Drodzy Czytelnicy!
Minęło dopiero kilka dni pobytu Arienne w Ravillonie, ale wygląda na to, że życie jego mieszkańców już nigdy nie będzie takie samo. W tym odcinku obejrzymy pokazy niezwykłych mocy, dowiemy się wstrząsających rzeczy o pochodzeniu naszych bohaterów, inne uniwersa co chwilę będą zaglądać do Ravillonu i odnajdywać tam swoje zagubione elementy i w ogóle… czeka nas kosmiczny zawrót głowy. Indżojcie!
część 1
część 2
część 1
część 2
Analizują: Vaherem, Kura i Kazik.
– Dużo ich jeszcze zostało, Jovenie? Mam wrażenie, że tkwimy tu już od kilku dni. – Severo ściąga zakrwawiony kaptur z głowy i zwraca oblicze ku towarzyszowi. Zbliżający się do trzydziestki oficer stojący obok podwyższenia przegląda dokumenty.
Zakrwawiony kaptur? Partacz, a nie kat. Niby tyle głów ściął, a nadal amator.
Może trafił na jakiegoś wysokociśnieniowca i ten jak mu siknął!
– Nie, Mistrzu. Ten będzie ostatni na dziś.
– Bogom dzięki! Kto tym razem? – Brunet wspiera zmęczone dłonie na jelcu olbrzymiego miecza, którego żaden, nawet najwprawniejszy we władaniu bronią wojownik, nie byłby nawet w stanie podnieść.
Bo miecz katowski to nie broń, to narzędzie. Taki miecz nie służył do szermierki, nie miał sztychu, służył tylko do jednego rodzaju uderzenia. I był cięższy od zwykłego miecza, co pomagało w zadaniu odpowiedniego ciosu, ale nie aż tak niemożliwie ciężki, jak chcą autorki – ważył około 2 kilogramów. Zaprawdę, straszny ciężar.
Strużki świeżej krwi spływają po głowni aż na kamienną posadzkę, która cała zabrudzona jest zakrzepłą posoką i ludzką tkanką.
Złotowłosy Związkowiec patrzy na jeden z pergaminów opatrzony pieczęcią przedstawiającą Cesarskiego Lwa.
– Buntownik, konspirator, zdrajca o poglądach zagrażających dynastii panującej – czyta.
– Czyli to, co zwykle.
– Ostatnimi czasy takie wyroki przeważają nad innymi wydanymi przez Cesarski Trybunał.
Hm. Wyroki wydaje Cesarski Trybunał, więc procesy odbywają się gdzieś w stolicy – a więźniów ścina się w Ravillonie? Muszą mieć z tym spore zawracanie dupy – transporty przez cały kraj, zapłata i wyżywienie dla eskorty, pasza dla koni, a dodajmy jeszcze ryzyko, że kamraci buntownika zrobią po drodze zasadzkę, żeby go odbić…
Związek dał w łapę komu trzeba, to Związek wygrał cesarski przetarg na dostarczanie uciętych głów, i kto za to płaci? Ja i pan płacę, na to idzie nasza pańszczyzna!
– Czyli albo w istocie Saulo ma aż tylu wrogów, czemu wcale bym się nie dziwił – Mistrz Walk uśmiecha się szelmowsko – albo to jego kolejny kaprys lub urojenie, czemu nie dziwiłbym się jeszcze bardziej.
– Słyszałem, że na północy kraju szerzy się rebelia mająca na celu obalenie jego władzy. Wielki Książę wzywa swych rodaków do wyzwolenia się spod protektoratu Cesarza i wydzielenia ziem Anturii od Fenerii. Zapewne Damon chce z powrotem uczynić ze swego terytorium oddzielne królestwo, skoro już nic prócz waśni nie łączy go z tronem w Fenis.
– I liczysz naiwnie, że powiem ci coś więcej na ten temat, bo jestem jednym z anturyjskich pobratymców Damona? – śmieje się Severo.
– Mistrzu, zbyt dobrze cię znam, by nie wiedzieć, czyją stronę wybierzesz w tym sporze – blondyn odpowiada mu z lekkim uśmiechem.
– Dopóki Saulo i Mitylena hojnie mi płacą i obojętną dla nich jest ma rasa, nie mają dla mnie znaczenia powszechne nastroje co do ich rządów – wyjaśnił rozwlekle Severo, choć żaden z jego kumpli tych wyjaśnień nie potrzebował, a i czytelnik by się sam domyślił. – Wielki Książę nie korzysta z naszych usług. Trudno więc wymagać, bym szczególnie interesował się jego Losem. Z zasłyszanych plotek wiem jedynie, że faktycznie od jakiegoś czasu gromadzi na swym dworze w Durevaldzie przeciwników Cesarza.
Skoro takie plotki wymieniają między sobą nawet kaci w Ravillonie, to nie wiem, co głowa księcia jeszcze robi na jego karku.
Los ją trzyma. Taki przez duże “L”. To chyba jakiś oddzielny byt, może bóstwo opiekuńcze? Coś jak “Przeznaczenie” Arienne?
Ale nie ma co się łudzić. To nie potrwa zbyt długo, gdyż Mitylena nie zniesie spisku. Zapewne już mobilizuje swą armię. Damona czeka rychła porażka i straszliwa kara.
– Chyba że spełni się przepowiednia o Nadziei z Południa, której Wielki Książę hołduje.
“Gdy popłynie krew czerwonej gwiazdy i zbiorą się ciemności, Azor Ahai narodzi się ponownie pośród dymu i soli, by obudzić śpiące w kamieniu smoki.”
– No nie! Nie wierzysz chyba w te brednie, które roznoszą po Kontynencie bardowie, karmiąc nimi prostaków i wydzierając z ich kies ostatnie feny? Damon to szaleniec, więc może jego urzekły te żałosne historyjki, ale ciebie, Jovenie, nie podejrzewałbym o podobny sentymentalizm.
Damon brzmi podejrzanie podobnie do Daemona Blackfyre, bękarta Aegona III Targaryena, który to rozpoczął krwawą wojnę domową w uniwersum Pieśni Lodu i Ognia G.R.R. Martina. Tak tylko mi się skojarzyło…
Tu wiele imion brzmi podobnie do czegoś, włącznie z samymi imionami głównych bohaterów, które podejrzanie przypominają te z powieści “Niewolnica”.
– Ludzie dużo ostatnio mówią, nawet tu, w Ravillonie, o powrocie na tron zapowiedzianego w gwiazdach potomka dynastii Arwernów.
Ach, ten kwiecisty język w ustach pomocnika kata.
Pewnie po przyjeździe do Ravillonu trafił do Mistrza Etykiety.
Ty, Mistrzu, jesteś zadowolony, bo Cesarz cię hołubi i uważa za przyjaciela. Lecz jego poddani cierpią głód i nędzę. Tylko stolica jest pokazowym miastem Fenian.
Tylko Phenian jest pokazowym miastem Korei Północnej 😉
Poza jej granicami panuje bieda i zniewolenie. Zwłaszcza na północy Cesarstwa właśnie.
Severo prostuje się i porusza głową, by rozciągnąć obolałe mięśnie karku i szyi.
– To prawda. Mitylena traktuje tamtejszych mieszkańców jak niewolników. Ostatnimi czasy zaostrzyła swe rządy nad nimi. Pozbywa się ich masowo z zachodnich terenów Anturii. Sprzedaje jak bydło Krajom zza Morza, a ich ziemie zasiedla Feneryjczykami.
Rozumiem, że robi to na terenie tego księstwa rządzonego przez Damona? To się dziwię, że dopiero teraz facet myśli o zerwaniu paktów łączących go z Cesarstwem.
A ludzie, jak im źle, zawsze wymyślają sobie bajki na pocieszenie, w stylu tych o tajemniczym Arwernie, który doprowadzi do zmiany na tronie w Fenis i odrodzi Cesarstwo zgodnie z intencją jego założyciela.
Intencją “założycieli” różnych imperiów przeważnie było “podbić co się da i czerpać z tego jak największe zyski”.
…którymi mniej lub bardziej można się dzielić z poddanymi. Brzmi jak coś, pod czym niejeden Feneryjczyk chętnie by się podpisał.
Ale obaj wiemy, że to wierutne bzdury. No. Dlatego dość gadania. Dawaj mi tu tego ostatniego i kończmy na dziś. Czeka mnie jeszcze sprawdzenie stanu naszego uzbrojenia i spis braków, które muszę uzupełnić podczas najbliższych zamówień.
– A potem nowa kobieta w łożu – śmieje się oficer, wyciągając spośród dokumentów odpowiedni zwój i kładąc go na wierzchu pozostałych.
– Jeśli nie padnę na atak serca ze zmęczenia. Nie spałem dziś w nocy.
– Trudno się dziwić po takich emocjach i wyczynie godnym prawdziwego Mistrza.
W sensie, że nikt poza Mistrzem nie jest w stanie rozdziewiczyć kobiety? Panny w klątwoversum mają błonki z hartowanego szkła?
Hm, to już widzę, na czym Związek mógłby nieźle zarabiać…
(…)
– Wprowadzić więźnia numer osiemset dwadzieścia pięć!
Do niskiego, dusznego lochu pozbawionego okien, w którym znajdują się obaj mężczyźni, dwóch Związkowców wciąga za ramiona skatowanego człowieka. Musiał być długo torturowany i bity, gdyż nie jest w stanie ustać na własnych nogach, a jego bose stopy stanowią całkiem nierozpoznawalną bryłę złożoną ze skrzepów i strzępów skóry.
– Na górę go! – rozkazuje oficer, a strażnicy posłusznie wleką skazańca po schodkach na podest, gdzie obok kamiennych dyb
KAMIENNE DYBY. Bo wiecie, drewniane byłyby za mało tru. To znaczy, zdarzały się kamienne dyby, ale w całej karze zakucia w nie, chodziło o to, by skazany przebywał w niewygodnej pozycji przez dłuższy czas. A tu ci biedni strażnicy muszą co chwile je podnosić, bo Sevcio ścina więźnia za więźniem.
stoi potężny, cały spowity w czerń Mistrz. Mężczyźni rzucają do jego stóp nieszczęśnika, rozkuwając jego pokiereszowane dłonie. Więzień unosi ciemne, przepełnione bólem źrenice na Kata i aż się cofa z przerażenia na widok jego sylwetki i olbrzymiego miecza, który dzierży oprawca.
– Ostatnie życzenie? – zgodnie z odwieczną tradycją pyta Severo
– Idź stąd i wychędoż się sam – odpowiada więzień.
patrząc na kulącego się przed nim człowieka, o którym nic nie może wiedzieć. Kolejna twarz do niekończącej się listy jego ofiar. Po rysach sądząc – szlachcic.
W klątwoversum odróżniają szlachtę od plebsu po długości nosa.
Na oko – dobrze po pięćdziesiątce. Oliwkowa skóra, czarne niegdyś, dziś przesiane siwizną, włosy i duże, nieco skośne oczy. Anturyjczyk. A jakże. Mieli wyczucie z Jovenem poruszając temat polityki Wielkiego Księcia. Za chwilę zabije kolejnego swojego.
Jeniec zdaje się wahać, lecz w końcu, w obliczu grożącej mu śmierci, zrywa z szyi ukryty pod podartą, śmierdzącą od brudu koszulą cienki łańcuszek i wyciąga go w stronę Kata.
– Weź ten medalion – wypowiada schrypniętym głosem.
Skazańcowi udało się zachować jakiś medalion? Nie został mu odebrany podczas aresztowania lub ukradziony przez strażników?
Koszula była tak bardzo brudna i śmierdząca, że nikt nie odważył się go przeszukiwać. Albo schował go w tym samym miejscu, gdzie Sevcio chował mieszki ze złotem…
Mistrz Walk bierze drobny przedmiot i kryje go w jednej ze swych czarnych rękawiczek.
– Przekaż go Arcymistrzowi i powiedz mu, że…
– Hola! To już trzy życzenia, a była mowa o jednym – przerywa mu Severo. Czuje, że nim zajmie się dokumentami Związku, powinien się przespać. A jeśli nie, to przynajmniej wykąpać, by pozbyć się odoru tego miejsca ze swego ciała.
– Ścinamy! – decyduje znad akt Joven, rozumiejąc aluzję w głosie Mistrza.
Związkowcy stojący na podeście znów chwytają wyrywającego się mężczyznę i prowadzą ku dybom. Kamienna konstrukcja ginie pod grubą warstwą krwi skazańców, którzy dotychczas zakończyli w niej swój żywot.
Krwi i gówna, że tak zauważę. Po śmierci puszczają zwieracze.
Tak poza tym, to przy “ścince” mieczem nie używano dyb. Skazaniec albo klęczał, albo siedział na krześle (związany, jeśli stawiał opór).
Swoją drogą, z każdym kolejnym muszą się bardziej ślizgać…
– Nie! Nie rozumiecie! Musicie dać go Arcymistrzowi! Frygill będzie wiedział, kim jestem! Ten medalion należał do Gerharda! Do Zjednoczyciela Fenian! Pierwszego Cesarza! Skrywa wielką tajemnicę. Nie, błagam! – Niewzruszeni krzykami i szarpaniną strażnicy wpychają jego dłonie w przeznaczone na nie otwory, po czym zamykają dyby, zmuszając mężczyznę do złożenia głowy w specjalnie do tego przystosowanym wyżłobieniu. – Błagam! – Skazany prawie płacze. – To nieporozumienie.
Spoko, totalnie widzę skatowanego skazańca, jak woła “To nieporozumienie! To straszna pomyłka! Mogę wszystko wyjaśnić!”
Arcymistrz mnie uwolni. Jest moim przyjacielem! On też brał w tym udział! On wie! Zna prawdę! Gerhard nie umarł! Żyje! I jest tu… Tu, w Ravillonie!
*Nieśmiałym głosikiem* Czyżby… czyżby to był Severo?
Nie, to na pewno nie jest Severo, gdyż albowiem ponieważ!
Jest jednym z was. Błagam… Nieee… – Krzyk zamiera w ustach nieszczęśnika, gdy potężny cios spada na jego kark. Głowa natychmiast odłącza się od ciała i stacza się z podwyższenia, zatrzymując tuż przy jednej z nóg biurka Jovena.
Tyle egzekucji, a oni nadal nie pomyśleli o jakimś wiaderku na głowy.
Severo jest Lwem. Czyli takim dużym kotem.
http://meowgifs.com/wp-content/uploads/2014/06/gif-cat-ball-637498.gif
Z nieopróżnionego kosza wysypywały się głowy, na podłodze zalegała kilkucentymetrowa warstwa krwi. Pani Jadzia ogłosiła strajk do czasu, aż dadzą jej normalny strój roboczy, bo od tego sprzątania lochów w sukni z cyckami na wierzchu bolą ją korzonki.
Bezgłowy korpus osuwa się po drugiej stronie dybów, wstrząsany pośmiertnymi drgawkami rozkurczających się mięśni.
Czyli ten debil Severo ucina też przynajmniej jedną dłoń, bo nie wiem jak inaczej może zadać cios, gdy skazaniec jest w dybach. Czyli nasz debil dokłada sobie roboty. Poza tym ryzykuje też wyrżnięcie mieczem o kamienną podłogę. A także, jestem ciekaw w jaki sposób Sevcio wyprowadza uderzenie, skoro on sam jest bardzo wysoki, ma długie łapy, a miecz (jak informuje książka później) jest dłuższy niż wzrost przeciętnego człowieka – a znajdujemy się w “niskim i dusznym lochu pozbawionym okien”, zaś same dyby i kat znajdują się na podwyższeniu, na które trzeba wejść po schodkach.
Coś mi to przypomina… Pamiętacie popisy Siriusa w “Achai”?
Chłopak nie mógł wziąć zamachu w ciasnej izbie. Walnął mieczem w powałę, potem strącił z szafy lichtarz i stłukł dzbanek stojący na ławie.
(…)
Dłuższą chwilę szamotał się po izbie, usiłując schować swój miecz do pochwy. W ciasnocie długie ostrze zwaliło naczynia ze stołu, gminne księgi z koślawej półki, a wreszcie wbiło się we framugę. Rycerz zaklął siarczyście, wyszarpnął je i wyszedł, by dokończyć operacji na dworze.
No właśnie jakoś tak to widzę.
A ja widzę Sevcia próbującego wyprowadzić cios, ale co chwilę coś mu przeszkadza – a to za niski sufit, a to trafia w dyby… związkowcy, rzucając sobie znaczące spojrzenia i poszturchując się łokciami, ledwo mogą powstrzymać śmiech, a w tle leci motyw muzyczny z Benny Hilla.
– Koniec! – wykrzykuje radośnie Severo, zrzucając z twarzy kaptur.
