Rytmicznie unosi się i opada, siedząc na lędźwiach swego kochanka. Jakby jeździła na koniu albo latała. Leżący pod nią mężczyzna – o ile pamięta, ma na imię Dankan – jest podoficerem na służbie jej Mistrza.
Jeżeli Dankan nazywa się Dankan, to czemu Eminencja nie nazywa się Łilbur?



Jednak skoro Eminencja w ogóle nie odwiedza jej w sypialni, a jego Milady już od dawna zdaje sobie sprawę, że trzyma ją jedynie dla niepoznaki przed pozostałymi Członkami Zgromadzenia, zapewne kryjąc wynikłą z choroby impotencję (OCZYWIŚCIE! He, he tym złolom nawet kuśka nie staje!), kobieta musi sobie przecież jakoś radzić i zaspokajać swe rozbudzone młodym wiekiem żądze.
W takim razie po cholerę w ogóle ją brał? Posiadanie Milady nie jest obowiązkiem.
Możliwe, że Eminencja miał “nieśmiałość do kobiet”, ale to ukrywał.



Związkowiec nawet nie bardzo jej się podoba, jego twarz i ciało wciąż noszą blizny po jakimś poparzeniu.
Nieważna twarz, gdy resztę masz!
Podobno Ven maczał w tym palce i to jego piorun spalił częściowo niegdyś całkiem niezłe ciało rudowłosego. Czymże jednak jest tych parę śladów na ciele jej nocnego gościa w porównaniu z tym, co na swej skórze nosi jej Mistrz? Karla przywykła bowiem do widoku blizn, od ponad roku zajmując się tymi, które pod szatami i zasłoną z magii skrywa Wilbur. Rany czarodzieja wciąż się otwierają i jadzą, a odór ich zgnilizny i płynącej z nich ropy już na samo wspomnienie wzbudza w kobiecie nudności. Gdyby nie silne środki przeciwbólowe, które niegdyś serwował mu Ven, a dziś czyni to ona, Eminencja w ogóle nie byłby w stanie wstawać z łoża o własnych siłach.
Nie wiem, czy wzmianka o cuchnących ranach Wilbura miała budzić w czytelniku obrzydzenie, ale jeśli tak, to mission failed – ja osobiście jestem raczej skłonna podziwiać człowieka, który mimo ciężkiej choroby nadal jest w stanie zarządzać całym Związkiem.
I potrafi obezwładnić Sevcia jednym zaklęciem.



Jak więc wątpliwym zaszczytem jest dla Karli tytuł Milady, drugiej po Arcymistrzu osoby w Związku.
Khę? Podobno kobiety tam nic nie znaczą. Zresztą, nawet gdyby chodziło o hierarchę wśród samych Miladies, to w innym miejscu wyraźnie jest powiedziane, że najważniejszą pośród nich jest Caris.
Tu chyba chodzi o to, że jest milady drugiej osoby w związku (Łilbura).
Aha. Przecinki, w niewłaściwych, miejscach.



Poza tym ten cały Dankan ma całkiem spore przyrodzenie, a to z kolei kieruje jej myśli ku Severze i dodatkowo ją nakręca. Podniecona zaciska mocniej uda i mięśnie pochwy na męskości mężczyzny i ubija masło maślane, chwytając go za włosy i wydając z siebie dzikie dźwięki, a wyobraźnia ponosi ją ku niespełnionej dotychczas miłości. O, jakże byłoby cudownie, gdyby to właśnie Anturyjczyk teraz pod nią leżał, a ona mogła tak skakać po jego Olbrzymie! Na pewno doceniłaby ten jego walor w dużo większym stopniu niż ta mała, niedoświadczona gęś, mieniąca się czarodziejką i jego Milady.



Kobieta jest już bliska spełnienia, gdy nagle, w chwili jej największej rozkoszy, dzieje się coś tak niewiarygodnego, że przez dłuższy czas Karla nie może pojąć, co właściwie zaszło. Czyjeś silne, lodowato zimne i wielkie ręce chwytają ją pod ramiona i zrzucają z kochanka, który w tym momencie szczytuje, wylewając swe nasienie, zamiast w jej wnętrze, wprost na jej uda i brzuch.
Magiczka ląduje na posadzce, a nad nią pochyla się potężny wojownik zmaterializowany wprost z jej marzeń.
– Hellou, kotku! Jak miło, że przyszedłeś!



W półmroku alkowy wygląda jednak przerażająco. Choć ciało Mistrza Walk skrywa ciemność pomieszczenia, jego oczy płoną magicznym, krwawym ogniem, podobnie jak dłonie, którymi podrywa wciąż znajdującą się w szoku Milady Wilbura z podłogi i chwytając brutalnie za włosy, ciągnie ku drzwiom. Bez słowa, w całkowitym milczeniu. Jego lodowy dotyk sprawia, że skóra na głowie czarodziejki zdaje się płonąć, a na posadzkę spadają kolejne pasma jej farbowanych na kasztanowy brąz pukli.



Dankan rzuca się w obronie Karli, ale Severo zamienia go w lodowy posąg. Tymczasem, słysząc rumor i krzyki, zbiega się pół zamku i wszyscy oczywiście interpretują scenkę w jedyny możliwy sposób:



Znużona czekaniem na Vena Blanka staje osłupiała na progu komnaty. Obecny widok uświadamia jej, co się wydarzyło. Severo zapewne nakrył tę obłudną Arienne z jej czarodziejem i postanowił sobie jakoś ulżyć i wziąć inną.
KURRRRWA MAĆ. Dlaczego każdy w tej książce jest tak niewiarygodnie tępy! Tępe dzidy, debile, banda…
Te ziółka antykoncepcyjne. Coś musi być w tych ziółkach, może w korzeniach gromadzą ołów, albo jakieś używkowe wujstwo uwalnia się po zalaniu wodą, nie wiem, ale coś muszą robić z mózgiem.



Od razu można dostrzec, jak bardzo jest poruszony widokiem swej Milady w ramionach jej mentora. Co za ladacznica! Jednak Anturyjczyk wybrał obecnie nie lepszą, gdyż Karla też nie próżnuje po nocach, ale żeby akurat z Dankanem?! Jakby nie było przystojniejszych Związkowców w Ravillonie. Dziewczyna, wzruszając ramionami, powraca do wnętrza swej sypialni niezainteresowana dłużej wydarzeniami na korytarzu. Ma tylko nadzieję, że Mistrz Walk nie obszedł się zbyt okrutnie z jej magiem, bo jak ona zniesie patrzenie w trakcie stosunku na jego posiniaczoną lub poparzoną twarz? Wtedy już w ogóle nie będzie mogła osiągnąć satysfakcji.
Mamusia nie radziła ci, żeby zamknąć oczy i myśleć o Ravillonie?



Z kolei Caris ledwo dostrzega, co się dzieje, od razu chowa się do komnaty, zamyka drzwi i powraca pospiesznie do łoża, gdzie czeka na nią zniecierpliwiony Argus.
(…)
– Będą problemy. Mistrzowi Walk chyba przestała wystarczać ta mała Arienne, bo właśnie przyszedł po Karlę. I gdyby na dodatek ta jeszcze była sama lub z Eminencją. A ona oddawała się uciesze z niżej postawionym!
Jeżu kolczasty, Caris, ty też…? A myślałam, że ty jedna masz więcej rozsądku…
Porzućcie nadzieje, wy którzy otwieracie tę książkę.



Słysząc podobne wieści, Argus czuje, jak jego podniecenie narasta.


Jeżeli to prawda, to wkrótce pozbędą się Severa na dobre. Za zbliżenie się do innej Milady bez zgody jej Mistrza odbiorą mu wszystkie tytuły i będzie po kłopocie.
No właśnie. Dobieranie się do cudzej Milady bez zezwolenia jej Miszcza jest surowo karane, a tymczasem wszyscy przyjmują za absolutną oczywistość, że Sevcio tak jawnie na oczach wszystkich postanowił zabawić się z Karlą.
Chyba nie mają zbyt wysokiego mniemania o jego inteligencji (jako i my nie mamy).



Anturyjczyk zaś nie będzie już więcej grzebał po Archiwum, gdzie razem z tą swoją magiczką zrobili taki porządek, że obecnie niczego nie można odnaleźć.
(…)



Przybycie Mistrza Walk zdaje się zaś dla Karli spełnieniem marzeń. Nareszcie. Po tylu latach oczekiwania zainteresował się nią. Co prawda mógłby ją wziąć w trochę bardziej delikatny sposób, ale czy to w sumie ma jakiekolwiek znaczenie?
Mujborze. Jak musiało wyglądać dotychczasowe życie Karli i jej relacje z mężczyznami, skoro brutalne szarpanie i ciągnięcie po podłodze za włosy bierze za oznakę pożądania?
To, plus lodowate parzące zimno i wypadające pukle.



No właśnie. Na pewno nie pozwoli, by inni oglądali ją w negliżu, więc pierwsze, co robi magiczka, to za pomocą zaklęcia zakrywa swe wilgotne od namiętności członki zwiewnym szlafrokiem.
Mocno wilgotne. Raczej nie miała czasu się umyć, po tym jak Dankan…
Mózg łamie mi się podczas wyobrażanie tej sceny. Karla daje się ciągnąć za włosy po podłodze, duma zamyślona, po chwili materializuje szlafrok z niczego, pewnie obkręcając się przy tym jak sims…



Tyle wystarczy, by żądny jej wdzięków Severo nie musiał później zbyt wiele z niej ściągać i opóźniać ich zbliżenia.
Żeby się nie skończyło jak u profesora w C.K. Dezerterach.



Następnie zaś kolejnym czarem sprawia, że jej ciało zaczyna ulatniać się z ręki potężnego zdobywcy. W końcu, oswobodzona z jego uścisku, łapie równowagę, a następnie pospiesznym krokiem podąża za ukochanym. Tak, chce tego. Być tylko jego. Nawet jeśli inni właśnie to widzą, co z tego? Przecież zna się na Zakazanej Magii i łatwo wymaże z ich pamięci obraz tego, co właśnie ujrzeli, żeby ich bliskość nie dotarła do Eminencji.
Och, to przecież możesz też czarem usunąć z ich pamięci obraz swego nagiego ciała, c’nie?



Sama zaś zadba o to, by dla niej ten wieczór nie został wyłącznie wspomnieniem. Jeśli pokaże Anturyjczykowi swe oddanie, pasję i umiejętności, dzisiejsza noc stanie się pierwszą z wielu następnych.
Sweet dreams are made of this…



I w tym momencie oddająca się lubieżnym wyobrażeniom Karla nieoczekiwanie wpada na plecy swego wymarzonego kochanka, który gwałtownie się zatrzymuje i powoli obraca w jej stronę.
Jak w tej reklamie z czołgiem i internetem?



Mężczyzna kieruje na kobietę karminowe źrenice, a jego twarz przybiera wyraz nieopisanej wściekłości. Bez słowa podchodzi ku czarodziejce
Więc tak. Najpierw Severo przez dobrych kilka chwil nie zauważył, że Karla wysmyknęła mu się z rąk i nie ciągnie jej już po ziemi za włosy. Potem Karla zaryła nosem w jego plecy, a mimo to teraz on musi do niej podejść?
No co, siła zderzenia rzuciła go do przodu.



i robiąc potężny zamach, policzkuje ją z taką mocą, że magiczkę znosi aż na pobliski stolik stojący przy ścianie, który łamie się pod ciężarem jej ciała. Anturyjczyk zaś dopada do niej i chwyciwszy za szyję, unosi wysoko ponad posadzkę.
W tej chwili pękają jej kręgi szyjne i rdzeń kręgowy. Znaczy – jest już martwa. Ale nie…



Milady Eminencji zawisa w powietrzu, kopiąc rozpaczliwie próżnię.
– Posłuchaj, suko! Jeszcze raz użyjesz swej mocy lub zrobisz coś wbrew mej woli, a wyłupię ci oczy, rozumiesz?! Nie pamiętam też, byś miała coś na sobie, gdy siedziałaś nasadzona na fiuta sługusa swego Mistrza. – Severo jednym ruchem zrywa z Karli zakrywający ją szlafrok. – Niech wszyscy widzą, jak się prowadzasz po nocach za plecami Eminencji! – Puszcza ją z wysokości, a kobieta upada na posadzkę, mocno się tłukąc.
Ojej, będzie mieć podrapane łokcie i kolana.
I tak przecież wszyscy wiedzieli. Jeżeli Karla miała obalać teorię, że Eminencji nie staje, to słabo wyszło.



– Na czym to skończyliśmy? A, tak… Na tym! – Chwyta ją ponownie za włosy, znów częściowo je wyrywając i parząc jej skórę swym lodowym dotykiem. – A teraz pójdziesz ze mną, wywłoko, bez oporu i stawiania się!
Już chciała zawołać “hurra!”, ale od wyrywania kłaków nagle ruszył obwód logiczny.
I wyobraźcie to sobie – zaczęła myśleć. Nie żeby jakoś intensywnie – nie przesadzajmy, ale zaczęła składać proste fakty do kupy.



Karla zaczyna mieć wątpliwości co do zamiarów Anturyjczyka.
Wow. Brawa dla tej pani.



Rozebrał ją ponownie, ale ani razu nie spojrzał na nią z pożądaniem właściwym kochankowi.
No coś ty!
A tak dobrze żarło i zdechło.



I do tego ten okropny ból, który jej zadaje, tym bardziej doskwierający, im głębiej czarodziejka utwierdza się w przekonaniu, że jednak nie o cielesne spełnienie tu chodzi.
Złamane serduszko bolało ją bardziej niż obita buźka.
To jest ten moment, w którym  prawdopodobieństwo psychologiczne usiadło w kąciku, skuliło się i zapłakało.
(…)



Całą scenę widzi też bard Nemrod.



Jednak nie ten widok wprawił go w osłupienie, lecz karmin spojrzenia czarnowłosego, otaczająca go poświata oraz chłód, jaki nagle zapanował wokoło. Czarnowłosy przechodzi obok młodzieńca, nawet nie spojrzawszy na niego, pozostawiając za sobą zmrożoną lodem posadzkę.
(…)
– Na bogów! – Bard pada na klęczki, patrząc za odchodzącym mężczyzną.
Po czym wyszeptuje w drażniącej uszy zwykłych śmiertelników mowie Mroku:
– ON TU JEST… NASZ PAN… NARESZCIE GO ODNALEŹLIŚMY!
A w mowie Mroku brzmiało to: Er ist da, unser Herr, endlich haben wir ihn gefunden!


Znaczy, Nemrod do tej pory nie miał okazji usłyszeć o lodowych mocach Severa i karminowych błyskach w jego oczach, o czym wiedzą w zamku wszyscy.
Może myślał, że przesadzają i Severo po prostu cierpi na nawracające zapalenie spojówek. Poza tym bardzo ciekawie szepcze wielkimi literami i z wykrzyknikiem. IMO kursywa i kropka na końcu bardziej pasowałyby do kontekstu…
Nemrod to do tej pory nie wiedział, że nie jest grajkiem-statystą. E-mail z info o przydzieleniu do roli Agenta Mroku przyszedł dosłownie dwa zdania temu.



Nie słuchając już Karli, w której głowie natychmiast kiełkuje myśl, że oto spełniły się jej modły i Arienne jest przy nadziei z bękartem Lwa w łonie,



zamroczony wściekłością i chęcią wyrządzenia krzywdy, czarnowłosy mężczyzna kopnięciem wyważa drzwi do komnaty swej Milady.
Ktoś te drzwi zamknął od środka, że trzeba je wyważać? A co, jeśli otwierają się na zewnątrz?!



Wkracza do wnętrza, wciągając za sobą czarodziejkę. Rzuca ją na posadzkę przy łożu i staje nad nią. Olbrzymi, dyszący z wściekłości, otoczony narastającą aurą w odcieniu jego pałających źrenic. Ziemia wokół pozbawionej ubrań kobiety zaczyna zamarzać, a lód powoli rozchodzi się po podłodze ku dalszym częściom pomieszczenia. W sypialni robi się bardzo zimno. Na ścianach i sprzętach momentalnie pojawia się szron. Okna zaś skuwa mróz.
Let it go, let it go
Can’t hold it back anymore



– A teraz, suko, cofniesz czar, jakim zadałaś krzywdę mojej pani! – Po tych słowach Severo znów chwyta Karlę za prawie już łysą głowę, całą pokrytą rozpadającą się, krwawiącą tkanką, i zmusza do klęknięcia przy posłaniu, na którym spoczywa jego bezwładna Milady. Wciska twarz magiczki w kołdry i narzuty [no jak tam jest tyle tych kołder i narzut, to się nie dziwię, że Arienne nie może się ruszyć], przygniatając jej kark dłonią i odbierając możliwość zaczerpnięcia tchu. – Arienne ma być zdrowa, nim doliczę do trzech. – Jego spojrzenie zatrzymuje się na rozwartych szeroko i wpatrujących się w niego wciąż zapłakanych oczach Tahitanki. – Raz…
(…)
Karla, widząc popękaną, broczącą skórę dłoni Milady Mistrza Walk, nagle rozumie, co się stało. Jej krem zadziałał! A już sądziła, że ta go nigdy nie użyje. Idiotka. Zwie się czarodziejką, a nie rozpoznała substancji zawierającej moc innego maga.
Skoro to takie łatwe i wszyscy wiedzieli, że to prezent od Karli, to po cholerę jej ta intryga? Jedyny i wyraźny ślad prowadzi do niej.
Ojtam. Przy znanej nam już inteligencji Miszczów Karla rzeczywiście mogła liczyć na to, że nikt nie skojarzy.



Przez chwilę kobieta lubuje się widokiem powalonej jej czarem, spłakanej rywalki, zapominając zupełnie o bólu, który sama odczuwa.
Bardzo łatwo zapomniała o rozpadającej się i krwawiącej skórze głowy.



Przez myśl przechodzi jej nawet, by dodatkowym zaklęciem poszerzyć zakres działania balsamu, bo ta głupia gęś użyła go w zbyt małej ilości, by od razu umrzeć. Jednak to natychmiast wskazałoby na jej winę.
Bo teraz może się jeszcze wykręcić, mówiąc, że krem jest przeterminowany i trzeba go było zużyć od razu, te dwa miesiące temu.



