Drodzy Czytelnicy!
Zanim przejdziemy do dalszych przygód Severa i Arienne, przywitajcie serdecznie nowego analizatora – od dziś Vaherem jest oficjalnie członkiem załogi Niezatapialnej 🙂
A co w najnowszym odcinku? Będzie się działo. Dziś Andrzejki, więc analiza będzie pełna tańca, śpiewu i wróżb. Dowiemy się czegoś o kraju pochodzenia Arienne oraz poznamy króla o ciekawym imieniu. Zobaczymy, jakie możliwości zarobku ma mieszkaniec zamku niebędący Sevciem. Poznamy też samego Arcymistrza, który wyjawi nam kilka wszczonsajoncych tajemnic…
(w ogóle, od tego odcinka cięliśmy oryginalny tekst jak Szyszko Puszczę, bo inaczej analiza miałaby cuś z milion części)
Indżojcie!
Analizują: Kura i Vaherem
***
Severo budzi się potwornie skacowany po miksturach Vena i ku zgorszeniu Arienne – rzyga jak kot.
Obudzona niepożądanymi dźwiękami podrywam się z posłania i zakładam na długą, białą koszulę do spania błękitny szlafrok. Przejęta chłodem pomieszczenia dorzucam kilka drew do paleniska i na nowo rozniecam ogień.
A co to, Wilbur za karę odebrał Sevciowi służbę?
Józki akurat były w fazie znikania.
Co za potworny poranek! Nie dość, że zimny, to jeszcze urozmaicony odrażającymi odgłosami. Pomyśleć, że dopiero co usypiałam z myślą, że leżę u boku mężczyzny, który w wyglądu mógłby uchodzić za herosa z pradawnych legend, lecz dzisiejsza pobudka przyniosła jakże nieprzyjemne rozczarowanie. To, co właśnie działo się w przyległym pomieszczeniu, wypacza mój obraz idealnego wojownika!
Mogę mu wybaczyć gwałt, ALE NIE RZYGANIE.
Minęły już dwa dni (?), to aż nadto czasu, by według autorek zdążyła zapomnieć.
Wszczonsajonca uroda Sevcia wymazała wszystkie złe wspomnienia.
Ale przecież miałam się starać – upominam siebie w myślach. Podchodzę więc do swoich kufrów, w których jedynymi rzeczami, które Taida pozwoliła mi zachować, są biżuteria oraz liczne flakoniki, słoiczki i woreczki z przeróżnymi mieszankami. Dobywam skórzanej sakiewki i przenoszę ją na stolik. Nalewam wodę ze srebrnego dzbanka do pucharu wykonanego z tego samego materiału i dosypuję trochę ziół, które dla rozpuszczenia podgrzewam za pomocą jednego czaru, a drugim studzę.
Jednocześnie?
Po zasłonięciu purpurowych kotar przechodzę do łoża i staję z boku, na wysokości torsu mężczyzny.
Oj, Taida się nie postarała. Przecież Severo wyraźnie powiedział “czerwień i złoto, jak u mnie”.
– Proszę, Mistrzu, wypij. – Wyciągam w jego stronę kielich z letnim naparem w zielonkawym kolorze. – Powinieneś się po tym poczuć trochę lepiej.
Anturyjczyk wolno unosi powieki i przygląda się przez moment swej towarzyszce, jakby dopiero teraz zorientował się, że nie jest sam w komnacie, po czym przenosi cierpiące spojrzenie na puchar.
– Kolejna mieszanka, którą chcecie wykończyć mnie z Venem? – rzuca ze złością. – Najpierw finansowo, a teraz przez truciznę? – Jednak nie odpycha wyciągniętej ku niemu ręki, lecz unosząc się na łokciach, bierze naczynie i przygląda się chmurnie jego zawartości. – Mięta pieprzowa… Imbir… – Mruży źrenice,
Aaaaa! Wiedźmin!
wdychając zapach parującego płynu. – Melisa i… myślę, że to ocet jabłkowy.
Ocet jabłkowy był w proszku?
Brawo! Sam bym to podał w takim wypadku. – Bez dalszego wahania, jednym haustem wypija przygotowaną przez czarodziejkę miksturę, po czym opada na poduszki. – Arienne – mówi po chwili, nie otwierając oczu – jeśli nie będziesz hamowała swych magicznych zapędów, podzielisz mój Los. Wiem doskonale, jak samotny jest czarodziej, którego potężna moc nie może znaleźć ujścia, gdyż nikt władający zwykłą magią go nie rozumie, a wszyscy wokół poczytują jego siłę wyłącznie jako Zło, zniewalając ją i tłamsząc.
Jestem takim Wyjątkowym, Mrocznym Płateczkiem Śniegu…
Dlatego nie wolno ci czarować w sposób, w jaki uczyniłaś to wczoraj. – Obraca twarz w stronę dziewczyny, patrząc na nią ze stanowczością. – W przeciwnym razie nałożą ci obrożę z księżycowego kamienia, uniemożliwiając władanie magią, a gdy to okaże się niewystraczające, będą cię ograniczać własną mocą i podawać podobne świństwa do tego, które wczoraj otrzymałem.
To dlatego moja magia nie działała na niego, gdy próbując się bronić kilka dni temu, rzucałam w niego wszystkimi znanymi czarami? Jest Mistrzem Walk, który, tak jak ja, ma moc, a nie jedynie wyuczone umiejętności. Interesujące. I do tego przyswoił wiedzę z zakresu zielarstwa, dzięki czemu bez problemu poprawnie wymienił wszystkie składniki naparu. Niezwykłe!
Arienne zrozumiała wszystko, oprócz najważniejszego w przemowie skacowanego Sevcia.
Myślę, że to jej taki dodatkowy skill: umiejętność skupienia się na pierdołach z całkowitym pominięciem meritum wypowiedzi.
– Nie zrobiłabym tego, gdyby Mistrz Ven nie poprosił mnie o demonstrację moich prawdziwych możliwości czarnoksięskich. Nie sądziłam, że jeden niewinny czar, który przecież tak łatwo można cofnąć, nie pozostawiając żadnych jego konsekwencji, zwróci się przeciw tobie.
No, skoro rozwalenie dachu, magicznych barier i (zwłaszcza!) sprowadzenie całodobowej nocy to dla niej “niewinny czar, który można łatwo cofnąć”, to nie chcę nawet pytać, CO jest dla niej trudne.
Arienne dąsa się jeszcze, że Severo nie walczył w jej obronie z Wilburem, na co ten całkiem rozsądnie zwraca uwagę, że przecież ratuje jej skórę płacąc kwotę, jakiej zażądał Eminencja. Arienne dalej się dąsa, tym razem o to, że ten nie traktuje jej poważnie.
***
Severo, Ven i Arienne płyną łodzią w stronę miasteczka. Skacowany Severo cierpi, Ven zaś tłumaczy, gdzie i po co się udają.
– Czwarty Dzień Tygodnia od lat jest w moim kalendarzu Dniem Uzdrawiania. Do Fos, gdzie właśnie się udajemy, zjeżdżają chorzy z całej Anturii, a czasem i z dalszych krain.
(…)
Dlaczego od razu się nie teleportowaliśmy do tego zakichanego Fos?! – Anturyjczyk zwija się z mdłości, gdy łódź podskakuje na większej fali.
– Przypomnę ci, że osobiście zakazałeś mi używać magii. Wszak na lądzie czeka mnie otwarcie portalu dla ciebie. Poza tym muszę mieć siły, by uzdrawiać cierpiących.
Ach, więc bardziej zaawansowana magia, taka jak otwarcie teleportu, wyczerpuje siły i energię? No paczciepaństwo, a taka Arienne rozwaliła pół Ravillonu, zatrzymała planetę w jej biegu i nawet się nie zadyszała.
I jeszcze przebiła się przez super bariery ochronne.
(…)
Po godzinie łódź dopływa do nabrzeżnego miasteczka, składającego się co najwyżej z kilkudziesięciu domów.
(…)
W końcu podróżnicy docierają do namiotu ustawionego na przeciwległym krańcu rynku. Ven tłumaczy, że ludzie z Fos co tydzień przygotowują to miejsce specjalnie dla niego, aby każdego pacjenta mógł odpowiednio zbadać, nie przyciągając uwagi innych. Gdy wkraczają do środka, jakiś młodzieniec, najwidoczniej pilnujący wszystkiego, skłania się i wychodzi, pozostawiając ich samych. Mistrz Magii przez chwilę opowiada Arienne o znajdujących się w skrzyniach przyrządach, opatrunkach i ziołach, a następnie każe jej zająć się pierwszymi kuracjuszami.
Swoją drogą, ależ tu się wszyscy wszystkim wpierdalają w kompetencje. Mistrz Siły uczy adeptów walki mieczem, Mistrz Walki przeprowadza aborcje, Mistrz Magii leczy ludzi… no ale w sumie co ma robić, skoro Mistrz Zielarstwa sto procent czasu poświęca zaciążaniu kolejnych kochanek, a potem wysyłaniu ich na śmierć.
Sam zaś opuszcza namiot w towarzystwie Severa, pozostawiając na zewnątrz Akina oraz swych ludzi.
Z początku chorzy nieufnie odnoszą się do czarodziejki. Nieprzyzwyczajeni najwidoczniej do widoku kobiety-medyka, plączą się, opowiadając o swoich dolegliwościach. Bóle w klatce i duszący kaszel nie pozwalają starszemu mężczyźnie pracować przy koniach, z kolei jakiś bard zupełnie stracił swój dźwięczny głos, młodą kobietę dotkliwie pobił mąż, a kilkuletnie dziecko złamało nogę. Dopiero gdy powraca Ven, pacjenci z większą swobodą mówią o swoich problemach. Mag zajmuje się cięższymi przypadkami – padaczką, paraliżem i ranami otwartymi, pozostawiając swej asystentce lżejsze zranienia oraz asystowanie mu przy kilku zabiegach.
Pod koniec dnia czarodziej i jego pomocniczka są bardzo zmęczeni, ale i zadowoleni ze swojej pracy, gdyż udało im się pomóc wielu ludziom, ale również zdobyć kilka ciekawych rzeczy. Chorzy, w podzięce za porady i lekarstwa, obdarowywali ich, czym mogli – tylko nieliczni pozostawili kilka fenów, reszta zaś zaopatrzyła uzdrowicieli w bażanta, kilka przepiórczych jaj, srebrną klamrę do płaszcza, różnokolorowe szpulki nici do haftowania i placek ze śliwkami.
No, to ja się nie dziwię, że do Vena zjeżdżali się chorzy z całej Anturii i sąsiednich krajów, skoro rozeszła się wieść, że leczy paraliż za mendel jajek i osełkę masła, a padaczkę za placek ze śliwkami.
Vena najbardziej ucieszył stary rocznik pitnego miodu, Tahitanka zaś dostała od jednego z handlarzy niewielką buteleczkę olejku arganowego do masażu, który ponoć jest zawsze rozchwytywany przez wszystkie Milady przybywające z Ravillonu do Fos na zakupy.
Wow, wow. Z jednej strony takie magiczne zabezpieczenia, że mysz się nie prześliźnie, wszystko aby uniemożliwić kontakt ze światem zewnętrznym – a z drugiej, Miladies mogą całkowicie legalnie opuścić zamek i popłynąć do miasteczka na zakupy?
Fos to takie Ravillonowe Hogsmeade. Zaraz cała trójka skoczy na piwo kremowe.
Arienne kupuje jeszcze na targu słoiczek ziół antykoncepcyjnych, OCZYWIŚCIE lepszych niż te używane w zamku.
A ja głupi myślałem, że to słudzy powinni się zajmować dostawą ziółek i innych produktów z miasteczka. Zresztą, ciężko mi uwierzyć, że Ravillon i mieszkający w nim magowie nie mają szklarni wspomaganej magicznie.
(…) Jeszcze nigdy nie widziałam czerwono-fioletowych kwiatów ze Stepów Talirii, ale wiele słyszałam i czytałam o ich działaniu. Z suszu ich płatków można przyrządzić wywar dużo łagodniejszy w smaku i lepszy w działaniu niż zioła, które podała mi Taida.
Ciekawe, gdzie to słyszała i czytała, skoro nieco wcześniej sama przyznała, że jeśli chodzi o sprawy damsko-męskie, to jest zielona jak trawka na wiosnę.
“Od urodzenia moje opiekunki przygotowywały mnie do roli żony, uczyły, jak wypełniać obowiązki pani domu i monarchini, ale nigdy nie wspomniały ani słowem o tym, co czeka mnie po wejściu do łożnicy małżonka! Nawet moje zamężne przyjaciółki nigdy nie poruszały tego zagadnienia przy mnie, uznając to za zbyt wstydliwy temat do omawiania.” – s. 195
W dodatku, obowiązkiem żony i monarchini jest raczej wydanie na świat dziedzica tronu, a nie zabezpieczanie się przed tym.
(…)
***
Tymczasem Severo przy pomocy Vena teleportuje się na dwór jednego ze swych wpływowych przyjaciół – Jego Wysokości, Pana na Wyspach.
Na polance, w samym środku gąszczu zieleni, na kamiennej ławeczce siedzi młody mężczyzna. Pochylony do przodu karmi zgromadzone u jego stóp stado ogromnych pawi, sypiąc im okruchy ze złotej misy. Promienie słoneczne, przesiane przez splecione ze sobą gałęzie koron drzew, rozjaśniają jego szczupłą sylwetkę niezwykłym blaskiem. W upięte wysoko na głowie włosy w odcieniu miodowego brązu wpleciono kilkanaście diamentowych spinek, które układają jego fryzurę na kształt korony.
http://cdn9.se.smcloud.net/t/photos/136760/julia_tymoszenko.jpg
Mimo iż zwrócony jest tyłem do nadchodzącego Anturyjczyka, w chwili gdy ten wynurza się z krzewów i zbliża się ku niemu, brodząc w strumyku, w który przerodziła się wiodąca do celu ścieżka, młodzieniec odzywa się do niego:
– Pięćset tysięcy fenów… Kim ona jest, Severo? To twoja nowa uczennica?
– Jest moją Milady, wszechwiedzący królu. Nie wiedziałeś tego? – Odpowiadając płynnie w języku Wysp, czarnowłosy przyklęka przed młodym władcą, całując kraj jego długiego kaftana wykończonego grubym haftem w pawie pióra. Majestatyczne ptaki otaczające ławeczkę nawet nie silą się na ucieczkę. Ignorując intruza, kładą się u stóp swego właściciela w oczekiwaniu na kontynuowanie przez niego zawieszonej teraz czynności.
Kontynuowanie zawieszonej czynności…
Wiecie, nawet Ziemiański (borze, znowu bierzemy Ziemiańskiego za pozytywny przykład) umieszczał w powieści takie zdania jak “Wszyscy wyszli, natomiast żołnierz Achaja leżał… znaczy leżała dalej, nie odpowiadając wzmożonymi ruchami ciała na wezwanie!” jako Element Komiczny, parodię urzędowego stylu – natomiast nasze autorki najwyraźniej tak serio.
– No proszę. Ceniący sobie brak zobowiązań Mistrz Walk wreszcie się ustatkował.
Nieno, totalnie najważniejsza rzecz w calym uniwersum, to że SEVCIO SOBIE ZNALAZŁ BABĘ!
– Monarcha przygląda się klęczącemu przed nim Związkowcowi swym niesamowitym wzrokiem, a w jego źrenicach płonie złoto. – Podczas wczorajszej medytacji w Świętym Gaju Duchy nie dawały mi spokoju, mówiąc o twym rychłym przybyciu i jego zaskakujących okolicznościach.
Chociaż ja nie znam kobiety, która chciałaby z nim być,
Sevcio klnie, mrozi dotykiem, ale ona to zmieni,
Bo w kagańcu w potulną owcę zmienia się dziki lew.
Spytałem je, dlaczego jesteś gotów oddać za kobietę taką fortunę, gdyż to nie pasuje do ciebie, Severo. I wiesz, jaką uzyskałem odpowiedź?
– Zamieniam się w słuch, Najjaśniejszy Panie, gdyż nawet ja sam nie jestem pewny, skąd u mnie tak nagła rozrzutność. – Severo uśmiecha się bezradnie, wznosząc oczy na piękną twarz króla. Jak za każdym poprzednim razem, tak i teraz Anturyjczyk nie może wyzbyć się zdumienia, że Pan na Wyspach, zawsze nieomylny, niezwykle bystry i przemądry wróżbita, ma zaledwie dwadzieścia lat! Zna go od dziecka, a jednak zawsze odnosi wrażenie, że Dijon ma wiedzę niewspółmierną do swego młodego wieku.
Tak, proszę państwa – oto przed nami Król Musztarda!
Teraz już wiemy, skąd ten płonący złotem wzrok.
– Duchy twierdzą, że ta kobieta jest twoim Przeznaczeniem, Severo. Nie możesz z niej zrezygnować, bo wasze spotkanie było już od dawna przewidziane w gwiazdach. Ktoś, kto kiedyś bardzo cię kochał, poświęcił swe życie, byście mogli się zejść w przyszłości.
Ach! Któż to mógł tak poświęcić życie? Pytam się o to własnych opiekuńczych duchów i zamykając oczy próbuje rozedrzeć zasłony nieodgadnionej tajemnicy i już, już wydaje mi się, że widzę prawdę, lecz oczom mym ukazuje się tylko ten tajemniczy obraz:
Bogowie przygotowali dla ciebie drogę bezdennego cierpienia, ale i rekompensującego go nieopisanego szczęścia.
Tu chyba bogowie zostawili wiadomość dla nas, analizatorów.
– Duchy mówią do ciebie, Panie, zagadkami. Na tę chwilę ciężko mi sobie wyobrazić, że moje dalsze życie mogłoby być w jakikolwiek sposób związane z tą małą Arienne. Ona jest moim kaprysem, chwilową zachcianką, dziwactwem starzejącego się mężczyzny, który w nastolatce szuka własnej utraconej młodości, o której nic nie wie i której nie pamięta.
A jak mi się znudzi, zdejmę jej swój znak i poślę na śmierć!
– Severo, dla ciebie każdy, kto nie przekroczył bariery trzydziestu lat, jest dzieckiem. Nawet ja – z uśmiechem pobłażliwości zwraca się do niego monarcha. – Powyżej tego wieku wszyscy są starcami.
Anturyjczyk parska śmiechem.
– Dla mnie Wasza Wysokość już na zawsze pozostanie tamtym chłopcem, którego wyniosłem z pożaru.
– A ty dla mnie tamtym przerażającym olbrzymem, który, zamiast zadać śmierć, uratował mi życie w czasie rebelii Hershleyów. Bogowie. – Dijon uśmiecha się delikatnie. – Jakże ja się wtedy bałem. Także ciebie, Severo. Nawet po tylu latach nadal wyglądam przy tobie jak chuchro. – Dotyka białą, delikatną dłonią muskularnego ramienia swego rozmówcy.
Pomocy, mam yaoi-skojarzenia.
– Wasza Królewska Mość włada siłą potężniejszą od mego miecza i mięśni.
– Duchy mówią, że nadejdzie czas, gdy moja moc zostanie zniewolona. – Pan na Wyspach zapatruje się na moment w drobinki kolorowego kurzu tańczące w strudze jasności spływającej spomiędzy konarów.
– Ależ to niemożliwe, by do tego doszło. Hershleyowie nie podnieśli się jeszcze po porażce sprzed lat, w dodatku dzięki małżeństwu twej siostry z członkiem ich rodu weszli do rodziny panującej i uzyskali dostęp do upragnionej władzy.
Aha, znaczy, buntowników nagrodzono ręką królewskiej siostry i dostępem do władzy. Super, kto następny zaczyna rebelię?
(Ok, to mogło mieć sens – być może ród był na tyle potężny, że korzystniej było zawrzeć z nimi zgodę niż próbować wyniszczyć. Sęk w tym, że o świecie przedstawionym wiemy bardzo niewiele, gdyż o wiele ważniejsze jest drobiazgowe rozkminianie temperatury uczuć Sevcia i Arienne.)
Nah, jeśli król ma tylko jedną siostrę, to nie ma się już po co buntować.