– Na dziś. Jutro mamy… – Jasnowłosy oficer znów wertuje stos papierów. – Jutro mamy osiemdziesięciu dwóch do zgładzenia.
Osiemdziesięciu dwóch? I wygląda na to, że ścinanie kilkudziesięciu ludzi codziennie to rutyna, nie wyjątek?
W cesarstwie musi właśnie w najlepsze trwać powstanie, nie tylko na północy, ale w całym kraju! Bo przecież nie zwoziliby buntowników z całego obszaru, by tracić ich wyłącznie w Ravillonie, prawda? Prawda?
Poza tym, jeśli oni codziennie ścinają kilkadziesiąt osób (ręcznie, mieczem!), to po pierwsze wątpię, czy jeden Severo temu podoła (a tylko on jest katem), po drugie, daje to około 2500 ofiar miesięcznie, 30 000 ofiar rocznie… Pol Pot wysiada przy Severze. Z późniejszego opisu innej egzekucji wiemy też, że ciała trafiają do kremacji… chyba wiem, skąd te szare, ciężkie chmury nad Ravillonem!
Ok, nawet jeśli założymy, że nie ścinają codziennie aż tylu (ostatecznie ten konkretny ma “tylko” nr 852), to i tak plan na następny dzień jest morderczy. Zastanówmy się, ile czasu zajmuje egzekucja jednego więźnia? Doprowadzają go z lochu, zakuwają w dyby, załóżmy, że więzień jeszcze stawia opór, albo chce wygłosić ostatnie słowa, albo ma jakieś konkretne życzenie, którego spełnienie zabiera więcej czasu niż zabranie medalionu. Po ścięciu natomiast muszą uprzątnąć ciało, krew i odchody, pójść po następnego… Tymczasem, żeby ściąć 82 więźniów w ciągu doby, Severo musiałby każdemu poświęcić 17 minut, pracując bez przerwy na siku, jedzenie, sen, nie mówiąc już o igraszkach z Arienne.
Bardzo ładny obrazek wyżej wstawiła Kura – zwróćcie uwagę w jakiej pozycji jest skazaniec. Poza tym cesarz nie ma żadnego interesu w wywożeniu więźniów do Ravillonu. Raz, transport wymaga odpowiednich nakładów pieniężnych i ktoś musi tego pilnować. Dwa, publiczna egzekucja to rozrywka dla plebsu i przestroga dla tych, którzy myślą o buncie.
Trzy, nie bardzo rozumiem, dlaczego więzień zdecydował się odwołać do Arcymistrza dopiero podczas egzekucji, a nie wcześniej, gdy go przesłuchiwano i torturowano w lochach.
Może próbował, ale nikt go nie słuchał?
No nie wiem, torturowano go, więc domyślam się, że po to, by wyciągnąć zeń jakieś informacje. Mógł powiedzieć, że przyzna się do wszystkiego ale pod warunkiem widzenia z Arcymistrzem. Czy cuś.
Hmm, w sumie mogło tak być.
Poza tym samo to, CO mówi… W zasadzie to wsypuje Arcymistrza, zdradzając jego udział w jakimś spisku. Hmmm…
– Nie psuj mej radości, Jovenie. – Czarnowłosy wojownik chwyta za swój miecz i zbiega ze schodów. – Teraz szybko do łaźni, potem dokumenty, a później… – Milknie, widząc znaczące spojrzenie swego towarzysza oraz dwóch pozostałych Związkowców.
– Wizyta w alkowie nieskalanej Arienne – kończy jeden ze strażników, niespełna dwudziestoletni szatyn ze związanymi w długi kucyk włosami, tłumiąc śmiech.
I cóż nam po tym opisie, skoro chłopak i tak na zawsze zostanie częścią bezimiennej masy.
Podnosi obciętą głowę z posadzki i chowa ją do płóciennego worka, do którego Joven przyczepia niewielką karteczkę (samoprzylepną) z numerem ściętego więźnia. Starszy z wartowników ściąga w tym czasie ciało z podwyższenia i rzuca je nas stos innych, leżących w ukrytej przy wejściu niszy.
Hm, głowa do woreczka z numerem, a ciało na stos? Zachowują te głowy do celów ewidencji? Wysyłają gdzieś, jako dowód wykonania zlecenia?
(…)
– A swoją drogą… – młodszy wartownik, niosący wór z głową straceńca, zwraca się do towarzyszy, gdy opuszczają loch i wkraczają do niskiego, mrocznego korytarza wiodącego obok kolejnych celi, z których dobiegają przeraźliwe krzyki i błagalne skowyty – …gdyby to była prawda z tym, co mówił ten człowiek…
– O Gerhardzie? – Joven patrzy na młodzieńca kątem oka.
– Tak. Z ciekawości. Gdyby żył do dziś, tu czy gdziekolwiek indziej, ile miałby lat teraz?
– A co? Chcesz go szukać? Czy może uważasz, że sam nim jesteś? – Drugi strażnik wybucha śmiechem.
– Trzydzieści sześć, Hafranie – odpowiada mu Severo, przerzucając miecz do lewej ręki, gdyż prawa omdlewa mu z wysiłku.
Mujborze, on przez cały dzień ścinał więźniów tym nieprzeciętnie długim i ciężkim mieczem – jedną ręką?
https://nerdist.com/wp-content/uploads/2017/06/Hellboy-in-Injustice-2-322×268.jpg
Brak wyobraźni autorek nie przestaje mnie zdumiewać. To już nie trzeba szukać w książkach o życiu codziennym w średniowieczu, czy w internecie, tu wystarczy trochę pomyśleć.
A gdy jego towarzysze zatrzymują się gwałtownie, odwraca się ku nim, sam również przystając. – No co?
– Byłby w twoim wieku, Mistrzu – wypowiada myśl wszystkich starszy wartownik, którego twarz przecina głęboka bruzda.
Czy… czy to może być prawda? Czy wy też zaczynacie dopuszczać do siebie tę bluźnierczą myśl, że Severo naprawdę… że… że on…
Pssst, Vahu! Wypowiadasz tę bluźnierczą myśl przynajmniej o 500 stron za wcześnie!
– I co z tego, Xanie?
– To, że służylibyśmy pod samym Cesarzem Fenian! – wykrzykuje z entuzjazmem Hafran.
Hmmm… A zatem Cesarstwo musi być dość świeżym tworem na tych ziemiach, skoro Gerhard, Pierwszy Cesarz, Zjednoczyciel Fenian, zginął raptem kilkanaście lat temu i to jako młody człowiek. Historia pokazuje nam, że takie świeżo utworzone imperia zwykle rozpadają się po śmierci założyciela (państwo Aleksandra Wielkiego np.). Tu dodatkowo mamy taką sytuację, że zjednoczenie Fenian odbyło się poprzez odpowiednio zaaranżowane małżeństwo cesarza, więc tym bardziej, skoro zabrakło tego czynnika, to nic nie trzymało władców pozostałych krain przy uzurpatorce, cesarzowej Mitylenie.
– Jasne. Tylko że jest drobny szkopuł, nieuki. Gerhard był Feneryjczykiem. Lecz niezwyczajnym. Prócz typowych dla tej rasy cech wyróżniały go, jak i wszystkich pierworodnych Arwernów, białe jak śnieg włosy. Nie słyszałem zaś nigdy o białowłosym Związkowcu, a jestem członkiem Świętej Organizacji już od wielu lat.
Jednocześnie żyjesz w świecie pełnym magii, gdzie nawet szesnastolatka świeżo po akademii potrafi zmieniać wygląd różnych rzeczy. Tak tylko mówię.
Kto wie, może podczas jednej z wypraw na dwór królewski a egzotyczny ktoś zademonstruje Sevciowi taki wynalazek, jak farba do włosów. Albo zainteresuje ideą obcinania na zero.
(…) Jeśli jednak chcecie, zawsze możecie do mnie mówić „Wasza Cesarska Mość” i oddawać należyte honory.
– Masz to zagwarantowane, nasz Władco! – Towarzystwo wybucha śmiechem, a Mistrz Walk w doskonałym nastroju podąża ku schodom prowadzącym do wyjścia.
Foreshadowing subtelny jak…
https://media.giphy.com/media/11rogUDDkBgcpO/giphy.gif
Czarne włosy, jak miło. Z daleka wygląda jak Sevcio.
***
Jestem Arienne z Ravillonu! Milady Potężnego Mistrza Walk! I wstyd mi nie przystoi!
Taida przygotowuje Arienne do spotkania z Severem, strojąc ją i udzielając dobrych rad:
(…)
– Spójrz tylko na mnie. Czy ja wyglądam na nieszczęśliwą? Otóż powiem ci, jeśli jeszcze nie zauważyłaś – tutaj ścisza głos do szeptu – Tessi to cały mój świat. Moja woda i powietrze. I jedyne, o czym tu marzę, to aby móc z nim być przez cały czas. Więc jeśli się postarasz, ciebie też może spotkać takie szczęście.
GŁUPIA KROWO BEZ WYOBRAŹNI, mówisz to do dziewczyny, która poprzedniego wieczoru została zgwałcona na oczach wszystkich mieszkańców zamku, w taki sposób przeżywając swój pierwszy raz, a teraz jest zmuszona “poślubić” gwałciciela…
FUCK YOU FUCKIN MORON
*oddycha w torebkę*
Dobra, uspokoiłam się…
Serio, nawet opis gwałtu mnie tak nie wkurwił, jak scena z tą tępą dzidą udzielającą swoich dobrych rad!
Gdy dochodzimy do drzwi, na których wyrzeźbiony jest królewski drapieżnik, przystaję i kieruję na Taidę błagalne spojrzenie.
– Ale ja nie chcę… – Zdenerwowana bardziej niż na przesłuchaniu, uświadamiam sobie, że nie pamiętam żadnej z „dobrych rad”, których wysłuchiwałam przez cały dzień. – Ja nie wiem, co mam robić…
– Nie martw się. Najpierw powitaj go, zgodnie z obowiązkiem Milady, a potem samo wyjdzie.
“Jakoś to będzie” – uniwersalna zasada, która zawsze działa 🙂
Dostajemy opis komnaty Severa, w której wciąż panuje nieziemski burdel po tym, jak Eston z Grittonem ją złupili. Znaczy, minęły dwie doby, a słudzy Severa palcem nie kiwnęli, żeby doprowadzić komnatę swego pana do porządku…
No ale przecież ustaliliśmy, że pojawili się ksiopku dopiero wtedy, gdy byli naprawdę potrzebni, czyli w momencie kiedy ich pan wziął sobie milady. To daje im tylko jedną dobę, którą zużyli na przygotowanie apartamentu Arienne!
Może to taki system motywacyjny. Dopóki się nie ustatkujesz i nie weźmiesz sobie jakiejś kobity (albo chłopaka, pamiętajmy o Moru), służba ci nie przysługuje!
Po lewej stronie od wejścia znajduje się olbrzymi kominek, ozdobiony płaskorzeźbami przedstawiającymi króla zwierząt w różnych sceneriach i sytuacjach: przyczajony lew, lew chwytający ofiarę, rozszarpujący ją, leżący w majestatycznej pozie, bawiący się na plecach niczym kociak (mam nadzieję, że pozostałe miszcze też mają takie urocze obrazki na ścianie – kota z kłębkiem wełny, skorpiona rozkosznie tarzającego się w piasku… Hybrydę Związku liczącą własne odnóża). Wysokie płomienie roznieconego niedawno ognia rozświetlają pomieszczenie nienaturalnym, szkarłatnym światłem i, co ciekawe, zdają się zupełnie go nie ogrzewać. Nad paleniskiem suszą się bukiety ziół, których zapach unosi się silnym aromatem w powietrzu.
Po co mu to? Podbiera fuchy Mistrzowi Zielarstwa?
Może dlatego, że Mistrzem Zielarstwa jest Harold, który dostał na uczcie potężne bęcki. To całkiem racjonalne ze strony Sevcia, że sam zaczął suszyć ziółka.
I co, tak zaraz po uczcie poleciał je zbierać?
Ravillon jest tak zawilgocony, że pewnie wracając do swoich komnat Sevcio po prostu pozbierał to co rosło na ścianach. To jedyne wyjaśnienie. Bo przecież Gritton demolujący pokoje naszego mistrza nie przepuściłby suszącym sie ziółkom, prawda?
Fakt. Zwłaszcza, że wyro mu nieźle skotłował:
Dalej na niewielkim podwyższeniu stoi potężne łoże, a odsłonięte i częściowo pozrywane czerwono-złote story baldachimu ukazują dziwnie niepasujące do ich królewskiego przepychu wnętrze alkowy. Poduszki zostały ogołocone z poszewek, nie ma też kołder, prześcieradeł ani narzut. Jedyne okrycie stanowią zwykłe skóry zwierząt i strojny płaszcz, który wczorajszego wieczora miał na sobie Anturyjczyk.
W Ravillonie nawet Mistrzom jest zimno; Gritton nie mógł przepuścić okazji do zdobycia dodatkowej kołdry.
Bla, bla, pod ścianami leżą w kupach pozrzucane z półek książki i zwoje, a także różnorodna broń…
(…) Cały blat stołu zawalony jest stertami papierów i potężnymi woluminami. Rozstawione między nimi srebrne kandelabry, świeczniki i kaganki oświetlają miejsce pracy, nad którym właśnie pochyla się Mistrz Walk. Siedzi na wysokim, drewnianym krześle wyłożonym karminowo-złotym aksamitem i wpisuje dane do jednego z opasłych tomów.
Wpisuje dane. Czy wy też widzicie jak biedny Severo w przepoconej koszuli kuli się przed biurkiem w ciasnym boksie i mrużąc oczy wpatruje się w ekran komputera?
Aż słyszę furkot arkuszy w Excelu. Nad boksem portret Wilbura z napisem “kochaj szefa swego, możesz mieć gorszego”.
Sevcio – człowiek orkiestra. Jest Mistrzem Walk, włada magią, suszy ziółka, prowadzi księgi, krawaty wiąże i przerywa ciąże.
Tuż przy jego prawym boku stoi wsparty o krawędź biurka niezwykły miecz. Z całą pewnością, gdyby go postawić na czubku i trzymać pionowo w stosunku do podłoża, byłby sporo wyższy od przeciętego człowieka.
A gdyby go położyć na płask, byłby sporo dłuższy od przeciętnej glizdy.
Sorry, ale już nie mogę z tym podkreślaniem, że wszystko, co należy do Sevcia, jest największe na świecie.
(…)
Niezbyt zainteresowana mało skomplikowanym otoczeniem – w którym panuje taki bałagan, jak w domku myśliwskim mego ojca, do którego matka ani służba nigdy nie zaglądała – przenoszę wzrok na Severa i jedyna rada Taidy, jaka przychodzi mi do głowy, to aby spojrzeć na niego inaczej niż wyłącznie przez pryzmat wydarzeń poprzedniego dnia. Jak ona to określiła? Jak na swojego wybawcę. Bo to przecież dzięki niemu, argumentowała młoda Milady, nie trafiłam w ręce pijaczyny Womara, zakompleksionego Grittona, okrutnego Tarlena czy też bawidamka Harolda.
Zwłaszcza “bawidamek” jest tu fatalną perspektywą. Znaczy – my wiemy, że tak, ale używanie tego określenia wobec faceta, który notorycznie wysyła swoje kochanki na śmierć…
Powinnam być mu wdzięczna za ratunek. Poza tym spotkał mnie przecież nie lada zaszczyt, gdyż jestem jego pierwszą Milady. Do tej pory nie był zainteresowany trwalszym związkiem, więc powinnam się czuć wyróżniona i wybrana. A już przede wszystkim szczęśliwa, gdyż Los rzucił mnie w ramiona najprzystojniejszego i najzamożniejszego z Mistrzów.
Ciekawa jestem, czy Taida jest tak durna i pozbawiona empatii sama z siebie, czy po prostu w Ravillonie skutecznie wyprano jej mózg.
Sevcio odrywa się wreszcie od dokumentów, wpierw krytykuje strój Arienne, w którym wygląda ona jego zdaniem zbyt wulgarnie, po czym stwierdza, że muszą sobie jeszcze parę rzeczy wyjaśnić.
Wiedzie swą Milady do kominka, przed którym stoi ustawiona prostopadle, wyłożona obrusem i zastawą skrzynia. Kilka srebrnych, przykrytych półmisków leży na ziemi obok. Zamiast krzeseł wystarczyć muszą rzucone bezpośrednio na posadzkę poduszki.
Ukradli mu wszystkie cenne rzeczy, ale srebrną zastawę zostawili?
Tak się obłowili złota i antyków, że po takie grosze nie chciało im się nawet schylać. Chociaż Gritton nie musi się schylać, BO JEST TAKI NISKI.