Magiczka z trudem przekręca głowę na tyle, aby być w stanie coś powiedzieć.
– A co ja mam z tym niby wspólnego? Ręce sobie w ogień włożyła [nogi też?], żeby mnie o to obwinić i się zemścić! Pozwólcie mi lepiej odejść, zanim Eminencja o wszystkim się dowie – syczy do trzymającego ją Anturyjczyka.
Albo jest niesamowicie odważna, albo niesamowicie głupia.
No, obstawiajmy.



Oczami Arienne
Nie mogę wyjść ze zdumienia, gdy Severo tak szybko powraca i to wraz z zupełnie nagą Karlą. Pozbawił ją odzienia, żeby tu przyszła? Ależ to okrutne.
Karla broczy krwią z obdartej niemal do łysa głowy, ale oczywiście Arienne widzi tylko to, że jest GOŁA.
Całkowicie przy tym zapomina o swoim własnym stanie.
Cud, że nie strzeliła focha, że Sevcio prowadza się z gołą babą.



Karla gada, gada, gada usiłując się wykręcić od odpowiedzialności, aż wreszcie wkurwiony Severo wykłuwa jej oko pogrzebaczem. Ven, który wciąż próbuje przemówić mu do rozsądku, zostaje ciśnięty aż pod sufit i tam przytwierdzony do ściany.



Bez dłuższego namysłu zaczyna wołać w języku magii, a gdy kończy, krzyczy do Severa:
– Już, zrobiłam, co chciałeś. Puść mnie, ty potworze!
Przerażona odwracam głowę od mego Mistrza w momencie, gdy ten pozbawia czarodziejkę oka. Teraz zaś z niedowierzaniem oglądam swoje dłonie, które odzyskują pierwotny wygląd równie szybko, jak go utraciły. W kilka sekund po inkantacji Karli nie tylko goi się moja skóra, ale i powraca możliwość władania członkami. Nawet plamy krwi z koszuli znikają, zacierając zupełnie ślady po traumatycznym zdarzeniu.
Wow, zaklęcie lecząco-piorące, prosto z Poradnika Praktycznej Pani!



Aż tu wtem! w środek całej tej rozpierduchy wkracza Wilbur, a za nim Gritton, Womar i Tarlen.



Wkroczywszy do komnaty z wizerunkiem Lwa na drzwiach, mężczyzna aż przystaje zdumiony. Jego faworyta, zupełnie naga i okaleczona, wije się w rękach Kata Związku, Ven wisi na ścianie i bezradnie stara się uwolnić, cały apartament zniszczony i oblodzony, a do tego Arienne, odstająca od pozostałych swym niewinnym wyglądem, cała w bieli, siedzi sobie jak gdyby nigdy nic na łożu, gapiąc się na swoje ręce.
I wtedy wchodzi Arienne, cała na biało…



Co to za przedstawienie?! Pokaz siły dla swojej Milady?!



Czując, jak ogarnia go wściekłość, nie czekając na wyjaśnienia, Eminencja podnosi laskę i wymierzając nią w płonącego karminem mężczyznę, rzuca w niego żarzącą się zielonym blaskiem magiczną kulę. Jednak tym razem jego czar zawodzi, rozpryskując się jedynie w formę kolorowych iskier w chwili, gdy dosięga czarnowłosego Mistrza, nic mu nie robiąc.
Plot armor aktywowany.



Anturyjczyk puszcza Karlę, która z bólu nie może się podnieść sprzed paleniska, odrzuca obok niej pogrzebacz, po czym zwraca płonące Złem spojrzenie na Wilbura i jego towarzyszy, którzy bez rozkazu sięgają po miecze.
– Nie rób tego, co zamierzasz… Severo! Błagam cię! – jęczy Ven, wciąż nie mogąc wyrwać się z utrzymującego go na wysokości zaklęcia.
Dla rozrywki powinni wetknąć mu świecę w dłoń, byłby z niego niezły kinkiet.



– A ja myślałem, że wyniosłeś coś z lekcji, którą ci kiedyś dałem, Wilburze – jadowitym tonem zwraca się do Eminencji Anturyjczyk. – Żeby nigdy nie zaczepiać mnie magią, gdy ja używam swojej. – Po tych słowach wznosi obie dłonie przed siebie i na chwilę przymyka źrenice.


(…)
Na ustach czarnowłosego pojawia się przerażający uśmiech, a w chwili gdy źrenice otwierają się na powrót,
Tu wstawiłabym gif z okiem z “Psa andaluzyjskiego”, ale jest zbyt drastyczny, kto ciekawy, niech sobie sam znajdzie.



dzieje się coś niesamowitego. Ziemia pod stopami Mistrzów stojących naprzeciw niego zaczyna drżeć, z sufitu komnaty odrywają się elementy zdobionych stiuków i kasetonów, posadzka wokół mężczyzn pęka, a z coraz szerszej rozpadliny, która ich otacza, wydobywa się lawa, jednak nie wrząca i kipiąca ogniem, lecz parząca lodową powłoką w odcieniu krwi.
Błyskawicznie osiąga stopy zdumionych mężczyzn, unieruchamiając ich w miejscu, odmrażając kończyny i zadając okropne cierpienie. Jej poziom z każdą chwilą się wznosi, stopniowo zamieniając ich ciała w lód. Severo, patrząc na bezradność Związkowców oraz słysząc ich przekleństwa i jęki cierpienia, wybucha okrutnym śmiechem. Buzująca karminem magma zaczyna ogarniać podłogę komnaty, dochodząc do Anturyjczyka, którego wyraźnie omija, i dąży w stronę Karli.
Wystarczyłoby jedno zmrużenie oczu (nie źrenic? Wow.) Mistrza Walk, by lód pękł, pozbawiając Eminencję i jego towarzyszy dolnych kończyn.
Mężczyzna zamierza bowiem cieszyć się widokiem krwi wrogów, sycić swe żądne posoki źrenice [!] ich rozpaczą, by potem kawałek po kawałku rozbijać ich skute zmarzliną ciała i obracać je w kryształowy pył.
Ale tego nie robi.
I dobrym pytaniem jest, dlaczego. Sev nienawidzi mistrzów nowego porządku za zdradę ideałów i doprowadzenie związku do upadku, część mistrzów trzyma jego stronę, ma poparcie cesarza, pieniądze i wpływy. Czemu po prostu nie wytnie wrogiego stronnictwa i nie urządzi związku po swojemu? Zagadka.



– Severo! Na bogów! Powstrzymaj to! Tu jest Arienne… Zapomniałeś? Chyba nie chcesz jej zrobić krzywdy! – krzyczy przerażony Ven, chwytając się ostatniego z forteli, jaki mu pozostał.
(…)
Zdając sobie z tego sprawę, czuję panikę. Przecież za chwilę dojdzie do tragedii. W swoim szale mój Mistrz odbierze życie tym mężczyznom, Karli, ale co gorsza, może jeszcze skrzywdzić swego przyjaciela.
Tych tam wcale mi nie szkoda, ale Ven to co innego!
A mnie?
A tobie też się należy.
Choć serce mi wali ze strachu, staram się przekonać siebie, że mi nic nie grozi. Przecież on to wszystko przeze mnie i dla mnie zaczął.
Więc oczywiście nie ma mowy, żeby w ataku szału rozdyźdał cię po ścianie, ależ skąd.
Więc może jednak dobrze byłoby zebrać się w sobie i uciec?



Nie mógł znieść, że dzieje mi się krzywda, i tak szybko zareagował, a czy to jego wina, że moc wzięła nad nim górę? Że w przypływie gniewu przestał się kontrolować?
Jest taką samą ofiarą drzemiącego w nim Zła oraz niegodnego uczynku Milady Wilbura, jak pozostali.
Biedny misiaczek.
Taka męska Pavetta.



Gdy uświadamiam to sobie, moje przerażenie nieco maleje, a jego miejsce zajmuje w mym sercu żal i współczucie.



To jest mój Przeznaczony.
W dodatku skrzywdzony przez Przeznaczenie, którego jestem Panią.
Hahaha, TO TWOJA WINA, ARIENNE! Teraz to już na pewno rozdyźda cię po ścianie!
A to się nam Arcia zapętliła!



Może rzeczywiście więc trafiłam do Ravillonu nie ze względu na Księgę, lecz, tak jak stwierdził Arcymistrz, dla Severa? Po to, by mu pomóc odnaleźć swą drogę i wyzwolić z ciążącego na nim brzemienia?
Spoko, myśl dalej, to najlepsza chwila na takie rozkminy.



Powstaję gwałtownie. Ktoś przecież musi go powstrzymać, zanim stanie się najgorsze, a skoro inni nie są w stanie, ja nie mogę pozostać bierną. Nie dotknie mnie swoją mrożącą mocą. Przysiągł, że tego nie uczyni.
Wątłe to zabezpieczenie w sytuacji, kiedy facet dostał szału i w żaden sposób się nie kontroluje.



A ja nie dosięgnę go swoją, gdyż, jak się już przekonałam, nie jestem w stanie tego zrobić. Pozostaje mi więc tylko jedno – bycie jego Arienne.



– To już koniec. Jestem zdrowa, Mistrzu… Dzięki tobie… – odzywam się cicho. Przemieszczając się [ruchem robaczkowym? A może jednak “podchodząc?] w stronę Anturyjczyka, uważam, żeby nie dotknąć stopą lawy rozlewającej się coraz szerzej po komnacie, a gdy gęsta substancja podpływa bliżej, ku memu zdziwieniu i uldze omija mnie. Udaje mi się więc bez większego problemu dotrzeć do mojego Mistrza.
Gdy staję przed nim, przeszywające zimno ogarnia moje ciało. Patrząc pytająco w oczy mężczyzny, powoli wyciągam dłoń w jego stronę i stwierdzam, że płomień, którym wciąż jest spowity, nie parzy. Ostrożnie dotykam jego dłoni, a mróz, który roztacza wokół siebie Severo, nie zajmuje mej skóry. Jestem bezpieczna! Bez namysłu otaczam mężczyznę ramionami i tulę się do niego, dając jednocześnie upust łzom.
– Pomogłeś mi, a teraz… Wróć do mnie, Mistrzu, proszę.



No i oczywiście bach, bach, pod wpływem słów i dotyku Arienne Severo momentalnie uspokaja się, przestaje świecić na karminowo i mrozić wszystko wokół. Lodowa magma ustępuje, wyzwalając pozostałych Miszczów, Ven oraz fruwające w powietrzu sprzęty spadają na podłogę, a pośrodku pobojowiska nasze dwa gołąbeczki toną w swych objęciach, nie pamiętając o bożym świecie.
W komnacie robi się tak ciepło, że mucha nagle się budzi i zaczyna irytująco walić łbem o szybę.
Wilbur rozkazuje napoić Severa magicznymi miksturami, choć Ven protestuje, że nie są potrzebne, bo atak szału minął. Następnie Sevcio zostaje aresztowany.



– Lordzie Severo! – Wilbur zwraca się do wleczonego przez Związkowców w stronę drzwi mężczyzny. – Jesteś oskarżony o użycie Zakazanej Magii przeciwko pięciu Członkom Wielkiego Zgromadzenia Świętej Organizacji. Zgodnie z Kanonem dwieście siedemdziesiątym czeka cię sąd przed obliczem pozostałych Mistrzów i zasłużona kara. Do Podziemi z nim! – wrzeszczy, widząc, jak i Womar osuwa się zemdlony w ramiona jego ludzi.
(…)
Arienne zasypia i ma koszmary z Karlą w roli głównej:



Przeklinam ciebie i twego Mistrza, głupia dziewucho! Próbując zaznać szczęścia we dwoje, skażecie się jedynie na wieczne cierpienie i wieczną rozłąkę! Wspólna przyszłość nigdy nie będzie waszym udziałem! Przeklinam was! Przeklinam!



Zlana potem i zapłakana budzę się po raz kolejny. Trzykrotne wyklęcie ma moc spełnienia.
Hm. A co z Przeznaczeniem i wróżbami, które raz zobaczone, na bank się spełnią?
Cicho! Nie psuj dramatyzmu chwili!



(…)



***
– Na koniec zostawiłem wam, czcigodni Mistrzowie, naszego najważniejszego więźnia. – Szpakowaty mężczyzna, noszący włosy upięte w gruby warkocz pierścieniem okalający jego głowę [czyli uczesany na Julię Tymoszenko], patrzy z wyrazem triumfu na swych towarzyszy zgromadzonych w niskim, dusznym lochu.
(…)
– Wprowadzić numer sześćset siedem.
Dwóch Związkowców na rozkaz maga wwleka [wiem, że to jest gramatycznie prawidłowe, ale brzydko brzmi taka zbitka spółgłosek wwl-] do lochu młodego mężczyznę. Jego dłonie skuto łańcuchami, a przedramiona, widoczne spod rozerwanych rękawów odzienia, całe pokryte są sinymi wybroczynami od nakłuć i nacięć, przez które podawano mu truciznę.
Szczepionki z aluminium i rtęcią!
(…)



Słabe światło panujące w pomieszczeniu zadaje mu cierpienie, które każe mu opuścić głowę nisko ku posadzce, a gdy wreszcie źrenice przyzwyczajają się do jasności, z którą przez ostatnie miesiące nie miał prawie wcale do czynienia, przenosi je na znajdujących się przed nim mężczyzn.
Jest ich trzynastu. Siedzą na wysokich, wykonanych z czarnego drewna krzesłach, po sześciu z każdej strony rzeźbionego tronu, który zajmuje najstarszy z nich.
I te wszystkie paradne krzesła i tron znajdują się w niskim, dusznym lochu? To ich normalna sala zgromadzeń, czy też słudzy latają po całym zamku z krzesłami na plecach, jeśli Mistrzowie chcą się akurat gdzieś naradzać?
Czego się nie robi, żeby zrobić wrażenie.



(…)
Frygill przystaje nad skulonym mężczyzną i patrzy na niego z góry. Potem pochyla się i odsłania jego kościstą, wymizerowaną twarz ze zlepionych potem i brudem, bardzo długich loków. Gwałtownym szarpnięciem za brodę zmusza go do wzniesienia mętnych, czarnych źrenic, by dokładniej przyglądnąć [przyjrzeć] się jego obliczu.
– Niebywałe! Anturyjczyk! – wykrzykuje, jakby była to najbardziej niecodzienna wiadomość.
– Mówiłem – tajemniczo odpowiada Mistrz Magii, jedyny człowiek ze wszystkich obecnych w pomieszczeniu, którego więzień kojarzy. Ileż to razy szpakowaty mężczyzna odwiedzał go w jego celi, podając mu te wszystkie paskudztwa?



Więzień wspomina, jak to przez długi czas był trzymany w lochu i poddawany eksperymentom – otrzymywał różne eliksiry, doustnie i dożylnie, tłumiono jego magię (“Jednak jego moc została szybko spacyfikowana księżycowym kamieniem użytym do wykonania łańcuchów, w które go zakuto, oraz odpowiednimi mieszankami narkotycznych mikstur.“), bito i dręczono. W wyniku tych tortur stopniowo stracił pamięć o swej przeszłości i dziś nie ma już pojęcia, kim dawniej był.
Ale zapamiętał proces pozbawiania go pamięci. Ale nie szukajmy sensu, nie szukajmy.



– Może być? – Mistrz Magii z nieskrywaną dumą zwraca się do towarzyszy, którzy kiwają z aprobatą głowami i składają wyrazy uznania dla jego mocy i umiejętności.
– Zadziwiające! – Frygill jeszcze chwilę patrzy na mężczyznę, po czym zwraca się do pozostałych Mistrzów – W istocie jest gotów.
– Świetna robota, Primie!
– Jest nie do poznania!
Może chociaż do Bydgoszczy?



– I nawet całkiem do wyglądu ci wyszedł – padają głosy poszczególnych Członków Zgromadzenia.
Podobno w Sevcia wcierano jakieś ogłupiające dekokty, ale oni też coś przyćpali, skoro bredzą bez sensu.
Bo co może znaczyć: całkiem do wyglądu ci wyszedł?



– Nie mogłem go przecież zeszpecić – odpowiada im czarodziej. – Wszak jest Wła…
…dysławem Jagiełłą?



– Własnością Związku! – Arcymistrz wchodzi mu w słowo, rzucając pełne wyrzutu spojrzenie spod swych krzaczastych brwi. Mag zagryza wargi. Tak niewiele brakowało, a przez nierozwagę i samozachwyt nad swym dziełem zdradziłby największą tajemnicę Ravillonu i to przed samym zainteresowanym.
No chyba tylko przed nim, bo wszyscy pozostali zdają się doskonale wiedzieć, z kim mają do czynienia.



Arcymistrz oddaje więźnia pod opiekę Frygilla, Mistrza Walk, nakazuje jednak, aby przeszedł też szkolenie u wszystkich innych Mistrzów – ma być wszechstronny, by mógł podołać swoim przyszłym zadaniom.



To chyba jest skok chronologiczny, bo jeśli nie, to odczapizm panuje tu srogi.
Tak, dokładnie, teraz zanurzamy się we wspomnieniach Sevcia.
.
– I ostatni element Ceremonii Przyjęcia, nim się rozejdziemy.
Zanim się rozejdziemy
zanim się rozstaniemy
Aaaa! Aaaa!
Przyszła wiosna!