A któż inny mógłby chcieć nastawać na twój majestat, Miłościwy Panie?
– Gdy nadejdzie Nawałnica z Północy, nic już nie będzie takie jak dotychczas, Severo. Obecni władcy utracą korony lub zostaną zmuszeni do zgięcia karków przed nową siłą, potężniejszą od każdej dotychczasowej. Nasz świat już wkrótce się zmieni.
Winter is coming!
– Ale przecież na Północy nie ma nic prócz bezkresnych rubieży śniegu i maleńkiej, nic nieznaczącej Tahitanii. Ta jednak dla nikogo nie stanowi zagrożenia, nikt także po nią nie sięga ze względu na jej podłą lokalizację i słabą rolę w ogólnym handlu.
Więc tron Północy w istocie jest tylko lichym stołeczkiem?
Tak i to takim ulepionym ze śniegu, od którego można sobie tyłek odmrozić. Btw, “podłą lokalizację” to może mieć restauracja, do królestwa jakoś to nie pasuje…
Za nią zaś znajduje się… – Anturyjczyk urywa, po czym nagle rozszerza z przerażeniem oczy.
– Tak. Dalej jest Ocean Lodu, a na nim, jak mówią legendy, leży Schatten, nad którym świeci krwawy księżyc, a lód skrywa mroczną tajemnicę
…i Severo o tym doskonale wie, ale niestety, zmuszony jest znowu robić za Kapitana Ekspozycję, wyjaśniając czytelnikowi, skąd pochodzi Arienne.
– spokojnie dopowiada Dijon, wpatrując się uważnie w zasępioną twarz Mistrza Walk. – To nasza przyszłość, Severo. Obaj nie mamy na nią wpływu. Kieruje nami Przeznaczenie. Musimy mu się poddać. Twoje spotkanie z Milady obdarzoną mocą tak wielką, że jest w stanie wpłynąć na ruch planet i zamieniać dowolnie pory dnia z nocą, ma z tym coś wspólnego i to właśnie miały na myśli moje Duchy, gdy z nimi rozmawiałem.
Dijon oznajmia, że pięćset tysięcy fenów już czeka na Severa, przygotowane z samego rana i oczywiście bezzwrotne. Severo obrusza się, że ma swój honor i będzie to traktował jako pożyczkę.
***
Miladies ćwiczą taniec, który zamierzają zaprezentować przed swymi Mistrzami na spotkaniu u Gavina; rozmowa schodzi na Arienne i jej brak doświadczenia w łóżku. Kobiety postanawiają dać jej w prezencie pewną książkę…
***
Komnata Gavina jest niewielka, jeśli zestawić ją z pokaźnymi rozmiarami jej właściciela. Wrażenie to potęguje dodatkowo panujący w niej bałagan, przy którym nieład w pokoju Mistrza Walk wydaje się wręcz idealnym porządkiem. Wszędzie rozrzucone są różnego rodzaju przedmioty, z reguły zniszczone lub bezużyteczne. Części zabrudzonej garderoby olbrzymiego wojownika mieszają się z szatami jego faworyt, wisząc przewieszone przez meble lub plącząc się pod nogami. Posadzka zawalona jest różnego rodzaju bronią, a także półmiskami, talerzami i tacami z niedojedzonymi resztkami i kielichami niedopitego wina. Wosk z niedopalonych świec zalewa stoły i podobizny niedźwiedzia wyrzeźbione w obramowaniu kominka.
Służba w Ravillonie musi mieć rajskie życie. Niby są – od czasu do czasu dostajemy wzmiankę o sługach – ale nie widać, żeby cokolwiek robili. Pewnie całymi dniami chleją w kuchni.
Narratorze zabłądziłeś! Trafiłeś do typowego męskiego pokoju w akademiku.
W pomieszczeniu nie ma żadnych regałów na książki, gdyż są one zbędne niepiśmiennemu Mistrzowi.
I ten niepiśmienny Mistrz tak doskonale wiedział, co jest zapisane w Kodeksie Świętej Organizacji?
Tak. Wyrył go na pamięć.
Po lewej stronie od wejścia znajduje się potężne łoże, bardziej przypominające barłóg niż miejsce zachęcające do wypoczynku lub frywolnych zabaw. Jego kolorystyka, podobnie jak i tapet zdobiących ściany, miała niegdyś odcień zieleni zmieszanej ze złotem. Kotary baldachimu są częściowo pourywane i całe tłuste od jedzenia, a w brudnej, rozkopanej pościeli leży rozwalony olbrzym, tuląc Nukki i Zoe do swej potężnej piersi, częściowo wystającej spod rozpiętej koszuli.
Albo to Nukki i Zoe tak się opierdalają – przecież Taida wyraźnie mówiła, że obowiązek dbania o porządek w apartamentach Mistrza należy do jego Milady.
Bla bla, głównym tematem podczas spotkania jest oczywiście związek Arienne i Severa;
– A swoją drogą to wydaje mi się, że bardzo trafnie ci się udały te swaty, Mistrzu Tessi. – Czarnowłosy Ian delikatnymi palcami odrywa kawałek mięsa od kości i podaje go Moru. – Bo to musi być przecież obustronna fascynacja, do czego nasza księżniczka pewnie nigdy się nie przyzna, bo jej wrodzona skromność na to nie pozwala. – Mówiąc to, śmieje się serdecznie. – Ale przecież gdyby Mistrz Walk był jej aż tak nieprzyjemnym, myślę, że posiadając tak ogromną moc, której dopiero co dała popis, bez problemów poskromiłaby na uczcie jego zapał. Przyznaj, Arienne, protestowałaś na pokaz, by wzniecić w nim jeszcze większe pożądanie, czy może dlatego, że wolałaś, aby cię posiadł nie przy nas, lecz w zaciszu alkowy, bo tam mógłby więcej z tobą zdziałać?
https://media.giphy.com/media/OWpMbuG5W4r4Y/giphy.gif
Arienne dostaje w prezencie wspomnianą książkę – okazuje się, że to “dzieło mistrza Penna” czyli ichnia Kamasutra z kilkuset ilustracjami, której treść wszyscy zgromadzeni znają na wyrywki. Severo zabiera Arienne do alkowy, obiecując, że przerobi z nią tyle pozycji, ile się da.
Kiedy rankiem na korytarzu spotyka go Ven, Severo jest radosny jak prosię w deszcz i pełen energii.
– A jak było na Wyspach? Bo wczoraj nie zdążyliśmy porozmawiać. – Czarodziej rzuca mu z boku zaciekawione spojrzenie.
– Miło. Jak zwykle. Gdyby nie upierdliwy skwar, mógłbym tam mieszkać – odpowiada Severo. – Dijon niezwykle wyrósł! Zrobił się mężczyzną. Choć ten jego wzrok… Znów patrzył na mnie oczami, które wszystko już widziały. Jakby był umierającym starcem, a nie dwudziestoletnim młodzieńcem.
– Niszczy go własna moc. Od dziecka rozmawia z siłami, których my nie pojmujemy.
– To prawda. Powiedział mi też coś, co mnie zaniepokoiło.
– Co takiego?
– Że już wkrótce przebudzą się Cienie, co wpłynie definitywnie na Los naszego Kontynentu – wypowiada ciszej Mistrz Walk. – Może to ma jakiś związek z tą dziwną siłą, która we mnie drzemie i którą od tylu lat tłumisz na rozkaz Arcymistrza, wspomagając jego magię swymi specyfikami?
– Oby nie.
– Sam powiedziałeś, że mam coś wspólnego z Schatten.
– Mam nadzieję, że jestem w błędzie. – Czarodziej marszczy czoło. – A ty być może po prostu źle zrozumiałeś słowa Pana na Wyspach.
Mistrzowie kojarzenia faktów, doprawdy.
(…)
Miladies, zgromadzone u Caris, również obrabiają tyłki Severowi i Arienne, w nieskończoność przeżywając fakt, że tamci gzili się całą noc aż do rana. Zła Kobieta Karla knuje spisek.
Przeczytałem to głosem narratora z “Trudnych spraw”.
Jeszcze dziś, postanawia, przeszuka komnatę tej małej dziwki. Jeśli znajdzie w niej zioła, o których mówi właśnie Taida, podmieni je na neutralne, choć wyglądające i smakujące jak te właściwe. A potem niech Severo sam nieświadomie dopełni reszty jej zemsty. Oby lał w Arienne swe nasienie jak najczęściej, by to jak najszybciej zaczęło kiełkować w jej łonie! Karla uśmiecha się lekko kącikiem podkreślonych ciemną szminką warg, podniecona już na samą myśl o efekcie swych perfidnych planów.
Niestety nie wie, że Sevcio to najlepszy na świecie specjalista od aborcji.
(…)
***
Tymczasem Wilbur udaje się na audiencję do schorowanego, umierającego Arcymistrza Związku, z uprzejmym donosikiem, że nowo przyjęta adeptka Arienne wywaliła swą mocą w kosmos połowę zabezpieczeń Ravillonu, a Miszcz Severo, zamiast grzecznie oddawać każdego zarobionego fena do skarbca Związku, ukrywa swe dochody, by później wydawać je na stroje i klejnoty dla swojej Milady.
Najwyższy Związkowiec zwraca ku Eminencji martwe oczy. Mimo ślepoty jego puste źrenice zdają się widzieć siedzącego obok łoża mężczyznę i przenikać go na wskroś.
– Obaj wiemy, Wilburze, że odkąd w Ravillonie nastał Nowy Porządek, o którego wprowadzenie tak zajadle walczyłeś, Związkowcy, bez względu na zajmowane stanowiska, zaczęli zawłaszczać część wynagrodzeń dla siebie, zamiast zdawać je w całości do Skarbca Organizacji.
Na przykład nie pamiętam, kiedy ostatnio do zamkowej spiżarni trafiło cokolwiek z wynagrodzenia Vena! A wiesz, jakie masło teraz drogie?
Poza tym, z czego również doskonale zdajesz sobie sprawę jako mój zastępca, gdyby nie Severo, Związek już dawno nie miałby zleceń, które byłyby w stanie utrzymać tak wielką Organizację. Pieniądze przynoszone przez pozostałych Mistrzów są znikome. Żyjemy z jego umiejętności i przyjaźni z władcami. I cóż z tego, że ma kochankę? Powinienem go za to ukarać? Gdy byłem młody, reguła Związku całkowicie zakazywała kontaktu z niewiastami i wówczas za takie stosunki groziła kobiecie śmierć, mężczyźnie zaś kastracja.
Kobiety jak zwykle mają bardziej przesrane.
Swoją drogą, to ciekawe: kiedy kontakty z niewiastami były całkowicie zakazane, przyłapanemu delikwentowi groziła tylko kastracja. Teraz, kiedy związki są dozwolone, a zakazana wyłącznie miłość (jak to udowodnić?) – grozi za nią śmierć?
“…oboje zostaną uznani winnymi i skazani na śmierć. Bo właśnie taka kara czeka na tych mieszkańców Ravillonu, których opęta miłość.” – s. 524
No jak to udowodnić? Proste! Wystarczy być ałtorem/ałtoreczką, wziąć magię, wrzucić do opka, fiku-miku i wychodzi ci magiczny test na miłość.
Hm… sikasz na patyczek, czekasz pięć minut, jeśli pojawi się serduszko, to wynik jest pozytywny?
Obecnie to się zmieniło. Nasze zasady uległy rozprzężeniu, do czego osobiście przyłożyłeś rękę. Poza tym sam masz faworytę, Wilburze. Severo to i tak jedyny Mistrz, który długo wzbraniał się przed jej wyborem. Nigdy nie skalał też imienia naszego Bractwa bękartem czy Zakazanym Uczuciem Miłości®. Jeśli to ma mu ułatwić życie w Czarnej Twierdzy i bardziej go zbliżyć do Związku, w którym ostatnio, o czym doszły mnie słuchy, za dobrze się nie czuje, to nie ma w tym nic zdrożnego, że wybrał sobie własną Milady i wydaje na nią trochę fena. Trzeba mu nieco pofolgować, by był nadal równie skuteczny i użyteczny dla Świętej Organizacji, jak dotychczas.
Damn, jak na umierającego kolesia Arcymistrz jest całkiem gadatliwy. I to jeszcze gada z sensem, czego nie można powiedzieć o większości bardziej żywych osób w Ravillonie.
Przerywa na moment, z trudnością łapiąc powietrze.
(…)
– Umieram. To jasne. Nie, nie przerywaj mi, Wilburze. Nie muszę czytać w twych myślach, by wiedzieć, co nosisz w sercu. Od dawna uważasz się za mego następcę z racji rangi, jaką zajmujesz w naszej Organizacji. Jednak nie wywalczyłeś sobie tytułu Eminencji, nie zapracowałeś na niego, nie cierpiałeś lat morderczych ćwiczeń, tortur i poniżeń, by zdobyć to zaszczytne stanowisko. Masz je z nadania. Podobnie jak jeden z twych synów, Gritton, zdaje się, nie zawdzięcza rangi Mistrza swym talentom. Jesteś drugą po mnie osobą w Związku wyłącznie dzięki protekcji Cesarzowej Mityleny. Gdy dziesięć lat temu odsunęła cię z zaszczytnej funkcji Premiera Zjednoczonego Cesarstwa i skierowała do Ravillonu, nie miałem wyjścia.
Premiera. Ze wszystkich nazw związanych z władzą, musieliście wybrać taką, która chyba najmniej pasuje do średniowiecznego fantasy. Już pierwszy minister byłby lepszy, bo kojarzyłby się z Richelieu, a przez to z klimatem płaszcza i szpady.
Przy okazji: Wilbur musiał czymś srodze podpaść cesarzowej, bo Arcymistrz określa go szlachcicem “który miał wszystko i wszystko stracił, zostając zdegradowanym do roli Związkowca”.
Podpadł, stracił wszystko, a jednak dzięki protekcji od razu otrzymał wysokie stanowisko. Kolejna poszlaka świadcząca o tym, że Wilbur to cesarski agent, który ma za zadanie rozwalić Związek od środka.
Bla, bla, bla. Arcymistrz dalej krytykuje Wilbura i tłumaczy, dlaczego ten nie zostanie jego następcą, po czym zdradza jakie instrukcje wydał w związku ze swym nieuchronnym odejściem:
Filon otrzymał już mój Testament, w którym wskazuję swego następcę. Zaraz po mej śmierci zostanie on przekazany do wiadomości Mistrzów, po czym publicznie odczytany z Tarasu Wieży Arcymistrza wszystkim członkom naszej Organizacji. Już czas, bym docenił człowieka, któremu wiele zawdzięczam, któremu odebrałem praktycznie wszystko i który, jak to planowałem dziesięć lat temu, powinien zamiast ciebie zostać mą prawą ręką.
No niech zgadnę, Sevcio?
Co wygrałem?
Wściekły Wilbur ledwo ukrywa złość, próbuje się tłumaczyć i zwraca uwagę, że Sevcio prawdopodobnie zakochał się w Arienne, bo nawet nie protestował, gdy zażądano od niego absurdalnie wysokiej kwoty za jej wyczyny. Arcymistrz stwierdza, że sam musi porozmawiać z Mistrzem walki i jego milady.
Tłumaczy też Severa, wskazując, że wybrał Arienne ze względu na jej potężną moc i to dla tej mocy, nie jakiejś tam zakazanej miłości, pragnie ją zachować przy sobie.
Wychodząc, Wilbur dochodzi do wniosku, że staruszkowi trzeba pomóc wyprawić się na tamten świat, zaś testament zniszczyć.
***
Severo swoim zwyczajem, nie przebierając w słowach, bezpośrednio i władczo wydaje kolejne polecenia towarzyszącej mu grupie przerażonych mężczyzn. Potężny, dumnie noszący wypiętą pierś, przechadza się pomiędzy ustawionymi w rzędy regałami.
– Ten kurz ma stąd zniknąć! – Przejeżdża dłonią po kilku półkach. – Jak, do cholery, można było tak zapuścić to miejsce! Banda darmozjadów! Ciepłą posadkę sobie zajęliście w tym Archiwum, jak widzę. Dotychczas zgarnialiście wynagrodzenie za nic. Od teraz to się zmieni. Tylko ciężka praca i oddanie zagwarantują wam utrzymanie stanowisk i wysokości waszych uposażeń, nieroby!
Podążający za nim tłum skrybów i urzędników kuli się pod wpływem jego wypowiedzi.
– Od jutra zaczynacie systematycznie przeglądać zbiory. Chcę mieć ich alfabetyczną listę i tak też mają być posegregowane dokumenty. Wszystko, co zbędne, wyrzucać! Rozumiecie?!
(W międzyczasie wpada Akin, by uprzejmie donieść, że Miszcz Harold zagadywał do Arienne, kiedy ta szła na zajęcia z Venem.)
– Co tak stoicie, łajzy! Dalej! Do roboty! Te półki mają być oczyszczone z tych zwojów map. I tak są nieaktualne. Do spalenia je! Tamte księgi także! A te zachować!
– Mistrzu, ale skąd wiesz, które księgi zachować, a które spalić, przecież ich nie czyta… – drżącym głosem odezwał się jeden z urzędników.
– Milcz, głupcze! – ryknął Severo. – Przecież to jasne, zostają te w skórzanych okładkach ze złoceniami! Chyba widać, że są więcej warte?!
***
Severo kocha się z Arienne, w trakcie jednak wspominając, że wie o próbie kontaktu ze strony Harolda i zapowiadając, że go pobije, jeśli jeszcze raz się do niej zbliży.
I nie czekając na odpowiedź Arienne, gwałtownym ruchem przewraca ją na brzuch, po czym przyciąga do siebie, zmuszając do klęknięcia. Gdy dziewczyna przytrzymuje się dłońmi rzeźbionej kolumienki baldachimu, on jedną ręką chwyta ją za pierś, drugą zaś kładzie na jej karku, ponownie z impetem wpychając w nią swe mocarne przyrodzenie.
http://bangla.babyonline.pl/foto/prod//0041/d/041_01_3477.jpg
***
Tuż po śniadaniu Arienne kieruje kroki do gabinetu Vena i ku swojemu zaskoczeniu zastaje Mistrza zupełnie odmienionego. Zamiast szat w obowiązującym kolorze mężczyzna ma na sobie wams i spodnie w popielatych barwach, odciętych gdzieniegdzie fioletem. Spod wierzchniego odzienia wystają koronkowe mankiety i kołnierz białej koszuli.
No proszę, a Arienne dostała niezłą zjebkę od Eminencji za szarą suknię…
(…) W związku ze zbliżającym się corocznym balem organizowanym na zakończenie roku Mistrzowie jako najwyżej postawieni w hierarchii Organizacji muszą godnie ją reprezentować przed władcami Kontynentu, a to wiąże się z dobrymi manierami, umiejętnością prowadzenia rozmowy o niczym i tańczenia. Większość zaproszonych gości stanowić będą mężczyźni, dlatego ten obowiązek spoczywa również na wszystkich Milady.
Ach, cóż to by było za opko bez balu na koniec roku szkolnego!
Czy ja dobrze zrozumiałem, że władcy kontynentu co roku zjeżdżają do Ravillonu, by popatrzeć na tańczących mistrzów?
Hm, Miladies jest tylko dwanaście, to trochę mało jak na sporą liczbę zaproszonych gości. Nikt już nie pamięta, że mają tam sporo adeptek, w większości młodych i ładnych…
A ten strój? Gdy trenuje się taniec na taką okazję, należy czynić to w dworskich szatach, gdyż ich krój wpływa na sposób poruszania się.
Krój. Nie kolor.
Okazuje się, ze Miszczowie mają w zamku całkiem wypasioną salę balową (wielka, okrągła, z witrażami w oknach i freskami na ścianach).
I nie mogli jej użyć w czasie uczty, na której prezentowano Arienne? Hmm… najwidoczniej salę dopiero co zbudowano.
Arienne chwilowo ma za zadanie obserwować, jak grupa będzie powtarzać to, czego nauczyła się do tej pory.