Btw, chwilę wcześniej dostaliśmy widziany z perspektywy Arienne dokładny opis kominka – rzeźb, płomieni, suszących się ziółek. Mam rozumieć, że nie zauważyła stojącego przed nim improwizowanego stołu?
Drogie autorki, może by tak jedna przynajmniej czytała to, co napisała druga?
(…) Pewnie zauważył, że nie powitałam go zgodnie z powinnością Milady – zawołaniem, w którym oddaje się chwałę Związkowi i jego Mistrzom, oraz pocałunkiem w dłoń. I tak nie miałam zamiaru dotykać ustami ręki mężczyzny, gdyż zwyczaj ten uważam za niegodny.
Aha, akurat będziesz miała wyjście.
(…)
W ogóle to pełen sprzeczności jest ten mój Mistrz – stwierdzam, gdy podaje mi dłoń. Z jednej strony rzuca wulgaryzmami, co słyszałam już na uczcie lub nawet przed chwilą. Nawet ubogi wystrój jego pokoju czy sposób podania kolacji – na kufrze! – świadczą o pewnej prostocie.
Albo o tym, że stół i krzesła też mu zajumali 😉
Kufer taki prostopadły, srebrna zastawa taka prosta.
Z drugiej strony – potrafi dworskim gestem prowadzić mnie niczym damę z wyższych sfer do najbardziej wytwornie zastawionego stołu. I czego może oczekiwać ode mnie taka mieszanka skrajnych cech?
Żebyś sobie czasem zaklęła jak prawdziwa lady?
(…)
– Nie wiem, co lubisz. Dlatego zdałem się tym razem na własny gust i smak. – Odsłania talerze pełne pieczonej dziczyzny podanej w gęstym sosie oraz zapiekanych ziemniaków i warzyw. – Typowa męska strawa – śmieje się. – Chyba za bardzo przywykłem do spędzania wieczorów w Ravillonie na kolacjach z innymi Mistrzami niż sam na sam z kobietą. Następnym razem każę przyrządzić twoją ulubioną potrawę. Choć może sam zgadnę, co nią jest. – Sięga po ostatni z półmisków, a gdy unosi chroniący go klosz, okazuje się, że krył się pod nim deser. Rozmaite owoce leśne w polewie ze słodkiej śmietany. – Nie znam Tahitanki, która by wzgardziła tym daniem. – Choć jego usta uśmiechają się szeroko do kobiety, czarne źrenice zdają się przewiercać ją na wylot.
To niemożliwe! Nie może wiedzieć, kim jestem! – myślę rozpaczliwie. Nie ma ku temu żadnych podstaw! Gdyby kiedykolwiek pojawił się na mym dworze, na pewno zapamiętałabym jego osobę. Jest tak charakterystyczny. Nie mógł mnie zatem tam widzieć. Poza tym mój ojciec zadbał o to, aby żaden artysta nie stworzył mojego wizerunku, a jeśli jakiś by powstał, natychmiast uległby zniszczeniu dzięki chroniącym mnie zaklęciom. Podobnie jest z magią. Każdy, kto chciałby za jej pomocą poznać mój wygląd lub zobaczyć, co akurat czynię i gdzie się znajduję, natychmiast natrafi na bariery magiczne, nakładane na mnie od dnia narodzin aż po mój wyjazd. Żaden artefakt magiczny nie pokaże więc twarzy dziedziczki tronu Północy.
Dziedziczki tronu Północy, fiu fiu fiu…
Ponadto przez ostatnie pół roku przebywałam w Salmansarze, gdzie zdążyłam wdrożyć się w rolę czarodziejki. Musi więc zgadywać. Ale do czego dąży?
Spokojnie, dziewczę drogie, nie gorączkuj się tak, na razie odgadł tylko krainę, z której pochodzisz (królestwo Tahitanii). Zwłaszcza, że masz bardzo charakterystyczny dla niej wygląd – w innym miejscu, sporo później, Severo mówi tak: “Od razu wiedziałem, że stamtąd jesteś. Gdy tylko cię ujrzałem. Twoja skóra jest biała jak tahitański śnieg. Żadna niewiasta na Kontynencie nie może się nią poszczycić, prócz mieszkanek Krainy Wiecznej Zimy.“
Od tej pory zaczyna się nazywanie Arienne Tahitanką, co mnie za każdym razem rozwala, biorąc pod uwagę jej podkreślaną na każdym kroku alabastrową białość skóry. No przeca główna bohaterka i największa piękność uniwersum nie może wyglądać jakoś tak:
http://www.newsweek.pl/g/i.aspx/1200/0/newsweek/635589360116616548.jpg
W sumie przy całym tym pieprzeniu o magicznych zabezpieczeniach trochę mnie śmieszy, że nikt nie pomyślał by choć trochę zmienić jej jakże charakterystyczny wygląd.
Otóż to. Nie będę spoilerować, ale za jakiś czas dowiemy się, że wymienione wcześniej magiczne zabezpieczenia miały sporą dziurę.
Wszystko w tej książce ma sporą dziurę, przez którą ucieka cały sens i logika.
Gdyby ta książka była durszlakiem, to miałaby tylko uchwyt.
Wiem jedno: nie mogę pokazywać po sobie zdenerwowania, aby nie wzbudzać zbyt wielu podejrzeń. Nie spuszczając wzroku z jego oczu, mówię więc w swym ojczystym języku:
No tak, bo przecież skoro on podejrzewa, że jestem Tahitanką, a ja nie chcę ujawnić swej tożsamości, to najłatwiej będzie ją ukryć, mówiąc w moim ojczystym języku.
– Te owoce praktycznie nie występują już o tej porze roku. Tym bardziej mi schlebia, że dołożyłeś starań, abym mogła ich dziś skosztować. Dziękuję, Mistrzu. – Mówiąc to, sięgam po nieoblaną sosem malinę. – Musisz jednak wiedzieć, że wolę je w czystej postaci niż ze śmietaną. – Smakuję owocu i z żalem patrzę na resztę przysmaku na srebrnej tacy. Już teraz najchętniej wzięłabym go do swej komnaty, żeby w ciszy i spokoju, bez czujnych, czarnych oczu śledzących każdy mój ruch, podelektować się specjałem tak bardzo przypominającym mi o ukochanym domu.
Dobrze wiedzieć, że dziedziczka tronu Północy, wychowana w Krainie Wiecznej Zimy, zajadała się tam malinami ze śmietaną.
ALE MAGIA. To pewnie była magiczna śmietana z magicznymi malinami.
Albo moroszka ze śmietaną z mleka renifera.
Severo domyśla się, że z przybyciem Arienne do Ravillonu wiąże się jakaś tajemnica; oświadcza jednak, że nie będzie w to wnikał.
(…) Jednak musisz być bardziej ostrożna. Nad ranem użyłaś swej mocy, by skontaktować się z kimś spoza Ravillonu, z kimś obdarzonym magiczną mocą i przebywającym akurat w Esterwaldzie. Tym samym naraziłaś siebie i tę osobę na wielkie niebezpieczeństwo. Trafiając na naszą wyspę, trzeba wyzbyć się przeszłości, zapomnieć o rodzinie i przyjaciołach, których się zostawiło na Kontynencie, jeśli miało się szczęście ich mieć. Tu trzeba hołdować jednej podstawowej zasadzie, o której zawsze mówię moim uczniom. Ograniczone zaufanie, a najlepiej po prostu… brak wiary w kogokolwiek. W Czarnej Twierdzy ściany mają oczy i uszy. Nikt nie stanie po twojej stronie, jeśli znajdziesz się w tarapatach, czego zresztą wczoraj doświadczyłaś. Dlatego, choćbyś nie wiem jak tęskniła, cierpiała, rozpaczała czy potrzebowała wsparcia, nigdy już nie szukaj pomocy u kogoś spoza Związku. To zakazane i surowo karane.
Aha. A przecież Caris utrzymywała kontakt z Tamirą.
A Nie-Szukaj-Pomocy-U-Kogoś-Spoza-Związku-Sevcio zaraz będzie sprawdzał godziny połączeń teleporterów, żeby pojechać pożyczyć hajs od koronowanego kumpla. Co wolno wcaleniecesarzowi…
Możesz z tym przyjść jedynie do mnie. Bo nie chcesz przecież narażać bliskich, prawda? Postaram się jakoś zatuszować tę sprawę, choć ukrycie naruszeń w magicznych barierach Ravillonu będzie trudnym zadaniem. Mam nadzieję, że Ven coś wymyśli, by nie doszło to do Wilbura.
Hm… Tamira, doświadczona czarodziejka, nie wiedziała o tym, że Ravillon ma magiczne bariery? To raz, a dwa – co to za bariery właściwie, które wcale nie blokują kontaktu, a jedynie alarmują, że ktoś je naruszył?
Od biedy można by tego bronić, ze specjalnie tak to działa, żeby wykrywać próby kontaktów i demaskować szpiegów. Ale nie podejrzewam tego ksiopka o taki pomysł.
Trzy – Arienne podjęła tę próbę kontaktu dobę wcześniej, a Severo dopiero teraz zamierza “postarać się to jakoś zatuszować”?
(widzę tu kolejną rzecz wymyśloną dokładnie w tym momencie, w którym została opisana)
Ogarnia mnie zdumienie, gdy słyszę tak poprawnie wygłoszoną wypowiedź w moim ojczystym języku, który przecież nie jest uważany za prosty do opanowania. Zresztą mało kto zadaje sobie trud zaznajomienia się z mową tak niewielkiego i mało zaludnionego kraju. Osobliwe. A zarazem godne uznania!
Niewielkie i słabo zaludnione. Dziwnie to wygląda przy dumnym “dziedziczka tronu północy”.
Im mniejsze państewko, tym większa tytułomania.
Mój początkowy podziw szybko ustępuje niepokojowi. Tamira musiała nie wiedzieć o magicznych osłonach zamku, skoro sama wskazała zaklęcie zapewniające kontakt z nią.
A ja się zastanawiam: idiotka, czy zdrajczyni? Bo równie dobrze może być tak, że celowo wystawiła Arienne…
Jestem zdruzgotana, gdyż nagle zostałam całkowicie odcięta od reszty świata. Czy więc w ogóle do niego kiedyś powrócę?
Tak, kiedy autorkom znowu zmieni się koncepcja.
Mam wrażenie, że to jedno wielkie koło fortuny. Autorki kręcą i *błysk błysk* Arienne szuka księgi, *błysk błysk* nagle Arienne jest najpiękniejsza w Ravillonie i wszyscy na nią lecą…
(…) – Masz wiele szczęścia. Trafiłaś pod opiekę Mistrza, który w przeciwieństwie do większości pozostałych nie ma za wiele czasu. A więc na zadowalanie mnie pozostaną ci jedynie noce, gdyż za dnia jestem z reguły pochłonięty swymi obowiązkami. – Odkrawa kawałek soczystej polędwicy z dzika i wkładając widelec do ust, z trudem tłumi śmiech.
A ja czuję, jak rumieniec na mej twarzy się pogłębia. Severo ewidentnie dobrze się bawi moim kosztem.
Hihi, nie ma to jak się dobrze bawić kosztem nastolatki, którą się dzień wcześniej zgwałciło.
Cja. Wicehrabia de Valmont też pisał do markizy de Metreuil, że “uwielbia obserwować te ich minki następnego dnia”. (A świetnie się bawił obserwując minę Cecylii de Volanges, którą w nocy zgwałcił, następnego dnia przy wspólnym śniadaniu z jej matką i domownikami.)
Arienne próbuje się dowiedzieć, jakie są gusty i upodobania Severa.
(…)
Mężczyzna krztusi się jedzeniem. Wyciera twarz serwetą, lecz czyni to wyłącznie po to, by ukryć śmiech.
– Ile naprawdę masz lat, Arienne? O ile w ogóle tak masz na imię? – pyta wciąż wyraźnie rozbawiony. – W twoich aktach i dokumentach z Salmansaru zapisano, że dwadzieścia. Ale to żałosne kłamstwo. Możesz mieć jakieś… – mruży oczy i zawadiacko przekrzywia głowę – piętnaście, szesnaście. Nie więcej. Naprawdę nic nie wiesz o mężczyznach i ich potrzebach. Jeśli Taida szkoliła cię dziś z tego, by pytać mnie o podobne bzdury, jak ulubiony kolor czy umiłowane sztuki, to zwątpię i w jej wiedzę na temat relacji damsko-męskich.
Oburzona powstaję gwałtownie, marszczę brwi i z gniewem w głosie, nad którym już nie potrafię zapanować, wyrzucam z siebie:
– A czego się spodziewałeś, że nauczy mnie w jeden dzień? Jak okazywać czułość mężczyźnie, który gwałtem, na oczach setek ludzi, odebrał mi niewinność?! Owszem, może i nic nie wiedziałam do tamtej pory na temat relacji damsko-męskich, ale po wczorajszym dniu jednego mnie nauczyłeś na pewno: relacje te są nierówne, krzywdzące i bolesne! I na razie nie odczuwam chęci dalszego zgłębiania tego zagadnienia!
Ta scena byłaby naprawdę piękna, gdyby skończyła się tym, że Arienne chwyta za nożyk do owoców i wbija go Sevciovi w gardło. Ach, marzenia…
(…) – Masz rację z tymi relacjami. To jest świat mężczyzn. Tak było i jest. Tu rządzi męska ręka, siła i miecz. I dotyczy to nie jedynie Ravillonu, ale całego Kontynentu.
Tego kontynentu, którym rządzi cesarz będący pod silnym wpływem matki?
Babki. Ale tu bym się nie czepiała – to, że u władzy jest kobieta, niekoniecznie musi się przekładać na zmianę obyczajów i sytuacji kobiet w państwie. W naszym świecie też się zdarzały kobiety rządzące bardzo patriarchalnymi społeczeństwami, np. cesarzowa Cixi.
Wiem, ale i tak trochę mnie to śmieszy, że teoretycznie najważniejszy facet w tym męskim świecie słucha się kobity.
Mężczyzna zawsze musi mieć ostatnie słowo! W tym przypadku: “tak, babciu!”.
Jeśli myślałaś do tej pory, że jest inaczej, panuje powszechna równość i szacunek płci, wyznań czy ras, to ten, kto cię wychowywał, bardzo cię skrzywdził.
Takie są skutki lewackiego wychowania, pfuj!
Ja zaś, dokonale świadomy tych nierówności, zamierzam wykorzystać każdą jedną na swoją korzyść – no, jak nie ja, to ktoś inny i brzydszy ode mnie, więc nie wiem, o co te fochy.
Najpierw każąc ci żyć w niewiedzy, pod kloszem niejako, a potem skazując na wygnanie, byś opuściwszy słodkie schronienie, trafiła w sam środek tego gówna. Jeśli kiedykolwiek marzyłaś o rycerzu, który zostanie ci zaślubiony i posiądzie z miłości od pierwszego wejrzenia, to wiedz, że takowych nie ma. To bajki dla dziewczynek, a ty właśnie stałaś się kobietą. I jam ci, nie chwaląc się, to uczynił! Dlatego wyrzuć ze swych myśli podobne brednie, akceptując rzeczywistość. A co do wczoraj: jeśli już naprawdę musimy o tym rozmawiać i to drążyć… – Odsuwa się od drzwi i odchodzi w stronę kominka, po czym przysiada na brzegu skrzyni stanowiącej stół i wznosi ku Arienne zmęczone spojrzenie. – Jeśli nie ja, zrobiłby to inny z Mistrzów.
Nie. Mogłeś ją odesłać do komnat, co ustaliliśmy w poprzednim odcinku.
Zwłaszcza, że żaden inny z Mistrzów podobno nie może tknąć tej, która już została naznaczona. A naznaczenie odbywa się po prostu przez pocałunek w szyję.
Nie miałem wyjścia. Chciałem cię. Nadal chcę. – Rozkłada bezradnie ręce, a delikatny uśmiech przemyka przez jego oblicze. – Mogłaś być moja lub ich. Jak mogłem się wahać?
Łaskawca.
Nagle zdaję sobie sprawę, że Taida się nie myliła. Miałam szczęście, że to on wygrał walkę, bo czyż na przykład taki Tarlen rozmawiałby ze mną teraz w podobny sposób? A on odstąpił i czeka na mój ruch. Słucha tego, co mam do powiedzenia.
Przydałoby się jeszcze, żeby brał to pod uwagę…
Zamykam więc delikatnie drzwi i mówię już nieco spokojniejszym tonem:
– Jesteś w błędzie co do moich opiekunów. Żaden z nich nie wie, gdzie jestem, i nigdy nie wyraziłby zgody na mój pobyt w takim miejscu jak to.
Znaczy: uciekłam z domu, nikt nie wie, gdzie jestem, nikt się o mnie nie upomni, nikt nie zemści za moją krzywdę. Bardzo rozsądnie, droga Arienne.