Imię. Jakie imię dasz swemu uczniowi, Frygillu?
Siwowłosy wojownik uśmiecha się chytrze do pozostałych Członków Zgromadzenia, po czym odwraca się w stronę wciąż skulonego więźnia i patrząc mu w niezwykle głębokie w swej magicznej czerni źrenice, wypowiada:
– Wszedłeś do tej sali jako bezimienny więzień… jako numer sześćset siedem. A opuścisz ją jako Severo, uczeń Mistrza Walk.
(…)
Mistrz przygląda mu się uważnie, a po chwili milczenia nieoczekiwanie pyta:
– Kim był Severo? Odpowiadaj!
Więzień deklamuje:
(…)
– Severo był wielkim wojownikiem z Krajów zza Morza, skąd przybył na Kontynent, by zjednoczyć ziemie dzisiejszego Zachodniego Półwyspu i stworzyć mityczny kraj o nazwie Loretania. Znana z pobożności mieszkańców. I z dzwoneczków.
Państwo Niepokonanego, jak go zwano, istniało jednak krótko, gdyż jego mieszkańców zdziesiątkowały zarazy. Mówi się jednak, że jego ród nie umarł. Dzięki mariażom z lokalnymi władcami krew Severa płynie do dziś w żyłach władców Fenerii z dynastii Arwernów, a więc i pierwszego Cesarza Fe…
– Starczy! – Frygill przerywa mężczyźnie. – Siadaj, czwórka. Dobrze, że coś jeszcze zostało w twej łepetynie po tej końskiej kuracji, jaką zafundował ci Mistrz Magii.
Znaczy, zapomniał kim był, całą swoją przeszłość – ale wiedzę ze szkoły pamięta?
Doświadczeni kaci Ravillonu wiedzieli, w które dokładnie miejsca na głowie bić.



A teraz rozbieraj się!
– Tak przy wszystkichi?!
– Słucham? – Młodzian rozwiera szeroko źrenice [albo w sali pociemniało, że odruch źreniczny zadziałał. Albo od ataku żądzy tak mu się porobiło] patrząc z niedowierzaniem na swego nauczyciela. Chyba się przesłyszał.
– Głuchy jesteś? Narkotyki odebrały ci słuch?! Wyskakuj z tych śmierdzących gównem i uryną łachmanów!
– Ależ… Ależ to się nie godzi! – Z jakiegoś powodu młody mężczyzna ma wrażenie, że nigdy nikt nie kazał mu czynić czegoś tak upokarzającego. Publicznie obnażyć się przed obcymi? To po prostu nie mieści się w jego głowie.
Po czterech miesiącach uwięzienia, tortur, eksperymentów i upokorzeń zachował jeszcze niewinność i wstydliwość?
Chyba nigdy nie był na Komisji Wojskowej… ah. W sumie racja.



– No, dalej. Do naga. Muszę ci się przyjrzeć, by wiedzieć, z czym mam do czynienia i od czego zaczniemy nasz trening.
– Nie! – odpowiada mu stanowczo więzień. – Nie zrobię tego! To nieobyczajne, skandaliczne i… – Nie kończy, gdyż siwowłosy Mistrz policzkuje go z taką siłą, że młodzieniec nie upada na posadzkę tylko dzięki temu, że wciąż trzymają go za ramiona dwaj strażnicy. (…)



Mimo protestów i wrzasków, Severo zostaje jednak rozebrany do naga…



Tymczasem dwaj Mistrzowie rzucają sobie porozumiewawcze spojrzenia. Stojący przed nimi mężczyzna, choć jest niezwykle chudy i wymizerowany, wciąż ma nieźle zachowaną muskulaturę, świadczącą o tym, że nieraz trzymał miecz w dłoni.
No paczcież państwo, całkiem jak Till z piwnicznego opka, który wyglądał jak totalny wrak, ale jednocześnie miał piękne mięśnie i mocne ramiona.
Muszę Was rozczarować, autorki: w czasie głodówki organizm zjada nie tylko tłuszcz, ale również mięśnie.
A te, które zostały –  mocno wiotczeją.



Jego śniadą skórę pokrywają ślady bicia i tortur, a także wybroczyny po zabiegach Prima, które, jak się okazuje, nie ograniczały się jedynie do rąk.
Nic jednak nie odebrało piękna jego gładkiej, śniadej skórze.



– Trzeba przyznać, że przynajmniej nad jedną rzeczą nie musimy pracować – z kpiną w głosie rzuca Frygill, a gdy czarnowłosy uczeń otwiera oczy, patrząc na niego z niezrozumieniem, Mistrz podchodzi ku niemu i na moment zaciska mocno dłoń na jego kroczu. – Męskość masz godną oręża samego Boga Wojny!
Ta książka nie powinna się nazywać “Klątwa przeznaczenia” tylko “Chwała Przyrodzenia”.
Bóg Wojny wywija w bitwie swym mocarnym pytongiem?
Taranuje nim bramy miast.



Zbulwersowany młodzieniec pluje mu w odpowiedzi w twarz.
– Szkoda, że tylko ją. – Frygill wyciera ramieniem swe oblicze z plwociny, śmiejąc się szyderczo, pozostali zaś dołączają do niego wybuchem wesołości. – Na nic ci się bowiem nie zdadzą takie wymiary w Ravillonie, gdzie kobiety nie mają wstępu [och, Fryziu, jak ty mało wiesz o życiu…], a wszelkie kontakty z nimi karzemy, ucinając sprawcy niepokorny narząd.
Twórca nowej postaci Severa był naprawdę sadystą. Zrobił wszystko, żeby uprzykrzyć mu dalsze życie, te skórzane spodnie wiecznie uciskające w kroku…



Wielki kutas nie pokona za ciebie wroga.
No nie wiem. Jakby tak Sevcio walczył z opuszczonymi portkami, to pewnie powaliłby kilku przeciwników nim ci otrząsnęliby się z szoku.
Pyta Severa jest tak wszechpotężna, że z pewnością zdołałaby stanąć (stanąć, hehehe, mryg mryg) samodzielnie do walki.



Na tę chwilę nie masz bowiem nic więcej do zaoferowania. Mamy nad czym pracować.



(…)
Wywlekany z sali, Severo słyszy jeszcze taką rozmowę Mistrzów.



– Przesadziłeś, Frygillu. Chyba zapomniałeś, z kim masz do czynienia.
– Doskonale wiem z kim, Filonie.
– Więc czemu potratowałeś go w ten sposób?
– Bo tylko wówczas, gdy zacznie swe życie całkowicie od nowa, tu, w Ravillonie, i nic już nie będzie mu przypominało, jaką pozycję dotychczas zajmował, nauczy się pokory i walki o byt, a w przyszłości będzie w stanie odzyskać to, co utracił, mszcząc się na swych wrogach. Jestem to winien Almie. Obiecałem jej to i dotrzymam przysięgi.
Hm… czy nie jest nieostrożnością mówić takie rzeczy w zasięgu słuchu więźnia? A co, jeśli zacznie dociekać, co takiego właściwie utracił i kim jest Alma?



Zwróćcie uwagę: we fragmencie jest mowa o tłumieniu mocy Severa. Znaczy, musiał ją posiadać już jako cesarz Gerhard, przecież nie objawiła mu się nagle w więzieniu. I co, nikt nie skojarzył? Nikt nie doniósł cesarzowej Mitylenie, że ten nowo przyjęty akurat w roku śmierci Gerharda adept ma te same moce, co on? Po drugie: przy prezentacji nowej postaci Severa obecni są wszyscy Mistrzowie. Tajemnica, którą zna trzynaście osób, szybko przestaje być tajemnicą. Po trzecie: teczka Severa w Archiwum. Zamiast wzbudzającej podejrzenia wzmianki o utajnieniu danych trzeba było tam podłożyć jakąś wiarygodnie brzmiącą fałszywkę. Nie wierzę, żeby Wilbur czy Gritton, wrodzy Severowi i szukający wszelkiej okazji do pozbycia się go, nigdy się nie zainteresowali jego historią.
(To znaczy, wierzę. W tym opku wierzę. W tym opku nikogo nie interesuje nic poza czubkiem własnego nosa.)



***



Severo budzi się w celi.



I oto w słabym świetle łuczywa czyta wyskrobane po feneryjsku zdanie:



JA, GERHARD AGENOR ARWERN, PIERWSZY CESARZ FENIAN, BYŁEM TU WIĘŹNIEM.



To jakiś żart?!
Severo czuje, jak serce zaczyna mu bić szybciej, a wizja, która go obudziła, staje się jeszcze wyraźniejsza w jego wyobraźni. Ale dlaczego akurat teraz ją miał?
Czemu wspomnienie, zatarte lekami i magią, [aha, pamiętał jak resetowali mu pamięć. Chyba coś poszło nie tak] nagle odżyło, jakby zdarzenia sprzed ponad szesnastu lat wydarzyły się na nowo? Czy to kwestia tego miejsca, bo znów jest więźniem Podziemi? Ale przecież nie pierwszy raz tu się znajduje i to nie w roli oprawcy, lecz skazańca. Trafiał tu po każdym większym przejawie swej niszczycielskiej mocy, więc to nie to. Może więc fakt, że zażył narkotyk, nie będąc już w stanie wzburzenia? Był trzeźwy i był już całkowicie sobą, gdy wypił ten środek. A może to jeszcze coś innego? Coś, czego nie bierze pod uwagę, bo nie mieści się to w jego głowie? Może to ma związek z… Arienne? Alma. Cesarzowa… Żona Gerharda. O niej mówił Mistrz Walk Frygill we wspomnieniu sprzed lat, ale też ten obecny – Arcymistrz złożony chorobą, umierający. Czyż nie do niej porównał jego Milady w czasie ich audiencji? Arienne sama mu o tym powiedziała. Ale dlaczego?
Myśl, Sevciu, myśl.
https://media.giphy.com/media/3o6j8ma48UxxtbQ0QU/giphy.gif


Severo na powrót przygląda się ścianie i odnajduje jeszcze jeden napis, będący kontynuacją powyższego:
…ROKU TRZY TYSIĄCE DWUDZIESTEGO, W MIESIĄCACH: HIR, TRETEN, FLOVAR, SUNNIR.
A obok wyżłobione w kamieniu kreski, sugerujące liczenie dni, aby określić liczbę miesięcy, które więziony tu niegdyś człowiek spędził w ciemności.
I co gorsza…
Dociera do niego, że to pamięta! Szesnaście lat temu – niedługo będzie prawie siedemnaście! – rył w tej ścianie, używając resztek swej mocy i paznokci, aż całkiem je połamał i stracił (bo w całej celi nie znalazł się odłamek kamienia, fragment glinianej skorupy, czy patyk), magia zaś wygasła, stłumiona lekami i miksturami.
Strasznie łatwo on sobie to wszystko przypomina.
Trochę tak, jakby te substancje nagle straciły okres ważności i ulotniły się bez śladu.



Pojawiają się ludzie Severa, przynosząc mu jedzenie i picie.



(…)
– Nie pierwszy raz jestem w lochach, ale jeszcze nigdy tak troskliwie się mną nie zajmowano – wypowiada zdławionym głosem Severo, gdy dochodzi do siebie, a jeden ze Związkowców podaje mu kielich.
Karmę i picie ma dostarczone. To miło.
– Wtedy nas tu jeszcze nie było, Mistrzu – odpowiada mu ze śmiechem Hafran. – A nawet jeśli byliśmy już twymi podwładnymi, niekoniecznie życzyliśmy ci najlepiej.
– O? – czarnowłosy upija łyk. – Więc co się zmieniło?
– Ty. Stałeś się całkiem znośny i, o dziwo, da się ciebie lubić. – Aleksander wybucha śmiechem, a reszta dołącza do niego.
– Faktycznie. Przestałem was karać. – Anturyjczyk nie może nie uśmiechnąć się na wspomnienie wzburzonej miny swej Milady, gdy spoliczkował w jej obecności podległego sobie Związkowca, kiedy ten, podczas wyprawy na dziką plażę niedaleko Fos, poplamił suknię Arienne nalewanym winem.
Nie za niesubordynację, nie za złamanie regulaminu, czy też za brudne buty.
Nie. Spoliczkował go za pochlapanie sukni Arienne.
Ale TAK NA NIEGO POPACZYŁA, że już nigdy więcej tego nie zrobił!



Od tamtego dnia, jednego z ostatnich słonecznych tej jesieni, minęło sporo czasu, a on nie podniósł więcej ręki na swych podwładnych. Ani razu. I teraz to do niego dociera.
– I się śmiejesz. Ciągle.
To raczej świadczy o matołectwie, a nie o pogodzie ducha.



A kiedyś bywały dni, gdy tylko smutek i gniew przysłaniały twe oblicze – dodaje Xan.
I taki jesteś ładny, kiedy się uśmiechasz!



– I już my wiemy, czyja to zasługa!
Tak, wiemy, Arienne, ziew.



– Hafran wybucha śmiechem. – Była tu już dziewięć razy – dodaje konspiracyjnie, zniżając głos. – Ty, Mistrzu, jednak spałeś, dlatego teraz trzeba po nią posłać.
(…)
– Jovenie… Jaki numer ma ta cela?
(…)
– Sześćset siedem, Mistrzu. Od lat z niewiadomego powodu trzymamy to pomieszczenie puste, więc przydzieliłem je tobie.
Żeby przypadkiem czyszcząc cele po innych więźniach nie odkryć napisu, prawda? Choć nie, wątpię, żeby autorkom wpadło do głowy, że przez tyle lat ludzie służący w podziemiach powinni natknąć się na napis.
Ja po prostu widzę tamtych Miszczów jak siedzą i trybią: Hm, więzień z celi 607 jest obdarzony potężną magiczną mocą. Hm, poddaliśmy go okrutnym eksperymentom, w wyniku których mało nie oszalał. Hm, może by tak sprawdzić, czy nie zostawił w celi jakiejś niespodzianki? Eeee, po co.
W lochach jest ciemno, zimno, w dodatku mieszkają tam szczury i pająki.



Czarnowłosy wciąga głośno powietrze. Przeklęta Cela. No tak. Mógł się domyślić. Wszak mają komplet skazańców.
Już? Przecież Severo dzielnie ścinał głowy i równie dzielnie rzucał żartem. Ile on tu siedzi? Dzień? Dwa? I już wszystkie lochy zapełnione?
Prom ze skazańcami robi codziennie po dziesięć kursów.
Brak kata to “wąskie gardło” tego przedsiębiorstwa.



Joven nieświadomie przydzielił go do lochu, w którym nie wolno nikogo przetrzymywać, gdyż nagromadzona w nim moc nie pozwala na trzymanie tu kogokolwiek żywego.
Można zamienić go na trupiarnię.



Sam Severo na początku swej pracy Kata Związku widział nieraz, co działo się z nieszczęśnikami, których tu więziono. Jego oficer jest jednak młody i tego nie pamięta, gdyż, gdy trafił do Podziemi, już dawno zapadła decyzja, by zamknąć to przerażające miejsce. O lochu, w którym straszy i który zabija swych mieszkańców, po prostu się nie mówi. Może więc to sprawka tego więzienia, że miał tę wizję i jest bliski obłędu?
I Severo nie pomyślał, by poinstruować swoich podwładnych przed dłuższym wyjazdem (wtedy cele na pewno się zapełniały), by przypadkiem nikogo nie umieszczać w tej konkretnej, bo może umrzeć przed przesłuchaniem? Czy przypadkiem Sevcio sobie nie myślał, że jest jedynym mistrzem sumiennie traktującym swoje obowiązki?
Skoro cela jest nawiedzona i “zapadła decyzja”, że nikogo tam nie wolno trzymać, to nie jest pusta “z niewiadomego powodu”.
A poza tym (ale głupi ci Mistrzowie), jeśli cela wpędza w obłęd i zabija swych więźniów, to jakie doskonałe narzędzie może stanowić! Wyjątkowo okrutnej egzekucji dla ciężkich przestępców, zastraszania dla pozostałych.
Zamykasz, otwierasz rano, wynosisz trupa i wieszasz na haku na murach. Jakie to proste. A jaka oszczędność czasu, no i nie trzeba myć kamiennych dyb!



Odprawia Jovena, po czym, czując się znów fatalnie, powraca do wiadra i jęczy z bólu.
Zamiast jednoczyć się w bólu z bohaterem, mam atak głupawki.



Nie! To wszystko nie może być prawdą! Nie! Nie! Nie! To wina tej celi i obecnej tu niszczycielskiej magii. Severo na próżno stara się oszukiwać sam siebie, bo przecież nie ma wątpliwości, że jedyna moc, którą czuje tu obecną, należy do niego, a wszystkie fakty przemawiają za wiarygodnością poczynionego właśnie odkrycia. Teczka z jego aktami objęta jest najwyższym stopniem tajności i dostępna jedynie do wglądu samego Arcymistrza. Poza tym jako jedyny, co ostatnio potwierdzili jego podwładni z Archiwum, jest trzydziestosześcioletnim Związkowcem żyjącym w Ravillonie i przyjętym właśnie w trzy tysiące dwudziestym roku do Świętej Organizacji.
No nie mogę, jak na Wielkich Konspiratorów, ukrywających najważniejszą osobę cesarstwa w najbezpieczniejszym miejscu, to pozostawili tyle śladów, że ja dziękuję. Brawo, Miszczowie.



W tym momencie ostatecznie utwierdza się w przekonaniu, że przed laty był więźniem tego karceru i nosił jego numer. Sześćset siedem…
W tym momencie suspens zredukował czytelników. Nie no, co za niespodzianka!
***



(…)
Akin prowadzi Arienne przez lochy do celi Sevcia.



Mroczny hol, którym kroczy para, otwiera się na spore pomieszczenie, będące jednocześnie rozwidleniem dla kolejnych korytarzy. W przeciwieństwie do pozostałej części Podziemi, którą dotychczas przemierzyli, panuje tu niezwykła jasność, a już z dala dobiegają skoczne dźwięki lutni, tak dziwnie kontrastujące z przeznaczeniem tego miejsca i dobywającymi się zza drzwi niektórych cel jękami cierpienia i błagalnymi nawoływaniami.