Pary ustawiają się w dwóch rzędach i zaczynają poruszać się w takt muzyki. Ja zaś z mieszanymi uczuciami oglądam całe widowisko. Z przyjemnością obserwuję płynny taniec Taidy i jej partnera, jednak pozostali? Gritton właśnie przy obrocie trącił wyższą od siebie partnerkę [taaaa…] łokciem, na co ta skrzywiła się boleśnie i całkiem wypadła z rytmu. Blanka zupełnie nie dotrzymuje kroku Venowi. Womar, przez swą tuszę oraz stan wiecznego upojenia, ledwo nadąża za energicznymi ruchami Uvy. Zoe i Nukki może i poruszają się pięknie, ale ze zmysłowością nadającą się zdecydowanie bardziej do figli w alkowie, a nie na salę balową. Harold zaś w ogóle nie skupia się na Letizii, tylko co chwilę posyła mi płomienne spojrzenia. Zdegustowana odwracam od niego wzrok. Do tego ta fatalna muzyka! Lutnia wyraźnie niedostrojona. Flet opóźnia się względem liry, a pałeczki dulcymery znowu nie trafiają we właściwy dźwięk!
No tak, oczywiście, NIKT NIC NIE UMIE, fuszerka i amatorszczyzna w całym tym Ravillonie!
Powstaję i bokiem, aby nie przeszkadzać tancerzom,
Przepraszam, ale czy jesteśmy w wypasionej sali balowej, czy w sali gimnastycznej typowej polskiej szkoły, zbyt małej w stosunku do liczby ćwiczących uczniów?
przechodzę w stronę drzwi południowych – byle jak najdalej od fałszujących grajków. I tu, ku memu zaskoczeniu i niezadowoleniu, natykam się na Akina. No tak, Pan Wszechobecny!
Harold prosi Arienne o taniec, ta bierze sobie na partnera Akina, ale jest niezadowolona, więc ostentacyjnie depcze mu po palcach.
Aż tu wtem! wpada spóźniony Severo.
– Wybacz, Moru, ale zatrzymały mnie obowiązki w Archiwum.
Gdy wypowiada te słowa, Gritton i Eston rzucają sobie znaczące spojrzenia, by następnie wybuchnąć śmiechem.
– Severo, może niedługo całkiem zarzucisz swój miecz i postanowisz zostać skrybą? – Syn Wilbura szczerzy pożółkłe zęby, nie kryjąc wesołości.
Żółte zęby. Co jeszcze dodamy do katalogu cech Opkowego Czarnego Charakteru? Przy następnej okazji dowiemy się, że Gritton ma pryszcze jak arbuzy?
– Co będzie wówczas wpychał w pochwę swej Milady, skoro jego klinga zostanie włożona na wieczność w annały? – woła do towarzysza rozbawiony Mistrz Jeździectwa.
– Gdy zarzuci miecz, pozostanie mu już tylko pióro! Zawsze może ją nim tam przynajmniej połechtać, choć nie wiem, czy ona w ogóle jeszcze coś poczuje, skoro już ją tam solidnie rozepchał swym Olbrzymem! Ha, ha! – Skarbnik zwija się ze śmiechu.
– Cisza! Cisza, na bogów! – Mistrz Etykiety znów uderza laską. – Nieistotne jest, dlaczego się spóźniłeś. Ostatnio stało się to bowiem twym znakiem rozpoznawczym. Nie pojmuję jednak, jak mogłeś się nie przebrać! Tyle razy powtarzam, biała koszulka, czarne spodenki i sportowe obuwie! – Wskazuje dłonią na skromny strój Mistrza Walk. – Jesteś w zwyczajnym odzieniu!
Do tego ten kurz i pajęczyny we włosach. Na bogów! Ten bal będzie porażką naszej Organizacji i żaden władca nie zechce już nigdy dawać nam zleceń.
Nie no, spoko. Totalnie widzę, jak arystokracja Cesarstwa uzależnia zlecenia dla bandy najemników o parszywej reputacji od tego, jak wypadną na balu 😀
Twoje zachowanie, Lordzie… – patrzy jeszcze chwilę na Severa, by potem odwrócić się ku pozostałym tancerzom – …ale i was wszystkich, wyraźnie wskazuje na ignorancję i brak jakiegokolwiek zaznajomienia się z dworską etykietą. Gdyby w tej chwili oglądały was koronowane głowy, odebrałyby to jako kpinę i szyderstwo z ich majestatu! Jak można tak kalać ten piękny taniec?! Jak można tak nie trzymać rytmu, Milady Blanko? Czemu wciąż depczesz tego nieszczęsnego oficera, Milady Arienne? A ty, Mistrzu Grittonie? Dlaczego nie potrafisz choć na chwilę poddać się rytmom muzyki i złagodzić swych ruchów? Ty, Mistrzu Estonie, wnosisz na moje zajęcia jedynie rubaszny, lubieżny dowcip, zamiast skupić się na gracji i elegancji swych kroków. Na pierwszy rzut oka widać, że nikt z was nie ma pojęcia o manierach i nikt z tu obecnych nie wywodzi się ze szlachty! Nawet ty! – Wskazuje oskarżycielsko palcem na Severa z niezadowoleniem w oku. – Tytuł z Cesarskiego Nadania to żaden tytuł, Lordzie!
Powiedz to cesarzowi prosto w twarz, cwaniaku. Przy takim donosicielstwie w Związku, Moru powinien mieć już przegwizdane na dworze.
Ja się zastanawiam, po kij od jakiej mietły w ogóle uczą się tańczyć. Nie mogą urządzić na cześć władców po prostu uczty, polowania, czy zaprosić trupę aktorską?
Albo coś w rodzaju turnieju rycerskiego, gdzie mogliby przyszłym zleceniodawcom zaprezentować swoje umiejętności.
Zaprezentować umiejętności?
Sevcio: Szanowni państwo, czy jest wśród was jakaś brzemienna, a niezadowolona ze swego stanu niewiasta?
Sevcio: Szanowni państwo, czy jest wśród was jakaś brzemienna, a niezadowolona ze swego stanu niewiasta?
Mistrz Walk strzepuje ze swego skórzanego kaftana szary pył.
Ha, świeżo wybudowana sala, a już się sypie.
Nie, to pył prosto z zakurzonego Archiwum. Sevciowi nie chciało się nawet przebrać przed zajęciami.
Niszczysz mój headcanon. 🙁
– Skoro tak, to wracam do swych zajęć. – Wzrusza ramionami, rzucając przelotne spojrzenie na swą Milady. Harold stoi daleko od niej, lecz Severo natychmiast dostrzega, że błyszczące pożądaniem oczy czarodzieja skierowane są wprost na jej drobną postać. Cóż z tego, że partneruje jej Akin, skoro tamten aż dyszy z podniecenia i tylko czeka na dogodny moment, by dorwać ją w swe ramiona.
I zgwałcić na środku sali, przecież niczego innego nie można się spodziewać po takim wypierdku… oh wait.
Z opisu wynika, że Harold wygląda teraz mniej więcej tak:
https://i.ytimg.com/vi/i2CuhuGIQtY/hqdefault.jpg
Karminowy ognik na sekundę zapala się w źrenicach Anturyjczyka, by zaraz zniknąć.
– Albo nie. – Mężczyzna raptownie zawraca od drzwi. – Potowarzyszę wam. Może jako Lord jedynie z nadania nauczę się tu czegoś o manierach, by spóźniając się na bal, uczynić to z gracją godną szlachcica z tytułem od urodzenia.
Foszek wyczuwam.
(…)
– Och, daj mi to, bo nie ręczę za siebie! – Wyrywa z dłoni zdumionego Związkowca lutnię. – Jak można tak kalać muzykę! Metrum dwie czwarte, a potem nagle sześć ósmych, głupcze? Jak w ogóle można mieć czelność brać się za grę, nie umiejąc nawet liczyć taktu! Wszak to podstawa!
Sevciu drogi, a nie słyszałeś o utworach, w których metrum się zmienia? Szybsza zwrotka, wolniejszy refren, czy odwrotnie?
Uczniowie z Ravillonu powinni codziennie modlić się o to, by Severo nie został jeszcze nauczycielem muzyki.
I do tego grać na tak niedostrojonym instrumencie?!
Oczywiście nikt oprócz naszych gołąbeczków tego nie słyszy i nikomu to nie przeszkadza.
(…)
– Moru! – Severo kieruje spojrzenie na Mistrza Etykiety, który już sposobi się do zwrócenia mu uwagi za ten wybryk. – Rozumiem, że ze względu na wczesną porę miałeś problem z doborem muzyków. Nie dziw się w takim razie, że nikt z twoich tancerzy nie jest w stanie prawidłowo wykonywać poleceń! To niemożliwe przy takim fałszu i kakofonii niespójnych dźwięków. Gdybyś jeszcze wziął na przewodnika akompaniamentu jakiegoś prawdziwego grajka, a nie samych amatorów.
No ja rozumiem, że Związkowcy niekoniecznie zajmują się muzyką, ale ci kolesie właśnie przygotowują się do balu, od którego zależą ich zlecenia na cały przyszły rok. Naprawdę nie mogli wynająć orkiestry z zewnątrz? Już mniejsza z tym, czy Miszczowie nauczą się tańczyć, ale co powie sam najjaśniejszy cysorz, słysząc takie rzępolenie?
Nie musi nic mówić.
Bard by się przydał. O! chociażby ten od Gavina! – wykrzykuje, nagle coś sobie przypomniawszy, po czym zwraca się do mężczyzny, któremu odebrał instrument: – Pójdź natychmiast na zajęcia dla nowicjuszy u Jokina i przyprowadź z nich grajka. Jest tam tylko jeden. Pochodzący z Cleavelandu. Może on coś tu zdziała.
Dziwię się, że Sevcio jeszcze ma przyjaciół, biorąc pod uwagę jak wszędzie się wpycha swoje trzy grosze i ingeruje w dziedziny innych mistrzów.
(…)
Wobec chwilowego braku muzyka Severo oznajmia, że teraz on zagra.
Anturyjczyk uderza w struny i nagle salę wypełnia muzyka. Piękna muzyka, godna królów. Najpierw delikatna. Spokojnie wznosząca się i opadająca na zmianę, idealnie dopasowana do prostych figur i subtelnych gestów wykonywanych na początku tańca. Kroki w przód i w tył, delikatne obroty, podchodzenie partnerów blisko siebie, by w ostatniej chwili uniknęli wzajemnego kontaktu, zbiegają się ze stopniowo rozkręcającą się grą. Przy podskokach i wznoszeniu partnerek ponad ziemię Severo przyspiesza ruchy palców, które wprawnie i bardzo szybko przemykają po gryfie lutni. Dźwięki stają się intensywniejsze. Tempo narasta, osiągając majestatyczną i patetyczną formę. Mistrz Walk zaś, skupiony na swej czynności, przenosi zamyślone spojrzenie z tańczących gdzieś w górę ku sklepieniu, na którym promienie słoneczne, przesiane przez szyby witraży, tworzą niepowtarzalne, tęczowe refleksy.
http://24.media.tumblr.com/f9e088f8053617dba1a59d0ce6746382/tumblr_mr3tdiTI8G1sbixpco1_500.gif
Pod wpływem muzyki całe moje podrażnienie ustępuje zdumieniu. Jak to możliwe, że Mistrz, zajmujący się technikami walki, Kat bez wahania zabijający ludzi i mój oprawca z uczty, potrafi z takim kunsztem wydobywać dźwięki z instrumentu? Przecież trzeba lat nauki, rozpoczętych jeszcze w wieku dziecięcym, aby tak świetnie opanować lutnię!
Nope, wystarczy być truloffem z opka.
Nie mówiąc już o tym, że ktoś musi zawsze wyłożyć mnóstwo pieniędzy na wykształcenie tak profesjonalnego muzyka. Kim więc był Severo, zanim wstąpił do Związku?
Szczęśliwym trafem wprawdzie utracił pamięć o swej przeszłości, ale umiejętności mu pozostały.
Jednego mogę być pewna – z taką wrażliwością na sztukę nie mógł być przestępcą.
Powiedz to Hannibalowi.
(Ale w sumie to naiwne wyobrażenie pasuje do Arienne. Zresztą to powszechne złudzenie…)
(…)
Muzyka wyzwala w Arienne wspomnienia:
Zieleń i biel. Widzę, jak razem z ojcem w pogodne popołudnie przemierzamy zaspy śnieżne. Z każdej strony otaczają nas, sięgające błękitnego nieba świerki i sosny. W końcu docieramy do miejsca zasadzki, a na mą prośbę ojciec, tak kochający polowania, wyswobadza ranną sarnę z wnyków.
Król poluje na sarny, zastawiając wnyki, po czym sam z córką wlecze się przez zaspy, by sprawdzić czy coś wpadło. To się nazywa królewskie polowanie.
Mówiłam, im mniejsze królestwo, tym większa tytułomania. Tatuś Arienne jest pewnie po prostu właścicielem faktorii na dalekiej Północy, gdzie traperzy handlują skórami…
Utykające zwierzę ucieka, a w lesie rozlega się śmiech mego rodzica i słowa, że jak dalej będę go tak przekonywać do oszczędzania życia każdej zdobyczy, to wkrótce król Tahitanii umrze z głodu.
Czyli król Tahitanii poluje, żeby mieć co jeść, a nie w celach rekreacyjno-towarzyskich? Hmm.
Rubinowa czerwień. Kolor mej matki. Wiecznie niezadowolonej królowej, wolącej spędzać czas ze swymi dworzanami niż z mężem. Teraz, gdy sobie to przypominam, ogarnia mnie smutek. Podkreślając niezwykłą urodę szkarłatem sukni, Amarylis zawsze przyciągała uwagę płci przeciwnej. Mój ojciec świata poza nią nie widział, a ona, zamiast dzielić z nim czas i łoże, wybierała towarzystwo innych. Jakże odmiennie wygląda dla mnie ich relacja w momencie, gdy sama zaznałam bliskości z mężczyzną. Potrafię sobie teraz doskonale wyobrazić, jakie to dla kobiety cudowne uczucie być obsypywaną pocałunkami i pieszczotami przez ukochanego.
Za to absolutnie nie potrafię sobie wyobrazić, jakie uczucia żywi kobieta wydana pod przymusem za swego gwałciciela.
Dlaczego więc, skoro ojciec tak kocha mą matkę, ta nigdy nie daje mu wstępu do swej alkowy?
I czyni to tak ostentacyjnie, że orientowała się w tym nawet nastoletnia córka, niewinna jak nieobsrana łąka?
Zaczynam się zastanawiać, czy przy takich stosunkach między rodzicami, Arienne naprawdę jest córką króla…
Hm, biorąc pod uwagę kolor jej skóry…
Arienne wspomina też swoją ucieczkę z domu w środku nocy, aby razem z Tamirą udać się do Salmansaru.
Wreszcie pojawia się poszukiwany bard, Nemrod, i przejmuje lutnię od Severa. Miszcz i jego Milady dołączają do tańczących. Oczywiście jako jedyni tańczą z gracją i wdziękiem, wykazując się doskonałą znajomością dworskiej etykiety.
Tak się zastanawiam… skoro bal organizowany jest co roku, to co rok śmietanka towarzyska imperialnej arystokracji przyjeżdża do zawilgoconego, sypiącego się Ravillonu, ogląda potykających się w tańcu mistrzów-zabijaków-o-ponurej-reputacji, słuchając przy tym fałszującej orkiestry?
Świetnie rozegrane, agencie Wilbur.
Po zakończeniu zajęć z Moru, Arienne idzie do pracowni Vena. Zastanawia się, dlaczego Severo, przy swych wyraźnie arystokratycznych upodobaniach, nie próbuje opuścić Ravillonu i ułożyć sobie życia gdzieś na cesarskim dworze.
– To nie takie proste, Arienne. Owszem, wiążą nas Śluby Wierności, które uniemożliwiają nam opuszczenie Organizacji. Wyłącznie opłacani przez Związek szpiedzy i słudzy mogą wieść normalny żywot na lądzie. Mistrzom oraz podległym im adeptom nie wolno na stałe mieszkać poza Czarną Twierdzą, a nawet jeśli Zgromadzenie podjęłoby kiedyś decyzję zdejmującą ten zakaz, z całą pewnością Severo nie zostałby nią objęty.
– Ale dlaczego, Mistrzu? Jestem pewna, że niektóre ze znaczących osób w Organizacji bardzo by się ucieszyły, gdyby nie musiały go dłużej oglądać.
Jak na przykład Eminencja – to dla bezpieczeństwa przekazuję Venowi w myślach.
– A dochody na rzecz Związku przecież też mógłby przekazywać, nie mieszkając na stałe w Ravillonie.
Przelewem na konto.
– Ze względu na moc, Arienne. Na niespotykaną, fascynującą, ale i przerażającą moc, jaką nosi w sobie twój Mistrz.
– Tak, wiem o niej od uczty, na której został mianowany Sekretarzem. [Co za eufemizm!] W ogóle nie byłam w stanie go tknąć i wciąż nie pojmuję dlaczego – powiedziała z niezmąconym spokojem. Zwłaszcza że dzień wcześniej użyłam względem niego magii i czar zadziałał dokładnie tak, jak chciałam. Czy ma wobec tego aż taką moc, która pozwala mu wyczuwać intencje innych i powstrzymać ich działanie, jeśli tego zechce, zanim to zostanie podjęte?
Nie, po prostu moc Severa zależy od intencji autorek, ktore w tym momencie zapewne głowiły się, jak pogodzić scenkę nr 1 ze scenką nr 2.
– Nie wiem dokładnie, jak daleko sięga swą siłą, gdyż nigdy nie daliśmy mu jej w pełni rozwinąć. Miałoby to katastrofalne skutki. Wystarczy mi świadomość tego, do czego jest zdolny przy ograniczeniach, jakie na niego nakładam. I choć już od lat tłumię na wszelkie możliwe sposoby jego moc, ta i tak mi się wymyka, dając wciąż znać o sobie.
Ven zaprasza Arienne do swego laboratorium, aby zaprezentować jej pewne przejawy magii Severa.
Laboratorium Mistrza Magii robi na mnie wrażenie głównie ze względu na wielkość i uporządkowanie. Pomieszczenia badań, w których uczyłam się odróżniać części ciała zwierząt i ludzi, w salmansarskiej Akademii, zapachem i wyglądem przypominały raczej kuchnię, w której przeważały zioła i różne naczynia. Wszystkie czynności wykonywano jedne przy drugich, korzystając z tych samych pieców (gotowali te ciała? Ludzkie również?), wokół których tłumnie gromadzili się adepci studiujący dane zagadnienie. Tutaj natomiast już na pierwszy rzut oka widać, jak wiele możliwości naukowych powstaje przede mną.
Oczywiście. To wszystko jest tylko po to, żebyś TY mogła z tego korzystać.
(…) – Spójrz tu! – Ven stawia na blacie słoik, w którym płonie krwistoczerwony ogień. – Niezwykłe, prawda? Nigdy nie gaśnie. A wzniecił go swą mocą właśnie Severo i tylko on może sprawić, żeby przestał płonąć. To jednak nie koniec. Zobacz. – Mag chwyta w dłoń ćmę, która krąży właśnie nad kandelabrem umieszczonym na biurku. Otwiera szklany pojemnik i wrzuca do niego owada, zakręcając z powrotem naczynie. Ćma, trzepocząc nerwowo skrzydłami, stara się wydostać z pułapki. Gdy dosięga ją karminowy płomień, ogień, zamiast spalić stworzenie, zamienia je w bryłkę lodu. Zamrożony owad w bezruchu opada z brzękiem na dno słoika. – Zadziwiające! – Mężczyzna otwiera słój i wyrzuca na dłoń idealnie zachowaną ćmę, zakutą na wieki w zmarzlinie. Podaje ją do ręki czarodziejce, by mogła jej się przyjrzeć i na własnej skórze stwierdzić, jak bardzo jest zimna. – Płomień, który mrozi, a nie grzeje – ciągnie Związkowiec. – Nigdy nie proś swego Mistrza, by rozpalił dla ciebie kominek lub ognisko. On ochoczo wykona twą prośbę, lecz ty zamarzniesz z zimna! [tak jakby można było zamarznąć z czegoś innego…] Do tego jego lodowa magia potrafi poparzyć, gdy tylko jej dysponent ma taką wolę [ale nie potrafi ogrzać, choć taka jest wola Sevcia?].
