Drodzy czytelnicy!
Od razu w pierwszym zdaniu chcę ostrzec: w tej części czeka na Was rak. Podstawowy, fundamentalny rak tego ksiopka, można powiedzieć – rak założycielski. Ale jeśli to przetrwacie, to potem będzie już lżej.
O co chodzi? O pojawiającą się w powieści scenę gwałtu na głównej bohaterce (piszę od razu, bo może ktoś woli zostać uprzedzony). Przy czym zaznaczam: nie czepiamy się samego wystąpienia w książce motywu gwałtu. Ok, to brutalny świat, kobiety nie mają tam za wiele praw, rozumiemy. Chodzi jednakże o to, co z tego gwałtu wynikło; jak zostały przedstawione jego konsekwencje. Powiem tylko, że prawdopodobieństwo psychologiczne uciekło z podkulonym ogonem i teraz płacze w kątku.
Druga sprawa: autorki zarzuciły nam, że korzystamy ze spiraconego pliku (wytknęliśmy błędne używanie słowa “źrenice”, które w wersji papierowej zostało zastąpione przez “oczy”). Korzystaliśmy jednak z pliku legalnie dostępnego na Legimi, więc tu jest wtopa po stronie wydawcy. Co więcej! w trakcie dalszej lektury odkryłam (ja, Kura), że korekta objęła chyba tylko pierwsze 50-100 stron tekstu, bo inne wątpliwe miejsca, jakie na wszelki wypadek sprawdzałam w wersji papierowej, w niej również zawierały te same błędy.
No ale mówimy o Novae Res. Oni swoje pieniądze dostali już na dzień dobry, po co mieli się starać ponad niezbędne minimum?
Analizują: Kura, Vaherem, Kazik i Babatunde Wolaka
***
Arienne po całym dniu biegania z wiadrami po murach zabiera się właśnie do czyszczenia latryn, gdy wtem! przychodzi odsiecz w postaci Milady Caris, wzywającej ją pilnie do Mistrza Argusa. Okazuje się, że to tylko wybieg; Caris zabiera ją do własnych komnat, po drodze psiocząc na Severa i przewidując, że ten niedługo poleci ze swego stanowiska.
Do Argusa zaś dochodzi tyle skarg na tego Anturyjczyka, że nie zdziwię się, jeśli lada moment pozbędą się go z zajmowanego stanowiska.
Powiedziałabym, że nikt rozsądny nie pozbyłby się jedynego dostarczyciela kasy, no ale już wiemy, że władze Związku mają wszelki rozsądek głęboko tam, gdzie słońce nie dochodzi.
(…)
– Z tego, co słyszałam w dormitorium, to adeptki nie miałyby nic przeciwko temu. Bardzo negatywnie się o nim wypowiadały.
Aha, jak rozumiem, Caris podpuszcza naiwną Arienne, żeby ta doniosła jej, co się mówi wśród adeptek? Bo przecież nie będzie obrabiać tyłka Mistrzowi Związku przed jakąś smarkulą znikąd?
– A ty się z nimi zgadzasz?
Podchwytliwe pytanie, Arienne, uważaj!
Zastanawiając się nad odpowiedzią, przywołuję obraz pięknego mężczyzny, którego spotkałam tego poranka i jego spojrzenia na mnie, gdy uniósł mą brodę, aby zajrzeć mi w oczy. Czułam wówczas, że moje serce chyba przestanie bić.
Droga Caris, co prawda słyszałam o nim same złe rzeczy, ale NIE WYRZUCAJCIE GO, JEST TAKI PIĘKNY!
Bałam się, że rozpoznawszy mój czar, rozgromi mnie tak jak kapłana, tymczasem, próbując przeniknąć w głąb mnie tym swoim hipnotyzującym wzrokiem, którym po krótkiej chwili tak nieoczekiwanie uciekł, zaintrygował mnie.
Mujborze, pokonała go w pojedynku na spojrzenia.
Skoro już w poprzedniej analizie ustaliliśmy, że Arienne patrzyła wtedy takim wzrokiem:
https://media.giphy.com/media/iHcRqdoTI3MZO/giphy.gif
To ja się nie dziwię, że się chłop przeraził.
Co takiego zobaczył, że odwrócił spojrzenie? Czyżby w tym krótkim zetknięciu naszych źrenic [ta metafora brzmi co najmniej niekomfortowo] [i tu, proszpaaa, w wydaniu papierowym też są “źrenice” a nie “oczy”] zdążył odczytać, że obnażenie mnie będzie gorszą karą niż chłosta? Wzdrygam się na samo wspomnienie tego wydarzenia.
Arienne jest niewinna i wstydliwa; zapamiętajmy.
A chłostać to ją chcieli przez ubranie? Pffff.
– Myślę, że jeżeli jego celem jest wzbudzanie postrachu, to bardzo skutecznie dobiera metody, żeby to osiągnąć.
Arienne zostaje odesłana do swego dormitorium po czyste ubranie; w sypialni spotyka Doris.
– Co się stało z twoimi włosami? – Pamiętam przecież, że jeszcze wczoraj rozczesywała swe kasztanowe pukle przed spaniem.
– Nie zgrywaj idiotki. – Muskularna dziewczyna przysiada na swoim sienniku i zdejmuje długie buty. Jej głowa jest praktycznie łysa i oszpecona ranami. – Wszyscy opowiadają o tym, jak zaatakowałaś Mistrza Severa. I nie wypieraj się, ty kretynko! Co ty sobie w ogóle wyobrażałaś?! Że zwyciężysz niepokonanego?!
Szkoda, że nie widzieli, jak staruszek Wilbur go załatwił.
Z takimi marnymi warunkami?! Ja jestem tu już od sześciu lat i nie miałam nawet szansy brać udziału w jego treningach.
A kiedy miał je prowadzić, skoro ciągle jest w rozjazdach, zarabia na cały Związek i jeszcze zabawia cesarski dwór?
A ty ledwo wczoraj przybyłaś i już miałaś z nim potyczkę!
Doris powinna nosić taką przypinkę:
https://img0.etsystatic.com/112/0/5916730/il_340x270.949965622_415l.jpg
(…)
Dziewczyna ciska brudnymi butami w kąt. Łzy pojawiają się w jej oczach.
– Ścięto mi włosy, bo według mego trenera tylko spowalniały moje ruchy w walce mieczem. I jak Mistrz Walk ma teraz zwrócić uwagę na mnie, skoro wyglądam jak strach na wróble?!
Hm… trener kazał jej ściąć włosy, a nie pomyślał o zmianie obcisłej sukni na jakiś praktyczniejszy strój?
Severo powinien dać przykład i też zgolić swoje kruczoczarne pierścienie. Zresztą… trenerowi zabrało sześć lat dojście do wniosku, że długie włosy przeszkadzają Doris?
Doris zauważa jeszcze wstążkę Severa przywiązaną do łańcuszka medalionu Arienne, więc czarodziejka oddaje ją, by poprawić dziewczynie humor, a następnie wraca do komnat Caris.
(…)
Nagle jedne z kilku umieszczonych w ścianie ogromnych, rzeźbionych w mahoniu drzwi
Mahoniowe drzwi, łiiii! Odhaczamy bingo!
otwierają się gwałtownie na korytarz, do którego wkracza Arienne. Bardzo szczupły, wysoki blondyn zatrzymuje się pod olbrzymim kandelabrem, w którym pali się zaledwie kilka świec. Ich skąpy blask wystarczy jednak w zupełności, by odsłonić krew na rękach i przedramionach mężczyzny. Na jego wąskiej piersi migocze srebrny medalion z wizerunkiem galopującego Rumaka.
*sprawdza w ściagawce* Ok, to Eston, Mistrz Jeździectwa.
Zostawmy na chwilę wydarzenia w ksiopku i zastanówmy się nad tytułem Estona. Mistrz jeździectwa… co właściwie robi mistrz jeździectwa? Czy to tylko dumny tytuł dla zwykłego koniuszego? A może w tamtejszym świecie organizuje się zawody jeździeckie, gdzie można wygrać konkretny pieniądz (w takim razie Estonowi kiepsko idzie, skoro na wszystko zarabia Sevcio), a może mistrz organizuje aukcje niczym w Janowie Podlaskim? Po drugie… jak nieprawdopodobnie musi być upierdliwe życie kogoś, kto zajmuje się końmi w Ravillonie. Czy one mają tam jakiś wybieg chociaż? Czy na dłuższą przejażdżkę trzeba ładować je na łodzie/statki i płynąć na brzeg jeziora? A może stajnie znajdują się na brzegu i w takim razie Eston po każdą pierdołę musi wiosłować w jedną i drugą stronę?
Ravillonowi brakuje mostu. Ja wiem, niezdobyta twierdza, ponure zamczysko, pełne emocji zbliżanie się łódki do ponurych murów (najlepiej w nocy!), ale życie tam musi być cholernie upierdliwie. Serio, mosty się przydają.
Może tytuł Mistrza Jeździectwa zdobywa ten, kto specjalizuje się w ujeżdżaniu nietypowych zwierząt. Jeży na przykład.
Wtedy byłby Mistrzem Jeż-dziectwa.
Vahu, coś wspominałeś, że stroje projektował im ten sam artysta, co w achajoversum? ;>
Ouch. Więc życie Estona jest jeszcze gorsze niż mi się z początku wydawało.
(…)
– Nie mogłem się powstrzymać, by jeszcze raz na niego nie spojrzeć! Niezapomniany widok! Marzyłem o tym od czasów, gdy trafiłem do niego na nauki! – Chichocząc, wychodzi z komnaty niski, krępy brunet noszący medalion z podobizną Sroki. Wpycha w ręce towarzysza czarny kaftan, po czym sam zaczyna wdziewać własny. Mimo że czyni to bardzo szybko, można dostrzec krwawe ślady także i na jego dłoniach oraz kropelki krwi spływające po jego włosach i twarzy.
Dżizas, co oni tam robili? Jakąś rzeźnię nr 5?
Kręcili film Quentina Tarantino.
– Ja też! – Blondyn również nie kryje wesołości, patrząc, jak jego kompan pospiesznie zamyka ogromne wrota [wrota to mogą być od stodoły, komnaty jednak miewają drzwi]. – Ale teraz chodźmy stąd jak najprędzej, nim zjawi się któryś z jego pobratymców!
Znaczy, rodaków? W Ravillonie trwają jakieś zamieszki na tle narodowościowym?
Obaj już mają ruszyć korytarzem, gdy w półmroku dostrzegają nieoczekiwanego intruza.
Intruzi zwykle są nieoczekiwani, inaczej nie byliby intruzami.
– Ty! Jak tu się dostałaś, smarkulo?! – Wysoki Związkowiec wskazuje w stronę dziewczyny kościstym palcem.
– Co tu, do cholery, robisz?! Ta część Ravillonu należy do Mistrzów! A za wdarcie się do niej karzemy wyłupieniem oczu! – wykrzykuje rozwścieczony Gritton.
Khę, a Caris kazała jej ot, tak po prostu przyjść? A to podstępna żmija!
– Mówiłem ci, że za długo się z nim zabawialiśmy – wyszeptuje do niego towarzysz.
– Milcz, Estonie! Zaraz rozwiążemy ten problem. – Brunet gwałtownie rzuca się ku czarodziejce i z potężną siłą ją policzkuje. Gdy ofiara upada na ziemię, syn Wilbura podrywa ją znów na nogi i już chce ponownie uderzyć, lecz jasnowłosy mu przerywa:
– Poczekaj! To chyba jest ta mała, którą wczoraj przyjęliśmy.
– Jaka mała?! – Gritton prostuje się, by wydać się wyższym. Nie zmienia to faktu, że od nowicjuszki dzieli go jedynie kilka centymetrów wzrostu.
Ojoj, kompleksy Grittona muszą być boleśniejsze od hemoroidów.
– No, ta, od Tarlena! – Eston chwyta magiczkę boleśnie za brodę i przygląda jej się w skąpym świetle kandelabru. – A jakże! To ona! Wieprzek Tarlen, nie słyszałeś?! – Wybucha śmiechem, puszczając twarz dziewczyny.
Co tu się… czy Arienne zamieniła się w kukłę? Krzyczą na nią, dostaje plaskacza, upada, podnoszą ją i nic, żadnej reakcji! Udaje martwą, licząc, że w ten sposób dadzą jej spokój?
Jak zaskroniec. Oby zaraz nie opróżniła gruczołów.
Gritton mruży krótkowzroczne oczy, by lepiej widzieć.
– Nie było mnie na Zgromadzeniu.
– Żałuj! – wciąż śmieje się wysoki Mistrz.
– To nie zmienia faktu, że nas widziała! – syczy Gritton, ledwo panując nad złością. – Co tu robisz, dziewucho?!
Dotykam dłonią obolałego policzka i cofam się o krok. Przestraszona czuję, jak ciężko przechodzi mi głos przez gardło:
– Zmierzałam właśnie do komnaty Milady Caris, Mistrzu.
I nagle zmiana narracji i nasza bohaterka odżywa!
A wiesz, dlaczego? Bo postać Arienne pisana jest przez jedną autorkę, tę, która posługuje się narratorem pierwszoosobowym. Druga najwyraźniej się nie wtrąca.
Cóż, uprzedzałaś, że Imperatyw Narracyjny wyłącza supermoce Arienne. Ale pierwszy raz widzę, żeby wyłączył się cały bohater.
(…) Zabierz ją do Caris. Niech ta mała nie włóczy się tutaj dłużej i nie węszy jak pies, a ja pójdę zdać relację z naszego zadania.
I tak o, puszczają ją wolno? Nic nieznaczącą adeptkę, której śmierci – jak mogą przypuszczać – nikt by nie zauważył, a która właśnie przyłapała ich na jakiejś zbrodni?
Z drugiej strony może po prostu pomyśleli, że i tak nikt nie posłucha takiej nic nieznaczącej adeptki?
Po tych słowach Związkowiec oddala się, za to Gritton stoi przede mną i przygląda mi się przez chwilę w milczeniu. Mężczyzna chyba nie ma żadnych umiejętności magicznych, gdyż bez problemu dostaję się do jego umysłu i z zawstydzeniem słyszę, jak krytykuje mój wygląd.
Szkoda wielka, bo jako jedna z nielicznych tu nadawałaby się pod względem wzrostu, jednak ten odór, włosy w nieładzie, brudne dłonie i staroświecki ubiór… Ohyda! To nie jest partnerka godna Wielkiego Skarbnika Związku!
…a Gritton nawet w myśli wyraża się długimi, nadętymi i napuszonymi zdaniami. Poza tym, dlaczego niski facet nie mógłby mieć upodobania właśnie do wysokich i bujnych kobiet?
Btw, w scenie na dziedzińcu Gavin rozmawiał w myślach z Severem; czy to oznacza, że Mistrz Siły ma też umiejętności magiczne?
(…)
Tymczasem w komnatach Caris zebrały się inne Miladies (Taida, Zoe i Nukki), plus jeden… hmmm, Milord? (Orsen, kochanek Mistrza Etykiety, Moru), aby zająć się Arienne i przygotować ją do uczty, która ma się odbyć następnego dnia. Caris chce przedstawić ją Mistrzom, aby któryś z nich mógł ją sobie wybrać jako Milady; w ten sposób zamierza dotrzymać słowa danego Tamirze, że będzie się opiekować dziewczyną.
(Tu nasuwa się pytanie: czy Tamira poinformowała ją, że Arienne się ukrywa i potrzebuje dyskrecji? Bo jak za chwilę zobaczymy, cała akcja nie ma z dyskrecją nic wspólnego, przeciwnie – jest wystawieniem dziewczyny na świecznik.)
Gdyby Arienne była postacią z gry komputerowej, to cały czas padałby na nią snop światła, a nad głową wisiałby wielki, wielki wykrzyknik.
Oczywiście, nie może się obejść bez obgadywania Severa, który, jak się okazuje, nie mając oficjalnej kochanki, korzysta czasami, za przyzwoleniem innych mistrzów, z ich kobiet.
– Ja tam lubię jego wizyty – odpowiada ponętna blondynka. – I co z tego, że miewam odmrożenia na ciele, gdy w miłosnym szale przestaje kontrolować swą moc, skoro w pełni rekompensują mi to wymiary jego przyrodzenia!
Rozumiem, że jej nie zostawia po seksie skrwawionej, poniżonej i pobitej?
Inni mistrzowie na pewno są zadowoleni, gdy ich partnerki wracają odmrożone i jeszcze ciągle wspominają o wielkim przyrodzeniu mistrza walki.
– No tak. W końcu ma między nogami sławnego na cały Kontynent Lodowego Olbrzyma, ha, ha, ha – stwierdza najstarsza Milady, a całe towarzystwo wybucha śmiechem.
Odmrożenia pochwy? Ja dziękuję…
A może Severo zarabia na Związek, jeżdżąc od jednego krańca świata do drugiego, demonstrując za opłatą swojego siusiaka?
Jest Mistrzem Walki, może po prostu używa go zamiast broni.
Ogólną wesołość przerywa po chwili głos Orsena:
– Wracając jednak do naszej małej, to ciężko będzie jej kogoś tu znaleźć. Widać, że ma niespotykaną w Ravillonie urodę,
Mam wrażenie, że o przyjęciu kobiety do Ravillonu decydowały nie tyle jej umiejętności, co gust egzaminatora (preferowane cycate blondynki).
W sumie ciekawe, że (jak pokazała poprzednia analiza) faceci byli przyjmowani prawie wszyscy jak leci, nawet tacy którzy w życiu nie trzymali broni w ręce. Kobiety zaś muszą zaimponować mistrzom umiejętnościami, a i tak albo biegają z wiadrami po wychodkach twierdzy, albo grzeją mistrzowskie łoża.
Coś tu jest bardzo bez sensu.
Hm… to akurat dość typowy przykład traktowania kobiet w “męskich” zawodach :/
ale nie wiem, czy dysponujemy godnym jej [niej] kandydatem.
Kandydat był godny jej wdzięków.
Kandydat był godny niej.
(…)
– Może Ven? – Caris nie daje za wygraną. – To czarodziej, a Arienne włada magiczną mocą…
– Wątpię, by w ogóle był zainteresowany – przerywa jej Zoe. – Jak wiecie, Blanka jest o niego potwornie zazdrosna, a Mistrz Magii, ze swym pokojowym nastawieniem, nie chce prowokować jej gniewu (hmmm…). Poza tym on świata nie widzi poza swoim Laboratorium i dziwacznymi eksperymentami, a tam niewiasta zdaje się być zbędną.
W takim razie po co mu ta Blanka?
Opierając się na późniejszych występach tej postaci, przedstawiam następującą teorię: Blanka jest wynikiem eksperymentów mających na celu wykreować kobietę z idealnym cycem. Ven zbyt późno zdał sobie sprawę, że stworzył Potwora.
– A Harold? Pasowałby wiekiem do Arienne. Ma dwadzieścia pięć lat, jest przystojny, szarmancki, zna się na magii i ziołach… – Rudowłosa kobieta rozpływa się nad cnotami kolejnego kandydata.
– Ale to potworny bufon! – pada natychmiast odpowiedź mężczyzny.
– I szybko się nudzi swymi partnerkami! – dorzuca Zoe. – Miał już kilkanaście Milady (to słowo ma liczbę mnogą, naprawdę!), a przecież jest Mistrzem dopiero od roku!
Zapamiętajmy uwagi o Haroldzie, ok?
– Argus nie zechce takiej młódki, zresztą od lat jest wierny tylko tobie, Caris, samo myślenie o Grittonie to porażka, choć wiem, że chciałby się pozbyć swej Milady, gdyż jest dla niego zbyt wysoka.
Naprawdę nie ma przepisu, że niski mężczyzna może lubić tylko niskie kobiety. Wszystkie żony Toma Cruise’a były od niego wyższe.
Ale weź, przecież to wątek KOMICZNY. Ma być ZABAWNY.
Btw, Gritton i jego ojciec dysponują olbrzymim majątkiem Związku. Czy to tak trudno użyć go do znalezienia i ściągnięcia do Ravillonu kobiety o odpowiednim wzroście? Chyba tak, skoro Gritton wałęsa się po korytarzach twierdzy i tylko narzeka, że ta nie, bo za wysoka, ta za brzydka…
Eston nie ma fena przy duszy. Wystarczy, że pożycza pieniądze na Vickę. Przez to stał się zausznikiem Eminencji i nie budzi już niczyjego zaufania, Womar zaś to pijaczyna i impotent… – wylicza Taida.
Skoro utrzymanie Milady kosztuje, a większość Mistrzów nie ma pieniędzy i nie zarabia, czy to znaczy, że Wilbur wypłaca im zasiłki? Program Milady+?
To już Dumbledore jest cwańszy, bo becikowe wypłaca Ministerstwo.
(…)
Arienne dostaje jeszcze ostrzeżenie, że ośmieszanie Mistrzów może kosztować ją życie, a najgorszy pod tym względem jest Severo…
Arienne, pozyskaj sobie przychylność jednego z nich…
– Byle nie tego karła, Grittona – wcina się Zoe.
– Lub bawidamka Harolda – wtóruje jej Orsen.
– …owiń go sobie dookoła palca, a nikt już nigdy nie każe ci wykonywać żadnych irracjonalnych ćwiczeń czy czyścić wychodków. Zostaniesz panią, będziesz mieć, co zechcesz, a przede wszystkim staniesz się nietykalna i bezpieczna [Ahahaha. Czytajcie dalej, a zrozumiecie co budzi moją wesołość]. Dostęp do ciebie będzie miał wyłącznie twój patron.
Dostaniesz majtki blaszane, na kod szyfrowane.
(…)
– Arienne jest przecież w takim wieku, że musiała mieć już mężczyznę, więc na pewno okiełzna i samego Mistrza Walk. Skoro mu się podoba, to nie widzę problemu. On jest najbogatszym z Mistrzów i jako jedyny z nich ma tytuł szlachecki, bo przecież Eminencja został go pozbawiony. Poza tym jest ulubieńcem królów!
I ma Lodowego Olbrzyma! Największego w całym Związku! Ba, w całym cesarstwie!
(…)
– A nie można tu tak po prostu ćwiczyć i zdobywać kolejne stopnie wtajemniczenia w danej dziedzinie? Z pewnością jest jakiś wybór? – Biorę ręcznik i zaczynam się nim wycierać.
– No, wybór jest dosyć prosty – beztrosko rzuca Taida. – Albo wybiera cię któryś z Mistrzów i nie martwisz się już o nic ponad to, żeby sprawić mu przyjemność, albo pozostajesz sama i reszta Związkowców używa sobie ciebie do woli, ani myśląc o twoich przyjemnościach. Jeżeli zostaniesz wybrana, nikt inny cię nie tknie. To prawie tak, jakbyś wyszła za mąż.
A zatem wszystkie kobiety w zamku, oprócz metres samych Mistrzów, mogą być bezkarnie gwałcone przez każdego, komu tylko przyjdzie ochota. Czy Tamira wiedziała o tym, wysyłając tam swoją podopieczną? Była w kontakcie z Caris, więc mogła – powinna! – wiedzieć.
Czyli byle związkowiec może “poużywać” sobie na przykład Doris? Jakoś sobie tego nie wyobrażam…
Doris jest najwyraźniej jedyną kobietą w tej mordowni, która przyszła tu uczyć się bić – wyjątek od reguły. Cała reszta ani nie umie czarować, ani wymachiwać bronią, cały swój czas poświęcając na to, by dobrze wyglądać w skąpych sukienkach, więc… Ciekawe, czy są kary dla związkowczyń za okaleczenie lub zabicie w obronie własnej.
Z tym że musisz starać się bardziej niż przeciętna żona, gdyż Mistrz zawsze może sobie wziąć młodszą, ładniejszą, a ciebie odesłać do Podziemi.
Znaczy, jak się nie odwrócisz, dupa z tyłu.
Arienne lekko panikuje na myśl, że musiałaby sypiać z Mistrzem i usiłuje wymyślić sposób, jak tego uniknąć (W takim układzie wiecznie napruty impotent Womar wydaje się całkiem atrakcyjną ofertą…); tymczasem Miladies szukają dla niej odpowiedniego stroju.
– Ależ te suknie dworskie są bardzo niewygodne! Wystarczy, że musimy je zakładać na zajęcia z Mistrzem Etykiety. Nie każ jej tego nosić przez całą ucztę! Przecież ten krój krępuje ruchy, nie mówiąc o tym, że zakrywa praktycznie wszystko! Jak więc Arienne ma się w tym spodobać Severowi? – Roznegliżowana blondynka przeszukuje inny z kufrów, w którym coś pobrzękuje.
– Ach, choć jesteś chodzącym gejzerem erotyzmu, mało wiesz o mężczyznach, kochana Zoe! – Orsen podaje Arienne ubiór przez parawan i każe przymierzyć. – Wszakże najbardziej pociągające jest to, co niewidoczne dla oka. Z tobą i Gavinem może być inaczej, gdyż już znasz jego gusta i wiesz, co mu się podoba. – Wskazuje na zwiewny negliż dziewczyny. – Ale myślę, że dla naszego Severa bardziej intrygująca będzie tajemnicza młoda dama niż kolejna kopia typowej mieszkanki dormitorium.
No ba, przecież wiemy, że Arienne to wyjątkowy płateczek śniegu, nie taka, jak te wszystkie inne kobiety, co się nie szanują i noszą dekolty do pępka.
(…)
– Podwyższony stan, dekolt karo, delikatne bufki na ramionach i długie, rozszerzane przy nadgarstkach rękawy – to chyba suknia poranna, prawda?
Najbardziej stosowna na ucztę, która ma się odbyć w środku nocy.
Ale jeśli uczta przeciągnie się do rana, to będzie jak znalazł!
Wygląda mi to na suknię w stylu empire. Ostatnia rzecz, jaka mogłaby krępować ruchy!
– Och, widzę, że mamy eksperta! – Orsen wykrzykuje z entuzjazmem. – Co prawda jest to kreacja z poprzedniego sezonu, gdyż teraz w Fenis noszą bardziej rozkloszowane spódnice, a odcięcie sukni w pasie, a nie pod biustem, ma podkreślać smukłość talii, jednakże nie zmienia to faktu, że wyglądasz w tym zjawiskowo! A tobie jak się podoba?
No oszywiście, bo przecież jak gej, to musi się doskonale znać na modzie i damskich fatałaszkach.
(…)
Wszystko dla mężczyzn! Powoli dociera do mnie, że nie mam innego wyjścia, jak pójść na tę ucztę i zrobić, co w mej mocy, by znaleźć odpowiednią protekcję.
– Pozwolisz, Milady, że najpierw przyjrzę się Związkowcom, a potem zadecyduję?
A gdy rudowłosa kobieta potwierdza skinieniem głowy, oddycham z ulgą. Teraz mam całą noc, aby wymyślić sposób na to, by ten, którego wybiorę, w niczym mi nie uchybił i pozwolił na swobodne poszukiwania Księgi.
Aha. Jak widać, autorkom zmieniła się koncepcja: Arienne już nie szuka w Ravillonie schronienia przed niebezpieczeństwem.
*Kręci głową w milczeniu*
***
Gavin, potężny i wściekły, wpada do komnaty. Jego świetnie umięśnione ciało paruje od wrzątku w zetknięciu z zimnym powietrzem, które uderza go we wnętrzu pomieszczenia. Jedynie skąpy ręcznik zakrywa mu biodra. Mężczyzna nie ma na sobie nic więcej.
To drugie zdanie to tak dla podkreślenia, żeby czytelnik był absolutnie pewny, że pod ręczniczkiem nie ma trzech par gaci i szydełkowego ocieplacza na przyrodzenie.
(…)
– Severo! Gdzie ty się, do cholery, podziewasz?! – ryczy, otwierając mahoniowe drzwi z trzaskiem. – Wiesz, która godzina? Jest po północy! Zamarzłem w bali, czekając na ciebie, a cała kolacja już dawno wystygła, podobnie jak i moje kobiety!
Gavin czekał na Severa… nago… w balii?
Yaoiland! No dobra, nie ma chyba w tym nic dziwnego. Choć z drugiej strony, nie zdziwiłbym się gdyby siedział tam w ręczniku.
Poza tym, skoro zamarzł, czekając, to czemu jego skóra paruje od wrzątku?
Bo się tak zdenerwował!
To był ten słynny góralski zimny wrzątek.
https://media.giphy.com/media/13tgC47dSJbamc/giphy.gif
A w ostatnim wagonie tego trainwrecka przewożono dawno wystygnięte kobiety…
Tymczasem okazuje się, że komnata Severa jest rozbebeszona, wszystkie cenne przedmioty zniknęły, a sam Severo leży na podłodze, ciężko pobity i nieprzytomny. Gavin zanosi go do komnat Vena, Mistrza Magii.
(…)
– Severo?! Na bogów! Szybko, Gavinie! Wejdź i połóż go na łożu! Blanko? – Czarodziej zwraca się do kobiety, która wpółleży na posłaniu, kryjąc swą nagość pod cienką materią prześcieradła. – Musisz wrócić do siebie. Wybacz, najdroższa!
Ha, więc Ven ma jednak jakieś życie poza laboratorium.
Powoli i niespiesznie blondynka opuszcza pokój. Wyraźnie niezadowolona, że przerwano jej sen w ramionach Mistrza, na złość mężczyźnie zrzuca okrycie i całkiem naga przechodzi przed Gavinem wciąż trzymającym nieprzytomnego Severa na rękach. Obdarza olbrzyma pełnym pogardy wzrokiem [spojrzeniem], odrzucając z biustu sięgające pasa złociste loki. Prezentuje przy tym doskonałą krągłość swych piersi. Mimo iż Ven podaje jej szlafrok, ona odtrąca jego dłoń i obrażona bez słowa wychodzi, zostawiając Związkowców samych.
Zła kobieta – odhaczyć.
(I co, ma zamiar wrócić do siebie – nago?)
Znając charakterek Blanki, pewnie stoi z okiem przyklejonym do dziurki od klucza i dyszy z zazdrości, bo pobity do nieprzytomności Sevcio to tylko pretekst dla Gavina, żeby dostać się do sypialni jej chłopa i już, zaraz, lada moment zaczną się dzikie gejseksy.
Poszła do siebie, czy zagląda przez dziurkę od klucza, nieważne! Mogę tylko myśleć o tym, jak bardzo jest jej zimno w tych starych i zawilgoconych murach twierdzy. Brrr.
(…)
***
Następnego dnia o północy na dziedzińcu zaczyna się uczta, podczas której, między innymi, Arienne ma zostać zaprezentowana Mistrzom. Obecni są wszyscy mieszkańcy zamku.
Na tym dziedzińcu wysypanym żwirem? Cóż, widać to jedyne miejsce w Ravillonie, które się do tego nadaje. Ach, gdyby tak mieli jeszcze, ja nie wiem, może Wielką Aulę?
No. Taką z amfiteatralnie schodzącymi siedzeniami, żeby wszyscy pozostali mieszkańcy zamku nie musieli tłoczyć się na stojąco na krużgankach.