(…)
– Musisz pohamować swą magię, zwłaszcza w stosunku do Mistrzów. – Mężczyzna splata dłonie na piersi. – Atak na nas jest karany śmiercią. (Małym druczkiem: nie dotyczy innych Miszczów i ich pomagierów.) To kolejna zasada, którą musisz zaakceptować, jeśli nie chcesz sprowadzić na siebie, ale i na mnie, kłopotów. Dobrze się więc stało, że twoja moc zawiodła. Byłoby stokroć gorzej, gdybyś użyła przeciw mnie skutecznego czaru. Nie mógłbym wówczas cię naznaczyć, a ty byłabyś już dawno w Podziemiach.
A co z dematerializacją? Przenikaniem przez ściany?
– Powstaje z kufra. – Zanim cię wypuszczę, jeśli naprawdę nie masz dziś ochoty jeść ze mną kolacji, powiem ci o moim ostatnim wymaganiu względem ciebie. – Przystaje przed swą Milady i dłonią unosi jej brodę, by móc patrzeć prosto w jej oczy. – Żadnych kontaktów z mężczyznami, o których nie wiem. Masz unikać zwłaszcza innych Mistrzów.
Jak wiemy, Arienne ma w zamku odnaleźć jakąś Księgę. Ten zakaz kontaktów chyba jej to mocno utrudni…
Severo łaskawie zezwala na kontakty Arienne z jego przyjaciółmi (Tessi, Gavin, Ven, Moru), natomiast stanowczo zapowiada, żeby trzymała się z daleka od Harolda. Oficer Akin od tej pory ma być osobistą strażą Arienne.
Gdy Arienne jest już na progu, dolatuje ją jego rozbawiony głos:
– Kolor: błękitny, jak twoje oczy lub suknia na uczcie. Ze sztuk: muzyka i śpiew.
Bardzo to konkretne. Severo to pewnie taki typ, który na pytanie co lubi czytać odpowiada “dobrą książkę”.
Muzyka? Nie spodziewałabym się tego. Zwłaszcza po tym, jak z pogardą odniósł się do barda na placu ćwiczeń.
A nie przyjdzie ci do głowy, że na placu ćwiczeń oceniał go pod całkiem innym kątem?
(…) Mistrz naprawdę zaintrygował mnie znajomością mego pochodzenia. Oczywiście nie może tego wiedzieć z salmansarskich dokumentów, gdyż te zawierają praktycznie same wymyślone przez Tamirę informacje. A swoją drogą: ciekawe, w jaki sposób tak szybko dotarł do tych akt?
Eee… no podobno przywiozła je ze sobą?
“Tymczasem czarnowłosy, nim zasiada za przysługującym mu biurkiem w wielkiej, bibliotecznej sali przeznaczonej do administracyjnej pracy Mistrzów, każe sobie przynieść akta przyjętych wczorajszego dnia adeptów. Od razu odrzuca wszystkie zwoje, które wziął jedynie dla niepoznaki, i sięga po ten jeden, najbardziej go interesujący.” – s. 47.
Cóż, widać autorka pisząca Arienne nie bardzo przywiązuje wagę do tego, co pisze koleżanka.
Dobra, może chodzić o jakieś dokumenty, które przywiozła ze sobą lub po prostu zapiski Argusa z egzaminu. Tak czy inaczej, jej fałszywa tożsamość zapisana w tych aktach nie była żadną tajemnicą.
Musi dysponować bardzo sprawnie działającą siatką szpiegów. I ludźmi, którzy są w stanie zrobić dla niego wszystko – chociażby zdobyć owoce, które przecież są już praktycznie niedostępne o tej porze roku.
Och, pewnie przywożą je z południowych krain superszybkimi wielbłądami. Czy cuś.
Jeżu, Arienne. Rusz głową. Przywiozłaś swoje akta. Wzbudziłaś jego zainteresowanie, zostałaś jego milady, to oczywiste, że miał dostęp do papierów. Siatka szpiegów, pfff.
Sevcio ma szpiegów z siatką, w której sprawnie przynoszą maliny z lokalnego spożywczaka.
Pyszne! Biorę do ust kolejną jeżynę, siedząc już wygodnie w fotelu przed kominkiem w mojej komnacie, i rozmyślam dalej o moim Mistrzu. Najbardziej zaskakującym odkryciem dla mnie jest to, że naprawdę spodziewałam się, że będę się go dużo bardziej bać. Tymczasem jego swobodny sposób bycia – momentami zbyt prostackie i kpiarskie zachowanie – sprawiło, że w oprawcy z poprzedniego wieczora zobaczyłam zwykłego człowieka ze swoimi wadami.
Spoko; szybko się pozbierała po gwałcie.
“Małe” kontrowersje już były, teraz czas na miłoźdź!
Znaczy, nie mówię, że to jest absolutnie niemożliwe. Z pewnością istnieją kobiety, które są w stanie szybko się otrząsnąć i żyć dalej jakby nigdy nic, ale po pierwsze, to raczej mniejszość, a po drugie, tu mamy wrażliwą, wstydliwą szesnastolatkę, dla której do tej pory nawet nałożenie wydekoltowanej sukni czy odsłonięcie nóg było upokorzeniem. A teraz musi na co dzień żyć ze świadomością, że cały zamek widział jej hańbę; każda napotkana osoba będzie na nią patrzeć przez pryzmat tego, co się działo na uczcie. Tymczasem…
Ale i zaletami. Bo oczywiście nie można mu odmówić sprytu i inteligencji. Wiedząc, skąd pochodzę, chciał podstępem, zapraszając mnie do skosztowania deseru, sprawdzić, czy będę z nim szczera.
W sensie, że…? Skosztowanie deseru miało być przyznaniem się do pochodzenia? W żadnej innej krainie nie jada się malin? Albo jest jakiś zakaz jedzenia nieznanych wcześniej potraw?
Może to ich narodowe danie? Jeśli tak, to autorki nie wysiliły się zbytnio.
Po mieszkańcach “Krainy Wiecznej Zimy” spodziewałabym się raczej upodobania do frykasów w rodzaju surowego foczego tłuszczu albo żołądka renifera wypełnionego na pół strawionym mchem…
I dobrze, że byłam, gdyż dzięki temu dowiedziałam się także, że nie muszę używać fenianijskiego w rozmowach z nim. Co będzie na pewno bardzo przydatne, ponieważ raczej wolałabym, aby inni nie słuchali tego, jak on się do mnie odnosi. Jeszcze tego by brakowało, aby ktoś usłyszał i zrozumiał, jak na przykład beszta mnie za kreację nie w jego guście!
…no właśnie, tymczasem to jest jej największe zmartwienie.
(…)
***
Następnego rana Arienne zostaje zaprowadzona do gabinetu Vena. W gabinecie znajduje się globus oraz różne przyrządy astronomiczne, pod sufitem wiszą modele gwiazd i planet, okno wychodzi na dziedziniec, na którym ćwiczą uczniowie. Ven jest pedantem i estetą – wszystko ma równiutko poukładane, a książki na półkach oraz magiczne mikstury w fiolkach poustawiane kolorami.
Gdy nowa Milady zmierza w kierunku jednego z dwóch krzeseł stojących naprzeciw stołu, płyty kamiennej posadzki, na które właśnie wchodzi, podświetlają zielonym światłem wyrytą na ich płaszczyźnie inkantację magiczną.
https://media.sticker.market/gif/hollywoodsuite-589f03cd6894442d798cad29-g.gif
Kilka minut później przez uchylony świetlik wskakuje wielki, majestatyczny kot. Zgrabnie odbija się łapami od ścian sklepienia oraz wiszącej pod sufitem konstelacji, wprawiając w ruch poszczególne planety, po czym zwinnym susem ześlizguje się z lunety, przeskakuje nad biureczkiem, by w końcu z godnością zasiąść w olbrzymim fotelu. Strzepuje z brunatnej sierści krople jesiennej mżawki, która siąpi na zewnątrz, gestem tym zmieniając jednocześnie postać. I już po chwili smukły czarodziej poprawia kręcone włosy, by żaden z zaczesanych ku potylicy kosmyków nie wymknął się spod jego misternie ułożonej fryzury.
Gdzieś to już widziałam…
(…) – Chyba że sam się spóźniłem? Nie lubię być niepunktualny. – Marszczy czoło. – I na szczęście nie jestem – wypowiada z ulgą, sprawdziwszy godzinę na złotym zegarku wyciągniętym spod poły swego pozbawionego rękawów płaszcza.
Zegarku? No niby wiem, że to nie żadne średniowiecze tylko magiczna kraina fantasy, w której mogą funkcjonować różne wynalazki, ale mimo wszystko jakoś mi zgrzyta ten zbyt współczesny gadżet.
Tak, fantasy nie musi rygorystycznie trzymać się naszych historycznych realiów. Problem pojawia się wtedy, gdy autor wciska do swojego świata coś kompletnie z czapy, tak jak tutaj ten kieszonkowy zegarek wyciągnięty zza pazuchy. Ten element nie pasuje do zamków i rycerzy, którzą otaczają nas od początku książki. To coś, co bardziej kojarzy się z XIX-wiecznym Londynem…
– Dobrze więc. Zaczynajmy.
Wyjmuje z szufladki biurka zwój, który pospiesznie przegląda.
– No tak. Jak zwykle. Argus nie napisał nic konkretnego. Pewnie znów egzaminował z dematerializowania się, przechodzenia przez ściany i rzucał ognistą kulą? – A widząc zszokowaną minę rozmówczyni, pospiesznie wyjaśnia: – Nauczył się paru zaklęć, aby powierzono mu dobrze płatną funkcję Wielkiego Egzaminatora i od lat stosuje te same sztuczki i pytania na sprawdzianach.
Znaczy, dematerializacja, przechodzenie przez ściany i odbijanie ognistych kul to takie standardowe umiejętności magiczne, które w klątwoversum posiada każdy? Oprócz Arienne został przecież przyjęty tylko jeden mag.
To pewnie ichni odpowiednik 30% na maturze.
Dlatego tak rzadko bywam na posiedzeniach Zgromadzenia przy przyjmowaniu nowicjuszy. Severo zresztą też. I tak nie mamy wpływu na jego decyzje, a on przydziela uczniów, jak mu się podoba. Jak w twoim wypadku, Arienne. Czarodziejkę oddawać Mistrzowi Siły! Żałosne!
A więc całkiem sporo uczniów w Ravillonie musi się kształcić nie w tym, do czego mają zdolności. A jak wiemy, zmiany kierunku są niemile widziane i wymagają zgody całego Zgromadzenia. To chyba tak specjalnie, żeby Mistrzowie nie mieli za łatwo…
Wydaje mi się, że cała ta reforma i stworzenie mistrzów nowego porządku ma na celu doprowadzenie do upadku Ravillonu, ale boczną furtką, nieoficjalnie, by nie ryzykować buntu ze strony jeszcze silnego Związku.
Niech upadną z powodu własnej niekompetencji? Sprytnie.
Znów patrzy w dokument.
– Odbyłaś półroczne nauki w Gildii Bogini Przeznaczenia w salmansarskiej Akademii. To świetna uczelnia i wydział. Jego abiturienci są najlepszymi wieszczami na Kontynencie.
Abiturient to ktoś, kto ukończył daną uczelnię, ale jeszcze nie otrzymał dyplomu – w odróżnieniu od absolwenta.
(i tak, to również nie zostało poprawione w wersji papierowej)
Chciałbym poznać twą moc, by wiedzieć, gdzie mam cię przydzielić i komu powierzyć, tak byś rozwijała Sztukę zgodnie ze swą wiedzą i jej poziomem. Daj mi pokaz swych umiejętności. Najpierw zwykła magia, a potem przejdziemy do wróżb i wizji. – Gestem wskazuje Arienne, by wstała. – Aha. Widzę tu coś o ogniu. Argus napisał, że go nie opanowałaś. – Podnosi wzrok znad pergaminu. – Severo i ja wyczuliśmy jednak coś innego. – Mruży oczy. – Naszym zdaniem jesteś w pełni Oświecona.
Zawsze mi się zdawało, że magia i sztuki tajemne to taki temat, który można zgłębiać przez całe życie i jeszcze powiedzieć na koniec “wiem, że nic nie wiem”, a tu proszę – pół roku nauki i już pełnia Oświecenia, Próg Doskonałości, fiu fiu fiu…
(…)
Przytakuję głową i powstaję, aby przystąpić do zaprezentowania swoich umiejętności. Najpierw nagłym powiewem ciepłego wiatru porywam wszystkie kartki z biurka. Dokumenty przez chwilę wirują w powietrzu, tworząc różnego rodzaju wzory, z początku proste okręgi, trójkąty, potem coraz bardziej skomplikowane figury stosowane przy zapisach magicznych. Gdy prąd powietrza ustaje, arkusze opadają z powrotem na blat i układają się w idealnym porządku, dokładnie takim, z jakiego zostały poderwane.
Widząc, że czarodziej daje mi znać głową, abym kontynuowała, podchodzę do stoliczka z magicznymi płynami i wypowiadając słowa zaklęcia, sprawiam, że wszystkie przedmioty na nim leżące znikają, potem pojawiają się ponownie. Z fiolek wypadają korki, a ich zawartość wypływa na stół, a potem rozlewa się na podłogę. Różnobarwne mikstury mieszają się szybko, parują, zapalają, wybuchają, bulgoczą.
WTEM! NAGLE! JEB!
I tak Arienne zemściła się za gwałt; koniec opka.
Wzburzone substancje przybierają czarny kolor, a gdy dochodzę do wniosku, że to powinno już wystarczyć na pokaz, skinieniem dłoni nakazuję mieszance rozdzielić się na swoje pierwotne składniki i powrócić na miejsce.
– Aaaaa, co ty narobiłaś, dziewczyno! – wrzasnął Ven łapiąc się za głowę. – Wiesz, ile tygodni zajęło mi przygotowanie tych mikstur? A ty rozdzieliłaś je z powrotem na składniki pierwsze!
Korki domykają zawartość butelek i wszystko w pomieszczeniu wygląda tak, jak w momencie, gdy do niego wkroczyłam.
Skoro Arienne potrafi cofać reakcje chemiczne, to czy może cofnąć śmierć? Np. uratować kogoś otrutego na jej oczach?
Tylko jeśli Imperatyw jej pozwoli. Poczekajcie, a sami zobaczycie.
Mistrz jednak nadal przygląda mi się wyczekująco.
– A teraz chciałbym, abyś pokazała mi swą prawdziwą moc, bo to, co właśnie uczyniłaś, potrafią moi adepci już na drugim stopniu wtajemniczenia.
Uważaj, czego sobie życzysz…
Skoro to wszystko to w sumie niewinne zabawy, muszę powtórzyć pytanie postawione w poprzednich odcinkach: jakim cudem magowie nie rządzą tym światem?
Przez chwilę zastanawiam się nad tym, co chciałby zobaczyć Ven. Rozglądam się po pomieszczeniu i gdy mój wzrok zatrzymuje się na teleskopie, podejmuję decyzję, że skoro już mam zrobić coś wielkiego, to przynajmniej sama na tym skorzystam. Przechodzę na środek gabinetu, przykucam i na kamiennej podłodze kreślę dłonią niewidzialne znaki, które po chwili rozbłyskają niebieskim światłem. Błękitne promienie wystrzeliwują ku sufitowi z taką mocą, że przebijają szyby świetlika.
Podłoga w pomieszczeniu zaczyna drżeć, słychać brzęk uderzających o siebie słoików, stukot krzeseł i biurka. Adepci trenujący w przyległej auli wyczuwając dziwny ruch budynku, zarzucają ćwiczenia i z zaciekawieniem spoglądają na okno gabinetu Mistrza Magii, z którego wyczuwalna jest niesamowita energia.
I tym samym każdy kto ma trochę oleju w głowie i wie, kto przebywa u Mistrza Magii domyśla się już, że Arienne kłamała na swoim przesłuchaniu. Kolejny powód, by bacznie ją obserwować…
Nagle strugi światła wzmacniają swą moc i rozszerzają spektrum, pod wpływem czego sufit zaczyna pękać. Kamienne bloki, belki, wzmocnienia i w końcu sama dachówka zaczynają się rozdzielać, otwierając nad naszymi głowami niebo. Zawieszone w powietrzu elementy konstrukcji tworzą pusty w środku okręg. Wszyscy obserwujący z zewnątrz to zdarzenie widzą, jak szare chmury ustępują porannemu słońcu. Jednak rozżarzona gwiazda nie stoi w miejscu, tylko gnana ciężkimi obłokami przemyka przez cały nieboskłon i chowa się za horyzontem. Nikt z obserwatorów nie może w to uwierzyć. Właśnie byli świadkami tego, jak zniknął dach z części samej ravillońskiej Twierdzy, a dzień zamienił się w noc!