Myślę, że tu akurat autorki chwilowo zapomniały słowa “odmrożenie”.
Przekonał się o tym kilka lat temu Eminencja, który do dziś nosi pod szatami blizny po starciu z Severem. Niegdyś dawaliśmy z Arcymistrzem większą swobodę mocy Mistrza Walk, lecz po tamtym zdarzeniu decyzją Zgromadzenia zostaliśmy zmuszeni całkiem ją wyeliminować. Jak się jednak okazało, nie jest to wykonalne w pełni. Zawsze, gdy Severo ma atak, a jego magia wymyka się spod naszej kontroli, podaję mu bardzo silne zioła. Jedne z nich dostał ostatnio, po czym czuł się fatalnie, czego zresztą byłaś świadkiem. Niestety nie jestem w stanie zwalczyć efektów ubocznych ich działania. Wraz ze wzrostem destrukcyjnej mocy twego Mistrza zwiększam dawki substancji, które hamują jego niekontrolowany wybuch. Dam takie mikstury i tobie. Będziesz się czuła bezpieczniej. Ale pamiętaj. Możesz je zaaplikować tylko w wyjątkowej sytuacji i w dawce, którą ci wskażę. Potem natychmiast musisz mi o tym powiedzieć. Te substancje są w stanie zabić. Muszę wiedzieć, co Mistrz Walk przyjął i dlaczego. Rozumiesz?
Okazuje się, że moc Severa ma też mniej niszczący aspekt – Sevcio jest w stanie wykonywać miniaturowe rzeźby z lodu, który w dodatku nie daje się rozbić ani nie topi.
– A nie próbowałeś nigdy mu pomóc, używając Zwierciadła Przeznaczenia, Mistrzu? Zajrzeć w jego przeszłość, aby poznać źródło tej magii, lub też w przyszłość, która pokazałaby, do czego w pełni jest zdolny? Przecież musi istnieć jakieś wyjaśnienie, dlaczego nosi w sobie taką siłę i z jakiego powodu Przeznaczenie tak okrutnie go naznaczyło! Może uzyskując odpowiedzi na te pytania, byłoby łatwiej z kontrolowaniem wybuchów jego mocy?
– Niestety, jak ci już mówiłem, wraz z Ceremonią Przyjęcia na pełnoprawnego członka Świętej Organizacji nasza pamięć została wytarta, a wraz z nią cała nasza przeszłość i wspomnienia.
Ojtam ojtam, przecież już wiemy, że Sevcia wystarczy porządnie upić, żeby przypomniał sobie imię zmarłej żony.
Po raz kolejny okazuje się, że alkohol ma magiczną moc.
Wyjątek stanowią na przykład Eminencja oraz jego synowie: Gritton i Joven.
Hahaha. To, że Joven (poznaliśmy go w poprzedniej części jako pomocnika kata) również jest synem Wilbura oraz bratem Grittona ma takie dokładne, wielkie, okrągłe ZERO znaczenia dla fabuły, że czytając to za pierwszym razem w ogóle nie zarejestrowałam tego faktu.
Dotąd w sumie tylko Gritton był wspominany jako syn Wilbura. Może Joven jest tutaj nieusuniętą pozostałością ze starszej wersji tekstu?
Raczej kolejnym elementem wymyślonym ot, teraz, na gorąco.
Wszyscy trzej dostali się do Związku z rozkazu Cesarzowej Mityleny i objęci zostali nowym precedensowym prawem. W czasach, gdy przyjmowano do Związku mnie czy twego Mistrza, obowiązywały bardziej restrykcyjne zasady zwane Starym Porządkiem.
Z rozmowy Wilbura z Arcymistrzem wiemy, że Nowy Porządek wprowadzono +/- 10 lat wcześniej. Gritton był wtedy dzieckiem… Ok, może został przyjęty później, ale np. 29-letni Tessi też jest Mistrzem Starego Porządku, więc musiał otrzymać to stanowisko mając góra 19 lat, a wiemy też, że nie dostawało się go z marszu, trzeba było przejść kilkuletnie ciężkie szkolenie. A wcześniej jeszcze trafić do lochów Ravillonu z wyrokiem śmierci…
Dobrze jest tworząc świat fantasy rozpisać sobie najważniejsze wydarzenia. W przeciwnym razie kończy się z takimi babolami.
Nie było także regularnego poboru adeptów, jak ma to miejsce dzisiaj, gdy struktura Bractwa uległa zmianie. Nowych członków werbowano wprost z Podziemi, a nie spośród zgłaszających się do Czarnej Twierdzy chętnych.
Średnio też sobie wyobrażam, że po zmianie zasad nagle ludzie z całego świata, w tym bardowie, kapłani, magowie, wykwalifikowane żeglarki itd., zaczęli pchać się drzwiami i oknami do Ravillonu. Jeszcze przez wiele, wiele lat powinna funkcjonować opinia, że dostać się tam można wyłącznie przez najcięższe kazamaty.
(Ale zaraz! Przecież Severo narzekał, że teraz pobory takie słabe, gdzie ci waleczni mężowie, rycerze i paladyni… Chyba że to byli jacyś rycerze-renegaci?)
(tak, szukam sensu w opku)
Zawsze można by wytłumaczyć to tak, że ci rycerze dostali się do niewoli w czasie wojny, po czym kasowano im pamięć i ubierano w czarne ciuszki. O, albo trafili do Ravillonu za długi. Zapożyczyli się w Związku na kilka turniejów, nic nie wygrali i hyc!
Może lepiej, byśmy naprawdę nie wiedzieli, kim byliśmy w przeszłości – dodaje z rozbrajającym uśmiechem. – Nie wiem, czy mógłbym dalej spokojnie żyć ze świadomością, że byłem złoczyńcą albo że gdzieś tam czeka na mnie rodzina, którą utraciłem. Zwierciadło milczy więc, gdy pytam je o przeszłość któregoś z nas. Przyszłości zaś nie pokazało przed tobą nikomu. Byłaś pierwszą osobą mogącą ją z niego wyczytać.
Ja się wcale nie dziwię, że ta powieść ma 800 stron – skoro każdą informację powtarza się tu dwa, trzy albo i więcej razy.
Pamiętasz, jak kazałem ci pokazać śmierć trzech Mistrzów, którym poświęciłaś poprzednie wizje? To był ostateczny test dla twej niesamowitej mocy – Zwierciadło jest ci w pełni posłusznym.
Swoją drogą, Arienne szuka jakiejś Księgi, nie? Co wy na to, żeby poprosiła Zwierciadło o pokazanie momentu znalezienia? Przynajmniej wiedziałaby, gdzie szukać.
Może to było nierozsądne z mej strony, lecz musiałem się przekonać na własne oczy, że to prawda. Otrzymałaś od bogów wielki dar, Arienne, lecz lepiej dla ciebie, by nikt więcej się o nim nie dowiedział. Dzięki tobie ujrzeliśmy, ale też ostatecznie przypieczętowaliśmy, to, co się wydarzy, w tym ostateczny Los Severa. Przerażające zjawy w bieli, rozszarpujące go swymi kostycznymi [to znaczy: złośliwymi, uszczypliwymi; nie mylić z kościstymi] dłońmi na bezkresnym oceanie z krwi i lodu, nad którym świeci księżyc w odcieniu purpury. Wiesz, co oznacza ten makabryczny przekaz? Dla mnie jego interpretacja jest jasna. Kraina znana z legend, pradawnych historii i podań o mężnym królu Fenerii, Agenorze z rodu Arwernów, nie jest tylko mitem. Istnieje naprawdę. Schatten i zaklęte w niej Cienie powrócą wkrótce na nasz Kontynent, a Przeznaczenie twego Mistrza nieodzownie wiąże się z nimi.
Czy tylko ja zastanawiam się w tej chwili, kto byłby lepszą opcją dla Kontynentu: prawowity cesarz, tak bardzo związany z Ciemną Stroną Mocy i najwyraźniej niepotrafiący nad nią zapanować, czy uzurpator – owszem, wredny smarkacz, ale tylko człowiek?
Wydaje mi się, że mają tu tak przegwizdane, że potrzebowaliby połączenia Juliusza Cezara z Mojżeszem. I to siedzącego na smoku.
Podobnie zresztą, jak i twoje, gdyż obojgu wam wywróżyłem swymi kartami to samo. Jesteście sobie pisani i nic tego nie zmieni. Myślę więc, że to jest główna przyczyna, przez którą nie byłaś w stanie oprzeć się Severowi na haniebnej uczcie, nie zaś moc, którą jest naznaczony.
Ja pierdolę… jeszcze zapytaj, czy jej się podobało.
Kurwa, że wszystkich możliwych zdań typu “dlatego twoja magia nie zadziałała”, autorki wybrały dwuznaczne, hehe, “nie byłaś w stanie oprzeć się”. Chyba że Ven miał być w ich zamyśle paskudnym typem.
NIe miał. Podobnie jak Taida nie miała być tępą krową pozbawioną empatii, a sympatyczną dziewuszką, bff Arieśki.
Tymczasem Severo rozmyśla nad losem swego kumpla Tessiego, który odkąd cztery lata temu przywiózł sobie do Ravillonu szesnastoletnią Taidę, kompletnie stracił zainteresowanie dla dawnych rozrywek w męskim gronie i spędza czas tylko z nią.
Poeci i pieśniarze nazywają go [ten stan] miłością, choć w Związku słowo to jest zakazane. Czarnowłosy nie umie więc w pełni oddać jego znaczenia. Nigdy nie doświadczył miłości, nigdy nikogo nie kochał.
A zamiast oczu miał mutry, stalowe i puste.
Niektóre z jego kobiet twierdziły, że czują coś takiego do niego. Jemu pozostawało to obojętne. Nie potrzebował bowiem uczucia, które mogło sprowadzić na niego kłopoty. Pozostawał głuchy na westchnienia zachwycających się nim królewskich kochanek. Jednak w chwili, gdy trzymał w ramionach swą maleńką Milady, która, tak jak przypuszczał, nie zawiodła jego oczekiwań, obdarowując go w tańcu partnerstwem godnym Cesarskiego Dworu, odniósł dziwne wrażenie, że oto wreszcie ma obok siebie kogoś, z kim będzie mógł porozmawiać na tematy, których nie może poruszyć przy zaprzyjaźnionych Mistrzach, gdyż spotkałby się jedynie z szyderstwem i niezrozumieniem. Znając ich już tyle lat, wie doskonale, co by powiedzieli, gdyby zaczął z nimi omawiać swoje pasje. Przecież mężczyźni – rycerze, wielcy wojownicy, Związkowcy – nie rozmawiają o tak niewieścich sprawach jak muzyka czy taniec! W ogóle w głowie się nie mieści, by Mistrz Związku mógł lubić i chcieć tańczyć.
Aaaa, to już rozumiem, czemu oni wszyscy tańczyli jak ostatnie łajzy. Obawiam się, Sevciu, że jeszcze chwila, a stracisz reputację.
Rycerze. Autorki rozumieją to słowo chyba w bardzo potocznym znaczeniu, czyli kolesia w stalowej zbroi na potężnym rumaku. I owszem, pierwotnie byli to po prostu konni wojownicy, którzy z czasem przekształcili się w stan społeczny, z własnym etosem i obyczajami.. To ktoś od kogo oczekiwano nie tylko umiejętności walki, ale też znajomości dworskich obyczajów, manier, poezji i śpiewu, a także odpowiedniego stroju… Mistrzowie Ravillonu to nie rycerze, to po prostu wyobrażenie współczesnych maczo mężczyzn, którym przez rozmowę o tańcu czy modzie mogłyby odpaść jaja.
Żałosne, zawłaszcza jeśli zestawi się to z jego profesją i przysługującą mu Domeną. Jest Mistrzem Walk, Wielkim Katem Związku! Jak może kalać swój umysł myślami o zajęciach, tak kłócącymi się z pojęciem męskości, jakiemu hołduje się w Ravillonie?
I dlatego jedyny facet, który otwarcie może zajmować się takimi “niemęskimi” zajęciami oczywiście jest gejem.
Ven i Moru może jeszcze by go zrozumieli, lecz czarodziej zawsze i tak w rozmowie odpłynie ku swemu pedantycznemu Laboratorium oraz badaniom, Mistrz Etykiety zaś, choć owszem, zna się na sztuce, to bardziej jako jej preceptor i wykładowca. Nie pojmie więc, że ktoś taki jak Severo może po prostu lubić grać na lutni czy tańczyć.
Och życie, dlaczego jestem takim wyjątkowym płateczkiem śniegu!
Dlatego Anturyjczyk kieruje swe myśli ku Arienne. Była ewidentnie urzeczona, zahipnotyzowana jego grą. Widział jej rozmarzone spojrzenie, błyszczące, nieobecne oczy, błądzące po odległych krainach wyobraźni, fascynację malującą się na twarzy. Wszystko to tak mu bliskie, tak spójne z jego własnymi odczuciami, z postrzeganiem piękna muzyki, jej siły i magii. Myśląc o tym, mężczyzna uświadamia sobie, że przez ostatnie dwie noce namiętnych zbliżeń prawie nie zamienił słowa ze swą kochanką. Było mu po prostu dobrze i na tym odczuciu się skupił. Zatracił się we własnej przyjemności, zupełnie nie myśląc o tym, żeby włożyć choć odrobinę wysiłku w poznanie kobiety, której nadał swój Znak. Skoro więc Tessi potrafi spędzać całe godziny na rozmowie ze swą Milady, dlaczego on miałby być gorszy?
Tessi spędza całe godziny na rozmowach? A przecież Taida pouczała Arienne, że rozmowy to tylko wtedy, kiedy z powodu miesiączki nie mogą uprawiać seksu…
Jeśli skoncentruje się w związku z Arienne jedynie na łóżkowym aspekcie, ich relacja zapewne szybko się zakończy, gdyż w końcu znudzi mu się jedna, stała partnerka w pożyciu. I nie pomogą wtedy ani piękne nogi, ani podniecające piersi!
Dyby w Podziemiach już czekają…
Poza tym dzisiejsze zajęcia u Moru sprawiły, że ta mała naprawdę go zaintrygowała. Na pierwszy rzut oka widać było, że ma szlacheckie pochodzenie, lecz to przecież nie jest równoznaczne z umiłowaniem muzyki, poczuciem rytmu i wyraźnym czerpaniem przyjemności z typowo dworskiej zabawy…
Tak. Postanawia. Dzisiejszy wieczór zacznie inaczej niż poprzednie. Od rozmowy! Alleluja! Alleluja! ALLELUJA! Nie rzuci się od razu na Arienne, jak dotychczas, lecz spróbuje jej wysłuchać.
Mujborze, Severo odkrył, że usta kobiety służą nie tylko do robienia laski!
A przecież do tej pory jego kochankami były księżniczki i królowe, naprawdę nie było wśród nich żadnej na tyle interesującej, żeby rozszerzyć znajomość poza łóżko?
(Myślę, że to raczej one nie były zainteresowane rozmową z Severem – tak jak rzymskie damy, które brały sobie do łóżka gladiatorów nie po to, by prowadzić z nimi filozoficzne dysputy.)
Rzucić się zawsze może po skończonej konwersacji lub w jej trakcie, jeśli ta nie spełni jego oczekiwań.
Mężczyzna ze śmiechem dociera do wrót Archiwum.
***
Wieczorem Arienne wraz z Severem udają się na audiencję u Arcymistrza. Dziewczyna zostaje pouczona, że ma osłonić twarz woalem i odzywać się tylko zapytana.
Bardzo potrzebny ten woal, skoro arcymistrz jest ślepy.
Och, to zapewne jakaś stara tradycja.
Tylko to bez sensu. Czy gdyby arcymistrz był bardziej na chodzie, to przy każdym spotkaniu na korytarzu miladies musiałyby szybko zakrywać twarz? Wydaje mi się… że arcymistrz to papież. Stąd “wasza świątobliwość”, a woal pełni taką rolę jak mantylka u nas.
Naprawdę jestem ciekaw, czy gdzieś w powieści jest wyjaśnione skąd się wzięło “wasza świątobliwość”.
– Severo…? – zwraca się do nadchodzącego słabym głosem schorowany starzec.
– Chwała Związkowi i tobie, Wasza Świątobliwość… Mój Mistrzu! – Mężczyzna nie siada w przeznaczonym dla rozmówców Arcymistrza fotelu, lecz przyklęka obok łoża, całując ręce Frygilla.
– Myślałem, że nie zdążę się już z tobą pożegnać.
Ale nie posłałem po ciebie zaraz po twoim powrocie z misji, bo…?
– Nawet tak nie mów, Mistrzu!
Ślepy staruszek kładzie prawą dłoń na głowie pochylającego się Severa i przez moment gładzi jego czarne pukle.
– Filon już ci powiedział…
– Wybrałeś swego następcę. Nie chcę o tym słyszeć. Chcę, byś żył, Mistrzu. Byś przywrócił w naszej Organizacji utracony ład. Tyle trzeba naprawić! Wraz z twą chorobą wszystko zmieniło się na niekorzyść.
Hm, czyli to nie Nowy Porządek tak im nabałaganił, a jedynie choroba Frygilla?
Raczej jedno i drugie, ale chyba bardziej choroba, bo dzięki temu Wilbur mógł przejąć rzeczywistą władzę w Związku.
– Tym zajmie się następny Arcymistrz, Severo. To już nie moja rola. Jestem bardzo zmęczony. Od tylu miesięcy tkwię tu w osamotnieniu, złożony chorobą. Czas, bym odpoczął, a moje miejsce zajął ktoś młodszy, mający w sobie siłę na odbudowę tego, co zostało zrujnowane błędnymi decyzjami, niewłaściwym doborem osób na najwyższych stanowiskach [tak jakby mieli coś do gadania, kiedy znowu Mitylena im kogoś wepchnie] czy też kradzieżami dla własnej prywaty [w odróżnieniu od kradzieży dla dobra wspólnego].
Severo opuszcza niżej głowę. Mając wrażenie, że to ostatnie określenie dotyczy jego osoby, pospiesznie tłumaczy:
– Wszystkie przedmioty i tamte pieniądze, o zawłaszczenie których mnie oskarżono i które mi odebrano…
– Wiem. Naprawdę należały do ciebie – przerywa Anturyjczykowi Frygill.
Wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są równiejsze od innych.
– Jest rzeczą nie do pomyślenia, by mój uczeń miał zakusy na mienie należące do Świętej Organizacji. Jednak tego nigdy nie pojmą praktykujący podobnie niegodne zachowania Mistrzowie Nowego Porządku.
No ale zaraz, jeśli przepisy mówią, że wszystkie zarobione pieniądze należy odkładać do skarbca, to nie ma czegoś takiego jak prywatna własność Mistrzów. I tak, dokładnie, zatrzymując część kasy dla siebie, Sevcio czyni zakusy na mienie Organizacji.
Po mojej śmierci wszystko odzyskasz. Zagwarantuję ci też bezpieczeństwo, by wrogie ci osoby nie wykorzystały zmiany na najwyższym stanowisku dla swoich potrzeb. Chcę jednak, byś poddał się mojej woli w zakresie wyboru nowego Arcymistrza.
– Cokolwiek postanowisz, mój Mistrzu – czarnowłosy unosi głowę, patrząc na wyniszczoną twarz starca – przyjmę to bez sprzeciwu. Nawet jeśli uczynisz Wilbura swym następcą. Będę mu służył, jeśli takie jest twe pragnienie.
Kuźwa, Sevcio, czy ty w ogóle słuchałeś co mówi Frygill, czy tylko klepałeś “tak jest mój mistrzu”?
Najwyższy Związkowiec uśmiecha się kącikiem spierzchniętych, zsiniałych warg.
– Jak zawsze mi wierny. Mój uczeń. Jedyny, godny tego miana. Wiele ze mną przeszedłeś przez te lata, Severo. Bywało, że traktowałem cię okrutnie. Te wszystkie próby, tortury, bicie…
– Chciałeś uczynić ze mnie najlepszego z wojowników. Zahartować mnie. Dzięki twym treningom dziś jestem jednym z Mistrzów, a wszystkie swe umiejętności zawdzięczam tobie. Zapewne nigdy ci nie dorównam, lecz wiedz, że staram się przekazywać twą wiedzę swym uczniom, których również nie szczędzę w dążeniu do perfekcji.