Muzyce towarzyszy tak dobrze znany czarodziejce, dźwięczny i doskonale wymodulowany głos należący do Severa (oczywiście!), który śpiewa:



Pani!
Wieże na zamku
Czar tych krużganków
Zza muru słońce
Tęczy dwa końce
I chmura dymu
Byle do rymu
Do ciebie dążę
Dziurę wydrążę
Kret kopie w glebie
Ja chcę ryć ciebie



Na tę pieśń odpowiada mu salwa męskiego śmiechu. Gdy zaś Arienne wraz z Akinem wkracza do rozświetlonego pomieszczenia, dostrzega grupę kilkunastu mężczyzn odzianych w szaty z emblematem jej Mistrza, doskonale bawiących się przy akompaniamencie grajka i śpiewie Anturyjczyka. Siedzą na drewnianych ławach rozstawionych wokół znajdującego się na środku paleniska, którego płomienie strzelają wysoko ku kamiennemu sklepieniu. Kilku zebranych przerwało grę w karty lub wieczerzę, odwracając się w stronę muzyków. Nemrod [ten sam Nemrod, który rozpoznał kim jest Sevcio?] stoi z nogą wspartą na skrwawionym pieńku służącym do ścinania głów niżej postawionych i mniej istotnych więźniów, trzymając w dłoniach lutnię.
JA PIERDOLĘ.  Oni sobie to radosne ognisko urządzili nie w jakiejś wartowni, czy gdzieś, tylko w katowni…
Płonie ognisko w lochu
popijmy więc po trochu.
Popijmy bardzo-wiele
zaprośmy też kapelę.
***
Niechaj jęki ani wycia
nie psują nam użycia.



Jaki jest sens innego sposobu ścinania nisko i wysoko urodzonych (pieniek i kamienne dyby), skoro i tak nikt tego nie widzi? A poza tym… muszą mieć świetną wentylację w tych podziemiach, skoro jeszcze im się tam nie zadymiło.



(…)
Panie!
Nemrod wyciąga dłoń i dotyka nią z udawaną czułością zarośniętego policzka Mistrza Walk, śpiewając:



Sukni mej skraje
Krzew, co cień daje
W kolii diamenty
Czar ich zaklęty
Dobre są, ale
Gdy zdrowie w cale.
Słońce na niebie
Choć kocham ciebie
Nie chcę zaciążyć
Nie dam się drążyć


Wszyscy obecni pokładają się na ławach, Severo dołącza do ogólnej wesołości. Wciąż czuje się mizernie, ale przynajmniej tu, między swymi podwładnymi, jest mu raźniej i nie musi skupiać się na przerażającym odkryciu, które za wszelką cenę chce teraz od siebie odsunąć.
Choroba coraz bardziej osłabia umysł Wilbura, skoro do głowy mu nie przyszło, że Severa powinni pilnować inni ludzie niż ci, którzy byli jego podwładnymi od lat.



Ogień przyjemnie grzeje jego zlodowaciałe ciało, towarzysze zaś wspólną zabawą skutecznie odrywają go od złych myśli i świadomości rychłej kary.



Grzeczna ma panienko
Zaśpiewasz mi cienko
Gdy futerko twoje
Wpadnie w ręce moje!



Czarnowłosy odpowiada śpiewnie Nemrodowi znad trzymanego w dłoni kielicha z wodą.
Na wino się nie zdecydował, podobnie jak na któreś z dań stygnących teraz na drewnianych stołach pod ścianami. Wciąż czuje, jak wszystko mu się przelewa w żołądku, a gardło na samą myśl o jedzeniu ściskają mdłości.
I wcale to nie miało związku z wonią krwi i kału unoszącą się w pomieszczeniu, gdzie dokonywano egzekucji.



Zebrani płaczą ze śmiechu, zwłaszcza że teraz Anturyjczyk wykonuje gest w stronę Nemroda i muska znacząco jego nogę tuż przy rozporku.



Aż tu wtem! zjawia się Arienne. W samą porę, bo bór jeden wie, do czego by doszło pomiędzy Sevciem a Nemrodem…



(…)
– Chciałam sprawdzić, jak się czujesz, i czy czegoś ci nie brak, Mistrzu, ale widzę…
– No, już teraz na pewno nie brak mu niczego. Przesuń się. Trzeba zrobić miejsce dla naszego uroczego gościa. – Jeden ze Związkowców popycha swego kamrata, po czym zakrwawioną szmatą, służącą do czyszczenia mieczy po egzekucji, przeciera, niby z kurzu, blat ławy.
Kurtura musi być!



(…)



– No, Nemrodzie, gdzie ta muzyka? – ryczy Aleksander, przerywając niezręczną ciszę. – Zagraj coś wreszcie, bo nasza Lwica gotowa jeszcze stąd uciec, ku rozpaczy naszego Mistrza.
Gdy zaś bard posłusznie zaczyna intonować spokojną, pełną harmonii i wdzięku melodię, podoficer, który poprosił o akompaniament, parska śmiechem:
– Co za nuda! To takie rytmy przygrywasz co noc naszej Lwiej Parze? Przy takim tempie można jedynie usnąć, a nie…
– Nemrodzie, masz dziś bardziej wymagającą publikę niż zazwyczaj, zagraj więc to, proszę – przerywam Związkowcowi i wcielając w życie chytry plan, pospiesznie maluję zaklęciem w powietrzu pięciolinię, a na niej ciemne punkciki, które mają wskazać zagubionemu grajkowi, jak poprowadzić melodię.
Tja. Bo nie może mu powiedzieć “zagraj oberka”, nie, musi nutki narysować, żeby podpowiedzieć biednemu, zagubionemu, który cóż by zrobił bez jej światłego przewodnictwa!
Przyjmijmy, że grajek znał nuty, a nie wyciągał melodyjek ze słuchu i wyobraźni. Przyjmijmy, że w tym “fantasy” zapis nutowy był identyczny z obecnie znanym… ale dlaczego to ma wyglądać jak poroniony pomysł Disneya?


(…)
– Podobne rozrywki są nam obce, gdyż, jak sama widzisz, Milady, niewiasty to u nas rzadkość, ale pozwolisz, że ja spróbuję uratować honor Podziemi.



– Joven powstaje z miejsca, skłania się ponownie, po czym wprawnie chwyta Arienne jedną ręką za pas, drugą za dłoń i przy skocznych rytmach przemierza z nią pomieszczenie, kręcąc się wokół paleniska oraz zakrwawionego katowskiego pieńka.
Hej! Tańcował też, tańcował! A okręcał w miejscu, a zawracał, a hołubce bił, aż wióry
leciały  z podłogi, a pokrzykiwał że się w jeden kłąb zwarli i jak to pełne wrzeciono po izbie wili —że ino wicher szedł od nich i moc. [Reymont: Chłopi]



Tańcowali w piwnicy
Katowscy pomocnicy.
Kazali se piknie grać
Więźniom nóżki przypalać.



Tańcowałbyś, Sevciu mój
Gdyby nie twój wielki chuj.
Lecz tak długą pytę masz,
Że się o nią potykasz.


(…)
– Mistrzu, chyba będziesz jeszcze musiał popracować nad kondycją swych podwładnych, gdyż zdecydowanie nie opanowali w pełni umiejętności rozkładania wysiłku i dostosowywania go do zmiennego tempa. Jak to pięknie sam ująłeś podczas ćwiczeń: Walka to taniec, tylko z bronią w miejscu partnerki, nic więc dziwnego, że tak daleko im do ciebie. – Uśmiechnięta zasiadam z powrotem obok czarnowłosego.
(…) – Ha, ha. Faktycznie blado wypadłeś, Jovenie. Może rzeczywiście powinniśmy włączyć lekcje tańca do moich treningów.
– Ale wtedy Milady Arienne nie będzie zadowolona – śmieje się Aleksander. – Bo przestanie być jedyną twą towarzyszką, Mistrzu. (?) Ciekawe, jak nasza Lady, jak tu zwiemy Doris, sprawdziłaby się w roli… tancerki.
– Żartujesz?! – Hafran puka się po głowie. – Ona wygląda jak jeden z nas. Jej ruchy są toporne i… takie męskie. Nie wyobrażam jej sobie wirującej w ramionach Mistrza Severa!
Nieee, Doris? Ależ skąd, gdzieżby się tam ona mogła równać z Arienne!



– Jednak w walce na miecze ma grację przewyższającą niejednego z was – wtrąca czarnowłosy.
– Ale to chyba nie znaczy, że za chwilę będziemy mieć kolejną Lwicę w stadzie? – Aleksander puszcza oko do towarzyszy, uważnie i z wyzwaniem przyglądając się Anturyjczykowi.
No tak, pochwalił Doris, znaczy, chce ją w łóżku, innej możliwości nie ma.



– A po co Mistrzowi kolejna Milady, skoro całym sercem już należy do obecnej? – pyta z rozbawieniem Natan. – Poza tym to nasza dobrodziejka. Nie damy jej nikomu skrzywdzić, bo przecież to ona odmieniła naszego Lwa na lepsze.
Tak, już od całych pięciu minut nikt o tym nie wspominał.



(…)
– A jak tobie podoba się pomysł nadania Doris mego Znaku? Ha, ha.
– Myślę, że to nierealne – odpowiadam w mym ojczystym języku, przyglądając się czarnowłosemu zadziornie. – Znam cię już trochę, Mistrzu, i wiem, że naznaczenie uwielbiającej cię dziewczyny, dla której jesteś najwyższym autorytetem, nie stanowiłoby dla ciebie żadnego wyzwania.
Punkt dla Arienne, że nie wyjechała z argumentem “Ależ ona jest taka brzydka i wygląda jak mężczyzna!”.



Spełniłaby każde twe życzenie, a to niezgodne z naturą Lwa, który przecież najlepiej czuje się, polując. A na mnie, to mogę ci obiecać – uśmiecham się tajemniczo – zapolować jeszcze będziesz musiał.
Porozmawiajmy o mnie, dawno o mnie nie rozmawialiśmy!
Akurat samce lwów rzadko polują, to fucha dla lwic. No, ale co Arienne z dalekiej północy może wiedzieć o lwach. Choć, być może, chciała tylko połechtać ego Severusia.
Tja, “zapolować”. Chyba przynieść koszyk truskawek w zębach i paść do nóżek.


Arienne i Sevcio jeszcze przez chwilę radośnie bawią się w berka (serio. Arienne ucieka, Severo ją goni, pozostali przeszkadzają mu ją złapać i jeszcze rzucają miedzy sobą świętą wstążką Sevcia), aż wreszcie Miszcz chwyta ją i niesie do swej celi.



A teraz przypomnijmy sobie, że Arienne to delikatne, subtelne dziewczę, Nie Takie Jak Wszystkie, miłośniczka poezji, muzyki i piękna, o wrażliwym i dobrym serduszku… Jak widać, przesadzają ci, którzy twierdzą, że te cechy powinny choć odrobinę przeszkadzać w doskonałej zabawie w lochach, przy okrwawionym katowskim pieńku i akompaniamencie dobiegających z cel jęków i krzyków więźniów.
Więźniów tak wzruszył widok zakochanej pary, że na chwilę zapomnieli o swojej niedoli, i sami zaczęli śpiewać, dokazywać i śmiać się wesoło.
Przypomnijmy jeszcze, że to dziewczyna, na której prośbę ojciec wypuszczał sarenki złapane we wnyki.



Może to jest znowu kwestia tego, że pisały to we dwie? Jedna sobie wymyśliła mroczne lochy, a druga radosną zabawę i jakoś nie zauważyły, że się jedno z drugim troszku nie klei.



I jeszcze jedno. Arienne jest bratanicą zamordowanej cesarzowej. Można by się spodziewać, że w jej rodzinnym domu, delikatnie mówiąc, panują nastroje raczej nieprzychylne dynastii Sinisterów. Tymczasem część więźniów w ravillońskich lochach to wciąż zwolennicy obalonego Gerharda… Czy Arienne ma świadomość, kogo ścina jej ukochany Severo? Czy nie przeszkadza jej, że jest lojalnym sługą uzurpatorów?



Ach, kto by pomyślał, że mój stosunek do niego tak się zmieni. Przecież jest Związkowcem, do tego tyle starszym ode mnie! Choć w rzeczywistości różnica wieku nie jest dla mnie aż tak bardzo odczuwalna. Czasami nawet odnoszę wrażenie, że to ja jestem bardziej poważną i odpowiedzialną osobą w tej relacji, podczas gdy on głównie żartuje.
Jakie to nastoletnie <3
W sumie, portret nastolatki, która wyobraża sobie, że jest bór wie jak poważna, odpowiedzialna i doświadczona przez życie, wychodzi autorkom całkiem udanie 🙂
BOOORZE! TO NIEMOŻLIWE. Te same scenki, motywy i rozważania powtarzają się tak często, że mam wrażenie utknięcia w pętli czasowej.
“Przebrnęliśmy już tyle stron, że tracę rachubę. Monotonność wydarzeń otępia, erotyczne skojarzenia uciążliwie brzęczą, smród zajechanych na śmierć motywów jest nie do zniesienia. Po raz któryś mijamy opis tak podobny, że mogę przysiąc, że kręcimy się w kółko w obrębie jednego rozdziału. Część załogi dzieli tylko jedna pochwała Arienne od obłędu, kończą się zapasy cierpliwości. Ta ekspedycja skazana jest na klęskę.”



(…)
Właśnie, jego moc – to o niej chciałam z nim porozmawiać, przychodząc tutaj. Przypominając to sobie, nagle dokonuję odkrycia, że w pomieszczeniu, w którym przebywamy, wyczuwalna jest nagromadzona ogromna energia.
– Mistrzu – zwracam się do Anturyjczyka szeptem. – Co to za miejsce? Zapewne znasz Podziemia lepiej niż ktokolwiek inny, więc dlaczego tę celę zdaje się wręcz rozpierać magia?
(…)
– Przetrzymywano mnie tu prawie siedemnaście lat temu, gdy trafiłem do Ravillonu. To moja moc. – Sam dziwi się szczerości swego wyznania.
Przysiadam wyprostowana i zwracam twarz w stronę rozmówcy.
– Tak skumulowana? Po tylu latach? Nawet w gabinecie Mistrza Vena czy w jego Laboratorium nie odczuwa się takiego natężenia mocy jak tutaj.
I OCZYWIŚCIE Arieśka jest odporna na moc, która innych zabija lub doprowadza do obłędu. Nawet jej głowa nie rozbolała.



Nigdy cię o to nie pytałam, ale po wczorajszym wydarzeniu trudno mi milczeć dłużej w tej materii. Ja sama wszakże władam mocą, znam ją dokładnie i wydaje mi się, że wiem, w jakim celu ją otrzymałam i do czego mam ją wykorzystać. A czy ty, skoro kiedyś wyznałeś mi, że twoja magia jest wciąż kontrolowana i ograniczana, znasz jej pełny wymiar? Zastanawiałeś się, po co ci ją bogowie dali i co masz z nią uczynić? To Przeznaczenie w końcu nami rządzi i musi mieć jakiś plan wobec ciebie, skoro obdarowało cię tak niebezpieczną bronią. Co wiesz o sobie, Mistrzu?
W teorii ma właśnie miejsce wielki zwrot akcji, gdy bohater zaczął akceptować dopiero co poznaną prawdę o sobie i zamierza podzielić się tą wiedzą z ukochaną. W praktyce napisane to jest tak nudno, że czytając wydaję z siebie agonalne jęki.



Że jestem Gerhardem Agenorem Arwernem – ironia sama ciśnie mu się na usta, lecz mężczyzna jej nie artykułuje.



Severo przypomina, że dawniej Związkowcy wywodzili się wyłącznie spośród skazańców, którym czyszczono pamięć, wobec czego nic o sobie nie wie. Arienne nalega, że powinien poznać swą przeszłość, by dzięki temu móc lepiej panować nad swą mocą.


– Zależy mi na tobie, Mistrzu, i nie chciałabym, aby twa moc odbierała ci zmysły i rozsądek, aby rządziła tobą i żebyś potem musiał ponosić za nią kary.
Mężczyzna uśmiecha się lekko na te ostatnie słowa.
– W całym moim życiu tutaj nikt nigdy nie powiedział mi, że mu na mnie zależy – wyszeptuje ze wzruszeniem.
https://media.giphy.com/media/2LFHFZEcdkO08/giphy.gif


(…)
Kim jesteś, Arienne z Tahitanii, skoro twoja moc idealnie konweniuje z moją? I jest w stanie mnie powstrzymać. Mnie… Człowieka obdarzonego mocą Cieni… Jak uważa szalony Ven!
Chrrrrrrrrr… Och, wybaczcie. Jednak nici z wyznania, autorki przeciągają to dalej.



Ach, tego lepiej, żebyś nigdy nie wiedział, mój drogi Mistrzu. W momencie bowiem, gdyby ktokolwiek poznał moją tożsamość, będę musiała znów uciekać.
Cóż, słabo ją chronisz i tylko głupocie Miszczów zawdzięczasz, że jeszcze cię nie zdemaskowano.



A nie chcę więcej tego robić, bo to oznaczałoby rozłąkę z tobą…
Tego jednak nie mogę powiedzieć Anturyjczykowi. Zamiast tej prawdy więc wybieram inną.
– Ale ja nie użyłam swej mocy wczoraj, Mistrzu. Choć i dla mnie zaskakującym jest, że jednak się opamiętałeś i to przeze mnie.
Przez dłuższą chwilę milczę, starając się poukładać to wszystko w myślach.
– Moja moc nie ma nic wspólnego z legendarnym Schatten. Jeśli twoja jednak stamtąd się wywodzi, czy nie sądzisz, że nadszedł czas, aby pomyśleć nad podróżą do tej krainy? Do wysp, o których sam wspominałeś, że jesteś ciekaw, a do których ja sama w moich wizjach nie jestem w stanie cię zaprowadzić? Być może poznając całkowitą prawdę o sobie, byłbyś w stanie zapanować nad drzemiącą w tobie siłą?



Severo patrzy w tym momencie na naścienny napis, którego zupełnie nie widać w słabym, migotliwym świetle łuczywa. Jednak oczami wyobraźni go widzi. Każdą literę, każdy znak.
Gerhard Agenor Arwern.
Agenor.
Legendarny władca Fenerii z dynastii Arwernów, który zaklął Cienie w lodzie Schatten.
Przodek Gerharda.



– Arcymistrz powiedział mi, że niedługo będę niepokonany w swojej mocy i znajdzie się tylko jedna osoba, która będzie mieć nade mną władzę. A potem urwał i prosił, byś podeszła. Zupełnie jakby miał na myśli właśnie ciebie, Arienne.
https://78.media.tumblr.com/bb5a55bcccbdb3d1f545222543516867/tumblr_inline_muiffhsnJe1qkzw8w.gif
Zabijcie mnie. Nie chcę już tego analizować.