Przestawiwszy ciała niebieskie po kątach, Arienne resztką magicznego pyłku pozostałą na paluszkach rozstąpiła wody nad R’lyeh, zamieniła je w wino i spiła nim wszystkie króliki Mayahuel. W sumie nic takiego, ale cudodziejka słusznie uznała, że jednak popisywać się przy pierwszym spotkaniu jest trochę niegrzecznie.
Dla mnie to jednak dopiero początek. D: Patrzę tylko przez chwilę z zadowoleniem na swoje dzieło.
Jaka piękna rozpierducha!
Jeszcze nigdy wcześniej nie wykorzystywałam swej mocy na taką skalę. Podekscytowana zataczam dłonią krąg w powietrzu, a nieznane mi planety i gwiazdy zawieszone pod sufitem gabinetu wystrzeliwują w górę.
Nieznane? Jej? Nie wierzę!
Ku memu zaskoczeniu jednak zatrzymują się, uderzając z trzaskiem o magiczną barierę spowijającą wyspę. W miejscu zderzenia następuje błysk. Tego się nie spodziewałam. Niezniechęcona palcem kreślę na posadzce kolejne symbole, które sprawiają, że dodatkowe, fioletowe, promienie podążają w stronę niewidzialnej osłony Ravillonu, a następnie przebijają ją, torując tym samym drogę gwiazdom i planetom ku niebu.
Aha. Zdaje się, że jak Severo jej mówił o magicznych barierach nad Ravillonem i konsekwencjach ich naruszenia, to była tak przejęta tym, że mówi w jej języku, że w ogóle nie dotarło do niej, CO mówił.
Rodzimy język Arieśki brzmi na taki, co ma czterech użytkowników i trzydzieści dwa dialekty.
A jako arystokratka pewnie w każdym słowie umieszcza cztery przydechy.
Prostuję się i podchodzę do teleskopu, po czym zaglądam w jego obiektyw.
– W Salmansarze nie ma tak dokładnych i dalekosiężnych urządzeń. Niebywałe! – dodaję, gdy widzę, jak maleńki model planety z gabinetu znika w przestworzach, wskazując mi kierunek, w jakim powinnam patrzeć, aby dostrzec jego pierwowzór. – Nie sądziłam wcześniej, że w tamtej części galaktyki mogą być tak znaczącej wielkości ciała niebieskie! To może zupełnie zmienić sposób czytania z gwiazd i ich postrzegania – stwierdzam z entuzjazmem, po czym odwracam się w stronę wciąż siedzącego za biurkiem Vena i z lekkim uśmiechem pytam: – Mam nadzieję, że będę mogła czasami skorzystać z tego teleskopu?
– NIE! Nie stać nas na naprawę dachu co tydzień! A wiesz, ile kosztowały te modele planet?
***
– Te zostawiamy. Są w porządku. – Severo podrzuca w dłoni krótki miecz i błyskawicznym pchnięciem tnie powietrze. – Wyważone i niezardzewiałe jak tamte. – Gestem głowy wskazuje na leżącą w pobliżu stertę broni. – To natomiast nadaje się jedynie do przetopienia. Nawet nie będę tego ruszał. – Czubkiem buta dotyka kolejnej góry mieczy i sztyletów.
Zaraz… mam rozumieć, że Severo robi inwentaryzację? I to chyba pierwszą od bardzo wielu lat, skoro znajdują przy okazji całe góry broni nadającej się wyłącznie do przetopienia? Nikt o to nie dbał na co dzień?
Tegoroczne zbiory broni nie były udane – deszczowe lato, mało słońca, dużo stonki rdzówki i połowa plonów była do wyrzucenia. W przyszłym roku trzeba będzie zacząć spryskiwać inhibitorem.
– Jovenie? – zwraca się do swego oficera.
Blondyn posłusznie podąża za Mistrzem Walk, notując jego słowa na pergaminie, pod którym trzyma wielką księgę zastępującą mu podkładkę ułatwiającą pisanie. Nad jego głową Hafran niesie rozpostarty parasol, podczas gdy inny Związkowiec, również dzierżący osłonę przed drobnym deszczem padającym tego ranka, nie nadąża za krokami swego Mistrza.
Coś mówiłeś, Vahu, o niepasujących rekwizytach…?
I znów kojarzy mi się to z XIX-wiecznym Londynem. Sevciovi brakuje już tylko fajki i kraciastego płaszcza. Płaszcz oczywiście byłby największy na świecie i nikt oprócz Mistrza Walki nie mógłby go nosić.
(…)
Już chce skierować się w przeciwległą stronę dziedzińca, gdzie piętrzą się kolejne hałdy wynoszonej przez jego ludzi ze zbrojowni broni,
I po cholerę wynoszą to wszystko ze zbrojowni na dziedziniec, na deszcz? Mało im jeszcze zardzewiałej broni?
Ja… ja się obawiam, że ta broń cały czas tak leży w niezabezpieczonych stertach, pod gołym niebem.
gdy ziemia pod jego stopami zaczyna drżeć. Najpierw delikatnie, by po chwili zatrząść w posadach całą Twierdzą. Związkowcy obecni na placu, tracąc grunt pod nogami, przewracają się i lądują prosto w kałużach i błocie. Severo, by nie upaść, w ostatniej chwili chwyta za cembrowinę kamiennej studni stojącej centralnie na dziedzińcu.
To jest ten sam dziedziniec, na którym odbywała się uczta, czy jakiś inny? Bo nie czytaliśmy poprzednio o żadnej studni.
Pewnie wybudowano ją zaraz po uczcie.
Jego żołnierze z okrzykami przerażenia i zadziwienia wskazują na promienie rozsadzające dach pobliskiej wieży, który teraz unosi się nad nią w powietrzu. Potężny huk i kolejne tęczowe rozbłyski rozdzierają bariery magiczne wzniesione nad Ravillonem. Deszcz ustaje, z kłębiastych chmur na chwilę wynurza się słońce, by już po chwili ponownie zapadł mrok, tym razem nocy.
Wiemy, już raz czytaliśmy ten opis.
Mistrz Walk patrzy z fascynacją, jak kolejne gwiazdy rozpalają się na granatowym niebie (chmury poszły precz?), a dołączają do nich nowe, wystrzelone magiczną siłą z pozbawionego kopuły pomieszczenia.
Gdy wstrząsy powoli ustępują, jasnowłosy oficer powstaje, strzepując brud z ubrania i zapisanych wcześniej pergaminów. Przystaje obok Severa, i tak jak i on wznosi wzrok ku niebu, które rozświetla w tym momencie wielobarwna zorza.
– Co to, do cholery, było?! – Przenosi zdumione spojrzenie na czarnowłosego. Podwładni towarzyszący Anturyjczykowi, podnosząc się z ziemi, także zwracają pytające spojrzenia wprost na Severa, oczekując odpowiedzi od swego Mistrza. Ten zaś, nie odrywając niezwykłych źrenic od nieboskłonu, odpowiada z tajemniczym uśmiechem na ustach:
– Moja Milady właśnie zaprezentowała swe umiejętności.
Nawiasem mówiąc, cały ten wątek wypadłby o wiele ciekawiej, gdyby scena z perspektywy Arienne urwała się po poleceniu Vena, by zaprezentowała swą pełną moc, a ciąg dalszy widzielibyśmy tylko z perspektywy Severa.
Po tych słowach odwraca się ku zdumionym Związkowcom patrzącym na niego szeroko otwartymi ustami.
– Co tak stoicie, patałachy? Zamknijcie te rozdziawione gęby i do roboty! Kontynuujemy! Czy dzień, czy noc. Bez znaczenia. Musimy skończyć przegląd, bym mógł jak najszybciej uzupełnić braki i zająć się swoimi zadaniami w Podziemiach – rozkazuje.
– Ilu to mamy na dzisiaj? Osiemdziesięciu dwóch? Dawać ich na taśmociąg i po trzy minuty na każdego!
W sumie aż dziw bierze, że Sevcio i spółka jeszcze nie wymyślili gilotyny. I to takiej co by kilka głów na raz ścinała.
(…)
***
Ven przez dłuższą chwilę patrzy na Arienne w milczeniu, wspierając szczupłą twarz na złożonych dłoniach. Jego szare oczy zdają się prześwietlać czarodziejkę na wylot.
– Możesz go używać, kiedy zechcesz – mówi w końcu, wskazując na teleskop. Wznosi dłoń i siłą woli, bez wypowiadania żadnych słów, przywraca sklepienie dachu na dawne miejsce. Nie komentuje czaru Milady Mistrza Walk, a z jego oblicza trudno wyczytać, co myśli. Unosi się z fotela, naciskając wcześniej ukryty pod blatem biurka przycisk. Jedna z zastawionych księgami szaf umieszczonych po lewej stronie stołu cofa się w głąb, odsłaniając niewielkie przejście.
Kuźwa, teraz jesteśmy w siedzibie MI6, za chwilę Ven każe się nazywać “Q” i wręczy zdziwionej Arienne kluczyki do wypasionego Aston Martina.
Serio, dlaczego mistrz magii, która w tym świecie może przetwarzać materie jak chce, potrzebuje ukrytego przycisku, którym otwiera się sekretne drzwi?
Może po to, by nie tracić energii na czarowanie. Ale…
– Chodź za mną. – Mag rusza przodem i prowadzi zaintrygowaną dziewczynę do niewielkiego kamiennego pomieszczenia zbudowanego, tak jak przylegający do niego gabinet, na planie owalu.
Hm, biorąc pod uwagę, że są w wieży, to sekretne, owalne w kształcie pomieszczenie powinno być widoczne z zewnątrz, prawda?
Jest widoczne. Wszyscy myślą, że to wychodek.
https://st.depositphotos.com/1141341/1414/i/950/depositphotos_14143816-stock-photo-medieval-toilet.jpg
Prócz wielkiej złoconej ramy wiszącej na sznurach na środku w komnacie nie ma nic więcej. Puste obramowanie kołysze się lekko pod wpływem nagłego ruchu powietrza spowodowanego otwarciem ukrytych drzwi. Czarodziej roznieca czarem ogień na pochodniach umieszczonych w kamiennych niszach, po czym kolejnym zaklęciem zamyka wrota. Te zlewają się z otoczeniem, stając się regularną ścianą, w której próżno dopatrywać się tajemnego wejścia.
Ja.
Ja nawet nie wiem jak to skomentować. Po prostu… Jak można wprowadzać coś kompletnie nie pasującego do świata przedstawionego, mając rozwiązanie w zasięgu ręki, ba, użyć go kilka zdań później i nie wpaść na myśl, że wypadałoby się cofnąć i zmienić tekst?
…no właśnie.
Ja bym się nawet nie czepiała tego guziczka pod biurkiem. Niech sobie będzie, choć bardziej stylowy byłby jakiś przycisk ukryty pośród rzeźb na kominku. Ale wychodzi na to, że drzwi otwierane mechanicznie zamykać trzeba magią!
– Oto Zwierciadło Przeznaczenia, dar Cesarzowej Almy, żony poprzedniego Władcy Fenian, dla Związku. – Ven wskazuje na pustą oprawę. – Jest w stanie pokazać wybrańcom ludzki Los w dowolnym momencie dziejów. Posiadając odpowiednie zdolności, można w nim ujrzeć przeszłość, bieżący dzień lub sprawy, które dopiero się wydarzą. Jeżeli podglądanej osoby nie chronią odpowiednie czary, da się odtworzyć całe jej życie. Wyjątek stanowią na przykład Związkowcy wywodzący się, jak ja i twój Mistrz, jeszcze z czasów Starego Porządku. Wraz z Ceremonią Przyjęcia zatraciliśmy bowiem pamięć o tym, co było przed naszym wstąpieniem do Organizacji. W naszym wypadku Zwierciadło milczy, gdy kierujemy do niego pytania o nasz żywot przed trafieniem do Ravillonu.
No tak, ja rozumiem, że trzeba chronić tajemnicę Sevcia i w żaden sposób nie można odkryć jej przed czytelnikami (którzy nic a nic się nie domyślają, gdzieżby!) [potwierdzam, niczego się nie domyśliłem!], ale heloł, to wyjaśnienie zupełnie się nie trzyma kupy. Wyjaśnienie “przeszłość całkowicie znika kiedy dana osoba jej nie pamięta” brzmi zupełnie jak dziecięce przekonanie, że “nie widać mnie, bo zamknąłem oczy”.
Wygląda to tak:
https://static.boredpanda.com/blog/wp-content/uploads/2015/01/hiding-ninja-funny-dogs-261__605.jpg
Pomijając już kwestię Zwierciadła, a co jeśli taki Severo czy Ven ruszą tyłek z Ravillonu i znienacka spotkają kogoś, kto znał ich wcześniej? Takiemu komuś też Imperatyw Narracyjny Przeznaczenie wymazuje pamięć?
Ven nakazuje Arienne zobaczyć w Zwierciadle niedaleką przeszłość, na przykład wczoraj oraz kogoś, kogo oboje znają. Ta wybiera Harolda.
Pod wpływem czaru z głębi Zwierciadła wyłania się sylwetka rudowłosego mężczyzny, który w ogromnej bibliotece studiuje właśnie ze skupieniem jakieś księgi.
– Mówiłem, Letizio, odejdź i nie przeszkadzaj mi w pracy – warczy do pięknej blondynki, która ubrana już w strój nocny próbuje go odciągnąć od lektury.
Kobieta przez jakiś czas jeszcze nalega kolejnymi pieszczotami, starając się zachęcić Harolda do pójścia z nią do alkowy, w końcu jednak ten odpycha ją brutalnie i każe iść precz. Gdy Milady z wyrazem zawodu malującym się na twarzy opuszcza pomieszczenie, czarodziej bierze z rąk przywołanego Związkowca, noszącego na ubraniu symbol Jaszczurki, skrzyneczkę z zasuszonymi ziołami, które rozkłada na biurku, aby następnie porównać je z rycinami zawartymi w księdze. Gdy nieznajomy mi mężczyzna chce już wyjść, słyszę, jak Mistrz Zielarstwa mówi do niego:
– Idź, zabaw się z Letizią. Nie będę jej już chyba dłużej potrzebował. Drażni mnie ostatnio tą swoją zaborczością. Jest twoja, Markusie. A za parę dni coś wymyślimy, by dać ją do Podziemi.
Potwierdź anulowanie znaku i reszta procedury potoczy się automatycznie. Czy Harold w ogóle czyta regulamin przed zarejestrowaniem nowej milady?
Nie rozumiem zachowania Letizii. Przecież wie, że każdy grymas niezadowolenia jej pana może oznaczać dla niej wyrok śmierci; powinna unikać wszystkiego, co go drażni.
Niestety jest tylko głupią postacią z tła.
Odrywam dłoń od tafli przerażona tym, co zobaczyłam. To musiało być wieczorem, kiedy już rozstałam się z pozostałymi Milady i udałam się do Severa. Na bogów, nigdy nie przypuszczałam, że Harold może być taki okrutny. Rzeczywiście, miałam szczęście, że nie trafiłam do niego!
Następnie Ven nakazuje pokazać teraźniejszość – i też jakąś znaną im osobę…
Mój Mistrz…
Przede mną droga, którą przebyć muszę, tak jak Ty…
Władczy i piękny, jak wówczas, gdy ujrzałam go po raz pierwszy. Jak wtedy, gdy rozmarzona stwierdziłam, że mogłabym mieć takiego rycerza. A teraz jestem z nim, tylko że zamiast wydawać mu polecenia i dziękować za nie uśmiechem, niewinnym gestem lub miłą konwersacją, to ja muszę go słuchać. W końcu sam mi wczoraj uświadomił, że życie to nie bajka. Ale gdybym miała Księgę, mogłabym spróbować napisać je na nowo tak, by się nią właśnie stało.
Następnie Ven życzy sobie, żeby pokazać mu najbliższą przyszłość (Arienne widzi przyjęcie z udziałem siebie, Severa i jego przyjaciół), a potem przyszłość odleglejszą, to jest moment śmierci – jego samego, a także Harolda i Severa.
Pod wpływem kolejnego czaru ponownie tworzy się magiczna tafla. Tym razem jej obraz długo burzy się i mąci, jakby przyszłość nie chciała odkrywać swych tajemnic. A gdy Arienne wreszcie przełamuje opór Zwierciadła i wypełnia irracjonalne żądanie Vena, trzy różne sceny, trwające ułamki sekund, kolejno ukazują się oczom obserwatorów.