Syndrom sztokholmski przekazywany z pokolenia na pokolenie?
Nauczyłeś mnie surowości, oduczyłeś użalania nad sobą, umiem się obronić przed każdym, może z wyjątkiem samego siebie… – Milknie na moment, by po chwili dać ujście dręczącym go obawom: – Co będzie, gdy cię zabraknie? Odejdzie twa moc, a wraz z nią znikną wszystkie bariery, które powstrzymują moją magię. Czy następny Arcymistrz będzie w stanie mnie okiełznać?
– Nadchodzi czas, Severo – schrypniętym szeptem wypowiada starzec – gdy żaden czarodziej na tym Kontynencie cię nie powstrzyma. Nikt nie będzie mieć już nad tobą władzy. Nikt. Prócz jednej osoby… – Urywa i zwraca swą twarz w stronę stojącej nieopodal kobiety. – Twoja Milady. No bo któżby inny! Jest tu z nami. Proszę, przedstaw mi ją, a potem pozwól, że zamienię z nią kilka zdań na osobności.
Sevcio, oczywiście, nie zauważył tego nagłego i znaczącego zwrotu rozmowy.
(…) – No proszę. – Frygill wbija w Arienne ślepe spojrzenie, gdy ta składa na jego dłoniach wymuszone pocałunki i wita go rytualnym pozdrowieniem. Starzec sprawia wrażenie, jakby ją widział mimo ułomności wzroku i spowijającej twarz dziewczyny grubej koronki. – Lwica powróciła. Przeznaczenie nareszcie się dopełnia i mogę umrzeć w spokoju, gdyż wreszcie dotarłaś do Ravillonu. Po tylu latach. Moja Pani… Moja Królowa… Połączona z moim Lwem. Anturia znów zeszła się z Fenerią! Ponownie… Nareszcie…
Tego już chyba za dużo na dzisiaj. Kolejna osoba daje mi do zrozumienia, że zna moje Przeznaczenie, i na dodatek sugeruje, że ma być nim mój Mistrz! Co gorsza, ten mężczyzna zwraca się do mnie tak, jakby naprawdę wiedział, kim jestem. Przestraszona staram się znaleźć jakieś logiczne wyjaśnienie dla słów Arcymistrza. Odzywam się więc nieśmiało:
– Wybacz, Wasza Świątobliwość, ale chyba mnie z kimś pomylono… Owszem, Mistrz Walk wybrał mnie na swą Milady, ale ja nie jestem żadną królową… Musiały cię chyba zmylić te szaty, które wybrano dla mnie na to spotkanie… (a których nie widzisz, ale ojtam ojtam)
– Suknie, w które cię dziś odziano, nawet w ułamku nie oddają twego majestatu, Wasza Wysokość. I nie, nie pomyliłem się. Nie musisz mnie zwodzić. Zbyt długo czekałem na twój powrót, kurczowo trzymając się życia, by wreszcie cię spotkać. Teraz naprawdę mogę odejść w spokoju, bo wiem, że moi Władcy nareszcie się zeszli, by odzyskać to, co im odebrano. Kochałem Almę jak własną córkę i znałem każdy rys jej twarzy, a teraz Filon będący mymi oczami potwierdził, że mam przed sobą jej sobowtór. Jesteś do niej tak łudząco podobna, że nie mogę mieć żadnych wątpliwości, kim jesteś.
Co stwierdził ślepy na podstawie opisu przez inną osobę.
(zapamiętajmy tę scenę, ok?)
Czuję też bijącą od ciebie potężną moc… jej moc! Moc mojej Królowej!
Ach, tak… To czemu nie wyczułeś jej wcześniej, zaraz po przybyciu Arienne do Ravillonu? Czemu nie zaaranżowałeś jej spotkania z Severem jakoś tak, by uniknąć publicznego zhańbienia dziewczyny?
(Ba, we wcześniejszej rozmowie z Wilburem Frygill zachowuje się, jakby nie miał pojęcia, kim jest Arienne, określając ją mianem “zwykłej plebejuszki”, ale tu się nie czepiam – nawet jeśli wiedział, to przecież nie chciał odkrywać kart przed wrogiem.
Z drugiej strony, jeśli NIE wiedział… to wychodzi na to, że uznał ją za wcielenie Almy wyłącznie na podstawie opisu Filona!)
Wiedziałem od dawna, że odrodziłaś się jako córka Randona Merrettiego, władcy Tahitanii, lecz nie miałem jak się z tobą skontaktować. Przysięgałem Almie nie wpływać na zapisane przez nią Przeznaczenie, byście ty, Pani, oraz Jego Cesarska Mość byli bezpieczni.
No to nie tyle “nie miałem jak”, tylko “nie chciałem w trosce o twoje bezpieczeństwo”.
Teraz jesteście znów razem, a ja wiem, że prawda już wkrótce ujrzy światło dzienne, swą mocą rażąc wszystkich, którzy szesnaście lat temu stanęli na drodze ku waszemu szczęściu! – Starzec zanosi się suchym kaszlem, zwijając z bólu.
Ciekaaaawe, czy Arienne powtórzy swemu Mistrzowi słowa Frygilla, jak sądzicie?
Słuchając wypowiedzi tak pewnego swych racji mężczyzny, czuję, jak strach miesza się we mnie z ciekawością. Z przerażeniem stwierdzam, że moja tożsamość właśnie została odkryta, jednak, ku memu zdumieniu, Arcymistrz zdaje się stać po mojej stronie – po stronie mojej mocy. Nawet zwraca się do mnie, jakbym już była monarchinią. A skoro on wie, kim jestem i skąd pochodzę, to zapewne powiedział o tym Severowi – kieruję przelotnie spojrzenie na Anturyjczyka. To od Frygilla mój Mistrz musiał się dowiedzieć, że jestem Tahitanką, i wie zapewne, z jakiego rodu pochodzę – stąd ubieranie mnie w te dworskie suknie!
No ja jebie, dziewczyno! ZACZNIJ SŁUCHAĆ, CO SIĘ DO CIEBIE MÓWI. Koleś właśnie ci powiedział, że jesteś reinkarnacją pieprzonej cesarzowej Almy! Ba, to twoje poprzednie wcielenie zapisało twoje obecne przeznaczenie. A ta mi tu o ubieraniu w dworskie ciuszki. No trzymajcie mnie!
Nie wszystko jednak z tego, co mówi starzec, ma sens. Arcymistrz wyraźnie przywołuje znaną powszechnie tragiczną historię mej najbliżej ciotki Almy i jej męża Gerharda, którzy zginęli w zamachu na ich życie kilkanaście lat temu. Mój ojciec nigdy nie pogodził się z ich odejściem, a jego ból po stracie ukochanej siostry i szwagra mimo upływu czasu nie zmalał na sile.
A więc Arienne, ze swą alabastrowo białą cerą, wygląda po pierwsze jak typowa Tahitanka, a po drugie, jak kserokopia swej ciotki Almy, rodzonej siostry jej ojca, który jest śniadym Anturyjczykiem. Tak.
A mogłyście napisać, że Alma była siostrą jej matki… O tej matce pada gdzieś tam dużo później zdanie, że pochodziła ze starego tahitańskiego rodu.
Mnie zaś interesuje, dlaczego Arienne w ogóle nie wspominała, że jest spokrewniona z kolesiem, który stworzył Cesarstwo? Mówi “moja ciotka i jej mąż Gerhard”, jakby ten Gerhard był byle kim.
Był tylko mężem ciotki Mary Sue.
By go nie zasmucać, starałam się nie poruszać z nim tego trudnego dla rodu Merrettich tematu. Jedno jest pewne – Frygill musiał w przeszłości być stronnikiem lub kimś nawet bliższym w otoczeniu pierwszych Władców Fenian, skoro z taką czułością mówi o Almie. Zdaje się także doszukiwać we mnie i w Severze ich następców.
KRWWWWAAAA! Powiedział ci wprost, że jesteś jej wcieleniem. W tym świecie wypełnionym magią to chyba norma, więc dlaczego to do ciebie nie dociera!?
Ale to jest już zupełnie pozbawione sensu!
Arienne obudź się, tutaj wszystko jest pozbawione sensu!
Dobra, zróbmy małą ankietę, odpowiedzcie w komentarzach. Czy Arienne jest taka głupia bo…
-
Autorki chciały, żeby taka była,
-
Autorkom wyszło tak przez przypadek?
– Nie będę wypierać się tego, kim jestem, skoro obdarzony mocą i tak to wiesz, Arcymistrzu. Jednak obawiam się, że jesteś w błędzie. W Ravillonie miałam znaleźć swoje Przeznaczenie, ale nie może być nim Mistrz Walk. Mimo że jego Znakiem jest Lew, nie jest to przecież ten sam symbol, który zdobi herb Cesarza Fenian.
Spiskowcy, kacza ich nać… No ale może doszli do wniosku, że pod latarnią najciemniej.
Ponadto on jest Anturyjczykiem i do tego Związkowcem… Musisz się mylić. On nie może mi być pisany.
Wypowiadając ostatnie słowa, sama już nie wiem, czy staram się bardziej przekonać Arcymistrza, czy siebie, ale nagła wizja mnie jako królowej u boku Severa – władcy mocarstwa – kłóci się z wszelkimi dotychczasowymi wyobrażeniami mojego przyszłego małżeństwa. Mam niby stanąć u boku mężczyzny, który zhańbił mnie na oczach setek ludzi, który każdej nocy, zbliżając się do mnie, odziera mnie ze wstydu i zamienia w osobę, której nie poznaję? To absurdalny pomysł.
Ekskjuze mła, a czego się spodziewałaś po małżeństwie, dziedziczko tronu Północy? Że wyjdziesz za mąż z miłości, a nie dla dynastycznych interesów? Że wybrany dla ciebie małżonek nie będzie “zbliżał się, odzierając cię ze wstydu”?
Poza tym Anturyjczyk w ogóle nie nadaje się na króla! Pomijając już fakt wątpliwego pochodzenia i szlachectwa, brak mu poważnego podejścia do czegokolwiek, bywa zazdrosny, zadziorny i niepomny na dobro innych. Nie wspominając już, że zajmuje się zabijaniem. A do tego wszystkiego można dołożyć tę jego mrożącą moc…
Ponieważ zawsze i wszędzie władcami zostają mili faceci, pracowici, wielkoduszni, skromni i dbający o bliźnich. I oczywiście w ogóle nie myślący o krwawych wojnach czy prześladowaniach. Tacy jak na przykład obecny cesarz.
– Ja przybyłam tu w poszukiwaniu Przeznaczenia, ale zupełnie innego Przeznaczenia niż to, o którym mówi Wasza Świątobliwość – dodaję, będąc ciekawa, czy Arcymistrz wie o Księdze.
O tej księdze, w której, jak zgaduję, zapisała coś cesarzowa Alma?
– Wiem, czego szukasz – wypowiada po kolejnej fali duszności Frygill. – Lecz tego nie ma w Czarnej Twierdzy. Alma inaczej to zaplanowała. Tylko Severo może cię doprowadzić do pożądanego artefaktu, gdyż jest jego Strażnikiem. – Kaszel nie pozwala mu mówić dalej.
Frygill żąda jeszcze od Severa, by złożył mu przysięgę, że będzie chronił Arienne bez względu na wszystko i “tym razem ją ocali”. Po wyjściu pary woła swego starego sługę, Filona, nakazując mu ukryć starannie testament oraz wręczając teczkę z danymi na temat Severa, którą ten ma otrzymać po jego śmierci, gdyż “jest już gotów by poznać prawdę o przeszłości”.
Teczkę. Tak, pewnie wyniesioną z IPNu.
Po wyjściu z komnaty ściągam woal i przez pewien czas kroczę obok Severa zamyślona. Tysiące pytań ciśnie się do mej głowy. Jak Frygill może to wszystko wiedzieć? Czy rzeczywiście jest nieomylny?
Miałeś rację, Vahu, Frygill to papież.
Czy może to wiek zaciera mu pamięć i ze względu na pewne podobieństwo fizyczne bierze mnie za mą ciotkę, która zmarła tak dawno, że nawet nie zdążyłam jej poznać? Skąd bowiem może wiedzieć, że szukam Księgi? I że jej tu nie ma. Co prawda jeszcze jej nie odnalazłam, ale z pewnością mi się to uda – w końcu posiadam medalion. Nie, w tym wypadku Frygill nie może mieć racji. A ja, mimo wszystko będę kontynuować swą misję w Ravillonie.
Nie no, co tam taki Arcymistrz może wiedzieć o powierzonych mu bardzo ważnych magicznych księgach.
I na koniec to stwierdzenie, że mój Mistrz jest Strażnikiem. To przecież raczej niemożliwe – staram się przekonać samą siebie i ze zdziwieniem nie znajduję żadnych argumentów na to, że nie miałby nim być. Nigdzie nie ma wzmianek o tym, jak powinien wyglądać czy z jakiego stanu wywodzić się mój opiekun, może więc powinnam sprawdzić, co on sam wie na ten temat?
JEJ opiekun? A nie chodziło o strażnika artefaktu?
Arienne wypytuje Severa o nieomylność Frygilla; ten zapewnia, że jak szesnaście lat go zna, nie pamięta, żeby kiedykolwiek się w czymś pomylił. Stwierdza też, że Arienne musi być kimś niezwykłym, skoro Arcymistrz domagał się od niego takiej przysięgi.
– Sądzę, że Jego Świątobliwość wymusił na tobie, Mistrzu, tę przysięgę dlatego, że przypominam mu pewną osobę z przeszłości. Zresztą ciebie również bierze za kogoś, kim chyba nie jesteś. Określił cię mianem Strażnika. Wiesz, dlaczego to zrobił? – Uważnie przyglądam się oczom mężczyzny, szukając w nich iskry zrozumienia.
– Tak powiedział? – Anturyjczyk poważnieje. – Być może miał na myśli to, że widzi mnie u boku nowego Arcymistrza, na miejscu starzejącego się Filona? Możliwe także, że chodziło mu o Strażnika Przeznaczenia. Nie znam kontekstu jego wypowiedzi, ale obie wersje są prawdopodobne.
– Jeżeli to drugie miałoby być prawdopodobne, to musiałbyś, Mistrzu, wierzyć w legendę o Bogini Przeznaczenia i Księdze.
– Oczywiście, że wierzę w Przeznaczenie – stwierdza, wychodząc na skryty w wieczornym mroku wirydarz. – Jemu ufam i powierzam siebie. Słucham wróżb Vena, gdyż zawsze mi się sprawdzają. Co do legend zaś… W każdej tkwi ziarno prawdy, więc może i ta o Księdze Przeznaczenia ma coś w sobie. Na pewno Arcymistrz jest święcie przekonany, że to prawda. Odkąd pamiętam, powtarzał mi, że przygotowuje mnie do roli Strażnika Przeznaczenia, a mój tytuł Mistrza ma być środkiem do osiągnięcia tego celu.
Ale być może akurat tym razem miał na myśli Strażnika w sensie przydupasa nowego Arcymistrza!
Nawet wówczas, gdy na jego treningach nie miałem już sił, by powstać z bólu, zmęczenia i rozpaczy, on wciąż żądał, bym mu powtarzał, że nim jestem. Wciąż i wciąż. Bijąc mnie do nieprzytomności… – Zamyśla się, wspominając przez chwilę najtrudniejszy okres w swym ravillońskim życiu, po czym jego surowe oblicze rozpogadza uśmiech. – Jeśli Frygill nazwał mnie tak w tym kontekście, to znaczy, że ty musisz być według niego albo posiadaczką legendarnej Księgi, albo wcieleniem samej Bogini. – Po ostatnim zdaniu wybucha śmiechem. – Bogini Przeznaczenia moją Milady! A to dobre! Tessi zemdleje, jak to usłyszy!
Arienne boginią?
http://brainzooming.com/wp-content/uploads/2015/03/No-surprises-fortune-cookie.jpg
(…)
– Wybacz, Mistrzu, ale śmiem twierdzić, że chyba nigdy nie przekroczyłeś progu żadnej świątyni. Jako adeptka Gildii Bogini Przeznaczenia muszę cię zatem poinformować, że barwą mej Pani jest fiolet, a nie czerń.
No, to jest miażdżący argument.
Koniec dyskusji. Chwilę wcześniej Sevcio wspomniał o Księdze. Gdyby Arienne naprawdę na niej zależało, to chociażby spróbowała skierować na nią rozmowę.
Przyrównywanie mnie do niej jest zaś więcej niż niestosowne.
Pod wpływem wzburzenia dodaję jeszcze:
– Zresztą to nie do niej odniósł się Arcymistrz, ale do Cesarzowej Almy, którą mu podobno przypominam.
– Och, Arienne! – Czarnowłosy wykrzykuje ze śmiechem. – Czy ty już zawsze pozostaniesz taka poważna? Jak w takim razie zamierzasz się ze mną porozumieć, skoro wszystko, co mówię, musisz odbierać tak dosłownie? Naprawdę nic cię nie bawi? Masz taką bujną wyobraźnię i taki młody wiek, a mam wrażenie, że rozmawiam ze staruszką! Co powinienem uczynić, żebyś się zaśmiała? Tylko błagam… Nie każ mi dłużej prowadzić rozmowy o jakichś legendarnych historiach i nieszczęśliwych władcach, bo ostatnio zbyt często o nich słyszę. W Podziemiach moi ludzie nazywają mnie Cesarzem Gerhardem, jeśli chcesz wiedzieć. Ha, ha, ha.
Kura czeka w napięciu, czy Arienne wspomni coś o dziwnych słowach Frygilla…
…ale nie. Ta mała idiotka ma najwyraźniej pamięć jak jętka jednodniówka (albo i krótszą, czy są jętki godzinówki?). Będzie doskonale pasować do Sevcia z wypranym mózgiem. A tymczasem najbardziej obchodzi ją to:
To nieprawdopodobne. On wszystko zamienia w żart! – stwierdzam z oburzeniem, gdy mężczyzna puszcza do mnie oko, wyraźnie ze mnie drwiąc.
– Tak, to rzeczywiście bardzo zabawne – przyznaję lodowatym tonem. – Zaczynam się poważnie zastanawiać, Mistrzu, dlaczego wybrałeś Domenę Walk, a nie Śmiechu. Prędzej można by cię było nazwać Mistrzem Dowcipu i Błazenady, niż nadawać ci miano tego najszlachetniejszego z monarchów i tym samym kalać pamięć o nim. Jedyny przejaw osławionej dworskości Lorda Severa widziałam wyłącznie w twoim tańcu i grze na lutni, a to trochę za mało, żeby kogoś od razu stawiać na równi z samym Cesarzem.
Mujborze, ten jej foszek jest taki uroczo nastoletni, lajkit 🙂 Kto z nas nie miał takich momentów, gdy wydawało mu się, że jest jedyną dorosłą i poważną osobą w towarzystwie?
– Bogowie! – Anturyjczyk z jękiem wznosi dłonie w błagalnym, teatralnym geście. – Co za kobieta! A ja liczyłem na miłą konwersację dziś wieczór, choć pogawędki z kochanką są dla mnie czymś nowym i niepojętym.
Taaak, wśród tych swoich księżniczek i królowych Severo musiał stanowić puchar przechodni, na jedną noc, no góra tydzień. Co można dłużej robić z facetem, którego jedynymi zaletami są ładna buźka i duży wacek?
Opchnąć koleżance!
Ale jeśli mamy rozmawiać tak dłużej, to chyba od razu lepiej idźmy do łoża, bo to jedyne, prócz dzisiejszej przysięgi przed Arcymistrzem i nałożonego na twą szyję Znaku, co nas łączy… – Urywa pod wpływem nagłego pomysłu, po czym, nie tłumacząc swego zachowania, nieoczekiwanie zbacza w stronę znajdujących się po lewej stronie korytarza drzwi z wizerunkiem Węża, które otwiera swym medalionem.