I jeszcze porównał cię do Almy, żony Gerharda – przelatuje mężczyźnie przez myśl, której jednak nie artykułuje.
– A potem kazał mi złożyć przysięgę, że cię nie skrzywdzę. On zna prawdę. O tobie. O mnie. Zna także moją przeszłość. Ukrywa ją przede mną. Po co mam jechać do Krainy Nieumarłych, skoro odpowiedzi na moje pytania skrywają te mury? – Urywa, rozważając konieczność kolejnej audiencji u Frygilla. – Arienne – zwraca się do kobiety po chwili, przypominając sobie nagle słowa Pana na Wyspach. – Jesteś adeptką Akademii w Salmansarze.
No – nie. Już od dłuższego czasu nie. Adept, abiturient, absolwent – a kto by tam rozróżniał.



Oddajesz cześć Bogini Przeznaczenia. Powiedz mi zatem: czy jesteś moim Przeznaczeniem? Czy to dlatego moja moc uległa przed tobą? Czy jesteś władna ją powstrzymać? I dlaczego akurat ty, moja Milady?
Długo waham się, co mogę powiedzieć mojemu Mistrzowi. Czy jeśli wyznam mu prawdę, nie wyśmieje mnie? Z drugiej strony czuję, że nasze relacje uległy zmianie, i nie tylko śmiejemy się razem, ale też potrafimy szczerze rozmawiać. Może to jest wobec tego ten moment, aby przekonać się, co się stanie, gdy każę mu skonfrontować się z Przeznaczeniem? Tak – przekonuję sama siebie, spoglądając mężczyźnie głęboko w oczy. – Muszę w końcu kiedyś spróbować.
– Mogę ci powiedzieć i pokazać jedynie tyle, ile sama wiem. Mylisz się, uważając, że oddaję cześć Bogini Przeznaczenia. Ja nie mogę wielbić tego bóstwa, gdyż… – Nabieram głębiej powietrza i zmieniam język na tahitański. – Gdyż to ja jestem Panią Przeznaczenia.
Ba-dum-tsss!!!
CO?



Po naszej audiencji u Arcymistrza śmiałeś się ze mnie, określając Boginią, lecz nie zdawałeś sobie sprawy, ile w tym żarcie kryje się prawdy.
Czy w następnym akapicie dowiemy się, że Arienne stworzyła ten świat?



Arienne wyjawia, że szuka Księgi, za pomocą której będzie mogła zmieniać Przeznaczenie. Następnie stara się przekonać Sevcia, że jego przeznaczeniem bynajmniej nie jest Ravillon – a robi to, wyświetlając na ścianie wizję, którą niegdyś ujrzała w kominku (tahitańskie obrzędy przedślubne). Jednak Sevcio jest sceptyczny.



(…)
– Nie pojmuję… – Podnosi głos. – Nie rozumiem twych słów. Jeśli w istocie jesteś wcieleniem Bogini Przeznaczenia i ta legenda jest prawdą, to co, do cholery [!], robisz w Ravillonie?! Po co tu przybyłaś, dysponując taką mocą?
Ten niezręczny moment, kiedy nawet będąc bohaterem opka zdajesz sobie sprawę, że autorka przesadziła.



I skąd ten chory pomysł, że Księga jest akurat tutaj? W siedzibie Organizacji najemników?
ŚWIĘTEJ ORGANIZACJI. Mistrz starego porządku powinien mieć większy szacunek do nazwy Związku. Wstyd.
Poza tym skoro, jak sama stwierdziłaś, jej tu nie ma, czemu nie uciekniesz? Co cię tu jeszcze trzyma? Dajesz się poniżać w roli kochanki jakiegoś Związkowca! To niedorzeczne! Zgwałciłem Boginię Przeznaczenia, wziąłem ją na faworytę, co noc ją mam w swym łożu, a teraz jeszcze ta wizja. Żartujesz, prawda?
– Nie, my tak serio! Pogódź się z tym, Severo! – rozległ się nagle grzmiący głos dobiegający gdzieś znad ich głów.
Teraz to już ten moment, kiedy bohater ksiopka zyskał samoświadomość i polemizuje z autorem. A może to echo walki dwóch wizji fabuły autorek?



(…)
– Uważasz, że jestem Strażnikiem Przeznaczenia, bo wczoraj nie stała ci się z mej ręki krzywda? Bo mnie wyciszyłaś? Bo Los oddał cię w moje ręce, a ja obiecałem cię chronić? Ale to przecież tylko legendy! Już ci mówiłem, Arienne, masz bardzo bujną wyobraźnię i jesteś niezwykłą czarodziejką, ale życie to nie bajka. Moje w każdym razie nią nie było.
Błogosławieni, którzy widzieli, a nie uwierzyli.



W końcu widząc narastający zawód w oczach dziewczyny, podchodzi ku niej i opada na klęczki, biorąc jej twarz w swoje zimne dłonie i mówiąc już spokojniej:
– Arienne. To piękna wizja i czar. Podobnie jak ten obyczaj. Ale ja nie widzę się cały w bieli. Rozumiesz? Jako Mistrz Związku nie mogę nawet myśleć o takim zobowiązaniu.
Khę, koleś, przed chwilą odkryłeś, że jesteś cesarzem Gerhardem. Czy to nie coś więcej niż Mistrz Związku? Czy wobec tego odkrycia nie powinieneś przynajmniej zastanowić się, co dalej, a nie dążyć do utrzymania status quo?
Już zapomniał. Powinien to sobie wytatuować, najlepiej na lodowym olbrzymie.



Znamy się bardzo krótko. Co to jest dla… – urywa, lecz w końcu wypowiada słowa, o których myślał: – …dojrzałego związku dwojga ludzi? Od początku nie ukrywałem, że mi się podobasz. Codziennie bardziej. Jesteś piękna, mądra i zabawna. Bardzo cię lubię. Ale to za mało, by zerwać więzy łączące mnie z miejscem, w którym spędziłem całe swe znane mi życie.
Z miejscem, z którego spierdalałeś, gdy tylko nadarzyła się okazja? Z miejscem, w którym zaczęło ci się dobrze żyć dopiero od czasu, gdy jesteś z Arienne?



Aby taka wizja się spełniła, potrzeba… – Wydycha głęboko powietrze. – Potrzeba miłości. A ja… Ja, abstrahując już od wszystkich zakazów mej Organizacji, nawet nie wiem, na czym polega ta cała miłość. Świat uczuć jest mi obcy, bo zostałem z niego odarty w dniu, w którym się tu znalazłem.
Sevcio zamrugał. Czy na pewno dobrze odczytał napis na ścianie, mając wzrok zmącony od eliksirów? Przyjrzał się jeszcze raz, uważniej. “JA, JANUSZ PYZIAK…”



Nigdy też nie myślałem o żadnej kobiecie w sposób, jakiego ty najwyraźniej ode mnie oczekujesz. Jesteś jeszcze bardzo młoda i być może chciałbyś widzieć we mnie kogoś ze swych dziewczęcych marzeń, kim jednak nie jestem. Zresztą dajmy się ponieść fantazji i załóżmy, że wyjechałbym z tobą do Tahitanii, to co dalej? Co takiego mógłbym ci zaoferować prócz miecza i siły? Jestem najemnikiem, mordercą. Nie wiem nawet, jak miałoby wyglądać moje własne życie poza murami Ravillonu, a co dopiero życie z kobietą.
Nie, żebym tam był osobistym przyjacielem cesarza czy Króla Musztardy albo miał liczne kochanki z najszlachetniejszych rodów, nie wierz w te plotki!



Owszem, bardzo chciałbym odejść stąd na zawsze, ale jak na razie nie mam alternatywy. Tahitania to taka moja odskocznia, Arienne. Niezrealizowane marzenie, które się nie spełni, a nie miejsce, w którym… mhm… – uśmiecha się z pobłażaniem – pojmę cię za żonę. Poza tym po co ci taki stary mąż, który rychło zgrzybieje i wywinie kopyta? Ha, ha.
Wywinie kopyta. Pewnie na lewą stronę. O, święta Frazeologio, zlituj się nad nami!
Ha, ha. Ja już wiem z czym mi się kojarzy to niezręczne “ha,ha” które autorki lubią dodawać na koniec wypowiedzi. To jak śmiech Tommy’ego Wiseau.



Tommy nawet wyglądem pasuje do Sevcia.
To już wiemy, kto go będzie grać w ekranizacji Dzieua.  
(…)



***
Sąd nad Sevciem:



– Na podstawie Kanonu dwieście siedemdziesiątego Kodeksu Świętej Organizacji uroczyście otwieram pięć tysięcy sześćset pięćdziesiątą drugą rozprawę [znowu? 5652 rozprawy to rutyna] Wielkiego Zgromadzenia Mistrzów Związku.
Czymś trzeba zabić nudę.



– Argus, siedzący na środku najniższego rzędu ław, skinieniem głowy daje znać stojącym na scenie ludziom, aby wciągnęli na maszty flagi przedstawiające poszczególne Domeny Bractwa. Wykonawszy rozkaz oraz ustawiwszy przy ścianie sztandar Arcymistrza zawierający wizerunek przedziwnego stwora o ludzkiej twarzy, Związkowcy opuszczają podest, a po ich odejściu na jego środku pozostaje wyłącznie Anturyjczyk. – Oskarżony: Mistrz Walk i Wielki Sekretarz Związku, Lord Severo. Pokrzywdzeni: Jego Eminencja Mistrz Wilbur, Wielki Skarbnik Mistrz Gritton, Mistrz Żeglugi Womar, Mistrz Łowiectwa Tarlen oraz Mistrz Magii Ven.



(…)
– Roku trzy tysiące trzydziestego szóstego, Dnia Pierwszego, pierwszego tygodnia miesiąca Midwoch – Kanclerz kontynuuje niskim głosem – oskarżony złamał Kanon dwieście siedemdziesiąty Świętego Kodeksu Związku, stosując bez uzasadnienia swą moc przeciwko najwyżej postawionym Członkom Świętej Organizacji. Spowodował tym samym następujące szkody: punkt pierwszy: poparzenie lodem skóry Jego Eminencji Mistrza Wilbura.
Punkt drugi: odmrożenie stóp, nóg i dłoni Wielkiego Skarbnika Grittona.
Punkt trzeci: całkowite odmrożenie wszystkich części ciała poniżej pasa Mistrza Żeglugi Womara.
Mówiąc po ludzku –  odmroził mu kuśkę.



Całkowite odmrożenie wszystkiego poniżej pasa. Wow, jak dla mnie Womar powinien być martwy. A już na pewno nie powinien być w stanie uczestniczyć w sesji sądowej.



Punkt czwarty: odmrożenie stóp i nóg Mistrza Łowiectwa Tarlena.
Punkt piąty: zniszczenie ubrania Mistrza Magii Vena, posiniaczenie jego pleców, ud i ramion, spowodowanie zawrotów głowy przez długotrwałe utrzymywanie poszkodowanego w powietrzu.
– Oraz punkt szósty – wchodzi w słowo Argusowi zielonooki czarodziej. – Trwałe uszkodzenie ciała Milady Karli.
– Eminencjo – przypomina jasnowłosy Związkowiec – to jest sprawa dotycząca złamania Kanonu dwieście siedemdziesiątego.
– Co nie przeszkadza, aby zająć się także niepisanymi prawami.
No tak – jeżeli Kanon stanowczo zabraniał kontaktu z niewiastami, to kwestie ich dotyczące musiały pozostać “niepisanymi prawami”. Ale że przez tyle lat po przyjęciu Nowego Porządku jeszcze sobie tego nie uregulowali?



Dodajmy więc do aktu oskarżenia: znieważenie Mistrza przez dotknięcie jego Milady – zwraca się Wilbur władczym tonem do przewodniczącego, na co ten powtarza głośniej:
– Punkt szósty: ubliżenie Jego Eminencji Mistrzowi Wilburowi poprzez trwałe uszkodzenie ciała Karli, byłej Milady.



(…)
– Wnieść Zwierciadło Przeznaczenia!
– Chwileczkę! – obolałym głosem odzywa się syn Wilbura, starając się mimo piekącego, wszechobecnego bólu umościć wygodniej na poduszkach, które podłożyli mu właśnie słudzy na kamiennym siedzisku. – Dodajcie punkt siódmy! – Z nienawiścią patrzy spod swego kaptura na stojącego przed nim Severa. Do szału wręcz doprowadza go mina wojownika. Cyniczny uśmieszek w kącikach ust świadczący o tym, że Anturyjczyk nic sobie nie robi z sytuacji, w której się znalazł, i ze Zła, które wyrządził. A do tego te jego roziskrzone oczy, pałające niewytłumaczalną radością i potwornie irytującym szczęściem!
Szczęśliwy jak prosiątko w deszcz, bo sobie w nocy użył. I nawet nie pomyśli, że Miszczowie mogą zechcieć się mścić też na jego pani.


– Złamanie Kanonu… któregoś tam… przez niewłaściwy, niegodny Mistrza Związku ubiór!
– Sto dwunastego, Grittonie – podpowiada mu czarnowłosy, nie mogąc się nie zaśmiać z ignorancji Skarbnika. – W ustępie trzecim napisano: Mój ubiór będzie odzwierciedleniem mych cnót. Skromności, ubóstwa, wzgardy dla dostatku, podporzadkowania swego życia Świętej Organizacji. Ustęp czwarty mówi zaś: Czerń jest obowiązującym kolorem Świętej Organizacji i w nią zawsze obleczony będę. Albowiem z mroku kobiecego łona się wyłoniłem, przychodząc na świat, i w mrok mogiły się skryję, odchodząc z niego.
Hahaha, MÓWIŁAM, że pierwsze sto pięćdziesiąt kanonów określa, w co się mają Miszczowie ubierać, a dopiero potem przechodzą do takich spraw, jak lojalność wobec organizacji itp. First things first!
Pewnie pełno tam kanonów typu “nie będziesz bluźnił nosząc zbyt szerokie spodnie”. Poza tym… z mroków kobiecego łona? Khhyyy, pierwsi mistrzowie naprawdę musieli bać się kobiet.



(…)
Wspomnienie tego, jak blisko był tej nocy ze swą Milady, w tak niesprzyjających, wydawałoby się, warunkach, sprawiają, że Severo nie może zachować powagi i wręcz rozsadza go energia. Chce mieć za sobą tę durną procedurę sądu, przed którym stawał już kilkadziesiąt razy. Niech go ukarzą i po kłopocie, a on powróci w ramiona pięknej Arienne.
Cokolwiek przeskrobał poprzednie kilkadziesiąt razy, chyba nigdy nie poranił poważnie innych Miszczów ani nie okaleczył żadnej z faworyt?
Sevcio wpadł w taką sądową rutynę, że nie zdaje sobie sprawy z tego jak tym razem przesadził.
Jak wyglądały wyroki z poprzednich rozpraw, skoro teraz stoi i myśli “dalej chłopaki, spieszy mi się, chcę już lecieć do domu”.



(…)– Dopisać. Punkt siódmy: znieważenie Wielkiego Zgromadzenia Związku nieprzyzwoitym strojem. Jeszcze żebyś wracał z misji poza Ravillonem. – Kanclerz przenosi na powrót spojrzenie ku Anturyjczykowi. – Chociażby z dworu w Fenis. Wówczas twe szaty, ich strojność i wulgarny fason byłyby zrozumiałe. Ale takie odzienie na dzień Zgromadzenia? W dniu własnego sądu?
A daliście mu czas na przebranie? Skąd, Sevcio bezpośrednio po ataku trafił do lochów, a stamtąd zabrano go prosto przed sąd.



Do tego ta koszula! W zakazanym kolorze! I kto to widział, by mieć ją prawie w całości wystającą spod kaftana?!
To moda sprzed trzech sezonów, tak się nie godzi!



(…) – Mistrzu Venie, zechcesz nam zaprezentować, co wydarzyło się przedwczoraj wieczorem?
(…)
Zagryzając wargi z bezsilności, Ven powstaje i mija Wilbura bez słowa. Patrząc Severowi prosto w oczy i szukając w nich wybaczenia za swą słabość, rusza w stronę Zwierciadła, modląc się w duszy do bogów, by Zgromadzenie obeszło się w miarę łagodnie z jego kompanem, którego przecież czarodziej nie chce mieć na sumieniu.
Ojtam, no co mu niby zrobią za taki niewinny popis czarnej magii? Najwyżej pogrożą paluszkiem i odeślą spać bez kolacji.
W sumie to ciekawa sytuacja – jak ukarać kogoś, kogo nienawidzą i kto jednocześnie zarabia kasę na ich wszystkie zachcianki? Jestem ciekaw jak to autorki poprowadzą.



Nim jednak dotyka pustej ramy, zatrzymuje wyciągniętą rękę w powietrzu i ze zdumieniem obserwuje, jak tysiące obrazów z hałasem nadbiegają w jego stronę. Wyłaniają się z głębi magicznego przedmiotu z taką prędkością, że są zupełnie niewyraźne i nieczytelne. Dopiero na koniec na materializującej się tafli lustra pojawia się na ułamek sekundy wizja, którą wszyscy mogą obejrzeć w najdrobniejszym szczególe.



Młoda, piękna kobieta [jasne, bo też co innego mogło się ukazać] o śniadej karnacji i kruczoczarnych prostych włosach siedzi w olbrzymim pozłacanym fotelu zajęta robótką. Jej głowę zdobi diamentowy diadem, a czerwono-złota suknia luźno układa się na wyraźnie już zaokrąglonym brzuchu, którego przez moment dotyka z czułością drobnymi dłońmi.
Wszystkim mistrzom zaszkliły się oczy ze wzruszenia.