(…)
Sam plac znajduje się bezpośrednio pod niebem, które o tej porze wieczoru ma odcień granatu, a pierwsze gwiazdy rozniecają na nim swój odległy blask.
Słońce musi tam wyjątkowo późno zachodzić, skoro jesienią o północy niebo jeszcze jest granatowe i dopiero pojawiają się pierwsze gwiazdy.
I wyjątkowo późno wschodzi, skoro na porannym treningu potrzebowali pochodni.
Może co roku przechodzili na czas zimowy, bo to tak przyjemnie pospać o godzinę dłużej, a potem zapominali wrócić na letni.
(…)
Ceremonia rozpoczyna się od odśpiewania przez wszystkich zgromadzonych hymnu Związku.
Sojuz nieruszymyj riespublik swobodnych...
– Większość zwrotek to totalny nonsens! – po cichu komentuje Zoe, zajmująca krzesło obok kochanki Tessiego. – Na przykład waleczne wyczyny Mistrza Żeglugi. Odkąd tu jestem, on nie opuścił Ravillonu. Jeśli zaś w ogóle wypływa gdzieś łodzią, czyni to tylko wokół Twierdzy, by pod pozorem łowienia ryb zaprawiać się winem bezkarnie i bez świadków, choć i tak wszyscy znają prawdę. Jeszcze się nie zdarzyło, by wrócił z połowu z pełnymi sieciami [bo jest, kuźwa, Mistrzem Żeglugi, nie Rybactwa]. Poza tym nigdy nie zapuszcza się na stały ląd, więc bohaterskie batalie, o których mowa w pieśni, są wyssaną z palca bzdurą.
Znaczy, Mistrzowie nie są tak bardzo mistrzowscy, hm…
Tu nasuwa mi się taka refleksja: Związek nazywany jest również Świętą Organizacją, ale nigdzie nie znajdziemy ani pół wzmianki o jakichś bóstwach czczonych przez Związkowców czy odprawianych przez nich ceremoniach religijnych. Najbliżej ceremonii religijnej byłoby chyba to właśnie odśpiewanie hymnu – ale jego treść mówi wyłącznie o bohaterskich czynach obecnych Mistrzów. Wygląda na to, że jeśli Związkowcy kogoś czczą – to samych siebie.
Mam wrażenie, że ta “świętość” odnosi się do cnót przyświecających członkom, którzy odcinają się od swojej grzesznej przeszłości i poświęcają ziemskie przyjemności na rzecz samodoskonalenia oraz dobra wspólnoty. Jak teraz jest, każdy widzi, ale w retrospekcjach Stary Porządek to surowe, ponure dziadki syczące na widok kobiet.
Po odśpiewaniu hymnu, na dziedziniec wchodzą kolejni Mistrzowie, a ich Miladies, zgromadzone przy osobnym stole, przedstawiają ich Arienne. Darujemy sobie; niech wystarczy ściągawka zamieszczona w poprzedniej części.
Nukki narzeka na Severa:
Wczoraj, gdy liczyłyśmy na miłosne zapasy z jego Olbrzymem,
Z dużej litery? Olbrzym to oficjalna nazwa sevciowej kuśki? Może jeszcze cesarz nadał mu prawo do takiego nazywania przyrodzenia wraz z tytułem szlacheckim?
NIE CHCĘ WIEDZIEĆ, co było w herbie Severa…
I chyba już wiem, jak na cesarskim dworze mówią na Sevcia…
Severo nawet nie raczył poinformować o odrzuceniu naszego zaproszenia. Nie przychodząc na kolację u Gavina, upokorzył mnie i Zoe.
Khę, Gavin znalazł nieprzytomnego Severa dobę wcześniej! Nic nie powiedział swoim kochankom? Cały zamek plotkował o wyczynach Arienne, a nikogo nie zainteresowało, że ktoś ciężko pobił jednego z Mistrzów?
Tam jednego z mistrzów! Przecież to legendarny Mistrz Walki!
Ba, wiemy, że atak na Mistrza jest surowo karany. Eminencja powinien przynajmniej dla pozoru wszcząć jakieś śledztwo w tej sprawie! A że przy okazji osłabi pozycję Severa, pokazując, że wcale nie jest takim niezwyciężonym Mistrzem Walk, to dla niego tylko dodatkowa korzyść.
Arienne usiłuje czytać w myślach Mistrzów, by zdecydować, kogo wybrać na swojego protektora, ale…
Rozglądam się dookoła, szukając odpowiedzi na nurtujące pytanie, gdy nagle w moim umyśle rozbrzmiewa nieoczekiwanie donośny głos, który każe mi pochylić głowę, gdyż swą mocą zadaje mi ból:
Ani się waż, suko! Spory między Mistrzami pozostają między nimi, podobnie jak ich czyny, sekrety i myśli! Spróbuj raz jeszcze wedrzeć się w umysł któregoś z nas, a jeszcze tej nocy zostaniesz ścięta! (A czemu to nie od razu? Tak dla przykładu i urozmaicenia imprezy?) – Eminencja przez moment wbija w czarnowłosą dziewczynę wzrok, a jego kamienna dotychczas twarz wykrzywia się w grymasie wściekłości.
Czuję, jak mój niepokój narasta. Ten mag wyczuł moją moc! I jeszcze mi zagroził, czym unicestwił właśnie mój plan dowiedzenia się czegoś o Mistrzach z najbardziej wiarygodnego źródła – od nich samych.
Arienne trafiła do Ravillonu prosto z planu “Trudnych spraw”, gdzie nabrała nawyku objaśniania widzom jeszcze raz własnymi słowami tego, co przed chwilą zobaczyli na ekranie.
(…)
Piękny uśmiech! I skądś mi znany. Zastanawiam się przez moment, po czym ze zdumieniem pytam pozostałych:
– To jest Harold? T e n Harold?!
– A co się stało? Nie podoba ci się? Ojej, to straszne! – Zdumiona reakcją podopiecznej Caris przenosi na nią pytające spojrzenie.
– Nie, tylko że ja go znam. Bywał czasami w Salmansarze. Zaopatrywał się w różne zioła i artefakty i… Nie sądziłam nigdy, że go tu spotkam! Dzięki bogom za tę łaskę!
Hm… a ona nie miała przypadkiem zachowywać incognito?
Tak, ale w innej sprawie. To akurat dobrze dla niej, że jest ktoś, kto może potwierdzić jej przykrywkę.
Wśród Mistrzów brakuje Severa. Ven, Mistrz Magii, dostaje kwadrans na przyprowadzenie go, inaczej Severo zostanie ukarany chłostą.
***
Ven znajduje Severa na wieży; ten odmawia zejścia na dół, nie chce brać udziału w uczcie po tym, jak został pobity i upokorzony przez ludzi Eminencji. Ven prosi go, by dał sobie powróżyć z kart – jeśli wróżba będzie pomyślna, Severo zgodzi się pójść na ucztę.
– No proszę. Nie jest źle. Karta Bogini Miłości [OCZYWIŚCIE]. – Czarodziej kładzie przed nim podobiznę pięknej damy w zwiewnych, przezroczystych szatach, od której kuszącego w swych krągłościach ciała rozchodzą się świetliste promienie. – Wygląda na to, Severo, że twoje Przeznaczenie będzie miało związek z kobietą.
Nie, żebyśmy się spodziewali czegokolwiek innego, c’nie?
Podejrzewam, że Ven dobrze wiedział, jak zachęcić Sevcia i…
http://st2.depositphotos.com/2279597/5823/i/450/depositphotos_58239963-stock-photo-male-hand-in-suit-holding.jpg
(…)
Pozostałe karty to Karta Zbrodniarza, Karta Tułacza, Karta Władzy.
(…) – A teraz ostatnia, piąta karta. – Znów wyciąga przed mężczyzną talię. – Wybierz ją, a poznamy ostateczny cel, do którego doprowadzi cię Przeznaczenie po dzisiejszej uczcie.
Anturyjczyk na chybił trafił, niedbałym ruchem, wyciąga ostatni kartonik i podaje magowi.
– Jak zwykle. – Czarodziej marszczy czoło. – Za każdym razem, gdy ci wróżę, wyciągasz na końcu właśnie ją.
Zgaduję, że to ta:
http://magiakart.pl/wp-content/uploads/2014/04/33_org.jpg
Odwraca ku Severowi kartę, by mężczyzna zobaczył dobrze mu znany obrazek przedstawiający trzy znajdujące się w pełni księżyce, z których jeden ma krwawą barwę, pozostałe zaś świecą srebrzystym blaskiem.
– Karta Schatten – wyszeptuje [szepcze, ghrrrr…] czarnowłosy, nim Ven podaje jej nazwę.
– Tak. Karta Krainy Ciemności. Może oznaczać śmierć, może nieść zniszczenie, ale może być też odrodzeniem, gdyż, jak mówią pradawne podania, zaklęte w niej Cienie, które niegdyś były zwykłymi śmiertelnikami, żyją wiecznie. Uśpione w lodzie i skale czekają na przebudzenie, by dopełnić zemsty nad światem.
Hu-hu-hu, winter is coming! Brace yourselves!
You know nothing Severo Snow!
(…)
I na koniec – najważniejsze!
– Severo? Nie pójdziesz przecież w tym stroju. – Mag powstrzymuje Anturyjczyka, chwytając go za ramię, gdy ten zmierza już ku włazowi.
– Nie mam nic innego. – Czarnowłosy wzrusza ramionami. – Wszystkie wyjściowe szaty zostały mi zabrane wraz z całym dobytkiem.
– Nie dopuszczę do tego, byś znów dał się upokorzyć, paradując w łachmanach przed nosami wrogów. – Czarodziej uśmiecha się chytrze. – Wejdziesz na ucztę niczym król. Nawet rany nie będą w stanie przyćmić twego majestatu i dostojeństwa! Wszak to uroczystość na twoją cześć. Nie możesz prezentować się marnie. Zostaw to mnie.
Będę twoim stylistą!
***
(…)
Związkowcy, zaciekawieni spóźnieniem Mistrza Walk, przewieszają się przez barierki krużganków, by lepiej widzieć ostatniego z Członków Wielkiego Zgromadzenia. W kompletnej ciszy mężczyzna wychodzi z dyniowej karocy wkracza na plac. Nie spiesząc się, z grymasem triumfalnego uśmiechu w kącikach ust, czarnowłosy podąża w stronę podwyższenia.
Ven przerósł samego siebie. Nawet przebywając na królewskich dworach, Anturyjczyk rzadko kiedy miewał okazję wyglądać tak dostojnie, jak w tej chwili. Dzięki magii przyjaciela jego ubiór, choć w obowiązkowym kolorze Związku, przyćmiewa odświętne szaty pozostałych Mistrzów bogactwem zdobiących go kamieni szlachetnych oraz kunsztem wykonania. A po północy czar prysł i Sevciuszek wybiegł zapłakany z uczty, zostawiając po sobie tylko paczkę prezerwatyw XXXL. Arienne nie podjęła się odnalezienia właściciela zguby.
(…)
– Skąd on wytrzasnął takie ciuchy?! – Skarbnik kipi z wściekłości.
To najnowsza jesienna kolekcja jeszcze niedostępna w sprzedaży! Taaaatoooo, dlaczego on ma, a ja nie?!
(…)
Ponieważ uczta została zorganizowana właśnie na cześć Severa, Eminencja musi w jej trakcie nagrodzić go…
– Lordzie Severo, Mistrzu Walk, nasz wiecznie nieobecny… spóźnialski towarzyszu. – Eminencja zwraca swe niezwykle zielone spojrzenie na klęczącego przed nim mężczyznę. – Przez dobiegający końca rok, dzięki ciężkiej i wzmożonej pracy, udało ci się zebrać dla naszej Organizacji kwotę dwóch milionów fenów. Ta niebotyczna suma służy realizacji celów Związku, dając mu szansę na ciągłe rozszerzanie działalności [rozszerzenie czego?]. W dowód uznania Jego Świątobliwość [ten tytuł to chyba jeszcze z czasów przed rebrandingiem] nakazał mi nagrodzić cię, Mistrzu, za wierną służbę i odznaczyć wybranym przeze mnie tytułem. Dlatego decyzją Arcymistrza nadaję ci, Lordzie Severo, tytuł… – Wilbur dramatycznie zawiesza głos, by uzyskać lepszy efekt dla swych słów, po czym wypala: – …Wielkiego Sekretarza Związku.
Związek, towarzysze, redystrybucja dóbr, hymn, a teraz sekretarz związku. Mam nową teorię: Ravillon to komuna.
(…)
– A to dobre! – Eston pokłada się ze śmiechu. – Z wojownika zdegradowali go do roli gryzipiórka!
Mówiłam już, że Związkowcy to kretyni?
A więc Severo zostanie zasadzony do papierkowej roboty; skończą się lukratywne zlecenia od Cesarza… No ale cóż, Związek jest bogaty, widocznie stać ich na utratę jedynego źródła dochodów.
To raz, a dwa – w każdej dużej organizacji biurokracja to podstawa i bez sprawnie działającej administracji wszystko się zaczyna sypać. A tu wsadzili na takie stanowisko faceta, który ani to lubi, ani się na tym zna.
Po trzecie… nie, nie będę spoilerować, do trzeciego dotrzemy w swoim czasie 😉
Severo się wścieka, co objawia się u niego karminowymi błyskami w oczach; zastanawia się, czy nie odrąbać na miejscu głowy Eminencji… ale uspokaja go Ven, pokazując z daleka kartę Bogini Miłości, dzięki czemu Mistrz Walk odkłada miecz i wreszcie decyduje się zająć miejsce przy stole.
Gdy tylko wojownik zajmuje przynależne mu miejsce, Eminencja wkłada swą hebanową laskę do otworu w środku rozety umieszczonej przed nim w posadzce i przekręca nią niczym ogromnym kluczem. Wgłębienia pod mieczami rozbłyskują zielonym światłem tak intensywnym, że jego promienie wystrzeliwują wysoko w niebo, tworząc ponad głowami zebranych lśniący, malachitowy obłok, którego kłęby poruszają się z zawrotną prędkością. W końcu z ciężkiej chmury walczącego żywiołu wyłaniają się i spokojnie zajmują miejsca w kręgu obok siebie zwierzęta wszystkich Domen Związku. Jednak obraz ten już po chwili zaczyna się rozmywać, a każde stworzenie wykrzywia się w bólu rozdarcia. I oto wszyscy są świadkami, jak z kilkunastu bestii powstaje jedna – o ludzkiej twarzy, której jednak brakuje człowieczeństwa. Wszystkowidzące sowie oczy patrzą w dół na dziedziniec. Nos dzika czujnie węszy dokoła, spomiędzy zębów rekina wystaje język węża. Głowę potwora wieńczą spiczaste uszy kota. Z ciała rumaka pozostał zaś jedynie tułów, który unoszą w powietrzu dwie pary skrzydeł – sroczych i łabędzich. Ogon skorpiona wije się gotowy do ataku, a łapy niedźwiedzia uderzają nagle w glob toczący się pod jego pazurami, manifestując tym samym dominację nad światem.
Brakuje mi tu jeszcze dupy pawiana i kropek biedronki. Według ściągawki symbolem Arcymistrza jest hybryda związku, czyli to coś tutaj zaprezentowane. Jeśli Arcymistrz musi nosić medalion ze swoim symbolem, to ja mu współczuję.
Stwór unosi swój jaszczurzy łeb
Będący ludzką twarzą z nosem dzika, uszami kota, zębami rekina i językiem węża. Tak.
Ja bym jeszcze dołożył poroże łosia.
I niech się cieszy, że nie szczeka.
i wydaje przeraźliwy ryk lwa, pod wpływem którego jego serce pęka, a miejsce po nim zajmuje ogień. Przerażający stwór podąża ku granatowemu niebu, by w końcu rozpłynąć się w mroku nocy. Gdy ostatecznie znika wśród gwiazdozbiorów, dziwne uczucie ulgi staje się wręcz namacalne w powietrzu pomiędzy zebranymi.
No, jak im wszystkim naraz ulżyło, to faktycznie… atmosfera mogła się zrobić wręcz namacalna.
Milady Caris prezentuje zgromadzonym Arienne. Dziewczyna ma usługiwać Mistrzom podczas uczty, licząc na to, że któremuś spodoba się na tyle, by oznaczył ją jako swoją kochankę.
Nawiasem mówiąc – że też żadna z pozostałych adeptek, które tak tęsknią do statusu Milady, nie wpadła na pomysł, by uzyskać protekcję innych metres…
Mnie w ogóle zastanawia, w jakich okolicznościach można ubiegać się o pozycję Milady. Do części twierdzy Mistrzów nie można wchodzić, bo w ryj. By podejść w trakcie uczty, trzeba zostać przydzielonym do usługiwania. Dnie mijają na wypełnianiu idiotycznych zadań na niskich stopniach (a kobiety w pewnym momencie rozbijają głowę o szklany sufit, więc plan awansowania pod opiekę Mistrza odpada). To przecież można uschnąć od samego czekania na okazję do zatrzepotania rzęsami. A sądząc po biografiach obecnych Miladies, stanowiska i tak są obsadzane przez poznane w trakcie misji panie spoza Związku…
(…)
Argus robi wyrzuty Eminencji z powodu uczynienia Severa sekretarzem.
– Argusie, doskonale znasz moje stanowisko co do… naszego przyjaciela – pada ironiczna odpowiedź. – Wszystko jest zgodne z mym planem, zamierzam powoli, lecz skutecznie, się go pozbyć. Czekam tylko, aż znajdzie się ktoś, kto w równym stopniu zjedna sobie przychylność Cesarza i jego babki…
To tak się trochę od dupy strony do tego zabrałeś.
To sobie poczekają.
“Święta Organizacja poszukuje kandydata na stanowisko: OSIOŁ BĘDĄCY JEDYNYM ŹRÓDŁEM UTRZYMANIA. Wymagamy: przyjaciół wśród szlachty (min. 5), bycia w typie babki Cesarza, zaawansowanej znajomości obsługi miecza i pozytywnego nastawienia do klienta. W zamian oferujemy rozwój w instytucji z wieloletnią tradycją, jedzenie oraz pracę w ambitnym zgranym zespole pracę. Bycie notowanym będzie dodatkowym atutem.”
Zastanawiam się, jak Wilbur to sobie wyobraża. Poleci z donosem do cesarza: “Najjaśniejszy Panie, Severo zawala sprawy administracyjne naszego Związku!”, a cesarz mu na to: “Bo jest wojownikiem, nie urzędnikiem, kretynie!”.
Arienne, obchodząc stół, nalewa wina Mistrzom; niektórzy z nich (Eston, Gritton, Tarlen) traktują ją po prostacku, inni nieco uprzejmiej. Towarzystwo skupione wokół Severa stanowczo twierdzi, że należy się jemu, jednak ona sama postanawia poszukać protekcji u znanego jej z Salmansaru Harolda.
Tymczasem, nie czekając na innych, Eston postanawia wziąć sprawy w swoje ręce:
– Jesteś dla nich za piękna. Nie podejrzewałem nawet, że kocmołuch i śmierdzące straszydło, które wczoraj spotkałem w Skrzydle Mistrzów, kryje sekret nieziemskiej urody! Wybacz mi zatem pomyłkę. Jeszcze dziś uczynię cię swoją Milady, pozbywając się Vicki, która i tak zbyt drogo mnie kosztuje. Ciebie nie trzeba poprawiać pomadami, cieniami czy pudrem, jak ją.
[suchar] Jak wiadomo, kobiety malują się, perfumują i noszą obcasy, bo są małe, brzydkie i śmierdzą. [/suchar]
Będziesz przez to praktyczniejszą partią dla mnie! – Pochyla się, by pocałować jej szyję, którą wyraźnie pragnie naznaczyć Znakiem Rumaka, obejmując tym samym swój protektorat nad brunetką.
(…)
Arienne ucieka Estonowi i zwraca się do Vena, próbując przekonać go, żeby przyjął ją na naukę do siebie.
– Przyjąłbym cię nawet zaraz, Arienne, lecz niestety blokują mnie zasady obowiązujące w Związku – odpowiada z ujmującym uśmiechem Ven. – Mistrz Gavin zapewne nie miałby nic przeciwko, lecz by adept przeszedł pod Domenę innego Mistrza, Zgromadzenie Związku musi wyrazić na to zgodę, a jak sama się jeszcze nie raz przekonasz, o tę raczej u nas trudno.
Aha, zatem każdy z adeptów w Związku kształci się w jednej, konkretnej dziedzinie i zmiany są niemile widziane. To nasuwa kolejne pytania:
– dlaczego Arienne przydzielono tak kompletnie wbrew jej zdolnościom?
– dlaczego podczas przydziału powiedziano, że NA RAZIE trafia do Gavina, by wzmocnić ciało – czyżby zmiany jednak były możliwe?
– czego uczył się u Severa Gritton, Skarbnik Związku?
– oraz czego właściwie naucza Moru, Mistrz Etykiety? Zabójczo sprawnego składania serwetek?
Obstawiałbym, że uczniowie mistrza etykiety uczą się heraldyki, tradycji i zachowań panujących na różnych królewskich dworach z którymi związek utrzymuje stosunki. W imieniu Związku mogliby brać udział w misjach dyplomatycznych, mediować między zwaśnionymi stronami itd. Co do dwóch pierwszych pytań: komuś znowu zmieniła się koncepcja.
No, wiemy na pewno, że Moru uczy języków obcych. Niemniej, taka wiedza pewnie przydałaby się wszystkim, a nie tylko wybranej grupce adeptów.
– Chyba że w istocie zostaniesz wybrana na Milady. – Tessi nakłada dzwonko łososia na swój talerz. – Wówczas Mistrz, który cię przyjmie, ma pierwszeństwo przed Zgromadzeniem i sam może zadecydować o zmianie twej dyscypliny, o ile nadal będziesz chciała się w niej rozwijać, a on wyrazi na to zgodę.
A to Miladies muszą się jeszcze w czymś kształcić? Myślałam, że już wyłącznie w sztuce miłości.
(…)
Tymczasem Severo rozważa wzięcie Arienne na swoją metresę.
To doskonały moment na rozliczenie za wczorajsze wydarzenia. Bo jakież miny będą mieć ci wszyscy idioci, gdy to właśnie on, choć nikt tego nie przewidywał, sprzątnie im sprzed nosa kobietę, która wszystkim się podoba?
Proszę, jak szybko zmienia się moda; dwa dni temu wszyscy wybrzydzali, że mała, chuda, płaska jak chłopak…
(…)
Ta cała Arienne wygląda, jakby była księżniczką lub co najmniej szlachcianką. To plus, bo Severo przywykł właśnie do otoczenia dam szlachetnie urodzonych, nie zaś tych z niższych sfer. I choć nie znalazł o niej wczoraj nic ciekawego, co świadczyłoby o wyższym pochodzeniu i ciekawej przeszłości, jest pewny, że w jej aktach zatajono prawdę.
To Arienne dostarczyła ze sobą jakieś akta? Myślałam, że ot, tak weszła z marszu na egzamin…
Argus po otwarciu teczki znalazł tylko sfałszowaną lojalkę. Btw, znowu pachnie Związkiem Radzieckim. Czy Gritton to ravillioński Jeżow?
Kwestię do przemyślenia stanowi niewątpliwie odpowiedź na pytanie, czy ona naprawdę mu się podoba, jak sugerują to – w jakże natarczywy i obcesowy sposób – jego przyjaciele.
Bo tak sam z siebie to tego nie wie, nigdy nie zastanawiał się, jaki właściwie jest jego gust.
I, ku swemu niezadowoleniu, mężczyzna dochodzi do wniosku, że Tessi raczej wygra zakład. Severo od zawsze lubił kobiety drobniejsze i delikatniejsze od innych, o białej, nieskalanej słońcem cerze.
Biedna Doris ze swym muskularnym ciałem…
Btw, jak to leciało? “Nie jestem zainteresowany takimi młódkami i w dodatku karlicami”?
Opalenizna sugerowałaby proste korzenie,
Khę, w tym świecie są krainy, których mieszkańcy mają ciemniejszą skórę – choćby Anturia, z której pochodzi sam Severo. Przypuszczam, że arystokracja tego kraju też jest “opalona”, nie?
Arienne zaś jest piękna w swej alabastrowej bladości.
Tak tylko przypomnę, że jej ojciec też jest śniadym Anturyjczykiem 🙂
No, i te jej oczy… Ich kolor przyprawia go o dreszcze. Choć nadal nie przekonuje go niewinne dobro, które z nich bije. Bo jakże on – morderca i bezwzględny Kat Związku [teraz to już chyba były kat, skoro został wielkim sekretarzem] [Nie, będzie godzić dwie fuchy, rozciągając dobę do granic możliwości] – będzie w stanie pogodzić swoje usposobienie i zajęcia z obecnością przy nim kogoś, kto zdaje się hołdować zupełnie innym zasadom moralnym? A przecież nie zniesie prób zmieniania siebie, skoro jemu samemu jest ze sobą dobrze.
Gdy dziewczyna pochyla się nad czarodziejem, by wyciągnąć karty, obraca się ku Severowi tyłem, a mężczyzna natychmiast zarzuca negatywne myśli. Robi mu się gorąco, gdy skupia wzrok na jej plecach i pośladkach. Proste włosy [na pośladkach???], podpięte jedynie szafirami na skroniach, sięgają idealnie wykrojonej talii [której nie widać pod suknią z podwyższonym stanem], a ich głęboka czerń wpada w granatowy odcień. Wyszczotkowane, błyszczące i niezwykle zadbane. To nie są włosy zwykłej mieszczki, jak zapisano w dokumentach.
Jest jakiś przepis, że mieszczka nie może mieć pięknych włosów?
No i te nogi, których zarys wyłania się wyraźnie spod powłóczystej, dopasowanej sukni. Ich widok dokładnie wyrył mu się w pamięci. Długie i zgrabne. Nie kościste i przerażająco wychudzone, jak można by sądzić po filigranowej posturze kobiety, lecz przyjemne dla oka – zgrabne i krągłe. Już mógłby znów je zobaczyć, wsunąć ręce pod niebieski materiał spódnicy i podążyć dłońmi od zgrabnych kostek ku kolanom i udom, by następnie rozkoszować się możliwością dotknięcia drobnych bioder i lędźwi. A potem udać się wyżej, po linii kręgosłupa, przez delikatnie wystające łopatki przypominające skrzydła motyla aż do białego karku, by zagłębić w nim wargi, całkowicie zatracając się w zapachu fiołków, których intensywna woń zawarta w perfumach młodziutkiej czarodziejki dociera nawet z oddali ku jego nozdrzom…
(…) Severo podchodzi ku Haroldowi, który zajęty flirtem, nawet nie dostrzega za sobą wielkiego wojownika, gdy ten robi potężny zamach i pięścią wali go w plecy. Młody mężczyzna upada na blat, jęcząc z bólu, wśród okrzyków przerażonych Milady i brzęku tłuczonej zastawy, Anturyjczyk zaś przygniata go mocniej ciężarem ciała i wyginając boleśnie prawą rękę na plecach, wyszeptuje wprost do ucha:
– Jesteś Mistrzem zaledwie od roku, a miałeś już dwanaście nałożnic, z których osiem było w ciąży, gdy trafiło do mnie do Podziemi. Żadnej z nich nie ma już na tym świecie przez twą nieodpowiedzialność i beztroskę. Nie dopuszczę do tego, by ta mała, Arienne, stała się twoją kolejną Milady i byś skazał ją na podobny Los!
Aha.
Zarówno adeptki w dormitorium, jak i Miladies w apartamentach Caris mówiły o tym, że Harold często odprawia swe nałożnice i bierze kolejne. Żadna jednakże nie wspomniała, że oddalenie kochanki równa się skazaniu jej na śmierć! Adeptki śmiertelnie boją się Severa i nawet jego wstrząsająca uroda nie robi na nich wrażenia – a to Harolda powinny obawiać się jak zarazy!
No i nie sądziłam, że Orsen ma tak okrutne poczucie humoru, nazywając go “bawidamkiem”…
Hm, a może adeptki i Miladies myślą, że odprawione nałożnice muszą wyjechać z Ravillonu i nie mają pojęcia, że tak naprawdę opuszczają go nogami do przodu?
Obawiam się, że wiedzą – a na pewno wie to Caris. Poza tym w jednej z późniejszych scen Arienne jest pouczana o obowiązkach Milady i ostrzegana, że zajście w ciążę również jest wyrokiem śmierci, a więc to akurat wie każda.
Dodatkowo Arienne wspomina później, że zdegradowane Miladies nie mogą po prostu wyjechać, bo istnieje ryzyko wypaplania sekretów Mistrzów (ach, jakież to tajemnicze tajemnice musi mieć ta banda partaczy bez znajomości i ofert pracy – pewnie rozchodzi się o to, by ex-Milady nie rozpowiadała na zewnątrz, że były Pan i Władca ma małego :P). (…)
Jestem wstrząśnięta. Wszak Harold nic mu nie zrobił i w niczym nie uchybił! Więc dlaczego Mistrz Walk tak go potraktował? I gdy tylko zadaję sobie to pytanie, powracają do mnie wspomnienia zasłyszanych słów, na które do tej pory nie zwracałam szczególnej uwagi – najpierw Taidy: …nasz Lord był pod wielkim wrażeniem (…),
Kiedy jedna postać cytuje wypowiedzi innej postaci i część z nich opuszcza, nie zaznacza się tego znakiem (…) – w wypowiedziach wygląda to nienaturalnie.
uważa, że masz piękne nogi!, a potem tych, które tu przed chwilą padały: …to jest kobieta Severa, …jeśli się nie postarasz, zostaniesz za chwilę z niczym. I jeszcze te rady, których Gavin rzekomo udzielał Anturyjczykowi, by zabrał mnie z placu ćwiczeń do swej komnaty. Przez chwilę staram się połączyć te zdania z zachowaniem mężczyzny i ku memu przerażeniu wniosek nasuwa się tylko jeden.
Ja mu się podobam!
Zdając sobie z tego nagle sprawę, czuję, jak rumieniec zawstydzenia pojawia się na mych policzkach. Spuszczam wzrok w popłochu. To wszystko przez Orsena i wybraną przez niego błękitną suknię. Nie powinnam była zakładać tak rzucającej się w oczy, zupełnie odmiennej od pozostałych, kreacji. Gdybym miała teraz na sobie swoje szarości, pewnie w ogóle nie doświadczałabym takiego znieważenia. Ci mężczyźni nie przekazywaliby sobie mnie z rąk do rąk, nie dotykali mnie w intymnych miejscach
Niestety, w szarościach zapewne byłoby tak samo. To nie sukienka gwałci.
(…)
– Chodź, moja piękna, przejdziemy się trochę i powspominamy nasz pobyt w Akademii. – Harold, który pojawia się nieoczekiwanie tuż obok, puszcza do Caris oko i bez ceregieli ciągnie Arienne pospiesznie w stronę bramy. Jednak tuż przed wrotami drogę zagradza im Eston.
(…)
– Chyba nie zamierzaliście się wymknąć i bez udziału pozostałych załatwić całą sprawę?