Hm… więc każdy z Mistrzów może swoim medalionem otworzyć drzwi do cudzej komnaty? Interesujące rozwiązanie; dziwię się tylko, że Sevciowi wcześniej nie ginęły żadne fanty – na przykład kiedy wyjeżdżał z jakąś misją.
Severo pożycza od Taidy lutnię, mając nadzieję, że uratuje wieczór.
Gdy Severo tak bez ogródek mówi o kolejnym zbliżeniu ze mną i to tylko dlatego, że nie śmieję się z tego, co on uważa za zabawne, czuję pewien niesmak i przykrość.
I w zasadzie to jedyne, na co ją stać. Daj borze każdemu tak szybkie pozbycie się traumy.
Próbowałam przecież z nim porozmawiać, ale to niewykonalne! On wszystko przeinacza i z wszystkiego kpi. Widząc jednak instrument w jego rękach, oddycham z ulgą.
– Zagrasz dla mnie? – pytam zaskoczona, a przypominając sobie jego dzisiejszy popis, uśmiecham się delikatnie. – To może rzeczywiście nie będzie aż tak źle.
Gdy docieramy do jego komnaty, pierwsze, co mnie w niej uderza, to chłód pomieszczenia, którego Anturyjczyk zdaje się jednak nie zauważać. Podchodzę do paleniska, dokładam do niego drewna i za pomocą prostego zaklęcia rozpalam płomień.
Jak nic służba w Ravillonie założyła związek zawodowy i prowadzi strajk.
– Co jeszcze potrafisz zagrać, Mistrzu, oprócz tego utworu z zajęć Etykiety?
(…)
– W twoim wypadku, Arienne, powinienem zacząć od psalmów pogrzebowych. Ale ponieważ chciałbym zobaczyć, jak wyglądasz z uśmiechem na ustach, prócz gry coś ci zaśpiewam. – Nie czekając na reakcję dziewczyny, zaczyna intonować wesołą, skoczną melodię. Po chwili w komnacie rozlega się jego dźwięczny głos:
Puszcza zazdrości
Lwiej Wysokości
Ogromny ma pysk
W swych źrenicach błysk
Ogon ma z kitą
Cześć należytą
Jednak w nocny czas
Co rozbawi was
Na nic mu szpony
W uścisku żony
Miauczy, nie warczy
Słów nie wystarczy
Jaka potęga
Po niego sięga
Niewieścia siła
Lwa przemieniła
Z króla groźnego
W kotka małego
Przykro mi Sevciu, ale…
Stoję przed kominkiem odwrócona w stronę lutnisty i aż nie dowierzam, co właśnie słyszę.
Ja też.
Wielki Mistrz Walk, postrach wszystkich, śpiewa mi o zwierzęciu będącym jego symbolem, ujarzmionym przez kobietę i zamienionym w bezbronne kocię.
TAK, KURWA, ZROZUMIELIŚMY, NIE TRZEBA NAM TŁUMACZYĆ!
(…)
A oto jeszcze jeden przykład ravillońskiej poezji:
Raz rzecze mysz do Kota
Na nic tu moja cnota
Uroda i futerko
Bo wciąż zerkasz w lusterko
Nie widzisz, żem jest mała
Gładziutka i zuchwała?
Dotyku łaknę twego
I czegoś konkretnego
Kot na to rzekł: Idź, a kysz
Pochwycił i schrupał mysz
(…) – Naprawdę, twoja gra dzisiaj rano mnie urzekła. Zagraj mi więc, proszę, coś podobnego. Znasz Zimę Tahitanii?
Arienne robi w komnacie kino domowe, wyświetlając magicznie na ścianie krajobrazy Tahitanii, które pod wpływem muzyki widzi w swej wyobraźni.
(…)
Gdy zamiera melodia, nasze oczy kierują się w stronę trzech księżycy [księżyców, na litość boską!] błyszczących daleko na Północy.
– Tahitania… Jedyne miejsce na Kontynencie, gdzie można zobaczyć podobne zjawisko.
Znaczy, trzy księżyce nie są widoczne w żadnym innym miejscu na planecie? Muszą mieć bardzo dziwną orbitę.
To są magiczne księżycę i wiszą tylko nad Tahitanią. Albo to hologramy wyświetlane przez tahitańskich magów, by ciągnąć kasę z turystyki. Btw, skoro ojczyzna Arienne to jedyne miejsce na kontynencie, gdzie są widoczne, to obstawiam, że Tahitania musi zajmować całkiem dużą powierzchnię.
Zszokowany Sever odkrywa, że coś jeszcze łączy go z Arienne. Otóż… wolą śnieg od palącego słońca. Tak.
(…) Ja też wolę śniegi Północy od palącego słońca Południa. – Ostatnie zdanie wypowiada szeptem, nie kryjąc zdumienia malującego się na obliczu, gdy odkrywa, że coś jeszcze prócz muzycznej pasji łączy go z jego Milady.
Oficjalnie zawiązywanie się wielkiej miłości Sevcia i Arienne dobiło do poziomu “Ataku klonów”.
(…)
– Mieszkałem w Tahitanii, z pewnymi przerwami, prawie półtora roku.
Hmmm… Ven mówił Arienne, że żadnemu z Mistrzów nie wolno mieszkać na stałe poza Ravillonem. Jak długi pobyt jest dozwolony? Półtora roku moim zdaniem to na tyle sporo, że rodzi uzasadnione podejrzenia.
(…) Nigdy nie zapomnę piękna tamtejszych krajobrazów, pustki lodowców i dziczy zimowej kniei. Zmrożonych lodem wodospadów i skrzących się od śniegu, poszarpanych szczytów górskich, za którymi ciągną się bezludne rubieże oraz Ocean Lodu. Będąc tam, czułem się wolny. Tęsknię za tym uczuciem. Tęsknię za tą niezwykłą krainą. Chciałbym tam jeszcze kiedyś powrócić…
Ja… ja cię pierwszy raz rozumiem, Severo.
https://s.yimg.com/uu/api/res/1.2/JR7Hnx3ibsLMFfgePAOqLg–~B/aD0xMjAwO3c9MTYwMDtzbT0xO2FwcGlkPXl0YWNoeW9u/http://media.zenfs.com/en-GB/homerun/international_business_times_news_7/d5610954c176cf6a46c05bc69b8d25a7
Chociaż Skyrim nie jest tak bardzo tru, bo ma na niebie tylko DWA księżyce i są one widoczne w innych krainach Tamriel.
(…)
– Mało kto chyba zwiedził Tahitanię w takim stopniu jak ja. Ojciec bardzo często zabierał mnie na wielodniowe wyprawy, mam więc wrażenie, że moja ojczyzna nie ma przede mną tajemnic, choć i ja nigdy nie mogę w pełni nadziwić się jej pięknu.
Czyli tatuś Arienne, król, zabierał ją na wielodniowe wyprawy w głuszę. To jakiś lokalny Bear Grylls? Arienne ma 16 lat, ostatnie pół roku spędziła w Salmansarze, więc praktycznie jako jeszcze bardzo młoda osoba była targana po wiecznie zamarzniętych dzikich terenach.
Musiała być nieźle zahartowana. Tymczasem ledwie kilka dni wcześniej zastanawiała się, jak też da sobie radę z ćwiczeniami fizycznymi, skoro z pewnością nie będzie to taniec, spacery czy jazda konna, a tylko takie formy aktywności zna.
I jest, przypomnijmy, jedyną dziedziczką tronu północy. Wracając jeszcze do ojca… co za król olewa sprawy państwowe, by bawić się w survival? O tym, jak kończą się takie eskapady, przekonał się Konstans, cesarz rzymski, syn Konstantyna Wielkiego. Konstants był zapalonym myśliwym i potrafił na wiele dni zniknąć w puszczy. Był też homoseksualistą, a jednocześnie gorliwym chrześcijaninem, więc szybko rozniosły się plotki, że wstydzący się swoich preferencji władca niekoniecznie ugania się po lasach za zwierzyną, a raczej za przystojnymi towarzyszami polowań… Podczas jednej z takich eskapad doszło do buntu, który rozprzestrzeniał się bez żadnych przeszkód, bo nikt nie miał kontaktu z cesarzem, który z leśnych ostępów wyszedł dopiero kilka dni później i uzmysłowił sobie, że opuścili go praktycznie wszyscy. Uciekającego władcę żołnierze zabili w kościele.
I wreszcie pozostaje jeszcze kwestia matki Arienne. Czy nie martwiła się o córkę, gdy ta znikała w dziczy na tak długo? I czy dwór królewski nie był pełen młodych, przystojnych i szarmanckich trubadurów, rycerzy, giermków, heroldów, sługów, kapłanów, czarodziejów, szambelanów, gwardzistów, baronów i hrabiów, którzy tylko czekali by pocieszyć królową?
Może właśnie tu leży pies pogrzebany. Królowa tak uprzykrzała mężowi życie, że ten wolał znikać w głuszy, a córkę brał ze sobą, by nie była narażona na widok rozpusty.
Ale przecież Sevcio w swej przemowie uzmysławiającej do Arienne tak udowadniał, że męski świat, że kobiety nie mają nic do gadania, a tu proszę – wielki król z przyprawionymi rogami nie potrafi kontrolować żony i zostaje zmuszony do regularnych ucieczek z zamku. Znów się okazuje, że Severo niby taki światowiec i wszystko wie, a w rzeczywistości w dupie był i gówno widział.
Eno, tatuś Arienne po prostu ma miękkie serce.
Severo też zaczyna wspominać swój pobyt w Tahitanii.
Miał dwadzieścia cztery lata. Świeżo został Mistrzem i ta wyprawa, choć wiązała się ściśle z jego obowiązkami, była dla niego nagrodą większą niż medalion Lwa wiszący od niedawna na jego piersi. Tak to wówczas postrzegał. Wreszcie opuścił przeklęty Ravillon. Był wolny, nie ograniczały go mury Czarnej Twierdzy. Zostawił w nich swe cierpienia, by choć na chwilę znów zacząć żyć względnie normalnie.
Czyli jak? Skoro kiedyś związkowcom kasowano pamięć, to skąd mieli wiedzieć, jak wygląda normalne życie?
Nikt inny nie chciał się podjąć zlecenia w tak odległym kraju, do którego dostanie się lądem stanowiło nie lada wyzwanie, podróż morska zaś, choć skrócona częściowo przez użycie magicznych portali, okupiona była wielkim niebezpieczeństwem.
A to mnie bardzo zainteresowało. Jak działają takie portale? Statek płynie po morzu, wpływa w portal, a ten przerzuca go kilkadziesiąt mil dalej, by np. ominął strefę mielizn? Ale czy w takim razie, nie prościej byłoby postawić portal w jednym mieście i w stolicy Tahitani i w ogóle nie używać statków, skoro podróż i tak “była wielkim niebezpieczeństwem”? Jak działa portal stawiany na środku morza? Jak się do niego nawiguje? Czy… dobrze, stop. Powiedz mi Kuro, czy kwestia morskich portali zostanie jeszcze jakoś rozwinięta, czy jest rzucona ot, tak?
Nie zostanie. Pod koniec książki (kiedy to autorkom się przypomina, że w sumie wypadałoby dać jednak jakąś akcję) Severo podróżuje do Tahitanii, lecz ta podróż w ogóle nie zostaje opisana.
Nieprzewidywalne sztormy i wichury nawiedzające Ocean Lodu pokonały już niejeden okręt. Do tego Północ była wiecznie zmrożona zimą. Ziemia mrozu i śniegu. I malin, nie zapominajmy o malinach. Prawie niezamieszkana. W bliskim sąsiedztwie legendarnej krainy Schatten, w której śpi wieczne Zło. (…)
By uzyskać tytuł Mistrza, wyzbył się całej swej osobowości. Związek wyzuł go z uczuć, które tu uznawano za niegodne wojownika. Nie było tu miejsca na empatię, honor, szlachetność czy litość. Anturyjczyk poddał się więc regułom, które teraz zmuszony był traktować jako oczywistość, nawet jeśli kłóciły się z zasadami, które do tej pory wyznawał.
A skąd miał wiedzieć, jakie zasady wyznawał, zanim wykasowano mu pamięć? Więcej – miał świadomość, że musi być skazanym na śmierć przestępcą, bo tylko tacy stawali się Związkowcami.
Ale to inni, nie szlachetny Sevcio! Pewnie cały czas wmawiał sobie, że trafił do Ravillonu przez niewinność.
Mordercze treningi, fizyczne kary, głodówki, więzienie i tortury, jakie przeszedł, sprawiły, że przestał się użalać nad kimkolwiek i czymkolwiek. [Za to nad sobą użalał się kiedy tylko mógł] Po dwóch latach pobytu w Twierdzy zaniechał rozważań, kim był, zanim do niej trafił, gdyż podobne dywagacje rozstrajały go i utrudniały skupienie na zajęciach, po trzech – przeszłość stała mu się obojętnym wycinkiem historii, która nie wróci. Gdyby tylko wiedział, co złego uczynił, zanim trafił do Podziemi Ravillonu, może byłoby mu łatwiej zaakceptować upodlenie i razy, które otrzymywał, gdyż miałby pewność, że w pełni na nie zasłużył.
(…) Od razu wiedziałem, że stamtąd jesteś. Gdy tylko cię ujrzałem. Twoja skóra jest biała jak tahitański śnieg. Żadna niewiasta na Kontynencie nie może się nią poszczycić, prócz mieszkanek Krainy Wiecznej Zimy.
No, chyba że się zamknie taką niewiastę z kontynentu na kilka miesięcy w ciemnicy. I hurr durr, takie niespotykane, a nikt nie zwrócił uwagi na niesamowitą bladość Arienne?
Dlatego cię wybrałem. Jesteś pięknem, które jest niespotykane w Ravillonie, ale i w ogóle w tych rejonach Świata. Jesteś moim wspomnieniem i moją tęsknotą. – Dotyka zimną dłonią policzka Arienne.
Gdy zdaję sobie sprawę, że mężczyzna właśnie porównał moją urodę do urzekającego swym czarem krajobrazu mej ojczyzny, natychmiast prostuję się i zmieszana spuszczam wzrok, ale i uśmiecham się nieśmiało. Jeszcze nigdy nie otrzymałam tak wyszukanego komplementu, który na dodatek wywarłby na mnie takie wrażenie. I co ja mogę odpowiedzieć memu Mistrzowi? Przecież nie powiem mu, że czuję się w tej chwili przy nim jak przy kimś, kogo znam od dawna, z kim uwielbiam spędzać czas i z kim najchętniej już teraz wyruszyłabym w podróż do magicznej Tahitanii.
Ile to czasu minęło od tego gwałtu? Tydzień?
Chyba nawet nie.
Zawstydzona kieruję spojrzenie na wciąż zawieszoną przed nami iluzję.
– Zabiorę cię tam – do delty Brenny i na środek Oceanu. Dalej jednak to niemożliwe, gdyż tam moja moc zawsze napotyka barierę, której nie jestem w stanie przekroczyć.
NIEMOŻLIWE!!!
Myślałem, że Arienne może zobaczyć tylko miejsca, w których choć raz była i dlatego autorki wrzuciły te wycieczki z ojcem. Ale wychodzi na to, że nie. Czyli jeśliby chciała, to mogłaby zobaczyć osobisty wychodek Wilbura, sypialnie cesarza, albo garderobę Vena. Albo, na przykład, księgę której miała szukać, a o której chyba trochę zapomniała. Przy takich czarach mistrz szpiegowstwa Tessi nie miałby za co żyć. Magia, wykorzystywana przez niedoświadczonych autorów jako szpachla na dziury fabularne i narzędzie do skrótowego pomijania pewnych kwestii, ma tą ciekawą właściwość, że w końcu kopnie pisarza w tyłek, zaś świat przedstawiony rozpadnie się jak domek z kart.
– Po tych słowach ruszamy na magiczną wędrówkę przez zaśnieżone lasy i góry, żeby w końcu znaleźć się na samym krańcu Naszego Świata.
***
(…)
Jest środek nocy, a on wciąż nie może usnąć, choć Arienne śpi już przeszło od godziny. Zmęczona wysiłkiem włożonym w tworzenie przed swym Mistrzem magicznej Tahitanii, odpłynęła w jego ramionach. Nie protestowała nawet, zgodnie ze swym zwyczajem, gdy mężczyzna przed spoczynkiem zdejmował z niej suknię, pozostawiając czarodziejkę jedynie w koronkowej halce. Dziewczyna tak bardzo była wyczerpana zużyciem mocy, że zupełnie zapomniała o zażenowaniu i wstydzie.
Jak widać, kino domowe zużywa znacznie więcej prądu niż rozwalanie murów i poruszanie planetą.
(…) Gdy dołączył do kobiety na miękkim posłaniu ze skór, okrywając ją płaszczem z wizerunkiem Lwa i przyciągając do siebie,
Minął tydzień, a on dalej nie naprawił zniszczeń po wizycie Grittona? A może to tak specjalnie – spartańska surowość, proste łoże skórami okryte… Ale przecież wiemy o upodobaniu Sevcia do bogactwa i luksusu.
A według mnie autorki po prostu tak wyobrażają sobie średniowieczną sypialnię.
ta wtulając się w jego tors, ku dogłębnemu zdumieniu Anturyjczyka, wyszeptała przez sen imię innego mężczyzny.
Gerhard.
Przepraszam, ale jebłem. Nie wiem, który gif pasuje bardziej do mojej reakcji.
Czy może ten:
Wyobraźcie sobie coś pomiędzy.
Uhm, te magiczne zabezpieczenia, które mają ukryć ich prawdziwą tożsamość, są cholernie wątłe.
Władca, o którym czarnowłosy napomknął w rozmowie z Arienne po audiencji u Arcymistrza. Tragiczna postać. Wielkie plany i miłość zakończona dramatyczną śmiercią monarchy, jego małżonki oraz ich nienarodzonego dziecka. Historia, której finał przyniósł upadek wielkich idei przyświecających budowie Cesarstwa Fenian, które miało zjednoczyć wrogich sobie sąsiadów – Fenerię i Anturię.
Gerhard Agenor Arwern.
Ostatnio stanowczo za często o nim słyszy! Zaczęło się od Podziemi, gdy dzień po uczcie ściął swego pobratymca…
Właśnie! Przypomina sobie nagle, przerywając tok swych myśli. Tamten skazaniec coś mu wręczył. Zdaje się, że jakiś medalion? Żądając widzenia z Arcymistrzem, mówił o jakiejś tajemnicy. A Severo, chcący jak najszybciej zakończyć męczący dzień pracy i spotkać się ze swą Milady, nawet uważnie go nie wysłuchał. Co zabawniejsze, do tej pory nawet nie spojrzał na to, co wówczas otrzymał od więźnia. W wolnej chwili musi koniecznie przyjrzeć się tej błyskotce, postanawia.
Pffff… Czyli na święty Nigdy. *oklapła*
Btw, Arcymistrza też nie raczył powiadomić, co więzień o nim wygadywał…
(tu w ogóle nikt nikomu nic nie mówi, wszyscy co najwyżej wymieniają jakieś durne docinki, ale żeby przekazać jakieś ważne informacje, to gdzie tam.)
W każdym razie od tamtego ścięcia Joven i pozostali podwładni Lwa odbywający służbę w Podziemiach nie dają mu spokoju. Nie skłamał więc Arienne, mówiąc, że nazywają go, ku powszechnej wesołości, imieniem pierwszego Cesarza, a to tylko dlatego, że znał wiek, jaki miałby obecnie Gerhard, gdyby nie został zamordowany i – jak twierdził tamten szalony jeniec – faktycznie żył ukryty wśród Związkowców w Ravillonie.
Trudno zresztą, by tego nie wiedział!
Tragiczne wydarzenia, które doprowadziły do zmiany na Cesarskim Tronie, powrotu z wygnania królowej – regentki Mityleny z rodu De La Cler
Powrotu z wygnania?
Czyżby to Mitylena była prawowitą królową, obaloną przez uzurpatora Gerharda?
Może była tylko królową Ferrinu Fenerii, a po tym jak pozbyto się Gerharda opanowała całość podbitych przez niego ziem?