Zaraz potem powraca do swej czynności i na miękkim szkarłatnym kocyku kończy haftować Cesarskiego Lwa. Przerywa jednak ponownie zajęcie, przenosząc uradowane spojrzenie na stojącego nieopodal Zwierciadła Severa, i zwraca się do niego niemym, dosłyszalnym jedynie dla niego szeptem:
– Podoba ci się, Gerhardzie?
Wizja znika tak szybko, jak się pojawiła, pozostawiając w ramie gładką, mieniącą się wieloma barwami taflę.
Ach, więc zobaczyliśmy cesarzową Almę. Zwróciliście uwagę? Cesarzowa jest śniada. Z jednej strony dobrze, bo faktycznie wygląda jak siostra swojego śniadego brata, ale z drugiej – ile to razy słyszeliśmy zapewnienie, że ona i Arienne są identyczne, khę? Także ślepy Frygill rozpoznał Arienne jako Almę wyłącznie na podstawie jej opisu przez Filona (“Kochałem Almę jak własną córkę i znałem każdy rys jej twarzy, a teraz Filon będący mymi oczami potwierdził, że mam przed sobą jej sobowtór”). No więc nie, biała cera Arienne i intensywny błękit oczu stanowią jej cechy charakterystyczne, coś, co przy opisie jest wymieniane jako pierwsze (“Mówię ci! Gazela! Czarnowłosa. I ta cera! Biała niczym mleko! A jakie oczy! Kolor chabrów!”). Ergo, Frygill nie powinien skojarzyć, że ta bladolica Tahitanka to pod każdym innym względem kserokopia brązowej Almy, a i innym podobieństwo rysów nie powinno się aż tak bardzo rzucać w oczy.
Może, jakby to ujął Silvio Berlusconi, Alma była  po prostu opalona?



Mistrzowie próbują zinterpretować wizję w zwierciadle i dochodzą do wniosku, że ukazuje ono marzenia Severa o związku z Arienne i dziecku. Ciemna cera “Arienne” tłumaczona jest tym, że “chciałby mieć kochankę tej samej rasy, co on”. Skojarzenie z Almą nikomu nie przychodzi na myśl, nawet Wilburowi, który znał i widywał cesarzową, i któremu Arienne wyraźnie ją przypominała (“Eminencja  odrywa  się  od  pracy  dopiero  w chwili,  gdy  do  wielkiej  komnaty,  stanowiącej  również  jego  prywatną  bibliotekę,  wkracza  w obecności  Vena  maleńka  czarnowłosa  dziewczyna,  do  złudzenia  przypominająca  mu  w tym  momencie  zmarłą  Cesarzową  Almę.  Ale  w końcu  sobowtóry  się  zdarzają  –  tłumaczy  sobie  mężczyzna,  wzruszając  ramionami.”). Tym razem nie ma żadnych refleksji.
Jak mówiłem, siły umysłowe Wilbura słabną z każdym dniem. Szkoda, lubiłem dziada.
(…)



– Dopuścił się kolejnego uchybienia. Więc do swej listy, Argusie, możesz dopisać punkt ósmy odnoszący się do Zakazanych Uczuć. Ja ująłbym to tak – zwraca się do Kanclerza, żeby ułatwić mu podyktowanie skrybom tekstu. – Umiłowanie niewiasty nad Świętą Organizację Związku.
Halo, przecież zginął człowiek. Sev zrobił z Dankana mroż…, halo, wysoki sądzie, zamordo… człowiek nie żyje, przepraszam, ktoś w ogóle posprzątał te zwłoki…



(…)
Severo jest w szoku i mdleje (albo udaje). Ven prosi o przerwę na docucenie go.
Wielki mistrz walk zemdlał? Trochę lol.



– Co się stało? – Arcyszpieg zwraca się do Anturyjczyka, gdy ten powoli otwiera oczy, a mag kończy zaklęcie otrzeźwiające. Jednak Severo mu nie odpowiada, tylko gwałtownie siada i chwytając czarodzieja za dłoń swymi aż parzącymi z zimna rękoma, wyszeptuje:
– Ven. Musisz mi powróżyć!


(…) – Dobrze. Ale szybko. Zróbmy to niepostrzeżenie. Nie mam przy sobie kart. Mam tylko kości.
– Obojętne. Chcę tylko wiedzieć: tak czy nie. – Anturyjczyk patrzy na czarodzieja błyszczącymi szaleństwem oczyma.
– Wybierz kilka kości. Weź ich tyle, na ile wyceniasz rangę swego pytania. – Wskazuje na niewielki aksamitny woreczek, który rozwiera przed czarnowłosym. – Parzyste runy na tak, nieparzyste na nie. Jeśli wyjdą i te, i te, to znak, że pytanie jest niewłaściwie skonstruowane lub było żartem.
(…)
– Czy… – Severo nabiera głębiej powietrza w płuca. – Czy jestem Cesarzem Fenian? – wypowiada na jednym oddechu, patrząc rozpalonym wzrokiem na maga.
Własne wspomnienia go nie przekonały, napis wyryty na ścianie go nie przekonał, zbieżność dat go nie przekonała, dopiero wizja Almy/Arienne – tak. Ile razy jeszcze będzie się okazywać, że coś tam stało się tylko dzięki Arienne?



(…)
– Same szóstki! Wyszły same szóstki! – wyszeptuje z przejęciem Wielki Szpieg.
Ven przenosi zdumiony wzrok na przyjaciela.
– Chyba musimy poważnie porozmawiać, Severo.
A w tym czasie reszta mistrzów siedziała i liczyła muchy na ścianach.
(…)



Rozprawa zostaje wznowiona, Ven ukazuje w zwierciadle scenę szału Severa, Mistrzowie szybko potwierdzają zarzuty, ale wtem! Sevcio uświadamia sobie, że jeśli skażą go za Zakazane Uczucie, to razem z nim i Arienne, więc postanawia się bronić przynajmniej w tym jednym punkcie. Fakt, że jego magia nie tknęła Arienne, a szał uspokoił się pod jej dotykiem tłumaczy tym, że złożył Arcymistrzowi przysięgę, że nigdy jej nie skrzywdzi. Potwierdzeniem prawdziwości jego słów znów mają być kości rzucone przez Vena. Potem Sevcio tłumaczy się, że jest nie do pomyślenia, jakoby żywił do swojej Milady Zakazane Uczucie, bo przecież…



(…)



Różnica wieku między mną a moją Milady nie pozwala mi myśleć o niej inaczej jak o swojej… hmm… zabawce. Pupilce. Kaprysie. Nic więcej nie wchodzi w grę.
Mistrzowie zgodnie pokiwali głowami. Istotnie, historia jak dotąd nie znała przypadków, by dojrzały mężczyzna oszalał z miłości do młodziutkiej dziewczyny.



Poza tym czy wam, Mistrzowie Związku, nigdy nie zdarza się przytulić do swej Milady, samemu ją obejmując lub pozwalając jej na taką czułość względem siebie? To aż tak dziwne? Skoro tak, to może powinniśmy każdy, nawet najdrobniejszy, przejaw bliskości nazywać Zakazanym Uczuciem, lecz wówczas każdemu z was można by je zarzucić.
No właśnie. Mówiłam, że przepis o Zakazanym Uczuciu jest taki co najmniej wątpliwy.



Na widok pobladłych oblicz siedzących przed nim mężczyzn czarnowłosy uśmiecha się jeszcze szerzej i chytrze dodaje, wskazując palcem na Kanclerza:
– Chociażby ty, Argusie. Jesteś ze swoją Milady, odkąd przybyłeś do Związku wraz z Eminencją. Co ciekawe, twoja faworyta pojawiła się w Ravillonie zaledwie miesiąc później. Miałeś ułatwiony start. Od razu zostałeś Mistrzem. Bez awansów, bez walki o swe stanowisko.
Jaka chytreńka linia obrony!
Taki bowiem był rozkaz królowej Mityleny.
Khem, chyba cesarzowej.
I co uczyniłeś? Pierwszą twą decyzją było naznaczenie Caris. Czy to nie podejrzane? Czy to nie świadczy jednoznacznie o tym, że kochasz tę kobietę już od tylu lat i znałeś ją na długo przed tym, nim zostałeś Członkiem Zgromadzenia i trafiłeś do Świętej Organizacji?



Bla, bla, Sevcio docina też innym Mistrzom, wskazując na ich zachowania, które można by interpretować jako przejaw Zakazanego Uczucia (o Tessim jednakże nie wspomina), wobec czego punkt ósmy zostaje oddalony, a pozostałe podtrzymane. Karą ma być chłosta, dwadzieścia batów za każdego poszkodowanego.



(…)



– Sto. Zapomniałeś, Womarze, wliczyć Mistrza Vena. Wszakże on również jest pokrzywdzonym. – Wilbur uśmiecha się brzydko. – Proponuję także, aby każdy z poszkodowanych osobiście wymierzył karę winnemu. Ach, i oczywiście za Karlę… – dodaje po chwili z jeszcze większą satysfakcją – …nie, nie chcę pieniędzy. Ale podwójnej ilości batów z mojej ręki!
Sto dwadzieścia batów. Tak trochę nieoficjalnie skazali go na śmierć.



Słysząc to, Argus zaczyna się wahać. Może i nienawidzi Mistrza Walk, ale ten jednak jest przydatny, a jeśli teraz go tak skatują, gdyż tego życzy sobie w porywie nienawiści zielonooki czarodziej, to kto zajmie się zdobywaniem środków dla Związku?
Wydaje się, że oni wszyscy zaczynają myśleć dopiero wtedy, gdy porządnie zmarzną.
Wówczas dokonują ekwilibrystyki intelektualnej i przychodzi im do głowy wyjątkowo skomplikowany problem: kto zdobędzie pieniądze na papu.



Chyba jeszcze nie są gotowi na ostateczne pozbycie się Anturyjczyka, gdyż nie wytrenowali w jego miejsce nikogo, kto byłby tak skuteczny w pozyskiwaniu pieniędzy i przyjaźni z władcami.
Trening pozyskiwania pieniędzy prowadził najlepszy specjalista od grantów unijnych cesarskich, a na treningach przyjaźni z władcami zużywano całe cysterny wazeliny.
Myślę, że obwoźny cyrk z Tarlenem, prezentujący jego myśliwski kunszt, byłby całkiem dochodowy.
(…)
– Zapisać! Roku trzy tysiące trzydziestego szóstego, Dnia Trzeciego, pierwszego tygodnia miesiąca Midwoch Wielkie Zgromadzenie Związku, pod przewodnictwem Wielkiego Sędziego w osobie Mistrza Argusa, w składzie… Tu wymienić wszystkich obecnych… Za wyżej wymienione czyny skazało Lorda Severa, Mistrza Walk, na karę publicznego pozbawienia niegodnego jego tytułu członka Świętej Organizacji odzienia i stu dwudziestu uderzeń batem. Po dwadzieścia razów od każdego poszkodowanego i czterdzieści od Eminencji, któremu winny naruszył własność przez profanację byłej Milady Karli i…
(…)
Ven oznajmia, że się nie zgadza, nie podniesie ręki na Severa, wobec czego Zgromadzenie postanawia ukarać także jego.



***



(…)
Egzekucja odbywa się na dziedzińcu, w obecności wszystkich mieszkańców Ravillonu. Na początku chłostę odbiera Ven (dwadzieścia batów, tyle ile powinien wymierzyć Severowi, ale nie chciał), potem przychodzi kolej na Sevcia.
I tak, oni nazywają to egzekucją. Widać przestali się kryć z tym, że zabatożą Sevcia na amen.
***



(…)Na rozkaz Argusa kilku mężczyzn podchodzi do skazańca i próbuje pozbawić go strojnych szat. Jednak bezskutecznie. Mistrz Walk, mimo skrępowania ciała, brawurowo broni się przed napastnikami. Uderzeniem głowy wybija jednemu zęby. Inny z mężczyzn odchodzi, kulejąc, gdy Severo kopie go z całej siły kolanem w przyrodzenie. Kolejny otrzymuje cios z łokcia w żebra.
Poirytowany Eminencja nie wytrzymuje i za pomocą magii, nagłym porywem lodowatego wiatru, zrywa wszystkie części odzienia z czarnowłosego, pozostawiając go jedynie w kajdanach.
Wiatr zręcznie porozpinał guziki, porozwiązywał rzemienie i tasiemki.


– Na bogów! Widziałaś to, co ten Anturyjczyk ma między nogami? Ależ on ma przyrodzenie!
Jak zawiąże na supeł, to akurat będzie miał do kolan!
Normalnie dla wygody zarzuca go na ramię.



– wyrywa się z ust Diany, nowej Milady Harolda, gdy wzrok kobiety przystaje na dolnych partiach ciała skazańca.
Tak konkretnie to pewnie w okolicach kostek.



– Mój Mistrz aż tak dobrze się nie prezentuje. Aż dziw, że dysponując takimi wymiarami, wziął sobie na kochankę taką dziewczynkę, dziecko wręcz. Jak on może przy niej uzyskać jakąkolwiek przyjemność?
Musiałyście, drogie autorki, prawda?



Bla, bla, opis chłosty zajmuje szesnaście stron… Szesnaście! Fapaniem mając obrzękłe prawice…
Autorki chciały chyba przebić “Pasję” Mela Gibsona.
WTEM! Severo gasnącym wzrokiem spostrzega Arienne.



Nie powinna oglądać go w tym stanie! Nie chce widzieć jej łez i być ich przyczyną! Nie jest godzien tego, by płakała i cierpiała przez niego.
W tym momencie, ku zdumieniu wszystkich zebranych, na dziedziniec zaczynają spadać płatki niespotykanego w tym rejonie Kontynentu śniegu.
Z dotychczasowych opisów wydawało mi się, że mają tu raczej umiarkowany klimat. I że często jest dość zimno.



Najpierw pojedynczo, a potem coraz gęściej, w niezwykłym tempie zaczynają zaścielać plac egzekucji. Krew Anturyjczyka wnika w biały puch, a przerażający mróz zaczyna rozchodzić się w powietrzu.



Oczami Arienne:
Przez chwilę, gdy Severo zwiesza głowę, wydaje mi się, że to już koniec, lecz zaraz potem jego wzrok odnajduje mój, a we mnie odżywa nadzieja. A więc jeszcze jest szansa! Muszę mu pomóc. Teraz. W przeciwnym razie za chwilę może być za późno.
Zdecydowała mu się pomóc, bo podniósł głowę? Więc gdyby tego nie zrobił, to nasza heroina, przepraszam, bogini przeznaczenia stałaby i się gapiła.
(…)
Arienne biegnie do Severa, Joven próbuje ją powstrzymać, ale gdzie tam.



Jednak Związkowiec nie kończy zdania, gdyż zwinnie przemykam pod jego ramieniem i stając pod arkadami otaczającymi miejsce kaźni, wyciągam prawą dłoń w stronę nieba i wypowiadam zaklęcie. Fioletowa wstęga światła strzela w górę, by następnie uderzyć o nową barierę ochronną Ravillonu, powodując biały błysk i rozpraszając się pod nią, ogarnąwszy wszystko dokoła swą barwą. [Uuu, Sevciu, szykuj kasę.] Po chwili fiolet ustępuje, a powietrze staje się na powrót transparentne.
Życie pod magiczną osłoną Twierdzy ustaje.
Czas się zatrzymuje.
To nie mogłaś tego zrobić przed gwałtem? Zamiast miotać zaklęciami w Severa, trzeba było se zatrzymać czas. Btw, mam wrażenie że zaraz książka puści nam “Sweet dreams” a Arienne odwali akcje w stylu Quicksilvera.
Niesamowite, że magowie w tym uniwersum nie rządzą niepodzielnie światem, skoro najwyraźniej są półbogami. Co następne – przypadkowe cofnięcie czasu przy kichnięciu? Teleportowanie całego kontynentu przez chrząknięcie?



Jakie to dziwne – zastanawiam się przez ułamek sekundy, patrząc na nieruchomych Związkowców – że śnieg wciąż pada. To musi być jego moc. Moc Severa.
Nie no – im naprawdę mróz dobrze robi na myślenie!



(…)
– Mistrzu.
Tak jak sądziłam, mój czar go nie dotknął i jako jedyny na dziedzińcu jest świadomy tego, co się stało. Nawet Eminencja, czego trochę się obawiałam, uległ mej magii, ale to zapewne jedynie ze względu na osłabienie jego mocy. Musi bowiem stale jej używać, by zmniejszyć ból po poparzeniach przez lód i móc normalnie się poruszać.
Brałaś to pod uwagę, rzucając zaklęcie, czy e tam?



– Nie pozwolę, abyś dłużej cierpiał. Nie zniosę już tego. – Odgarniam kosmyk mokrych od krwi włosów z poranionej twarzy mego Mistrza, aby spojrzeć mu w oczy. – Zabiorę cię stąd.
Próbuję zaklęciem zdjąć kajdany, gdy jednak to nie skutkuje, domyślam się, że musiały zostać zrobione z księżycowego kamienia, więc nie sposób będzie je otworzyć za pomocą czaru.
– Klucz… Który z nich ma klucz? – Rozglądam się dokoła z przejęciem.
Ach, z przejęciem. Może z rozpaczą?



– Arienne? – wyszeptuje Severo, z wielkim trudem unosząc głowę, by spojrzeć na kobietę przepełnionymi bezdenną rozpaczą i bólem oczyma. – Przyszłaś po mnie…
Nie. Po butelki na mleko.



Przez dłuższą chwilę zbiera w sobie siłę, by móc powiedzieć coś więcej.
– Nie szukaj klucza. Nie mogę stąd uciec. To niemożliwe… – Krztusi się krwią spływającą po wargach z głębokiej rany przecinającej po skosie jego twarz.
Wyczuwam klimatyczną bliznę w przyszłości.
Przerywam lustrowanie magicznym wzrokiem Eminencji w celu znalezienia zguby i przenoszę zdumiony wzrok na mego Mistrza. Przez te tortury on chyba nie wie, co mówi!
– Ale ja się na to nie godzę. Przecież mam moc, którą mogę podtrzymać ich w tym zawieszeniu jeszcze nawet przez godzinę. A gdy ty, oswobodzony z tych kajdan, odzyskasz swoją, będziemy mogli uciec. – Szukam w oczach mężczyzny zgody na realizację mojego brawurowego planu.
Khę… Specjalnie czekałaś z tym, aż zakatują go prawie na śmierć? Zamierzasz uciekając lewitować go za sobą, bo iść to raczej nie będzie mógł?
Przepraszam, ale przed chwilą mogliśmy przeczytać, że:
Jakie to dziwne (…) że śnieg wciąż pada. To musi być jego moc. Moc Severa.
To ta moc tak sama z siebie działa? Mimo kajdan? A może wyszła z niego i stanęła obok, po czym stwierdziła “a jebne se jeszcze trochę śniegu?”.