– Miałeś dotąd tyle faworyt, Haroldzie, więc to raczej niemożliwe, byś zapomniał, jak się je naznacza. Tylko za wiedzą i zgodą Zgromadzenia. W przeciwnym razie Znak jest bezwartościowy. – Jasnowłosy Mistrz Jeździectwa mruży brzydko oczy, wpatrując się wyzywająco w czarodzieja.
Doprawdy? Naznaczenie kochanki odbywa się poprzez pocałunek w szyję, po którym na skórze kobiety pojawia się znak danego Mistrza. Dokładnie to próbował zrobić Eston na samym początku uczty, z zaskoczenia i nie pytając nikogo o zdanie.
– Nie ma więc co zwlekać. – Tarlen wykorzystuje konsternację Mistrza Zielarstwa i brutalnie chwyta za rękę jego towarzyszkę. – Niech już teraz stanie przed Mistrzami i każdy wyrazi swe zdanie o niej. Na pewno nie jesteś jedynym, który ją chce, magiku. – Mężczyzna wlecze nowicjuszkę z całych sił w stronę podwyższenia, w czasie gdy Eston odciąga Harolda w przeciwnym kierunku. – Liczyłaś, suko, że mi się wymkniesz? – syczy jej do ucha młodzieniec. – Nie bądź naiwna. Nie ominie cię moja zemsta. Za chwilę uczynię cię swą Milady, potem wielokrotnie wychędożę, a gdy już się tobą nasycę i znudzę, cofnę swój Znak i oddam cię w ręce Kata Związku. I nie pomoże ci nawet przyjaźń z nim i jego żałosnymi towarzyszami, gdyż odrzuconą faworytę czeka tylko jeden Los. Śmierć w Podziemiach!
A zatem “zaszczyt” zostania Milady jest po prostu wyrokiem śmierci z odroczonym terminem wykonania; w dodatku nie zależy to od złej woli Mistrza, tylko po prostu takie jest prawo. Na miejscu adeptek wolałabym raczej szorować wychodki niż wpaść któremuś w oko.
Hm, w takim razie inne Miladies, biorąc Arienne pod opiekę, sporo ryzykują – kto zagwarantuje, że któryś z Mistrzów nie zechce zastąpić nią obecnej metresy? Na przykład wymienić czterdziestoletnią Caris na młodszy model?
(…)
– Każdy ma prawo się wypowiedzieć. Dlatego oświadczam przy wszystkich tu obecnych Związkowcach oraz czcigodnych Członkach Wielkiego Zgromadzenia, że to właśnie ja chcę z tej adeptki uczynić swą Milady!
– Nie tak prędko! Skompromitowane prosię nie powinno mieć prawa głosu, skoro tylko kwiczeć umie! To dziewczę naznaczy niezwyciężony Rekin! – Otyły Womar rzuca lubieżne spojrzenie na leżącą u stóp Tarlena czarodziejkę, oblizując swe wydatne wargi.
Gritton przeskakuje przez stół, strącając z niego krótkimi (tak, WIEMY) nogami dzban oraz kilka półmisków z mięsiwem. Staje obok Mistrza Łowiectwa i zagradza drogę podążającemu w ich stronę Womarowi.
– Ta kobieta należy się mnie! Jako zadośćuczynienie za zniszczone spodnie!
Tanio chodzą kobiety na tym targu niewolników…
(Arienne zniszczyła spodnie Grittona, gdy przez przypadek oblała go winem)
– Zjeżdżaj stąd, żałosny gołowąsie. – Brodaty Mistrz popycha syna Wilbura tak, że ten omal się nie przewraca. Udaje mu się jednak zachować równowagę, gdy jego plecy stykają się z blatem stołu. Podrywa się zwinnie i biegnie z pięściami na przeciwnika.
– Ha, jeszcze ci mało!? Ostatnio rozwaliłem ci nos, a dziś co chcesz, chłoptasiu? Może mam rozwalić twoje jaja? – Womar nie jest jednak w stanie powiedzieć nic więcej, bo oto otrzymuje mocnego kopniaka w kość ogonową. Tarlen, zostawiając Arienne na chwilę, decyduje się pomóc przyjacielowi, dziewczyna zaś powstaje i kulejąc, próbuje wydostać się z okręgu stołu Mistrzów. Ucieczka jednak kończy się porażką.
I cała ta powaga związku, mistrzów, magiczne fiu-bziu bestii z dymu, wszystko to poszło się…
– Niestety, kochana, nie możesz teraz stąd nigdzie odejść. – Chwytają ją zadziwiająco silne ramiona Caris. – Właśnie waży się twoje Przeznaczenie.
(…)
– Nie masz wyjścia. Każda z nas kiedyś przez to przeszła. Może nie są to najwspanialsze wspomnienia, ale za to życie po dzisiejszym wieczorze będzie tu w Ravillonie dla ciebie dużo przyjemniejsze.
Zapamiętajmy to.
Na pewno, szczególnie gdy wyślą ją na wycieczkę do podziemi.
(…)
– Ona prosiła mnie o protekcję, więc to ja zostanę jej panem! – Rudowłosy mag zaciska pięść i uderza nią w twarz Estona, podczas gdy w stronę dziewczyny kierują się już Gritton z Tarlenem. Z krużganków zaś słychać narastającą wrzawę. Związkowcy zaczynają kibicować poszczególnym mężczyznom, zagrzewając ich do walki. Womar zagradza drogę Haroldowi, gdy ten rusza Arienne na ratunek. Po chwili dołącza do niego rozwścieczony Mistrz Jeździectwa, z którego złamanego nosa ścieka strużka krwi. Obaj równocześnie rzucają się z pięściami na maga. Tymczasem Skarbnik i jego towarzysz przypierają adeptkę do blatu.
To wygląda jak relacja ze spotkania kiboli Lecha Poznań i Legii Warszawa.
– Zawrzyjmy układ, Tarlenie. – Krępy mężczyzna staje przed kobietą, a z jego ust bije brzydki zapach po zjedzonej wcześniej pieczeni z sarny w sosie czosnkowym.
Nie dość, że niski i paskudny, to jeszcze śmierdzi mu z gęby.
Rozumiem, że jeśli piękny Severo zjadł tę samą pieczeń, to teraz emanuje subtelną wonią fiołków?
Czyli pachnie tak, jak ulubione perfumy Arienne. Idealna para od samego początku!
– Jeżeli to ja zostanę jej Mistrzem, będę ci jej użyczał. Jeśli zaś to dla ciebie Los będzie łaskawszy, ty dasz mi z niej skorzystać.
I to tyle w temacie “jeżeli zostaniesz wybrana, nikt inny cię nie tknie”. Chyba że Nie-Mąż będzie chciał cię wypożyczyć koledze. Albo podwładnemu w nagrodę. Ale tak to nikt.
(…)
Severo wkracza do akcji:
– Zamiast niezdarnie się przepychać, stańcie do walki jak prawdziwi rycerze! Skoro tak jej pragniecie, to o nią walczcie… ze mną! Wyzywam każdego, komu zależy na uczynieniu z tej kobiety swej Milady! Na miecze, topory, sztylety, piki. Co chcecie. Ale bijcie się o nią nie jak opoje z tawerny, lecz mężowie noszący chwalebny w czasach Starego Porządku tytuł Mistrza Związku!
A ponieważ wcześniej trochę sobie chlapnął, naprawdę brzmiało to: Mężowie czasący noszebny! Starego porzą…psząąą… Mituł tyszcza! Polaki i Polcy!
(…)
Jednak ku memu zaskoczeniu z grupy mężczyzn jako pierwszy wyłania się Womar i krzyczy:
– Dziewka tu i teraz dla wygranego! – Po czym zwinnym, jak na jego tuszę, ruchem lewej ręki wyjmuje zza pasa sztylet i rzuca nim w czarnowłosego.
– Zwycięzca bierze ją przy wszystkich! – Eston, dotychczas wciąż szamoczący się z Haroldem, rezygnuje z bójki z czarodziejem. Odpina ze sprzączki przy pasie niewielką srebrną kuszę już załadowaną bełtem i rzuca się w kierunku stołu, celując wprost w Anturyjczyka.
I tak cały czas chodził z tą załadowaną kuszą dyndającą przy pasie? I czy jest w całości wykonana ze srebra?
– Mam zrezygnować? – Severo chwyta Arienne w ramiona i kładąc dłoń na jej głowie, zmusza do pochylenia się. Tuż obok jego karku przelatuje sztylet Mistrza Żeglugi.
Długo leciał ten sztylet.
Żeglował na falach powietrza.
Ostrze upada pomiędzy stołami faworyt. Kobiety, piszcząc w przestrachu, uciekają w popłochu pod ściany. – I co? – wyszeptuje, popychając dziewczynę w stronę swych towarzyszy. – Oddać cię któremuś z tych prostaków mieniących się Mistrzami Nowego Porządku? – Gwałtownym ruchem znów przyciąga jej ciało do siebie i na chwilę oboje przykucają, by uniknąć postrzału z broni Mistrza Jeździectwa. – Wolisz Womara, tego grubasa, który nie jest już w pełni sprawnym mężczyzną przez alkohol? Czy może – tu przesuwa brunetkę władczym ruchem na kraniec stołu – tego karła Grittona? Czyżby pasował ci ze względu na wzrost?
Kurwa. Odczepcie się już od tego wzrostu i przestańcie sugerować, że niski mężczyzna jest jakiś wybrakowany.
I nie obrażajcie karłów. Szczególnie tych pamiętliwych.
– W tym momencie syn Wilbura robi potężny zamach toporem, który odbija się od marmurowego blatu. Tylko dzięki unikowi czarnowłosego ostrze nie trafia w któreś z ich dwójki.
– Zerżnę dziwkę we wszystkie dziury! – drze się na całe gardło Skarbnik.
Zrobię dodatkowe moim toporem!
– A może Tarlena? By pokazał ci, jak odyniec traktuje lochę w okresie rui? – Severo ze śmiechem chwyta czarnowłosą piękność na ręce i doskakuje do Gavina. – O nie, kochanie! – szepce jej do ucha, gdy potężny wojownik odbiera ją z jego rąk. – Te nogi już od wczoraj należą do mnie! – Po czym, prostując się, zrywa płaszcz z ramion i rzuca się ze stołu ku kamiennej rozecie, by pochwyciwszy z niej swój miecz, ruszyć na nadbiegających przeciwników.
Wycinamy króciutki, tylko 2500 słów, fragment opisujący walkę Mistrzów o Arienne. Dodam tylko, że podczas walki gęby się mistrzom nie zamykają, a wielokrotnie złożone zdania padają równie gęsto, co ciosy miecza. Wyobraźcie sobie: bitwa wre, miecze i topory świszczą w powietrzu, a wszyscy walczący mielą jęzorami, jakby właśnie weszli na ambonę…
Zostawiamy tylko kwiatuszki.
(…)
Arienne postanawia dać dyla:
Przybieram bezpostaciową formę i niewidoczna przechodzę obok biesiadujących. Zmierzam szybkim krokiem w stronę bramy, gdy nagle czuję, że jakaś ręka chwyta mnie boleśnie za ramię.
Gdzie bezpostaciowa forma ma ramiona?
Osobą, która zatrzymała Arienne, jest Karla, również czarodziejka, nałożnica samego Eminencji. Karla to zła kobieta, a poza tym leci na Severa i jest bardzo niezadowolona z faktu, że ten jest właśnie o krok od wzięcia sobie Milady.
(…) Syn Wilbura ląduje z impetem na jednym ze stołów należących do Milady i łamie go wpół ciężarem swego ciała. Jego przeciwnik dopada go i ująwszy za prawą dłoń, przybija ją pochwyconym z posadzki sztyletem Womara do drewnianej deski blatu.
Ta deska była drewniana, w odróżnieniu od innych, które były z chujwiczego.
(…)
Tymczasem Harold czituje – rzuca na siebie czar niewidzialności i tak atakuje Severa.
– To jawne pogwałcenie zasad uczciwej potyczki opisanych w Kodeksie Świętej Organizacji! – irytuje się Gavin.
A ta kwestia pasuje do Gavina – prostego i rubasznego niedźwiedzia – jak kwiatek do kożucha. Ale to jeszcze pikuś, za jakiś czas zobaczymy, jakim językiem posługują się rabusie na gościńcu…
(…)
– Udowodniłeś nam, że jesteś wielkim wojownikiem, Severo. – Eminencja powstaje ze swego miejsca. Dotychczas obojętny, w tym momencie ożywia się, gdyż spomiędzy magicznych barier docierają do niego niezwykle silne emocje kłębiące się w ciałach stojącej przed nim pary. Chytry uśmiech pojawia się na jego szczupłej twarzy. – Teraz, gdy wygrałeś, odbierz swe trofeum i pokaż, że jesteś także prawdziwym mężczyzną. Dotychczas wszak nigdy nie miałeś Milady. Nie wiemy więc, czy na pewno będziesz umiał właściwie z niej skorzystać i podołasz ciążącej na tobie odpowiedzialności.
Znaczy, sugeruje, że Sevcio nie wie, jak się wsadza?
“Ale żem go wziął i załatwił!” – gratulował sobie w myślach Wilbur. “Danie mu okazji do publicznego popisania się, jakim to nie jest samcem alfa z taaaakim penisem, z pewnością zaszkodzi Severowi, gdyż!… Dobra, nie wiem, ale z pewnością plan jest równie dobry jak ten, by zrobić z niego archiwistę.”
(…)
– Tak! Bierz ją, Severo!
– Wygrzmoć dziewuchę, jak na Mistrza przystało!
– A może zamierzasz stchórzyć, bo żal ci tej gówniary?! – Ponad rozwrzeszczanym tłumem przedziera się drwiący głos Tarlena. Mistrz Łowiectwa powstaje i trzymając się za ranny bok, wymierza oskarżycielsko palcem w Anturyjczyka.
Severo, dotychczas milczący, patrzy przez dłuższą chwilę w oczy swej towarzyszki, a w jego magnetycznych źrenicach wciąż tli się tajemniczy, krwawy błysk. Po chwili mężczyzna odzywa się cichym, lecz stanowczym głosem:
– Niestety, nie możesz odejść, Arienne. Tu rządzą inne prawa niż na Kontynencie. Jeśli cię puszczę, będę skończony.
Już nikt nigdy nie zleci mi żadnej aborcji!
– Wahasz się, Lordzie? – Eston również powstaje z trudem ze swego krzesła. – To może ja się nią zajmę, skoro po walce nie masz już siły w swych lędźwiach?
– A może twój osławiony Olbrzym w rzeczywistości szwankuje, tak jak kutas Womara? – krzyczy Gritton, który odzyskuje animusz po słowach ojca i reakcji towarzyszy.
– Wypraszam sobie! – ryczy rozsierdzony Mistrz Żeglugi. – Wara wam od mojej męskości!
– Po co zatem brałeś udział w pojedynku, skoro nie miałeś zamiaru odpowiednio wykorzystać nagrody? – Mistrz Jeździectwa nie odpuszcza czarnowłosemu.
Severo zaciska boleśnie dłoń na głowicy miecza. Ogarnia go wściekłość. Dopiero co wygrał walkę, a teraz znów musi coś udowadniać.
No kurwa, WCALE NIE MUSI. Przepraszam bardzo, co niby mu zrobią, jeżeli pokaże im wszystkim faka i poprzestanie na naznaczeniu Arienne swoim znakiem, konsumpcję związku odkładając na później i bez świadków? A może nawet – niewyobrażalne! – robiąc to za zgodą dziewczyny?
(Dobra, w to ostatnie to akurat średnio wierzę, ale przynajmniej zaoszczędziłby jej publicznego upokorzenia.)
A wystarczyło dopisać dialog, w którym Wilbur żąda ukarania Arienne za próbę czytania Mistrzom w myślach. I daje do wyboru albo ścięcie na miejscu (żeby zabrać Sevciowi nową zabawkę), albo publiczny gwałt (żeby przypomnieć jej i innym pannom z podobnymi pomysłami, gdzie ich miejsce). Naciągane, ale tu przecież chodzi tylko o Konflikt Tragiczny.
W tym momencie przypomina mu się Karta Zbrodniarza, którą wyciągnął z talii Vena, i nagle wie już, czego i kogo ona dotyczy. Widzi błaganie w źrenicach stojącej przed nim dziewczyny, podnosi więc wzrok, by nie patrzeć w błękitne oceany dobra i niewinności, lecz na krzywiące się z nienawiści do niego twarze Mistrzów.
– Wybacz – wyszeptuje. – Ale nie mam wyjścia.
NO KURWA, MASZ. Wygrałeś walkę, czego nikt nie zakwestionuje! Arienne jest twoja tak czy inaczej. Nie musisz niczego udowadniać, serio.
Bardzo ciężki wybór.
1) Publicznie zgwałcić młodą dziewczynę powodując u niej traumę,
2) Przez kilka dni znosić docinki typów których i tak nie lubię (z wzajemnością).
Huh.
Nawiasem mówiąc, zastanawiam się, jak Sevcio przetrwał te wszystkie lata w Związku, pod rządami nieprzychylnych mu władz, skoro daje się podpuszczać i manipulować sobą jak małe dziecko.
Jakby miał trochę oleju w głowie, to odesłałby Arienne do komnat, a mistrzom oświadczył, że wziął ją tylko po to, by zrobić im na złość.
Właśnie. Dodając coś w rodzaju “Pfff, panowie, ja tu zaspokajałem królowe i księżniczki, kiedy wyście jeszcze na chleb mówili bep, a na muchy tapty”. Niestety to, że tak się gorliwie rzuca do udowadniania, świadczy tylko o tym, że nie jest Prawdziwym Mężczyzną™, a jedynie niedojrzałym i niepewnym siebie chłopcem.
Po tych słowach podrywa maleńką czarodziejkę z posadzki, przerzuca przez lewe ramię i szybkim krokiem, nie komentując wyzywających go okrzyków padających już nie tylko ze strony Zgromadzenia, lecz także krużganków, podąża do stołu.
– Nieee! – Okrzyk zamiera mi w ustach, gdyż strach odbiera mi głos. Próbuję wzbraniać się, odepchnąć go jakoś rękoma, ale bezskutecznie. Rozglądam się wokół rozpaczliwie, szukając wzrokiem Caris, a gdy dostrzegam ją w towarzystwie pozostałych faworyt, zwracam się do niej w myślach:
Nie pozwól mu na to, błagam! Miałaś się mną opiekować. Obiecałaś to! – Ale gdy napotykam jej spojrzenie, kobieta tylko kiwa głową potakująco, że to, co za chwilę ma się wydarzyć, jest właściwe i dobre dla mnie. Kieruję więc swój przerażony wzrok na Taidę, Orsena i pozostałe Milady, lecz w ich oczach nie dostrzegam nawet cienia współczucia, lecz tylko zadowolenie, że stało się zadość ich staraniom.
Miladies z zadowoleniem zatarły łapki: ta zarozumiała smarkula, która od samego początku weszła z przytupem i bezustannie się popisywała, wreszcie zostanie utemperowana! Upokorzona i złamana! Już Mistrzowie pokażą, gdzie jej miejsce!
(…)
Pochylają się nade mną, karykaturalne w świetle odległych pochodni, twarze Mistrzów. Dostrzegam sprośne gesty, jakich dopuszczają się względem mnie Członkowie Wielkiego Zgromadzenia, słyszę ich niedwuznaczne okrzyki i komentarze. Kątem oka widzę, jak Ven, kręcąc z dezaprobatą głową, wraz z Moru opuszczają dziedziniec.
Nie zrobiliśmy nic, aby temu zapobiec – ale przynajmniej nie będziemy patrzeć!
W tym momencie czuję, jak żal i złość narastają we mnie do granic wytrzymałości, więc gdy Anturyjczyk staje nade mną, uderzam w niego z całej siły swą mocą. Wypowiadam magiczne zaklęcie, aby smugą światła odepchnąć go od siebie.
I nic.
Bo smugą światła to można kogoś oślepić, ale nie odepchnąć.
Zatrwożona próbuję wszystkiego, co tylko przychodzi mi do głowy. Pozbawiam go możliwości ruchu, oślepiam magicznym pyłem, ściskam mu szyję niewidzialną dłonią.
I nic.
Wielobarwne, magiczne iskry odbijają się od czarnowłosego, jakby miał na sobie zbroję, której moja moc – jak sądziłam do dzisiaj: wszechwładna – nie jest w stanie przebić.
To się nazywa plot armor, Arienne.
Domyślam się, że moc dematerializacji czy przenikania przez ściany też jej się wyłączyła.
Severo zaś chwyta zrozpaczoną dziewczynę za nogi i zupełnie ignorując opór, jaki mu stawia, rozchyla je, by wejść między nie. Szybkim ruchem podciąga błękitną suknię i wkłada dłonie między halki. Wciąż czuje bardziej złość niż pożądanie, które ogarnęło go jeszcze przed walką, teraz nie chcąc powrócić. Mężczyzna odpycha od siebie natarczywe myśli, że oto nie przewidział finału, któremu może nie sprostać. Ale przecież – tłumaczy sobie rozpaczliwie – jest wojownikiem, kochankiem królowych, uchodzi za bezwzględnego w relacjach z kobietami… W dodatku leżąca pod nim dziewczyna naprawdę mu się podoba!
Bo zwykle przy kobietach zamykał oczy i myślał o Ravillonie.
(…) Leży przed nim piękno, którego nie powinien spotkać w takim miejscu jak Ravillon, lecz w królewskiej łożnicy. Piękno, które go wciąga i pochłania, każąc odciąć się od otaczających go ludzi, zapomnieć o ich obecności, lubieżnych spojrzeniach i wulgarnych głosach.
Ale nie przeszkodzi mu to zgwałcić tego piękna. Nieee, naszego dzielnego i odważnego (hehe) Miszcza Walk nie stać najwyraźniej na to, by powiedzieć “Sorry, panowie, nie będzie widowiska”.
Jak, szmurwać, jak można zrobić z kogoś takiego bohatera pozytywnego – i tróloffa?
(…)
Dlaczego ta mała wyzwala w nim tkliwość, do której nie przywykł podczas stosunku z kobietą ze Związku? Czas temu zapobiec, skoro jest już gotów do aktu, a zbędne pieszczoty tylko przedłużą agonię nieszczęsnej adeptki, a jego ośmieszą w oczach zebranych i zszargają jego z takim mozołem wypracowaną reputację.
Kurde, Severo, nie sraj się tak co chwila z tym ośmieszeniem, bo się śmieszny robisz.
(…)
Wyciąga męskość i prawą ręką przejeżdża po łonie i udach Arienne, po czym wznosi dłoń, pokazując ją zebranym wokół Mistrzom. Czerwona, świeża krew cieknie po jego długich palcach, a jej strużka po nadgarstku spływa aż za koronkowy mankiet rękawa jego kaftana.
– Dziewica! – krzyczą mężczyźni, nie mogąc oderwać zdumionych oczu od zakrwawionej ręki Severa. Ich okrzyk powtarzają sobie dalej kolejni Związkowcy, z ust do ust, wyżej i głośniej, aż ku ostatnim balkonom dziedzińca.
– Nietknięta!
– Nieskalana!
– Nówka nieśmigana!
– Tu?! W Ravillonie?!
A co, to zakazane? Mury zamku pękają, a hybryda Związku znosi jajko, jeśli bramę przekracza dziewica?
– Mistrz Walk ma niewiarygodne szczęście!
– Dla niego to pierwsza Milady, dla niej pierwszy mężczyzna!
Ach, jak romantycznie!
– Wiedziałaś o tym, Caris? – Taida rzuca oburzone spojrzenie stojącej obok niej rudowłosej kobiecie. – Wepchnęłyśmy ją na siłę do łoża Mistrzowi, a ona nawet nie wiedziała do końca, co planujemy z nią zrobić! Gdybym miała tego świadomość, nie wiem, czy byłabym skłonna ci pomagać w tym przedsięwzięciu!
Taaa, bo tylko dla dziewicy gwałt jest traumą; takiej raz przelecianej to już wsio rawno.
Severo milczy, lecz wyraz satysfakcji na jego twarzy świadczy sam za siebie. Pobladły Tarlen osuwa się na swe krzesło. Gritton i Eston rzucają przekleństwami.
Mujborze, reagują tak, jakby rozdziewiczenie Arienne równało się atomowej zagładzie całego kontynentu.
Ugh. Gdy przed chwilą Severo miał zgwałcić Arienne prezentował postawę “nie chcem ale muszem”. Ale gdy gwałcona okazała się dziewicą ma wyraz satysfakcji na twarzy. Weź się, Severo, nabij na własny miecz.
Womar, zły na towarzyszy za ich docinki o jego niesprawności w alkowie, śmieje się na całe gardło, gratulując Anturyjczykowi, że rozgromił pozostałych nie tylko na polu walki, lecz także w łożnicy.
Rozgromił w łożnicy? Znaczy co, przeleciał wszystkich?
(…)
– Ja też nie miałam o tym pojęcia. – Caris z niezadowoleniem patrzy na całą scenę. – Gdyby mi powiedziała, załatwiłoby się to dużo dyskretniej. Można byłoby szepnąć słówko paru Mistrzom i nie dość, że zarobiłybyśmy wszystkie na tym, to jeszcze ona nie miałaby tej całej publiki tutaj. I że też musiała trafić akurat na niego i jego Olbrzyma.
Tak się zastanawiam – czy publiczny gwałt jest częścią oficjalnej ceremonii brania sobie Milady? Bo początkowo wydawało się, że to pomysł rzucony ad hoc przez któregoś z mistrzów (“Zwycięzca bierze ją przy wszystkich!”) ale kobiety tutaj zachowują się, jakby to była oczywistość, a jedyną różnicę robiło dziewictwo Arienne (“Każda z nas kiedyś przez to przeszła” – wspomina Caris).
W takim razie… naprawdę mam wierzyć, że żadna nie widzi problemu, żadna nie wspomina ze wstrętem swojej ceremonii przyjęcia, że “wygodne życie” po naznaczeniu zatarło w nich złe wspomnienia do tego stopnia, że nie były w stanie ani odrobinę współczuć Arienne, a tylko “czuły zadowolenie ze spełnienia swych planów”?
Tymczasem Zła Kobieta Karla robi wyrzuty Haroldowi, że nie potrafił zdobyć Arienne i zamiast oszukiwać Severa, stając się niewidzialnym, powinien był walnąć go piorunem. Po czym sfochowana opuszcza zgromadzenie (“Nie mając nic więcej do powiedzenia ani chęci do dalszego oglądania, jak ubóstwiany przez nią mężczyzna wypełnia swym nasieniem inną”) mimo że Miladies mogą to zrobić dopiero za pozwoleniem swego Mistrza.
Wilbur też ma pretensje:
– Ty ją do nas przyjmowałeś, nieprawdaż? – wycedza. – To jak ją, do cholery, egzaminowałeś, że przeoczyłeś taki maleńki szczegół, co? Muszę chyba uważniej przyjrzeć się twej działalności, bo widać w niej zaniedbania, przez które ten parszywy pies, zamiast kulić pod sobą ogon, triumfuje teraz, śmiejąc się nam prosto w twarz!
Nie bardzo rozumiem, na czym polega ten triumf Severa. Ok, dziewica jest rzadkim ptakiem w Ravillonie, ale wszyscy zachowują się, jakby co najmniej pokonał smoka broniącego jej cnoty.
“W sumie to sam nie wiem, na czym polegał mój plan, ale wszystko by mi się udało, gdyby nie ta nie-taka-jak-inne dziewucha i ta jej głupia cnota!”
– Ależ, Eminencjo, nie sugerujesz chyba, że miałem zaglądać jej między nogi przy wszystkich?
– Sugeruję, że przy następnych przesłuchaniach upewnisz się, że żaden taki niuans jak to, że kobieta jest nietknięta, nie ujdzie twej uwadze!
Cóż, musicie wpisać oględziny ginekologiczne do programu egzaminów wstępnych.
Postawić przy wejściu jednorożca, żeby bipczał przy przechodzących przez bramkę dziewicach.
Gdzieś na jednym z najwyższych balkonów przepychają się do barierki mieszkanki dormitorium, ciągle wskazując palcami na dwoje splecionych z sobą kochanków
To nie są, kurwa, kochankowie. To jest gwałciciel i jego ofiara.
i powtarzając, że przepowiednia jednak się spełniła. Większość z nich jest zadowolona, że to nie na nie padło i że nie one staną się Milady Lwa. Wśród wiwatujących na krużgankach Związkowców jest tylko jedna osoba, której ta scena nie cieszy. Doris ze smutkiem przygląda się swemu Mistrzowi, zaciska dłoń na jego tasiemce przywiązanej do nadgarstka i z trudem tłumi zbierające się w oczach łzy. Teraz już nie ma szans, aby go zdobyć, skoro wybrał inną.
Nie no, dlaczego? Zawsze może jeszcze liczyć na to, że Sevcio się znudzi i każe ściąć Arienne łeb.
Wszystkich-kurwa-cieszy gwałt na nastolatce. Wszystkich oprócz Doris, która też nie współczuje, a zazdrości. Nożeż murwa chędożona wielokrotnie w kadź, gdzie mój czołg.
(…) [Severo] Z pogardą patrzy na otaczających go Mistrzów i ich pałające zawiścią oblicza. Zaglądając każdemu z nich po kolei w oczy, Anturyjczyk, wciąż nie wychodząc z czarodziejki, wypowiada słowa naznaczenia jej na swą Milady:
– Jam jest Severo, Mistrz Walk. Ślubowałem oddanie Wielkiemu Związkowi, któremu od lat służę lojalnie i wiernie. Dla niego zrezygnowałem z domu, gdyż stał się nim Ravillon, nigdy nie będę miał rodziny, gdyż stali się nią moi Bracia, nie będę posiadał dzieci, gdyż za takowe uważam swych uczniów.
Stop, stop! Wstrzymaj swe konie, Severo! Czy ja dobrze rozumiem, że związkowcy nie mogą mieć rodzin i dlatego biorą sobie nałożnice? Bo jeśli tak, to dlaczego Eminencja ma syna, Grittona?
A to akurat można wyjaśnić – obaj są Mistrzami Nowego Porządku i najwyraźniej Wilbur dołączył do Związku, kiedy już miał syna.
I tak szybko wspiął się w hierarchii? Ach, dobrze. Teraz będę sobie ich wyobrażał jako Rodrigo i Cezara Borgiów.
Nie zawrę związku małżeńskiego, gdyż i tego wymaga ode mnie żelazna dyscyplina Świętej Organizacji. Dlatego od tej chwili ty, Arienne z Salmansaru, zastąpisz mi żonę, której nigdy mieć nie będę.
Nie zawrę związku małżeńskiego, ale wezmę sobie konkubinę, która będzie spełniała wszystkie obowiązki żony, a nie miała żadnych jej praw. Wygodnie się Miszczowie urządzili!
(W ogóle, w powieści pada wyjaśnienie, że za Starego Porządku niedozwolone były jakiekolwiek związki, zaś konkubinaty wprowadził Nowy Porządek.)
Warto też zauważyć, że chociaż MSP nienawidzą i gardzą MNP, a w ogóle to kiedyś było lepiej i nie ma to jak stare dobre czasy, to jednak wszyscy wzięli sobie nałożnice. A co!