Ostatnia wizja sprawia, że płaszczyzna magicznego lustra na chwilę rozpala się krwistym płomieniem, by następnie pokryć się lodem, pęknąć z przerażającym trzaskiem i rozsypać się w drobny pył, który jeszcze przez moment unosi się w oziębionym powietrzu, a następnie zupełnie znika. Przez dłuższą chwilę para czarodziejów stoi w ciszy, aż wreszcie pierwszy odzywa się mężczyzna:
– W Ravillonie, odkąd Arcymistrza Frygilla złożyła choroba, tylko ja, ze względu na piastowaną funkcję Mistrza Magii, mam moc wybudzenia Zwierciadła z uśpienia. Lecz ta moc jest ograniczona, gdyż jedynie przeszłość i teraźniejszość odkrywają przede mną swe sekrety, a i tu natrafiam niekiedy na bariery, których przekroczyć nie potrafię – jak chociażby te dotyczące członków Świętej Organizacji, o czym już ci wspomniałem. Dziś jednak dołączyłaś do mnie ty, Arienne, a ja poddałem cię próbie. I tak jak sądziłem, po tym, co mi zaprezentowałaś, twoja magia okazała się na tyle potężna, że Zwierciadło było ci w pełni posłuszne i pokazało więcej niż komukolwiek dotychczas.
Nieeee, naprawdę? No wcale się tego nie spodziewaliśmy, wcale!
Moja reakcja:
Po skończonym teście dzięki zaklęciu maga para opuszcza tajemną komnatę i materializuje się z powrotem w jego gabinecie.
Zatem mamy komnatę, którą otwiera się mechanicznie, zamyka zaklęciem, a żeby z niej wyjść, trzeba się teleportować. Nie za dużo grzybów w tym barszczu?
Ku zaskoczeniu obojga nie są w niej sami. W pomieszczeniu czeka czterech mężczyzn, z których jeden, najwyraźniej dowódca, siedzi rozwalony w fotelu Mistrza.
(…) Otyły Związkowiec, zajmujący bezczelnie miejsce Vena, trzyma buty wprost na wypolerowanym na błysk blacie biurka. Na jego szerokiej piersi i ogromnym, spasionym brzuchu widnieje haft ze Skorpionem. (…)
Tłusty Związkowiec powolnym ruchem opuszcza nogi z blatu na posadzkę. Powstaje, ukazując pełnię swej tuszy.
– Han ma boo-kee, keelee ka-lya dooka. Wadja da boolya ra Moy!
– Tym razem nie przychodzę do ciebie, Mistrzu. – Patrzy swymi rybimi oczkami na Vena. – Eminencja kazał nam przyprowadzić do siebie tę małą, od Severa. – Ruchem łysiejącej głowy wskazuje na zdezorientowaną towarzyszkę maga.
Tak jakby Navin nie mógł być po prostu oficerem, który z profesjonalną obojętnością wypełnia rozkazy Eminencji. Nieee, musi, być gruby, łysieć, zachowywać się bezczelnie, brakuje mu jeszcze tylko mrocznego “mwahahahahaha”.
Aha, znaczy Eminencja już wie, że za wybuch była odpowiedzialna ona, że to nie żaden eksperyment Vena?
Wydaje mi się, że mając wszędzie oczy i uszy popleczników wie, że Arienne jest w wieży i dodał dwa do dwóch. Może wyczuł, że to nie Ven czaruje, w końcu trochę czasu już się znają.
Żołnierze, rżąc i rechocząc, kpią z Arienne i gwałtu – co nie robi na niej szczególnego wrażenia, zapewne dlatego, że ten akurat fragment pisany jest w trzeciej osobie. Hint: nawet narrator zewnętrzny może coś wspomnieć o reakcjach postaci, nie ma przepisu, że wolno o nich mówić jedynie w narracji pierwszoosobowej.
***
Na wyłożonym czarno-srebrnym aksamitem szezlongu, stojącym tuż przy rozpalonym kominku, wpółleży Milady Wilbura ubrana w długą elegancką suknię z dużym rozcięciem ukazującym jej zgrabną prawą nogę [lewa była za to pewnie wyjątkowo paskudna], obleczoną cieniutką pończochą. Karla trzyma w dłoniach złote zwierciadło i udając, że się w nim przegląda, w rzeczywistości obserwuje mężczyzn za sobą.
A dokładniej – gapi się na Severa.
(…) Milady na dłużej zatrzymuje spojrzenie na lędźwiach i pośladkach mężczyzny. Krótki, rzemienny kaftan sięga mu zaledwie pasa, a skórzane spodnie są tak obcisłe, że doskonale uwydatniają każdy detal jego doskonale zbudowanego ciała. Gdyby tak jeszcze odwrócił się nieco bokiem, mogłaby uważniej obejrzeć sobie znaczną wypukłość między jego nogami.
Taaa, obcisłe spodnie to zdradliwa rzecz 😉
Eminencja odrywa się od pracy dopiero w chwili, gdy do wielkiej komnaty, stanowiącej również jego prywatną bibliotekę, wkracza w obecności Vena maleńka czarnowłosa dziewczyna, do złudzenia przypominająca mu w tym momencie zmarłą Cesarzową Almę. Ale w końcu sobowtóry się zdarzają – tłumaczy sobie mężczyzna, wzruszając ramionami.
Ha, pamiętacie, jak pisałam, że magiczne zabezpieczenia Arienne mają w sobie sporą dziurę? Arienne kropka w kropkę przypomina Almę, zamordowaną cesarzową, żonę Gerharda. Cóż, jeśli charakterystyczny wygląd typowej Tahitanki zwraca uwagę, to co dopiero kserokopia cesarzowej?
I na dodatek jest w typie Sevcia, którego drugiej imię to “Nie-jestem-Gerhardem-gdyż-albowiem-ponieważ”.
Arienne dostaje zjebkę – za brak właściwego powitania oraz za suknię w szarym kolorze, a nie świętej czerni Związku. Severo obiecuje, że pouczy ją, jak się zachowywać…
– To też, ale przede wszystkim do jutra chcę mieć w skarbcu pięćset tysięcy fenów za zniszczenia, jakich dokonała twoja kochanka. Trzeba będzie pokryć koszty odbudowy rozpadającego się dachu Wieży Magów oraz magicznych substancji potrzebnych do uszczelnienia i wzmocnienia bariery Twierdzy.
Nie wierząc w to, jak kolosalną kwotę właśnie wymienił Eminencja, podnoszę na niego wzrok i protestuję:
– Ale przecież Mistrz Ven zaklęciem przywrócił wieży pierwotny dach, a ja mogę…
Nie udaje mi się już dodać, że nie miałam czasu odbudować zaczarowanej osłony, używając jedynie swej mocy, ale mogę to w każdej chwili zrobić i pieniądze nie są do tego potrzebne,
Ależ Eminencjo, przecież ja to mogę zrobić z palcem w nosie, zamkniętymi oczami i siedząc w wychodku!
A po co się kłócić? Mogłaby użyć sterty zardzewiałej broni i zamienić ją w pięćset tysięcy fenów.
gdyż przerywa mi Wilbur:
– Milcz, dziwko! – Eminencja robi zamach swą hebanową laską, która dopiero co opierała się o biurko, i z całej siły uderza Milady Mistrza Walk w bok szyi, dokładnie w miejscu, gdzie naznaczono ją na uczcie. Pod wpływem nagłego ciosu czarodziejka traci równowagę i upada na podłogę ze złamanym kręgosłupem.
Tja. A pod wpływem ciosu mieczem robi się przedziurawiona. Bardziej drętwo nie można było?
Można. Pamiętasz barda z pierwszej części analizy, który miał utrzymać w ręce miecz Sevcia, ale nie dał rady i się wywrócił? Mnie ten opis śni się do dziś.
Karla zaś wywraca niezadowolona oczami, zastanawiając się, dlaczego nie uderzył Arienne w twarz. Na posiniaczoną i zakrwawioną dziewczynę Anturyjczyk nawet by nie spojrzał!
Tak, Karla jest Złą Kobietą, wiemy. WIEMY!!!
Severo prosi o tydzień na zdobycie pieniędzy, Wilbur łaskawie daje mu trzy dni. Po zakończeniu audiencji wściekły Mistrz (karminowe błyski w oczach, mrożące zimno wokół) odsyła Arienne do jej komnaty, a sam pędzi do Podziemi, żeby rozładować wściekłość, wyżywając się na skazańcach.
Tymczasem do Arienne przychodzi Taida, przynosząc jej nowe suknie.
– Powiedz lepiej: jak było?
Widząc zaś pytanie w oczach dziewczyny, ponagla:
– No wiesz, wczoraj w nocy. Podobałaś mu się w mojej kreacji? I ile razy?
– Ile razy co? – pytam zdezorientowana, zdejmując właśnie diamentowe kolczyki z uszu.
Taida siedzi na ogromnym łożu i wkłada podaną przez czarodziejkę biżuterię do szkatułki.
– Ile razy cię wziął!
Gdy dociera do mnie znaczenie jej pytania, zmieszana pospiesznie ściągam pozostałe ozdoby z włosów i szyi.
– My wczoraj rozmawialiśmy tylko.
Zdumiona kobieta przez dłuższą chwilę milczy.
– To jest dużo gorzej, niż myślałam! – wypala w końcu. – Arienne, z mężczyzną to się rozmawia w alkowie jedynie wtedy, gdy akurat krwawiąc miesięcznie, jesteś niezdatna do miłości! Przecież Mistrzowie tego właśnie oczekują od swych Milady – żeby dawały im spełnienie! Bynajmniej nie duchowe! – dorzuca, widząc zszokowaną minę świeżo upieczonej faworyty. – Ty naprawdę nie masz o tym pojęcia, prawda?
Taido, weź. To, że twój chłop najwyraźniej jest tępym głąbem, a ty dla niego seks-laleczką, nie oznacza, że to model obowiązkowy.
Taida robi Arienne szczegółowy wykład na temat technik miłosnych. Arienne jest w szoku, bo choć przygotowywano ją w rodzinnym domu do roli żony, to jednak nikt nie rozmawiał z nią otwarcie o seksie. Ciach.
***
Ven zastaje w swoim gabinecie Severa, całego skąpanego we krwi – okazuje się, że miał jeden ze swoich tajemniczych ataków, objawiających się karminowymi błyskami w oczach, a związanych z mocą Schatten, Krainy Cieni. Przygotowuje dla niego eliksir, który ma powstrzymać atak. Severo skarży się, że ma coraz mniej siły, by opierać się tej mocy. Arcymistrz Frygill swego czasu skutecznie sobie z nią radził, ale teraz jest umierający.
– Ven! Masz obsesję! Przecież nie jestem Cieniem! Do cholery, jestem zwykłym człowiekiem, który…
– …który dysponuje mocą Schatten – kończy czarodziej, poważnie patrząc na przyjaciela. – Nie denerwuj się tak i nie krzycz na mnie, bo każę ci wypić jeszcze jeden kielich mojej mikstury. Miałem ci tego nie mówić, ale wszystko na to wskazuje już od dawna, a fakt, że wyciągasz Zakazaną Kartę przy każdej wróżbie, utwierdza mnie tylko w tym przekonaniu.
Severo opada z powrotem na krzesło, mrużąc oczy, by stłumić rozbudzony w nich na nowo karminowy blask.
– Prawda jest taka, że nie wiemy, skąd masz taką siłę, ale nie jest ona zgodna z zasadami Sztuki, której uczą w Gildiach, i z całą pewnością nie stoi po stronie Mocy Jasności. Przyznaj się. Ilu ich było? Ilu więźniów rozniosłeś dziś w szale w Podziemiach, nawet nie czekając na ich wyroki i nie zapewniając im godnej śmierci?
Klęczenie we krwi i fekaliach, będąc zakutym w dyby, w ciemnych podziemiach i z katem, dla którego jesteś tylko kolejnym z kilkudziesięciu ludzi do ścięcia. Zaiste, godna śmierć.
Nie czekając na wyroki? Myślałam, że wydaje je Cesarski Trybunał, a do Ravillonu trafiają już tylko skazańcy czekający na śmierć.
Czarnowłosy opuszcza głowę, milcząc.
– No właśnie. Dlatego twój dom może być tylko w Ravillonie, nie zaś na Kontynencie, jakbyś tego pragnął. Tylko w Czarnej Twierdzy można cię pilnować i blokować odpowiednimi czarami, chroniąc otoczenie przed kolejnym wybuchem twej agresywnej mocy.
Hm, to dlaczego pozwalają mu na długie wyprawy poza Ravillon, kiedy nikt i nic go nie kontroluje?
Poza tym podczas pracy w Podziemiach masz możliwość pełnego zaspokajania drzemiącego w tobie…
– No, dokończ to zadnie (sic! i kwik! :D). – Severo wyzywająco unosi źrenice na czarodzieja, który urywa w poszukiwaniu właściwego słowa.
– …Zła! – odpowiada Ven tylko dlatego, że oczy jego przyjaciela przybierają na powrót ludzki wygląd, a to oznacza, że nic mu już z jego strony nie powinno zagrażać.
Nawet w ryj nie dostanie.
Myślę, że to odpowiedni moment, by zamieścić dokonane przez jedną z czytelniczek porównanie “Klątwy przeznaczenia” z “Trylogią Czarnego Maga” Trudi Canavan:
-
Tajemniczy czarny mag w czarnym płaszczu jako główny bohater/wybranek – jest,
-
Zamek gildii magów, w którym bohaterka z jakiegoś powodu musi zamieszkać – jest,
-
Czarny mag bierze bohaterkę pod swoją opiekę, bo inaczej groziłoby jej niebezpieczeństwo – jest,
-
Czarny mag włada zakazaną mocą, której nikt w królestwie nie używa – jest,
-
Czarny mag cierpi na efekty uboczne władania zakazaną mocą – jest,
-
Tylko jedna osoba w gildii zna mroczny sekret czarnego maga – jest,
-
Duża różnica wieku między bohaterami (szesnastolatka i facet po trzydziestce) – jest,
-
Winter is coming – jest.
Ven dopytuje, czy to wizyta u Wilbura sprowokowała atak, skąd rozmowa naturalnie przechodzi do…
– Arienne jest niezwykła. To, co pokazała, stanowi tylko ułamek tego, co jest w stanie zrobić. Dzięki niej dzisiejsza noc będzie trwała dobę. A to się musieli zdziwić astrologowie na Kontynencie. Pewnie rwą włosy z głów nad tym fenomenem – śmieje się Ven.
A to się musiały rozdzwonić dzwonki alarmowe u każdego, kto w tym świecie zajmuje się magią, a to się musiały wszystkie oczy zwrócić na Ravillon! Fajnie, Arienne, że ukryłaś się w “jedynym bezpiecznym miejscu”…
– No i Zwierciadło! Zwierciadło ożyło natychmiast po użyciu przez nią magii i pokazało wszystko! Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość! To nie lada wyczyn. Wszak nikomu przed nią się to nie udało, a ona nawet niespecjalnie się nie zmęczyła po takim zużyciu energii. Jej moc jest zadziwiająco potężna.
Czy Wy też zastanawiacie się, dlaczego dziewczyna o tak potężnej mocy jeszcze nie rozniosła całego zamku w drebiezgi i nie poszła w świat, zamiast z pokorą poddawać się rozkazom Mistrzów?
Bo przy okazji rozwaliłaby też księgę, której szuka by… eee… po co jej właściwie ta księga?
Myślę, że przy takich umiejętnościach potrafiłaby zastosować jakąś kombinację “Zamkus Rozpierdolus” i “Accio Księga”.
Severo zwierza się, ileż to zażyczył sobie Wilbur za zniszczenia spowodowane przez Arienne. Zastanawiają się, skąd wziąć tyle kasy, Severo może co prawda sięgnąć do swych ukrytych poza Ravillonem zaskórniaków, ale obawia się, że szpiedzy Wilbura wyśledzą jego kryjówkę. Pożyczka od Cesarza odpada, gdyż Wilbur znowu uznałby to za pieniądze Związku, a poza tym Cesarz jest humorzastym nastolatkiem, który co chwila zmienia zdanie, raz uwielbia Severa nad życie, to znów poniża go przed wszystkimi, zaś Sevcio ostatkiem sił powstrzymuje się, by nie wypalić mu prosto w twarz całą swoją lodową mocą.
Ostatecznie Severo wpada na pomysł, którego ze swych wpływowych znajomych poprosić o pożyczkę – za to zaczyna się zastanawiać, czy nie zabrać Arienne swojego znaku.
– Ven. Ja naprawdę się nad tym zastanawiam. To chyba był błąd. – Severo stawia kielich na biurku i delikatnie kołysze go na boki wskazującym palcem prawej ręki, nie patrząc na czarodzieja. – Nie jestem stworzony do związku. Nie lubię zobowiązań, nie chcę być nimi związany. Wolę być sam. W dodatku jestem niebezpieczny. Mogę zrobić jej krzywdę, nawet tego nie chcąc.
Wobec czego odeślę ją, skazując tym samym na śmierć. To z pewnością lepsza opcja.