– Dokąd? – pyta słabo Severo. – Do Tahitanii? – Stara się uśmiechnąć, choć rany na wargach już mu na to nie pozwalają.
Rana przecinająca po skosie jego twarz bardzo szybko zamieniła się w rany na wargach.



W myślach gorączkowo poszukuję odpowiedzi na pytanie, którego wcześniej sobie nie zadawałam.
Hahaha.




Ravillon był do tej pory mym miejscem ucieczki, a co dalej? Może Durevald – na anturyjskim dworze mego wuja zapewne znaleźlibyśmy schronienie, ale o ile Severo wyglądałby na rodaka, o tyle ja, Tahitanka, wyróżniałabym się karnacją, budząc podejrzenia.
Co prawda osiągnęłam Próg Doskonałości, umiem stać się niewidzialna oraz zmieniać wygląd przedmiotów, ale rzucić jakąś iluzję na siebie samą, to już nie.
W laboratorium Vena też próżno szukać wywaru z orzecha włoskiego czy czegokolwiek, czym można by przyciemnić cerę.



A przy tym nie mogę mieć pewności, że ludzie Saula już tam nie dotarli.
I nie mogę liczyć, że będą tak tępi jak mój Mistrz.



Gdzie więc? Salmansar odpada. Byłby to zbyt oczywisty wybór ze względu na me zmyślone pochodzenie. Tahitania też nie, gdyż pewnie została już całkowicie przemierzona wzdłuż i wszerz przez szpiegów Cesarza.
Dociera więc do mnie, że Severo zna odpowiedź na to pytanie – po prostu nie ma takiego miejsca. Albo raczej on nie wyobraża sobie takowego.
A Wyspy, których król jest jego wielkim przyjacielem? A Esterwald, Lenmar, Cleveland, Razzenchorn? Nie ma to jak wymyślić pińcet nazw krain, a potem o nich zapomnieć, gdyż są tylko pustym dźwiękiem, który nie niesie ze sobą żadnego znaczenia.
To oficjalna mapa? Bo jeśli tak, to gdzie to morze, przez które płynie się do Tahitanii? Bo ja widzę tylko jakieś Ziemie Niczyje między ojczyzną Arienne a resztą krajów.
No jak to gdzie, nie widzisz tych fal układających się w literki?
(To mapa wykonana przez jedną z recenzentek, bór jeden wie, na ile ona jest oficjalna – w każdym razie nazwy, które wymieniłam, są potwierdzone w tekście.)



Severo odmawia ucieczki także z tego powodu, że znosząc karę chroni Arienne przed gniewem Mistrzów.



(…)
I w tym momencie zdaję sobie w pełni sprawę, co naprawdę czuję do mojego Mistrza. I wiem też, co mam uczynić. Przykładam ostrożnie palec do jego ust i odpowiadam mu szeptem:
– A ja nie pozwolę, byś dłużej cierpiał… nawet jeśli to wbrew twej woli! – I nim mężczyzna podnosi protest, kładę palce na jego czole i czarem wyciągam z Severa całą świadomość. – Nie chcesz, bym cię stąd zabrała, przynajmniej więc tyle dla ciebie zrobię. Śpij, najdroższy… Ból cię już nie dosięgnie, a twoi oprawcy nie złamią. Obudzisz się przy mnie. A ja pokażę ci, że nie na darmo były twe cierpienia. – Odgarniam włosy z twarzy, która już pochyliła się ku trotuarowi, i muskam wargami wargi Severa.
Narażając go tym samym na karę śmierci, gdyby Łilbur przypadkiem akurat wyzwolił się spod jej czaru.



Czując w ustach krew mego Przeznaczonego, odwracam się prędko, by powstrzymać wybuch płaczu. Najchętniej już bym go stąd zabrała, ale przecież muszę uszanować jego wolę. Chce odbyć karę do końca, by mnie chronić i nie narażać … I aby nie musieć uciekać, ale żyć tu ze mną, jak dotychczas.
Chujowo ale stabilnie.



Biegiem opuszczam dziedziniec, a gdy znajduję się już pod balkonami, zatrzymuję się i wypowiadam zaklęcie.
Po co?
Rozlega się uderzenie bicza, a czas płynie dalej.
Rozgrzała się tym bieganiem i wszystko diabli wzięli.



Wilbur wścieka się, widząc, że Severo stracił przytomność. Przyjaciele Sevcia wzywają do zakończenia kaźni, na dziedzińcu wybucha walka…



Gritton zaś, choć widzi swego ojca przyduszanego właśnie do jednej z kolumn podtrzymujących sklepienie arkad przez olbrzymiego Mistrza Siły i Równowagi,
Wyczuwam kolejną rozprawę sądową. Albo i nie, bo Gavin nie jest głównym bohaterem opka.
starając się zrobić to jak najdyskretniej, wymyka się z dziedzińca i nagle, tuż przy portalu wejściowym, natyka się na Arienne, która, nie posłuchawszy Jovena, nie oddaliła się z miejsca egzekucji.



– Twój ukochany nie otrzymał pełnego wymiaru kary. – Od razu rzuca się na dziewczynę z niezwykłą jak na jego stan i rozmiar […rwa żeż mać…] mocą. Przypierając ją do muru, zaczyna szarpać materie aksamitnej sukni, a prawą dłonią sięga do rozporka.
Jasssne.
– Ty więc odpowiesz za jego winę, suko! Zapłacisz za to, co mi zrobił! – Wyciąga swą niezbyt pokaźną (oczywiśśśście) męskość i rwie dalej halki, brutalnie przytrzymując faworytę Severa za dłonie. – I spróbuj coś mi zrobić swą magią, dziwko, a już ja się postaram, byś nigdy więcej go nie ujrzała!
W tym momencie na jego kark spada solidny cios, a Sekretarz osuwa się na posadzkę korytarza z jękiem. Leży nieprzytomny z przyrodzeniem na wierzchu u stóp dyszącej ze złości Doris, która zdzieliła go rękojeścią swego miecza.
Doris ex machina.
Nagłe ocalenie przed gwałtem zauważamy i odhaczamy.



(…)
Jednak nim kobiety ruszają ku wnętrzu budowli, podobnie do innych przystają gwałtownie. Przeraźliwie głośny ryk bestii, dochodzący zewsząd i znikąd, wytrąca broń z dłoni walczących i rozmywa w powietrzu wszelkie magiczne pociski.
Bestia ryczy, moc truchleje
Sevcio mdleje zbatożony.



Zgromadzeni zapominają nagle o walce i powaleni wszechobecnym hukiem padają na klęczki, a na barierze ochronnej Twierdzy przez moment zdaje się zarysowywać kształt potwora o ludzkiej twarzy.
Tej ludzkiej twarzy, co to miała sowie oczy, nos dzika, zęby rekina, język węża i uszy kota, że tak przypomnę. A to wszystko na jaszczurzym łbie.



Do uszu zebranych niespodziewanie dobiegają słowa wypowiadane jednocześnie przez chór kilkunastu osób:
Na chwałę Świętej Organizacji tytuł Mistrza przyjmuję. Każdą swą myślą, każdym swym uczynkiem cześć jej oddawać będę. Dla niej przeszłość i przyszłość odrzuciłem, dla niej niedoskonałości się wyzbyłem, dla niej charakter i ciało umocniłem, dla niej żyć i umierać będę.
– Klęknij, Arienne. – Doris ciągnie magiczkę za ramię, każąc oprzeć kolana o zaśnieżony trotuar.
Na tym dziedzińcu to osobno jest trotuar, osobno jezdnia, pewnie ścieżki rowerowe też mają.



Ja zaś wciąż jestem niezdolna do samodzielnego działania i nie mogę otrząsnąć się ze strachu, który poczułam, gdy Gritton tak nagle mnie zaatakował. Wizja monstrum, które magicznie sprowadza głosy wypowiadające przysięgę z przeszłości, nie wywiera więc na mnie w tej chwili większego wrażenia.
Pfff, u nas w Salmansarze też mieliśmy takie monstrum, które powtarzało głosy innych, magicznie zaklęte na srebrnych dyskach. Nazywało się SONY.



Jednak pozostali jak oniemiali wsłuchują się w dalszą część przyrzeczenia, które niegdyś składali Członkowie Wielkiego Zgromadzenia:
Mistrzem jestem i przykładem. Mistrzem jestem i nauczać swej Domeny sumiennie będę. Mistrzem jestem i nigdy od innych, ale i od siebie, wymagać nie przestanę dążenia do doskonałości.
W tym momencie na środek dziedzińca powolnym krokiem wkracza Strażnik Arcymistrza, Filon. Idąc między pochylającymi swe głowy klęczącymi Związkowcami, wyciągniętą dłonią przywołuje do siebie klucz zza pasa Navina, a następnie siłą woli przenosi go do kajdan skuwających ręce i nogi Mistrza Walk i zdejmuje je z niego. Zemdlony mężczyzna osuwa się bezwładnie na skąpany w jego krwi śnieg.
Filonie, doceniam dramatyczne wejście, ale mogłeś poczekać aż któryś z przyjaciół Severa będzie gotowy, by go podtrzymać. A tak Sevcio mógł się jeszcze dodatkowo uszkodzić.



– Decyzją Najwyższego Związkowca ogłaszam, że egzekucja dobiegła końca.
He, he, he. Znów wychodzi zawód jednej z autorek, która jest prawniczką. Egzekucja to przecież wykonanie wyroku śmierci. Ale jest jeszcze “egzekucja sądowa lub egzekucja administracyjna – wykonanie w szczególności prawomocnego orzeczenia sądu orzekającego w sprawach cywilnoprawnych lub decyzji administracyjnej wydanej przez organ administracyjny wobec dłużnika, w oparciu o tytuł wykonawczy (tj. prawomocne orzeczenie zaopatrzone w klauzulę wykonalności)”.



Strażnik powoli przenosi spojrzenie z jednego Mistrza na drugiego.
– Zakłóciliście dziś spokój Jego Świątobliwości, łamiąc przysięgę, którą niegdyś złożyliście. Na Brata swego ręki nie podniosę – obiecywaliście. (Tak? Jakoś monstrum o tym nie wspomniało.) Wstyd i hańba wam wszystkim!
Wszystkim oprócz Sevcia. Jemu wolno.
Ale jak się bili o Arienne na uczcie, to było spoko.
Jego Świątobliwość do ratowania mistrzów przerabianych na mrożonki też się nie fatygował.



Eminencjo. – Tu Filon zwraca się w stronę klęczącego obok Gavina, obolałego i z trudem tłumiącego wściekłość, Wilbura: – Arcymistrz oczekuje pełnego raportu z dzisiejszych zajść. Oraz sprawozdania z egzekucji od każdego z Mistrzów, za wyjątkiem niezdolnego w tej chwili do pisania Mistrza Walk. Po zapoznaniu się z wszystkimi faktami zadecyduje o waszym dalszym Losie.
Coś tak czuję, że atak Sevcia na Miszczów zakwalifikuje jako czyn o niskiej szkodliwości społecznej, za to prawomocny wyrok Zgromadzenia i późniejszą kaźń jako zbrodnię.



Nim mężczyzna odchodzi, na chwilę krzyżuje swój wzrok z moim spojrzeniem. Mam wrażenie, że lekko skłania głowę w mą stronę. A ja jestem mu wdzięczna, że ostatecznie zakończył cierpienia mego Mistrza.
To znaczy khę… dobił go?



Gdy tylko znika za filarami krużganków, podbiegam do Severa i klękając obok niego, przywołuję Akina i Jovena, aby okryli go swymi płaszczami i zabrali z miejsca kaźni.
Sami się nie domyślili, dopiero Arienne ich uświadomiła. Jak zwykle wszystko dzięki naszej bohaterce!



Opuszczamy pospiesznie dziedziniec, na którym nikt już nie walczy, lecz mimo zawieszenia broni w powietrzu zdają się unosić pociski wrogich spojrzeń.
Robimy to samo. Idziemy sobie gdzieś daleko, aby na to nie patrzeć.


Z sali balowej w lochach pozdrawia roztańczone grono analizatorów,
a Maskotek puszcza zimne ognie i patrzy komu fajerwerk urwie rękę, a komu tylko fryzurę przypali.

40 komentarzy do posta “51. W murowanej piwnicy tańcowali… czyli o urokach zawodu kata (Klątwa przeznaczenia 6/8)

  1. Więźniów tak wzruszył widok zakochanej pary, że na chwilę zapomnieli o swojej niedoli, i sami zaczęli śpiewać, dokazywać i śmiać się wesoło.
    you Always Look On The Bright Side of Life!

    Ona ma wewnętrzna boginię!Jak w Greyu!

    Sprawiliście,ze film pt."Atak megakaraczanów"stał się dziełem głębokim, i mającym scenariusz..I nie ma w nim nic o narządach Sevcia!
    A,ilustracje cudne!
    Mogą uciec i jeździć po jarmarkach,pokazując zawartość spodni S.Sukces murowany.
    Przypomniało mi się,jak w "Markizie Angelice" próbowano otruć bohaterkę zatrutą koszulą!
    Pozdrawiam bardzo
    Chomik

  2. Popłakałam się ze śmiechu przez ten wierszyk o imprezie w lochach. Aż mnie brzuch rozbolał! Genialna analiza. Ciężko uwierzyć, że to jest książka tak wychwalana na instagramie, a nie opko.

  3. A. Waligórski

    SZKOŁA KATÓW
    Przed wiekami, w średniowieczu,
    (z dawnych wiemy to traktatów)
    W podkarpackim mieście Bieczu
    Utworzono szkołę katów.
    Taka szkoła to unikat
    Bez najmniejszej konkurencji:
    Na jej czele Magnifikat
    Stał zamiast Magnificencji.
    A że miły i wesoły
    Zawód kata był w tych czasach,
    Przyjeżdżała więc do szkoły
    Studenterii cała masa.
    Co dzień trwały tam zajęcia
    Intensywne niesłychanie:
    Tu, powiedzmy, jakieś ścięcia,
    Tam, powiedzmy, przypiekanie,
    Ten świdruje, ów wyłupia,
    inny amputuje saczki,
    Jeszcze inny się wygłupia,
    Tak jak wszystkie w świecie żaczki…
    Ale czasem rzedną miny,
    Drżą najbardziej nawet dzielni,
    Gdy nadchodzą egzaminy
    I kolokwia w tej uczelni.
    Już profesor dał zadanie
    Z wdziękiem i z dezynwolturą:
    – Student Dreptak! Wasz skazaniec
    Ma się przyznać że jest kurą!
    Stęka Dreptak biedaczyna,
    Co naprosi się i naklnie,
    Ponaciąga, popodrzyna,
    Nim skazaniec wreszcie gdaknie…
    To też żadne Alleluja,
    Bo docenci wybrzydzają:
    – Słabo Dreptak, ledwie trója,
    U Trypućki gość zniósł jajo!
    Idą studia, że aż warczy,
    Przykładają się studenci:
    Tu coś jęczy, tam coś charczy,
    Owdzie czka, gdzie indziej rzęzi…
    Jedni już przy doktoratach,
    Inni znów przy zaliczeniach,
    A nowicjusz dziarsko zmiata
    Palce od nóg po ćwiczeniach.
    Wreszcie dyplom, przydział pracy,
    Pasowanie ostrzem miecza,
    Ech, rozpierzchną się chłopacy,
    Pójdą w świat z pięknego Biecza!
    Lecz kat z katem
    Jak brat z bratem:
    Zawsze katu kat pomoże,
    Chatę znajdzie mu i szatę,
    Chleb, herbatę,
    Miękkie łoże,
    Kat da katu flaków, makat,
    Katamaran, Kaśkę, fiata,
    A gdzie etat kata vacat,
    Tam na etat pchnie kat kata,
    Nas też wepchnął nasz przyjaciel,
    Lecz żal mamy do faceta,
    Bo kat u nas na estradzie,
    To nie kat, lecz katecheta!

  4. Och tak! Dreptak w tym uniwersum to dokładnie to, co poprawiłoby jakość dzieua!

    Co do rozumu na chłodzie – może wszyscy tam w gruncie rzeczy są Pratchettowskimi trollami, które jako formy życia oparte na krzemie durnieją w cieple (stąd nasi bohaterowie po seksie są najgłupsi) a nabierają lotności umysłowej w niskich temperaturach. Inna rzecz, że wtedy Sevcio ze swoją mocą mrożenia powinien być bardziej orłem intelektu niż, eeee, pingiwnem.
    Chyba że on jak odwrotność lodówki – żeby mrozić na zewnątrz, rozgrzewa się w środku…

    Przprszm, Severo Janusz Pyziak, to jest tak piękne, że można czkawki z wrażenia dostać.

  5. Szósta część, a ja nadal nie ogarniam tej kuwety :D:D:D. Gdybym miała czytać to dzieło bez komentarzy, zasnęłabym po kilku pierwszych zdaniach. Ogólny pomysł może i ma jakiś tam potencjał i zdolny pisarz mógłby rozwinąć go w interesujący sposób, ale tu…Opis zamrażania, który można przedstawić tak, że szczęka opada z wrażenia, jest tutaj pasjonujący niczym instrukcja obsługi pilarki spalinowej. Brakuje mi to dynamizmu, wszystko jakieś takie rozlazłe i statyczne. Ponadto męczy mnie ta ciągła zmiana narracji i czas teraźniejszy (Arienne wstaje, Ven biegnie, itp.). Moim skromnym zdaniem, całość wymaga przepisania od A do Z, przez naprawdę dobrego pisarza, a następnie PORZĄDNEGO zredagowania i korekty, wtedy coś by z tego było. Ale komentarze, wierszyki i przyśpiewki wymiatają jak zawsze :D.