Po tych słowach odwraca spłakaną twarz czarnowłosej adeptki w swą stronę, zmuszając dziewczynę do spojrzenia w jego źrenice. Przejeżdża skrwawioną, lodowato zimną dłonią po jej szyi, tuż pod lewym uchem, a potem muska jej skórę delikatnie wargami.
Ach, jaki on teraz delikatny! Jaki romantyczny! Szczególnie to muskanie szyi ujebaną w krwi ręką!
W miejscu pocałunku pojawia się wyraźniejszy z każdą chwilą symbol.
– Wraz z tym Znakiem stajesz się moją Milady, ja zaś twym Panem. Od tej pory jesteś nietykalna, albowiem stanowisz moją własność i dopóki nosisz na szyi Lwa, który mnie reprezentuje, tylko ja mam prawo decydować o twym Przeznaczeniu i tylko ja twym Przeznaczeniem jestem.
A teraz uprzytomnijcie sobie, że Severo wygłasza ten patetyczny tekst pełen wielkich słów – świecąc gołym tyłkiem spomiędzy ud Arienne…
Dysząc i chrypiąc z wysiłku.
Oswobadza kobietę, walcząc przez chwilę z wciąż pobudzoną męskością uniemożliwiającą mu dopięcie spodni, a następnie, poprawiając odzienie, odchodzi w stronę swego miejsca po przeciwnej stronie stołu. Porzuca swą Milady wśród rozsierdzonych Mistrzów, z miłą świadomością, że choć skręca ich z nienawiści, muszą jedynie obejść się smakiem, od teraz bowiem bez względu na to, jak wielkie byłoby ich pragnienie, nie mogą jej tknąć, gdyż chroni ją jego Znak i prawo Związku, które sami wprowadzili wraz z Nowym Porządkiem.
No nie wiem. Ataki na Mistrzów też podobno są surowo karane, a mimo to Eston z Grittonem urządzili Severowi jesień średniowiecza. Nie ufałabym aż tak bardzo ochronie, jaką dają prawa Związku.
(…)
***
Uwolniona w końcu z bolesnego uścisku, podnoszę się z trudem ze stołu Mistrzów i ze łzami w oczach, mimo ścierpnięcia i uczucia rozdarcia w dole brzucha, biegiem kieruję się w stronę bramy. Bez oglądania się za siebie ani rozglądania wokół opuszczam dziedziniec.
A to jej wolno? Przecież Miladies mogą opuścić zgromadzenie tylko za pozwoleniem swego pana.
Wzburzona docieram do drzwi dormitorium, które zamykam za sobą, gdy tylko wkraczam do opustoszałego pomieszczenia. Dopadam do jednego ze swych kufrów, nerwowo przeszukuję jego zawartość, aż w końcu wyjmuję z niego fiolkę z granatowym proszkiem. Rozglądam się po sali i dostrzegając na stole przy wejściu misę wypełnioną wodą służącą do przemywania dłoni, podchodzę do niej, garścią nabieram nieco cieczy, rozlewam ją na blacie i z flakonika wysypuję do niej kilka ciemnoniebieskich kryształków.
– Tamiro, usłysz mnie!
Zaraz, przecież miały się kontaktować za pomocą jakiegoś specjalnego zaklęcia, a nie magicznej kałuży?
Daj spokój, to było na samym początku powieści kto by to pamiętał.
A gdy z burzących się maleńkich fal wyłania się oczekiwany wizerunek mej przyjaciółki, ta zwraca się do mnie:
– Nareszcie. Już się martwiłam o ciebie, Arienne. Ależ… ty płaczesz! Co się dzieje?
Wysłałaś ją do kolebki przestępców, gwałcicieli i morderców. Zgadnij.
Głos czarodziejki jest bardziej miękki niż w rzeczywistości, tak jak i rysy jej twarzy zdają się bardziej rozmyte, jednak trudno oczekiwać lepszego efektu, używając tak nieskomplikowanych składników do komunikacji.
Arienne właśnie została zgwałcona, jest roztrzęsiona, zapłakana i błaga o pomoc, lecz mimo to jej umysł cały czas jest w stanie chłodno analizować niedostatki w komunikacji, brawo.
– Zabierz mnie stąd, błagam cię. – Nawet nie próbuję powstrzymać łez.
– Ale czemu tak prędko? Zdołałaś już wykonać swe zadanie?
NAWET NIE WAŻ MI SIĘ WRACAĆ BEZ TEGO!!!
– Nie… Ale to nieważne. Już nie chcę. Nie mogę podążać za Przeznaczeniem. Oszukało mnie, rozumiesz?! Zamiast poprowadzić mnie we właściwym kierunku, do odnalezienia Księgi, wepchało mnie w szpony Bestii.
– Mów nieco jaśniej, Arienne. – Tamira marszczy brązowe, cieniutkie brwi i próbuje wyciągnąć dłoń w moją stronę, jednak ta znika zaraz, gdy tylko dotyka wodnej zasłony.
– Ja… – Głos mi się załamuje.
Nie potrafię przyznać się do hańby i upokorzenia, których właśnie zaznałam. Co mam jej powiedzieć? Że dzisiejszej nocy wszystkie moje marzenia i cała moja przyszłość zostały przekreślone? Że zamiast życia u boku jakiegoś dobrego i szlachetnego mężczyzny czeka mnie wygnanie? Bo jak inaczej potraktują mnie rodzice, gdy dowiedzą się, że ich jedyna córka została skalana? Że nie może już ofiarować swemu Przeznaczonemu daru, jaki kobieta może sprezentować mężczyźnie tylko raz w życiu? Że został on jej tak brutalnie odebrany na oczach tylu ludzi? Nagła świadomość, że być może przez to nie będę już mogła zobaczyć mych najbliższych, a na pewno spojrzeć im otwarcie i szczerze w oczy, przyprawia mnie o kolejny wybuch płaczu.
To jest ten moment, kiedy mam ochotę złapać patelnię i walić Tamirę po łbie… Wysłać niedoświadczoną, chowaną pod kloszem smarkulę w takie miejsce!
– Kochanie, ja wiem, że może być ci tam ciężko. Ravillon to nie dwór. A jednak Caris obiecała zaopiekować się tobą i chyba dotrzymuje słowa, bo patrząc na twój obecny strój, wnioskuję, że musi ci się tam dobrze powodzić. O co chodzi więc z tą bestią?
(…)
– Ten Lew… Ach, Tamiro, przyjedź po mnie, błagam!
– Lew? – Czarodziejka nie wydaje się w ogóle zdumiona, a wręcz przeciwnie, wyraz zadowolenia i ulgi pojawia się na jej twarzy. – Widziałam go już wielokrotnie w gwiazdach, gdy ci wróżyłam.
– Ojej, miałam ci powiedzieć, naprawdę! – Tamira z rozmachem palnęła się w czoło. – Hihihi, taką mam dziurawą głowę, wszystko z niej wylatuje!
Spotkałaś go wreszcie? Ależ to cudownie, bo odegra kluczową rolę w twej misji. Będziesz miała wsparcie i pomoc! To już teraz jestem spokojna o ciebie. Pamiętaj, że wszelkie bieżące problemy to jedynie błahostki, z którymi musisz sobie sama poradzić, by dotrzeć do upragnionego celu.
Trzymajcie mnie, bo jej przylutuję.
– Nie, nie, to nie tak… – Czuję, jak cała moja nadzieja na ratunek powoli niknie, a ja ciągle nie umiem wyznać wstydliwej prawdy. – Musisz przybyć po mnie, bo ja tu nie wytrzymam… To jednak ponad moje siły!
– Nie możesz tak mówić, Arienne – upomina czarodziejka. – Jesteś w Ravillonie dopiero od dwóch dni, co tak strasznego mogło się więc wydarzyć w tak krótkim czasie?
Jak to leciało? “Pamiętaj, że jeżeli tylko coś złego by się działo, natychmiast się o tym dowiem i przybędę po ciebie”?
Tamira (za każdym razem, gdy się pojawia, mam ochotę dodać “ta głupia krowa”) zachowuje się tu jak mamuśka, która wysłała dziecko pierwszy raz na kolonie i jest nieco znudzona jego płaczliwym narzekaniem, że trzeba wstawać rano, a jedzenie niedobre i kieszonkowe się skończyło.
Ale przecież wiedziałaś (głupia krowo), gdzie ją wysyłasz i co jej może grozić! Masz w zamku swoją wtykę…
Z którą najwyraźniej rozmowa ograniczyła się do: “– Ej, mogę ci podrzucić mojego dzieciaka na weekend? Arieśka sama się sobą zajmie, tylko tam żeby miała tapczan do spania czy coś. – Spoko, niech jaśka i kapcie ze sobą weźmie.”
Nie otrzymując zaś odpowiedzi, Tamira kontynuuje:
– Poza tym słyszałam, że Cesarz wysłał nowych ludzi na poszukiwania. Nie mam na razie innego, bezpieczniejszego miejsca, żeby cię ukryć. Nigdzie indziej nie znajdziesz lepszego schronienia.
A zatem wracamy do koncepcji Arienne uciekającej przed niebezpieczeństwem. Btw, jeśli Cesarz ma w Ravillonie jakiegoś swojego zausznika, to pewnie za chwilę otrzyma raport o nowej Milady, która wygląda tak… przybyła stąd… ma umiejętności takie…
– Proszę, nie… – Ale nie kończę rozpoczętego zdania. Magiczka coś jeszcze do mnie mówi, ale jej słów nie słychać, gdyż wraz z wyparowaniem wody wizja znika.
Arienne próbuje się umyć, potem wrzuca strojne szaty do kominka i przez resztę nocy udaje, że śpi, naprawdę płacząc w poduszkę.
Rankiem Severo budzi Tessiego i Taidę…
– Jeśli nie będziesz miał nic przeciw, na chwilę porwę Taidę, aby z nią porozmawiać na osobności i dać ci szansę jeszcze się zdrzemnąć.
– Teraz możesz sobie ją porywać do woli i bez pytania – słyszy burkliwą odpowiedź towarzysza, który przewraca się na bok tyłem do Severa, eksponując przed nim nagie plecy i pośladki [Imperatywie Jaojcowy, co ty tu robisz?], gdyż powstająca z łoża smukła kobieta ściąga przypadkiem na posadzkę okrywającą ich narzutę. – Jest bezpieczna, podobnie jak i wszystkie pozostałe Milady w Ravillonie. Dzięki mnie nie będziesz bowiem miał zakusów na żadną inną faworytę, bo teraz wreszcie masz własną zabawkę! Nie masz już wymówki, że jesteś sam i dlatego korzystasz z cudzej własności.
Aaaaha, więc Tessi zaaranżował cały zakład, bo mu się Severo dobierał do Taidy?
Severo uśmiecha się lekko i podaje podchodzącej ku niemu nagiej kobiecie znaleziony na posadzce obok paleniska cieniutki szlafrok. Gdy oboje kierują się do wyjścia, a Mistrz Walk przepuszcza kochankę Tessiego w progu, ten krzyczy jeszcze za nimi:
– I nie myśl, że ci daruję obiecaną mi tarczę, bo zagarnął ją głupi Gritton! Następnym razem przywieziesz mi z Fenis większą i kosztowniej wykończoną. A za dziewictwo, o którym nie było mowy, podziękujesz mi, dokładając do niej idealnie dopasowaną zbroję!
Anturyjczyk staje naprzeciw półnagiej Taidy w jednej z kamiennych nisz okiennych. Czarny, sięgający posadzki płaszcz z olbrzymim kapturem zwisającym teraz na jego plecach oraz związane wysoko loki są dla niej jasnym sygnałem, dokąd i po co się udaje.
Czarne loczki, czarne ciuchy, męska organizacja, związek z lodem… z kimś mi się to kojarzy.
Kobieta pochyla się przed nim i zgodnie ze zwyczajem całuje go jako Członka Wielkiego Zgromadzenia w prawą dłoń.
– Chwała Związkowi i tobie, Mistrzu. Czego ode mnie oczekujesz? – wypowiada, patrząc w jego niezwykłe oczy.
– Chcę cię poprosić o przysługę. Jestem dosłownie zawalony pracą na dole, ale i tutaj. Mam potworne zaległości po mym ostatnim wyjeździe i muszę jakoś sobie z nimi poradzić, zwłaszcza w kontekście nowego wyzwania, jakie powierzył mi Eminencja.
No cóż, kat niestety nie może zabrać roboty do domu.
[ML na forum: “Mroczny mistrz wojowników, a jakbym kierownika w korpo słyszała :)”]
(…)
– Co mam uczynić?
– Proszę cię, odnajdź Arienne. Zapewne ukryła się gdzieś wśród adeptek. Nie wie, że teraz to nie miejsce dla niej. Przyprowadź ją na górę z odpowiednimi honorami. Dam ci do dyspozycji mych ludzi.
Czy ja dobrze rozumiem, że po tym jak Severo upchnął w spodniach swego lodowego giganta i opuścił ucztę, zostawił tak po prostu Arienne na stole? Zostawił swoją milady w szoku, podartych ciuchach i umazaną krwią? I nawet jej nie powiedział co ma ze sobą zrobić, gdzie pójść? Nie wydał rozkazów swoim sługom, których, jak nagle się okazało, posiada? Nic? Mam nadzieję, że Tessi jak tylko otrzyma obiecaną tarczę, jebnie nią Sevciowi w łeb.
Niczym nie jebnie, bo Tessiego obchodzi tylko, żeby przestał się pchać z łapami do jego Taidy.
Wszyscy widać uznali, że dziewczyna skoczyła tylko poprawić makijaż i przynieść sobie krzesło, żeby usiąść z pozostałymi miladies. Arienne nie zawraca sobie głowy ani Caris (opiekunka miladies, która powinna za nią pójść chociażby po to, żeby dać jej zioła antykoncepcyjne!), ani dowolna koleżanka z pokoju (dobry moment, żeby zaplusować u nowej milady), ani Karla (dla której to niezła okazja, by od razu zaszkodzić rywalce).
Chcę też, byś wręczyła jej to. – Wkłada w dłoń kobiety rzeźbiony w srebrze medalion, przedstawiający Znak Lwa, zawieszony na drobnym łańcuszku.
– Klucz dający dostęp do komnat w Skrzydle Mistrzów? Już ma go dostać? No proszę. Od razu spotyka ją nie lada zaszczyt. – Wiśniowowłosa Milady uśmiecha się delikatnie, gdy mężczyzna potwierdza jej przypuszczenia skinieniem głowy.
– Niech to będzie rekompensata za… yhm… wczoraj. Przed chwilą wydałem służbie stosowne dyspozycje, ale tobie powierzę nadzór nad ich wykonaniem. Pamiętaj: czerwień i złoto. Jak u mnie.
Lew, czerwień i złoto. Gdzieś już to widziałem…
Moje śmieszkowanie skończyło się jednak, gdy facebooku książki natknąłem się na zakładkę przedstawiającą Sevcia:
Czy tylko mnie się zdaje, że na tym rysunku on ma szpotawe kolana?
Poza tym wszystko, co uznasz, że jest koniecznością w tych waszych buduarach. Nie znam się na tym, liczę więc na twoją kobiecą dłoń i intuicję. Ma być z przepychem, ale i elegancją, jak u ciebie, a nie Caris, która z alkowy zrobiła rupieciarnię.
Sevcio, a skąd ty wiesz właściwie, jak wygląda alkowa Caris?
Wezwij też krawców i jubilerów. Niech jeszcze w tym tygodniu zaczną szyć i przygotowywać szaty i biżuterię. Moja Milady nie będzie chodzić w łachmanach.
– Masz jakieś szczególne życzenie co do jej garderoby? Z reguły każdy Mistrz narzuca gust swej wybrance.
Mężczyzna przez chwilę się zastanawia, by następnie odpowiedzieć ze śmiechem:
– Mam opinię królewskiego kochanka. Uszyjmy więc Arienne suknie godne królowej. Mogą być w stylu tej, którą miała na sobie na uczcie.
Wręcza kobiecie pokaźnych rozmiarów sakiewkę.
Ale przecież okradziono go ze wszystkich bogactw. Nawet jeśli miał tę sakiewkę ukrytą za pazuchą, to Gritton i Eston powinni ją znaleźć, gdy go pobili. A to znaczy, że zostaje tylko jedno miejsce, w którym Sevcio mógł ukryć tę pokaźnych rozmiarów sakiewkę.
Auć.
Znaczy, niby Sevcio jest cwany i trzyma część swoich zasobów, nawet większą część, w bezpiecznej skrytce poza Ravillonem… ale tak czy siak, przez te kilka ostatnich dni nie miał czasu ani okazji, by się do nich dostać, więc… Auć.
– To na realizację mych zamiarów. A to… – bierze drugą dłoń Taidy i na niej również składa woreczek odpowiadający gabarytom pierwszego [Auć!] – …za twą fatygę.
Pokaż jej, co i jak. Wytłumacz zasady, jakie nami rządzą, opisz to, co od tej pory będzie jej udziałem, obowiązkiem i rolą. Niech usłyszy o nakazach, zakazach oraz karach. Wszystko, co musi i powinna wiedzieć kobieta o jej pozycji.
Znowu: nie zajmie się tym Caris, której rolą jest pilnowanie Miladies, gdyż albowiem?…
A, to akurat Sevcio tłumaczy: nie chce się z tym zwracać do Caris, gdyż ta, jako faworyta Argusa, należy do wrogiego obozu. Wydaje mi się jednak, że takie wprowadzenie nowej Milady powinno po prostu należeć do jej obowiązków… inaczej nie wiem, na czym właściwie miałaby polegać funkcja “opiekunki”.
Taida wraca do Tessiego:
– Nie wiem, co o tym myśleć. Dopiero co wziął ją publicznie i zostawił samą sobie, a teraz chce jej szukać i oddawać hołdy na dworską modłę.
– Daruj mu. To jego pierwsza Milady. Musi nauczyć się, jak z nią postępować…
– Musi nauczyć się, jak w ogóle postępować z kobietami! – przerywa mu Taida.
Wydawałoby się, że żyjąc na cesarskim dworze Mistrz Walk mógł nauczyć się ogłady i dobrego zachowania względem kobiet.
Sevcio ma w sobie coś z rycerza: zakuty łeb!
(…)
Rano słudzy Severa odnajdują Arienne w dormitorium…
Wstaję i w milczeniu, ocierając rękawem łzy, opuszczam wraz z ludźmi Anturyjczyka sypialnię adeptek.
W wielkim pomieszczeniu panuje cisza, którą na chwilę tylko zakłóca głos Leili:
– Ha, no proszę, ten Mistrz Walk, jak się okazuje, ma niezły apetyt i niespożyte siły! Już z rana mu się kobiety zachciało, choć dopiero co miał ją pod sobą! Szczęściara!
Borze zielony, a myślałam, że zostanie nam oszczędzony przynajmniej schemat Pustej, Puszczalskiej Barbie, że Leila z jej znajomością języków, etykiety i prawdopodobnie szlacheckim pochodzeniem okaże się laską na poziomie… :/
…i prowadzą do Taidy, która w tym czasie nadzoruje urządzanie komnaty dla nowej Milady.
Milady Arcyszpiega każe sługom przygotować kąpiel dla swej towarzyszki oraz przynieść z dormitorium kufry z jej rzeczami. Gestem zaprasza swego gościa do stołu, na który po chwili przyniesione zostają tace ze śniadaniem.
– Najpierw musisz się pożywić, bo czeka nas pracowity dzień.
Przyglądam się z niechęcią jedzeniu. Nie czuję apetytu, mając w świadomości to, że dziś, tak jak wczoraj, będę przechodzić przez cały obrządek szykowania mnie i upiększania tylko po to, żeby ponownie znaleźć się w rękach oprawcy.
– Jedz. – Taida urywa kawałek chleba i podaje bochenek Arienne. [Znaczy… urwała kawałek, a resztę ma zjeść Arienne?] – Musisz mieć energię na spotkanie ze swym Mistrzem.
Jeżuuuuu… Czy wszystkie kobiety w tym zamku muszą zachowywać się jak bezmyślne krówska bez odrobiny empatii? Żadna z nich nie doświadczyła nigdy gwałtu, molestowania, upokorzenia?
Jak szło to hasło promujące książkę? “Od kobiet dla kobiet”? Aha.
Odkładam pieczywo nietknięte.
– Skoro tak wolisz. – Piękność o wiśniowych włosach przygląda się czarodziejce uważnie, wyraźnie niezniechęcona. – Ale musisz wiedzieć, że to ci nie wyjdzie na dobre. Owszem, wczoraj wydarzyło się coś, co nie powinno, ale tego już nie zmienisz. Nie masz wpływu na przeszłość, a jak będziesz w niej bez ustanku brodzić, nie pomoże ci to w egzystowaniu tutaj. Powinnaś wziąć się w garść i pomyśleć, co zrobić, żeby było ci tu już tylko lepiej. Ja zaś chcę ci w tym pomóc.
No już, uszy do góry, weź się w garść i nie histeryzuj. To nie mydło, nie wymydli się.
Nie wytrzymując już, wybucham, ledwo tłumiąc cisnące się pod powieki łzy:
– Ubierając mnie jak lalkę i wpychając do łoża jakiegoś złoczyńcy?!
– Nie powinnaś tego tak postrzegać. Mistrz Walk cię wybrał, więc teraz masz zapewnioną protekcję. Żaden inny Związkowiec nie będzie mógł cię tknąć. Nie będziesz musiała trenować, by zdobyć awans, którego kobieta tu i tak nie jest w stanie osiągnąć.
To po kij od jakiej mietły one tam się pchają, serio? Zrozumiałabym, gdyby dziewczyny zaciskały zęby i znosiły takie traktowanie, bo pobyt w Ravillonie dawał im +1000 do wszelkich skilli, ale tu mają tylko wybór pomiędzy byciem darmowym popychadłem i dmuchaną lalką dla wszystkich, a chwilową karierą Milady, nieuchronnie kończącą się ścięciem, gdy tylko Mistrzowi spodoba się inna.
Ponadto miałaś naprawdę dużo szczęścia, gdyż Severo ma tyle pieniędzy, że będziesz się przy nim czuła jak księżniczka, żyjąc zawsze w dostatku. Już zadbał o to, by odpowiednio urządzić twój pokój, naszykować stroje i biżuterię dla ciebie. Będziesz dostawać od niego stałe wynagrodzenie, dzięki czemu sama też będziesz mogła sobie co nieco kupić, wybierając się z nami na ląd. A jak będziesz się mocniej starać, to może uda ci się wydobyć od niego coś więcej niż tylko regularne zarobki.
– Ależ ty sugerujesz bycie utrzymanką!
(…) – Bez względu na to, gdzie jesteś Arienne, czy tu, czy na Kontynencie, zasada jest zawsze ta sama. Nieważne, jaką bronią tego dokonasz, ale gdy już okiełznasz i zdobędziesz mężczyznę, traktuj go, jakby był władcą świata, a tymczasem on nawet nie zauważy, kiedy to ty będziesz nim rządzić.
Wstrząśnięta opieram się o fotel, nie mogąc oderwać oczu od delektującej się właśnie pomarańczową konfiturą dziewczyny.
– A uczucia? One się według ciebie nie liczą?
Ja wiem, że Arienne miała być taka niewinna, naiwna i nieskalana złą myślą, ale po wczorajszym wieczorze to powinna chyba stracić ze ¾ swojej naiwności, nie sądzicie, drogie autorki?
Taida przerywa na chwilę jedzenie i dziwnie długo zastanawia się nad odpowiedzią.
– Tu, w Związku, lepiej ich nie mieć. To jedna z zasad obowiązujących kobiety wybrane jako Milady: nie można się zakochiwać.
W zasadzie, że tak wybiegnę trochę w przód, to ta zasada obowiązuje przede wszystkim Mistrzów. To oni wkuwają na pamięć Kodeks Świętej Organizacji, który w licznych swych paragrafach zabrania miłości, całowania w usta itd. Skoro kobiety tak kompletnie nie liczą się w Związku, to w zasadzie nikogo nie powinno za bardzo obchodzić, czy Milady jest zakochana w swym panu, czy nie. Zresztą, skoro związki jako takie nie są zakazane, to jak udowodnić, że ten akurat oparty jest na Zakazanym Uczuciu, a inny wyłącznie na prostym pożądaniu?
Przyłapać Mistrza, jak ryje na ścianie kibla serduszko z inicjałami.
W ogóle wielu rzeczy nie można: całować w usta, bo to ponoć może prowadzić do miłości i jest jej unaocznieniem [albo jedno, albo drugie], zachodzić w ciążę, gdyż Mistrzowie nie mogą mieć dzieci…
O, i to jest konkret, którego przestrzegania rzeczywiście można wymagać.
Och, a skoro już o tym wspomniałam, to mam coś dla ciebie.
Dziewczyna powstaje na chwilę i podchodzi do sekretarzyka, z którego szufladki wyjmuje niewielki, brązowy woreczek. Gdy powraca do stołu, nalewa Arienne do filiżanki mleka i dosypuje do niego suszone zioła z maleńkiej sakiewki.
– Wypij to teraz. – Widząc zaś pytające spojrzenie czarodziejki, kochanka Tessiego zawiązuje woreczek i cierpliwie tłumaczy: – Jako Milady musisz sama dopilnować, aby nie począć bękarta. Skutki takiego zaniedbania są tu karane śmiercią. Po to właśnie są te zioła. Ich napar skutecznie zapobiega podobnym sytuacjom.
Napar, powiadasz? A ty wsypujesz po prostu suche do mleka? O, podstępna paskudo…!
Oj tam, Severo będzie miał na kim poćwiczyć robienie aborcji.
Ciąża?! Jestem przerażona na myśl o tym, że mogłabym dać dziecko mężczyźnie, który mnie zhańbił. Bez dłuższego namysłu, pospiesznie opróżniam zawartość filiżanki, co Taida przyjmuje z widoczną radością.
Wzięła ZIÓŁKA DZIEŃ PO! Zgroza!!!
(…)
– Wierność i lojalność przede wszystkim. Żadnych spojrzeń, uśmiechów czy kokietowania innych, o ile oczywiście Severo ci tego nie zleci.
Kobieta Mistrza Szpiegostwa pewnie wie, co mówi…
Musisz być mu bezgranicznie posłuszna – każde jego życzenie powinno być dla ciebie rozkazem. Lepiej jednak wyprzedzać zachcianki i samej zadbać o to, by już niczego i nikogo innego poza tobą nie potrzebował. Rozumiesz, prawda? Musisz po prostu dobrze wypełniać swoje obowiązki – sprawdzać, czy jego komnata zawsze jest czysta, czy ogień tli się w kominku, czy łoże jest przyjemnie rozgrzane, szczególnie w takie zimne dni jak teraz. Ubranie powinno być zawsze świeże i pachnące, jedzenie – najlepiej sama doglądaj, czy jest odpowiednio dogotowane i przyprawione pod gust twego mężczyzny.
Znaczy – dopóki nie miał kobiety, Severo chodził oberwany, brudny i śmierdzący, sypiał w barłogu i marzł w nieogrzewanej komnacie, bo nie było nikogo, kto by się tym zajął? Żadnej służby, żadnych adeptów przydzielonych do usługiwania Mistrzom? Żarcie też każdy gotuje sobie indywidualnie, nie mają żadnej zamkowej kuchni i wspólnych posiłków?
Pobili go i leżał w swoich komnatach, dopóki nie znalazł go kumpel. Ale jak tylko wziął sobie Arienne na milady, w ksiopku pojawiła się liczna służba mistrza walki… więc chyba masz racje Kuro.
Służba Severa składa się z samych Józków – pojawia się i znika… i znika… i znika…
Jego wygląd – czasem naprawdę lepiej, jak sama podetniesz mu włosy lub go ogolisz, niż pozwolisz to robić jemu lub jedynemu strzyżącemu [strzygącemu, murwa żeż w kadź! I tak, to też jest w wersji papierowej.] tu, Boriemu – fatalnie tnie! Poza tym rób wszystko, co sprawia mu przyjemność: myj plecy, tańcz dla niego, śpiewaj. Słuchaj z uwagą tego, co ma do powiedzenia, nawet jak już po raz setny narzeka na tego samego ucznia, którego nie może wyćwiczyć.
Niestety, w Ravillonie też znają obowiązek szkolny i takiego niewyuczalnego nie można po prostu wywalić na zbity pysk.
Zawsze okazuj zainteresowanie, a jeśli zapyta cię o zdanie, najlepiej powiedz, że nikt nie ma lepszej od niego wiedzy w danej dziedzinie. Chwal, chwal, chwal! Niech zobaczy, że jest dla ciebie najpiękniejszy – tu dziewczyna wzdycha z uśmiechem, myśląc przez chwilę o swoim Tessim, i ciągnie: – najsilniejszy, najmądrzejszy… Innymi słowy: najważniejszy.
– Mężczyzna naprawdę tego potrzebuje? – Nie mogę wyjść ze zdumienia, gdyż wyobrażenie szorstkich Związkowców, odpornych na wszystko, jakoś kłóci się z obrazem Mistrza nakreślonym właśnie przez Taidę. Mistrza wymagającego tak delikatnego, wysublimowanego traktowania.
Pfff, tam zaraz wysublimowanego. Ja bym to raczej nazwała ordynarnym włażeniem w dupę.
(…)
Aby dopełnić przygotowań mego ciała do spotkania z Mistrzem Walk, za pomocą wosku nadaje gładkości moim pachom i nogom oraz nowy kształt owłosieniu mej kobiecości, co ponoć jest wymogiem koniecznym wśród Milady.
Niedługo potem umieszczono mnie w skrzyni, gdzie promienie magicznych kryształów nadały mej skórze brązowy odcień, za pomocą jadu kiełbasianego ukształtowano me piersi, a mą kobiecość niewielki kolczyk ozdobił, co ponoć jest ostatnim krzykiem mody wśród niewiast.
(…)
Taida jeszcze robi kipisz w bagażach Arienne, wywalając niemal wszystkie jej ciuchy (niemodne i staroświeckie!) oraz biżuterię, spośród której Arienne zachowuje tylko podarowany jej przez Tamirę medalion.
Przez cały czas przygotowań Taida opowiada mi o powinnościach Milady, o spotkaniach z pozostałymi faworytami i relacjach między nimi. Dowiaduję się, że to właśnie Caris, jako najstarsza, opiekuje się nimi – a raczej już nami wszystkimi. Powinnam uważać, z jakim problemem do niej idę, bo teraz znajduję się w przeciwnym obozie. Mimo że większość Milady przyjaźni się ze sobą, to oficjalnie muszą udawać, że trzymają stronę swego Mistrza, a Argus i Severo nigdy nie pałali do siebie sympatią.
Hmmm, jeśli mamy tu stronnictwa Argus-Wilbur-Gritton-Tarlen-Eston-Harold i Severo-Tessi-Ven-Gavin-Moru, a Miladies wyżej wymienionych są zobowiązane trzymać stronę swojego Mistrza, to CO na spotkaniu u Caris (kochanki Argusa) robiły wszystkie Miladies (i Milord) z przeciwnej frakcji oraz dlaczego nie było tam żadnej z frakcji zaprzyjaźnionej?