Jeśli ją odeślesz durniu, to trafi do podziemi, gdzie będziesz musiał ją ściąć. Czyli… no, zrobisz jej krzywdę, delikatnie mówiąc.
Poza tym różnica wieku to też problem. Spokojnie mógłbym być jej ojcem.
Teraz się zorientowałeś?
No i nie spodziewałem się, że już od pierwszych chwil będą z nią takie kłopoty.
– Mogłeś o tym pomyśleć, nim wyzwałeś Mistrzów do walki o nią – Ven odpowiada mu ze złością w głosie. – Zhańbiłeś ją na oczach całego Ravillonu, robiąc pośmiewisko i pokaz z jej niedoświadczenia, a teraz chcesz się jej pozbyć? (…) – Jesteś najlepszym uczniem Arcymistrza Frygilla i właśnie dlatego, jak na ucznia tego największego z Mistrzów Starego Porządku przystało, poniesiesz konsekwencje swego czynu. Nadałeś jej Znak, przygarnąłeś, to teraz zaakceptuj z zaletami, ale i wadami, jakie ma. Chyba nie liczyłeś na to, że piękne nogi to podstawa udanego związku? Spójrz na mnie. Wybrałem Blankę przez ponętne kształty i do czego mnie to doprowadziło? Jestem uwiązany do pustej lalki, która nie ma mi do zaoferowania nic ponad bujnymi piersiami!
Znaczy – Blanka wygląda jakoś tak?
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/0/0f/Headless_statue_of_a_Nymph_or_Aphrodit%C3%A9_bending.jpg
A jednak trwam przy niej, bo kiedyś sam podjąłem tę decyzję i teraz muszę za nią płacić.
No, w porównaniu chyba jednak Blanka wypada taniej.
Fizyczność to przecież nie wszystko. Pamiętaj, że Arienne ma też uczucia, myśli, wiedzę. I muszę przyznać, czego ty, jak widać, jeszcze nie dostrzegasz, że lepiej trafić nie mogłeś. Żadna z Milady, no, może jedynie Karla, nie kończyła szkół.
A piękna, wykształcona, władająca siedmioma językami Leila marnuje się wśród adeptek. Sami nie wiecie, jakie posiadacie skarby.
Leila? Leila… aaa, ta Leila. Jestem ciekaw, czy jeszcze się w ogóle pojawi w książce.
Żaden z Mistrzów nie był tym pierwszym dla którejkolwiek z nich. O żadną też nie toczył się taki bój, jak o nią na uczcie. Jest wyjątkowa. Uświadom to sobie. A jej młody wiek i niedoświadczenie to tylko atuty, gdyż możecie budować waszą relację od podstaw, bez odnośników do wcześniejszych związków, bez porównań do poprzednich partnerów.
Sądząc po stylu, Ven dorabia sobie jako Ciocia Dobra Rada w listowym kąciku dla czytelników z problemami sercowymi.
Serio? Przecież Severo nie zapomni na rozkaz tych wszystkich swoich księżniczek i królowych. Materiału do porównań ma aż nadto.
(…)
***
(…)
Severo po zażyciu mikstury zachowuje się jak pijany; po drodze spotyka Taidę, która ofiarnie odprowadza go do komnaty…
– Mistrzu. Zaprowadzę cię do łożnicy. – Chwyta go pod bok i sama prawie zatacza się pod ciężarem jego ciała. Arienne jeszcze jej za to podziękuje! Bo to, co robi, to poświęcenie. On jest taki wielki! W dodatku zupełnie z nią nie współpracuje. Tylko się śmieje i między niezrozumiałymi wypowiedziami wzywa imiona urojonych osób. Jak choćby teraz, gdy każe jej się wieść do komnaty jakiejś Almy. Pewnie to któraś z jego królewskich kochanek.
Hahaha!
http://www.9e3k.com/wp/wp-content/uploads/2012/08/Hulk-vs-Loki-05.gif
Nie wiem jak wy, ale ja czuję się jak Loki i do końca analizy już nic z siebie nie wyduszę.
…gdzie ten pada na łoże martwym bykiem i zasypia, nie zauważając nawet obecności Arienne.
Mogę więc ten czas wykorzystać na to, żeby mu się dokładniej przyjrzeć i przeanalizować, co dziś usłyszałam. Milady Tessiego tak długo rozwodziła się na temat przyjemności, jaką muszę sprawić mojemu Mistrzowi, żeby zrekompensować jego poświęcenie dla mnie,
Z takim poświęceniem ryćkał mnie na stole podczas uczty, że aż obtarł swojego Olbrzyma w mojej ciasnej, dziewiczej dziurce!
że teraz poważnie rozważam możliwość realizacji tego zadania.
Realizacji zadania publicznego nr QWERTY/1233456/2017. Nie wiem, po co Arienne kształciła się na czarodziejkę, skoro wyraźnie widać, że z powołania jest urzędniczką.
Pod względem wyglądu Anturyjczykowi nie mogę nic zarzucić. Może poza tymi brzydkimi siniakami na obliczu, ale to przecież nie z jego winy, no i chwilowe. Z jego twarzy bije w tym momencie taki błogi spokój. Niezmącony ściągniętymi w gniewie grubymi, czarnymi brwiami ani karminowym blaskiem w oczach. Poza momentami, gdy w jego źrenicach tli się złość, jego magnetyczny wzrok potrafi naprawdę zahipnotyzować i sprawić, że zapomina się o reszcie świata. I ten jego piękny profil!
Człowiek o tak pięknym profilu nie może być zły, absolutnie nie!!!
Lustruję uważnym spojrzeniem resztę jego sylwetki, aby w końcu stwierdzić, że przynajmniej w tym zakresie to, co w końcu będzie zapewne nieuniknione, nie powinno stanowić aż tak wielkiej bariery.
Podoba mi się!
I O TO CHODZIŁO! YEAH!!!
https://media1.tenor.com/images/8a77c55f726cf251a4396a77c4d2197e/tenor.gif?itemid=5543979
(…)
Odczekuję ponownie moment, żeby sprawdzić, czy Severo się nie obudzi, a widząc, że dalej nieświadomy niczego drzemie, wsuwam dłoń pod jego i z zadowoleniem odkrywam, że mimo iż ta jego mocarna ręka pozostaje ciągle chłodna, to i tak jest dużo cieplejsza niż kiedykolwiek wcześniej, gdy miałam z nią styczność.
Wyswobadzam dłoń z jego potężnej łapy Hellboya, po czym, leżąc na boku i długo wpatrując się w śpiącego obok Mistrza, sama odpływam do krainy snów.
Z czerwono-złotej sypialni pozdrawiają: Kura po urlopie nad stertą papierów więźniów do ścięcia, Vaherem w płaszczu w kratę i z kieszonkowym zegarkiem i Kazik doglądający hałdy mieczy,
a Maskotek pilnie ćwiczy zaklęcie Zamkus Rozpierdolus… Uważajcie na głowy!
W temacie Bowiego i złego doboru spodni – (Tekst jest NSFW) https://youtu.be/lKLTP04JGc8
A foreshadowing równie subtelny jak nocny obstrzał z moździerzy…
Pal licho wątek "miłosny", poziom marynizmu bohaterki przekroczył normy krytyczne.
"Zawsze mi się zdawało, że magia i sztuki tajemne to taki temat, który można zgłębiać przez całe życie i jeszcze powiedzieć na koniec “wiem, że nic nie wiem”, a tu proszę – pół roku nauki i już pełnia Oświecenia, Próg Doskonałości, fiu fiu fiu…" Kuro, jak możesz! Wszak to nie byle kto, ale ARIENNE! Może i inni potrzebowaliby lat na rozwinięcie w pełni swoich umiejętności i dorobiliby się w tym czasie kępy siwego włosia, ale nie ona!(Chociaż "romans" pomiędzy Serwatką a sędziwą Arienne budzi we mnie głośny kwik)
Oficjalnie oświadczam, że kończę z traktowaniem tego ksiopka na poważnie. Skoro same autorki nie zamierzały tego robić, ja tym bardziej nie czuję się zobowiązana 😉
*marynizm brzmi kusząco, ale to o marysuizm miałam na myśli 🙂
Brawo za komentarze. Materiał źródłowy jest za to naprzemiennie nieskończenie wkurzający [NAJ, NAJ Severro oraz NAJ, NAJ Arienne] i nieskończenie nudny.
Nieparzyste
Jeden: jeśli Arienne okaże się córką Severa(podobna do jego żony), to chyba zwymiotuję, bo dość mam kazirodczo- gwałcicielskich wątków od czasów "Dziewczyny wilkołaka".
Dwa: w świetle umiejętności Arienne pozycja kobiet w Ravillonie jeszcze bardziej nie ma sensu. One władzą czarami tak samo, jak mężczyźni, a nawet czarodziejki sprowadza się tutaj do roli nałożnic. Dlaczego nie mogą obejmować tych samych stanowisk? Bo szowiniSm? W Ziemiomorzu przynajmniej panował przesąd, że magia kobiet różni się od magii mężczyzn( chociaż chyba nie powinnam porównywać twórczości Le Guin z tym czymś), i dlatego nie kształcono kobiet oficjalnie, a tutaj? Przechodzą te same egzaminy i treningi, a w zamian dostają pozycję dmuchanej lali.
To opko wygląda jak jedno wielkie gimnazjum w którym się mieszka. No, moze to by tłumaczyło poziom inteligencji tych postaci oraz ich zachowań
A dziw bierze,że nikt nie zaaresztował tej nadczarodziejki Adrienne. Dziewczyna odwala jakieś cuda, a nikt się tym nie zainteresował.No chyba,ze zmienianie dnia w noc czy rozwalanie budynków czarami, to w Ravilionie norma. Gdyby to jej całe czarowanie sprowadziło na nią jakieś kłopoty…Adrienne się ukrywa,grozi jej niebezpieczeństwo,normalny człowiek robiłby wszystko aby nie zwracać na siebie uwagi. Ale nie nasza heroina. Można to jeszcze wytłumaczyć bardzo młodym wiekiem i chęcią zaimponowania mistrzowi magii. Ale, jeszcze w trakcie akcji, powinien tam wpaśc jakiś oddział antymagiczny,taki fantastyczny S.W.A.T,szkolony do walki z magami( W razie W,gdyby czrodzieje w zamku przeszli na stronę wroga lub wszczeli bunt) obezwładnić Adrienne,zanieśc do lochów i tam brutalnie przesłuchać.Przecież ona mogła rozwalić cały zamek i wszystkich pozabijać.Albo tylko ją
ukarać i zacząć inwigilować, prześwietlić jeszcze raz papiery.
Już nawet nie wspomnę,ze po takiej demonstracji siły, Arcymistrz ją wyzywa i bije a żołnierze poniżają. Kto fika do potężnej czarodziejki? samobójca?
Im dalej w las, tym więcej grzybów w tym barszczu, że tak powiem. AŁtorki próbują nieudolnie poskładać wszystkie swoje pomysły do kupy. Oczywiście plot armor już nie jest potrzebny, więc Arieśce wraca cała magiczna moc… I chyba jeszcze dostała jakiegoś boosta w zamian za tamto, ekhm, "poświęcenie". Zgadzam się z pytaniem, które w analizie pojawiło się już dwukrotnie: skoro magowie dysponują ponoć TAAAAAAKĄĄĄĄĄ mocą, to czemu jeszcze nie przejęli władzy? W literaturze fantasy, nie tylko obcojęzycznej, ale też naszej rodzimej, istnieje od uja przykładów na magów spiskujących, jak rozszerzyć swoje wpływy *kaszle* Thanedd *kaszle*. Ale najwyraźniej jaki świat, tacy magowie. Do Aes Sedai z twórczości Roberta Jordana nawet nie śmiałabym tej bandy przyrównywać…
ważył około 2 kilogramów. Zaprawdę, straszny ciężar.
Takie ciężary to moja teściowa emerytka bierze na klatę.
Po co tych skazańców wożą to raz,dwa,szlachcie przysługiwały lepsze wiezienia i co się stało z publicznymi egzekucjami?
Bycie katem to była hańba,kat był wyrzutkiem.Tak tylko mówię.
Czy… czy to może być prawda? Czy wy też zaczynacie dopuszczać do siebie tę bluźnierczą myśl, że Severo naprawdę… że… że on…
Nie,no co Ty! Przypomniał mi się Sheldon z BBT mówiący ze najpierw
musi obejrzeć "Wojny klonów" potem costam -"George Lucas musi mnie zawieść we właściwej kolejności!"
Znaczy, nie mówię, że to jest absolutnie niemożliwe.
Moze i nie jest,ale mam wrażenie,ze tu jej szybkie dojście do siebie wynika z braku umiejętności i wyobraźni autorek,nie z twardzielstwa bohaterki..
na złotym zegarku wyciągniętym spod poły swego
Komórkę w komnacie zostawił azaliżwżdy?
Jednak rozżarzona gwiazda nie stoi w miejscu, tylko gnana ciężkimi obłokami przemyka przez cały nieboskłon i chowa się za horyzontem. Nikt z obserwatorów nie może
Wstrzymała słońce ruszyła ziemie Północy wydało ją plemię!
I tak Arienne zemściła się za gwałt; koniec opka.
O,yeeeee!!!
Arienne jest niezwykła. To, co pokazała, stanowi tylko ułamek tego, co jest w stanie zrobić. Dzięki niej dzisiejsza noc będzie trwała dobę. A to się
Mary Sue Mary Sue, I love You I love You!!
Żeby te głupoty jakiś facet pisał! Ech!!!
Fajna analiza!
Chomik
"i kto za to płaci? Ja i pan płacę, na to idzie nasza pańszczyzna!"
Pfffff!
"skorpiona rozkosznie tarzającego się w piasku…"
ROTFL x milion
"Hybrydę Związku liczącą własne odnóża"
Miejscie litość, to nawet nie połowa analizy, a ja już umarłam i nie żyję, chyba przepona mi pękła.
Swoją droga, ciekawa jestem, co na kominku ma wyrzeźbione ten koleś z jaszczurką w herbie. Jaszczurka pożerająca muchę? Jaszczurka gubiąca ogon? Jaszczurka pożerana przez sowę? (no, to może akurat zły przykład)
"prowadzi księgi, krawaty wiąże i przerywa ciąże"
TAK! Nie mogłam się nadziwić, jak to możliwe, że przy poprzednim odcinku nikt nie zauważył, że Severo jest całkiem dosłowną ilustracją tego powiedzonka 😀
Poza tym uwielbiam rozkminy Vaherema na temat walki, broni i sprzętu do tortur. A za obrazek przedstawiający zaległości Severa po urlopie to już w ogóle milion lajków.
Arienne: "A swoją drogą: ciekawe, w jaki sposób tak szybko dotarł do tych akt? "
Ponieważ, durna pało, poczynając od wczoraj, jest oficjalnym sekretarzem związku. Przecież byłaś na uczcie, gdzie mianowano go na to stanowisko. Co wtedy robiłaś: spałaś, czy zapatrzyłaś się na jego obcisłe spodnie?
"Eminencja robi zamach swą hebanową laską, która dopiero co opierała się o biurko, i z całej siły uderza Milady Mistrza Walk w bok szyi,"
Jak to szło? "Jeżeli zostaniesz wybrana, nikt inny cię nie tknie". A tutaj Eminencja wali Arienne lagą i to w obecności jej mistrza, a ten ani piśnie. No, chyba że zakaz "tykania" dotyczy tylko kontaktów seksualnych, lać bez podtekstów można, ile się chce. Z drugiej strony, to nadal nie tłumaczy, dlaczego Severo tak spokojnie to znosi. Ostatnio, jak się zorientował, że Argus go okrada, to rzucił się na niego z pięściami i trzeba go było zlać do nieprzytomności, żeby się uspokoił. A bicie Arienne znosi na luziku, tylko ma "karminowe błyski" w oczach, widać kochanka jest dla niego mniej ważna niż obrazy, gobeliny i te inne klamoty. A może jest coś o tym w wyciętym fragmencie?
Łohoho, moc Schatten (o co właściwie chodzi?)! Severuś będzie drugą Elsą i będzie musiał izolować się od ludzi żeby nie stracić nad sobą kontroli i ich nie zabić? 😀 A połowie książki zacznie sobie podśpiewywać "Let it goo, let it goooo!"? Klisze,klisze rządzą w tym opowiadanku…
Ja naprawdę rozumiem pod wieloma względami autorki: to że marzyły o karierze pisarskiej i ich radość z wydania tej książki. Ale zajrzałam na ich fb (autorskie-publiczne) i nie spodobało mi się to co ujrzałam:
https://www.facebook.com/KlatwaPrzeznaczenia/posts/364301820660319
Czy nie ma w tym odrobiny megalomanii?
Przy pierwszych hint ach do cesarza Gerarda miałam napisać, że marysuizm Severa wywalił sufit. A potem wydarzyła się Arienne i mogę tylko dodać: badum tss!