    Smok Miluś

  6. Zaśmiałam się przy murowanej piwnicy tak, że poszły mi smarki z nosa. Co było problematyczne, bo czytałam na szkolnym korytarzu. Analiza jest mega.

  7. Dzięki za kolejną analizę. Podczas czytania naszły mnie smutne refleksie. Autorki napisały książkę i wydały. Ok, obecnie bez problemu można wydać książkę selfpub – wystarczą pieniążki. Reklamować się w sieci można samemu, można też wynająć ludzi, którzy to zrobią. Martwi mnie to, że jest spora grupa ludzi, którym takie paskudztwa, jak ta powieść czy potworki autor Kasi naprawdę się podobają. To samo dotyczy sztuki, ogrom ludzi lajkuje na FB fanpejdże z twórczością artystów malujących potworki, lub bezczelnie przemalowujących zdjęcia będące czyjąś własnością, gdy tymczasem są naprawdę dobrzy twórcy, którzy nie mogą się wybić. Tak samo z fotografią – uznanie zyskują paskudne selfie robione przez wytapetowane kobiety ze sztucznymi biustami, których jest na pęczki. Internet daje szanse wybić się ludziom, którzy w innych okolicznościach nie mieliby na to szansy. Niestety robi też sławnymi ludzi, którzy nie powinni zyskiwać uznania.

    Przepraszam za to smędzenie, potrzebowałam się wygadać xd
    Analiza przednia. Może jednak zanalizujecie coś Piekary? Ostatnio w komentarzach padła taka propozycja. Pamiętam, że w pierwszym tomie Inkwizytora, był taki obrzydliwy wątek, w którym główny bohater pozwolił zgwałcić i prawdopodobnie zabić zakochaną w nim kobietę, a podsumował to słowami w stylu: sama sobie jest winna, nie musiała za mną łazić. O takim paskudnym seksizmie w książkach trzeba mówić.

    Pozdrawiam!
    Eva
    I dzięki za waszą pracę.

  8. Z tym wybijaniem się ludzi w internecie to słowa słuszne i prawdziwe!
    W tym opku nikogo nie interesuje nic poza czubkiem własnego nosa.
    O, nie! Jeszcze ich interesuje całokształt Wielkiego Lodowego Interesu Severa oraz ta fspaniaua Arienne!
    Swoją drogą… przecież każdy, jak widzi nagiego skazańca, którego mają wybatożyć zaraz na śmierć, to pierwsze o czym myśli, to o tym co ma między nogami! Aż dziw, że przy wydawaniu wyroku nie rzucili czegoś w rodzaju "i nawet twój Lodowy Olbrzym ci nie pomoże!"
    Spodziewam się, że straszna i NJESPRAWJEDLIWA! kaźń na Severze miała wzbudzić nasze współczucie… to, czym nasz Lew sonie na nią NJE!zasłużył, osobiście u mnie spowodowało przypływ uczuć akurat odwrotnych. Jak zwykle współczuję skazańcom, to Sevciowi jakoś ani trochę. W ogóle,co z Karlą? Skoro została BYŁĄ milady, to teraz powinna siedzieć w lochach i oczekiwać na ścięcie… w tych samych lochach i w tym samym czasie, w którym Sevcio i przyjaciele urządzali sobie katowską balangę… i ani słowa? to bessęsu jest wszystko.
    Gdyby nie cudowne komentarze, nie przetrwałabym tego czegoś. A Severo ubrał się jak Katniss na koniec igrzysk (podwyższony stan, szata do kolan -to przecież krój dziewczęcej sukienki! Jeszcze do tej koronkowej bluski i włosów spiętych wstążką!)

  9. – Ale ubaw i tak był spory, jak go golił niczym barana nawet w kroczu! – śmieje się Hafran, zbierając na powrót rozczochrane włosy w kucyk.
    Ja to jestem ciekawa, c z y m golił. O ile nie istnieją tam jakieś magiczne maszynki – a średnio pasuje mi to do pseudośredniowiecznych realiów przedstawianych przez ałtorki, noale – to najprawdopodobniej brzytwą. Wyobrażacie sobie golenie brzytwą krocza?

    Skutecznie więc zaczął je odstraszać. Te, które brał do łoża, poniżał i porzucał jedna po drugiej. Nawet nie silił się na delikatność i nie uważał podczas stosunków na potężną siłę i lodową moc, jakimi dysponował. W końcu, osobiście podsycając plotki o sobie, stał się postrachem wszystkich kobiet przybywających do Twierdzy. Było mu to na rękę i zgadzało się z jego poglądem na męską niezależność i wolność. Uchodząc za brutala i potwora, nie musiał się martwić, że infantylne miłostki odwrócą jego uwagę od pracy, misji i uczniów.
    Wiecie co, rzygam już tą kliszą mhrocznego bohatera, który tak naprawdę ma serce ze szczyrego złota, panie, tylko udaje złego, a bohaterka go zmienia na jeszcze lepsze i pozwala jego puchatości wyjść na jaw. A jeszcze bardziej rzygam ałtoreczkowym wykonaniem.

    Swoją drogą, ileż zleceń on mógł przyjąć przez ten tydzień? I w jaki sposób ich szukał? Chodził po rynku, wykrzykując: “Morderstwa, porwania, kradzieże na zlecenie, tanio!”?
    Postawił kramik na rynku, opłacił kilkoro dzieciaków, coby biegały i robiły reklamę (“mistrz Severo, morderca niezrównany, dla pierwszych stu osób zniżka dziesięć procent”), potem opracował najbardziej optymalną trasę po mieście i ruszył na żniwa.
    Pewnie po prostu dał ogłoszenie na OLX czy coś…

    W końcu wychodzę z wody, wycieram się z pomocą służki
    Z jakiegoś powodu mój mózg przetworzył to na „za pomocą służki” i wyobraziłam sobie, jak Arienne chwyta służącą za fraki i zamaszyście wyciera sobie nią plecy.

    – Milady! Jesteś poparzona! Ale jak to się stało?! Przecież woda w wannie nie była wrzątkiem
    Paczciepaństwo, a nie dalej jak w poprzedniej części „Rozbawiony blondyn zrzuca ręcznik z chudych bioder i wskakuje do wrzącej wody, którą właśnie nalał sługa”. Te chłopy, pani, to majo chyba odporniejszą tę skórę czy ki czort, że ich wrzątek nie parzy…

    No właśnie. Na pewno nie pozwoli, by inni oglądali ją w negliżu, więc pierwsze, co robi magiczka, to za pomocą zaklęcia zakrywa swe wilgotne od namiętności członki zwiewnym szlafrokiem.
    Ja przepraszam, że przerywam paniom ałtorkom fantazje erotyczne, ale „w negliżu” to nie znaczy nago. Negliż to skąpy strój, bielizna, szlafroczek właśnie…

    Po tych słowach Severo znów chwyta Karlę za prawie już łysą głowę, całą pokrytą rozpadającą się, krwawiącą tkanką, i zmusza do klęknięcia przy posłaniu, na którym spoczywa jego bezwładna Milady. Wciska twarz magiczki w kołdry i narzuty, przygniatając jej kark dłonią i odbierając możliwość zaczerpnięcia tchu. – Arienne ma być zdrowa, nim doliczę do trzech. – Jego spojrzenie zatrzymuje się na rozwartych szeroko i wpatrujących się w niego wciąż zapłakanych oczach Tahitanki. – Raz…
    (…)
    Karla, widząc popękaną, broczącą skórę dłoni Milady Mistrza Walk, nagle rozumie, co się stało.
    Czy w tym opuszczonym fragmencie był moment, kiedy Severo puszcza kark Karli, czy też ma ona takie zdolności, że może przyglądać się Arienne, mając twarz wciśniętą w kołdrę?

    Do ciebie dążę
    Dziurę wydrążę
    Kret kopie w glebie
    Ja chcę ryć ciebie
    To NAPRAWDĘ nie jest wasz dopisek? O wielki Cthulhu…

  10. (dalszy ciąg)
    Zebrani płaczą ze śmiechu, zwłaszcza że teraz Anturyjczyk wykonuje gest w stronę Nemroda i muska znacząco jego nogę tuż przy rozporku.
    A propos rozporków, to kolejny element średnio pasujący do świata powieści, który próbuje naśladować średniowieczny. Nie wiem, kiedy je dokładnie wynaleziono, ale jeszcze w XVI wieku spodnie w kroku były po prostu wycięte i używano takiego cudeńka: https://pl.wikipedia.org/wiki/Mieszek_(cz%C4%99%C5%9B%C4%87_ubioru)
    A rozporek powstał zdecydowanie później.

    Z komentarzy:
    Chomik: Więźniów tak wzruszył widok zakochanej pary, że na chwilę zapomnieli o swojej niedoli, i sami zaczęli śpiewać, dokazywać i śmiać się wesoło.
    you Always Look On The Bright Side of Life!
    Przy tym fragmencie miałam identyczne skojarzenie! Swoją drogą, chętnie bym zobaczyła Monty Python-owską parodię tej tu całej „Chwały przyrodzenia” (a tytuł kontynuacji mógłby być zainspirowany Austen: „Dupa i przyrodzenie”, oddaje całkowity sens tej szmiry).

    eksterytorialnysyndrombobra: W tym opku nikogo nie interesuje nic poza czubkiem własnego nosa.
    O, nie! Jeszcze ich interesuje całokształt Wielkiego Lodowego Interesu Severa oraz ta fspaniaua Arienne!
    I znowu, chciałam napisać dokładnie to samo! (może coś jest w tym powiedzeniu, że wielkie umysły myślą podobnie)
    Słodka niedolo, kiedyż to opko wreszcie się skończy? Za każdym razem myślę, że teraz to już na pewno dobrnęliście do szczęśliwego hepi endu, a tu taka siurpryza, znów za dwa tygodnie Rozterki Arienne.

  11. "Do ciebie dążę
    Dziurę wydrążę
    Kret kopie w glebie
    Ja chcę ryć ciebie"

    O ja pierdykam. Krety już nigdy nie będą takie same.

    Azadi

  12. Ile jeszcze bedziecie to analizować?
    A i tak mnie naszło….czy tylko mnie nazwa Tahitania,kojarzy się raczej z ciepłymi krajami,jakąś tropikalną wyspą?

  13. Re: Anonimowy z 4.02 o 1:57

    No właśnie dlatego był taki ubaw, że golił go brzytwą. No chyba, że na targu w miasteczku kupił Gillete Mach3, czym bym się nie zdziwił, biorą pod uwagę realną "średniowieczność" tego świata.

    Śpiewy i tańce w lochu mi się raczej niż z Monty Pythonem skojarzyły jakoś tak z filmami Disneya. Chór radosnych więźniów też.

    A rozkminy Złej Biczy Karli biją absolutnie wszystko. O tym też zdążyłem zapomnieć.

    A Severo podważający logiczność ukrywania się Arienne w Związku, parafrazując pewien kanał na youtube, byłby świetnym analyzatorem Nakwy.

  14. Ten odcinek był kwikaśny. Boru, czy nawet przy scenach biczowania i retrospekcji musieli robić żenujące aluzje do genitaliumów Severa? To chyba zbiorowa nerwica natręctw. Btw, Sevcio jest hipokrytą. Tak narzeka na Nowy Porządek, a sam z niego… Ekhm, korzystał i korzysta. Chędożąc najwyraźniej połowę uniwersum, a raczej gwałcąc (te wzmianki o poniewieraniu poprzednich partnerek). Bleh. Nie mam nic przeciwko wielu partnerom seksualnym czy poliamorii, ale nie w wydaniu Severa. O obrzydliwym gwałcie na Arienne napisano już dosyć, więc się nie wypowiem.
    Piosenki były żenujące. Sprośność potradi bawić, ale tu jest nieudolna.

  15. Teraz autorki proszą o głosy na Najlepszą polską książkę 2017. Najgorsze i najsmutniejsze zarazem jest to, że one są bardzo oporne na krytykę i przez to myślą, że to co wydały, jest faktycznie dobre.

  16. Patrząc na zaplecze fanowskie tej ksiunżki, nie dziwię się, że głos krytyki nie potrafi się przebić przez fale zachwytu, jakimi zalewane są autorki. Co do samej analizy, a właściwie analizowanych fragmentów: nawet "Krzyżacy" mieli ciekawszą fabułę niż Glątwa. Nawet cała akcja z procesem i "egzekucją" była tak mdła, że nie mogłam się doczekać końca, a czytałam to o takiej porze, że co chwila przysypiałam.
    Przy okazji, mojej koleżance Severo też strasznie kojarzył się z Tommym, a ten śmiech tylko to potwierdza 🙂

  17. "Teraz autorki proszą o głosy na Najlepszą polską książkę 2017".

    Ło zgrozo. Źle, bardzo źle się dzieje, skoro coś takiego miałoby wyznaczać poziom polskiej literatury.

    Smok Miluś

  18. Piękna analiza! Jedna z lepszych! Boru liściasty, czy nikt w redakcji nie uznał, że ta scena w lochach jest żałosna? Jakim cudem w ogóle ktoś to wydał? Kto? :'( Tracę wiarę w ludzkość…

  19. Jest w ogóle powiedziane na podstawie jakiego paragrafu zostaje skazany Ven? I dlaczego wobec tego odmówił, zamiast po prostu specjalnie uderzać słabo zmniejszając cierpienia i Severowi i sobie?

  20. "Tańcowali w piwnicy
    Katowscy pomocnicy.
    Kazali se piknie grać
    Więźniom nóżki przypalać.

    Tańcowałbyś, Sevciu mój
    Gdyby nie twój wielki chuj.
    Lecz tak długą pytę masz,
    Że się o nią potykasz."
    ^
    To wygrało 😂😂💚

  21. "Klątwa już na trzecim miejscu!"

    W takim razie na drugim miejscu musi znaleźć się coś spłodzone przez ałtorkasię (obojętnie co, bo wszystko i tak jest na jedno kopyto), a na pierwszym – arcydzieUo wszech czasów, mianowicie "Dziewczyna wilkołaka". To mówiłam ja, Smok Miluś.

  22. Ten konkurs to akcja jakiegoś portalu (nie mylić z konkursem "Najlepsza polska książka 2017" organizowanym przez Gazetę Wyborczą), a wyniki wyglądają w tej chwili jak jakiś pojedynek pacanów. Pierwsze kilkanaście miejsc zajmują książki z wydawnictw typu "vanity press" albo ebookowych (Novae Res jest licznie reprezentowane).

  23. A ja mam teorię – ałtorki nie napisały tego opka, tylko to był jakiś bardzo długi roleplay online (takie coś jak pisanie historii zdanie po zdaniu, tylko każda osoba ma swoją postać do kontrolowania.) Wszystko się zgadza:
    – dwie różne narracje
    – zmyślanie plotu na poczekaniu
    – opisywanie wszystkiego co najmniej dwa razy, tylko z różnych perspektyw
    – zamieranie Arianny kiedy jest narracja inna niż pierwszoosobowa

    Po prostu nie ma innego wytłumaczenia, to musi być to.

  24. Zrobiłam Arieśce i Sevciowi test na bycie Mary Sue. Otrzymali kolejno 70 i 76 punktów. Od 50 w górę opis wyniku jest taki: Skasuj/ wyrzuć to. Albo upewnij się, że zrozumiałeś instrukcję (niektórzy ludzie jej nie czytają, co skutkuje potwornie wysokim wynikiem) i wypełnij test raz jeszcze.
    Instrukcję przeczytałam, zrozumiałam. I w ogóle to pewnie doszłoby jeszcze kilka ładnych punktów dla nich obojga, bo test powinien wypełniać autor, więc niektóre pytania musiałam omijać ¯_(ツ)_/¯
    A analiza jak zwykle cudna!

    • Czytał ktoś może Córkę pedofila?Stoi na podium razem z Haner i Glątwą, więc albo jednak jakimś cudem jest lepsza, albo prezentuje taki sam poziom, o ile nie gorszy.

    • Corki pedofila nie czytalam, czytalam natomiast Wattpada autorki, i bardzo sie zdziwie, jeśli to będzie lepszy poziom niz Haner i Klatwa

      Taka_jedna

  25. Ryma 2001: Twoja teoria jest w 100% prawdziwa. Potwierdzają ją w wywiadzie, przy pytaniu nr 8 http://czytaninka.blogspot.com/2017/03/wywiad-monika-magoska-suchar-sylwia.html
    Jak pamiętam, wspomiają o tym rpg-u jeszcze w dwóch innych wywiadach.
    Fabuła i logika opka (aż nie chce nazywać się tego czegoś pełnokrwistą powieścią) tragiczna, tak samo bohaterowie. Wiem, że panie autorki pisały jeszcze w liceum, ale na bogów, po latach dobrze jest spojrzeć krytyczniej na teksty ze szczenięcych lat zanim pośle się je do druku. Ja także w czasach gimnazjum i liceum pisałam w zeszytach różne historyki. Parę z nich uchowało się do dzisiaj. Płonę z zażenowania na myśl, że mogłabym wysłać je do jakiegoś wydawnictwa. Jeśli mieliby je czytać poważni ludzie, najpierw musiałabym napisać je od nowa. Starszy człowiek inaczej spostrzega pewne rzeczy niż nastolatek. Czemu panie autorki nie były w stanie tego pojąć? Gdyby jeszcze raz przysiadły do tekstu i wspólnie nad nim zastanowiły, wyszłoby coś o wiele lepszego.
    Widać, że to "dzieło" ma swoją rzeszę fanów, bo prawie wygrywa ten niezależny konkurs. Całe szczęście "Klątwy" nie ma w Nominacjach Lubimyczytać. W przeciwnym wypadku chyba bym się załamała.
    Analiza jak zwykle świetna. Brawo! Piosenka Analizatorów bije na głowę piosenki Sevcia 😉 Btw, zastanawiają mnie jeszcze pochwały imponującego przyrodzenia bohatera. Zupełnie jakby same autorki miały na tym punkcie obsesję. Uważały, że prawdziwych mężczyzn rozpoznaje się po wielkości ich penisów.

Napisz komentarz