Były, pewnie podsłuchiwały ukryte za kotarą.
(…)
Cała spięta ze zdenerwowania biorę udział w rytualnym powitaniu nowej Milady. Siedząc w wygodnym fotelu w pokoju mojej opiekunki, Caris, przyjmuję życzenia i dary od pozostałych dziewcząt. Od Taidy otrzymuję zwiewną granatową koszulkę na urozmaicenie wspólnych wieczorów. Nukki i Zoe podają mi przepis na ulubioną potrawę Severa [mięso katoblefasa?] i zdradzają, w jaki sposób mój Mistrz zawsze lubił, aby się zachowywały w alkowie. Blanka przekazuje na moje ręce flakonik z perfumami, które ponoć Anturyjczyk zawsze zachwalał, wchodząc do pokoju Vena po ich wspólnych igraszkach.
On tak specjalnie właził tuż po? A może stał pod drzwiami, dobijając się: “Kończycie już? Kończycie?”
Karla, która dziś wydaje się podejrzanie miła, również daje mi prezent – niewielkie puzderko z balsamem, który ponoć ma sprawić, że moja cera będzie zawsze promienna. Te i inne podarki, wydające mi się raczej krępujące [a na pewno bardzo niezręcznie brzmiące, droga korekto], przekazuję sługom, którzy zanoszą je do mojej nowej komnaty.
Hm, jeśli każda nowa Milady dostaje prezenty od pozostałych, to może Miszcz Harold tak często pozbywa się swoich pań w ramach oszczędności? Perfumy się skończyły? Zmień kobietę, dostaniesz nowe gratis!
Wśród podekscytowanych rozmów z trwogą spoglądam co chwilę za okno. Ulewa powoli ustaje. Na zewnątrz robi się ciemniej, a to znaczy, że coraz mniej czasu dzieli mnie od spotkania z wrogiem.
Z pobojowiska na dziedzińcu pozdrawiają: Kura za stołem z chujwiczego, Vaherem ukrywający mieszki złota, Kazik w balii z dawno wystygłymi kobietami i Babatunde Wolaka jako Mistrz Lenistwa,
a Maskotek maluje Hybrydzie Związku dupę pawiana w kropki biedronki.
Analiza jak zwykle zacna, ale mam jedną tycią prośbę, czy Vaherem mógłby mieć inny odcień fioletu? Bo aktualny, razem z szarym tłem, nie współpracuje z astygmatyzmem i wywołuje u mnie oczopląs
Trochę rozjaśniłam, teraz lepiej?
Tak, dziękuję bardzo
Boże, to jest obrzydliwe. Po prostu obrzydliwe. Jak chorym trzeba być, aby przedstawiać faceta, który zgwałcił nastolatkę na oczach całego zbiorowiska ludzi, a po tym schował ptaka i poszedł, zostawiając ją upokorzoną i przerażoną przed obrzydliwymi zbokami, które wyraźnie się cieszyły z oglądania męczenia dziecka, jako jej przyszłego ukochanego i postać pozytywną? I ta głupia krowa, która wysłała dziecko jeszcze do kolebki złodziei, morderców i GWAŁCICIELI! Naprawdę?!
…uf, uniosłem się. Tak jak wspominaliście na początku, sam motyw gwałtu w takim paskudnym miejscu nie jest zły, patologia robi się dopiero wtedy, gdy przedstawia się gwałciciela jako biednego, murwa kać, misiaczka, który przecież nie chciał, tylko go zmusili! Rany, w pierwszej części to było tylko głupkowate ksioopko z patriarchatem podkręconym do ósmej potęgi, podczas czytania tej części na zmianę zbierało mi się na wymioty i na przywalenie wszystkim boChaterom tego… czegoś… oprócz biednej Arianne. Do czego to doszło, żebym współczuł i czuł solidarność z Merysójką…
Kobieta pochyla się przed nim i zgodnie ze zwyczajem całuje go jako Członka Wielkiego Zgromadzenia w prawą dłoń.
Słowo honoru, przeczytałam „Całuje go w członka” i dostałam spazmów.
Na widok zakładki z Sevciem dopadła mnie nagła chęć znalezienia w piwnicy czegoś bardzo ciężkiego i walenia tym czymś ałtorek po głowach. Och, jakiż słodki, niewinny, uroczy i kjutaśny obrazek brutala, chama i gwałciciela. Niech no go wytarmoszę za te policzki. Albo za jelita, obcęgami.
To już nawet nie jest śmieszne. To jest podłe i chore. Napisałam do autorek z prośbą o jakiekolwiek wyjaśnienie. Nawiasem mówiąc, druga Kuro, jestem specjalistką od tematu wykorzystania seksualnego, reakcji na tenże i tak dalej. Reakcje Arienne nie są wcale aż tak nienormalne. To nieprawda, że istnieje jeden schemat. Natomiast to, co zostało opisane wyjątkowo niewiarygodnie, to sam przebieg gwałtu. Ale pomijając to, jezu chryste kurwa mać. Niedobrze mi. Bo to napisały kobiety. To pieprzenie napisały inne kobiety, dorosłe, sądząc po ich zdjęciach na fejsbuku. Dorosłe osoby opisujące jak ma zachowywać się Milady i cały ten syf, próbują zrobić komentarz do obecnych czasów jak pięciolatek odganiający pszczołę, że mucha. To jest disgrace. To jest koszmar. To jest chore. Jestem ofiarą gwałtu. I nie uważam, żeby relacja z gwałcicielem była niemożliwa czy zakazana. Po prostu trudno jest sprawic, żeby to była relacja zdrowa, ale tak, to możliwe. Ale nie w ten sposób. Wszystko, co tu jest: cały sypiący się plot, opisy, bohaterka, te dziury fabularne, ale najbardziej: wiadomość, jaką to wysyła… Co one myślały? Że tworzą brutalny świat? Jak białe dzieci z bogatych dzielnic amerykańskich opowiadają o gettach narkotykowych. Co one myślały? Że są inteligentne tworząc to? Kto na miłość boską żyje obok tych kobiet? Dlaczego nikt im nie powiedział, że są głupie? Nie jak kobiety – jak ludzie. Co to kurwa jest?
Lukseja
„Tak się zastanawiam – czy publiczny gwałt jest częścią oficjalnej ceremonii brania sobie Milady?”.
Odnoszę wrażenie, że jednak nie. Taida mówi, że „wczoraj wydarzyło się coś, co nie powinno”, więc chyba nie uważa publicznego gwałtu za rzecz normalną. Gdyby to była reguła, to ta pozbawiona empatii istota powiedziałaby pewnie Arienne coś w stylu „oj tam, oj tam, wszystkie musiałyśmy przez to przejść, a teraz będzie już tylko lepiej, nie rób dramy”.
Niecodzienność zaistniałej sytuacji sugerują też moim zdaniem te słowa:
– Nie wiem, co o tym myśleć. Dopiero co wziął ją publicznie i zostawił samą sobie, a teraz chce jej szukać i oddawać hołdy na dworską modłę.
oraz ten dialog:
– Klucz dający dostęp do komnat w Skrzydle Mistrzów? Już ma go dostać? No proszę. Od razu spotyka ją nie lada zaszczyt.
– Niech to będzie rekompensata za… yhm… wczoraj.
Jeśli zachowanie Severa było czymś normalnym, a wręcz oczekiwanym, to czemu teraz miałby swojej nowej własności cokolwiek rekompensować?
Analiza świetna – czekam na wincyj.
Dora
Mnie najbardziej (oprócz oczywistego obrzydlistwa gwałtu) uderzyła wiadomość, że Arienne przebywa w Ravillionie od… dwóch dni. Dwóch. Taka ilość stron, żeby opisać dwa dni…
Swoją drogą, czy potem narracja przyspiesza? Jak rozciągnięta w czasie jest akcja całej książki?
Kuro masz rację. To prawda, że ogólne prawdopodobieństwo psychologiczne poszło w rzyć. Na stronie fejsbukowej autorek znalazłam zdjęcia "oto zakładki do książek z bohaterami!" na których były wyobrażenia czarnowłosych Mistrzów. Jest to dla mnie wszystko niepojęte. I powtarzam – nie miłość do gwałciciela, czy relacja z gwałcicielem. Te są możliwe. ALE NIE W TEN SPOSÓB. Nawiasem mówiąc, wczoraj trafiłam na paskudny artykuł "Polish Wolf of Wall Street" -https://www.thesun.co.uk/news/4825594/naked-saleswoman-is-paraded-around-her-office-as-male-colleagues-cheer-her-on-in-sick-morale-boosting-stunt-organised-by-her-boss/
I ona zrezygnowała z pracy kilka dni później. Nie wierzę, że tam nie było elementu przymusu. Myslę, że zgodziła się, bo myślała, że wszyscy są dorośli. Kiedy była nago, to zachowali się jak zwierzęta, i spodziewała się tego. Ale kiedy już było po wszystkim, traktowali ją potwornie – tego się nie spodziewała. I musiała odejść.
Myslę, że autorki chciały stworzyć brutalną rzeczywistość, bo takie coś w tle historii miłosnej zawsze urealnia miłość, choćby ta była nierealna. I ja bym przełknęła kochanie kogoś, kto zgwałcił publicznie – GDYBY TO BYŁA JAKAŚ WIARYGODNA INTRYGA I STAWKĄ BYŁO ŻYCIE OBYDWOJGA ALBO CUDZE. To, co mnie przeraża, to że autorki wyglądają na dorosłe osoby. Jezu. Jak? I jakich mężczyzn spotkały te kobiety? No nie mogę się uspokoić. Na stronie fanowskiej autorek, do której wczoraj napisałam, jest informacja, że normalnie odpowiadają w ciągu minut. Nie dostałam odpowiedzi na swoje zapytanie o co cho. Kurde mol, na Pudelku aktorki wyzywane od dziwek, a tu nawet świetny pomysł – kontrowersyjny motyw gwałtu, który wybacza się od razu, bo okoliczności potworne, został zmarnowany całkowicie. Bo to literacko nie jest wcale głupie. Wszystko, co mogło iść dobrze, cały pomysł, zamysł – widzę w głowie, jak to można było zrobić dobrze. A te zrobiły coś takiego. I jeszcze ta korekta. No ludzie. Nie mogę się uspokoić od wczoraj od kiedy to przeczytałam.
Nawiasem – to świetny pomysł, żeby sceny gwałtu były ostrzegane na początku notki. Powinno tak być. U Michalak-notek tego brakuje. A tam to jest walące w pysk (z tych samych powodów).
Boru najsroższy, mam rozumieć, że ta kreatura jest tróloffem głównej bohaterki? Toż przy nim nawet Edward Cullen wydaje się kandydatem na wybranka z krwi i kości! Severo nie ma żadnej pozytywnej cechy (poza "boruuu, jaki on pikny" ofc). Przez cały ten czas miałam nadzieję, że wykaże się odrobiną CZEGOKOLWIEK, ale nie.
Jeśli ta książka jest "darem dla kobiet" to ja szczerze dziękuję za zaszczyt obdarowania mnie czymś takim i od dzisiaj identyfikuję się jako ziemniak.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Takie komentarze to poziom dna i metra mułu, naprawdę…
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Powiem, że mnie też zastanawia czy publiczny stosunek (powiedzmy, że nie zawsze zgwałcenie, bo załóżmy jednak, że inne robiły to z jakąś formą zgody) jest stałym elementem ceremonii mianowania nowej Milady. Przeczytałem ten fragment ze 3 razy i są sprzeczne informacje. Bo z jednej strony potem mamy wiadomości, że "wydarzyło się coś, co nie powinno", itp. Ale z drugiej, w trakcie nie mamy opisu, że pozostałe Miladies (czy tak naprawdę ktokolwiek) są w jakiś sposób zaszokowane tym, co się dzieje. Cytuję: Kieruję więc swój przerażony wzrok na Taidę, Orsena i pozostałe Milady, lecz w ich oczach nie dostrzegam nawet cienia współczucia, lecz tylko zadowolenie, że stało się zadość ich staraniom. Więc cholera wie, dokładne stosunki społeczne w tym Związku są raczej ciężko do jednoznacznego opisania, a ceremoniał i stopień formalności zmienia się zgodnie z potrzeba konkretnej sceny.
Mogę tylko napisać z czym to mi się kojarzyło. Jakiś czas temu czytałem artykuł-relację Somalijki o tym jak przyprowadzono ją na obrzezanie jako małą dziewczynkę. I tu mi się absolutnie kojarzy ta zmowa milczenia z strony innych Miladies z opisaną zmową milczenia ze strony innych kobiet. O matce, która odwracała wzrok… Tak samo zresztą jak milczeniem o tym, że Harold zmienia kochanki jak rękawiczki pozbywając się ich w tempie kilkunastu rocznie, wysyłając je na ścięcie do Severa. Jezusie na rowerze, to jest tym bardziej koszmarne im dłużej o tym myślę.
@Washergirl
Z relacji autorek wynika, że powieść tak naprawdę powstawała w czasach liceum i tu w sumie można szukać źródła problemów. Panienki z dużego miasta, dobrze wychowane napisały sobie fantazję o rzeczach, o których nie miały pojęcia. Tylko, że jak się wydaje to po 30 to się chyba powinno już wiedzieć lepiej.
Ciekawe czy dostaniesz odpowiedź.
I parę konkretnych uwag:
A zatem wracamy do koncepcji Arienne uciekającej przed niebezpieczeństwem.
Teoretycznie jedno i drugie siebie nie wyklucza. Ucieka od niebezpieczeństw,a bo szuka jakiejś zakazanej Księgi. I tłumaczyłoby dlaczego chowa się w siedzibie takiej organizacji. Ale nie wiem jak będzie opisane dalej, sam jestem dopiero na 180 stronie.
A to Miladies muszą się jeszcze w czymś kształcić? Myślałam, że już wyłącznie w sztuce miłości.
No, to akurat jest napisane, że mogą się kształcić, ale nie muszą. I pewnie mogą tylko jak wyrazi na to zgodę ich mistrz.
CO na spotkaniu u Caris (kochanki Argusa) robiły wszystkie Miladies (i Milord) z przeciwnej frakcji oraz dlaczego nie było tam żadnej z frakcji zaprzyjaźnionej?
Bo to było spotkanie nieoficjalne, hm?
Proszę, jak szybko zmienia się moda; dwa dni temu wszyscy wybrzydzali, że mała, chuda, płaska jak chłopak…
Cudne działanie seksownych ubrań zamiast szarych i bezkształtnych i makijażu. Jak w tych amerykańskich filmach i serialach. Ładna dziewczyna, której się założy wielkie okulary i aparat na zęby i ją poczochra zamienia się oczywiście w nerdowską brzydulę.
CO na spotkaniu u Caris (kochanki Argusa) robiły wszystkie Miladies (i Milord) z przeciwnej frakcji oraz dlaczego nie było tam żadnej z frakcji zaprzyjaźnionej?
Bo to było spotkanie nieoficjalne, hm?
Właśnie stad pytanie. Na nieoficjalnym spotkaniu jest Caris i Milady z wrogiego jej obozu.
Ja mam wrażenie że w tym ksioopku o nic nie chodzi. Takie jedno wielkie nic bez fabuły.
Właśnie stad pytanie. Na nieoficjalnym spotkaniu jest Caris i Milady z wrogiego jej obozu.
Bo, jak jest powiedziane, "większość Milady przyjaźni się ze sobą," ale "oficjalnie muszą udawać, że trzymają stronę swego Mistrza". A jak to było spotkanie nieoficjalne to nie muszą udawać.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Też miałam taką ochotę, by napisać to od nowa… Wyobrazam sibeoobie gwałt uzasadniony fabularnie, np. jako realnie rytualny, obowiazkowy element obrzędu. I instytucja Milady jako cos więcej niz tylko niby-zona, ktorej nie caluje sie w usta, a chocby i rezerwuar magicznej mocy cxy cos.
Taka_jedna
A, i zastanawia mnie jeszcze jedno. Czy ktokolwiek w akcji zostanie tak naprawdę ścięty (nie licząc bezimiennych więźniów) czy wychłostany, czy skończy się tylko na groźbach.
"Kieruję więc swój przerażony wzrok na Taidę, Orsena i pozostałe Milady, lecz w ich oczach nie dostrzegam nawet cienia współczucia, lecz tylko zadowolenie, że stało się zadość ich staraniom." – w sumie mogłaby to być zapowiedź ujawnienia, że sytuacja była w jakimś stopniu starowana przez Miladies, które podpuszczały mistrzów aby doprowadzili do tego, że "ta nowa zostanie zhańbiona nim minie tydzień".
Taka_jedna – ja widzę inaczej. Że ostatnie, co by zrobił, to gwałt, że on do końca życia będzie siebie nienawidził, że to niszczy go od środka – ale albo to zrobi, albo żadne z nich nie wyjdzie z tej sali żywe. I wie, że ona woli, żeby to był on. Przysięga straszliwą zemstę i w tej chwili obiecuje sobie, że nigdy nie będzie dla niej dość dobry. Że nikt nigdy jej tak więcej nie zrobi. On wie, że najgorsze jest to, co musi jej zrobić, że świat taki jest, ale cicho myśli też o tym, że właśnie stracił szansę żeby z nią być. Tak naprawdę, jest to gwałt na nich obydwojgu – a sprawcami gwałtu są ci, co powiedzieli mu, że albo ją weźmie, albo oboje zginą i teraz patrzy. Opis tego, co by się z nim działo po wszystkim – jak normalny zdrowy mężczyzna miałby złamane serce, że zrobił coś takiego, nieważne, że to uratowało życie. Opis tego, jak ona się zachowuje i czuje, jak próbuje być dla niego łagodna, jak ją boli, jak krwawi, jak wie, że nie może okazać nic, co czuje – bo tym, którym chciałaby okazać, nie może. Cały pomysł. Ludzie z powodu czegoś tak potwornego, jeśli mieliby normalną godność, porzucaliby swoje dotychczasowe życia. Mówimy o mężczyźnie, który nadaje się na trólawera, nie ma rodziny. Bo to, co zamierzałby zrobić, naraziłoby życie jego rodziny. Więc oni udają, że jest okej. Obserwują reakcje. Kto stał z boku, kto walił konia pod stołem, kto nie mógł im patrzeć w oczy. I choćby mu to zajęło dziesięć lat, dopracuje się władzy – takiej władzy, by cokolwiek, co zrobi gwałcicielom było dla niego legalne i bez konsekwencji. I nie zrobiłby tak tylko w ramach zadośćuczynienia, ale także tego, że ludzie, którzy robią takie rzeczy, nigdy nie zatrzymują się na jednej ofierze.
Komentarz za długi, część pierwsza to, część druga zaraz…
Komentarz część druga:
Bo nigdy nie myślał, że mężczyźni, z którymi chlał i walczył, byliby do tego zdolni. Pomyślcie o Sin City pierwszym. Przecież tam jest bardzo podobny motyw. Można byłoby genialnie opisać nieśmiało rodzący się romans, romans wśród krwi – która jest dla nich święta, bo to jej krew i spermy gwałcicieli – obrzydliwości, która sprawia, że oni obydwoje czują, że zostali utopieni w czystym źle. Opis jego myśli samobójczych. Opis jej zrozumienia. Opis jej wychodzenia z roli "jestem tylko kobietą" do "nikt nie wmówi mi, że mam nie mieć tożsamości". Opis wreszcie, ICH SEKSU, ich pieszczot, dotyku – to byłoby niesamowite. Zwłaszcza, że mogliby uprawiać seks bardzo dominujący, brutalny, pełen ostrych gestów. Samo opisanie, jak on jej pragnie, i jak siebie za to nienawidzi, jak zrezygnowałby z własnej przyjemności. Jak umiałby w ogóle nie zwracać na siebie uwagi, żeby dać jej taki seks delikatny, jakiego ona może potrzebować. Szok – i uczucie – kiedy ona rozumie, że gwałt to nie jest ilość zastosowanej przemocy fizycznej. Wreszcie społeczny przekaz – większość ofiar gwałtów w ogóle nie jest zmuszana fizycznie. To ojcowie, mężowie. Można zgwałcić bez jednego uderzenia w twarz albo groźby powiedzianej wprost. Opisy, dokładne, kilku różnych rodzajów łamania ducha kobiety, który prowadzi do tego, że ona zgadza się na gwałt, bo nie rozumie, że to gwałt, by zadowolić gwałciciela, by uniknąć pobicia albo czegos innego. Mam znajomą, która została zgwałcona… bo facet błagał ją o seks. Wrócili do domu z imprezy. On chciał seksu. Ona nie. Ona chciała spać i nic więcej. On wiedział, że jest zmęczona. Nikt sobie nie wyobraża, że jak on NIE POZWALA JEJ IŚĆ SPAĆ, to jest to forma przymusu. W końcu położyła się, by po wszystkim dał jej iść spać. Nikt nie myśli, że to gwałt. I w tej właśnie nucie – opis bardzo brutalnego seksu między nimi, z zaciskaniem dłoni na gardle, unieruchomieniem rąk – ostrzejsze na później. Kontakt wzrokowy i szepty. To nie jest seks, to jest ich leczenie. On czuje, że nie zasługuje, ona boi się, że straci go dla zemsty. Cudowne opisy ofiar, które czują się winne w racjonalny sposób "mogłam walczyć" i czują, że nie są dość dobre dla normalnych mężczyzn. Opis mężczyzn, którzy chcą tych partnerek – ale nie umieją myśleć o tym, że zostały zgwałcone, bo od tego tracą erekcję, partnerka przestaje być atrakcyjna. PRzeciez to byłaby świetna analiza czym jest seks, atrakcyjność, skąd się bierze poczucie, że chce się z kimś iść do łóżka. I wreszcie bohaterowie męscy, dla których pomysł, że ofiary gwałtu nie można wziąć do łóżka na ostro, jest śmieszny, bo tak wysoka jest ich inteligencja emocjonalna. Kurwa, to jest taki świetny temat. Ja mam w swoich tekstach wykorzystanie seksualne i myślałam sobie, że gdybym miała pisać romans, to na sto procent o ofierze gwałtu. Tyle ciemności i miłości można w to włożyć, stworzyć wiarygodny, mroczny świat, tak samo realny jak nasz. Ale nie. Severo i czarne kędziorki, magia na włącznik off and on, delikatna i filigranowa, dziury fabularne, jakieś zasrane przeznaczenie, podrobienie (głupie, bo nie zbudowane fabularnie) kart tarota… Eech.
I tu takie psychopatyczne skurwysynstwo, publiczny gwalt mlodziutkiej kobiety, praktycznie dziecka w wykonaniu przyszlego truloffa zeby sie kumple nie smiali jest prezencie kurwa od kobiet dla kobiet. I bohaterka dwa dni pozniej sie rozczula nad uroda gwalciciela dobrze zrozumialam? Ja po prostu czasem, no czasem ludzka podlosc i glupota mnie przerasta.
Hannah
po pierwszej części analizy uznałam, że ten tfur jest strasznym gniotem i popisem grafomanii i pisania bzdur. w tej części okazuje się, że jest to obrzydliwy gniot. jak można coś takiego wyprodukować? jak można to wpuścić? i promować jako "prezent od kobiet dla kobiet"?
Matko Borsko, to ksiopko jest obrzydliwe. Nie jestem w stanie sobie nawet wyobrazić, jak takie coś mogło powstać. Chociaż ostatnio na Wattpadzie można znaleźć równie rakotwórcze dziełka. Co do zakładki z Sevciem: proszę Kury, jak dla mnie, to nie dość, że ma szpotawość kolan i szpotawość stóp, to jeszcze można go spokojnie zapisać na endo biodra, bo długo tak chłopina nie pochodzi.
Jestem po prostu zniesmaczona. Po poprzedniej części śmiałam się, że coś takiego zostało wydane, teraz po prostu opadają mi witki. Myślę, że najgorszy w tym wszystkim jest fakt, że taka książka ma fanki. Nie rozumiem jak takiej dziewczynie (zdaje mi się, że czytają to głównie nastolatki) może podobać się coś takiego. Dar od kobiet dla kobiet? Dobre sobie.
Washegirl – "miłość do gwałciciela" jest rzeczą niemożliwą w żadnej konfiguracji. To, co opisujesz później, faktycznie jest prawdopodobne i bardzo ciekawe jako wątek, ale w sytuacji, kiedy osoba X zostaje przemocą lub szantażem zmuszona do odbycia stosunku z opierającą się osobą Y, to nie X jest gwałcicielem, tylko osoba przymuszająca. X i Y to dwie ofiary gwałtu. Bodajże w filmie "Ostatni dom po lewej" był podobny motyw – ojciec-zboczeniec próbował zmusić nastoletniego syna do odbycia stosunku z porwaną dziewczyną, i chociaż młodemu w końcu udało się tego uniknąć, to reguła jest dokładnie ta sama.
Ten odcinek i scena gwałtu były obrzydliwe. No i wydało się, że w Ravillonie traktują kobiety jako seksualne zabawki i te treningi walki itp tak naprawdę niczemu nie służą, skoro kobiety i tak nie mogą zostać mistrzami. Severo ohydny.
Z takim motywem był fanfik do Pottera, Czarne zwierciadło – Draco zostaje zmuszony do gwałtu na Harrym, później sobie starają z tym poradzić. Nie umiem powiedzieć, na ile to było dobre i wiarygodne, bo tylko przeglądałam i to dawno temu, ale mam wrażenie, że autorka przynajmniej się starała.
Czytając analizę przypomniałam sobie, że już gdzieś, w jakimś opku, spotkałam się z motywem gwałtu w bardzo podobnych okolicznościach. To było Sevmione, gwałcił oczywiście Severus. Czarne szaty, czarne włosy, podobne imię. Czasami mam wrażenie, że Sever, to taki trochę bardziej wyidealizowany Snape (przynajmniej fizycznie).
Jak ktoś chciałby porównać, to wrzucam link: http://mroczne-czesci-duszy.blogspot.com/2013/04/czesc-pierwsza.html
A analiza oczywiście świetna, jak zwykle zresztą.
AQQ
Przy poprzednim odcinku obśmiałam się jak norka, teraz, niestety, nie mogę tego powiedzieć 🙁 Chociaż trzeba przyznać, że Vaherem pozamiatał temat obrazkami (zwłaszcza karta z Głupcem pasowała jak ulał, ale karzeł, którego nie należy wkurzać, też zacny), Kazik poprawił komentarzami (oferta pracy dla jedynego osła i Sevciuszek uciekający z balu bez paczki prezerwatyw :D), a Kura jak zwykle celnie punktuje niekonsekwencje i idiotyzmy. Ale cały zaprezentowany tu świat, wszyscy bohaterowie, włącznie z tymi pozytywnymi jest tak odrażająco rzygliwy, że podczas czytania otworzył mi się nóż w kieszeni i cała kolekcja w szufladzie.
Zobaczmy, co ma nam dziś do zaproponowania ten "prezent od kobiet dla kobiet" :-/
Po pierwsze, chory, maniakalny i podkręcony do fafnastej potęgi, fetysz dziewictwa i to tylko wobec jednej płci. Mężczyźni w tym świecie mogą sobie chędożyć, co chcą i ile chcą (Severo), a kobieta musi dbać o swój strzępek tkanki, jakby był z diamentów, bo inaczej będzie uważana za puszczalską szmatę, którą bez oporów można publicznie gwałcić, bo takiej to już żadna różnica.
Po drugie, ofiarę obwiniającą się o to, że padła ofiarą molestowania, ponieważ BYŁA NIEODPOWIEDNIO UBRANA. Nie, idiotko, miałam ochotę krzyczeć, nie jesteś napastowana, bo źle się ubrałaś, jesteś napastowana, bo trafiłaś do troglodytów, którzy wszystkie kobiety traktują jak bydło. Gdyby Arienne włożyła na ucztę swoją szarą suknię, pewnie słyszałaby ze wszystkich tron: "Ej, mała, coś ty taka wstydliwa? Chodź do mnie, ja cię rozruszam!".
Po trzecie i najważniejsze: wiecie, co wstrząsnęło mną nawet bardziej od gwałtu? To, co się działo później. Arienne poszła na tę ucztę w nadziei, że sama będzie mogła wybrać sobie opiekuna, a tu okazało się, że nic z tego – została przyznana temu, kto ją "wygrał" i zgwałcił. I teraz jest na niego skazana – musi bezustannie myśleć o tym, jak zadowolić człowieka, który ją skrzywdził i upokorzył, bo jeśli on ją odrzuci, czeka ją pewna śmierć. Najbliższa osoba bagatelizuje jej przeżycia i odmawia pomocy. O reszcie tych damulek nawet szkoda gadać – nie mają dla zgwałconej nawet słowa współczucia, a jedynie porady, co powinna robić, żeby jak najlepiej zadowolić swojego gwałciciela. (i tak, 16-letnia dziewczyna, która prawdopodobnie nigdy nie trzymała brzytwy w ręku, na pewno ogoli 36-letniego faceta, lepiej niż on sam robił to codziennie przez dwadzieścia lat, ja pinkolę…)
Jestem tym paskudnym rodzajem czytelnika Waszego bloga, który ma Niezatapialną Armadę zamiast strony startowej, ale nigdy nie raczył otworzyć pyszczka w komentarzu. Dzisiaj nie zdzierżę, otworzę.
Poprzedni odcinek tego wspaniałego dzieła przyjęłam z ogromnym entuzjazmem. Klasyczna merysójkowa heroina w fantastycznym świecie który został postawiony na absurdzie – delicje, miód z mlekiem, nektar i ambrozja. Uśmiałam się jak norka i z wytęsknieniem wyczekiwałam kolejnej części. Dziś ją przeczytałam. Raz. Drugi. Weszłam na stronę autorek. Ponownie przeczytałam.
Jestem przerażona. Skąd bierze się ten rodzaj kobiet? Skąd fenomen pisarskich osobowości kobiecych wśród których najjaśniejszą gwiazdą jest Katarzyna Michalak? Skąd biorą się dorosłe kobiety, które tworzą obrzydliwe opowieści o brutalnych gwałtach, gdzie oprawca i ofiara tworzą w efekcie parę a czytelniczka ma się wzruszyć jak "dobro" lub "silny charakter" ofiary uzdrowiły oprawcę, który w gruncie rzeczy jest biedny, skrzywdzony, smutny i niewinny?
I nie mamy tutaj do czynienia z psychologicznym thrillerem, pokazującym pokręcone mechanizmy ludzkiej psychiki czy zjawisko, gdzie oprawca zazwyczaj symultanicznie jest ofiarą, a ofiara oprawcą. Nie. To ma być romans dla kobiet. Z zakładeczkami z uroczymi chibikami bohaterów.