– i późniejszych rządów jej wnuka, Saula Sinistera, zbiegły się w czasie z rozpoczęciem przez Severa życia w Czarnej Twierdzy. Szesnaście lat temu Anturyjczyk miał dwadzieścia lat. Tyle samo, co ostatni z Arwernów.
Jeżu. Wiemy.
Damn, Gerhard miał dwadzieścia lat i już zdążył zjednoczyć kontynent, na stałe zapisać się w historii, a także tragicznie zginąć. Przebił Aleksandra Wielkiego o trzynaście lat.
Wcześnie zaczął.
Może z ciekawości warto by poprosić na przykład Tessiego, w końcu to Mistrz Szpiegostwa, by trochę się wywiedział w sprawie tajemniczej śmierci pary monarchów? Ciekawe też, ilu dwudziestolatków z Cesarstwa zostało przyjętych w tamtym okresie do Ravillonu.
No, zgadnijcie – zrobi to, czy e tam?
Severo pamięta niewielu kolegów, gdyż w dawnych dobrych czasach Starego Porządku jeśli ktoś z rekrutów nie robił postępów i nie awansował, po pewnym czasie ścinano mu łeb.
Poleca się wszystkim trenerom, kołczom i liderom grup.
Wracając do Gerharda, Związek na pewno ma stosowne rejestry i łatwo dałoby się sprawdzić, ilu z werbowanych wówczas nowicjuszy i więźniów było w odpowiednim wieku i ilu z nich pochodziło z Fenian, a konkretnie Fenerii. I do tego nie jest potrzebny nawet Tessi. Stanowisko Sekretarza daje bowiem Anturyjczykowi dostęp do wszystkich dokumentów, nawet tych opatrzonych klauzulą tajności!
Hahaha, i to jest właśnie ten trzeci punkt, o którym wspominałam wcześniej. Wilbur chciał upokorzyć Severa dając mu pracę za biurkiem, tymczasem umożliwił mu dostęp do bezcennej wiedzy.
Sevcio porzuca rozważania o Gerhardzie i wraca do tematu Arienne.
Nie ulega bowiem wątpliwości, że Arienne wywodzi się ze szlachty, której w Tahitanii jest bardzo niewiele. Raptem kilka rodzin i dynastia panująca. Samych rycerzy na królewskim dworze było w czasie misji Severa pięciu. W tak małym środowisku wszyscy się znają.
Zapamiętajmy te rozkminy Severa, zapamiętajmy je bardzo dokładnie!
Chwila. Co to za królewski dwór, gdzie przebywa pięciu rycerzy? Szlachta złożona z kilku rodzin i panującej dynastii? Małe środowisko, gdzie wszyscy się znają? Mówimy o zamku jakiegoś mało znaczącego barona czy o królewskim dworze?
No ja Ci mówię, że to po prostu faktoria handlarzy futer, a za zamek królewski robi tam jedyna oberża. A matka Arienne to lokalna burdelmama.
I jak, wyjaśnijcie mi na trzy księżyce, Arienne żyjąc w tej dziurze na końcu świata, targana przez ojca na wielodniowe wyprawy, zdołała nabyć niezwykle dworskich manier? Skąd u niej tak wyszukany gust muzyczny? Przypomnijcie sobie scenę z ćwiczeń przed balem, gdy krytykowała poziom wszystkiego.
Podejrzewam mały crossover z Matrixem, podpięli ją do komputera i wgrali prosto w mózg.
W takim razie z całą pewnością, choć minęło już wiele lat od jego pobytu w tym kraju, Anturyjczyk musiał mieć kontakt z bliskimi swej Milady. Może znał więc i ją osobiście? W końcu musiała mieć wtedy jakieś… cztery lata!
Myślę, że wszyscy, którzy obawiali się motywu kazirodztwa, odczuli w tym momencie sporą ulgę 🙂
(…)
Arienne się budzi…
Wczorajszy wieczór wciąż stanowi dla mnie niewyjaśnioną zagadkę – jak to możliwe, że zdołałam zupełnie zapomnieć o wszystkim, co mnie tu dotknęło?
Ja wiem, jak:
(…) Uśmiecham się lekko, przypominając sobie po raz kolejny historię lwa zamienionego w kotka – teraz, gdy tak spokojnie śpi, Severo wydaje się zupełnie niegroźny. Nie wnika tymi swoimi inteligentnymi oczami w głąb mnie i nie droczy się ze mną. W zasadzie jest zupełnie bezbronny – stwierdzam, dotykając dłonią jego miękkich włosów. A gdy to czynię, nagle pewien pomysł przychodzi mi do głowy. Starając się nie obudzić mężczyzny, wyswobadzam się z jego uścisku. Musi być pogrążony w naprawdę mocnym śnie, skoro praktycznie nie zareagował na mój ruch, ale tym lepiej. Nie ubierając się, podchodzę do biurka i ze sterty oręża piętrzącego się pod nim wyciągam niewielki sztylet. Teraz albo nigdy!
Omujborze! Arienne naprawdę się obudziła!
Powracam do łoża z mocno walącym sercem. Jeżeli teraz się zbudzi, będzie po mnie, gdy zobaczy mnie zakradającą się ku niemu z bronią w ręku! Ale nie ma chwili na wahanie.
Dawaj, Arienne!
Pochylam się nad Anturyjczykiem, leciutko unoszę jeden z jego loków i szybkim ruchem go ścinam.
HAHAHA, LOL NOPE.
Loczek Sevcia jest potrzebny Arienne nie do żadnego voodoo, ale do wróżby – wrzucając w płomień jego i swój pukiel włosów pyta, czy którekolwiek z nich wróci jeszcze do Tahitanii. Wizja ukazuje jej coś w rodzaju zabawy w chowanego w lesie, gdzie ona ucieka, a Sevcio jest szukającym. Okazuje się, że jest to rytuał najwyraźniej w jakiś sposób związany z zaślubinami, gdyż…
On i ja… tam… w trakcie tego rytuału! Nie, tylko nie to! Proszę was, bogowie, pozwólcie mi raz się mylić. Ja i on – tu, w Ravillonie, to nieuniknione, ale w rodzinnym domu?! Czuję, jak rozpacz ogarnia me serce.
Podnoszę się szybko i pospiesznie ubrawszy, opuszczam komnatę Mistrza. Przelotem tylko przed wyjściem obdarowuję Severa spojrzeniem i cierpię, świadoma, że nie oszukam siebie w tej materii – tam na łożu śpi właśnie ten, który jest mi Przeznaczony! Nie dość, że wróżba Vena i słowa Arcymistrza, to jeszcze moja wizja przyszłości to potwierdziła! I co z tego, że spędziłam z nim jeden przyjemny wieczór? Przecież to Związkowiec! Morderca! Gwałciciel? Eeeee, nie… Jaki ten Los jest niesprawiedliwy!
***
– Co mu się stało, do cholery? – Gavin podjeżdża do Tessiego i wskazuje na Anturyjczyka jadącego przed nimi na czarnym Imperatorze.
Chciałem sprawdzić, czy czarny imperator to jakaś odmiana konia (być może w świecie przedstawionym tak jest), ale google wypluło mi to na pierwszych wynikach:
I od razu cała scena zrobiła się jakby weselsza.
– Jeśli zaraz się nie ruszy, wrócimy do Ravillonu z samą drobnicą! Mamy raptem kilkanaście bażantów, kuropatw i zajęcy. Mnie samemu starczą one ledwo na jeden dzień, a przecież mamy wyżywić nas pięciu i jeszcze nasze kobiety na przeszło dwa tygodnie!
Co-co-co-co? Miszczowie polują, aby zdobyć pożywienie? Ravillon nie posiada żadnych ziem uprawnych, hodowli, zaplecza gospodarczego? Tam mieszka dwa tysiące ludzi!
To tak bardzo bez sensu! AAA!!! Na dodatek polują mistrzowie, którzy powinni mieć na głowie znacznie inne, ważniejsze obowiązki. Mistrzowie, którzy mają zastępy sługusów! Jeśli dodamy do tego fakt, że król Tahitanii też osobiście polował… wyjdzie nam na to, że autorki nie mają pojęcia, jak przedstawić życie kogoś ze społecznej elity w świecie inspirowanym średniowieczem. Ot, napisały i poszło, a refleksji nad tym, czy to ma sens, zero.
Severo tym razem jest jakby nie w sosie, choć przedtem lubił polowania, gdyż:
Bawiła go wściekłość Tarlena, gdy najlepsze zdobycze trafiały się jemu, a nie Mistrzowi Łowiectwa, do czego zobowiązywałby młodzieńca jego tytuł.
Proponuję od razu hurtem odebrać wszystkim Miszczom ich tytuły i oddać je jedynej godnej osobie.
Inni Mistrzowie odjeżdżają w las, pozostaje Tessi, który wypytuje Severa o wczorajszy wieczór z Arienne:
– I do jakich wniosków doszedłeś?
– Że od czasu do czasu warto porozmawiać z niewiastą, zamiast jedynie ją chędożyć – mówi śmiertelnie poważnie czarnowłosy, po czym obaj wybuchają śmiechem.
– Nie wierzę, że ty to mówisz, Severo! Takie wyznanie z twych ust świadczy o tym, że albo Ven znów ci coś zaaplikował, albo że się zadurzyłeś!
– Słucham?! – Anturyjczyk patrzy na przyjaciela szeroko otwartymi ze zdziwienia oczyma. – Ja? Zwariowałeś? Nie wierzę, że to mówisz, znając mnie tyle lat!
Nie wierzę, że to mówisz, wiedząc, że miłość jest zakazana i karana śmiercią! Chcesz mnie wrobić, czy co?
Tessi przeszedł na stronę Wilbura. Albo jest idiotą. Nie wiem, co obstawiać.
– A co? – Tessi nie kryje rozbawienia. – Jesteś ze skały? Od razu ci mówiłem, że ona jest w twoim typie.
– Jest w moim typie, nie przeczę, lecz to jeszcze nie znaczy, że łączy mnie z nią coś więcej niż łoże i jeden wieczór miłej konwersacji!
– Łoże, wspólne tematy, znajomość tańców, umiłowanie muzyki, magia – śmieje się jego kompan. – Severo, nie bądź naiwny. Od tego wszystko się zaczyna. No, może w innej kolejności, bo alkowa powinna być scementowaniem więzi, a nie jej rozpoczęciem, ale my w Związku działamy szybciej, łamiąc odwieczne kanony. Miłość wisi w powietrzu.
– Jesteś cymbałem, Wielki Szpiegu – prycha z niezadowoleniem Mistrz Walk. – Nawet nie wiem, co znaczy to słowo.
Mówiąc to, intensywnie mruga i puka się w czoło, drugą ręką wskazując ścieżkę, którą odjechali Tarlen, Eston i Gritton.
I oni tak polują radośnie patatatając konikami przez las, beż żadnej nagonki, psów i tak dalej? W takim razie już lepiej by zrobili rozstawiając wnyki. To cud, że cokolwiek upolowali.
Bażanty, kuropatwy i zające. Czyli to, co można złowić na polu. Nawiasem mówiąc, tu bez psów też cienko.
– W takim razie ja ci to wyjaśnię, drogi Lordzie. – Przyjaciel ścisza głos do konspiracyjnego szeptu. – Miłość przejawia się na przykład tym, że mężczyzna jest gotów oddać majątek, chociażby… takie pięćset tysięcy fenów, by ratować ukochaną kobietę.
– O, toś się popisał, Tessi – kpi Anturyjczyk.
– Mamy z nią do czynienia także wtedy – kontynuuje niezrażony Arcyszpieg – gdy kochanek sprawia wybrance biżuterię i szaty godne królowej, by jej, ale i sobie, zrobić tym przyjemność.
Daleki strzał, Tessi. O ile się orientuję, wszystkie Miladies chodzą wystrojone i obwieszone klejnotami.
A kiedy przychodzi im się rozstać, zabiera z sobą jakiś należący do niej drobiazg, by mając go przy sobie, nadal czuć obecność ukochanej u boku… by stale mu towarzyszyła. – Przychyla się w siodle i dotyka dłonią rubinowego klejnotu. – Ty masz tę spinkę. Ja zaś to. – Prostuje się w siodle, odsłaniając pasma falowanych włosów z ucha, by pokazać przyjacielowi perłowy kolczyk.
– Arienne dała mi ją na mój rozkaz. Spodobała mi się, więc nie miała wyjścia i…
Sevcio daje, a potem zabiera!
Będzie się w piekle poniewierał.
– Oczywiście, Severo! Oczywiście! – Tessi z trudem powstrzymuje się od śmiechu, udając powagę. – Jeszcze żebyś miał na sobie dworskie stroje, jak chociażby te, które przywiozłeś z Wysp, ale nie siermiężną Związkową skórę. Żałosne! Kogo chcesz oszukać? Bo chyba nie mnie, Wielkiego Szpiega. Poza tym pamiętam, jak to było ze mną i Taidą. Nawet nie podejrzewałem, że jedna niewinna noc z narzeczoną mego zleceniodawcy skończy się tym, że będę zmuszony symulować jej uprowadzenie i ucieknę z nią, nie odebrawszy nawet zapłaty, co narazi mnie na karę w Ravillonie.
Ach, więc Tessi uprowadził narzeczoną zleceniodawcy. Czyli arystokratkę, bo przecież Miszczowie nie przyjmowali zleceń od plebsu. I szefostwo Związku, ktory żyje przecież z tych zleceń, pozwoliło mu ją zatrzymać, zamiast natychmiast odesłać pannę do domu, a jemu ściąć łeb dla przykładu – albo lepiej, oddać w ręce wkurzonego narzeczonego Taidy i w ten sposób próbować wybrnąć z sytuacji.
Wówczas i ja nie wiedziałem, że mnie coś bierze i że to coś nazywa się miłością.
– Weź się, kurwa, zamknij, idioto! – wycedził Severo przez zęby. – Samobójca jesteś, czy co? Nie wiesz, że krzaki w lesie też mogą mieć uszy?
Tam krzaki, ktoś ich może podglądać przy pomocy magii!
Eee tam, tak umi tylko Arienne, są bezpieczni.
– Nie patrz na mnie przez swój pryzmat, Tessi. – Czarnowłosy zwraca ku niemu poważne spojrzenie. – Nie jestem tobą. Jesteś młodszy ode mnie o siedem lat.
– Dlatego sądzisz, że rządzą mną inne prawa niż tobą? Bo jesteś starszy? Daj spokój. Natura ludzka jest jedna, bez względu na wiek. Widziałem, jak na nią patrzyłeś, gdy ją zostawiałeś w Fos. Nie pomyliłem się co do tego, że będziesz ją chciał, teraz jestem zaś pewien, że już wkrótce pokochasz ją, jak ja Taidę. A gdy już pierwszy raz pocałujesz Arienne tak, jak należy całować umiłowaną kobietę, a co Związek uznaje za niegodne [i karze śmiercią, trolololo…], będziesz, drogi Severo, zgubiony na wieki, a twój ułożony zgodnie z zasadami Kodeksu Świętej Organizacji świat wywróci się na opak, obalając wszystkie wpajane ci w Ravillonie brednie. – Wybucha śmiechem.
Severo przez chwilę patrzył ze zdumieniem na Miszcza Szpiegostwa, po czym spiął konia i pognał w las, byle jak najdalej od prowokatora. Myśli zajmowały mu dwie sprawy: po pierwsze, ile zapłacił Wilbur za wyciągnięcie z niego zeznań, a po drugie – jakim cudem taki kretyn jak Tessi w ogóle został szpiegiem?
Tessi, Stirlitz tego świata.
Z niespodziewanie objawionej sali balowej pozdrawiają Kura i Vaherem w dworskim kontredansie,
a Maskotek z zapałem wygrywa na lutni “Mam tę moc”.
Uwaga, w następnym odcinku porzucimy Klątwoversum i przeniesiemy się zupełnie gdzie indziej. Stay tuned!
Omatkobosko. To na trzeźwo nie da się.
Czyta się to opko tak, jakby fanfik HP i Wiedźmina spłodziły dziecię z zespołem Prader-Wili.
Kocham Was!Tyle dobra w jednej analizie. Mam.nadzieję ze po zasluzonej przerwie wrocicie do.naszych wcale-nie-koronowanych gołąbków, bo przeciez tyle na nas czeka… polowanie… spa… gra w gre… przeterminowany.krem… sąd nad.koszula… stolica 😉
Taka_jedna
Opcja B! Opcja B!
I bardzo się cieszę, że Klątwoversum idzie w odstawkę.
Brr, co za makabra.
Nie wiem czy bardziej rozwala mnie to ksioopko czy wasze komentarze. Analiza świetna!
"Wskazuje oskarżycielsko palcem na Severa z niezadowoleniem w oku. – Tytuł z Cesarskiego Nadania to żaden tytuł, Lordzie!"
Pfff! A podczas ostatniej uczty Sevcio tak się rozwodził nad tym, jak to "przywykł do otoczenia dam szlachetnie urodzonych, nie zaś tych z niższych sfer". Tymczasem tutaj nawet koledzy mistrzowie rzucają mu w twarz, że sam nie jest żadnym szlachcicem, tylko nuworyszem z cesarskiego nadania. Ale kobietom to będzie wypominał pochodzenie przy każdej okazji, pitolił, że wieśniaczka o "pospolitych rysach" na pewno nie umie władać magią, i przechwalał się, że do łóżka bierze tylko alabastrowo białe księżniczki, bo opalenizna "sugerowałaby proste korzenie". Patrzcie go, że tak zacytuję klasyka, rycerz chędożony! Trzy lwy w tarczy, dwa srają, a trzeci warczy.
Sevcio jadący na Imperatorze mię ómarł. Poza tym poziom jak zwykle świetny. A ten skazaniec to powinien z dołu z wapnem powstać i palnąć miszcza w łeb za takie marnotrawienie jego ostaniej woli 🙁
Mam teorię – król jest świadomy tego, że żyje w opku i dlatego właśnie "Znów patrzył na mnie oczami, które wszystko już widziały. Jakby był umierającym starcem, a nie dwudziestoletnim młodzieńcem.
– Niszczy go własna moc. Od dziecka rozmawia z siłami, których my nie pojmujemy."
Co do quizu, wybieram odpowiedź A – autorki specjalnie uczyniły Arienne tak głupią, bo uznały, że czytelnicy są tępi i trzeba im wszystko powtarzać milion razy.
Z tą jazdą na czarnym imperatorze nie wiem, jak dokładnie w ksiopku jest, ale w związku z przesycającym je ogólnym klimatem mam skojarzenia jak najbardziej seksualne.
„Sevcio daje, a potem zabiera!
Będzie się w piekle poniewierał.”
To był tak porywająco logiczny i oczywisty wywód, że jak kwiknęłam, to przez dobre pięć minut nie mogłam się uspokoić. Dzięki.
Tak nawiasem mówiąc, wątek Przeznaczenia Arienne mnie właśnie rozłożył na łopatki. Ja wiem, że to miało być romantyczne etc, ale z punktu widzenia Arienne raczej średnio by takie było. Srsly, gdybym dowiedziała się, że istnieję tylko dlatego, że ktoś magicznie stworzył sobie kolejne wcielenie, by nadal być z mężem, a mnie ten mąż zgwałcił na oczach tłumu ludzi, delikatnie rzecz ujmując, nie byłabym zachwycona. No ale to podstawa epickiego romansu, więc podejrzewam, że Arienne nie poczuje się oszukana, że sensem jej życia od dnia narodzin była wielka MIŁOŹDŹ z Sevciem.
Anonimowy pisze:
"gdybym dowiedziała się, że istnieję tylko dlatego, że ktoś magicznie stworzył sobie kolejne wcielenie, by nadal być z mężem, a mnie ten mąż zgwałcił na oczach tłumu ludzi, delikatnie rzecz ujmując, nie byłabym zachwycona"
No właśnie, też o tym myślałam. Nie została przecież zachowana ciągłość między jednym a drugim wcieleniem. Z punktu widzenia Arienne Alma to całkiem obca osoba (może i krewna, ale siłą rzeczy nigdy jej nie poznała), Severo też. A teraz dowiaduje się, że nie ma w sumie znaczenia, co ona sama zrobi, bo i tak jest tylko pacynką zmarłej cesarzowej, że całe życie rozpisano za nią już wiele lat temu i niezależnie od tego, jakim ohydnym typem Severo stał się obecnie, ona musi się z nim związać, bo tak chciała Alma i Przeznaczenie Pisane Wielkimi Literami.