Btw, z obliczeń wynika, że Arienne to jakaś reinkarnacja Almy. Urodziła się, gdy tamta zamordowano.
Hasz
Nie rozumiem jak to mozna nazywac ksiazka, opowiadaniem, jak to na nawet nie jest znosny fanfik. Dorosle baby, piszace jak 12 latki… Moze wtedy bym to docenila, bo dzisiejsze 12 pisza, jeszcze gorzej, ale 30 letnie baby, powinny albo to zakopac gleboko, albo poprawic porzadnie, albo zrozumiec, ze to jest zle cos, czego sie nie wydaje.
Sama popelnilam kilka pisanin grafomanskich, podobajacych sie znajomym, nawet mnie namawiano do wydania, ale powiedzialam waprost, ze to grafomania ku uciesze serca i trzeba miec rozum i poczucie przyzwoitosci, zeby nie pchac sie z tym do wydawnictw.
Ale dzis na tle tego co jest wydawane, po tych panienkach, po Ziemianskim, to chyba naprawde powinnam machnac reka, swoja grafomanie, uznac za dzielo i isc na tym zarabiac… Tak sobie mysle, ze ta latwosc publikacji i brak cenzury, redakcji, korekty bardzo zle nam robi. Wspolczuje wam tevo Ciezkiego Mlota, to juz nawet jako wysmiewane jest nudne.
Sirh.
Anonimowy: "Ja naprawdę rozumiem pod wieloma względami autorki: to że marzyły o karierze pisarskiej i ich radość z wydania tej książki"
Karierę pisarską to ma Olga Tokarczuk, Katarzyna Grochola albo Marek Krajewski. Wydanie jednej książki, w pseudowydawnictwie typu druk-na-żądanie, które za pieniądze wyda nam nawet listę zakupów to żadna kariera.
Shir: "Tak sobie mysle, ze ta latwosc publikacji i brak cenzury, redakcji, korekty bardzo zle nam robi."
Co do łatwości publikacji – zgoda, ale może bez przesady z tą cenzurą? Bo zaraz ktoś napisze, że PRLowska cenzura była dobra dla książek…
Chyba że to taki lapsus i tak naprawdę nie chodzi o "cenzurę", tylko o "selekcję". Czyli o to co robią tradycyjne wydawnictwa, oceniają jakość nadesłanych powieści, a potem decydują "tego jednego wydamy, a tym stu podziękujemy, bo nie spełniają standardów".
Shir: "powinnam machnac reka, swoja grafomanie, uznac za dzielo i isc na tym zarabiac…"
To zarabianie wcale nie jest takie łatwe. Nawet autorzy publikujący w nomalnych wydawnictwach (czyli bez dokładania do tego interesu) zarabiają niewiele. A ci którzy korzystają z usług różnych pseudowydawnictw, każących autorom płacić za wydanie książki, często nigdy nie oglądają swoich pieniędzy z powrotem. Sprzedaż książek wydanych przez takie firemki jest bardzo niska, bo "wydawcy" nie dbają o dystrybucję czy reklamowanie swoich książek i często się zdarza, że autorowi nie zwraca się nawet ten początkowy wkład, którego zażądało wydawnictwo, nie mówiąc już o zarabianiu.
Grochola ma karierę? Jej romansidła bardzo modne jakiegoś czasu są słabiutkie
*swego czasu
Jejku, wątek ze ścinaniem więźnia był tak rozkosznie głupi… a sam więzień awansował na moją ulubioną postać. Liczyłam na to, że nasz Wcaleniecesarzsnape oszczędzi go chociaż po to, by się dowiedzieć, co to za medalion. Ale cóż, widać, deadline`y ważniejsze. Hałdy mieczy równie ucieszne 🙂
Błagam, niech Arienne nie okaże się jego córką, błagam, błagam, błagam… To by znaczyło, że za jakiś czas wydadzą "Dziewczynę wilkołaka", skoro literatura naszego kraju schodzi aż tak na psy! Już lepiej, aby była siostrą Almy, reinkarnacją (KIMKOLWIEK) ale nie córką… Chociaż Arienne sama mówi, że jej ojciec jest tej samej rasy co Sevcio, więc…
Przecież wydano Dziewczynę wilkołaka.
Anonimowy pisze: "Przecież wydano Dziewczynę wilkołaka."
Nie "wydano" tylko autorka sama zaniosła ją do drukarni i zleciła wydrukowanie iluś egzemplarzy. Nie podpisało się pod tym żadne wydawnictwo, nawet z tych selfpubowych miernotek.
Niby tak, ale w praktyce nie ma wielkiej różnicy między Klątwą a Dziewczyną. Mechanizm: autorka/i o zawyżonym poczuciu własnej wartości, ale miernym warsztacie, pisze/ą książkę, płaci/ą określoną kwotę i dostaje/ą swoje "dzieło" w wersji papierowej.
Anonimowy: "Niby tak, ale w praktyce nie ma wielkiej różnicy między Klątwą a Dziewczyną."
W dodatku podejrzewam, że w przypadku "Dziewczyny" o odrzuceniu tekstu (bo ałtorka przecież wysyłała to najpierw do wydawnictw) zadecydowała nie tragiczna jakość, a ogólne obrzydzenie tymi zasikanymi chusteczkami i gwałtami w wykonaniu obleśnego, zezwierzęconego typa na podłodze zakrwawionej łazienki. Bo – z tego co tu widać – jak gwałci czysty i dobrze ubrany koleś, na stole, w sali balowej, to już jest spoko i to wydawać można.
Ale mimo wszystko, efekt jest taki, że "Dziewczyny" nawet selfy wydające za pieniądze nie chciały i tym można się pocieszać, jak człowieka najdzie na ubolewanie nad stanem rynku wydawniczego w Polsce 😉
"I dobrze, że byłam, gdyż dzięki temu dowiedziałam się także, że nie muszę używać fenianijskiego w rozmowach z nim. Co będzie na pewno bardzo przydatne, ponieważ raczej wolałabym, aby inni nie słuchali tego, jak on się do mnie odnosi. Jeszcze tego by brakowało, aby ktoś usłyszał i zrozumiał, jak na przykład beszta mnie za kreację nie w jego guście!"
Bo na pewno to, że dziewczyna płynnie rozmawia w mało popularnym języku, którego wedle "oficjalnego" pochodzenia, jak też zważywszy na płeć (w patriarchalnym świecie) i wiek raczej nie powinna znać, niczyich podejrzeń nie wzbudzi. Wystarczy przecież nie zrozumie o czym 😉
"Co do łatwości publikacji – zgoda, ale może bez przesady z tą cenzurą? Bo zaraz ktoś napisze, że PRLowska cenzura była dobra dla książek…"
Bo była. Nie bronię jej absolutnie w wymiarze moralnym, ale jestem skłonna przychylić się do poglądu, że akurat treści książek cenzura zwykle wychodzi na dobre, bo wymusza na pisarzu napisanie tego samego, co zamierzał, ale bez łopatologii i nachalności.
Nefariel pisze:
"Co do łatwości publikacji – zgoda, ale może bez przesady z tą cenzurą? Bo zaraz ktoś napisze, że PRLowska cenzura była dobra dla książek…"
"Bo była. Nie bronię jej absolutnie w wymiarze moralnym, ale jestem skłonna przychylić się do poglądu, że akurat treści książek cenzura zwykle wychodzi na dobre, bo wymusza na pisarzu napisanie tego samego, co zamierzał, ale bez łopatologii i nachalności."
Proszę bez takich, bo odeśmieję sobie tyłek. Cenzura z założenia nie miała służyć tępieniu łopatologii, tylko krytyki politycznej, więc jak ktoś pisał odpowiednio po linii parti, to mógł to robić tak nachalnie i łopatologicznie, jak tylko sobie zamarzył, i cenzura tylko klaskała uszami. Owszem, autorzy, którzy chcieli przemycić w książkach jakieś antysystemowe przesłania, musieli się trochę nakombinować – co zresztą nie czyniło ich książek automatycznie dobrymi – ale wielu nie miało takich ambicji. I nawet nie mówię tu o legendarnie złych dziełach epoki socrealizmu, z ich szlachetnymi robotnikami i zaplutymi karłami reakcji, które mogłyby służyć jako wręcz modelowy przykład łopatologii i nachalności (cenzura jakoś na to nie pomogła, wręcz przeciwnie). Wystarczy popatrzeć na milicyjne produkcyjniaki z lat 70-80, masowo wydawane i czytane, gdzie w każdym występował ten sam szlachetny, kartonowy policjant i jeden z dwóch dyżurnych przestępców: albo miał wąsiki, zagraniczne ciuchy i pachniał Yardleyem albo był gruby, łysy, miał rybie oczy i – obowiązkowo – mokrą dłoń. Książkom Katarzyny Michalak byłoby w PRLu jak w domu.
(errata: w kryminałach z lat 70-80 występował oczywiście szlachetny milicjant)
Ja dobrze rozumiem, że circa trzydziestoletnie kobiety piszą o romansie swojego równolatka i dziewczynki młodszej o połowę? To jest, pardon my french, obrzydliwe.
To jest napisane gorzej, niż Captive Prince, a nie myślałem, że kiedyś coś takiego powiem.
Oj rozwija się, rozwija. A tak poważnie – drażni mnie jakoś to opko. To wszystko jest tak szalenie nieprzemyślane i to na tak wysokim poziomie, że już nawet żadnego wrażenia na mnie nie robią drzwi otwierane przyciskiem i zamykane magią, kiedy tutaj gołym okiem widać, że nawet autorki mają w poważaniu, jak funkcjonuje świat, w którym umieszczają bohaterów, bo w końcu podryw i seksy w każdym świecie działają tak samo.
Btw: Anonim z 19 listopada to Sirh, nie ja, tam zdaje się, nie ma literówki:)
Ale generalnie, zgadzam się z Nefariel co do cenzury. Chyba nie chodziło o cenzurę PRL-owską w rozumieniu politycznym, ale o cenzurę jako taką, bo zawsze wiąże się z uważnym, przynajmniej w jakiejś mierze, czytaniem ostatecznej wersji dzieła w całości, co paradoksalnie, jest rzadsze niż by czytelnik sobie życzył. Cenzura sama w sobie nie implikuje natury politycznej. (Sirh nie pisała o "cenzurze instytucjonalnej" w sensie urzędu cenzorskiego, więc można przez to rozumieć bardzo różne zjawiska.)
Shir.
Siberian tiger pisze:
"Cenzura sama w sobie nie implikuje natury politycznej"
Implikuje. Według SJP, cenzura to: "urzędowa kontrola publikacji, widowisk teatralnych, audycji radiowych itp., oceniająca je pod względem politycznym lub obyczajowym".
A cenzura polityczna lub obyczajowa w żaden sposób nie wpływa na jakość książki, bo po prostu eliminuje bardzo konkretne treści, nie odnosząc się poza tym do jakości tekstu, stylu, kreacji bohaterów, prawdopodobieństwa wydarzeń, czegokolwiek innego. Wyobraźmy sobie, że mamy skrypt, który z tekstu "Glątwy" wywaliłby wszystkie zdania ze słowem "członek" – czy książka zrobiłaby się od tego lepsza? Jeśli już, to tylko minimalnie, a to właśnie byłby odpowiednik nożyc cenzora.
Z tym uważnym czytaniem, to też różnie bywało, bo wystarczyło włożyć minimalny wysiłek, żeby przez cenzurę przechodziły rzeczy nawet skrajnie antysystemowe, ale autor udawał, że dzieją się w innym kraju albo na innej planecie, więc było OK (teraz coraz więcej mówi się o tym, że cenzorzy nie byli głupi i zatwierdzali je całkiem świadomie, na zasadzie wentylu bezpieczeństwa, niech czytelnicy mają te swoje małe aluzje i niech się cieszą).
Mam wrażenie, że ludzie uparcie próbują nazywać "cenzurą" to, co robią redaktorzy w renomowanych wydawnictwach, czyli po prostu ocenę i pracę nad tekstem – analizowanie ksiażek pod kątem treści i popełnionych błędów i zastanawianie się, jak można je naprawić i czy to w ogóle możliwe. A to nie jest żadna cenzura, cenzura jest instytucjonalna z definicji.
"Cenzura z założenia nie miała służyć tępieniu łopatologii"
O jak parskłam, przecież nigdzie nie napisałam, że miała. xDDD Każdy wie, czemu służyła cenzura i jakim była chorym tworem, nie zmienia to jednak faktu, że miała ten jeden pozytywny skutek uboczny. Jeśli ktoś chciał napisać coś niezgodnego z linią partii rządzącej, to to pisał. I wydawał. Jeśli był dość sprytny, żeby przechytrzyć cenzora.
Nefariel pisze: "nie zmienia to jednak faktu, że miała ten jeden pozytywny skutek uboczny. Jeśli ktoś chciał napisać coś niezgodnego z linią partii rządzącej, to to pisał"
Rzeczywiście, pozytywny skutek jak diabli: zmuszanie garstki autorów do bawienia się w aluzje. Przy czym jeśli byli w stanie robić je skutecznie, to znaczy że od początku byli sprawnymi pisarzami. "Cesarz" Kapuścińskiego byłby dobrą książką nawet bez tej warstwy interpretacyjnej, gdzie Haile Selassie jest sekretarzem KC, "Pamiętnik znaleziony w wannie" czyta się nieźle nawet jeśli się nie wie, że to satyra na zimną wojnę, itd. Można się zgodzić, że cenzura miała ten nieoczekiwany skutek uboczny, że czasem dzięki niej dobrzy pisarze tworzyli ciekawsze książki, ale przed grafomanią nijak nie chroniła.
A przypomnę, że Twoja teza brzmiała "treści książek cenzura zwykle wychodzi na dobre", a to jest oczywista nieprawda. W PRLu zwykle wychodziła na nijak, bo większość książek nie zawierała żadnych wywrotowych treści, więc cenzura nie ingerowała. Omawiana tutaj "Glątwa" mogłaby spokojnie wyjść z gmachu cenzury w praktycznie niezmienionej postaci, może tylko wypadłyby wzmianki o rozmiarach członka i gwałt na Arienne musiałby się odbyć poza kadrem.
Po tych wszystkich szokach pierwszych dwóch części, ta wydaje się wręcz nudna i tylko frustrująca, nawet komentarzy i oburzenia mniej.
Teraz wkurza mnie niekonsekwencja postaci, świata, jak ich cechy i wartości są zmienne zależnie od sytuacji.
To była erotyczna fantasy sesja RolePlay między dwiema dziewczynami – gwarantuje wam, że nie podeszły do tego jak do książki. A nawet jeśli robiły to z takim zamysłem, to pomimo odczekania na publikacje nie przeczytały tego w pełni ponownie i nawet nie poprawiły treściowo. Co znaczy:
a) niewiele się poprawiły warsztatowo od czasu napisania tego
b) uznały, że wszystko jest lux i nie trzeba nawet doprawiać jakościowo
c) nie chciało im się to bo setki grubych stron i posłużyły się logiką z punktu b
d) przeczytały i uznały, że jest nadal super jak lata temu
Wiem, że mają czytelniczki które kochają tą książkę i tych osób nie winie. Kiedyś się ekscytowałam dubconem i całym tym romantycznym mrokiem czy, tak zwanym "bodice ripper" romansem. Nie będę nikogo wyśmiewała, że to lubi, ale tak, frustruje mnie to. Frustruje mnie niski warsztat, niekonsekwencja postaci, ułomność i infantylność do uczuć i sytuacji.
Zbyt dużo nastolatkowości jest w tej książce i jest doskonałym przykładem kiepskiego, "mrocznego" fantasy które nie wyciąga konsekwencji z własnego kanonu świata.
Bo to był świat wymyślany na bieżąco.
PS. Ta rozmowa o romiarze członka to jakbym czytała podekscytowane dziewczyny na tumblrze gadające o zyaoicowanych postaciach. No podstawówka po prostu i kult wielkiego, dyndającego frędzla.
Ponoć w trakcie jest druga część 🙂 więc okaże się, która opcja jest prawdziwa.
Anonimowy pisze:
"Grochola ma karierę? Jej romansidła bardzo modne"
Chyba sam/a odpowiadasz sobie na pytanie.
"Tuż przy jego prawym boku stoi wsparty o krawędź biurka niezwykły miecz […] sporo wyższy od przeciętego człowieka"
Tak jest w oryginale, czy to wasza literówka? 🙂
Mi się to kojarzy z tym dowcipem o dwóch milicjantach, co znaleźli na ulicy czyjąś głowę… "Przecież to Wiesiek!" "Coś ty, Wiesiek jest wyższy!"
Ja was szczerze podziwiam, że przez to brniecie. To gwałt na gatunku fantasy