Zachęcam do obejrzenia prowadzonego przez panie autorki fejsbukowego fanpejdża. Klimaty jak u wyżej wspomnianej pani Michalak – szczególnie wyróżnić chciałabym obrazki skradzione z Google Grafika, znalezione zapewne po wpisaniu czegoś w stylu "beautiful fantasy girl", z absurdalnie kiczowatymi cytatami z książki do których nawet Cohelo wstydziłby się przyznać. Ja musiałam sobie podarować oglądanie, ponieważ za każdym takim obrazkiem lub uroczą zakładeczką z naszym zabójczo przystojnym skrzyżowaniem Banderasa z Jonem Snow miałam ochotę pisać "TO JEST GWAŁCICIEL". "TEN CZŁOWIEK BRUTALNIE ZGWAŁCIŁ NASTOLATKĘ". "TEN CZŁOWIEK ZGWAŁCIŁ MŁODĄ DZIEWCZYNĘ BO OBAWIAŁ SIĘ, ŻE KOLEDZY GO WYŚMIEJĄ JEŚLI TEGO NIE ZROBI". Z resztą, sam akt gwałtu nie jest tak przerażający, jak jego następstwa i reakcja otoczenia – nawet jeżeli cała ekipa w zamku ma być zdegenerowana i do cna jestestwa zepsuta, jak mam zareagować na koleżankę z pokoju bohaterki, która zazdrości jej spotkania z olbrzymim przyrodzeniem gwałciciela?!
Grafomania jest grzechem, ale grzechem lekkim. Jeżeli ktoś pisze słabe, merytorycznie absurdalne bzdury i wydaje drukiem, cóż, dobrego to wiele nie przyniesie, ale i szkoda niewielka. Ale jeżeli dorosłe kobiety opakowują w kiczowato romantyczny papierek obrzydliwe, cuchnące, patologiczne guano, wydają drukiem, sprzedają, rysują do niego urocze komiksiki i z popiskiwaniem przyjmują słodziutkie rysuneczki od wzruszonych pięknem opowieści fanek, to ja uważam, że na to powinien być paragraf.
W wielu krajach do dzisiaj istnieje prawo pozwalające gwałcicielowi uniknąć kary, jeśli poślubi swoją ofiarę:
https://en.wikipedia.org/wiki/Marry-your-rapist_law
Ciekawe, co ałtorki tego "prezentu dla kobiet" powiedziałyby takiej Aminie Filali? (16-latka z Maroka, w 2012 roku popełniła samobójstwo, kiedy rodzina zmusiła ją do poślubienia człowieka, który ją zgwałcił, grożąc jej nożem). Że niepotrzebnie panikowała i łykała trutkę na szczury, przecież to mógł być początek takiej pięknej miłości? 🙁
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Odnoszę wrażenie, że największym problemem jest… jego brak. Znaczy, jego brak w oczach autorek. Jakiś tam seks się zdarzył, oj tam, oj tam, główna bohaterka sobie troszkę popłakała, usłyszała, że wszystko jest porządku, niech się weźmie w garść. I jak za dotknięciem magicznej różdżki – wszystko jest już w dobrze, najgorsze mamy już za sobą. Możemy się skupiać na rozwoju uczuć Arienne i jej pana. Zauważcie, że podczas sceny gwałtu oboje są nazywani kochankami (!!!). O tym, jak Arienne się czuje i co przeżywa jest pominaje – w książce więcej uwagi poświęcono opisom tego, jak wyglądają przygotowania do jej nowego życia, jakie ma obowiązki względem swojego mistrza i jakie sukienki powinna nosić.
Przypomina mi to niektóre mangi yaoi, gdzie najczęściej uczucie się rodzi po… gwałcie. Ze strony autorów to po prostu lenistwo, czyli jak doprowadzić do zbliżenia, kiedy jedna ze stron nie chce? Najprościej go po prostu do tego zmusić. I też nie przeszkadza to potem w nawiązaniu bliskich i serdecznych relacji z opr… znaczy, z ukochanym.
>wiara w to, że gwałciciel może się zmienić
Rany, Washegirl, jakie to jest… naiwne i przykre.
Ale tak, zgadzam się, że "kochać gwałciciela" można, jeśli kochało się go, zanim zgwałcił (casus molestowanych dzieci) – zresztą dotyczy to każdego rodzaju poważnej krzywdy, zarówno nagłej, jak i długofalowej. Bo miłości, niestety, nie można pozbyć się na zawołanie, nawet jeśli tak byłoby lepiej i zdrowiej.
(Aha – przepraszam za nagminne sadzenie tej samej literówki w Twoim nicku).
Boru Wszechistny, dlaczego mi to czynisz? Analizowany fragment poruszył mną na tyle, że postanowiłam nieco zagłębić się w to bagno. Tym sposobem trafiłam na LC. Tam moim oczom ukazały się komentarze zachwyconych fanek "klątwy" (szczęśliwie jest też nieco komentarzy w innym tonie)
"Piękna baśń fantasy, intryga snuta niczym nić Ariadny, masa tajemnic i niedopowiedzeń, a pośród tego budząca się miłość. Jeśli by włożyć do jednego magicznego kociołka „Władcę Pierścieni”, „Grę o Tron”, „Harrego Pottera” i „Romea i Julię”, to „Klątwa Przeznaczenia” ma to, co najlepsze z tego bigosu!"
"Mam bardzo mieszane uczucia względem tej książki jak i względem Severo. Na początku raz go uwielbiałam a raz nienawidziła. Z czasem przeważało uwielbienie. (…) Nie mniej Severo koniec końców podbił moje serce i być może dla niego skuszę się na kontynuację."
Boruu! Co tu się dzieje? Dlaczego ten ciężki psychopata budzi w KIMKOLWIEK JAKIEKOLWIEK pozytywne emocje? Czy ktoś jest i w stanie wyjaśnić cały ten zachwyt postacią Severa? Nie ogarniam.
Zapoznałam się zarówno z "Mistrzem" KM, jak i "Zemstą". Raul działał mi na nerwy jak jasna cholera, ale, na litość boru, po zapoznaniu się z tym tforem Raul stracił swoje miejsce na podium w kategorii "Najgorszy trólof". Toż nawet on (na swój upośledzony sposób) troszczył się o Sonię! A "do akcji" przeszedł dopiero za jej zgodą. Nawet te durne kwiaty, które kazał przynieść (hibiskus?) stanowiły jakiś przejaw jego człowieczeństwa. A Severo? Ma kompletnie w odwłoku to, co stanie się z dziewczyną. W hierarchii jego wartości jego własne ego stoi o milę wyżej od Arienne. Jak bardzo trzeba się postarać żeby stworzyć taką kreaturę? Kiedy postacie KM budzą więcej sympatii w czytelniku – wiedz, że coś się dzieje!
Złe książki czytam z zamiłowaniem, głównie w trakcie sesji, bo nic nie odmóżdża mnie w tak przyjemny sposób. Do tej pory bazowałam głównie na twórczości Autorkasi. Raul i gość z Ferrinu byli źli, bohaterowie "poczekajki" – ok, mogło być gorzej, ale Severo wygrywa w przedbiegach. Słowo daję, że te tfory kiedyś przyprawią mnie o zawał.
Dziękuję, już mi lepiej. Wracam do mojej bezpiecznej, mhrocznej piwnicy
Pyra
To opko, dalej nie wierzę, że ktoś to wydał, jest absolutnie okropne… Traktowanie kobiet, zachowanie Mistrzów i to podejście do gwałtu. Jakbym spotkała autorki, to bym z nimi pogadała.
Ofiara gwałtu może "otrząsnąć się" błyskawicznie. Żyć dalej, jakby nigdy nic się nie stało. Przyjaźnić się z oprawcą. Darzyć go, mimo iż wcześniej tego nie było, cieplejszym uczuciem podchodzącym pod miłość. Tylko potem to pokutuje. Tak jak to było w moim przypadku. Zdążyłam się zauroczyć w oprawcy, chociaż wcześniej byliśmy tylko znajomymi. A potem, któregoś dnia, nagle do mnie dotarło, co tak właściwie mi zrobił. I do tej pory nie potrafię się ogarnąć. A przez lata wszystko było dobrze. Taka spóźniona reakcja.
"Oczarował mnie wątek miłosny pomiędzy Severem a Arienne! Początkowo, ze względu na różnicę wieku między kochankami, a także drastyczny początek ich relacji byłam do niego sceptycznie nastawiona. Jednak wraz z przewracaniem kolejnych kartek coraz bardziej zakochiwałam się w ich uczuciu! Relacja pomiędzy Mistrzem i jego Milady wypełniona jest pokonywaniem własnych słabości, zrywaniem z uprzedzeniami, zmianą na lepsze dla dobra partnera. Czytając sceny ich wspólnych rozmów i spotkać, nie mogłam się nie uśmiechać i nie rozpływać – były absolutnie urocze!"
Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam.
Anonimowy powyżej, cytat z recenzji:
"Oczarował mnie wątek miłosny pomiędzy Severem a Arienne! Początkowo, ze względu na różnicę wieku między kochankami, a także drastyczny początek ich relacji"
Tak, wzruszona czytelniczko, różnicę wieku wymień jako pierwszą, bo to przecież większy problem.
Nie wiem, jak to możliwe, że ani ałtorki, ani zachwycone czytelniczki nie zauważają podstawowego problemu w relacji mistrza i jego tak zwanej "milady" (a w rzeczywistości niewolnicy). Ta relacja jest oparta na GIGANTYCZNEJ nierównowadze władzy. Milady musi się przymilać, umizgiwać i dogadzać swojemu mistrzowi, bo inaczej czeka ją pewna śmierć. Tak naprawdę, nawet jeśli jakiś mistrz chciałby stworzyć ze swoją niewolnicą normalny związek, to przy takim układzie NIGDY nie będzie miał pewności, czy ona traktuje go z uwielbieniem, bo faktycznie jej zależy, czy tylko udaje, bo zwyczajnie boi się o życie.
Nawet Tessi, który jest kreowany na postać pozytywną,a jego niewolnica Taida rozpływa się nad tym, jaki to jest "najpiękniejszy, najsilniejszy i najmądrzejszy", mówiąc o kobietach mistrzów, używa słowa "własność" i "zabawka". A za "dziewictwo" Arienne każe sobie dopłacać (WTF? za co, gdzie tu jego zasługa?), jakby sprzedawał wyjątkowo okazałą krowę na targu.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
'Mężczyźni są inaczej wychowywani niż kobiety, ich zdolność do rozpoznawania swoich emocji i zachowan może być na tyle upośledzona, że dopóki im nie powiesz krowie na rowie, w ogóle nie wpadają na właściwy ślad.'bzdura! jesli sa w normie intelektualnej to ogarniaja, że robia źle, czy krzywdza i nie trzeba tego im tłumaczyć. Po prostu robią tak bo im np wygodnie
Ten komentarz został usunięty przez autora.
"To jest jak miłość do uchodźcy, do skrzywdzonego kota, który próbuje wydrapać oczy, kiedy chcesz go głaskać."
ŻE CO? Nie potrafię pojąć, jak możesz usprawiedliwiać w jakikolwiek sposób typa, który Cię zgwałcił. Przyniósł kawę? Zasług? Nie dość dobry? I co z tego – wszystkie czyny się wyzerowały? Że niby on jest skrzywdzony?
Współczuję. Zarówno takiego życia, jak i takiego podejścia. Współczuję i życzę odmiany.
"Zrzygałby się tym opkiem, uderzyłoby go w samo miękkie".
No, a ja zrzygałam się Twoim wyznaniem, bo uderzyło mnie w samo miękkie. Raz matka przyniosła wór ziemniaków kupiony od jego matki – czułam do tych jebanych pyr fizyczne obrzydzenie i nie chciałam ich jeść, chociaż byliśmy tak biedni, że nie było nic innego. Znosiła też jakieś ciuchy i nie chciała mówić skąd je ma, podejrzewam że też od jego matki. To było obrzydliwe i wolałabym codziennie jeździć rowerem 10km dziennie bez kurtki na trzydziestostopniowym mrozie, niż cokolwiek od niego przyjąć.
"Uważa, że nie jest dość dobry dla kogokolwiek."
No i chyba ma rację, co?
Anon, ale jakkolwiek brzydzi mnie opowieść Washergirl, tak trzeba jej przyznać, że gnoja nie usprawiedliwia. Ona tylko wierzy, że się zmienił i odpokutował. Co jest, jak pisałam wyżej, przykre i naiwne.
@Nefariel
Może masz rację, za bardzo uderzyło mnie to po głowie i komentarz poszedł szybko. Ja zwyczajnie za bardzo nie wierzę ani w zmiany, ani odpokutowanie, ani wybaczanie, a taka wiara i jakby częściowe wybielanie oprawcy sprawia, że coś mnie skręca. Wiem, że sytuacje bywają naprawdę różne i niektórym może być ciężko uwolnić się ze względów praktycznych, ale samo podejście nie mieści mi się w głowie. Faktycznie – przykre.
Hm. Może lepiej nie oceniać czyichś historii znanych tylko z krótkiego i niejasnego opisu?
Poza tym w Polsce praktyka mówienia o gwałcie jest taka, że część mężczyzn może faktycznie nie zdawać sobie sprawy, co to właściwie jest i na czym polega (i nie mieli w życiu nikogo, kto by im walnął taką gadkę). Myślą, że gwałt to jak zboczeniec w krzakach napada nieznajome, a jak oni zaciągną do łóżka pijaną koleżankę i będą udawać, że nie słyszą słabo mamrotanego "ngggheee", to… normalne? Wszyscy kumple tak robią? Czasem sporo czasu minie, zanim dotrze do nich, co się wtedy stało i że kogoś skrzydzili. Polecam notkę tego człowieka, zwłaszcza końcówkę:
"Bo widzicie, sam też mogę śmiało użyć hasztaga #metoo. Tylko wstyd się przyznać, z tej drugiej strony, więc raczej #ididit. W moim okresie imprezowo-alkoholowym, trwającym dobre 10 lat, robiłem rzeczy dalece wykraczające poza strefę komfortu kobiet, które padały obiektem mojego zainteresowania. Nie wszystkie, rzecz jasna to spotkało, bo nie jestem aż tak pojebany. Ale już jedna to było za dużo."
Ale tak, generalnie to prawda, że można "zgwałcić nieświadomie". Vide dyskusja o Ciri i Szczurach spod poprzedniej analizy – gdzie Mistle założyła, że skoro Ciri nie protestuje, to widocznie nie ma nic przeciwko (a tak naprawdę była sparaliżowana ze strachu), a Kayleigh wręcz tkwił w przekonaniu, że to on jest w tej konfiguracji przedmiotem, a Ciri podmiotem.
Zerkając do tematu na forum spodziewałam się, że analizowana przez Was… wróć, nie nazwę tego powieścią… że analizowany przez Was twór jest aż tak tragicznie napisany. Serio, spodziewałam się czegoś, co ma choćby pozory spójności świata przedstawionego, tymczasem tutaj wszystko, dosłownie wszystko wydaje się mieć nie po drodze z elementarnymi zasadami prawdopodobieństwa.
Jestem w stanie zrozumieć, że w czasach szkolnych dwie dziewczyny popełniły sobie takie opko, może i rozrośnięte objętościowo, ale opko. Z kategorii tych opek, które z sentymentu trzyma się gdzieś w jakimś zakurzonym folderze po to, aby się pośmiać czy aby powspominać. Może też po to, żeby później rozwinąć pewne pomysły lub pewnego dnia przerobić, przepisać i uporządkować całość, korzystając z tego, że dopracowało się warsztat.
Trudno mi jednak zrozumieć, dlaczego dwie dorosłe kobiety uznały, że wydanie tego w takiej formie, jak teraz, będzie dobrym pomysłem. Znaczy, jestem w stanie to sobie wyobrazić. Dwie babki, niemające wcześniej styczności z profesjonalnym pisaniem i profesjonalnymi wydawnictwami, mają trochę kasy na zbyciu i marzenie o własnej powieści… Podsyłają do wydawnictwa "opkowieść", do której mają sentyment z czasów szkolnych i która uzyskuje, jakżeby inaczej, pozytywną opinię, a potem wszystko idzie dalej siłą rozpędu – promocja, pozyskiwanie czytelniczek, nabijanie pozytywnych opinii, panie uzyskują potwierdzenie dla swojego wyobrażenia o swoim talencie, miód i malina.
Jak wspomniałam, jestem w stanie sobie wyobrazić. Ale nadal nie rozumiem. Chyba wciąż mam za dużo wiary w ludzki zdrowy rozsądek.
@Washergirl – czytam Twoje wypowiedzi i mam nadzieję, że korzystasz z pomocy dobrego terapeuty. Szczerze. To nie mój plac zabaw i może nie powinnam się wcinać, ale sposób, w jaki piszesz, niepokojąco przywodzi mi na myśl ludzi uwikłanych w wiktymizację i szukających atencji w miejscach do tego nieprzeznaczonych.
Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu poczułam się zażenowana, czytając czyjeś wypowiedzi. Może i rzeczywiście masz za sobą trudne przejścia i może rzeczywiście jesteś teraz w trudnej sytuacji, ale komentarze do analizy książki to mało stosowne miejsce na tego rodzaju… ekshibicjonizm, bo nie umiem tego nazwać inaczej. Rozumiem, że kiedy pisze się z odniesieniem do własnych przeżyć, czasem traci się wyczucie, ale to niestety często rzutuje na to, że nie jesteśmy odbierani tak, jakbyśmy chcieli.
Jeszcze raz przepraszam, jeśli wcinam się nieproszona, może po prostu staromodna jestem.
Wierszba
A ja tak sobie przypomniałam niesławną scenę z ADWD, gdzie Ramsay przymuszał do seksu Theona i Jeyne i nie mogę powstrzymać się od porównywania, w jaki sposób zostało opisane powyższe, a w jaki scena z Severem i Arienne. Świat Westeros też jest megabrutalny. I jakoś nikt nie robi z Ramzejka bidnego misia, a GRRM nie smaruje słit manguś o wspólnym grzybobraniu.
Duslawa
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Anonim z 4 listopada 2017 12:06 – no właśnie, przy takiej nierównowadze sił można pokusić się o stwierdzenie, że KAŻDA relacja będzie gwałtem. Nawet, gdy ofiara świadomie ulega. Nawet, gdy ofiara inicjuje (wiedząc, że tylko tak ocali zdrowie i życie). Ba, nawet, gdy ofierze wydaje się, że chce (bo jej własny umysł próbuje ją chronić, racjonalizując to, co się dzieje).
Nawiasem mówiąc, wydaje mi się, że to także mogłaby być bardzo ciekawa opowieść; trochę tak, jak "Lolita" jest przykładem racjonalizacji z punktu widzenia gwałciciela, tak fascynująca mogłaby być opowieść z punktu widzenia ofiary*, gdzie czytelnik stopniowo orientuje się, co tak naprawdę się dzieje, bo prowadzący/a narrację bohater/ka wypiera i racjonalizuje rzeczywistość.
*kolejny nawias – czy jest jakiś ogólnie przyjęty polski odpowiednik "survivor"? Bo wiem, że w anglojęzycznym dyskursie często unika się słowa "victim" jako na nowo wiktymizującego.
Nefariel i Washergirl – dziękuję za dyskusję, którą prowadzicie, czytam ją z dużym zainteresowaniem. Jeśli mogę dorzucić swoje trzy grosze – wydaje mi się, że w kilku miejscach operujecie trochę zbyt ogólnymi założeniami, przynajmniej na poziomie samego języka. Na przykład: "Czy można stworzyć relację/zbudować uczucie z własnym gwałcicielem?" Nie no, jasne, że można, bo wszystko jest możliwe. Ale moim zdaniem mówimy o tak złożonych sprawach, na które wpływa tyle czynników ludzkiej psychiki, że postawione w tak ogólny sposób pytanie jest z gruntu wadliwe.
Dla ilustracji – wyobraźmy sobie na przykład młodego mężczyznę z gatunku tych, których widzimy w reportażach o pladze gwałtów na amerykańskich uczelniach (chcę nakreślić możliwie konkretny obraz). Jedynym sposobem na zbudowanie jakiegokolwiek poczucia własnej wartości jest akceptacja ze strony rówieśników oraz połączone z tym ustawianie się wyżej w hierarchii od innych grup (najczęściej kobiet i nie-białych, czyli seksizm i rasizm). Nasz "bohater" uważa kobiety za materace i ma ogromną potrzebę zdobycia nad kimś władzy, żeby zaznaczyć swoją dominację. Spotyka na imprezie lekko wstawioną dziewczynę (a przecież tylko dziwki piją), być może wrzuca jej coś do drinka, po czym gwałci ją przy oklaskach kolegów i jeszcze wrzuca filmik na YouTube'a. Czy jest możliwe, że ten chłopak i ta dziewczyna zbudują kiedyś relację? Teoretycznie pewnie tak, ale prawdopodobieństwo jest oględnie rzecz ujmując znikome.
(z jeszcze drastyczniejszych przypadków przyszły mi do głowy gwałty zbiorowe w Indiach, ale jest tu zbyt wiele różnic kulturowych, żebym czuła się pewnie używając takiego przykładu)
c.d.n.
A po drugiej stronie skali – jestem bardziej niż pewna, że człowiek, który mnie zgwałcił, nie uważał tego za gwałt i byłby wstrząśnięty, gdyby ktoś tak to nazwał. Czy jest możliwe, że ktoś taki powoli uczy się odrzucać wzorce kulturowe, że pracuje nad rozwojem empatii i przekonuje się, że jego wcześniejsze zachowanie mogło być potworne? Cóż, ja sama będąc nastolatką miałam na przykład odruchy pod tytułem "krótka spódniczka = dupodajka". Skoro ja mogłam nauczyć się, co to jest kultura gwałtu i w jaki sposób ją wspieram, to nie mogę twierdzić, że ktoś inny nie mógłby przejść tej samej drogi – nawet, jeśli jest to mężczyzna, a co za tym idzie ma dodatkową przeszkodę w postaci uzmysłowienia sobie własnej uprzywilejowanej pozycji. Przez jakiś czas po tym wydarzeniu ja sama nie uważałam tego za gwałt i byłam święcie przekonana, że tak w zasadzie to 100% odpowiedzialności za to, co się stało, leży po mojej stronie. Nie chcę wdawać się w to, jak było naprawdę, ale jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację, w której oboje przechodzą długą i trudną drogę nauki; a jeśli przechodzą ją razem, to doświadczenie może ich zbliżyć.
… aczkolwiek jest to sytuacja usiana pułapkami, bo niestety kobiety są uczone, że mają "wybaczać", że "on się zmieni" i takie tam. Więc – możliwe, ale przy zachowaniu paranoicznego wręcz poziomu ostrożności.
Podsumowując, sądzę, że dyskusja na ten temat musi, z natury rzeczy, skupiać się na konkretnych przypadkach, albo przynajmniej na zawężonym zestawie okoliczności. Co więcej, powyżej nie dotknęłam w ogóle najważniejszego tak naprawdę tematu, czyli tego, że każda "ofiara" gwałtu reaguje na swoje doświadczenie zupełnie inaczej.
Washergirl – kontynuując wątek reakcji i nawiązując do tego, co napisałaś o możliwościach opisu seksu, zdarza się (z tego, co wiem, nawet nierzadko), że kobiety, które zostały zgwałcone, szczególnie lubią/potrzebują ostrych aktów miłosnych (co najmniej) z pogranicza BDSM – właśnie dlatego, że potrzebują całkowicie zrzec się kontroli. Na przykład niektóre wciąż przepracowują poczucie, że przecież to one "są winne", bo wydaje im się, że przecież kontrolowały tamtą traumatyczną sytuację (albo swój ubiór, albo swój uśmiech, albo albo albo). Wydaje mi się, że cały niesamowicie złożony proces "negocjacji" między mężczyzną, któremu na początku wydaje się, że trzeba jak z jajkiem, a kobietą, która być może też dopiero odkrywa swoje potrzeby w tym zakresie, także może być fantastycznym tematem jakiegoś tekstu.
@Wierszba
TO wydawnictwo nie działa w ten sposób. W vanity press każdy może sobie wydrukować co chce, niezależnie od jakości. Wydawnictwu to wsio ryba, bo autor im płaci tak czy inaczej, czyli oni nie ponoszą właściwie żadnego ryzyka i kasę już mają. Czyli nie było żadnej selekcji, bo ten utwór żadnej selekcji by raczej nie przeszedł.
Washergirl, poważnie, to nie jest grupa wsparcia. Jeśli chcesz, żeby ktoś Cię przytulił i pogłaskał po główce, to idź na terapię albo opisz swoją historię na Hollaback. Na to wyznanie wybrałaś losowe miejsce w internecie, gdzie są różni ludzie – jedni będą Cię postrzegać przez pryzmat swoich własnych doświadczeń (vide ja), inni będą sadzić nietakty przez brak wiedzy i/lub doświadczenia, a jeszcze inni okażą się gnojkami, których będzie bawiło Twoje nakręcanie się.
@Washergirl, jest mi bardzo przykro, że spotkało Cię to, co spotkało i jest mi też przykro, że zmagasz się z chorobą. Chcę tylko przekazać Ci ciepłe słowo na tę okoliczność, więc przyjmij proszę wirtualny uścisk (ręki, jeśli wolisz), a jeżeli nie czujesz się z tym komfortowo, poproszę o usunięcie tego komentarza.
@no_names
Orientuję się mniej więcej, jak to działa – ale wydawało mi się, że gdzieś, kiedyś czytałam czyjeś narzekania na to, że to konkretne wydawnictwo odrzuciło przesłany do niego tekst. Chyba to było na jakimś forum czy na blogu, na którym ktoś szukał wydawcy i prosił o opinię na temat współpracy z nimi.
Teraz tak sobie myślę, że to może taka zmyłka – może podobne wzmianki pojawiają się w takich miejscach za sprawą samego wydawnictwa, żeby osoba szukająca opinii o nich pomyślała sobie "o, jednak nie przyjmują wszystkiego, jak leci – znaczy, że porządni".
Wierszba
Btw Washergirl, skąd masz PEWNOŚĆ że twój oprawca się zmienił? I tak jak Wierszba, mam nadzieję że korzystasz z pomocy terapeuty. Bo odczucia mam niestety podobne.
Duslawa
@Wierszba, jeśli myślimy o tej samej sytuacji, to wyglądała trochę inaczej – facet przeprowadzał eksperyment, wysyłając różnym vanity press potwornie durny tekst z ortografią i gramatyką na poziomie wczesnej podstawówki, i to akurat było jednym z nielicznych, które odmówiły albo nie odpisały.
@Nefariel, całkowita racja, to nie jest grupa wsparcia, tylko komentarze w necie, ale ja na przykład nie mam poczucia, żeby Washergirl oczekiwała głasków. Być może jest to błędne poczucie, ale rozmowa zahacza o poważne tematy i myślę, że każdy może ocenić, na ile chce pozostać przy akademickich rozkminkach, a na ile wpleść w to własne doświadczenia. Rzeczywiście, problem pojawia się, gdy ktoś chce się wypłakać i oczekuje wyłącznie chóralnego użalania, ale tego chyba nikt nie robi? Ja na przykład wyraziłam wsparcie (tuż pod Twoim postem, co zresztą ciekawie wyszło), ale umówmy się, wsparcie dla kompletnie obcej osoby w ęternetach wyraża się tak naprawdę raczej dla zaspokojenia własnej potrzeby, niż cudzej.
Tym niemniej wydaje mi się, że można starać się łagodzić odruchowo antagonistyczne wypowiedzi, gdy rozmawiamy na tak trudny temat (to ogólne stwierdzenie). Nawet, gdybyśmy wszyscy pisali ogólnikami albo o jakichś zmyślonych Kasiach i Jasiach, to zachodzi wysokie prawdopodobieństwo, że spora część interlokutorów (szczególnie, że jest tu większość kobiet) ma na koncie tego typu doświadczenia.
Ale co do tej konkretnej wymiany komentarzy, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że najkorzystniej byłoby, gdyby ktoś po prostu umieścił komentarz zawierający li i jedynie grubą kreskę, a pod spodem rozmawialibyśmy o tym, jak oszałamiająco niedobra jest ta książka 🙂
@Nefariel
Może to rzeczywiście było to – uczciwie przyznaję, że nie pamiętam, gdzie się natknęłam na tamtą wypowiedź. Kiedyś z ciekawości szukałam opinii o tym wydawnictwie, bo natrafiłam na tę sprawę z recenzją Post Meridiem sprzed paru lat i byłam bardzo zdziwiona ich postawą.
(Dla niezorientowanych: blogerka zrecenzowała wydaną przez nich książkę, skrytykowała niedbałość wydawnictwa przepuszczającego tekst z błędami, wydawnictwo postraszyło ją sądem za psucie dobrego imienia.)
Wierszba
Słuchajcie, czy to, co Wy tu uskuteczniacie, nie jest przypadkiem formą victim blamingu? Życzenia skutecznej terapii, "przykre i naiwne" , to wszystko brzmi obrzydliwie protekcjonalnie. Z całym szacunkiem dla Waszych doświadczeń, ale mam wrażenie, że deprecjonujecie teraz odczucia i doświadczenia Washegirl, traktujecie z wyższościa dlatego, że się nie pokrywają z Waszymi. Nef, nie tknelas pyr, ok. W przyjęła kawę, tez ok. Przykro się Was czyta, zwłaszcza pod tymi wyrazami oburzenia, że nikt nie współczuje Arienne.
Aha, Arienne mam w nosie. Scena gwałtu hala po prostu nudna i absurdalna. Dziwniejsze rzeczy widziałam w hentajach.
Hasz
A nie, ja jestem przykra wobec Washergirl tylko dlatego, że jej komcie to dla mnie jeden wielki triggerland i mimo starań nie bardzo umiem inaczej.
Co do Arienne – przez moment miałam ochotę napisać jakiś sequel do swoich fanficzków z marysójkami mordującymi Nathaniela, ale to opko jest tak mdłe, nudne i bez wyrazu, że nie wzbudza we mnie nawet obrzydzenia.
@Hasz
Ponieważ użyłam w swoim komentarzu sformułowania "mam nadzieję, że korzystasz z pomocy dobrego terapeuty", poczułam się w pewnym sensie wywołana do tablicy. Pragnę zauważyć, że szukanie czy korzystanie z pomocy psychologicznej, względnie sugerowanie komuś w wyważony (!) sposób, że powinien rozważyć taką opcję, nie ma nic wspólnego ze stygmatyzacją.
Pomijam oczywiście sytuacje, kiedy takie sugestie są ewidentnie chamskie lub złośliwe i mają na celu zdyskredytowanie danej osoby jako "niezrównoważonej", "psychicznej" itd.
Przypomnę może, że korzystanie z pomocy terapeuty nie jest stygmatem "słabych", "ofiar", "świrów" i tak dalej. Jeśli ktoś na forum czy w komentarzach opisuje swoje rozległe problemy z kręgosłupem i trudny przebieg leczenia, można napisać coś w rodzaju "mam nadzieję, że jesteś pod opieką dobrego ortopedy / neurologa / innego specjalisty" i nie będzie to protekcjonalne. Analogicznie, jeśli ktoś na forum czy w komentarzach opisuje swoje trudne doświadczenia i obecne problemy życiowe, sugerując przy tym, że ma ograniczone wsparcie z zewnątrz, a to wszystko jest dodatkowo mocno nacechowane emocjami, nie ma nic złego w napisaniu "mam nadzieję, że jesteś pod opieką dobrego terapeuty".