Gdyby Arienne pokochała Severa sama z siebie – w jakiejś innej rzeczywistości, w której nie zaczęłoby się to od publicznego gwałtu – doceniając jego zalety i przywiązanie do niej i dopiero NA KONIEC oboje dowiedzieliby się, że takie było ich przeznaczenie, to jeszcze nie byłoby najgorsze. Ograne – tak, kliszowe – tak, ale do przyjęcia. Bohaterowie realizowaliby przeznaczenie, ale robiliby to, podejmując własne decyzje. Tutaj odwrotnie: przeznaczenie jest ukazane jako żandarm z kijem, który wychodzi już na samym początku i informuje bohaterów, czego od nich oczekuje. Czyli, droga Arienne, nieważne, co ty chcesz, ważne, co chce Przeznaczenie, więc od tej pory morda w kubeł, a nogi szeroko.
Swoją drogą, aż dotąd byłam przekonana, że oni muszą odzyskać pamięć i być razem i wszyscy „ci dobrzy” też do tego dążą, bo, nie wiem, będą dobrze i mądrze rządzić albo razem ich moc zdziała coś dobrego dla świata? Ale Arcymistrz mówi wyraźnie, że chodzi przede wszystkim o to, by nic nie stanęło „na drodze ku waszemu szczęściu!”. No to o co w końcu chodzi w tym głównym wątku książki, angażującym interesy absolutnie wszystkich? Żeby dobro zwyciężyło i randomowa para zeszła się i żyła długo i szczęśliwie? Albo żeby zwyciężyło zło i żeby jednak nie byli razem?
Vaherem jest oficjalnie członkiem załogi Niezatapialnej 🙂
Witam serdecznie! Powodzenia!
Mruży źrenice,
A siatkówkami trzepocze,bo też ma długie?
Ten gif how fascinatinjuz był,ale cudo
… solidnie rozepchał swym Olbrzymem! Ha, ha! – Skarbnik zwija się ze śmiechu.
Dowcip roku,aż mnie ogłuszyło..
Teczkę. Tak, wyniesioną z IPNu.
Pendrive'a mu Wilbur zabrał.
Bogini Przeznaczenia moją Milady!
"Pieprzenie z przeznaczeniem" jużz w kioskach!
Gdyby Arienne naprawdę na niej zależało, to chociażby spróbowała skierować na nią rozmowę.
Juz dostała księgę.Z obrazkami nawet!
Lwa przemieniła
Z króla groźnego
W kotka małego
Że CO?
TAK, KURWA, ZROZUMIELIŚMY, NIE TRZEBA NAM TŁUMACZYĆ!
Przypomniał mi się Lucky Luke i Daltonowie: uspokój się, Joe!
Skyrim super
że król Tahitanii też osobiście polował… wyjdzie nam na to, że autorki nie mają pojęcia, jak przedstawić życie..
Ale pucharów nie zmywał.Miał zmywarkę!
ta powieść ma 800 stron –
EEE.. a ile Wam jeszcze zostało?!
Powiedz to Hannibalowi.
Całe to opko należy oddać Hannibalowi.
Świat się kupy nie trzyma,bohaterowie mdli,intrygi też.Dobrze,ze następna analiza ma być o czymś innym.Pozdrawiam.
Chomik
Najbardziej ubawiły mnie wsomnienia o Tahitanii. Głupie to, drętwe , ale jednak jestem ciekawa, jak się skończy (czy ten ravilloński system pójdzie w cholerę), więc mam nadzieję że wrócicie do tego uniwersum.
Ela TBG
Tym razem analiza była trochę śmieszniejsza, ale też interakcja postaci daje więcej pola do popisu. Te cztery części to jednak ciężki kawał do wymęczenia przez samą głupotę zawartą w treści.
Jestem ciekawa co będzie następnym razem!
Może ktoś dać namiar na takie arcydzieła? Chodzi mi o opki i fanfiki.Chciałabym zobaczyć to na własne oczy. Serio ciężko mi uwierzyć,że ktoś może pisać takie rzeczy. Najbardziej chyba zniszczyło mnie to opko o Rammstein….A co do Klątwy,przeszperałam internety. Wiecie,że istnieją pozytywne recenzje tej książki? Ma ona swoich fanów,możnabyło wygrać ją w konkursach,ogólnie jest na nią popyt i grono fanów. Teraz taka mała dygresja. Czy trzeba być wykwalifikowanym analizatorem aby wyłapywać niektóre kwiatki w tekście? Doszłam do wniosku,że często łykamy czytaną książkę bez jakiegokolwiek zastanowienia,taką jaka jest ze wszystkimi babolami. Trochę dziwne,bo przynajmniej w mojej szkole,wałkowało się czytanie ze zrozumieniem.
Ale może dam sobie spokój.
BTW,czy jest tu ktoś od kanału "Czas na gównianą creepy pastę" od PG? Tematyka nawet podobna.
Możę ktoś dać napisać,gdzie znajdę te wybitne opka i fanfiki?
Jest tu ktoś od PG z kanału " Czas na gównianą creepy pastę"?
Tak mnie coś tknęło, jak się nad tym zastanowiłam… Skoro Mistrzom wymazuje się pamięć przed szkoleniem, to skąd Frygill wiedział, że tak jak Wilbur został wysłany przez Cesarzową Mitylenę? O tym, że sam powiedział Wilburowi, kim ten był w przeszłości, nie wspomnę. Obstawiam, że to kolejny moment, kiedy aŁtorki nie do końca przemyślały całą koncepcję ze Związkowcami… Albo dopadła je znowu amnezja i zapomniały, co napisały wcześniej.
A to nie Mistrzom Starego Porządku usuwa się pamięć? Willbur jest już z Nowego Porządku, o ile się orientuję w tym robionym na odczepne świecie.
ocarne przyrodzenie – skisłam. Może się nie znam, ale to połączenie brzmi dla mnie niefortunnie i niestety komicznie, a przypuszczam, że w zamyśle autorek tak brzmieć nie miało (choć kto wie, po ujrzeniu portretu krzywokolankowego Sevcia na zakładce już niczego nie można być pewnym). Czytam już tylko prawie same komentarze, bo dawno przestałam się orientować, co, kto, z kim, gdzie, kiedy i za ile. Gify (z Nicolasem oraz z Benem i Tomem) dają czadu!Ciekawa jestem, co zostanie rozwałkowane podczas kolejnej analizy. Osobiście nadal cichutko czekam na Krula Wenszuf .
Oczywiście mocarne, nie ocarne, zjadło mi literkę.
Anonimie z 3 grudnia 13:08 No właśnie chodzi mi o to, że Arcymistrz pamiętał, że też był z nadania, czyli musiał znać swoją przeszłość, a mimo to był ze Starego Porządku. Dlatego to mi nie pasowało. Poza tym… Czy jest gdzieś napisane, czym dokładnie, oprócz pojawienia się legalnych kochanek, różni się Stary Porządek od Nowego? Może wtedy trochę by to rozjaśniło działanie tego tFFForu (w co wątpię, bo aŁtorki tak skupiły się na wątku rhhhomantycznym, że niewiele zostało ze świata przedstawionego).
Anonimowy pisze:
"Czy jest gdzieś napisane, czym dokładnie, oprócz pojawienia się legalnych kochanek, różni się Stary Porządek od Nowego?"
To pytanie do analizatorów, bo z tych fragmentów, które były tu omawiane, wynika tylko, że porządki różnią się: a) procedurą rekrutacji i b) możliwością posiadania kochanki. A w praktyce nie różnią się niczym, bo miszczowie starego porządku też czym prędzej pobrali sobie nałożnice i też zatrzymują dla siebie część pieniędzy i przyjmują prezenty od klientów, chociaż podobno powinni wszystko oddawać Świętej Organizacji(TM). Ale przy tym patrzą z góry na tych z nowego porządku i zadzierają nosa, a tymczasem czytelnik patrzy na nich wszystkich i jest jak w końcówce "Folwarku zwierzęcego", nie da się już odróżnić, kto jest kim.
"Arienne, jesteś ponownym wcieleniem cesarzowej"
– "Chyba mu lekko przypominam kogoś, kogo kiedyś znał."
"Severo, jesteś Strażnikiem Przeznaczenia."
– "Ale ten Arcymistrz ma zabawne powiedzonka."
"Cesarz żyje i jest ukryty v Ravilonie."
– "Hmm, co za zabawny zbieg okoliczności, mam tyle lat, ile on by miał i jestem tu od czasu jego śmierci… Ciekawe, kim mógłby być."
"Tu jest niezwykle ważny medalion"
– *po tygodniu* "A, co to mi ten gościu dał? Medalion jakiś? Ciekawe, gdzie go położyłem. Będę musiał kiedyś obejrzeć w wolnej chwili, o ile znajdę."
Rany, jeżeli chodzi o tempo skojarzeń, to ta dwójka bije rekordy wszechczasów. To chyba bardzo nowatorskie ujęcie narracyjne – tajemnica nie jest ujawniana przez stopniowo, w miarę rozwoju akcji znajdywane wskazówki i skojarzenia, ale jest oczywista od samego początku, a rozwój akcji polega na czekaniu, kiedy w mózgach bohaterów uaktywnią się wszystkie cztery neurony i zajarzą cokolwiek.
Imperator – zapewne samobieżny – cudny, ale scena z Mistrzami ćwiczącymi poloneza w sali gimnastycznej (nie oszukujmy się, że to było coś innego) chyba lepsza.
Aha, i czy Severo ma jakoś magicznie zmieniony wygląd? Jest coś o tym? Bo jeżeli od rzekomej śmierci cesarza minęlo całe 16 lat, a Severo, nawet z wymazaną pamięcią kursuje sobie chyba już od jakiegoś czasu w najlepsze między dworami w roli objazdowej kliniki aborcyjnej, a w wolnych chwilach romasuje z królowymi i innymi księżniczkami… Chyba musiałby wpaść na kogoś, kto kiedyś widział wielkiego cesarza, co to królestwa jednoczył. Nie mówiąc już o tym, że był w tej karczmie ojca Arienne, czyli byłego szwagra, o ile niczego nie pomyliłam (co jest bardzo możliwe przy tym arcydziele).
@kura z biura Dziękuję za wyjaśnienie 🙂 Przy okazji natknęłam się ze znajomą na dwa filmiki pt. "6 powodów by dopadła cię KLĄTWA PRZEZNACZENIA". Rozumiem, że gusta są różne, ale sama jakość wypowiedzi autorek filmików pozostawia dość dużo do życzenia. Załączam linka:
https://youtu.be/Oko1YHT-qTc
Dziękuję za ten link,idealnie dopełnił armadową analizę 😅😅😅
Czytam wasze analizy od niedawna, ale naprawdę dużo się nauczyłam. Są zabawne, ale można z nich też dużo wywnioskować. Napiszę więcej, gdy przeczytam wszystkie (jeszcze tylko niecałe trzysta!).
PS. Na dole nie wyświetl wam się statystyka.
1. Severo to reinkarnacja Gerharda czy miał tylko wyczyszczoną pamięć? Wybaczcie jeśli była o tym mowa w tekście, ale ta… książką tak ryje banie że człowiek nic nie zapamiętuje.
2. Kuro, może dasz mały spojler czy Severo wróci do swojego prawdziwego wyglądu (jeśli nie jest reinkarnacją oczywiście :D) ?
-Marchewka
O ile dobrze rozumiem, to Alma zmarła i reinkarnowała się we własną bratanicę, ułożywszy uprzedmio jakiś wielce skomplikowany plan. A Gerhard jest uważany za zmarłego, ale nie zginął, tylko z wypranym mózgiem siedzi w Ravilonie. W tym wszystkim jakąś rolę odkrywa Księga tudzież medalion – jaką, to jeszcze nie wiemy, ale pewnie i tak dowiemy się znacznie wcześniej niż dotrze to do naszych wybitnie spostrzegawczych bohaterów…
Chyba byłoby lepiej, gdyby oboje byli reinkarnacjami, a cała historia z cesarstwem itp. działa się znacznie wcześniej. To znaczny i tak byłoby dno i metr mułu, ale może tego mułu byłoby parę milimetrów mniej.
Ja mam taką teorię, że nadnaturalny rozmiar Sevciowego penisa jest elementem tego zmienionego wyglądu. Gdyby miał go jako cesarz, to z tym, jak bardzo on wszystkich fascynuje w tym świecie, ciężko byłoby się ukryć. A tak wszyscy pamiętają o kuśce i nikt nie zwraca uwagi na ewentualnie podobieństwo rysów twarzy.
Pamięć motoryczną można zachować mimo utraty informacji z innego typu pamięci, w jego przypadku chyba epizodycznej. W każdym razie okropne merysujstwo ;( to jest dla mnie zrozumiałe kiedy pisze opko ktoś w wieku nastoletnim.
" Nie wierzę, że ty to mówisz, Severo! Takie wyznanie z twych ust świadczy o tym, że albo Ven znów ci coś zaaplikował, albo że się zadurzyłeś!"
Ciekawie wyglądają te żarty i docinki dotyczace zakochania w sytuacji, gdy jest to zbrodnia karana śmiercią. Coś w stylu "albo Ven coś Ci zaaplikował, albo kogoś zamordowałeś / okradłeś skarbiec / zdradziłes króla" itp).
Swoją drogą taki zakaz w sytuacji, gdy można być z daną kobietą ile się chce, to idealny sposób na trzymanie w szachu siebie nawzajem, szukanie poszlak na zakochanie przeciwnika itp. Przecież wystarczy "udowodnić" komuś miłość, by się go pozbyć, niepotrzebne sa jakiekolwiek inne intrygi. W tym świetle wczesniejsza postwa Severa, czyli nieposiadanie żadnej faworyty, jest postawą bardzo racjonalną. Jak też pozbywanie się każdej kochanki po krótkim czasie przez któregoś z mistrzów (sorry, nie pamiętam imienia) to też swoisty dupochron, ohydny lecz działający.
Zara. Wstrzymajmy się chwilę, bo się gubię. Miłość – zakazana bo mogą być z tego bękarty. Seks – ojtam ojtam, wolno, a nawet trzeba! Małżeństwo – zakazane bo miłość. Wilbur ma co najmniej jednego syna – zatem bękarta. I jego matka musiała dożyć przynajmniej połogu. Ten wyjątek od (pożal się borze) reguł mógłby być ciekawym wątkiem pobocznym, ale musiałby być poprowadzony świadomie, a to wygląda jakby autorkom się zapomniało, że w Ravillonie są jakieś reguły. A może jest na to wyjaśnienie tylko ja je przegapiłam?(Siadła na Imperatora i pojechała szukać odpowiedzi w poprzednich analizach)
Yorika pisze:
"Wilbur ma co najmniej jednego syna – zatem bękarta."
Gdzieś jest powiedziane, że ojciec Wilbura miał go, zanim wstąpił do Związku. O drugim synu chyba nie wiadomo, kiedy się pojawił, ale on i tak nikogo nie obchodzi.
A jeśli chodzi o rzeczy zakazane, najbardziej podoba się ta przemowa arcymistrza, w której chwali Severa za to, że:
"Nigdy nie skalał też imienia naszego Bractwa bękartem czy Zakazanym Uczuciem Miłości".
Gwałty – spoko, skrytobójstwa – jeszcze lepiej, pobicia, tortury, porwania – w każdej chwili, żadna z tych rzeczy nie kala imienia bractwa ani trochę, ale miłość? Nie ma mowy, w końcu gdzieś trzeba postawić granicę, nawet zło ma jakieś standardy.
Uff, dotarłam do końca. Wasze komentarze jak zawsze na doskonałym poziomie, ale tekst ksiunszki…
Coraz bardziej przypomina bloga, do którego notki pisze się, jak Wen przyjdzie, a jak nie, to się wrzuca jakieś zapychacze, żeby czytelnicy komcie zostawiali :')
Też jestem ciekawa, co szykujecie na przyszły tydzień, i tak jak osoba z komentarza trochę wyżej cichutko liczę na kontynuację analizy o Krulu Wenszy, bo kwikaśna była.
Leszy
Errata: Wilbur jest ojcem Grittona (tego, który jest NISKI) i spłodził go przed wstąpieniem do Związku, reszta się zgadza.
"Szczęśliwym trafem wprawdzie utracił pamięć o swej przeszłości, ale umiejętności mu pozostały".
To akurat ma sens. Specjalisci wyróżniają pamięć deklaratywną (wiedzę o faktach) i pamięć proceduralną (pamięć czynności). W znanych przypadkach zaniku pamięci deklaratywnej zostawała pamięć proceduralna, tj. ktoś mógł nie wiedzieć, ile ma lat, ale umiał np. zawiązać sznurówkę czy pokroić cebulę.
Mujborze, ten suspens "KTÓŻ JEST GERHARDEM" chyba mnie zabije.
A mnie najbardziej cieszy fakt, że to w gruncie rzeczy przede wszystkim historia o tym, jak to pewien CKNUK zaczął odczuwać ZUM.
klatwaprzeznaczenia zaczęła mnie przed chwilą obserwować na Instagramie…Po tym wszystkim, co tutaj czytam chyba zaczynam się bać D:
To całe "reinkarnacja Almy" itp tak bardzo kojarzy mi się z Czarodziejką z Księżyca, że podejrzewam autorki o mocne sugerowanie się tym anime.
Dla ścisłości:
Księżniczka Serenity z Księżyca była zakochana w Księciu Endymionie z Ziemi, chociaż ich romans był zakazany. Byli jednak razem, dopóki na Ziemi nie wybuchła rebelia pod wodzą Metalii w konsekwencji której zniszczone zostało miasto na Księżycu, Książe został zabity gdy chronił Księżniczkę, tylko po to by ta zabiła się z rozpaczy, nie chcąc żyć bez ukochanego.
Jej matka poświęciła jednak swoje życie by wszyscy polegli odrodzili się kiedyś na Ziemi, a Serenity i Endymion mogli być szczęśliwą parą gdy tylko się spotkają.
Nie planuję bronić grafomanii, ale pewne elementy dla mnie mają tutaj sens.
Owszem, Arianne zachowuje się jak niedorozwój nie łączący faktów, ale bez przesady: ma 16 lat i nagle ma się olśnić, że jest kimś innym? Też uważałabym to za absolutne bzdury i skupiała się na pierdołach aktualnego życia, a nie łączyła tego typu fakty w wolnych chwilach.
Aczkolwiek Sever to już powinien ogarniać, że był kimś innym. Nadal jednak mam wrażenie, że dzieje się tak dużo w tak krótkim czasie, że rozmyślanie nad tego typu tematami normalny człowiek przerzuciłby na "później".
A co do polanu Almy i smutku Arianny w kontekście bycia kimś innym, uważam, że to zupełnie uratowywalny wątek. Wystarczy np. w momencie połączenia księgi z medalionem czy jakiejkolwiek fuzji magicznej, zrobić bum, zaktualizować dane, scalić nowe oprogramowanie ze starym i będzie banglać, uważam, że da się to przeprowadzić na swój sposób humanitarnie. Powolne scalanie świadomości postaci przez czas miało już miejsce w kilku ksiażkach i było zrobione dobrze, więc na stan obecny nie przekreślałabym tego wątku.
Cała reszta ma naprawdę interesujący potencjał w kwestii założeń, ale brakło po prostu warsztatu i pracy nad tekstem. Coś w stylu: błyskotliwy pomysł 16latki, popisz jeszcze z dekadę, dwie do szuflady, i naprawdę może wyjść coś fajnego.
Howg.
Anna
Myślę sobie, że te maliny i jezyny jako przysmak mają sens. To kraina wiecznej zimy – jak raz na kilka lat uda się zebrać kilka dzikich malin czy jezyn, to nic dziwnego, że szlachta rzuca się na te owoce na prosiaki w koryto. Żołądki renow z mchem to mają na codzień, podobnie jak żółty śnieg.