Przestańmy powielać stereotyp, że jakiekolwiek wspomnienie w dyskusji o psychologu jest odniesieniem do stygmatyzacji, victim blamingiem itd. Takie sugestie są szkodliwe, szczególnie w odniesieniu do ludzi, którzy czują potrzebę poszukania pomocy na zewnątrz, ale wciąż się wahają lub boją się takiego właśnie metkowania.
Wierszba
@Nefariel – jestem wprawdzie daleka od głaskania kogokolwiek po główce, ale też jest mi przykro, że masz doświadczenia, których wolałabyś nie mieć i przepraszam, jeśli w jakikolwiek sposób dołożyłam się do triggerowania. Generalnie to chyba czas na spacer 🙂 Nie, żebym chciała mówić Ci, co masz robić, ale ja właśnie uznałam, że lepiej na chwilę wyłączyć kompa i przewietrzyć mózg, więc wirtualnie zapraszam do towarzystwa.
Jak przeczytałam o tym, że szukam głaskania, zrobiło mi się naprawdę przykro. Osoby, które czują, że ja tu sobie odstawiłam szukanie uwagi – przeczytaliście całość komentarzy? Bo ja rzuciłam tekstem o swoich doswiadczeniach kiedy inna komentatorka PO RAZ DRUGI poinformowała mnie, że doświadczenie, którym żyję na co dzień, jest niemożliwe. I poinformowałam nie po to, byscie mnie głaskały, tylko dlatego, że to jest autentyczny pojedynczy przykład. Teksty na temat dobrej terapii – nie skomentuję. Nigdy nie zostanę terapeutą, jak zamierzałam jako nastolatka: na to mam za mało empatii (gdybym miała więcej, nie zachowałabym się tak, by striggerować Nefariel), ale przepraszam bardzo – wiedzę akademicką i życiową, którą mam na temat współuzależnienia, toksycznych zachowań i napaści seksualnej dorównuję ludziom, którzy są wieloletnimi terapeutami, albo jestem lepsza. Nie z powodu tego, co przeszłam, tylko tego, jak to przeprocesowałam i ile mam wiedzy (której brakuje choćby Nefariel, inaczej nie dziwiłaby się na więść o tych nawróconych). Ale ja się juz wytłumaczyłam. Wy widzicie nie wiem co – osobę która a)szuka uwagi b)pochwala gwałt c)jest naiwna d)daje się wykorzystywać/ma mentalność ofiary albo bezradności wobec własnej sytuacji. Mi się wydaje, że w swoich komentarzach jasno zaznaczyłam, jak myślę.
Najważniejsze jest natomiast to, że wasze gwałtowne reakcje na mnie, wszystko, co powiedziałyście, co mnie trochę zabolało – są właściwe. Wynikają z właściwego zrozumienia potworności gwałtu. Wasze reakcje są właściwe i nikt nie ma prawa mówić inaczej. Ja chciałam wyjaśnić swoją konkretną sytuację, bo nie odpowiada mi łatka rzewnej naiwnej idiotki. Zgadzam się też, że to niekoniecznie jest miejsce na takie dyskusje. Ja naprawdę wspomniałam o swoim doświadczeniu by uwiarygodnić to, o czym mówiłam. I rozwinięcie temu służyło. I jak Nefariel wspomniała, to jest triggering. Powiem tak: czuję, że wywaliłam trochę swoją duszę. Zrobiłam tak, bo założyłam, że ludzie komentujący tę konkretną analizę NAKWY są tacy, jak ja (bez tego, co wam się nie podoba) – zajęci analizą i jej rzeczywistością. I że zrozumiecie, że próbuję wyjaśnić konkretną, pojedynczą sytuację. Czuję, że na moje wywalenie duszy zareagowano, że brzydkie i nieładne. To prawda. Ale przykro mi tak czy siak. Więc powiem inaczej: ja nie będę wdawała się w dyskusję dłużej. Wierzę, że moderatorzy NAKWY sami umieją zdecydować mądrze. Może wszystko, co napisałąm, powinno zniknąć, tak też będzie dobrze. Jeśli moje słowa nie powinny tu być, są drastyczne, niewłaściwe, lepiej, żeby nikt się na to nie natknął – usuńcie je lub edytujcie jak wam się podoba, NAKWO. Przykro mi, że striggerowałam kogoś – nawet nie sądziłam, że tak może być szczerze mówiąc, bo założyłam, że jeśli komentujecie pod tą konkretną analizą, to jesteście przygotowane na podobne słowa i przykłady. Założyłam źle. Dla mnie moje komentarze, moje wywalenie duszy odbyło się TYLKO I WYŁĄCZNIE W CELU UZASADNIENIA MOJEJ KRYTYKI DANEJ ANALIZY I MOJEGO ODBIORU KSIĄŻKI. Bo, jakby, wyobraźcie sobie, że nie przeżywam tego na co dzień jak traumy. PAmiętam. Nie ukrywam – bo to ważne, by nie było zmowy milczenia – ale nie łamie mnie to już i nie uszkadza. Sądziłam, że wy, no, wiecie, że to tam jest, a to miejsce, komentarze NAKWY są na tyle niszowe, że nikt nie uzna mnie za ekshibicjonistkę, a raczej uzna, że muszę być dość zimna, by pisać o tym z tej perspektywy… W życiu bym nie wpadła, że ktoś to odbierze inaczej. Gdyby mnie to bolało, nie pisałabym o tym na forum publicznym?
Ale fakty są takie, pomyślałam, że ktoś kto chce więcej wiedzy, z chęcią wysłucha konkretnego przykładu dotyczącego tematu relacji z gwałcicielem. Więc niech NAKWA usunie jak chce.
Nefariel, ja cię z góry przepraszam, bo to, co teraz powiem, to jest esencja tego, dlaczego moje słowa cię aż tak bolą – ale co do tego, co opisałaś o ziemniakach -to nie był prawdziwy głód i tyle. Uraza, którą miałaś do jedzenia ich, zrozumiała. Sam poziom moich doświadczeń jest dla ciebie koszmarny i tyle. Nie wierzysz, że moja ocena 'zmienił się', jest sensowna – bo nie ma mentalnego nastawienia jak gwałciciel i nikogo poza mną nie skrzywdził, terapie i tak dalej – na tej podstawie on nie jest dla ciebie dość dobry. Dla mnie jest. Dla mnie liczy się to, jak on myśli i postępuje cały czas. Nie było ani jednej po mnie – bo on chciał się zmienić, a także dlatego, że ja walczyłam.
Wierszba, bez sensu tłumaczyć, naprawdę. Skoro sam styl moich komentarzy cię nie przekonuje i uważasz, że brzmię jak naiwna, którą można oszukać rzewną historyjką i łzami "ach, jak mi przykro" to przecież nie przekonam cię, że mam z nim taki kontakt emocjonalny, że się zmienił.
Drogi anonimowy – dziękuję za twoje słowa o obwinianiu ofiar. Poczułam, że tylko dlatego, że chciałam dać szansę, wrzucono mnie do jednego worka. Twoje słowa bardzo mi pomogły.
Nefariel, moje komentarze działają na ciebie bardzo mocno i przepraszam za to. Powinnam była pomyśleć, że ktoś może to źle odebrać, bo to takie jest. To, jak ja zostalam zgwałcona, to właśnie była taka sytuacja – szok, że ktokolwiek nazywa to gwałtem.
Ogólnie przykro mi z powodu tej rozmowy.
Wierszbo – ja wcale się nie dziwię, że twoje słowa odebrano negatywnie. Nawet jeśli terapia nie jest niczym złym, do czegoś przecież służy.
Usunęłam część swoich komentarzy, jeśli trzeba, usunę inne.
Nefariel, twoje słowa "Washergirl, poważnie, to nie jest grupa wsparcia. Jeśli chcesz, żeby ktoś Cię przytulił i pogłaskał po główce, to idź na terapię albo opisz swoją historię na Hollaback. Na to wyznanie wybrałaś losowe miejsce w internecie, gdzie są różni ludzie – jedni będą Cię postrzegać przez pryzmat swoich własnych doświadczeń (vide ja), inni będą sadzić nietakty przez brak wiedzy i/lub doświadczenia, a jeszcze inni okażą się gnojkami, których będzie bawiło Twoje nakręcanie się."
Najbardziej przykra w całej rozmowie byłaś ty. Nikt ci nie dorównuje po tym komentarzu. I możesz nie znosić mojego podejścia, masz przecież rację, to są właściwe wartości. Ale raz jeszcze: mężczyzna, o którym mówię, nikomu więcej tego nie zrobi, bo jak widzisz, jestem naiwna i w ogóle. Myślę że raczej projektujesz swoje uczucia, bo w moich słowach nic nie prosi o głaski ani uwagę, a jeśli chodzi o negatywne oceny – chyba jako ofiara zgodzisz się ze mną, że nie ma co się bawić w ukrywanie? Przeciez wokoł tego jest cały niemalże spisek? Po co demonizować, ukrywać i stereotypować wykorzystanie seksualne? Jest jeszcze jeden aspekt, którego w ogóle nie rozumiesz – że ofiara nie jest tylko ofiarą. Ma życie po. I jest osobą. Wykorzystanie nie jest centrum jej istnienia i ma prawo być oceniana za to, jaką jest osobą, nie przez pryzmat twojego uprzedzenia i stereotypu – tak, stereotypu – jak zachowuje się i co mówi ofiara, choćby pod spodem swoich słów. To, co napisałaś o moim szukaniu głasków wskazuje właśnie na to – nie umiesz wyjść poza swoje myślenie, pełne mitów i pozbawione kompletnych przemyśleń na skalę większą niż jedna ofiara. I ty mnie masz czelność nazywać naiwną? To ty pokazujesz naiwność, ale taką dziwną, negatywną, jakby świat był gorszy, niż rzeczywiście – ale tym przecież właśnie jest triggering. Ofiara ma prawo wyrastać poza ofiarę, być konkretną tożsamością. Wszystko, co mówiłam – to według mnie najbardziej rozsądne podejście. 1) Nie ukrywając tego, co mi się stało, nie przyczyniam się do zmowy milczenia, w taki sposób, że kobiety nie wiedzą, ile ich jest. 2)Nie demonizuję swojego doświadczenia, nie domagam się uwagi, opisuję z dużym dystansem własną sytuację i używam jej jako uzasadnienia w dyskusji na kompletnie inny temat 3)Widzę siebie jako coś o wiele więcej niż kłębuszek traumy – dlatego wasze słowa o terapii tak mnie zabolały, dlatego wasze założenie że muszę być naiwna wierząc, że on się zmienił, tak zabolały. Założyłyście z góry interpretację, która nie pasuje ni w ząb do tonu moich wypowiedzi. Ja nie mam nic, co powinnam sobie przemyśleć. Wy, moje panie, raczej macie jeszcze do doczytania i przemyślenia o innych realiach dotyczących napaści seksualnych, zwłaszcza tych powyżej "trauma na całe życie". Bo ja się czuję tak, jakby to było jedyne, co wy rozumiecie w tym temacie.
@Washergirl – nie musisz mnie do niczego przekonywać. W żadnym miejscu nie wartościowałam Twojej postawy ani Twojego postępowania i szczerze, nie zamierzam tego robić, ostatecznie, nie jestem ekspertem od cudzego życia.
Jeśli już wyraziłam swoją opinię, to wyłącznie w temacie wyciągania tak prywatnych i osobistych doświadczeń w komentarzach na blogu. Z doświadczenia wiem, że często robią tak ludzie, którzy mniej lub bardziej świadomie szukają uwagi i współczucia, bo z jakichś względów nie otrzymują tego od rodziny, od przyjaciół czy partnerów.
Może to zabrzmi chłodno, ale nie mam w zwyczaju ani rozczulać się nad takimi osobami, ani wchodzić z nimi w polemiki, za to piszę prosto z mostu – w moim odczuciu to nie jest dobre miejsce na takie wyznania. Na moje oko wyraźnie czujesz potrzebę wygadania się, to zupełnie ludzkie i naturalne, ale od tego są w pierwszej kolejności rodzina i partner, w drugiej przyjaciele i dobrzy znajomi, w trzeciej zaufany terapeuta, dalej mamy przeznaczone do tego miejsca w Sieci, np. fora i wątki wsparcia. Uwagę o terapii rzuciłam dlatego, że to samo zasugerowałabym każdemu w analogicznej do Twojej sytuacji i chodzi mi tutaj o całokształt Twojej obecnej sytuacji życiowej, którą między wierszami opisałaś. Jeszcze raz podkreślam, nie była to uwaga złośliwa.
Ponownie zastrzegam, że to tylko moja prywatna opinia, które może się różnić od opinii gospodarzy NAKWy i na tym koniec z mojej strony.
Wierszba
BTW, Ktoś miał dobry pomysł z grubą kreską, li i jedynie. Może wstawię:
___________________________________________________
Nie chcę dołączać do dyskusji, chciałem tylko rzucić jedną uwagę. Washergirl – wiedza o każdego rodzaju traumach seksualnych czy toksycznych relacjach, ba, nawet wieloletnie doświadczenie jako wykwalifikowany psychoterapeuta, nie znaczy, że da się trafnie ocenić własną sytuację. Osoby uwikłane w jakiegoś rodzaju szkodliwe relacje często nie zdają sobie sprawy z ich złego wpływu. Wiele osób, które znam, dowiedziały się o przykładowo swojej niezaawansowanej depresji czy osobowości zależnej dopiero od psychologa, mimo tego, że znają się na tego typu sprawach. Nie chcę podważać Twojej wiedzy, stanu psychicznego ani niczego takiego, ani, broń Boże, Cię obrażać. Psychologowie, psychiatrzy i psychoterapeuci to też lekarze. Prawie każdy na jakimś etapie swojego życia przechodzi przez coś, co sprawia, że może potrzebować takiej pomocy i nie ma w tym nic dziwnego, ubliżającego czy upokarzającego. Mimo wszystko wizyta u specjalisty może się przydać – ot, tak po prostu na wszelki wypadek. Pozdrawiam i życzę szczęścia.
"Jest jeszcze jeden aspekt, którego w ogóle nie rozumiesz – że ofiara nie jest tylko ofiarą. Ma życie po. I jest osobą."
Washergirl, ja to rozumiem i tego nie neguję. Neguję natomiast, jakoby sprawca był nie tylko sprawcą, i zasługiwał na jakiekolwiek "życie po".
"mężczyzna, o którym mówię, nikomu więcej tego nie zrobi"
Ot, dywinacja.
"Widzę siebie jako coś o wiele więcej niż kłębuszek traumy – dlatego wasze słowa o terapii tak mnie zabolały, dlatego wasze założenie że muszę być naiwna wierząc, że on się zmienił, tak zabolały."
Znowu – nie trzeba być tylko i wyłącznie kłębuszkiem traumy, żeby chodzić na terapię. Tak samo jak nie trzeba być gruźlikiem plującym kawałkami płuc, żeby iść do lekarza. Zwłaszcza że pominąwszy moje osobiste zdanie na ten temat – komentarze proponujące terapię były raczej w tonie "jesteś w mocno niejednoznacznej sytuacji, która jest cholernie ciężka do uciągnięcia w pojedynkę" niż "idź do kogoś, kto wyleczy cię z zadawania się z tym zbokiem".
I znowu – wiara w to, że gwałciciel się zmienił, jest naiwna, i nie ma na to wpływu twoje postrzeganie samej siebie. Myślę, że mało która ofiara sprowadza samą siebie do bycia wyłącznie ofiarą (nawet jeśli zamienimy "victim" na "survivor").
I yep, jestem przykra, i pewnie tak zostanie. Nie traktuj tego osobiście.
________________________________________________________________________
________________________________________________________________________
GRUBA KRESKA
Muszę przyznać, że czuję się dość niezręcznie, kiedy w komentarzach pod analizą omawiane są Wasze bardzo prywatne sprawy i mam wrażenie, że część czytelników także. Więc może faktycznie – wróćmy do opka?
Kuro – yep, rozumiem to i kontynuować własnego wywnętrzania się na pewno nie będę (bo to byłoby wylewanie na obcych ludzi naprawdę paskudnego szlamu), ale wydaje mi się, że clue tej dyskusji było to, że te sprawy nie powinny być "bardzo prywatne". Anyway – zgadzam się, że to nie jest odpowiednie miejsce na takie dyskusje, i przepraszam za te kilka zbędnych zdań, które napisałam.
Kuro, usuń z moich komentarzy co uważasz. Jak mówiłam, w ogóle nie odebrałam całej tej sytuacji w ten sposób, ale skoro tak to widzicie, to wasza opinia jest tu kluczowa, bo to nie o to chodzi, byście się czuli niekomfortowo – pisałam o tym, bo właśnie nie sądziłam, że ktoś się tak poczuje, tylko zobaczy, że mówię o jakimś tam dawnym doświadczeniu.
Kurde, można było tak łatwo naprawić Severa – właśnie budując całą scenę gwałtu jako realistycznie przymuszoną. KToś właśnie świetnie powiedział wyżej – wtedy obydwoje byliby ofiarami, a gwałciciel osobą, która ich przymusza. To mnie tak mierzi w tej historii – że można było zrobić to realnie, a autorki schrzaniły to tak dokumentnie. Bo gdyby Severo był ofiarą tak samo jak Arienne, to nadawałoby głębi całej jego osobowości, i wszystkie jego wady miałyby sens. I faktycznie swoją drogą, to, co dzieje się po gwałcie, jest jeszcze paskudniejsze. I ludzie piszą o tym, że romantyczne i tworzą fanfiki? To genialne. To tylko pokazuje, jak trudno niektórym kwestionować to, co przeczytają, widzieć faktyczny sens, zamiast kształtu myśli autora. Zwłaszcza, że przecież emocje to trochę jak osobny bohater tego opka – dlatego to takie przegadane, bo emocje Arienne muszą być wypowiedziane. Ciekawe, czy autorki świadomie robią z tej opiekunki, co ją tam zawiozła, taką podłą jędzę, osobiście to ona mnie zabolała najmocniej, jej odrzucenie reakcji Arienne.
KToś jeszcze wyżej wspomniał coś, co mnie zawsze prześladowało – ja też zawsze uważałam, że Mistle po prostu zignorowała Ciri! Zignorowała jej mowę ciała, jej uczucia, wszystko. A Ciri? Zrobiła sobie z tego fantazję na temat romansu. Genialnie pokazane przystosowanie. Szczury odpowiadały za jej przeżycie. I tu właśnie boli – autorki mogły tak łatwo zrobić z Severa normalnego kolesia, gdyby tylko inaczej wykreowały tę scenę, wystarczy wsadzić prawdziwe zagrożenie życia, żeby każde zachowanie, choćby najgorsze, nabrało wyjaśnienia.
P.S. Victim into survivor to niebezpieczna pułapka. Przecież jeśli postrzegamy ofiarę gwałtu jako "survivor" to gwałt jest centralną sprawą w jej życiu! Survivor to właśnie jest obraźliwe dla osoby, która już ma to za sobą, nie przeżywa, ale i nie ukrywa. Survivor sugeruje, że nic innego w życiu zgwałconej osoby nie może się równać z tą tragedią. Według mnie mamy w zachodnim społeczeństwie naprawdę masę niezdrowych podejść.
Wiecie co, właśnie mi przyszło do głowy coś paskudnego… Weźmy pod uwagę opis tego gwałtu na Arienne. To, jak źle jest opisany. Słownictwo użyte w rodzaju "kochankowie". Co jeśli to jest zabieg jedynie służący uczynieniu MarySue głębszej? Bo jak inaczej zrozumieć to, że niemal nic się w tej scenie kupy nie trzyma? Jej przeżycia wewnętrzne w trakcie nie istnieją. A pod koniec notki widać "zbliża się czas mojego spotkania z nim". Może to tylko podwyższenie napięcia? Chryste, to chore. Severo od tego zyskuje głębie i szlachetność – przecież w mniemaniu autorek to są kochankowie, a Arienne staje się jak święta, bo co też ona przeszła i jaka ona silna i w ogóle. O ble. Gwałt tutaj jest zabiegiem literackim, bez, wybaczcie, żadnego szacunku dla gwałtu…? Brr.
>Jej przeżycia wewnętrzne w trakcie nie istnieją.
To też nie tak, ona miała przeżycia wewnętrzne, tylko wyleciały – przycięliśmy mocno ten opis.
"Przecież jeśli postrzegamy ofiarę gwałtu jako "survivor" to gwałt jest centralną sprawą w jej życiu!"
Nie. Tak samo jak jeśli nazywamy kobietę w ciąży "ciężarną", nie sprawia to, że sprowadzamy ją do roli żywego inkubatora, a jeśli nazywamy kowala "kowalem", to nie sprowadzamy całego jego życia do zamiłowania do metalurgii. Ta sama osoba w kontekście swoich dzieci będzie matką, w kontekście pracy będzie kowalem, a w kontekście rozmów o przemocy seksualnej będzie survivor.
To, że życie danej osoby nie obraca się wokół strasznego zdarzenia, nie zmienia faktu, że ono miało miejsce i zachowywanie się, jakby nic się nie stało, nie jest zdrową metodą odreagowania. I żeby nie było – piszę to w odniesieniu do Twoich ogólnych wypowiedzi, nie do Twojej sytuacji.
Jakoś niewspółmiernie drażni mnie odpieranie zarzutów o błędy/niezręczności stwierdzeniem "to celowy zabieg". Kuro, to chyba u Ciebie przeczytałam, że tak właśnie odpowiedziały ałtorki na krytykę skaczącej narracji. Taka odpowiedź jest w ogóle częsta wśród ałtorów literatury niekoniecznie najwyższych lotów i, jak mówię, koszmarnie mnie irytuje. To nie jest, psiakość, odpowiedź na zadane pytanie. Nikt nie twierdzi, że dany zabieg formalny został wprowadzony przez złośliwe chochliki/pod wpływem środków odurzających/przez naciśnięcie tajemniczego skrótu klawiaturowego. Tak, wiem że to celowe, ale śmiem twierdzić, że jednocześnie chujowe.
No ale ja w ogóle należę do tej starej i zgrzybiałej szkoły, wedle której żeby łamać zasady i konwenanse, trzeba je najpierw dobrze znać. Przenosząc to na omawiane, ahem, dzieło – najpierw trzeba umieć pisać "standardowo", żeby móc bawić się w zabiegi formalne typu nagła zmiana narratora w połowie akapitu. Chociażby dlatego, że wtedy ma się jakieś pojęcie, jak uzasadnić konieczność wprowadzenia takiego karkołomnego zabiegu i określenie, czemu ma on służyć, poza powtarzaniem, że jest on celowy (grrrrrr).
Zgadzam się z Anonimem z 3 listopada 2017 21:48.
Ten fetysz dziewictwa nie dość, że dość obleśny, to jeszcze rozpowszechnia mit, że pierwszy stosunek dopochwowy obowiązkowo wiąże się z krwawieniem (i to na tyle intensywnym, żeby Sevcio mógł sobie spokojnie krew rozsmarowywać, a i tak jeszcze z dłoni miało co spływać. I ubrudzić mankiet przy okazji).
W takich okolicznościach to nawet niedziewica mogłaby krwawić. Osobna kwestia, że w takich ilościach to ta krew była raczej miesięczna.
Mogłaby jak najbardziej, natomiast dla wszystkich zgromadzonych w tej scenie krew i tak oznacza jedno.
Kocham ksioopka! Mam nadzieję, że cała ta tfórczość będzie analizowana do końca.
Po tej części cały ten zamek zaczyna mi się kojarzyć z biznesem handlu kobietami z Uprowadzonej, a wybieranie Mistrza szczególnie przypomina kawałek, gdzie sprzedawali główną bohaterkę. Tyle, że tam ci źli byli źli, a nie suotcy.
Swoją drogą, coś odnoście Harolda i jego Miladies rzuciło mi się w oczy. "Jesteś Mistrzem zaledwie od roku, a miałeś już dwanaście nałożnic, z których osiem było w ciąży, gdy trafiło do mnie do Podziemi. Żadnej z nich nie ma już na tym świecie przez twą nieodpowiedzialność i beztroskę." – ja z tego zrozumiałem, że tylko te osiem, które zaszło w ciążę, zostało wysłane do lochów i stracone, a te trzy po prostu… zwolnił ze stanowiska? Odprawił z zamku? W każdym razie, miałoby to chyba więcej sensu (o ile w przypadku tego ksioopka można mówić o sensie). Taida mówiła tylko tyle, że zabija się ciężarne, a nie, że wszystkie, które się znudzą swojemu "miszczowi". Jasne, mogła nie wiedzieć, co się dzieje ze zwolnionymi dziewczynami, ale mimo wszystko zachowanie jej oraz pozostałych wskazuje, że jednak tylko te, które wpadły czeka bliskie spotkanie z szubienicą.
Czerwień, złoto i lew. Gryffindor?
Anonimowy: "Jesteś Mistrzem zaledwie od roku, a miałeś już dwanaście nałożnic, z których osiem było w ciąży, gdy trafiło do mnie do Podziemi. Żadnej z nich nie ma już na tym świecie przez twą nieodpowiedzialność i beztroskę." – ja z tego zrozumiałem, że tylko te osiem, które zaszło w ciążę, zostało wysłane do lochów i stracone, a te trzy po prostu… zwolnił ze stanowiska?"
Tutaj nie jest to powiedziane wprost. Jednak sformułowanie "osiem było w ciąży, gdy trafiło do Podziemi" sugeruje, że wszystkie tam trafiły, a tylko te osiem było wtedy w ciąży (inaczej nasz ulubiony kat powiedziałby raczej: "Miałeś dwanaście nałożnic, z czego aż osiem trafiło do mnie do Podziemi").
Za to kawałek dalej Eston mówi już wyraźnie:
"gdy już się tobą nasycę i znudzę, cofnę swój Znak i oddam cię w ręce Kata Związku. I nie pomoże ci nawet przyjaźń z nim i jego żałosnymi towarzyszami, gdyż odrzuconą faworytę czeka tylko jeden Los. Śmierć w Podziemiach!"
Mnie zastanawia też, jakim cudem te niewolnice Harolda tak masowo zachodziły w ciąże, skoro widać, że każda nałożnica mistrza ma do dyspozycji odpowiednie zioła. Cała ósemka tak niefrasobliwie traktowała sprawę antykoncepcji (wiedząc, co się stało z poprzedniczkami!), czy sam Harold podmieniał im te zioła na oregano, bo to zły człowiek był? A jeśli tak, to po co właściwie to robił, skoro niepotrzebna mu była żadna ciąża, żeby pozbyć się niechcianej niewolnicy i mógł im po prostu powiedzieć, żeby sobie poszły? Tyle pytań…
W ogóle albo nieźle uwijał się ten Harold, albo brał tych nałożnic po kilka na raz, żeby w ciągu roku 8 mogło być w widocznej ciąży.
A tak w ogóle jest wyjaśnione, gdzie się podziały wszystkie supermoce Arienki podczas gwałtu? Ktoś ją blokował (jesli tak – to kto, skoro mistrz magii był niby po jej stronie i brzydził się tym do czego dochodzi), czy może po prostu nie była w stanie używac mocy w sytuacji ekstremalnej, bez odpowiedniego skupienia?
Bo przecież wystarczyło uciec przez ścianę. Nawet by tego nie mogli pod żaden paragraf podciągnąć. Już nie mówiąc o rzeczach bardziej subtelnych, czyli spowodowaniu nagłej impotencji (ot, telekinetyczne sciśnięcie paru naczyń kwionośnych) i tym samym publicznym ośmieszeniu gwałciciela.
Anonimie z 6 listopada 10:40 Tak jak któryś z analizatorów podkreślił, włączył się w tym momencie Imperatyw Opkowy blokujący wszelkie moce Arienne i dlatego się nie udało.
Dołączę do większości:to jest obrzydliwe i już nie śmieszne.Publiczny gwałt -rany,one się"120 dni Sodomy" naczytały?!
a tam lubię jego wizyty – odpowiada ponętna blondynka. – I co z tego, że miewam odmrożenia na ciele, gdy w miłosnym szale przestaje kontrolować swą moc, skoro w pełni rekompensują mi to wymiary jego przyrodzenia! -ehem,kobiety tak nie mówią..Gdyby mnie ktoś pytał.
Mroczny mistrz wojowników, a jakbym kierownika w korpo słyszała :)”]
O,dobre!
Zakładka jest paskudna.Jon Snow- wersja infantylna.
tylko jedno miejsce, w którym Sevcio mógł ukryć tę pokaźnych rozmiarów sakiewkę.
Auć.
Oj tam oj tam,Kapitan Jack w "Doktorze Who" też broń chował i nikt nie wydziwiał.
Ze też macie cierpliwość brnąć przez to!
"Od kobiet dla kobiet"? -dziękuję,postoję!
Chomik
Boru, co za paskudztwo!!! Wszystko szwankuje – postaci, dialogi, prawdopodobieństwo, fabuła, a nawet narracja, co tak pięknie wyłuszczyli analizatorzy. Przykre, że wydawnictwa poświęcają papier na takie gnioty, a jeszcze bardziej przykro, że rynek czytelniczy wszystko łyka i na dodatek pieje z zachwytu. Jednak tę "powieść" będę kojarzyć chyba tylko ze sceną gwałtu, która wywołała we mnie furię, zaraz po tym, kiedy otrząsnęłam się ze stuporu. No po prostu szacun dla autorek! Czegoś tak obrzydliwego, nie na miejscu, sprzecznego ze wszystkim, co logiczne nie czytałam od dawna. A zwykle bywało tak, że jeśli obrzydliwości się pojawiały, były dobrze opisane, uzasadnione, czemuś służące. Btw, trudno uwierzyć, że tę scenę naprawdę wymyśliły i opisały dwie kobiety. Rozumiem, że można fantazjować mniej lub bardziej ostro, ale należałoby te fantazje zachować dla siebie, co by postronni nie patrzyli na nas z niepokojem.
Przerażające jest to, że na popularnym portalu książkowym dzieło to osiągnęło średnią ocen 7,6! A wg jednej z opinii rzeczony gwałt to po prostu była nieco hardcore'owa defloracja…
Do jakiejs polowy dzisiejszego rozdzialu bylam przekonana, ze czeka nas opis gwaltu grupowego, nie publicznego. W sumie naprawde nie wiem, co gorsze, bo w moim wyobrazeniu akcja miala rozgrywac sie tak:
1. gwalt zbiorowy z wylaczeniem Severusa
2. trauma Ary (od lepszych autorek spodziewalabym sie tu np. rozwiniecia roli kobiet)
3. przyjecie Ary na milejdi Severusa w ramach wspolnej zemsty na pozostalych czlonkach.
No i, kruci, punkt pierwszy bylby pewnie katorga do przetrawienia, zwlaszcza przez ten toporny styl autorek, ale moze by przynajmniej tej bandy sukinsynow nie nazywano kochankami, gwaltu 'drastycznym poczatkiem relacji', a swiniarni perfumeria.
Czy osoby hojnie nazywane autorkami w ogole zdaja sobie sprawe, co napisaly? Po tej nawiedzonej lasce od opka o wilkolakow juz w sumie nic mnie nie obrzydzi, ale to dzieuko bardzo sie stara.
> Anturyjczyk na chybił trafił, niedbałym ruchem, wyciąga ostatni kartonik i podaje magowi.
– Jak zwykle. – Czarodziej marszczy czoło. – Za każdym razem, gdy ci wróżę, wyciągasz na końcu właśnie ją.
Zgaduję, że to ta:
Akurat ta karta nie oznacza głupca, błazna itd. (bo pewnie to miał na myśli Vaherem), tylko kogoś nawiedzonego, bujającego w obłokach (the Fool, el Loco), tylko jej nazwa jest na polski źle tłumaczona. Nadawałby się "głupek" (wiejski głupek = marzyciel), nie "głupiec".
Romantyczna scena gwałtu jako to romantyczna scena gwałtu – nic nowego na Armadzie. Było już to łajno udające komiks o Snapie i Harrym, niedawno był ten obornik o wilkołakach, gdzie heroina dzieli się z nami myślami, że gdyby nie coś tam, to pewnie jej luby by ją "zgwałcił już kilka razy". Utożsamianie gwałtu z ostrym seksem zdarza się pseudopisarkom wydającym swe wypociny w pseudowydawnictwach, jak również piszącym na blogaskach, nie tak znowu rzadko. Dlaczego tak jest – pierun wie. Tak mają, co poradzisz. Oczywiście nie powinno się takich rzeczy wypuszczać na rynek (nie tylko ze względu na tę scenę, tekst dyskwalifikuje fatalna polszczyzna i brak logiki), no ale wiadomo kto to posłał do drukarni.
Ale ta zakładka z Sevciem to niezłe kuriozum: niby taki demon seksu, latinotrólover, kipiący męskością, z lodowym kutasem, zniewalający maczo itedeitepe, a tu malują jakiegoś ciapaka-słodziaka z niewinnymi oczętami i stópkami k'sobie. Niezły cyrk 😀
Quay
Quay, akurat ostatnio trochę interesowałem się tarotem i wiem co oznacza ta karta… ale po prostu nie mogłem się powstrzymać przed umieszczeniem jej w analizie w kontekście "głupca". No po prostu nie mogłem przepuścić takiej okazji 😀
Chyba przyjęcie do wiadomości że ktoś to wydał zajmie mi jeszcze sporo czasu…
Koszmarny jest tu styl pisania, przedstawienie tego wszystkiego i jeszcze sam fakt że wydały to kobiety. To nie jest prezent dla kobiet, to kara którą niektórzy naprawdę się zachwycają. Mam szczerą nadzieję że nic co się tutaj pojawiło nie pokrywa się ze światopoglądem którejkolwiek z autorek.
"Ale ta zakładka z Sevciem to niezłe kuriozum: niby taki demon seksu, latinotrólover, kipiący męskością, z lodowym kutasem, zniewalający maczo itedeitepe, a tu malują jakiegoś ciapaka-słodziaka z niewinnymi oczętami i stópkami k'sobie. Niezły cyrk :D"
U mnie wystąpił poważny dysonans poznawczy :D. Opis Sevcia tak pasuje do obrazka, jak ja do zespołu chińskich cyrkowców.
Pamiętam, jak niedawno moja koleżanka z klasy się tym zachwycała… aż zgroza mnie przejmuje, gdy sobie przypominam, że owa koleżanka jest recenzentką i chyba pomagała aŁtorkom sprzedawać to… coś. To dzieUo jest po prostu szkodliwe. Udało się mu wmówić zahaczającej o radykalną feministce (!!!), że ten gwałt nie był taki zły, no bo ojeeej, biedny Severo został zmuszony (wszyscy pamiętamy, jak bardzo) i że nic nie stoi na przeszkodzie Wspaniałej Miłości Bez Problemów, bo Przeznaczenie. No i Bo Fantasy, ale to już inna sprawa.
Ech, po prostu brak słów. O walorach językowych czy logice wydarzeń i świata przedstawionego nawet nie warto wspominać…
Na ich fanpejdżu ostatnio moderatorem została jakaś laska z liceum, może to ta sama? :X
Nie sądzę, raczej jest teraz zbyt zajęta, ale nie wykluczam, nie wykluczam… w sumie była bardzo zaangażowana. A jak zapalczywie tego dzieUa broniła!
To już nie jest śmieszne. To jest przerażające. Wystarczy zobaczyć na oceny na lc. Ludzie, kobiety w szczególności, widzą tutaj romantyczną historię i pozytywne recenzje. Serio?
Tak się składa, że weszłam w posiadanie tomu omawianej powyżej powieści i przeczytałam już spory kawałek. Co prawda, skończyłam gdzieś koło dwusetnej strony, ale mogłam sobie wyrobić zdanie na temat tej pozycji, eh… Co się tyczy sceny gwałtu, wątpię, Autorki nie podeszły do tematu poważnie, bo – spójrzmy prawdzie w oczy – realizm nigdy nie był ich celem. Nie zrozumcie mnie źle, nie bronię grafomanii, bronię raczej intencji Autorek. Wybrały niezbyt szczęśliwe rozwiązanie fabularne, żeby jakoś ugruntować postać Severa w tej roli mrocznego, niebezpiecznego przystojniaka, mogły kazać mu inaczej zranić protagonistkę, nie poruszać pewnych tematów, zbyt trudnych w odbiorze oraz literackim przetworzeniu… Jednak erotyka rządzi się swoimi prawami. Myślę, że Autorki nie próbowały realistycznie opisać przeżyć Arienne (to odnoście sceny gwałtu) właśnie dlatego, że ten gwałt nie był wcale realistyczny. Był jak urywek z pornosa, w którym kobieta na niby cierpi, na niby się boi i na niby jest przerażona. Gdyby Arienne naprawdę przeżyła traumę, nie potrafiłaby spojrzeć na Severa z czułością. Ta mieszanina podziwu oraz strachu, czy tam respektu jest realizacją typowej fantazji erotycznej wielu kobiet. Literatura (wiem, może to za duże słowo), w tym przypadku pełni funkcję medium, manifestującego nierealistyczne wyobrażenie w formie słowa pisanego. Kobiety fantazjują o mężczyznach, którzy są potężni, marzą o gwałtach (gwałtach bez traumy), o mrocznych, złych wojownikach i królach, którzy wzbudzają zarazem pożądanie, jak i strach. Jako kobieta, znam dobrze ten rodzaj wyobrażeń, dostrzegam w "Klątwie" próbę ich opisania i ujarzmienia. Autorki założyły pewnie, że Arienne musi zostać najpierw zraniona czy tam obezwładniona przez Severa, żeby zacząć się go bać (ależ on niebezpieczny!), jednak kierujące nią pożądanie i tak bierze górę nad lękiem, jak w każdej fantazji tego typu… Myślę, że podchodzenie do sprawy na serio niczemu nie służy. Ta książka bez wątpienia jest zła, ale chyba niekoniecznie szkodliwa. Czytelniczki, nawet te niepełnoletnie, mają swój rozum, wiedzą, że biorą do rąk erotyczne czytadło, które nie próbuje niczego uczyć, nikogo nie moralizuje, nie zawiera przesłania itd. Nie dorabiajmy sobie nawet wyjaśnień pokroju "nawet taki Severo może się zmienić, to opowieść o dojrzewaniu emocjonalnym", bo nie o przemianę tu chodzi, lecz o pianie z zachwytu nad bardzo mrocznym, brutalnym typem, którego w cudowny sposób ujarzmia Ta Szczególna Jedyna. Mój feminizm nie czuje się kopany w jajniki, czytam dalej, pośmieję się.
Wiecie co? Po pierwszej części analizy tego… tworu nie żywiłam do Severa zbyt negatywnych uczuć. Ot, kolejny mhroczny truloff, na dodatek przypominający trochę Cullena. Nie, nie tego ze "Zmierzchu", tylko z Dragon Age Inquisition(gra RPG). Ten lew jako jego symbol czy dość surowe traktowanie rekrutów, ponadto jest gdzieś w internetach mod wydłużający włosy Cullena i tak mi się skojarzyło. Znaczy się oryginalna postać z gry jest kulturalnym spoko gościem, z którym romans(przynajmniej wg mnie) jest jednym z przyjemniejszych w grze, a i nieromantyczne relacje są fajne, no a ten tu od początku ostro zajeżdżał bucerą. Ale teraz… Żałuję, że wizualizowałam sobie Severa jako czarnowłosego Cullena, bo się boję, że niechęć do tego s********a przejdzie mi na Cully'ego. Jak, ja się pytam, JAK można napisać coś takiego?! Scena gwałtu jako początek wielkiej miłości?! I to w tym słodko-pierdzącym wydaniu?! SERIO?!!
Dobra, trochę się wnerwiłam, to teraz na spokojnie. To ksioopko nadzwyczaj szybko staje się hetero wersją tego, tfu, cuda Czarnej Walkirii. Też na dobry początek gwałt, potem majstrowanie z gwałciciela słodziaśnego misiaczka, a na koniec piękna, romantyczna miłość. Czy tylko mi się wydaje, że ałtorki mocno się posiłkowały tym "pszeuroczym" romansem Harry'ego ze Snapem?
Konopniczanka z Kujaw
Cullen i jego 'magowie to nie ludzie jak ja i ty' oraz 'rytualu wyciszenia nie stosuje sie wystarczajaco czesto' i 'co, jakie gwalty w Kregu, ja tam nic nie wiem ja tylko w HRze pracuje' to by sie w tej ksiazce odnalazl idelnie akurat
Ja… nie wiem, co napisać. No aż brak mi słów. x'D
Sporo osób zdążyło się już wypowiedzieć i mój komentarz z pewnością nie wniesie sobą nic nowego, ale nie mogę ot tak wstać i wyjść, muszę się wyżalić, co by mi lżej na pompie do krwi było. qwq
Pierwsza sprawa – prawdopodobnie nie tylko ja poczułam się tym obrzydzona. Obrzydzona do tego stopnia, że waszą analizę zmuszona byłam czytać "na raty"; na zmianę odkładałam telefon, próbowałam się udusić poduszką, by po chwili wrócić do tekstu, przeczytać kilka zdań i zaś to samo. Naprawdę mocno zniesmacza mnie to, co się tutaj dzieje. Z jednej strony analizatorzy odwalili kawał dobrej roboty (szacunek dla was, że w ogóle chciało się wam to czytać), z drugiej nawet oni, ze swoim orężem zabawnych tekstów, nie zdołali momentami przyćmić tragedii, jaka się w tym czymś zadziała.
Jak ja widzę tą scenę gwałtu:
"Severo przełknął ślinę, wziął głęboki wdech i zaparkował członkiem między udami dziewczyny.
Sekundę po tym rozległ się pisk i wrzask, gdy Olbrzym mężczyzny, rozpychając się bardzo niekulturalnie we wnętrzu młodej czarodziejki, przebił sobą jej błonę dziewiczą.
"Nie, to niemożliwe…!" – zakrzyknął w myślach Mistrz, prędko wyciągając penis z pochwy swojej ofiary i obejmując go dłonią, by jednym jej przeciągnięciem po całej długości Olbrzyma, zebrać krew, jaka go przyozdobiła.
Wąchnął Severo to, co z ręki mu skapywało, przyjrzał się temu pod lupą, którą zawsze nosił w kieszeni (bądź prawym bucie, jeżeli odzienie jego żadnej takowej nie zawierało) i po chwili doszedł do bardzo słusznego wniosku.
Młodziutka kobieta, którą chwilę temu sprowadził do roli dmuchanej lalki, nie przeżywała właśnie okresu.
Mistrz poczuł naraz, że robi mu się słabo. Uderzenia gorąca, kołatanie w piersi, zachwiał się, na szczęście przytrzymał uda Arienne i jakoś ustał na nogach, póki atak nie przeszedł.
Czując się już lepiej, uniósł zakrwawioną rękę w górę, przez nieokreśloną gulę w gardle nie mogąc wykrztusić z siebie ani słowa. Chciał tym gestem poinformować zebranych, że przydałby się jakiś cholerny medyk, ginekolog i tabun terapeutów z pięcioma gwiazdkami na wszelkich możliwych stronach dla lekarzy.
Wtem jednak… rozległo się klaskanie.
Z początku nieśmiałe, jak pąk przebiśniegu spod puchu wychylające swoje zielone listki, jednak szybko dołączyły do niego kolejne brawa… i kolejne… i kolejne.
Już po chwili Severo stał tak – z opuszczonymi spodniami, między udami gwałconego dziecka i jego świeżą krwią na rękach – pośrodku wiwatującego tłumu. Aplaus, gwizdy, zachwycone: "ŁUUUUU!" dobiegały zewsząd, przyprawiając zarówno kata, jak i jego ofiarę, o taktyczne: "Co do kobiety lekkich obyczajów, się tutaj wyprawia…?".
– Dziewica! – rozległo się wołanie któregoś z mistrzów.
– Severo, ty szczwany lisie, nie mogę uwierzyć, że tak ci się trafiło! – dodał ktoś inny.
– Phi, miał szczęście… – prychnął urażony Rywal-Zawistny numer jeden, po czym wykonał szybki zwrot na pięcie i oddalił się urażonym krokiem (krok przy każdym kroku podkreślał, jak bardzo jest urażony).
– Ale… – Gwałciciel próbował dojść do słowa, aż w końcu jedna z kobiet zauważyła jego nieśmiałe próby i głośnym: "SHHHHH!" uciszyła w sekundę wszystkich zebranych. – Ale przecież ja właśnie zgwałciłem młodsze ode mnie o -naście lat, niewinne dziecko! Ona była dziewicą, a jej pierwszy kontakt seksualny z mężczyzną nie dość, że publiczny, to jeszcze w dodatku jest zaliczany do teczuszki opisanej jako: "GWAŁT"! Jak ona ma teraz żyć, skoro splugawiłem jej ciało wbrew jej woli, zszargałem jej umysł traumą i strachem?! Przeze mnie stała się jej krzywda, może mieć uraz do mężczyzn już na zawsze, może nie potrafić zaufać ludziom, może zechcieć przypuścić zamach na swoje życie…! – przemawiał dramatycznie, słowa swe popierając iście hieroglificzną gestykulacją.
Wtem jednak ktoś mu przerwał.
– Severo, no co ty, przecież to jest jak najbardziej okej! – wtrąciła jedna z Miladys.
– Co…? – Mistrz posłał jej zdezorientowane spojrzenie, wytrącony z rytmu podniosłego przemawiania.
– Ta, totalnie okej. Ktoś jej pozazdrości, ktoś powie, że: "Ojej, boli?", ale jak na moje oko, to dziołcha przeżyje – dodała inna dama, żując nieestetycznie magiczny odpowiednik balonówy i opierając się buntowniczo o jakiś filar.
– Ale jak to…? – Severo kompletnie już zgłupiał, patrzył cielęcym wzrokiem to na panie, to na facetów, aż w końcu spojrzenie jego powędrowało na – jak do tej pory bierną i leżącą jak parówka na tym stole – Arienne, a ta, zapewne aktywowana jego nagłą atencją, podniosła się na łokciach, wstępnie oceniła stan zniszczeń i wzruszyła ramionami.
– Spoko, jutro o tym zapomnę, pojutrze będę ci już sprawnie usługiwać, ino pamiętaj, żeby mi tam ogórków nie wsadzać, bo jestem uczulona. A, jakby dzwoniła moja opiekunka, poznasz ją na pewno, jest zapisana w Magicznej Kałuży do Komunikacji jako: Ta-Durna-Krowa, to powiedz jej, że w sumie zrywam kontakt, mam na nią wywalone, lol. – Cisza zapadła po tym oświadczeniu młodej czarodziejki. Tłum nagle zamilkł, Severo stał jakby go betonem zalali i jedynie ciamkanie gumy przez ową Milady, przebijało się do zawieszonego umysłu Mistrza. – No, na co czekasz? Kontynuuj, ja chwilowo mam Imperatywne Zawieszenie Mocy Magicznych, to w skrócie izetemem, lekarz mówił, że to się leczy, więc w żaden sposób nie mogę ci zwiać.
– Ale to nie jest dobre… – Mężczyzna kolejny raz podjął próbę uświadomienia otoczenia, że coś tu jest, cholera, nie tak.
– Severo, kutafonie, ruchaj, a nie gadaj! – krzyknął znowuż któryś z Mistrzów.
I wtem – jak za dotknięciem magicznej różdżki – w Severo zaszła zmiana. Nagle poczuł, że tak musi być. Że jego przemyślenia i odczucia się nie liczą, bo ma już z góry ustaloną rolę w tym szambie.
Kopulował więc radośnie z Arienne aż do rana, podjudzany entuzjazmem wiwatującego tłumu, który z tej podniosłej okazji urządził tańce do wygrywanej na lutni, muzyki ludowej.
Nikt nie przejmował się początkowymi obawami Severa, który również puścił w niepamięć swój chwilowy przypływ empatii i rozumu, jak również nigdy nie wytarł ani nie umył zakrwawionej ręki, by już do końca swoich dni pamiętać tę wspaniałą chwilę. Sama Merysójka również wydawała się zadowolona. Póki Severo na nią nie patrzył, była wydmuszką do posuwania, a gdy gdzieś tam kątem oka jednak spojrzał, zaczynała udawanie wić się i zarzucać tekstami w stylu: "Och nie! Nie rób mi tak!".
W każdym razie morał z tej bajki jest prosty: nie szanujcie innych, nie szanujcie siebie, dajcie się ponieść chwili i koniecznie zatańczcie swój tradycyjny taniec, w czasie gdy wasz kolega/wróg będzie pierożył niewinne dziecko.
Koniec.
A tak poważnie, to nie koniec. Tak na wszelki wypadek: ten rozpisany przeze mnie fragment nie miał na celu nikogo obrazić, ani poprzeć działań Severa. To czysta komedia – z resztą, jak całe to ksiunszkoopko.
No, wypisałam się nieco, wyszumiałam, jeszcze na koniec podziękuję analizatorom za ich trud i pracę, jaką wkładają w tego bloga i zamieszczane na nim teksty. Naprawdę doceniam, że dla nas, czytelników, musicie użerać się z tworami tego pokroju.
A żeby wam życie umilić, to polecę to:
https://www.wattpad.com/314391533-zniewolony-do-mi%C5%82o%C5%9Bci-rozdzia%C5%82-1
W razie, gdyby link nie działał:
Tytuł: Zniewolony do Miłości
Nick autora na Wattpadzie: Springtrapo12
Może kiedyś zechce wam się rzucić na to okiem. xD
Pozdrawiam! 🙂
Przez Cullena akurat przemawiała trauma po wydarzeniach w DA: Origins,na dodatek wątpię, czy komtur Meredith dawała mu do wglądu wszelkie możliwe papierzyska dotyczące egzekucji magów. Poza tym, powiedzmy sobie, że wiele postaci w całej serii miało charakter ukształtowany przez tragiczne wydarzenia, a Cullena spotykamy w praktycznie wszystkich częściach i dobrze widać rozwój tej postaci. No i nie mówmy, że pośród magów nie było hipokryzji, kay? 😉
Severo milczy, lecz wyraz satysfakcji na jego twarzy świadczy sam za siebie. Pobladły Tarlen z głośnym szlochem osuwa się na swe krzesło. Gritton i Eston rzucają przekleństwami i rozdzierają szaty. Wilbur, rwąc włosy z głowy, pada na kolana.
Tak powinno być, dla dramatyzmu!
Mnie ten cały gwałt jakos nie obrzydził, albo może inaczej – nie pozbawił dobrego humoru. Chyba dlatego, że nikt w tej książce specjalnie się nim nie przejął (oni nawet nie ogarniają CO TO JEST gwałt skoro używają określeń "wziął" czy "wychędożył"), nawet sama poszkodowana. I nie to, że go wyparła, raczej wyparował jej z głowy :3
Ale cała sytuacja była po prostu tak durna, że aż śmieszna. Dziewczyny chyba zainspirowały się Grą o Tron, strasznie przypominało mi to scenę pokładzin Sansy i Tyriona. Tyle że Tyrion nie przejmował się "co inni pomyślą" jak ten biedny, wrażliwy Severo.
Nie czepiałabym się tak tego, że Gritton nie lubi wysokich kobiet. W końcu jest zepsuty do cna, więc byłoby niespójne gdyby nie był zakompleksiony na punkcie wzrostu. Ta postać jest w ogóle tak karykaturalna, że jego fragmenty to jedne z moich ulubionych 🙂
Nie czepiałabym się też tego, że dziewczyna wini strój za całą sytuację. To akurat jest psychologicznie prawdopodobne. Poza tym w tym przypadku dosyć racjonalnie – ci goście mają cały harem do wyboru, lubią sobie powybrzydzać, więc gdyby poszła tam brzydka, paskudnie ubrana i rozczochrana, zwyczajnie woleliby lepszą partię.
Wyobrażam sobie Womara jako skrzyżowanie blobfisha z borsukiem XD.
Widzę też inspirację Wspaniałym Stuleciem – cała ta sytuacja z rywalizowaniem o względy facetów u władzy, poza tym balsam od tej złej, który, jak zgaduję, ma wypalić Arienne twarz albo coś podobnego.
Mnie jeszcze zastanawia jedna rzecz. Skoro istnieje ktoś taki, jak Mistrz Etykiety, to dlaczego jedyną jego reakcją jest opuszczenie dziedzińca przed gwałtem? Jakby nie patrzeć, dość ciekawą sceną byłoby, gdyby właśnie Moru przypomniał tym zakutym pałom, że podobno porzucili zbrodniarską przeszłość w momencie przyjęcia tytułu Mistrza. Ale to by wymagało pamiętania o tym, co się napisało wcześniej.
Zgaduję że etykieta obowiązuje tylko adeptów i adeptki, a grube ryby robią co chcą. Poza tym często się zdarza (chociażby przypadek Abu Ghuraib) że bardziej przyzwoici ludzie boją się narazić kolegom, nie mają siły ani odwagi żeby się przeciwstawić patologiom. Ale w tym konkretnym przypadku to raczej rzeczywiście dziury w logice świata.
Drogie Panie i Panowi, a tak niedaleko szukajac, to czym jest noc poslubna Denerys i Drogo? Nie aby gwaltem?
A potem milos po grob.
A cykl oSpiacej Krolewnie dla doroslych? A Sandemo?
Przeciez to co tutaj przeczytalam nie rozni sie niczym od fanfikow, gdzie autorzy, w tym autorki folguja sobie mhrocznym wizjom, brutalnego seksu. Jedni to robia, bo naprawde maja takie fantazje i na szczescie ograniczaja sie do przelewania ich na papier, a nie uskuteczniania na zywych, nawet moze i chetnych osobach, a inni po prostu uprawiaja swoiste katharsis, znecajac sie nad bohateriami, a jeszcze inne robia to, bo faktycznie sluzy to fabule i robia to kompletnie na zimno, opisujac doskonale sytuacje i reakcje, nie angazujac sie przy tym psychicznie, bo nie czuja nic do tych postaci. Po prostu to narzedzia, jak rzeznicki noz.
Np. bohaterka mojwgo opowiadania bez zmeuzenia oka zabija kota, by zrobic z jego jelit cieciwe, ma tez czysto instrumentalne nastawienie do zwierzat, w tym potrafi byc wobec nich okrutna, ale nie dlatego, ze jest nienormalna czy zla, tylko pochodzi z odpowiedniego kraju, kultury i czasow. Jednoczesnie ja bym w zyuy czegos takiego nie zrobila, ale opisac umiem i wiem jak zrobi by wywolac w czytelniku pewnie nakierowane emocje.
Dziwi mnie tak gwaltowan reakcje, nie dlatego, ze nie widze nic paskudnego w opisanej scenie, ale dlatego, ze tego typu pomyslow jest pelno w wydawanych ksiazkach i opowiadaniach.
I nie mowie o samym gwalcie, vo oczywiscie on tez i pelno seksu, ale tez takie skrzywione przedstawianie potem tego. Na drugim koncu tego kija sa wszelkie opisy wielkich romansow, szejkow na bialuch koniach i tak dalej. I to nierealne, i to nierealne, ale ciagle popelniane.
Lata temu czytalam cykl Miecz prawdy i mnie zaskoczylo, ze tam sceny tortur, sado-maso itp., ktore tez zakoczyly sie pewna forma milosci… uznawane byly za cos niesmacznego, za ostrego… Dzis chyba nikogo nie wzruszaja. Bylo tez pobicie ciezarnej az poronila.
Rozumiem tez opisywanie takich scen… Autorzy chetnie korzystaja z mozliwosci fundowania bohaterom strasznych przezyc, traum. Standadowo – tprtury, gwlaty, niewolnictwo, chlosta, pietna, poronienia. Sama, piszac opowiadanie tez to fundowalam bohaterom, chociaz przed poronieniem sie powstrzymalam.
Oczywiscie staralam sie to fabularnie umotywowac, np. klatwa, fatalizmem bohaterki, ze nagrabila sobie u bostw i bedzie karana.
Ale tez za kazde mroczniejsze wydarzenie, serwowalam co jakis czas cos lepszego bohaterom, nie zpominalam tez o humorze.
Trzeba tez pamietac o realiach swiata. Jezeli przewaznie pisze sie o jakichs zamierzchlych czasach, nawet jezeli fikcyjnych, to 15 lat to wiek dojrzaly, dorosly, dzieciaty itp. Pamietam film historyczny o Piotrze !, byla tam scena jak mlody car najpierw w loznicy nieszczesliwa panne oszczedzil i biesiadnikom pokazywal przescieradlo polane winem… A godzine, dwie pozniej, wrocil do niej, powiedzial, ze koniec dasow i ja wlasnie zgodnie z prawem zgwalcil, bo jako maz, prawda moze historycznie i moralnie w danych czasach?
Troche wiec spasujce tez w ocenianiu autorek, ze nie odrozniaja fikcji od rzeczywistosci, bo byc moze po prostu korzystaja z mozliwosci w opowiadaniu z pisania takiego, a nie ze naprawde nie zdaja sobie sprawy jak to jest w realu…
A, ze jest to fabularnie slabe i moglo by byc jako intryga lepiej wymyslone, to juz inna sprawa.
Sirh
A i jeszcze mamy nwjnowsza odslone Pieknej i Bestii.Przepiekna historia milosna, nieprawdaz? Do potwora, porywacza, mordercy, prawdopodobnie i takiego cheoznika, bo sam utwor, to przerobka o wiele starszego dziela, sluzacego wlasnie inicjacji seksualnej i oswajania z mezczyznami, ich jednookim wezem i przejsciem spod opieki rodzicow w dorosly swiat dawnej kobiecosci, gdzie kobiety dzieci rodzily na okraglo, ale za to praktycznie nie wiedzialy co to niedogodnosci okresu.
Swoja droga, taki stosunek to raczej powazne obrazenia i moze nawet wykrwawienie sie dzieczynty, nadzianej sila, bez poslizgu, dziewicy na cos jak noga slonia, sadzac z opisow… Ale to tez zdaje sie autorki pominely.
Jak na gwalt, to tak naprawde jest to zalosnie i malo traumatycznie opisane. Prawie jak potkniecie sie na ulicy.
Zwykle opisuje sie jak dziewczyna to odczuwa w glowie, nawet jak sie nie ma jak obronic, co czuje. A jezeli dotyczy to gwaltu na facecie, to takze jak jest dosiadany, upkarzany, jak go boli czy mu nie wychodzi plus czesto wsadzenie czegos mu w tylek – psychologicznie to jest bardzo dla facetow upakarzace i wlasnie gwaltem.
Chcecie odbrazawiac S, zby jakos umotywowac wspolczesne podejscie do niego, auroczenie i milosc…
A wystarczy byc realnym na miare dawnych czasow. Wszelkie takie wymouszone zwiazki, kojarzone, oficjalnie poslubione, to obce osoby i czesto zaczynanie od gwaltu, a pozniej przeradzajace sie w normalny zwiazek. Te kobiety mogly jednak pojmowac pewne rzeczy inaczej, czesto to co dla nas jest niemoralne, krzwydzace, dla nich np, awansem, zaszczytem, stanem normalnym, a nie wstydem. I teraz i kiedys pewne odbieranie czegos ksztaltowala opinia spoleczna.
Przeciez dzis nikt sie nie zabija juz prawie z powodu dziecka z zonatym, czy tez tym, ze przed slubem sie przespal, prawda? A kiedys nie zawsze byla taka swiadomosc, ze kazde podporzadkowanie mezczyznie czy seks, nawet nie chciany to gwalt… Nie bronie tego, ale uwazam, ze trzeba miec swiadomosc takich roznic.
I przzypomne, ze wspolzyc nie mozna bylo z dziewczyna, poki nie miala okresu, a jej cialo nie rozwinelo sie odpowiednio by mogla rodzic dzieci, a nie zagrazaloby to jej zdrowiu. Przewaznie ta granica bylo 15 lat, takze w Polsce.
Ile ta dziewuszka ma latek? No chyba nie 12?
Wstyd z powodu ubran itp? Panny wydawane za maz, czesto nie wiedzialy jak penis wyglada, tak wiec… Chociaz pewnie takie parzenie koni ogladaly.
Z jednej strony teoria, odpowiednie woluminy, podsluchiwanie doswiadczonych, a z drugiej jednak wciaz pelna naiwnosc i niewiedza.
Babcia mojego faceta, urodzona jeszcze w XIX wieku, nigdy nie pokazala sie mezowi nago… bo nieprzystojne te i jakies wyuzdane.
To taka mieszanka pragmatyzmu i pruderyjnosci w dawnych czasach. Niby fizjologia i rozmnazanie, to co naturalnego i bez zadnych pszczolek, a z drugiej wielka tajemnica, nie rozmawia sie na te tematy, pokazac ramionka nie wypada ani pantalon, bo to tylko dziwki takie…
Sirh
Kochani Analizatorzy! Już wiem, gdzie Severo chował forsę!W żołądku! W mojej ukochanej książce,"Szóstce Wron" ,Kaz w czasie włamu do Lodowego Dworu musiał co dwie godziny wymiotować, by nie zacząć trawić wytrychów itp.
Inna kwestia,że aż wstyd przywoływać mojej ulubionej książki przy tym "tworze"… Wesołej Wielkanocy!��
M.
Przeczytałam analizę i chociaż przy poprzedniej części całkiem nieźle się bawiłam to przy tej towarzyszyło mi obrzydzenie i smutek. Nie jestem w stanie zrozumieć tego dlaczego kobiety, które piszą KSIĄŻKI tworzą takie gnioty, wciskając czytelnikom, że gwałt to w sumie nie jest zła sprawa, jeśli tylko gwalcicielem jest tróloff. Trauma? Co to trauma? On jest przecież przystojny, ojej! Fajnie jest, miło jest, banda napalonych facetów patrzy, a chłop chula, bo jak nie to koledzy będą plotkowac za plecami, że jest piczką. Chyba mnie to przerosło trochę i nie rozumiem jak ktokolwiek może się godzić na publikowanie takiej szmiry.